Dołącz do nas

Felietony

Świąteczna cisza dyrektora

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Minął niemal miesiąc od ostatniego meczu ligowego. Kurz po jednym z najgorszych roków w historii GKS Katowice powoli opada. Niesmak pozostaje.

Koniec rundy jesiennej to miał być czas pracy dyrektora sportowego Tadeusza Bartnika. Na razie efektów tej pracy nie widać. Ktoś powie, że jest jeszcze sporo czasu. To jednak nie do końca tak. Bo do połowy stycznia, kiedy GKS zacznie treningi pozostaje niespełna miesiąc. A zakładamy, że pożegnania powinny mieć miejsce już teraz, po to, by kadra była w miarę wyklarowana na początek zajęć, a jedyne opcje, które w styczniu miałyby dotyczyć GieKSy, to wzmocnienia.

Na ten moment interesują nas odejścia. Pisaliśmy o tym wiele razy. Każdy tydzień z przetrzymywaniem w klubie niegospodarnej firmy „Foszmańczyk i spółka” jest działaniem na szkodę GKS Katowice. Naprawdę jako kibic nie mam już absolutnie żadnej ochoty i chęci patrzenia na rachunek finansowy. Niektórzy zawodnicy nie zostali wydaleni zawczasu, to teraz tłumaczenie się finansami jest mało przekonujące. Jak jednak pisałem w felietonie dwa tygodnie temu – mam poważne obawy, że nie tylko o finanse się rozchodzi. Po prostu niektórzy sabotażyści nadal w klubie są chciani sportowo. Jako wartościowi piłkarze, mający „odpalić” na wiosnę.

Zdaję sobie sprawę, że słowa „sabotażysta” używam bardzo często i jakkolwiek uważam to za bardzo zasadne, to już mam awersję i wiem, że niektórych to mocno wkurza. Mam awersję do jechania po drużynie, do używania jakichś negatywnych określeń, inwektyw. Po rozmowie z Tomkiem Midzierskim w połowie rundy, ale też po swojej własnej decyzji, chciałem zaprzestać, zrobić tę dobrą minę do złej gry. Bo ileż można? Niezależnie od tego, co odwalali zawodnicy w rundzie jesiennej, każdy artykuł, w którym jadę po piłkarzach, autentycznie mnie męczy i wysysa ze mnie energię. Z drugiej strony pisząc masę artykułów, nie mogę być obojętnym – działam jako dziennikarz, ale nie tracąc swojej tożsamości kibicowskiej. Dlatego różne artykuły są mocno emocjonalne.

Nie mam siły na to, bo to zawsze są trudne emocje – złość, frustracja, bezradność. Czasem mobilizacja i wspomniane robienie dobrej miny do złej gry. A chciałbym po prostu w końcu przeżyć radość, kibicowską radość, euforię.

Niestety nie jest mi to dane i zostawienie w klubie tych ludzi, którzy już zawiedli wielokrotnie (nie tylko na boisku), powoduje, że wiem, że i na 99% na wiosnę tej radości przeżywać nie będę. Z niektórymi ludźmi znów będzie schemat wygranych w mało ważnych meczach i klęski w kluczowych bądź prestiżowych. Nawet jak zbliżymy się do strefy awansu, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że znów to spieprzą – bo są albo słabi, albo mentalnie na poziomie poniżej mułu.

Prezes Janicki mówi o tym, że celem GKS jest awans. W pierwszej chwili – tak automatycznie – pomyślałem sobie, że może jednak jest nadzieja, skoro prezes tak mówi. Ale zaraz przyszła myśl – na ile jest to jego rzeczywisty plan, a na ile słowa pod publiczkę i sponsorów. Na ile zdaje sobie sprawę, jakim materiałem dysponuje i że wielu z tych piłkarzy oddało awans za 30 srebrników (metafora, nie sugeruję korupcji). Na ile w końcu jeśli daje taką deklarację, będzie konsekwentnie i twardą ręką dążył do osiągnięcia celu.

Nie oszukujmy się, w całym roku 2017 piłkarzom za swoje haniebne występny włos z głowy nie spadł. Wszystko zostało potraktowane na zasadzie „to jest sport, zdarza się”. Zrobiono pseudowietrzenie szatni w przerwie letniej. Pseudo – bo zostawiono chory kręgosłup drużyny i nie mowa tylko o schorzeniu Foszmańczyka.

Jak na razie ta polityka „łagodnej ręki” jest kontynuowana. Odszedł na razie tylko odpad Yunis, zaraz odejdzie kolejny – Mokwa. Co to w ogóle za roszady? To nie są zawodnicy winni całego zła. Na razie wygląda to tak, że lecą piłkarze niemający żadnego wpływu na zespół. Jeśli ten trend zostanie utrzymany, to klub sam sobie założy sznur na szyję.

Teoretycznie szanse na awans są, bo 6 punktów straty to mało. Poważna drużyna jest w stanie to bez większego problemu odrobić. Problem w tym, że my mamy niepoważnych piłkarzy i trenera. Zawsze mogę wychodzić z założenia, że „a może im się zachce?”. Że może w czerwcu będzie awans i każdy mi powie, jak bardzo się myliłem. Chciałbym. Niestety doświadczenia z całego roku powodują, że nie wierzę w to ani trochę. Mamy zespół mentalnie na lekko półśmiesznym poziomie. Zostało to udowodnione wiosną, zostało udowodnione jesienią, także przez większość nowych piłkarzy. Więc na jakiej podstawie mam uważać, że nagle mentalność się zmieni i będziemy mieli wściekłe lwy na boisku, ale nie te z wypowiedzi Pawła Mandrysza?

Na szczęście do ligi pozostaje 2,5 miesiąca. Cieszy mnie to niezmiernie, bo perspektywa patrzenia na ludzi kompromitujących nasz klub jest dla mnie niezbyt fajna. Na ten moment, z tymi piłkarzami, wolałbym, żebyśmy w ogóle nie wychodzili na rundę wiosenną. A będzie trzeba.

Jeśli zostaną – będę działał dalej. Ale ze skrajnym poczuciem bezsensu tego działania. I z czekaniem, aż szatnia się wyczyści, bo to kiedyś przecież będzie musiało nastąpić.

Ale dobra, teraz coś przyjemnego!

Wszystkim Kibicom GieKSy życzę spokojnych, wesołych świąt. Odetnijcie się od codziennych stresów, codziennych problemów, przeżyjcie ten piękny czas z rodzinami i cieszcie się! Do zobaczenia!



8 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

8 komentarzy

  1. Avatar photo

    zippo50

    21 grudnia 2017 at 12:02

    Wszyscy kochamy ten klub ale samą miłością się nie wyżyje.To tak jak w rodzinie ktoś musi zarabiać na rodzinę przeważnie tata ktoś musi zadbać o kulturę i rozrywkę przeważnie mama.Jak się tata z mamą nie dogadują to dzieci robią co chcą a niekiedy żeby uzdrowić sytuację adoptują obce dziecko które pokocha nową rodzinę albo nie a niekiedy jest złośliwe i robi wszystko na przekór.Moje marzenie na święta a zarazem Wam wszystkim życzę żeby nasza GIEKSIARSKA rodzina znowu się kochała i wszyscy śpiewali na jedną nutę na tą dobrą nutę.
    WESOŁYCH ŚWIĄT

  2. Avatar photo

    Matti

    21 grudnia 2017 at 12:21

    Jak zwykle czekamy z decyzjami personalnymi do końca jak już nie bedzie na rynku nic ciekawego. W ekstraklasie sporo zawodników wystawionych na listach transferowych mających sobie szukać innych klubów, którzy mogliby napewno nam pomóc a my co cisza spokój i obudzimy się za pieć dwunasta że jednak nie został nam nikt sensowny. Jaki ten cały pion sportowy jest niemrawy, zawalaty nie ma w nich za grosz wyobraźni. Albo sięgniecie po sensowych zawodników albo dajcie sobie spokój z hasłami typu awans.

  3. Avatar photo

    Mecza

    21 grudnia 2017 at 12:54

    Faktycznie ciężko się to czyta, ile można… W ogóle to dziecinada bo niektórym się wydaje że Bartnik powinien robić szum wokół swojej pracy i dwa razy w tygodniu wrzucać na łamach dzienników sportowych „pytaliśmy o Jodłowca, pytaliśmy o Sadloka itp itd. Wielu by pomyślało ale super pracuje, jest aktywny, dzieje się. To tak nie działa. Dziecinada.

  4. Avatar photo

    artur

    21 grudnia 2017 at 18:07

    Tak trzymaj Shellu, wreszcie odpowiedni realizm, nie damy sobie mydlić oczu bajką o awansie, kiedy brak konkretnych czynów.

  5. Avatar photo

    artur

    21 grudnia 2017 at 18:10

    I zdejmijcie tego dziada Goncerza z reklam strony naszego klubu!

  6. Avatar photo

    Irishman

    21 grudnia 2017 at 19:59

    Ja już tez tak miałem na jesień, że musiałem wręcz walczyć z sobą, żeby iść na Bukowa i… znowu oglądać tych samych piłkarzy w naszych barwach. Tych samych, którzy przynieśli nam już tyle upokorzeń, wstydu, hańby czego ukoronowaniem były derby!
    Przecież niektórzy to jeszcze za Moskala pozbawili nas awansu i….. dalej tu są!

  7. Avatar photo

    OPO

    21 grudnia 2017 at 22:07

    Co z Goncerzem ? to on jako pseudokapitan odpowiada za to partactwo ! GONCERZ – odejdź , wstydu oszczędź. Twój czas już dawno w naszym klubie minął !

  8. Avatar photo

    Lucas

    22 grudnia 2017 at 20:28

    Shellu jak zwykle w punkt. Szkoda, że Pan Mandrysz nie czyta Twoich prasówek i nie bierze sobie ich do serca, zwłaszcza w momentach kiedy mydli nam oczy w swoich wywiadach. W 100% się zgadzam z tym co napisałeś i dzielę te same obawy. Na mecze dalej będę chodził bez względu na to co się dzieje z nadzieją, że w końcu nastanie jakiś przełomowy moment. Pożyjemy, zobaczymy!

    Wesołych GieKSiarze!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga