Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd doniesień mediów: Ostatni kwadrans jak trzęsienie ziemi
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Mistrzynie Polski w piłce nożnej rozegrały siódme ligowe spotkanie z AZS-em UJ Kraków. Drużyny podzieliły się punktami 1:1 (0:0). Kolejne spotkanie zespół rozegra w Katowicach z APLG Gdańsk, czwartego listopada. Piłkarki przewodzą w ligowej tabeli z dziewiętnastoma punktami. Druga drużyna w tabeli, Pogoń Szczecin, ma stratę do GieKSy dwóch punktów. Piłkarze korzystając z przerwy reprezentacyjnej rozegrali spotkania sparingowe z Piastem Gliwice. Do 78 minuty GieKSa prowadziła 2:0, ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 2:2 (0:0). Najbliższe spotkanie ligowe drużyna rozegra w Łęcznej z Górnikiem, w niedzielę dwudziestego drugiego października, początek meczu zaplanowano na godzinę 18:00. Siatkarze przygotowują się do startu rozgrywek PlusLigi, w ubiegłym tygodniu zespół rozegrał sparing z Czarnymi Radom, w spotkaniu odnotowano… remis 2:2. W najbliższą niedzielę (22 października) siatkarze zainaugurują rozgrywki ligowe PlusLigi w sezonie 2023/24. Drużyna zmierzy się z Treflem Gdańsk, spotkanie rozpocznie się o godzinie 20:30. W ubiegłym tygodniu zespół rozegrał dwa spotkania, z GKS-em Tychy oraz Unią Oświęcim. W obu spotkaniach wygrała GieKSa, odpowiednio 5:2 i 2:1. W tym tygodniu drużyna rozegra trzy mecze: w środę na wyjeździe z GKS-em Tychy o Superpuchar Polski, w piątek z Cracovią w Krakowie oraz w niedzielę z JKH GKS-em Jastrzębie (w Satelicie, początek meczu o 15:00). Nasz zespół przewodzi w ligowej tabeli, do tej pory nie zaznał goryczy porażki.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Ostatni kwadrans jak trzęsienie ziemi
Wieńczące 8.kolejkę Ekstraligi spotkanie zapowiadało się interesująco. Katowicka Gieksa jeszcze nie straciła nawet punktu (aczkolwiek należy przypomnieć, że podopieczne Karoliny Koch mają zaległe spotkanie z bardzo dobrze grającymi w tym sezonie szczeciniankami), AZS UJ zaś grał solidnie, ambitnie, ale niestety z niewielkim przełożeniem na zdobycz punktową (m.in. pechowo przegrany mecz w Koninie) i znalazł się w strefie spadkowej. Teraz każdy punkt dla krakowianek miał być na wagę złota – a tak zdeterminowane zespoły potrafią niesamowicie walczyć. O ile pierwsze czterdzieści pięć minut było dość rozczarowujące, ostatni kwadrans wynagrodził brak emocji. Po piorunującym finiszu oba zespoły podzieliły się punktami i mecz zakończył się remisem 1:1.
Pierwsza połowa zakończyła się bez bramek – i bez większych emocji. Kibice zobaczyli jedynie jedno celne uderzenie w wykonaniu gospodyń; GKS miał nieco więcej szans, ale piłka za każdym razem mijała światło bramki. W drugiej połowie gra się nieco ożywiła, wykończenie akcji w wykonaniu katowiczanek poprawiło się, ale na drodze do zdobycia bramki za każdym razem stawała doświadczona Karolina Klabis. I wtedy w 75.minucie zaczęło się widowisko. Najpierw było trzęsienie ziemi, a potem emocje tylko rosły. Najpierw największe brawa zebrała reprezentacyjna bramkarka, broniąc jedenastkę egzekwowaną przez Mariolę Hajduk. Zgodnie z zasadą, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, krakowianki odpowiedziały bramką. W przeciwieństwie do kapitan Gieksy, dowodząca akademiczkami Anna Zapała nie pomyliła się pod bramką Kingi Seweryn i w Krakowie zaczęło zanosić się na pierwszą od dokładnie pięciu miesięcy ligową porażkę mistrzyń Polski.
Katowiczanki rzuciły się do odrabiania strat. Nacisk przyniósł efekt tuż przed upływem podstawowego czasu gry, gdy Joanna Olszewska skierowała piłkę do bramki Karoliny Klabis. Jagiellonki też starały się odgryzać i kibice, którzy przyszli na spotkanie, na jego zakończenie na brak emocji narzekać zdecydowanie nie mogli. Więcej bramek już nie padło i Gieksa po raz pierwszy od 15 maja straciła ligowe punkty, krakowianki natomiast opuściły kosztem konińskiego Medyka strefę spadkową.
Przed katowiczankami teraz najważniejsze ligowe spotkania w rundzie jesiennej. Najpierw przełożone starcie ze szczecińską Pogonią, którego wynik może zadecydować o zmianie na fotelu lidera (jeśli szczecinianki wygrają), potem mecz z zajmującymi miejsce tuż za podium AP LOTOS Gdańsk. Krakowianki zaś udają się do Sosnowca na mecz z Czarnymi Antrans – a jako że podopieczne Anny Szymańskiej złapały ostatnio rytm i zaczynają grać na miarę oczekiwań, emocji w stolicy Zagłębia Dąbrowskiego na pewno nie zabraknie.
sportdziennik.com – Mieli zwycięstwo w garści
Katowiczanie zaskoczyli przyjezdnych z Gliwic, strzelając dwie bramki. Ostatecznie mecz zakończył się remisem.
Zespoły z ekstraklasy i 1. ligi nie obijają się podczas przerwy reprezentacyjnej. O 11 w sobotę rozpoczął się sparing GKS-u Katowice z Piastem Gliwice. Mecz odbył się na stadionie przy ulicy Bukowej, a trenerzy obu zespołów chcieli przetestować pewne nowości. W wyjściowej jedenastce Piasta znalazło się miejsce dla piłkarzy, którzy w ostatnich spotkaniach ligowych przesiadywali na ławce.
Była to dla nich możliwość do pokazania się na tle teoretycznie słabszego (bo pierwszoligowego) zespołu. W pierwszej połowie widać było różnicę między drużynami. Gliwiczanie mieli przewagę, zaskakiwali swoich przeciwników pressingiem, jednak gola do przerwy nie udało im się zdobyć. GieKSę natomiast stać było na podrygi, który również niewiele wniosły, bo bramkarz Karol Szymański nie miał zbyt wiele pracy.
W drugiej połowie szkoleniowiec katowiczan Rafał Górak wymienił praktycznie cały skład, pozostawiając na murawie jedynie Shuna Shibatę oraz Arkadiusza Jędrycha. Na boisku pojawił się między innymi Sebastian Bergier, który ostatecznie w 67 minucie wpisał się na listę strzelców. GKS wykorzystał zamieszanie w środkowej strefie boiska i wyprowadził błyskawiczną kontrę. Bergier zszedł z prawego skrzydła w pole karne i w dogodnej sytuacji nie pomylił się. Co ciekawsze, kilka minut później po raz kolejny pokonał golkipera Piasta, dając swojemu zespołowi dwubramkowe prowadzenie.
Gości było jednak stać było na odrobienie strat. Najpierw bramkę zdobył Damian Kądzior. Wykorzystał on słabszy moment GKS-u, który nie potrafił wyjść z własnej „16” i uderzeniem z pierwszej piłki pokonał Patryka Szczukę. Chwilę później do siatki trafił Miguel Munoz, który po zamieszaniu w polu karnym dołożył tylko nogę i trafił do pustej bramki z odległości kilku metrów. Na więcej obu zespołów stać nie było, więc mecz zakończył się remisem.
SIATKÓWKA
siatka.org – Remis w ostatnim sparingu GKS-u
W sobotę 14 października GKS Katowice rozegrał sparing z Enea Czarnymi Radom. Drużyny wygrywały sety na zmianę a mecz zakończył się remisem. Dla katowiczan był to ostatni test przed startującą niebawem ligą. – Jeśli chodzi o ten mecz, to wszystkie sety były zupełnie inne. Pierwszy pod dużą kontrolą, dosyć szybko zakończony. Później kolejny, w którym mieliśmy przestój i straciliśmy chyba cztery punkty w jednym ustawieniu, co dodało trochę wiatru w żagle zespołowi z Radomia. W trzecim znowu tak jak w pierwszym dobrze zaczęliśmy i mieliśmy całego seta pod kontrolą – opowiedział o spotkaniu Łukasz Kozub.
Lepiej w mecz weszli gospodarze. Wykorzystując błędy Czarnych GKS odskoczył na 7:2. Dobrze funkcjonował katowicki blok. Mimo starań radomianie nie zdołali odwrócić biegu tego seta. Po ataku Damiana Domagały GKS wygrał do 17. W drugiej odsłonie sytuacja odwróciła się. Ręki w ataku nie wstrzymywał Meljanac (9:12). Chociaż katowiczanie próbowali walczyć, nie znaleźli sposobu na zatrzymanie Meljanaca i Piotrowskiego. Trzeci set toczył się już po myśli katowiczan. Radomianie mieli problemy ze skutecznością, co rzutowało na wynik. W końcówce przy zagrywkach Formeli Czarni rzucili się do odrabiania strat, ale przewaga okazała się zbyt duża. Chociaż w czwartym secie początkowo gospodarze poszli za ciosem, nie udało im się postawić kropki nad i. GKS prowadził kilkoma punktami w końcówce, jednak uaktywnili się Gomułka i Ostrowski. Radomianie lepiej rozegrali decydującą część i mecz zakończył się remisem.
Kozub: teraz czekamy na ligę
– Jeśli chodzi o ten mecz, to wszystkie sety były zupełnie inne. Pierwszy pod dużą kontrolą, dosyć szybko zakończony. Później kolejny, w którym mieliśmy przestój i straciliśmy chyba cztery punkty w jednym ustawieniu, co dodało trochę wiatru w żagle zespołowi z Radomia. W trzecim znowu tak jak w pierwszym dobrze zaczęliśmy i mieliśmy całego seta pod kontrolą. Czy nazwał bym to próbą generalną? Myślę, że nie. Myślę, że każdy z tych meczów, które zagraliśmy do tej pory w okresie przygotowawczym, traktowaliśmy bardzo poważnie. W każdym z nich graliśmy w innym zestawieniu personalnym, byliśmy w innym momencie jeśli chodzi o zmęczenie. Zdecydowanie nie powiem, że to była próba generalna. Był to po prostu mecz kontrolny jak każdy inny do tej pory. Teraz czekamy na ligę – podsumował Łukasz Kozub.
22 października GKS Katowice rozegra swój pierwszy mecz w tym sezonie PlusLigi. Katowiczanie we własnej hali podejmą Trefl Gdańsk. – Myślę, że wszyscy jesteśmy zadowoleni z pracy, którą wykonaliśmy. Wiadomo, że jak przychodzi nowy rozgrywający czy nawet dwóch w tym sezonie, to potrzeba sporo powtórzeń. Jesteśmy ze sobą sześć tygodni. To też nie jest tak, że wszystko będzie od razu wychodzić. Zagraliśmy dużo setów, każdy trening potraktowaliśmy bardzo poważnie, jak na profesjonalistów przystało. Wiemy, gdzie jesteśmy mocni, wiemy, gdzie możemy się jeszcze poprawić. Zaczynamy ligę i przed nami siedem czy osiem miesięcy pracy, docierania się. Wszystko przyjdzie w swoim czasie – powiedział o przygotowaniach zespołu do ligi rozgrywający GKS-u.
GKS Katowice – Enea Czarni Radom 2:2 (25:17, 20:25, 25:19, 24:26)
HOKEJ
hokej.net – Derby Śląska dla Katowic. Tyszanie z przegraną przed walką o Superpuchar
W ramach 11. kolejki TAURON Hokej Ligi GKS Tychy podejmował drużynę GKS-u Katowice. Derby Śląska ponownie padły łupem drużyny z Katowic, a dubletem w tym spotkaniu popisał się Mateusz Michalski. Kolejne spotkanie tych drużyn już w najbliższą środę, a jego stawką będzie Superpuchar Polski.
Było to już trzecie spotkanie pomiędzy tymi drużynami. Dwa poprzednie zostały rozegrane w „Satelicie” padły łupem GieKSy, która najpierw wygrała po serii rzutów karnych 3:2, a później w regulaminowym czasie gry 3:1.
Tym razem przyszła pora na starcie na „Stadionie Zimowym”. Był to też sprawdzian przed środową rywalizacją o Superpuchar Polski
Początek pierwszej tercji przebiegł pod dyktando podopiecznych Adama Bagińskiego. Tyszanie wyprowadzali liczne kontry, stwarzali sobie sytuacje strzeleckie i oddawali strzały na bramkę Johna Murraya. W 10. minucie spotkania karę za przeszkadzanie złapał Radosław Galant. Katowiczanie bezbłędnie to wykorzystali i wynik spotkania pewnym strzałem otworzył Grzegorz Pasiut. Dzięki tej bramce to właśnie goście częściej dochodzili do głosu i to oni później prowadzili grę.
Podczas drugiej tercji tyszanie za wszelką cenę próbowali zdobyć wyrównującą bramkę. Podłamani stratą gola wyprowadzali kontry i stwarzali sobie czyste okazję do doprowadzenia do wyrównania. Hokeiści Jacka Płachty bezbłędnie grali w obronie i konsekwentnie przenosili grę spod własnej bramki do tercji rywali. Pod koniec drugiej odsłony gumę do tyskiej siatki skierował Shigeki Hitosato. Była to bramka do szatni, ponieważ Japończyk zdobył ją zaledwie 29 sekund przed syreną kończącą drugą tercję. Tyszanie dalej bez pomysłu starali się zagrozić bramce gości, lecz świetnie się spisywał się w niej John Murray.
Na początku ostatniej tercji spotkania obie drużyny znalazły sposoby na zdobycie bramek. Najpierw mocnym strzałem po lodzie popisał się Aleksi Varttinen, którego strzał trącił Olli Iisakka, a krążek zaskoczył Tomáša Fučíka i wpadł mu w piątą dziurę. Potem do głosu doszli gospodarze, a pierwszą bramkę dla trójkolorowych zdobył Filip Komorski. Był to jasny sygnał kapitana zespołu, nakazujący walkę do ostatniej sekundy.
W 55. minucie gry goście popisali się składną akcją, a swoją drugą bramkę zdobył Mateusz Michalski. Pod koniec meczu, trener GKS-u Tychy, Adam Bagiński poprosił o czas dla swojej drużyny a następnie wycofał bramkarza, co w przyszłości okazało się nie najlepszym pomysłem ponieważ krążek do pustej bramki skierował Bartosz Fraszko.
sportdziennik.com – Dojrzałość mistrzów
Obrońcy tytułu mistrzowskiego nadal są niepokonani i na wszystkich patrzą z góry.
Hokeiści GKS-u Katowice prezentują niezwykle dojrzałą oraz solidną grę. Trudno się dziwić, że kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa. Mają na swoim koncie już dwanaście zwycięstw. W weekend najpierw wygrali w Tychach, zaś w niedzielę pokonali po morderczej walce zespół z Oświęcimia.
Do zespołu GKS-u po bolesnej kontuzji powrócił Mateusz Bepierszcz. Natomiast między słupkami stanął Michał Kieler i w 1. tercji popisał się kilkoma udanymi interwencjami. A wcale łatwo nie było, bo gospodarze grali dwa razy w osłabieniu. Jednak w tym elemencie pokazali się z dobrej strony neutralizowali poczynania rywali już w ich strefie. Kiedy do boksu kar powędrował Olli Iisakka GKS zwarł szeregi i na kilkanaście sekund przed zakończeniem kary Bartosz Fraszko popisał precyzyjnym uderzeniem. Do meczu z Unią katowicki skrzydłowy miał cztery gole, kierując krążek do pustej bramki. Teraz już może mówić, że pokonał bramkarza.
Goście mieli dwie znakomite sytuacje, ale Markowi Kalenikowasowi oraz Andrejowi Denyskinowi na przeszkodzie stanął Kieler. Szybkie tempo, sporo ciekawych akcji z jednej i drugiej strony, ale trudno się dziwić skoro grały dwa czołowe zespoły.
Już na początku drugiej odsłony GKS grał w osłabieniu i Fraszko ponownie znalazł się przed Linusem Lundina, ale tym razem go nie pokonał. W 23 min Sam Marklund miał okazję wpisać się na listę strzelców, lecz posłał krążek w bramkarza. Gospodarze sporo się musieli napracować, bo trzy razy grali w „4”, ale potrafili utrzymać korzystny wynik. W 28 min mieli sporo szczęścia, bowiem Ville Heikkinen trafił krążkiem w poprzeczkę. Przewaga była po stronie gospodarzy, ale nie potrafili jej udokumentować golami, choć sytuacji było sporo.
W końcu goście wykorzystali jedną z licznych przewag i w końcu Kaleinikowas pokonał Kielera. Niemniej przewaga nadal była po stronie gospodarzy i bramka wisiała w powietrzu. Mateusz Michalski od początku sezonu prezentuje równo formę i ten weekend w jego wykonaniu był niezwykle udany. W Tychach zdobył gole, zaś z Unią trafił raz, ale zadecydował o wygranej. Spory udział w tym zwycięstwie miał również Kieler, który interweniował z wyczuciem. „GieKSa” imponuje solidnością!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze