Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka Stadion

Tygodniowy przegląd mediów: GKS Katowice kontynuuje zwycięską passę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Piłkarki pokonały na wyjeździe drużynę Pogoń Tczew 3:0 (2:0). Następne spotkanie zespół rozegra już jutro o godzinie 18:00 w ramach 1/32 finału Pucharu Polski. Zmierzymy się na wyjeździe z Czarnymi Sosnowiec. Ze względu na przerwę reprezentacyjną kolejne spotkanie ligowe zostanie rozegrane dopiero 3 listopada na Bukowej z Rekordem Bielsko-Biała. Do kadry na mecze z Rumunią zostały powołane dwie piłkarki GieKSy: Kinga Seweryn i Klaudia Słowińska. Piłkarze najbliższe spotkanie ligowe rozegrają na Bukowej w niedzielę 20 października o 12:15 ze Śląskiem Wrocław.

Siatkarze w zeszłym tygodniu rozegrali dwa spotkania: w pierwszym z nich pokonali VC Barkom Każany Lwów 3:1. W drugim ulegli Resovii 1:3. W rozpoczętym tygodniu drużyna zmierzy się w Szopienicach z LUKiem Lublin. Mecz rozpocznie się 19 października o 20:30.

W ubiegłym tygodniu hokeiści rozegrali dwa spotkania (oba wygrane): z STS Sanok (3:0) i Unią Oświęcim (3:1). Przed spotkaniem z Unią Patryk Wronka podpisał umowę z GieKSą, która obowiązuje do końca sezonu 2024/25. W tym tygodniu zespół rozegra trzy spotkania. Już dzisiaj (15 października) nasza drużyna zmierzy się w Tychach z GKSem. Z kolei w piątek (18 paźdizernika) w Satelicie przeciwnikiem będzie JKH GKS Jastrzębie. W niedzielę (20 października) hokeiści udadzą się do Torunia na mecz Energą. Mecze rozpoczną się odpowiednio o godzinie 18:00, 18:30 i 17:00.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice kontynuuje zwycięską passe

GKS Katowice z dalekiej podróży wraca z kompletem punktów. Zawodniczki prowadzone przez Karoline Koch pokonały w meczu 9. kolejki Orlen Ekstraligi Pogoń Dekpol Tczew 3:0. Dla przyjezdnych było to dziewiąte ligowe zwycięstwo z rzędu.

Katowiczanki na prowadzenie wyszły w 26. minucie po golu Julii Włodarczyk, która zdobyła swojego pierwszego gola w sezonie. W 35. minucie debiutująca w wyjściowej „11” była zawodniczka zespołu z Tczewa Katarzyna Nowak, podwyższyła wynik meczu i na przerwę przyjezdne schodziły  z dwubramkową przewagą.

W drugiej połowie kibice zgromadzeni na stadionie w Tczewie zobaczyli jednego gola. Na listę strzelczyń wpisała się 25-letnia Klaudia Słowińska.

Wicemistrzynie Polski zanotowały dziewiąte ligowe zwycięstwo z rzędu. Ostatnim zespołem, jaki znalazł sposób na pokonanie Gieksy był Grot SMS Łódź, który 9 czerwca pokonał w meczu 22. kolejki Orlen Ekstraligi GKS 1:0.

 

Znamy powołania na dwumecz z Rumunią!

Nina Patalon powołała zawodniczki na mecze barażowe eliminacji do mistrzostw Europy z Rumunią. Reprezentacja Polski pierwszy mecz zagra 25 października o godzinie 18:00 w Bukareszcie, a mecz rewanżowy odbędzie się 29 października o godzinie 18:00 w Gdańsku.

W kadrze po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczymy Tanje Pawollek, która przez dłuższy czas leczyła kontuzje więzadeł krzyżowych. Po raz pierwszy na zgrupowaniu pojawi się zawodniczka GKS-u Katowice, Klaudia Słowińska.

Powołania otrzymały:

Adriana Achcińska (1.FC Köln, Niemcy), Sylwia Matysik (TSV Bayer 04 Leverkusen, Niemcy), Milena Kokosz (Åsane Fotball Damer, Norwegia), Aleksandra Zaremba (Costa Adeje Tenerife, Hiszpania), Nadia Krezyman (UKS SMS Łódź), Emilia Szymczak (FC Barcelona, Hiszpania), Oliwia Woś (FC Zürich Frauen, Szwajcaria), Wiktoria Zieniewicz (UKS SMS Łódź), Kinga Seweryn (GKS Katowice), Paulina Dudek (Paris Saint-Germain FC, Francja), Natalia Padilla Bidas (1.FC Köln, Niemcy), Dominika Grabowska (TSG 1899 Hoffenheim, Niemcy), Martyna Wiankowska (1.FC Köln, Niemcy), Małgorzata Mesjasz (AC Milan, Włochy), Oliwia Szperkowska (Paris Saint-Germain FC, Francja), Klaudia Jedlińska (Dijon FCO, Francja), Tanja Pawollek (Eintracht Frankfurt, Niemcy), Ewa Pajor (FC Barcelona, Hiszpania), Ewelina Kamczyk (FC Fleury 91, Francja), Klaudia Lefeld (Górnik Łęczna), Klaudia Słowińska (GKS Katowice), Martyna Brodzik (Pogoń Szczecin), Kayla Adamek (Vittsjö GIK, Szwecja), Kinga Szemik (West Ham United FC, Anglia).

 

wkatowicach.eu – Robi wrażenie! Tak wygląda oświetlony Stadion Miejski w Katowicach

Na nowym Stadionie Miejskim w Katowicach trwają przygotowania do ułożenia murawy. Na trybunach pojawiły się już krzesełka, w hali trwają prace wykończeniowe. Piłkarze GKS-u Katowice mają planowo rozegrać tu pierwsze mecze wiosną 2025 roku. W czwartek, 10 października, trwały tam prace przy ustawianiu opraw świetlnych.

W czwartek, 10 października, na Stadionie Miejskim w Katowicach trwały prace przy ustawianiu opraw świetlnych, a także iluminacji obiektu. Przypomnijmy, nowy stadion ma pomieścić blisko 15 tysięcy kibiców. Nowy kompleks sportowy to jednak nie tylko stadion piłkarski. Na ukończeniu jest również hala sportowa.

Nowy stadion miejski w Katowicach ma być gotowy do końca roku. Prace nabierają tempa, a wkrótce na płycie obiektu pojawi się murawa. Obecnie trwają przygotowania do jej układania. Na jakim etapie są prace?

Wykonawca realizuje między innymi wykończenie pod trybunami, ale pracuje także na terenie wokół obiektu, gdzie montowane są wygrodzenia. Ponadto trwają prace porządkowe i przygotowawcze do układania murawy. Podobne prace związane z nawierzchnią będą też prowadzone na boiskach treningowych. Dodatkowo wokół nich instalowane są piłkochwyty – przekazuje Dawid Kwiecień z Katowickiej Agencji Wydawniczej reprezentujący Katowickie Inwestycje.

Przypomnijmy, nowy stadion ma pomieścić blisko 15 tysięcy kibiców. Nowy kompleks sportowy to jednak nie tylko stadion piłkarski. Na finiszu jest też hala sportowa.

Trwają prace wykończeniowe wewnątrz hali, malowanie ścian czy roboty w toaletach. Firmy sprzątające przygotowują też halę, by móc przystąpić w najbliższym czasie do układania parkietu sportowego. Ponadto przed nami montaż oświetlenia – mówi Dawid Kwiecień.

Nowy stadion miejski powstaje przy ulicach Bocheńskiego i Upadowej w Katowicach (Załęska Hałda). Ulica, przy której mieści się stadion, ma zostać przemianowana na „Nową Bukową”.

Piłkarze mają rozegrać na nowym stadionie swoje pierwsze mecze wiosną 2025 roku.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Po wygranej mogą odetchnąć z ulgą

Z wielką ulgą odetchnęli siatkarze GKS-u Katowice. W poniedziałkowe popołudnie zanotowali swoje pierwsze plusligowe zwycięstwo w sezonie i to od razu za trzy punkty,  W pokonanym polu zostawili Barkom-Każany Lwów, który tym samym wciąż po stronie zwycięstw na swoim koncie ma 0. W ekipie z Lwowa z pewnością mają wielkie powody do niepokoju.

W pierwszym secie 7:4 po atakach Jewgienija Kisiliuka oraz dwóch punktowych blokach prowadzili katowiczanie. Obydwie drużyny od samego początku zawiązywały grę środkiem. Joshua Tuaniga równo dystrybuował piłki, włączając każdą opcję do gry. Po asie Kisiliuka gospodarze mieli cztery oczka do przodu (10:6). Lwowianie nie stali bezczynnie, asem popisał się Ilia Kowalow (11:9). Nie mieli jednak sposobu na solidnie dysponowanego Bartosza Gomułkę, który również zapunktował serwisem i kontrą. Lwowianie popełniali proste błędy (16:10). Niemałe trudności ze skończeniem ataków mieli goście, w kontratakach pracował na lewym skrzydle Aymen Bouguerra (21:14). Katowiczanie objęli prowadzenie po zepsutej zagrywce rywali (25:18).

Szybko ocknęli się goście, którzy po błędach GKS-u i asie Marta Tammearu mieli trzypunktową zaliczkę (4:1). Na swoje nominalne obroty na prawym skrzydle zaczął wchodzić Wasyl Tupczij. Gra toczyła się punkt za punkt, nadal trzy oczka do gości tracili katowiczanie. Obydwie drużyny podbijały wiele piłek w obronie. Nawet kiedy gospodarze zbliżyli się na punkt, po kontrze przeciwnika z powrotem tracili trzy punkty (13:10). W moment runęła gra GKS-u niczym domek z kart. Po dwóch autowych atakach i asie Tupczija Barkom był jedną nogą w trzecim secie (18:13). Sprawy w swoje ręce po chwili postanowił wziąć Bartosz Gomułka. Po kontratakach atakującego Ślązacy zbliżyli się na trzy oczka (21:18). To było jednak niewystarczające w obliczu podbijających wiele mocnych uderzeń lwowian (25:21).

Z bojowym nastawieniem w kolejną odsłonę wkroczył Bouguerra. Po trzech uderzeniach Ukraińca GKS wygrywał 5:2. Zbicia Tupczija były niewystarczające wobec funkcjonującego bloku GieKSy. Katowiczanie mieli pięć punktów zaliczki po dwóch asach Gomułki (10:5). Barkom miał trudności z dobiciem się do boiska, kontratak Bougerry zwiększył przewagę do sześciu punktów (13:7). Podopieczni Grzegorza Słabego do obrony dorzucili blok, dwukrotnie nim punktując, zaczęli atakować w aut goście (18:9). Po sam koniec odsłony nic się nie zmieniło. Gospodarze kontrolowali bieg wydarzeń, po zepsutej zagrywce Tammearu zdobyli pierwszy punkty w sezonie (25:15).

Na starcie czwartej partii GieKSa legitymowała się dwupunktową przewagą po błędach rywala (4:2). Przyjezdni stosunkowo szybko wyrównali po bloku na Gomułce (6:6). Gra toczyła się punkt za punkt, zespoły kończyły pierwsze akcje. W obu ekipach dystrybucja rozłożona była równomiernie (13:13). Ekipa ze Śląska zaczęła wstrzymywać rękę w ataku, po kontrze Tammearu Barkom przejął inicjatywę (15:13). Jednak nie na długo. Przerwanie gry przez trenera Słabego okazało się skuteczne. Jego podopieczni zaczęli grać cierpliwiej i wygrywali długie akcje, po dwóch uderzeniach Bouguerry to GKS wygrywał 19:18. Po momencie gry punkt za punkt zatrzymany został Tupczij, asa dołożył Bougerra (23:20). Po autowym ataku Rune Fastelanda pierwszy triumf GKS-u w sezonie stał się faktem (25:22).

MVP: Aymen Bouguerra

GKS Katowice  – Barkom Każany Lwów 3:1 (25:18, 21:25, 25:15, 25:22)

 

Problemy nie przeszkodziły Resovii

Zmagająca się z drobnymi urazami Asseco Resovia Rzeszów wygrała  interesujące spotkanie z GKS-em Katowice 3:1. Szczególnie zacięty był pierwszy set tego meczu rozgrywany na przewagi, lepsi w nim okazali się być goście. W kolejnych trzech partiach górą byli gospodarze i to im przypadł komplet punktów.

W mecz lepiej weszli gospodarze, którzy za sprawą bloku objęli prowadzenie 3:1, ale po asie serwisowym Bartosza Gomułki GKS wrócił do gry. Na zbicia Bartosza Bednorza odpowiadał Aymen Bouguerra. Dopiero dwa błędy gości dały niewielką przewagę Asseco Resovii (15:13), ale szybko została ona roztrwoniona. Oba zespoły punktowały na zagrywce, lecz żaden z nich nie był w stanie wypracować sobie jakiejkolwiek przewagi. Do tego boisko musiał opuścić Paweł Zatorski. Po czapie na Lukasie Vasinie to katowiczanie mieli piłkę setową, ale rzeszowianie doprowadzili do batalii na przewagi. Wydawało się, że po kontrze Stephena Boyera to oni przechylą szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale po kiwce Bartłomieja Krulickiego ostatecznie to goście triumfowali w premierowej odsłonie (30:28).

W drugim secie przebudziła się Asseco Resovia, która po zbiciach Vasiny odskoczyła od rywali na 6:3. Dołożyła punkt blokiem, a skuteczne akcje Dawida Wocha i Bednorza powiększały dystans dzielący oba zespoły (12:7). Katowiczanie zaczęli odrabiać straty przy zagrywce Bouguerry, a po bloku na Boyerze wrócili do gry. Wykorzystywali błędy rywali, a sami po kontrze Gomułki zbudowali sobie zaliczkę (18:16). Zniwelował ją as serwisowy Boyera, a po ataku ze środka Karola Kłosa to gospodarze odzyskali inicjatywę (23:21). Ostatecznie po zbiciu Wocha doprowadzili do remisu w całym meczu (25:23).

W trzecią partię lepiej weszli siatkarze GKS-u, którzy po asie serwisowym Bouguerry wypracowali sobie niewielką nadwyżkę (6:4). Na moment zniwelował ją Boyer, ale przez błędy rzeszowianie znowu musieli gonić wynik (11:8). Udanie w tej fazie seta odnaleźli się Bednorz i Vasina, a dzięki ich zbiciom gospodarze wrócili do gry. Oba zespoły psuły sporo serwisów, a po akcjach Bednorza i Gomułki przy remisie weszły w decydującą część seta (19:19). Kluczowe okazały się kontry Vasiny. W końcówce swoje zrobił też wprowadzony na parkiet Klemen Cebulj, a Asseco Resovia triumfowała 25:21.

Od początku czwartej odsłony oba zespoły szły łeb w łeb. Wprawdzie po punktującej zagrywce Vasiny ekipa z Pomorza odskoczyła na 8:6, lecz przez własne błędy pozwoliła przeciwnikom wrócić do gry. GKS nie wykorzystał szansy, a kontry Vasiny i Bednorza spowodowały, że gospodarze zaczęli przybliżać się do zwycięstwa (18:15). To jednak nie był koniec emocji, bo za sprawą Bouguerry przyjezdni wrócili do gry. Kluczowe okazały się dwa bloki rzeszowian, które dały im oddech w końcówce, a Bednorz z Vasiną przypieczętowali ich zwycięstwo (25:23).

Asseco Resovia Rzeszów – GKS Katowice 3:1 (28:30, 25:23, 25:21, 25:23)

 

HOKEJ

hokej.net – GieKSa lepsza w Sanoku. „Fryzjer” nie wytrzymał, pięści poszły w ruch!

Po raz szósty w tym sezonie sanoczanie nie potrafili zdobyć ani jednej bramki. Ta sztuka nie udała im się też we wtorkowy wieczór z GKS-em Katowice. Wicemistrzowie zdobyli trzy bramki, ale nerwów na wodzy nie utrzymali gospodarze, którzy w końcówce spotkania wdali się w przepychanki.

Już w 2. minucie spotkania na prowadzenie wyszli katowiczanie.Sprytnym uderzeniem z bliska popisał się Jakub Hofman, który zdobył swojego drugiego gola w tym sezonie. Sanoczanie mogli wyrównać w końcówce tercji, ale świetnej sytuacji nie wykorzystał najpierw Lauri Huhdanpää, a następnie Marek Strzyżowski, który dobijał strzał fińskiego napastnika.

W drugiej tercji ponownie szybko bramkę zdobyli katowiczanie. Gdy na ławce kar siedział Damian Ginda, to już po 14. sekundach szybki zamek założyli GieKSiarze.Spod niebieskiej skutecznie huknął Albin Runesson. Kontaktowego gola powinien zdobyć duet Sienkiewicz – Filipek, ale obaj nie wykorzystali swoich dogodnych sytuacji.

Ostatnie dwadzieścia minut to spokojna gra hokeistów z Katowic, którzy stwarzali sporo sytuacji, ale dopiero pod koniec spotkania wynik podwyższył Christian Mroczkowski.

Sfrustrowani sanoczanie, którzy razili nieskutecznością w kolejnym meczu nie wytrzymali ciśnienia w ostatnich sekundach meczu. Najpierw Marek Strzyżowski starł się z dwoma katowiczanami Andersonem i Chodorem, aby tego ostatniego posłać na lód, gdy interweniowali już sędziowie. Dwie sekundy później przy wznowieniu Bryzgałow chciał zaatakować Pasiuta, lecz ten nie dał się sprowokować.

Na koniec obie drużyny się nie pożegnały ze sobą, gdyż tak zarządzili sędziowie, aby uniknąć eskalacji. A gdy katowiczanie schodzili do szatni, to niektórzy kibice dali upust swojej frustracji rzucając w kierunku przyjezdnych wiele niemiłych epitetów.

 

Wronka zwrócił się do kibiców. „To wielkie zobowiązanie wobec was”

Mianem jednego z głośniejszych powrotów można określić transfer Patryka Wronki do GKS-u Katowice. Podpisując umowę z ekipą wicemistrzów Polski, 29-latek skierował do kibiców GieKSy kilka zdań przywitania.

Patryk Wronka jest doskonale znany katowickim sympatykom hokeja. 29-latek już dwukrotnie reprezentował barwy GKS-u Katowice, a było to wlatach 2017-2019 oraz 2021-2022. Wronka wspólnie z GieKSą sięgnął po trzy medale mistrzostw Polski, czego ukoronowaniem było zdobyte w 2022 roku, po 52-letniej przerwie mistrzostwo Polski. Dynamiczny napastnik był również częścią drużyny, która w 2019 roku zdobyła brązowy medal Pucharu Kontynentalnego. Jako zawodnik GKS-u Wronka legitymuje się imponującą średnią zdobywania punktów. W 167 rozegranych spotkaniach zdobył bowiem 202 „oczka”(69 bramek i 133 asysty).

Przenosiny Patryka Wronki z GKS-u Katowice do Comarch Cracovii w 2022 roku były na ustach wszystkich kibiców. Wieść o tym transferze spolaryzowała środowisko kibicowskie. Utrata czołowego napastnika na rzecz silnie zbrojącego się rywala była dla wielu kibiców gorzką do przełknięcia pigułką. Odnosząc się do decyzji zawodnika każdorazowo podkreślali pobudki finansowe przy wyborze nowego pracodawcy. W opozycji do takich poglądów byli z kolei kibice, którzy wskazywali, że tak wartościowy zawodnik ma pełne prawo przebierać w ofertach i decydować o odpowiedniej gratyfikacji jakości jaką wnosi do gry zespołu.

Dołączając ponownie do GKS-u Katowice Patryk Wronka postanowił za pośrednictwem klubu skierować do kibiców kilka zdań. Zawodnik wskazuje, jak istotnym momentem jego kariery był czas, który spędził w Katowicach. Wronka przypomina również, że podejmowanie trudnych decyzji jest nieodzownym elementem kariery sportowej. Etatowy reprezentant Polski podsumowując swoje oświadczenie podkreśla, że pragnie skupić się na tym, aby pełnym zaangażowaniem oraz ciężką pracą notować kolejne gole i asysty dla GieKSy.

Szanowni Kibice GieKSy!

Mam zaszczyt przekazać Wam, że wracam do Katowic i ponownie będę reprezentował barwy GKS-u. To dla mnie spore wyzwanie, ale także zaszczyt i wielkie zobowiązanie wobec Was – fanów GieKSy.

Życie sportowca wiąże się z ciągłym podejmowaniem trudnych decyzji. Jeszcze niedawno rywalizowałem z GieKSą na lodzie. Teraz zrobię wszystko, aby pomóc jej zwyciężać i godnie reprezentować jej barwy.

Przychodzę do Klubu, który wiele dla mnie znaczy. Sukcesy, jakie odnosiliśmy w Pucharze Kontynentalnym w Belfaście, a także odzyskanie Mistrzostwa Polski dla Katowic po 52 latach, z pewnością na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Wiem też, jak ważną rolę w ich osiąganiu miało płynące z trybun Wasze wsparcie.

Dziękuję za zaufanie, jakim obdarzyły mnie władze Klubu oraz Trener. Teraz skupiam się na tym, by ciężko pracować na treningach, a potem notować kolejne ważne gole i efektowne asysty w koszulce GieKSy. Podejdę do tego zadania z pokorą i pełnym zaangażowaniem.

Do zobaczenia w „Satelicie”!

 

dziennikzachodni.pl – Wicemistrz zagrał z mistrzem Polski. Hit kolejki dla GieKSy. Pierwsza porażka lidera

W piątek 11 października 2024 roku w meczu 11. kolejki Tauron Hokej Ligi GKS Katowice zagrał z Re-Plast Unią Oświęcim. Było to spotkanie wicemistrza z mistrzem Polski z poprzedniego sezonu. Hit przyciągnął tłumy kibiców, którzy szczelnie wypełnili trybuny lodowiska „Satelita” przy Spodku.

Dwa dni przed tym wydarzeniem GieKSa poinformowała, że wszystkie bilety na ten mecz zostały sprzedane. Do Katowic przyjechał niepokonany lider, aby zmierzyć się z trzecim w tabeli GKS-em Katowice.

Przed rozpoczęciem piątkowego meczu uhonorowano minutą ciszy zmarłych niedawno Maksymiliana Lebka i Kordiana Jajszczoka. Tego dnia zrezygnowano też z głośnej muzyki oraz konkursów. Organizatorzy poprosili wszystkich kibiców, aby w pierwszej przerwie power break (około 10. minuty spotkania) pożegnali oklaskami obu zasłużonych hokeistów.

Dzień przed piątkowym meczem GKS ogłosił, że do zespołu wrócił dobrze znany kibicom Patryk Wronka, który rozpoczął ten sezon w Podhalu Nowy Targ. W GKS-ie grał w latach 2017-2019 oraz 2021-2022. Wronka znalazł się w składzie na mecz z Unią.

W 2. kolejce Unia wygrała z GieKSą 4:3. Katowiczanie mieli wielką ochotę na rewanż.

Wynik meczu otworzył Bartosz Fraszko, który przeciął lot krążka i zaskoczył bramkarza Unii Linusa Lundina. Kiedy w 34. minucie na 2:0 po solowej akcji podwyższył Christian Mroczkowski, kibice GKS-u oszaleli ze szczęścia. Ich humory popsuł nieco jednak Krystian Dziubiński, który trafił na 2:1. Unia wykorzystała grę w przewadze – GKS najpierw grał 3 na 5, a gola stracił będąc w składach 4 na 5.

W III tercji trwała niesamowicie zacięta walka. Goście chcieli wyrównać. W końcówce to GieKSa zadała trzeci cios, gdy Bartosz Fraszko wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem. W ostatniej minucie Unia zagrała bez bramkarza, ale wynik już się nie zmienił. Katowiczanie pokonali mistrzów Polski, choć przyszło im grać aż 14 minut w osłabieniu.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga