Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: GieKSa wciąż niepokonana

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
W rozgrywkach Orlen Ekstraligi trwa reprezentacyjna przerwa. Najbliższe spotkanie nasza drużyna rozegra na wyjeździe, pierwszego października z Pogonią Tczew. Mecz rozpocznie się o godzinie 12:00 Piłkarze przegrali swój mecz ligowy z Lechią Gdańsk 1:5 (1:1). Prasówkę na temat tego meczu znajdziecie TUTAJ. W rozpoczętym tygodniu piłkarze rozegrają dwa spotkania: w środę w ramach rozgrywek Pucharu Polski, z Górnikiem Zabrze oraz w sobotę, ligowe z Odrą Opole (wyjazd). Mecz pucharowy zostanie rozegrany na Bukowej, początek spotkania o 21:00. Spotkanie z Odrą rozpocznie się o godzinie 17:30. Klub podpisał kontrakt z Christianem Aleman.
Siatkarze przygotowują się do startu rozgrywek PlusLigi, w ubiegłym tygodniu zespół rozegrał dwa sparingi, oba z Projektem Warszawa. Pierwszy z nich drużyna przegrała 1:3, w drugim pokonała rywala 2:1. W najbliższy piątek zaplanowano sparing z Aluron CMC Wartą Zawiercie.
W dwóch rozegranych meczach ligowych w ubiegłym tygodniu hokeiści odnieśli dwa zwycięstwa: z JKH GKS-em Jastrzębie (po rzutach karnych) 4:3 oraz 3:1 z STS-em Sanok. W rozpoczętym tygodniu zespół rozegra trzy spotkania, we wtorek z Podhalem Nowy Targ, w piątek z Energą Toruń oraz w niedzielę z Zagłębiem Sosnowiec. Dwa pierwsze będą meczami wyjazdowym, trzecie domowe. Spotkania rozpoczną się odpowiednio o godzinie 18:00, 18:30 i 17:00.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.com – Powrót na pierwszoligowe stadiony
Jeszcze przed piątkowym meczem z Lechią Gdańsk GKS Katowice postanowił się wzmocnić. Kontrakt z klubem podpisał Christian Aleman.
[…] Pomimo tego, że gra GKS-u naprawdę wygląda dobrze w tym sezonie, klub nie spoczywa na laurach. W środę ogłoszono, że nowym piłkarzem katowickiego zespołu został Christian Aleman. Ekwadorczyk znany jest z boisk pierwszoligowych. Od 2021 do 2022 roku reprezentował barwy Arki Gdynia. Na Pomorzu rozegrał 61 oficjalnych meczów. W nich zdobył 8 bramek i zaliczył 9 asyst. Ofensywny pomocnik był ważnym punktem Arki, jednak w 2023 roku postanowił wrócić do swojej ojczyzny. Od początku tego roku aż do teraz był piłkarzem klubu ekwadorskiej ekstraklasy SD Aucas.
– Tam jednak nie grał zbyt wiele, bo wystąpił w zaledwie jednym spotkaniu ligowym. Wrócił do Polski, po raz kolejny do pierwszej ligi, żeby znów pokazać się na europejskiej arenie. Jeszcze przed rozpoczęciem letniego okna transferowego sondowaliśmy możliwość pozyskania do naszego Klubu Christiana Alemana. Wówczas zawodnik był związany kontraktem z SD Aucas. Rozpoczęliśmy rozmowy z zawodnikiem, natomiast w tamtym momencie zbyt wiele czynników uniemożliwiało przeprowadzenie tego transferu. Jednym z założeń na letnie okno transferowe, po decyzjach kadrowych podjętych po zakończeniu ubiegłego sezonu, była zdefiniowana potrzeba pozyskania do drużyny dwóch ofensywnych pomocników. Latem dołączył do drużyny Mateusz Mak, a na ewentualną obsadę drugiego wakatu, cierpliwie czekaliśmy przyglądając się przede wszystkim naszej drużynie, a także sytuacji na rynku transferowym.
– Braliśmy pod uwagę wariant, w którym dodatkowy zawodnik do drużyny już nie dołączy. Pojawienie się natomiast w zespole kilku urazów, a także okoliczność rozwiązania przez Christiana Alemana kontraktu z poprzednim klubem, zbiegły się w czasie i te fakty zdeterminowały ponowne rozpoczęcie rozmów z zawodnikiem na temat transferu do naszego klubu. Mamy świadomość okresu, w jakim zawodnik dołącza do drużyny, a także tego, że z pewnością będzie on potrzebował czasu na aklimatyzację. Dlatego przed podjęciem decyzji o pozyskaniu zawodnika, bardzo dokładnie ze sztabem szkoleniowym zaplanowaliśmy cały proces, co ma przyspieszyć moment jego gotowości do gry w naszym klubie – powiedział po sprowadzeniu zawodnika z Ameryki Południowej dyrektor sportowy GKS-u Dawid Dubas. Trudno przypuszczać, że Ekwadorczyk już w piątek wyjdzie na murawę. Pomimo tego, że wciąż pod znakiem zapytania stoi występ wspomnianego przez dyrektora Dubasa Maka, Aleman raczej jeszcze nie będzie gotowy do gry.
Sam zainteresowany nie ukrywa, że poza GKS-em miał też oferty z innych klubów. Jednak ta wydawała się dla niego najbardziej odpowiednia.
– Miałem inne propozycje, ale widziałem, że klub dobrze sobie radzi w lidze i to również było czynnikiem motywującym, by dołączyć do drużyny. Spędziłem w Polsce dwa lata i bardzo dobrze je wspominam – stwierdził Christian Aleman po powrocie do kraju nad Wisłą.
weszlo.com – Szalony mecz w 1. lidze, problemy Marcina Kochanka. „Powinna się tym zająć Komisja Ligi”
Sędzia Marcin Kochanek w ostatnim czasie nie może się pochwalić świetną passą. W poprzedni weekend arbiter podjął kontrowersyjną decyzję o wyrzuceniu z boiska Michała Nalepy. Teraz Kochanek zszedł szczebel niżej i znów zamieszał, dokładając cegiełkę do szalonego spotkania Lechii Gdańsk z GKS-em Katowice.
– Mógłbym powiedzieć dużo o sędziowaniu, to skandal. Powinna się tym zająć Komisja Ligi – powiedział w pomeczowym wywiadzie Sebastian Bergier, napastnik GieKSy.
Co tak wzburzyło zawodnika drużyny gości? Decyzje Marcina Kochanka, którego w Gdańsku próbował ratować VAR, ale nawet wideoweryfikacja nie uchroniła arbitra przed kłopotami.
Weźmy bramkę na 1:0 dla Lechii Gdańsk. Zanim Luis Fernandez wygrał pojedynek powietrzny po rzucie rożnym, sędzia mógł odgwizdać faul w akcji poprzedzającej stały fragment gry. Sebastian Bergier stracił piłkę po ataku rywala, który wzbudzał kontrowersje. Arbiter grę puścił, Lechia wywalczyła korner i trafiła do siatki.
– Sędzia do mnie podchodzi, mówi: masz rację, był faul, powinienem to gwizdnąć. Ale nie gwizdnął — tłumaczył piłkarz GieKSy.
Im dalej w las, tym dla Kochanka gorzej. Kuriozalna była sytuacja, w której Marcin Wasielewski padł jak rażony piorunem w polu karnym. Obrońca zespołu z Katowic najpierw rywala ograł, potem się przewrócił, licząc na naiwność sędziego. Nie przeliczył się – mimo braku kontaktu Kochanek podyktował „jedenastkę”. Naprawił to dopiero VAR, który przywołał go do monitora, po czym sędzia główny zmienił swoją decyzję.
Słuszne w tym meczu były czerwone kartki dla zawodników GKS-u Katowice. Aż dwie, bo goście polowali na Luisa Fernandeza tak, jak w poprzednim sezonie często robili to rywale Wisły Kraków. Pod koniec spotkania arbiter znów jednak podjął przedziwną decyzję. Dawid Brzozowski zaatakował Davida Bugaja w polu karnym od tyłu, powtórki pokazały, że był to raczej atak w nogi, a nie w piłkę.
Marcin Kochanek stwierdził, że wręcz odwrotnie, czyściutko. Znów zawołano go do VAR-u, ale tym razem decyzji nie zmienił.
Koniec końców Lechia Gdańsk i tak wygrała wysoko, pewnie. Korzystając z przewagi dwóch zawodników, podopieczni Szymona Grabowskiego rozbili GKS Katowice, strzelając mu pięć bramek. Błyszczał Luis Fernandez, który zanotował dublet – gola numer dwa zdobył po strzale pod poprzeczkę, przy czym lekko pomógł rykoszet. Dwukrotnie do siatki trafiał również nowy nabytek klubu z Trójmiasta – Tomas Bobcek. Słowak miał kosztować Lechię 600 tysięcy euro i szybko postanowił zacząć się spłacać.
SIATKÓWKA
siatka.org – Jakub Jarosz: żeby wejść do ósemki, musi wydarzyć się wiele dobrego
– Dla takiego klubu jak nasz, żeby wejść do ósemki, musi wydarzyć się wiele dobrego w danym sezonie. Jedna rzecz – musimy grać bardzo dobrze, czyli wykrzesać ze swojego potencjału sto procent. Druga – muszą ominąć nas kontuzje. Trzecia rzecz to stworzenie fajnej grupy – mówił o celu GKS Katowice na nadchodzący sezon kapitan katowiczan Jakub Jarosz.
Jak idą przygotowania do sezonu?
Jakub Jarosz: – Zgodnie z planem, bo trenujemy ciężko, budujemy bazę siłowo-wytrzymałościową i techniczną na treningach siatkarskich. Pracujemy dużo, nie jest to przyjemny moment dla zawodników. Treningów jest sporo i są one ciężkie, ale nam niezwykle potrzebna jest ta praca. Wiemy, że sezon będzie bardzo szybko pędził – spotkań będzie wiele, więc będziemy grać co trzy dni. Teraz mamy czas, żeby tę bazę zbudować, żeby potem dać radę po prostu.
Jaka panuje atmosfera w drużynie?
– Wszystko w porządku, atmosfera jest dobra. Wszyscy są skoncentrowani na pracy. Wspólny wyjazd do Gdańska na PreZero Grand Prix był takim fajnym momentem na starcie przygotowań, że drużyna mogła spędzić więcej czasu razem. Myślę, że to też bardzo nam pomogło w kwestii wzajemnego poznania się, bo jednak to nowy zespół, wiele nowych twarzy się pojawiło. Cały czas się poznajemy.
Przed piątkowym, przegranym sparingiem odbyliście trening w siłowni. W sobotę już zwycięstwo nad Asseco Resovią Rzeszów, czy ono buduje morale?
– Przegraliśmy nie dlatego, bo rano mieliśmy siłownię. Po prostu przeciwnicy postawili trudne warunki i zagrali dużo lepiej od nas. To jest taki moment, że nie możemy prezentować tej formy, którą chcemy mieć w sezonie ligowym. Nie możemy wyglądać dobrze. Wyglądamy ociężale, bo ciężko trenujemy. Na pewno zawsze lepiej wygrywać i te zwycięstwa są potrzebne również w sparingowych meczach. Zawsze gramy o zwycięstwo.
Prezes GKS Katowice powiedział, że jest potencjał na play-off. Co trzeba zrobić, by wejść do ósemki?
– Dla takiego klubu jak nasz, żeby wejść do ósemki, musi wydarzyć się wiele dobrego w danym sezonie. Jedna rzecz – musimy grać bardzo dobrze, czyli wykrzesać ze swojego potencjału sto procent. Druga – muszą ominąć nas kontuzje. Trzecia rzecz to stworzenie fajnej grupy. Sporo jest więc tych elementów, które muszą zadziałać, byśmy osiągnęli dla naszego klubu cel, jakim jest gra w ósemce mistrzostw Polski. To jest taki cel wymarzony, postawiony wysoko. Liga jest bardzo trudna. W tej lidze nie ma słabych zespołów. PlusLiga jest jedną z, jeśli nie najsilniejszą ligą na świecie, więc być w ósemce to duży zaszczyt.
Pospekulujmy – która drużyna pana zdaniem wejdzie na pewno do ósemki, która aspiruje do gry w czubie PlusLigi?
– Trudno powiedzieć. Jest pewien stały zestaw drużyn, które na pewno będą się biły o mistrzostwo Polski. A lista drużyn walczących o ósemkę jest bardzo długa. Zawsze są też takie drużyny, które pragną po prostu utrzymać się w elicie. Z nazw nie chcę wymieniać na ten moment konkretnych drużyn, bo aktualnie większość drużyn nie trenuje w pełnych składach. Myślę jednak, że każdy wie, które drużyny celują w medale, a jakie mają inne cele.
Wyrównane sparingi GKS-u i Projektu w Błoniu
Kolejne ekstraklasowe zespoły sprawdzają swoją formę przed nadchodzącymi rozgrywkami PlusLigi w sezonie 2023/2024. Tym razem GKS Katowice i Projekt Warszawa zmierzyli się w dwóch sparingach w podwarszawskim Błoniu. W pierwszym meczu lepsi okazali się warszawscy siatkarze. W drugim katowiczanie się zrewanżowali.
W piątek, 22 września GKS Katowice i Projekt Warszawa rozegrali pierwszy sparing w Błoniu. W inauguracyjnym secie z bardzo dobrej stronie pokazali się siatkarze z Warszawy. W drugim walka jeszcze bardziej się zaostrzyła i po grze na przewagi lepszy był Projekt Warszawa. Trzecią partię udało się katowiczanom w końcówce przeciągnąć na swoją stronę. W czwartej odsłonie obie drużyny miały swoje szanse na wygraną. Ostatecznie zwycięstwo na swoim koncie zapisali podopieczni trenera Piotra Grabana.
W meczu z bardzo dobrej strony pokazał się niemiecki atakujący Projektu Warszawa – Linus Weber. Zawodnik zdobył 19 punktów i zaliczył 74 procent skuteczności. W GKS-ie najlepszym punktującym został Marcin Waliński.
Projekt Warszawa – GKS Katowice 3:1 (25:20, 27:25, 23:25, 25:23)
[…] W sobotę, 23 września zespoły rozegrały drugie spotkanie sparingowe, które według ustaleń trenerów miało obejmować jedynie trzy sety. Inauguracyjną partię lepiej rozpoczęli warszawianie, jednak katowiczanie szybko doprowadzili do wyrównania, a następnie przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę siatkarze GKS-u. Druga partia miała niemal identyczny przebieg. Pierwotnie to Projekt prowadził, jednak w końcówce lepsi byli katowiczanie. W kolejnej odsłonie lepsi byli warszawiacy. Wykorzystali oni przestój, który dopadł zawodników GKS-u. Ostatecznie jednak mecz zakończył się zwycięstwem katowickiej drużyny 2:1.
Projekt Warszawa – GKS Katowice 1:2 (22:25, 22:25, 25:22)
HOKEJ
hokej.net – Przesądziły rzuty karne. Wygrana katowiczan i zmiana lidera
W rozgrywanym awansem meczu 5. kolejki TAURON Hokej Ligi JKH GKS Jastrzębie przegrał na własnym lodzie z GKS-em Katowice 3:4. Zwycięzcę wyłoniła dopiero seria rzutów karnych, które lepiej wykonywali mistrzowie Polski. Podopieczni Jacka Płachty objęli też prowadzenie w ligowej tabeli.
Pierwsze minuty spotkania upływały w charakterystycznej ostrożności ofensywnej i skupieniu się przede wszystkim na odpowiedzialności w osłanianiu własnej bramki. W 14. minucie w trakcie rozgrywania przez gości przewagi, na indywidualną akcję zdecydował się Filip Starzyński, który wprowadził krążek przed bramkę GieKSy, oddając strzał z bekhendu, z którym poradził sobie John Murray, jednak przy dobitce golkiper gości był już bez szans.
Jastrzębianie, chociaż kreowali sobie kolejne sytuacje, to nie mieli pomysłu na wykończenie swoich akcji, w związku z czym wynik po pierwszej tercji nie uległ już zmianie.
Na drugą tercję mistrzowie Polski wyszli ewidentnie zmotywowani do odrabiania strat. Chociaż Jastrzębianom udało się obronić 40 sekund osłabienia z pierwszej odsłony gry, to w 22. minucie byli już bezradni. Shigeki Hitosato przyspieszył rozegranie krążka do spółki z Jooną Monto, który trafił na kij Aleksiego Varttinena, a ten pewnym uderzeniem pokonał Macieja Miarkę.
Zdobyta bramka dodała otuchy drużynie Jacka Płachty, która zaczęła kontrolować wydarzenia na lodzie. W 28. minucie opieszałość obrońców JKH GKS-u wykorzystał Mateusz Michalski, który na raty umieścił krążek w bramce Macieja Miarki, wyprowadzając gości na prowadzenie.
Tercja upływała na szybkiej, twardej grze. Nie brakowało również emocji wynikających z bezpośrednich starć pomiędzy zawodnikami. W 38. minucie jastrzębianie doprowadzili do wyrównania za sprawą kolejnego trafienia Filipa Starzyńskiego.
W trzeciej odsłonie drużyny dały jasno do zrozumienia, że są zainteresowane pełną pulą punktów. Pierwszy cios w tej tercji wyprowadzili katowiczanie, którzy za sprawą trafienia Sama Marklunda z 48. minuty ponownie objęli prowadzenie. Stracona bramka podrażniła ambicje gospodarzy, którzy wraz z upływającym czasem rzucali coraz większe siły do odrabiania strat.
W 58. minucie rozgrywający przewagę gospodarze dopięli swego. Marcin Kolusz postanowił odegrać krążek wzdłuż niebieskiej linii do Rastislava Špirki, a doświadczony napastnik soczystym strzałem wyrównał wynik. Remis ewidentnie nie zaspokoił rozpędzonych gospodarzy, którzy jeszcze w końcowych sekundach szturmowali bramkę Johna Murraya, jednak reprezentacyjny golkiper nie dał się już więcej zaskoczyć.
Zebrani na trybunach Jastoru kibice byli świadkami dogrywki. Pierwsi do głosu doszli katowiczanie, jednak najpierw ze strzałem Iisakki poradził sobie Miarka, a dobijający uderzenie Monto z najbliższej odległości przeniósł gumę nad poprzeczką.
W 64. minucie GieKSa za sprawą Olssona i Sokaya wyprowadziła dwójkową kontrę, jednak strzał 26-letniego Kanadyjczyka wybronił Miarka. Do wyłonienia zwycięscy były zatem potrzebne karne.
Po stronie gospodarzy swój najazd wykorzystał jedynie Robert Arrak. Goście w tym elemencie okazali się skuteczniejsi, bowiem trafiali za sprawą Bartosza Fraszki i Mateusza Michalskiego.
GieKSa wciąż niepokonana. Sanoczanie odprawieni
Hokeiści GKS-u Katowice odnieśli piąte zwycięstwo z rzędu. W niedzielne popołudnie mistrzowie Polski pokonali przed własną publicznością Marmę Ciarko STS Sanok 3:1.
W kadrze mistrzów Polski nieobecnego Mateusza Bepierszcza, zastąpił w pierwszej formacji Mateusz Michalski. Pierwszy raz w meczowej kadrze zobaczyliśmy również Davida Lebka. Katowiczanie od pierwszych minut spotkania chcieli potwierdzić swoją dobrą dyspozycję, jaką prezentują od początku rozgrywek. W pierwszych minutach krążek nie opuszczał tercji gości, którzy zostali zepchnięci do defensywy. Przed świetną okazją, do otwarcia wyniku spotkania stanął Mychajło Kowalczuk, który po szybkim rozegraniu stanął oko w oko z odsłoniętą przez Kristiana Tamminena bramką. 19-letni napastnik nie zdołał jednak po swoim strzale skierować krążka do bramki.
W 5. minucie na ławce kar zasiadł Ben Sokay, a my zaobserwowaliśmy scenariusz, jaki dobrze znamy z domowych spotkań GieKSy. Przewaga gości rozpoczęła się bowiem od kontry broniących osłabienia katowiczan. Mateusz Michalski pognał w kierunku bramki sanoczan, lecz stając oko w oko z Tamminen, zgubił „pod łyżwą” krążek i nie zdołał oddać strzału. Przebieg pierwszej tercji upływał w większości w tercji sanoczan, gdzie podopieczni Jacka Płachty pracowali na zamkniętej defensywie. Goście ograniczali się do pojedynczych ataków zakończonych strzałami, z którymi większych problemów nie miał John Murray. W 20. minucie mistrzowie Polski zdołali dopiąć swoich starań. Wynik spotkania otworzył Olli Issaka, który wykończył dokładnie rozegranie krążka pomiędzy Varttinenema Hitosato.
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się na nieco mniejszej intensywności, jednak w dalszym ciągu pod kontrolą mistrzów Polski. Trójkolorowi pozostawali w posiadaniu krążka i w pełni decydowali o przebiegu wydarzeń na lodzie. Sanoczanie próbowali budować zalążek swoich akcji ofensywnych, jednak nie byli w stanie dyskutować z argumentami GieKSy w defensywie. W 31. minucie w pełni zasłużenie gospodarze podwyższyli swoje prowadzenie za sprawą bramki Hampusa Olssona. Drugie trafienie katowiczan nie zmieniło obrazu spotkania, które pozostawało pod ich pełną kontrolą. Najlepszą okazję do kontaktowego trafienia sanoczanie mieli w 39. minucie. Bezpański krążek w środkowej tercji padł łupem Sami Tamminena, który wyszedł „sam na sam” z Johnym Murrayem jednak kapitan drużyny z Podkarpacia w swoim wykończeniu nie zdołał zaskoczyć reprezentacyjnego golkipera.
Początek wydarzeń trzeciej tercji pozwalał sądzić, że sanoczanie nie składają broni i będą szukać sposobności aby złapać kontakt z gospodarzami. Zagęszczała się atmosfera przed bramką Johna Murraya, jednak goście wciąż nie potrafili bodnąć monolitu obronnego GKS-u. Uporczywość zawodników STS-u zaowocowała w 47. minucie. GieKSa straciła krążek podczas rozegrania w tercji neutralnej. Z gumą na bramkę katowiczan pomknął Szymon Fus i pozwolił swojej drużynie wrócić do meczu. Zdobyta bramka ożywiła poczynania gości, którzy zwietrzyli szansę na odrobienie strat. W 55. minucie na ławkę kar przez sędziów został oddelegowany Hampus Olsson, a 27 sekund później dołączył do niego Grzegorz Pasiut. Przed podopiecznymi Elmo Aittoli pojawiła się zatem perspektywa przeszło 90 sekund gry w podwójnej przewadze. Mistrzowie Polski wybronili się z opresji, a po wyrównaniu formacji przeszli do kontrofensywy. W 57. minucie losy spotkania rozstrzygnął Sam Marklund, który strzałem z bliskiej odległości ustalił wynik spotkania.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze