Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: GKS Katowice znów zagra z Zagłębiem Sosnowiec

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Piłkarki ostatni sparing przed startem rundy wiosennej rozegrają z Górnikiem Łęczna 22 lutego. Orlen Ekstraliga Kobiet rozpocznie rundę rewanżową w pierwszy weekend marca. Nasza drużyna zmierzy się z UKS SMS Łódź. Pozyskana ostatnio Santa Vuškāne została powołana do kadry Łotwy. Drużyna męska w kolejnym spotkaniu ligowej wiosny zremisowała na Bukowej z Piastem Gliwice 0:0. Prasówkę po tym spotkaniu możecie przeczytać TUTAJ. W najbliższy poniedziałek 24 lutego o 19:00 zespół zmierzy się na wyjeździe z Motorem Lublin. Klub przedłużył kontrakt z Oskarem Repką do końca czerwca 2027 roku.

Siatkarze rozegrali w ubiegłym tygodniu jedno spotkanie – przegrane z AZS Olsztyn 1:3. Kolejny mecz zaplanowano w hali w Szopienicach na sobotę 22 lutego na 20:30 – przeciwnikiem będzie Stilon Gorzów. Na pięć kolejek przed końcem rundy zasadniczej drużyna zajmuje przedostatnie miejsce, z dwunastoma punktami.

Hokeiści rozegrali w ubiegłym tygodniu trzy zwycięskie spotkania. W pierwszym pokonali Cracovię 4:3, w następnym 6:4 z Zagłębiem oraz z Energą Toruń 5:0. Po wszystkich meczach sezonu zasadniczego hokeiści zajęli drugą pozycję w tabeli. W I rundzie play-off nasza drużyna zmierzy się z Zagłębiem. Pierwsze spotkania zaplanowane są w Satelicie na sobotę i niedzielę (22 i 23 lutego – oba o 17:00).

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Przygotowania do Ekstraligi na ostatniej prostej!

Już w następnym tygodniu rusza Orlen Ekstraliga! Prezentujemy drugie w tym roku zestawienie wyników sparingów zespołów z najwyższej klasy rozgrywkowej.

GKS Katowice

Mistrzynie jesieni zagrały w lutym dwa sparingi z czeskimi zespołami. Pojedynki zarówno ze Spartą, jak i Slavią okazały się zwycięskie. W ostatnim sparingu przed startem ligowych rozgrywek zmierzą się z Górnikiem Łęczna.

15 stycznia: Rekord Bielsko-Biała 3:2 (Kozak, Maciążka, Misztal)

15-18 stycznia: obóz w Bielsku-Białej

25 stycznia: Grot SMS Łódź 6:0 (Bińkowska, Kozak 2x, Langosz 2x, Vuškāne)

1 lutego: Slavia Praga 2:3 (Słowińska, Turkiewicz)

8 lutego: Sparta Praga 2:1 (Grzybowska, Vuškāne)

22 lutego: Górnik Łęczna

goal.pl – GKS Katowice ogłosił ważną decyzję. Górak mógł się uśmiechnąć

GKS Katowice w tym sezonie pozostawia po sobie dobre wrażenie na boiskach PKO BP Ekstraklasy. Klub ogłosił natomiast przedłużenie kontraktu z jednym z ważniejszych graczy.

GKS Katowice jeszcze zimą był blisko rozstania z Oskarem Repką. Zawodnik był kuszony przez węgierski Ujpest FC. Finalnie transakcja nie została sfinalizowana, a do wspominanej ekipy trafił inny polski pomocnik, czyli Damian Rasak. Tymczasem kluczowy piłkarz katowickiego klubu podjął decyzję o kontynuowaniu swojej kariery na Śląsku.

“GKS Katowice związał się z Oskarem Repką nową umową. Nowy kontrakt pomocnika będzie obowiązywał do 30 czerwca 2027 roku z opcją przedłużenia. 26-letni zawodnik dołączył do GKS-u Katowice latem 2021 roku z Pogoni Siedlce. W trójkolorowych barwach rozegrał dotąd równe 100 meczów, zdobywając w nich 8 bramek i 6 asyst” – brzmi wiadomość opublikowana na oficjalnej stronie internetowej klubu z Katowic.

26-letni piłkarz to bez wątpienia lider środka pola GieKSy. W poprzedniej kampanii rządził wraz z Antonim Kozubalem, mając ogromny wkład w grę katowickiej ekipy w awans. Z kolei w tej kampanii tworzy duet środkowych pomocników przede wszystkim z Mateuszem Kowalczykiem.

Urodzony w Bydgoszczy piłkarz to były młodzieżowy reprezentant Polski. W tej kampanii wystąpił w 22 meczach, notując w nich trzy trafienia i dwie asysty. Przy okazji starcia z Piastem Gliwice w ramach 21. kolejki PKO BP Ekstraklasy pauzował z powodu nadmiaru żółtych kartek.

SIATKÓWKA

siatka.org – Daniel Pliński z udanym debiutem w Uranii

Indykpol AZS Olsztyn w 25. kolejce PlusLigi wywiązał się z roli faworyta. Był to pierwszy mecz, który w barwach olsztynian poprowadził Daniel Pliński. Jego nowi podopieczni jedynie w trzecim secie mieli kłopoty z pokonaniem jednego z outsiderów tabeli – GKS-u Katowice. W kolejnej partii przypieczętowali jednak komplet punktów. MVP spotkania wybrano rozgrywającego, Eemiego Tervaporttiego.

Po chwili gry punkt za punkt na jeszcze wyższe obroty weszli gospodarze, którzy brylowali w kontrach, zwłaszcza Manuel Armoa (8:4). Zbyt czytelne dla Akademików było rozegranie Joshuy Tuanigi, po dwóch punktowych blokach z rzędu AZS wygrywał 11:5. Grę przerwał Emil Siewiorek. Jego podopieczni w moment odrobili straty przy serii zagrywek Alexandra Bergera i jego asie. Olsztynianie popełniali liczne błędy (11:10). Wynik stał się remisowy, strony grały punkt za punkt do stanu 15:15. Wrzucili wyższy bieg w grze blokiem miejscowi, kończąc najpierw kontratak, a niewiele później zatrzymując Aymena Bouguerrę. Asa dołożył Eemi Tervaportti (21:18), zaczęli kroczyć po triumf gospodarze. Premierową odsłonę w kontrach domknęli Nicolas Szerszeń i Jan Hadrava (25:20).

AZS z początku drugiej części był wyjątkowo aktywny na siatce. Dwa ataki skończył Dawid Siwczyk, a Armoa zablokował Bergera (4:1). Błędy własne olsztynian dały katowiczanom remis. Nawiązała się równa walka punkt za punkt, rozwijał skrzydła z akcji na akcję Bartosz Gomułka. Remisowy rezultat widniał do stanu 11:11. Przy serii zagrywek Szerszenia zespół z Warmii i Mazur uciekł na trzy oczka. Wyraźne kłopoty w ataku mieli Ślązacy, z ich niemocy korzystali miejscowi. Daniel Pliński dokonał zmiany na przyjęciu, miejsce Armoy zajął Mateusz Janikowski. Nie tylko utrzymał przyjęcie, ale dał o sobie znać zarówno w ofensywie, jak i bloku (18:13). Pojedyncze zagrania GieKSy nic nie wnosiły, AZS miał argumenty w każdym elemencie (21:15). Jeszcze blokiem ratowali się przyjezdni, ale praktycznie w pojedynkę odsłonę domknął Janikowski, który ustrzelił dwa asy (25:18).

Lepiej w trzecią część weszli goście, którzy wygrywali 5:3 po ataku i bloku Gomułki. Szybko dwoma akcjami odpowiedział mu Hadrava (5:5). Atakujący GKS-u był pewnym punktem swojej drużyny, po kontrze goście ponownie mieli dwa oczka zaliczki (9:7). Gospodarze popełniali błędy własne, do gry podłączył się także Berger (14:11). AZS triumfował w długich akcjach, jednak na prowadzeniu utrzymywali się przyjezdni. GieKSa napędziła się dwoma punktowymi blokami z rzędu (18:14). Sytuację próbował odwrócić jeszcze swoją zagrywką Tervaportti, po błędzie Bouguerry Akademicy mieli nawet kontakt (20:19). Nie byli jednak w stanie zatrzymać drużyny ze Śląska. Ta dołożyła blok i zagrywkę. Do czwartej części doprowadził Bouguerra (25:21).

Na jej starcie wynik oscylował wokół remisu. AZS wyprowadził dwa ciosy zza linii 9. metra, po których cieszył się z trzypunktowej zaliczki (9:6). Po chwili przewaga wzrosła do czterech punktów po trzecim asie gospodarzy, którego ustrzelił Janikowski (11:7). Zaczęli rozgrywać koncert miejscowi, zatrzymując Gomułkę. Po chwili raz jeszcze serwisem zapunktował Janikowski (13:7). Utrzymywała się wysoka różnica pomiędzy stronami. Nie otworzyli sobie drogi do powrotu goście za sprawą błędów własnych (20:16, 23:16). Wydawało się, że  gospodarze dynamicznie zamkną starcie, jednak błędy własne i trzy bloki GKS-u zadecydowały o straconych pięciu punktach z rzędu (23:21). Po autowym serwisie Krzysztofa Gibka udany debiut w starych-nowych barwach zaliczył Daniel Pliński (25:22).

Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 3:1 (25:20, 25:18, 21:25, 25:22)

HOKEJ

hokej.net – Emocje jak w play-offie. GieKSa wyszarpuje trzy punkty w Krakowie!

Ogrom emocji dostarczyli widzom hokeiści Comarch Cracovii i GKS-u Katowice w meczu 43. kolejki TAURON Hokej Ligi. Ostatecznie górą z tego pojedynku wyszli goście z Katowic, którzy zwyciężyli „Pasy” 4:3. Krakowianom mimo ambitnej walki nie udało się dogonić rywali, ale i tak sprawili podopiecznym Jacka Płachty wiele problemów.

Obie ekipy badały się na początku spotkania i chciały wyczuć na co w tym meczu mogą sobie pozwolić. Więcej z gry mieli zdecydowanie przyjezdni z Katowic, którzy już na początku starcia kilkukrotnie sprawdzali czujność Dominika Salamy zarówno przy grze pięciu na pięciu, jak i podczas przewagi.

Krakowianie początkowy napór i osłabienie wybronili, a sami nastawili się głównie na kąsanie z kontrataków. Podopieczni Marka Ziętary mieli kilka swoich szans właśnie po szybkich kontrach, ale w katowickiej bramce bez zarzutu spisywał się John Murray, wspierany skutecznie przez swoich defensorów.

Najgorsze dla Cracovii, a najlepsze dla GieKSy nadeszło w ostatnich dwóch minutach pierwszej odsłony. Najpierw w 19. minucie sporą ilość pozostawionego miejsca wykorzystał bardzo precyzyjnym strzałem Stephen Anderson, a minutę później Christian Mroczkowski skorzystał z dobrego podania Patryka Wronki i podwyższył prowadzenie gości z Katowic, zabezpieczając prowadzenie katowiczan po pierwszej odsłonie.

Gospodarze nie mogli sobie wyobrazić gorszej końcówki pierwszej tercji i od początku drugiej odsłony ruszyli do natarcia i przyniosło to efekt. Już w 25. minucie Cracovia złapała kontakt za sprawą Damiana Kapicy, który umieścił gumę w katowickiej bramce.

Po zdobyciu bramki “Pasy” ruszyły do kolejnych ataków, ale tym razem radzili sobie John Murray i jego obrońca. Katowiczanie uspokoili nieco wydarzenia na lodowej tafli i wrócili do swojego stylu gry, co również przyniosło efekty. Salama był niepokojony raz za razem, aż w końcu w 30. minucie po zamieszaniu podbramkowym Kallionkieli przywrócił im dwubramkowe prowadzenie.

Spokój gości z Katowic nie trwał jednak długo, bo już dwie minuty później gospodarze znów zmniejszyli straty do jednej bramki tym razem za sprawą Hannesa Johanssona, który sprytnym strzałem pokonał Murraya.

Wynik 2:3 utrzymał się do końca drugiej odsłony, co zwiastowało ogromne emocje przed ostatnią tercją.

I tak też się stało, najpierw znów na dwie bramki odskoczyli przyjezdni. Bramkę zdobył Jonasz Hofman, jednak krakowianie przez cały mecz się nie poddawali i znów byli w stanie odpowiedzieć na to trafienie gości.

Podczas gry w przewadze błyskawicznie odpowiedział Damian Kapica i znów mieliśmy tylko jedną bramkę, która rozdzieliła finalnie obie ekipy. Podopieczni Marka Ziętary mogą jednak pluć sobie w brodę, bo nie wykorzystali wielu dogodnych okazji by wyrównać stan rywalizacji, jak chociażby rzutu karnego Johana Lundgrena, czy okresu gry bez bramkarza w końcówce meczu.

Katowiczanie dopisują do swojego konta bardzo ważne punkty, a krakowianie po raz kolejny pokazali, że są bardzo groźną drużyną dla każdego rywala z górnej połowy tabeli.

Grad bramek i walka do ostatniej sekundy. Derby nie tylko z nazwy

GKS Katowice po niezwykle emocjonującym, obfitującym w zwroty akcji pojedynku pokonał EC Będzin Zagłębie Sosnowiec 6:4. Marzenia o korzystnym rezultacie gościom przekreśliło 12 sekund drugiej tercji, w trakcie których dwukrotnie kapitulował Mikołaj Szczepkowski. Skutecznością w ofensywie zaimponował Pontus Englund, który dwukrotnie wpisał się na listę strzelców.

Schyłek rozgrywek sezonu zasadniczego w oczach wielu kibiców uchodzi za najmniej atrakcyjny punkt hokejowego kalendarza. Na całe szczęście harmonogram gier wychodzi naprzeciw potrzebom kibiców, przewidując w ostatnich kolejkach tak emocjonujące potyczki jak derbowe starcie GKS-u Katowice z EC Będzin Zagłębiem Sosnowiec.

Po przerwie reprezentacyjnej wicemistrzowie Polski muszą mierzyć się przede wszystkim z absencją Bartosza Fraszki. Lider katowickiej ofensywny w starciu przeciwko Włochom nabawił się kontuzji stopy. Z kolei trener Lehtonen kolejny raz nie mógł skorzystać z usług Patrika Spěšnego, który niejednokrotnie w pojedynkę potrafił utrzymywać swoją drużynę w grze.

Obie strony rozpoczęły spotkanie na wysokiej intensywności, wyrażając chęć przejęcia inicjatywy nad wydarzeniami na lodzie. Otwarcie wyniku nastąpiło w 5. minucie. Jakub Šaur pokusił się o wrzutkę spod niebieskiej linii. Pomimo asysty dwóch zawodników w żółtych trykotach, wrzucony krążek zdołał na lewe skrzydło skierować Damian Tyczyński. Tam na podanie czekał już Patryk Krężołek, który pokonując Michała Kielera otworzył wynik derbowego spotkania. W 10. minucie katowiczanie jak z nut powymieniali między sobą krążek, otwierając drogę do bramki Patrykowi Wronce. „Wronczes” musiał uznać jednak wyższość Mikołaja Szczepkowskiego. Do końca pierwszej odsłony obie ekipy kreowały sobie dobre okazję do zdobycia bramek, brakowało jednak skuteczności bądź pomysłu na ostatnie podanie.

Jeżeli ktokolwiek śmiałby wnosić reklamację na wydarzenia pierwszej tercji, to już początek drugiej odsłony przyniósł ogrom emocji. Ledwie sędziowie rzucili krążek na pierwsze wznowienie, a chwilę później pod bramką Michała Kielera doszło do pierwszej wymiany uprzejmości. Kilkanaście sekund później Jean Dupuy spróbował szturmować bramkę gości, jednak jego akcję faulem przerwał Matt Sozański. Decyzja arbitrów nie mogła być inna niż przyznanie karnego gospodarzom. Do najazdu podszedł Ben Sokay, jednak Mikołaj Szczepkowski jakby doskonale wiedział w co zamierza zagrać Kanadyjczyk i pozostawił swój lewy parkan w miejscu, gdzie napastnik GieKSy chciał ulokować krążek. Choć zespół Jacka Płachty w kolejnych minutach wyraźnie wrzucił piąty, to kolejną bramkę zdołali zdobyć goście. Tym razem to Mirko Djumić sięgnął po bezpański krążek który skierował do bramki Michała Kielera. Odpowiedź miejscowych nadeszła w 30. minucie. Pontus Englund po podaniu Patryka Wronki stanął twarzą w twarz z Mikołajem Szczepkowskim i pewnym strzałem pod poprzeczkę zdobył kontaktową bramkę. Kolejny ofensywny akcent Szweda nastąpił w 33. minucie, gdy swoim firmowym uderzeniem z dystansu wykorzystał okres gry w przewadze katowiczan.

Początek trzeciej tercji należał do wicemistrzów Polski. W 43. minucie pozostawiony bez opieki obrońców Salituro zdołał przekierować do siatki wrzutkę Kacpra Maciasia. Ledwie 12 sekund Brandon Magee stanął twarzą w twarz ze Szczepkowskim. Choć wydawało się, że bramkarz Zagłębia zdołał zatrzymać strzał, to guma pomiędzy jego parkanami ostatecznie przekroczyła linie bramkową. W 49. minucie koncertową grę GieKSy w przewadze zwieńczył Jean Dupuy, a nieco ponad 30 sekund później Jesperi Viikilä przekierowując krążek przed samym Michałem Kielerem wlał nadzieje w serca kibiców Zagłębia na powrót do walki o korzystny rezultat. W 55. minucie kontaktową bramkę zdobył Charvát, jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. Mirko Djumić faulował wychodzącego na pustą bramkę Grzegorza Pasiuta, w związku z czym arbitrzy zgodnie z przepisami podjęli decyzję o zapisaniu trafienia na konto kapitana GieKSy.

Pewne zwycięstwo GieKSy. Hat-trick „Profesora” i tryb play-off Murraya

Zakończyło się ostatnie spotkanie sezonu zasadniczego TAURON Hokej Ligi. W 45. kolejce GKS Katowice pewnie pokonał w delegacji KH Energę Toruń 5:0. Błyszczeli w tym starciu przede wszystkim Grzegorz Pasiut, który zdobył aż trzy bramki oraz John Murray, który postawił w bramce istną ścianę nie do pokonania.

Już w pierwszej tercji goście zaczęli narzucać swój styl gry – w 4. Minucie Christian Mroczkowski otworzył wynik, wykorzystując dogranie kolegi ze skrzydła. Chwilę później w podobny sposób do siatki trafił Dante Salituro i tym samym podwyższył prowadzenie na 2:0.

Pomimo tego, toruńscy hokeiści nie rezygnowali z walki, ale ich ataki były stale neutralizowane przez zorganizowaną defensywę GKS-u. W tej części meczu pojawiały się pojedyncze, lecz nieskuteczne akcje, a kluczowe sytuacje, takie jak próby solowych rajdów Sokaya, nie znalazły efektu – golkiper Katowic, John Murray, wielokrotnie ratował swoją drużynę.

Druga tercja to prawdziwa nawałnica strzałów ze strony gospodarzy. W tej odsłonie widoczna była determinacja obu zespołów – niemal co chwilę dochodziło do groźnych akcji, a zarówno katowiccy, jak i toruńscy zawodnicy walczyli o każdy centymetr lodu. Mimo tej intensywności, głównym bohaterem pozostawał John Murray, który niejednokrotnie pokazywał, dlaczego jest katowicką „jedynką”.

W trzeciej tercji, pierwszy cios padł w 53. minucie – Grzegorz Pasiut, w sytuacji sam na sam, wykazał się zimną krwią, oddając precyzyjny i celny strzał. Chwilę później zdołał trafić do siatki z własnej tercji, aby zakończyć mecz efektownym strzałem w okienko.

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice znów zagra z Zagłębiem Sosnowiec. Trudny rywal JKH Jastrzębie i łatwy GKS Tychy

Poznaliśmy dokładny terminarz I rundy hokejowego play off. Ćwierćfinały Tauron Hokej Ligi zapowiadają się bardzo ciekawie, a rywalizacja toczyć się będzie do czterech zwycięstw. Zagrają w nich wszystkie cztery drużyny z województwa śląskiego.

Kibice hokejowi zacierają ręce. W sobotę rozpoczyna się najbardziej emocjonująca część sezonu. Osiem drużyn Tauron Hokej Ligi rywalizować będzie w play off. Sezon zakończyło już ostatnie po rundzie zasadniczej Podhale Nowy Targ.

Podobnie jak w poprzednich sezonach trzy czołowe zespoły mogły wybrać sobie rywali w I rundzie. Niespodzianek nie było i pary ćwierćfinałowe są zgodne z układem tabeli. Pierwszy GKS Tychy zagra więc z ósmym Texomem STS i jest zdecydowanym faworytem, bo sanoczanie to najsłabszy zespół w tej stawce, a różnicę między nimi pokazał ich piątkowy mecz na Stadionie Zimowym wygrany przez tyszan 9:0.

Drugi w tabeli GKS Katowice ponownie wybrał sobie rywala z drugiej strony Brynicy, czyli EC Będzin Zagłębie, które uplasowało się na siódmej pozycji. Katowiczanie z zespołem z Sosnowca grali już w ćwierćfinale przed rokiem i wygrali tę rywalizację 4:2. W obecnych rozgrywkach podopieczni trenera Jacka Płachty pięciokrotnie pokonali sosnowiczan, choć zwycięstwo nigdy nie przyszło im łatwo.

Najtrudniejszego przeciwnika z naszych drużyn będzie mieć w I rundzie czwarte po rundzie zasadniczej JKH GKS Jastrzębie, które zagra z piątą Energą. Torunianie w trakcie sezonu rośli w siłę, ale hokeiści trenera Roberta Kalabera wygrali z nimi wszystkie mecze w tym sezonie, choć aż trzy razy triumfowali po dogrywce. Przed rokiem JKH pokonał Energę w ćwierćfinale 4:2.

[…] GKS Katowice – EC Będzin Zagłębie Sosnowiec
Terminy meczów 22 i 23 lutego w Katowicach oraz 26 i 27 lutego w Sosnowcu. Ewentualnie 2 marca w Katowicach, 4 marca w Sosnowcu i 6 marca w Katowicach.

Bezpośrednie mecze w tym sezonie: 1:0 po dogrywce (w), 4:2 (d), 2:1 (w), 4:1 (d), 6:4 (d).

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga