Piłka nożna Prasówka
Spektakularna wywrotka GKS-u Katowice-czyli mass media o meczu Puszcza-GKS Katowice 1:0 (1:0)
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu Puszcza Niepołomice – GKS Katowice. Mecz w Niepołomicach zakończył się wynikiem 1:0 (1:0).
gazetakrakowska.pl – Wygrana Puszczy Niepołomice na własnym boisku z wiceliderem tabeli GKS Katowice
[…] Puszcza po raz drugi w tym sezonie pokonała GKS (11 sierpnia wygrała 2:1). To jej dziewiąte zwycięstwo sezonie (siódme u siebie). Tym cenniejsze, że odniesione w starciu z wiceliderem tabeli.
puszcza-niepolomice.pl – Z dedykacją dla Prezesa!
[…] Puszcza podeszła do rywala bez respektu i od pierwszych minut widać było, że ma dobrze rozpracowanego taktycznie rywala. Zwykle chwali się bramkarzy i oczywiście napastników. Przeciwko GKS kapitalnie wręcz zagrali środkowi Puszczy Longinus Uwakwe I Marcin Stefanik. Obaj harowali na murawie zarówno w obronie jak i w ataku. Do pewnego momentu krokudotrzymywał im Krzysztof Drzazga, ale akurat jego z gry przedwcześnie wykluczył jeden z graczy GKS.
Decydująca akcja meczu była właśnie zasługą Stefanika, który wywalczył rzut rożny, potem wprowadził piłkę do gry, a Mateusz Bartków nie zdobył może najefektowniejszej bramki w karierze, za to bardzo ważną dla Puszczy Niepołomice. Nawet strata gola nie podziałała na zespół gości mobilizująco. Nadal w natarciu była Puszcza. Najpierw źle do uderzenia głową złożył się Michał Czarny, a chwilę później znakomitą okazję miał Stefanik, ale tym razem na posterunku był bramkarz GKS.
Po zmianie stron początkowo goście pokazali przez moment, że im zależy. Potem może i chcieli pokazać, ale na niezbyt wiele pozwolili im gracze Puszczy. Zachęcani przez trenera Tułacza atakowali, wychodząc z założenia, że najlepszą obroną jest atak. Niepołomiczanie tak dobrych okazji, jak w pierwszej połowie już nie mieli. Odnotować należy uderzenia Szewczyka I Stępnia, ale udanie po nich spisywał się golkiper gości.
Wygraną zespół Puszczy dedykował prezesowi Jarosławowi Pieprzycy, który w dniu meczu obchodził imieniny.
gol24.pl – Nikt nie chce być liderem w 1. Lidze? GKS nie wykorzystał szansy
[…] Kiepskie spotkanie rozegrali piłkarze GKS-u Katowice i w efekcie przegrali w Niepołomicach 0:1. Jedyną bramkę zdobył w 26. minucie Mateusz Bartków. Obrońca wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i pewnym strzałem głową pokonał Mateusza Abramowicza. GKS zmarnował doskonałą szansę, by wskoczyć na fotel lidera. Nice 1 Liga jest bardzo podobna do Ekstraklasy. Tu również nikt nie chce wskoczyć na pierwsze miejsce.
sportowefakty.wp.pl – Nice I liga: spektakularna wywrotka GKS-u Katowice, mocne słowa w Bytowie
Po czterech zwycięstwach na wyjeździe z rzędu GKS Katowice został pokonany 0:1 na stadionie Puszczy Niepołomice.
[…] GKS Katowice podbił w rundzie wiosennej tak trudne miejsca jak stadiony Wigier Suwałki, Chojniczanki i Chrobrego. Na konferencji prasowej po meczu w Głogowie trener Jacek Paszulewicz przestrzegał przed lekceważeniem następnych przeciwników, nawet jeżeli znajdują się w dolnej połowie tabeli. Szkoleniowiec wywołał wilka z lasu. Porażka 0:1 z Puszczą Niepołomice to spektakularna wywrotka rozpędzonego zespołu, który mógł w środę zostać nowym liderem. Jedynego gola strzelił w 25. minucie Mateusz Bartków po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. GKS Katowice miał problem z przeprowadzeniem dobrego ataku, a pole manewru Paszulewicza zmniejszyła kontuzja bramkarza Mateusza Abramowicza. Na boisko weszli w drugiej połowie Tomasz Foszmańczyk i Wojciech Słomka, ale nie poprawili gry przyjezdnych. GKS poniósł drugą porażkę w tym roku, a Puszcza odniosła drugie zwycięstwo.
dziennikzachodni.pl – Puszcza Niepołomice – GKS Katowice 1:0. Nieudany atak na szczyt
W zaległym meczu 20. kolejki Nice 1. Ligi GKS Katowice przegrał w Niepołomicach 0:1 i zmarnował w ten sposób szansę zostania liderem tabeli. Puszcza dla ekipy z Bukowej jest wyjątkowo trudnym rywalem…
[…] Dla katowiczan był to już trzeci mecz w ciągu tygodnia. Być może narastające zmęczenie miało wpływ na słabą postawę gości w pierwszej połowie. Zespół Jacka Paszulewicza prezentował się kiepsko i za karę stracił gola.
[…] Po zmianie stron katowiczanie prezentowali się nieco lepiej i przejęli inicjatywę w grze. Defensywa Puszczy imponowała jednak konsekwencją i spokojem, a w kilku momentach dopisywało jej szczęście, jak wtedy, gdy piłka uderzana zza pola karnego grzęzła w tłoku i odbijała się korzystnie dla gospodarzy. Z drugiej jednak strony w zespole wicelidera tabeli mocno szwankowała dokładność podań i strzałów. Im bliżej było końca spotkania tym większe problemy miał GKS w środku boiska, co próbowała wykorzystać Puszcza angażując w akcje zaczepne większą liczbą zawodników, zdając sobie sprawę, że najlepszą obroną jest atak. W ostatnich minutach katowiczanie rzucili na szalę wszystkie atuty, jakie im pozostały i byli bliscy osiągnięcia celu. W 84 minucie Lukasowi Klemenzowi zabrakło centymetrów, by sięgnąć głową piłki po dośrodkowaniu Adriana Błąda, natomiast strzał rozpaczy Wojciecha Słomki był już bardzo niecelny i stanowił podsumowanie nieudanego w wykonaniu GKS-u meczu.
Ostatecznie wynik nie uległ więc zmianie i kibice GKS-u musieli przełknąć wyjątkowo gorzką pigułkę. Co ciekawe – zespół z Katowic jeszcze nigdy nie wygrał z Puszczą: w czterech meczach z tym rywalem zaliczył dwa remisy i dwie porażki.
sportslaski.pl – Stracili punkty i bramkarza. Koniec wyjazdowej serii GieKSy
Wygrali w Chojnicach, zdobyli trzy punkty w Głogowie, by… przegrać mecz w Niepołomicach. Gdyby katowiczanie po raz piąty z rzędu zwyciężyli na wyjeździe – wskoczyliby na pozycję lidera Nice I ligi.
Mecz zaczął się od groźnej sytuacji GieKSy – po ładnej akcji i podaniu Andreja Prokicia do Oktawiana Skrzecza ten drugi trafił tylko w boczną siatkę. Była to… najlepsza okazja GKS-u Katowice przed przerwą. Spotkanie nie stało na wysokim poziomie, brakowało składnych akcji i groźnych strzałów. Królowały za to niedokładność i proste straty.
[…] Po stracie gola GKS wciąż nie grał piłki, do której przyzwyczaił kibiców w ostatnich wyjazdowych meczach. Co więcej, gdyby nie świetna interwencja Abramowicza po strzale Marcina Stefanika, mogło być 2:0. Była to… ostatnia interwencja bramkarza śląskiej drużyny bowiem na drugą połowę między słupki wszedł Maciej Wierzbicki. Powód zmiany? Kontuzja. A jeszcze kilka dni temu Abramowicz cieszył się, że w końcu nie ma problemów zdrowotnych…
W drugiej połowie grał też – choć nie od początku – Tomasz Foszmańczyk, dla którego był to pierwszy występ po kontuzji, której nabawił się jeszcze w tamtym roku. Już jego pierwsza akcja dała nadzieję na poprawę gry GieKSy, ale na nadziejach się skończyło. Katowiczanie wciąż grali niedokładnie i nie stwarzali sobie sytuacji. Słaby występ spowodował, że podopieczni trenera Jacka Paszulewicza przegrali pierwszy mecz wyjazdowy za jego kadencji. Gdyby wygrali, wskoczyliby na pierwsze miejsce…
sportdziennik.pl – Atak szczytowy nieudany
Po serii sześciu wyjazdowych potyczek ze zdobyczą punktową katowiczanie potknęli się nieoczekiwanie na obiekcie beniaminka. Zrobili bardzo niewiele, by temu zapobiec…
Dla podopiecznych Jacka Paszulewicza to miał być triumfalny tryptyk. Chojnice, Głogów, Niepołomice – małe krajowe tournee, za to ze sporym ciężarem gatunkowym. Komplet punktów uzbierany na przestrzeni tygodnia miał ociosać taran w sam raz na wrota ekstraklasy. Wiadomo było, że na ich wyważenie jeszcze nie pora, ale wczoraj wieczorem katowiczanie chcieli wracać do domu już jako lider tabeli…
Stało się inaczej. Próba rewanżu za porażkę 1:2 przy Bukowej zakończyła się niepowodzeniem. Katowiczanie nie byli w stanie ugrać choćby punktu. I w żaden sposób nie są w stanie tego osłodzić wcześniejsze wygrane z Chojniczanką i Chrobrym.
Spotkanie stało na niskim poziomie i nie mogło zadowolić nawet koneserów ligowego futbolu. Już w trzeciej minucie dla niepoznaki Oktawian Skrzecz wpadł w pole karne i oddał strzał w boczną siatkę, ale ci, którzy wzięli to za zwiastun dobrego widowiska, szybko poczuli się rozczarowani.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze