Dołącz do nas

Piłka nożna

Trenerzy o meczu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po spotkaniu GieKSy z Bytovią wypowiedzieli się obaj trenerzy – Adrian Stawski i Jacek Paszulewicz.

Adrian Stawski (trener Bytovii Bytów):
Powiedziałem chłopakom, że jestem bardzo dumny, bo GKS Katowice to bardzo dobry zespół i wyciągnąć punkty z tego terenu jest bardzo ciężko. Byliśmy zdeterminowani, by wygrać, ale zremisowaliśmy. Mieliśmy swoje sytuacje po kombinacyjnej grze, ale mogliśmy też w końcówce przegrać. Po czerwonej kartce wdarło się trochę nerwowości. Jestem bardzo zadowolony z gry.

Jacek Paszulewicz (trener GKS Katowice):
Ja dzisiaj dłużej. Mam mieszane uczucia co do tego spotkania. Dwa oblicza – pierwsza i druga połowa. Druga połowa to jest to, co wszyscy chcieliby oglądać w Katowicach, choć oczywiście też chcieliby oglądać bramki. Przychodząc obiecałem, że będziemy wdrażali śląski charakter i każdemu będzie ciężko wygrać. Uważam, że w drugiej połowie pokazaliśmy ten śląski charakter. Jakiś czas temu oglądaliśmy „Dekadę GieKSy” i tam padły bardzo mądre i istotne słowa, że awans robi się ze słabszymi rywalami. Patrząc na tabelę, Bytovia była zespołem słabszym. A skoro nawiązałem do tematu awansu, to przypomnijmy sobie, gdzie był nasz zespół, gdy zaczęliśmy tutaj pracę. Trzy filary, które są potrzebne, by zespół grał na miarę naszych oczekiwań: motoryka, organizacja i jakość gry. Dwa pierwsze pozwoliły nam dobić do stawki bijącej się o awans. Natomiast uważam, że w teorii są lepsze zespoły od nas, które potencjalnie mogą awansować. My dzięki ciężkiej pracy i szukaniu tej jakości próbujemy gonić te punkty i dopisywać je sobie do rachunku. W kontekście jakości, dzisiaj wystąpiło siedmiu skrajnie ofensywnych zawodników i w pierwszej połowie nie stworzyliśmy sobie sytuacji – wniosek jest jeden, trzeba więcej biegać i pracować i wtedy może  będzie łatwiej o sytuacje. W drugiej połowie pokazaliśmy atuty, przygotowanie motoryczne sprawiło, że zawodnicy Bytovii w końcówce bronili się i im dłużej trwałby ten mecz, tym byłaby szansa na zwycięstwo. Ostatnia rzecz – doping kibiców, którzy nas dopingowali cały mecz, z drugiej strony jest mi żal kibiców spod Blaszoka, bo słysząc gwizdy z Trybuny Głównej – one nie uderzają w zespół – ale uderzają w tych, którzy dopingowali nas w 90 minut. Chciałbym im podziękować i liczę, że pomogą nam w meczach wyjazdowych. Nie stoimy na straconej pozycji, aby bić się o najwyższe cele.

Po rundzie GKS Katowice był pod kątem jakości na ósmej pozycji, teraz jest na drugim miejscu. Widzimy mankamenty, ja nie chowam głowy w piasek. Szukamy jakości i rozwiązań. Kluczem do systemu, w którym chcemy grać są dziesiątki. W tej chwili najlepiej odnajduje się w tej roli Prokić, jest Zejdler, który zadania defensywne stricte realizuje, ale nie daje w ofensywie, tyle ile mógłby dać. Cerimagić i Foszmańczyk wchodzą po kontuzjach. Mamy skład osobowy jaki mamy i wokół tego składu musimy się poruszać. Tu się nic nie zmieni, nikt nie dojdzie, nikogo nie kupimy. Nikt z otchłani nie przyjdzie nie zbawi GKS Katowice. Musimy pracować i szukać w tym, co mamy. Pracujemy nad jakością, końcówka pokazała, że można. Nie mówię o momencie, gdy Opałacz dostał czerwoną kartkę. Ale nie baliśmy się grać do przodu. Powtarzam zawodnikom, że ryzyko to jest to, że staniemy w miejscu, z takim dorobkiem punktowym, jaki mamy obecnie. Grając z ósmej pozycji po rundzie jesiennej, nie ryzykujemy niczym. Ja nadal uważam, że nie jesteśmy faworytem do awansu i pójście do przodu nie jest kompletnie ryzykiem. Wpajam to zespołowi, a na ile to wychodzi? Pierwsza połowa pokazała, że zbyt zachowawczo po raz kolejny weszliśmy w mecz. Druga połowa pokazała takie oblicze, które chciałbym widzieć. oczywiście – zabrakło bramki. Wygralibyśmy i inaczej można by było patrzeć na zespół. Widzimy swoje słabe strony, każdy mecz jest analizowany, pokazujemy w jaki sposób zawodnicy powinni się zachowywać, by dać większą jakość temu zespołowi, ale to są trzy miesiące pracy. Nie wymagajmy cudów. Być może, gdy udało się opanować te trzy filary, nie pracowałbym w GKS, tylko w jakimś europejskim klubie. Cieszę się, że jednak jestem tutaj i liczę, że uda nam się zagrać dwie dobre połowy ze Stomilem Olsztyn.

Organizacja gry jest na wysokim poziomie, bo trzeba zobaczyć ile bramek traci GKS Katowice. A uważam, że to było kluczowe w tych meczach, które udało nam się wygrać. Jakość indywidualna to jest coś, nad czym pracują wszyscy trenerzy. Ale trzeba też popatrzeć na to, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Bytovia mimo niskiej pozycji w tabeli, ale to nie jest tak, że jest jakaś wielka dysproporcja. Rywalowi trzeba wydrzeć punkty z gardła i nie ma do tego innej drogi, tym bardziej, że tak jak powiedziałem – do czerwca żadnych ruchów transferowych nie będzie, więc szukamy optymalnych możliwości w swojej drużynie.

Pytania od redakcji GieKSa.pl do trenera Paszulewicza

Wspomniał pan o zachowawczej grze. Widzieliśmy już to z Puszczą, kiedy GKS przez pierwsze 20 minut stał i czekał, co zrobi rywal. Czy to jest kwestia taktyki, czy jednak taktyka była taka, by zaatakować Bytovię od początku?

Jeśli chodzi o poprzedni mecz, to wspomniałem już po spotkaniu, że realizacja założeń była słaba. Teraz zakładaliśmy, że nie pozwolimy rywalowi wyprowadzać piłki na krótko i to się udało. Brakowało naszego konstruowania akcji w drugiej linii. Po kontuzji bardzo ciężkie wejście miał Armin, stąd zmiana w 45. minucie. Być może zbyt dużo roszad spowodowało, że ten organizm musiał się przez 45 minut docierać.  Mam mieszane uczucia co do tego meczu, bo druga połowa to jest to, co obiecywałem, czyli przede wszystkim walka, charakter i myślę, że to przyniesie punkty.

Zapytamy jeszcze raz o Dalibora Volasa – co z nim? Czy w takim meczu nie prosiłoby się, aby wpuścić właśnie tego zawodnika, a nie np. Kalinkowskiego? Volasa nie było nawet na ławce. Kiedy jak nie teraz?

Trenerzy dobierając ławkę rezerwowych wybiegają w przód. Jeżeli mamy jedynego zawodnika, który może zagrać na pozycji nr 6 – Poczobuta, rozpada się nam całkowicie filozofia gry. Więc tutaj wszystkie personalia na ławce sa nieprzypadkowe. To że Oktawian wypadł ze składu, jest spowodowane tym, co chcieliśmy realizować w tym spotkaniu. Volas jest w coraz lepszej dyspozycji i wejście jego do kadry może być nieoczekiwane. To nie jest tak, że ktoś może wylecieć z ławki kosztem Dalibora. Decyzje muszą być przemyślane. Sytuacja może się zmieniać jak w kalejdoskopie. Patrzmy na Olimpię Grudziądz, kiedy wypadło im dwóch młodzieżowców w jednej połowie i musieli grać w dziesiątkę. To też jest realne założenie, w kontekście którego ustalamy jedenastkę meczową. To nie jest taki zero-jedynkowy wybór, że kogoś bierzemy i ktoś wypada – staramy się zachować proporcje, jeśli wypada nam środkowy czy boczny obrońca, musimy to sensownie zastąpić. Liczę na Dalibora i na pozostałych, być może następne mecze pokażą, że dostanie szansę.

Kto pana zdaniem jest faworytem do awansu, skoro mówi pan, że są lepsi?

Teoretycznie są inne zespoły, jakościowo, choć oczywiście wiecie panowie, jak to jest z CV – można je mieć, a mieć taką formę, która nie predysponuje do gry w pierwszej lidze. Patrząc na nazwiska w innych zespołach i jakość gry – być może nie motorykę i organizację – tylko jakość, to  uważam, że GieKSie tej jakości brakowało i nadal brakuje i to nie jest wrzucanie kamyczka i użalanie się nad swoim zespołem, bo ja dalej wierzę w swój zespół, tylko patrzę pod kątem statystyk, które zastałem przychodząc do tego klubu. Jeśli bazując na jakości GKS miał 7 pkt straty, to tej jakości musiało być za mało. Dołożyliśmy elementy, które wywindowały nas na drugą pozycję. W tej chwili musimy się zmierzyć z tym, że nie gonimy stawki, tylko uciekamy. Bo po tej kolejce i tak zostaliśmy na fotelu wicelidera. Wszystko jest przed nami, ale studzę głowy, bo tak jak mówiłem, to średnioterminowy plan przewiduje awans do ekstraklasy i chcielibyśmy to zrobić, ale pamiętajmy, że klubów mających taki plan jest kilka.



16 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

16 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    29 kwietnia 2018 at 22:00

    Miałem nadzieję, że pojawi się dzisiaj Volas od pierwszej minuty. Dobre pytanie jak nie dzisiaj to kiedy? Kędziora nie może grać wszystkiego od początku. Goncerz już udowodnił że nie pomaga. Myślałem że wejdzie Fosa aby coś poklepać jak nie szło a tu „kreatywny” Kali. Trenerze mam inną ocenę drugiej połowy bo było dalej za mało gry w piłkę i tylko złość że dziwnie zaczęło się spieszyć w doliczonym czasie gry. Piłkarze nie wiedzieli, że ten mecz trzeba wygrać, że trzeba się spieszyć, zapieprzać od 1 minuty? Czekali na doliczony czas. Nadal uważam, że jedyny wytłumaczenie to mecze co 3 dni, w tygodniowej wersji będziemy mieli szybsze czasy reakcji, to są sekundy decydujące. Prokić już się potyka o swoje nogi bo trener nie rotuje, częściowo można się tylko zgodzić że nie ma kim. Młodzież ma power i można dwóch wystawić w pierwszym składzie.

  2. Avatar photo

    1964

    29 kwietnia 2018 at 22:16

    Mam pytanie?Po jaki chu ściąga się Volasa skoro nie gra!Jeśli brano go na sztukę to dzięki ale trzeba było dać szanse Marchewce z Rozwoju czy innego młodego chłopaka a nie tracić hajsu na nieprzygotowanego chopa.Zresztą brak przygotowania u Volasa to wgląd na jego profesjonalizm!

  3. Avatar photo

    Mecza

    29 kwietnia 2018 at 22:28

    Ja obstawiam, że to są tylko wymówki z tym przygotowaniem. Być może za mało wazeliny na treningach. Goncerz pewnie haruje na pokaz (tak sam jak łapie żółte kartki za bezsensowną agresję) i jest wyżej. Marchewka? Darujmy sobie bo on nawet nie ma miejsca w składzie Rozwoju.

  4. Avatar photo

    Kibol

    29 kwietnia 2018 at 23:15

    I znowu sie zaczyna sranie w banie motoryka w nos pstryka jakośc nijakośc K….A rzygać siechce

  5. Avatar photo

    Irishman

    29 kwietnia 2018 at 23:32

    Czy po jesieni byliśmy JAKOŚCIOWO na ósmym miejscu? Trener Mandrysz przejął drużynę rozbitą i zdemoralizowana po wiosennym wstydzie, uzupełnioną w bardzo dużej mierze o piłkarzy, którzy potrzebowali wtedy kilku tygodni na dojście do formy. Wtedy byliśmy jakościowo pewnie na jednym z ostatnich miejsc, co pokazywały wyniki. Ale absolutnie nie zgadzam się, że drużyna, którą przejął Paszulewicz była na ósmym miejscu, skoro potrafiła wygrać na koniec z Miedzią, która dziś niezagrożenie zmierza do Ex.
    Czy obecnie JAKOŚCIOWO jesteśmy na drugim miejscu? Jeśli tak, to po dzisiejszym meczu trzeba stwierdzić, że exe-quo z Bytovią, która w przekroju całego meczu, była dla nas absolutnie równorzędnym rywalem!

    Druga sprawa – jeśli (co oczywiste) nikt do drużyny nie dołączy, to czy rozsądnym jest skreślanie takiego piłkarza jak Plizga??? Akurat dziś to wybitnie brakowało, aby na boisku pojawił się ktoś potrafiący wykonywać stałe fragmenty gry, tak jak on!

  6. Avatar photo

    Cierpliwy

    29 kwietnia 2018 at 23:42

    Zostało 6 małych kroczków. Po co płakać jeśli mleko się jeszcze nie wylało. Poczekajmy do połowy maja. Może to się skończy lepiej niż rok temu.

  7. Avatar photo

    scifo

    30 kwietnia 2018 at 01:58

    Mecza, co do Marchewki, to on ma 17 lat i gra ogony w Rozwoju, trudno żeby decydował o jakości zespołu przez 90 minut. Jest młody, szybki, potrafi minąć zawodnika i strzelić, chyba jednak wolałbym, żeby wchodził na końcówki zamiast Goncerza i ogrywał się w 1 lidze. Wpuszczanie Gonza jest jak strzał w powietrze, dużo huku mało pożytku.
    W drugiej połowie była walka …., to że było lepiej niż w pierwszej nie znaczy, że można to nazwać walką. My nie mieliśmy ani jednej 100% sytuacji, chyba, że liczymy bilard między słupkami, tyle, że słupek, to strzał niecelny. Trochę wiatru zrobił Mandrysz, ale złapał kontuzję. Gwizdy z Głównej były i owszem, ale w sytuacji jak Frańczak zamiast do przodu zaczął się cofać z piłką…
    Mamy dużo szczęścia, bo Drutex miał 2 świetne okazje, raz uratował nas Wierzbicki a drugim razem gościu przestrzelił z przed 16stki.

  8. Avatar photo

    Irishman

    30 kwietnia 2018 at 04:51

    A ja się zgadzam z trenerem, ze druga połowa była znacznie lepsza, bo… dostosowaliśmy się do Bytovii i zaczął się ładny mecz.
    Co do kibiców to pan trener jeszcze nie wie zdaje się jak trybuna główna potrafi utrudnić życie! Dzisiaj było bardzo na plus ze strony „starszych” kibiców! A to jego gadanie, to nie wiem czy to przypadkiem nie jest już mała wazelinka, żeby jakby co mieć poparcie jednych kibiców przeciw drugim…..

  9. Avatar photo

    Sasza

    30 kwietnia 2018 at 06:13

    Co do Marchewki to się zgodzę z tym, że jest jeszcze młody i 90 minut nie wytrzyma ale do ogrywania się to by się przydał. Byłem w sobotę na derbach miasta juniorów i naszych chłopaków Marchewka ograł klasycznie.

  10. Avatar photo

    stefano

    30 kwietnia 2018 at 07:51

    Trener niestety ale nie ma ewentualności na atak pozycyjny , ZERO!!! strzałów z dystansu , klepy , gry prostopadłą piłka .Jak czytam o planach to mam drgawki .
    Wystawianie Prokica , tylko zle wpływa na reszte zespołu , bo chop jest cieniem zawodnika z początku rundy.
    Magia KATA pryska , trzeba się z niektórymi przeprosić i spróbować czegos innego niż tylko długa na Prokica.

  11. Avatar photo

    KaTe

    30 kwietnia 2018 at 08:06

    Może by się przeprosił z Plizgą…

  12. Avatar photo

    Dziadek

    30 kwietnia 2018 at 11:34

    Panie trenerze proszę nie robić jednego: nie nastawiać jednych kibiców przeciwko drugim. Na B1 to nie przejdzie. Na głównej siedzą ci co jeszcze niedawno byli na blaszoku i ci co dopiero tam będą. Często są to ludzie, którzy na Gieksę chodzą od lat 70 i 80 tych.
    Ten mecz to była straszna niemoc. Walka była ale niemoc też. Przede wszystkim trzeba strzelać,nawet z 16. Może ten element poćwiczyć, bo strzałów dramatycznie mało.
    Poza tym kibice Gieksy byli już w ostatnich latach tyle razy zrobieni w balona, że są przeczuleni na gwałtowne spadki formy i niemoc na boisku.
    I jeszcze jedno: Tu jest Gieksa – tu jest presja..

  13. Avatar photo

    wiesiek

    30 kwietnia 2018 at 12:26

    @Dziadek haslo tu jest Gieksa tu jest presja odeszło w siną dal wraz z Marianem Dziurowiczem. ( pamietamy oczywiscie o korupcji w tamtych latach, ale jednak wymagano cos od pilkarzy co udowodnily chocby mecze w europejskich pucharach) .
    Teraz obowiazuje haslo tu jest Gieksa tu wspokoju mozna zarobic pare groszy nieprzedstawiajac zadnej wartosci pilkarskiej i tez cie nikt ztad nie wydupcy np. Gonzo, Fosa.

  14. Avatar photo

    potf

    30 kwietnia 2018 at 12:34

    Jestem w szoku, dlaczego na wiosnę Plizga nie dostał jeszcze ani jednej szansy?! Przecież my w środku pola oprócz Poczobuta który jest defensywny, mamy zero jakości i kompletny brak kreatywności. Gdzie strzały z dystansu, gdzie prostopadle podania?

  15. Avatar photo

    pablo

    30 kwietnia 2018 at 22:04

    dlaczego nie grał Foszmańczyk i czy zagra w następnym meczu

  16. Avatar photo

    GieKSiorz

    30 kwietnia 2018 at 22:44

    pierdo…lenie o Szopenie!!!cos mi się wydaje ze będzie powtorka z przed roku niestety,zakaz awansu i tyle w temacie.ja już nie dam zrobić się w ciula,dalem ostatnia szanse ,jak teraz frajersko postapia z kibicami za rok mnie nie uswiadcza na bukowej i mysle ze dużo więcej ludzi tak postapi.Nie jestem kibicem sukcesu,chodze na Giekse już ponad 20 lat ale nie będę tolerowal jak kibiow robi się w ciula,można przed sezonem powiedzieć ze nie stać nas na awans,albo grac caly sezon w srodku tabeli a nie pompować balonik a potem huj.Panie Trenerze to ze było trochę gwizdów to i tak nic,przeciez ten mecz był jak dramat,dla mnie Bytovia prędzej zasluzyla na 3 pkt niż my.Cieszcie się ze teraz tylko gwizdy sa ,za to co zrobila ta druzyna wiosna 2017 dawniej by był klaps.Chcialbym tak bardzo się mylic!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga