Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Mistrzowie przystępują do obrony tytułu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W piętnastej kolejce rozgrywek Orlen Ekstraligi nasza kobieca drużyna pokonała lidera rozgrywek drużynę Pogoni Szczecin 1:0 (1:0). Następną kolejkę rozgrywek, ze względu na występy reprezentacji, zaplanowano na weekend 13-14 kwietnia. Wcześniej, bo jutro (27 marca) nasz zespół zmierzy się na Bukowej w ¼ finału Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Mecz rozpocznie się o godzinie 17:00. Drużyna męska korzystając z przerwy w rozgrywkach zmierzyła się w spotkaniu sparingowym z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem GieKSy 1:0 (0:0). Kolejne spotkanie ligowe zespół rozegra pierwszego kwietnia, na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Początek spotkania o godzinie 15:00.

Wczoraj (25 marca) siatkarze przegrali na wyjeździe z Czarnymi Radom 0:3. Następne spotkanie zaplanowano na najbliższy czwartek (28 marca) od godziny 20:30. Przeciwnikiem w hali w Szopienicach będzie VC Barkom Każany Lwów.

Hokeiści w półfinale THL pokonali JKH GKS Jastrzębie i awansowali do finału rozgrywek. Przeciwnikiem będzie Unia Oświęcim. Pierwsze mecze finałowe zostaną rozegrane w przyszły wtorek i środę (drugiego i trzeciego kwietnia) w Satelicie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Hitowe spotkanie dla Mistrzyń Polski, słaby występ liderek

W sobotnie południe na stadionie przy ulicy Bukowej w Katowicach odbyło się spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów do tytułu Mistrza Polski w tym sezonie. Pogoń zaliczyła drugą porażkę w tym sezonie.

Katowiczanki rozpoczęły mecz z animuszem i już w 4. minucie Dżesika Jaszek była bliska zdobycia bramki, jednak po jej strzale piłka trafiła w słupek. Oba zespoły jednak dość asekuracyjnie i kolejnych szans na strzelenie bramki przez długi czas nie było. W 23. minucie kibice zgromadzeni doczekali się pierwszej bramki. Karolina Bednarz z lewej strony wrzuciła piłkę w pole karne, w zamieszaniu znalazła najlepiej się Aleksandra Nieciąg i trafiła do siatki. W 29. minucie w starciu między Bińkowską, a Litwiniec ucierpiała Anna Palińska. Uraz był na tyle poważny, że bramkarka ze Szczecina nie była w stanie kontynuować spotkania i w jej miejsce pojawiła się Natalia Radkiewicz. Tuż przed przerwą Aleksandra Nieciąg stanęła przed szansą zdobycia drugiej bramki, jednak zabrakło celnego strzału. Do przerwy wynik spotkania się nie zmienił i to mistrzynie Polski schodziły do szatni w lepszych humorach.

Druga połowa rozpoczęła się pod dyktando gospodyń, ale mimo przewagi nie potrafiły stworzyć groźnych sytuacji pod bramką .W 63. minucie boisko opuściła Klaudia Maciążka, która doznała kontuzji i nie była w stanie kontynuować gry. Tempo meczu spadło, z obu stron pojawiało się coraz więcej fauli. Mimo upływających minut ani wynik, ani obraz gry nie zmienił się. Pogoń przegrała drugi mecz z rzędu i obie drużyny zrównały się liczbą punktów.

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zadowoleni, ale nie szczęśliwi. Piłkarki wygrały mecz z Pogonią, jednak wciąż są za rywalkami

Piłkarki GKS Katowice wygrały mecz z Pogonią Szczecin, ale jeden gol nie pozwolił im na wyprzedzenie rywalek. Zespół Karoliny Koch znalazł się więc w bardzo trudnej sytuacji w walce o obronę tytułu.

Broniące tytułu mistrzowskiego piłkarki GKS Katowice w meczu na szczycie pokonały Pogoń Szczecin 1:0, rewanżując się rywalkom za jesienną porażkę na ich terenie. Zwycięstwo powinno być wyższe, a nieskuteczność gospodyń może mieć brzemienne skutki dla całych rozgrywek.

Pogoń i GKS mają bowiem w tabeli tyle samo punktów i remisowy bilans bezpośrednich spotkań. Różnica bramek zdecydowanie jest po stronie szczecinianek, więc ekipa Karoliny Koch w ostatnich siedmiu kolejkach musi zdobyć więcej punktów niż sobotnie rywalki.

W środę na Bukowej piłkarki GKS-u rozegrają mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Początek o godzinie 17.

 

tspodbeskidzie.pl – [Sparing] Podbeskidzie – GKS Katowice 0:1

Mecz kontrolny Podbeskidzia z GKS-em Katowice, zakończył się jednobramkowym zwycięstwem gości.

Pierwszą próbę w meczu oglądaliśmy w 5. minucie spotkania, składną akcję naszego zespołu kończył strzał testowanego zawodnika, ale piłka powędrowała nad poprzeczką.

Po chwili pierwszą dogodną akcję oglądaliśmy po stronie gości, prostopadłym podaniem obsłużony został Arak, który skierował piłkę do siatki, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną napastnika.

W następnych minutach nasi zawodnicy stworzyli dobre okazje, najpierw po dobrej kontrze piłka powędrowała przed pole karne do Banaszewskiego, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później, po kolejnej składnej akcji i szybko wymienionych podaniach, piłka została wystawiona do Ziółkowskiego, ale jego strzał z lewej nogi zza szesnastki przeszedł obok bramki

W 20. minucie do głosu ponownie i praktycznie po raz ostatni w pierwszej połowie, doszli goście, Arak oddał mocny strzał ze skraju pola karnego, ale między słupkami czujny był Krzepisz, który sparował uderzenie napastnika.

Przed upływem pół godziny gry 29, dobrą prostopadłą piłkę od Tomasika otrzymał Sitek, który wystawił ją testowanemu zawodnikowi, jego strzał został zablokowany, a do odbitej piłki dopadł jeszcze Ziółkowski, ale ostatecznie bramkarz GKS-u zdołał wypiąstkować piłkę poza pole karne.

Dobra pierwsza połowa w wykonaniu naszego zespołu mogła zostać zwieńczona klasyczną bramką do szatni, jednak najpierw, w 43. minucie obiecująca kontrę Sitka, nieprzepisowo zatrzymał Janiszewski, za co został ukarany żółtą kartką, a tuż przed opuszczeniem placu gry strzały oddawali Misztal i Maks, jednak mocne uderzenie Marcela z dystansu, na rzut rożny sparował Szczuka, a tuż przed końcowym gwizdkiem, po szybkim rozegraniu stałego fragmentu gry, jeden z obrońców ofiarnie zablokował próbę Sitka.

Od początku pierwszej połowy Górale cały czas próbowali zdobyć bramkę, po rzucie rożnym do szansy doszedł Hlavica, ale jego strzał przeszedł nad poprzeczką.

Autorem następnej okazji był już GKS, po dośrodkowaniu z lewej strony, strzał z woleja oddał Arak, ale piłka po jego strzale wpadła w kozioł i bez problemu złapał ją Krzepisz.

Po upływie godziny gry, nasz zespół przeprowadził dobrą akcję na prawej stronie boiska, krótkie podania wymienili ze sobą Willmann i Zając, piłka wystawiona została przed pole karne do Kisiela, ale strzał Kuby wylądował tylko na bocznej siatce.

Wynik spotkania otworzył się w 66. minucie. Precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego na krótki słupek, walkę w powietrzu wygrał Aleksander Komor i precyzyjnym strzałem głową, skierował piłkę do siatki poza zasięgiem Wieczorka.

W 75. minucie oglądaliśmy prawdziwe oblężenie bramki gości, dwa rzuty rożne, liczne dośrodkowania i blokowane strzały, ale ostatecznie GKS-owi udało się przetrwać i skutecznie wyekspediować piłkę poza własną szesnastkę.

Minutę później przed kapitalną szansą stanęli nasi młodzieżowcy. Najpierw walkę bark w bark wygrał Stempniewicz, jego strzał obronił bramkarz, a dobitkę Zająca, na wślizgu zablokował Komor.

Do końca spotkania nasz zespół próbował zdobyć bramkę i wyrównać stan rywalizacji, niestety ostatecznie piłki nie udało się skierować do siatki.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Czarni walczą do końca! Pewnie pokonali GKS

Choć niewielkie, to jednak są – szanse Czarnych Radom na utrzymanie w PlusLidze. Radomianie walczą o to do końca. Dowodem na to jest wygrana z GKS-em Katowice. Czarni nie dali rywalom szans i wygrali w minimalnej liczbie setów.

W pierwszych akcjach swoją siłę uderzenia w polu zagrywki pokazywał Meljanac. Radomianie wykorzystywali to m.in. w bloku, odskakując na 5:1. Goście szybko jednak złapali rytm, dobrze atakował Jakub Jarosz i GKS wyrównał po 8. Dołączył do niego też Lukas Vasina, ale Czarni nadal wykorzystywali swój serwis. Skuteczny był Konrad Formela i miejscowi prowadzili 14:12. Przy zagrywkach Rajsnera radomianie uciekli jeszcze bardziej (18:13), a do punktowania włączył się Rafał Buszek. Choć po drugiej stronie robił, co mógł Vasina, miejscowi grali swoje i zamknęli partię premierową wygraną.

Po powrocie do gry nie brakowało długich wymian i gdy jedną z nich atakiem skończył Vasina, GKS prowadził 6:4. W kolejnych akcjach obie ekipy pokazywały też swoją siłę w bloku. Po akcjach Sebastiana Adamczyka GKS prowadził nadal dwoma punktami. Starania Czarnych nie ustępowały. Przy zagrywce Formeli, goście zaczęli sie mylić, radomianie byli na fali i po jego asie serwisowym prowadzili 15:12. W ostatniej części seta kontynuowali dobrą grę i wygrali także tę odsłonę.

Katowickiej ekipie nadal było trudno punktować atakiem, ale ratowała się blokiem i wyszła na dwupunktowe prowadzenie. Długo go jednak nie utrzymała Meljanac dobrze atakował, blokował. Gdy w tym drugim elemencie zaprezentował się Todorović, miejscowi przejęli prowadzenie (11:10). W połowie seta Czarni nadal świetnie atakowali i blokowali, a GKS miał problemy. To dało miejscowym przewagę (17:12). Jeszcze Vasina podjął walkę, ale rywale byli nakręceni i pewnie zmierzali do sukcesu w tym meczu. Ostatnie akcje należały do Bartosza Gomułki.

Enea Czarni Radom – GKS Katowice 3:0 (25:21, 25:20, 25: 20)

 

HOKEJ

hokej.net – Dwie polskie drużyny w europejskich pucharach. Jedną z nich GKS Katowice

Wiemy już, że mistrz Polski zagra w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ta decyzja, podjęta przez szefostwo CHL, otworzyła też furtkę GKS-owi Katowice, który wygrywając sezon zasadniczy zapewnił sobie udział w Pucharze Kontynentalnym. Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę ma jednak chrapkę na mistrzowskiego hat tricka.

Przypomnijmy, że 10 sierpnia zarząd Polskiego Związku Hokeja na Lodzie przyjął uchwałę dotyczącą gry polskich klubów w europejskich rozgrywkach.

Według jej postanowień, w przypadku przyznania Polsce miejsca w CHL, do rozgrywek Pucharu Kontynentalnego przystąpi najlepsza drużyna sezonu zasadniczego. Oznacza to mniej więcej tyle, że w europejskich pucharach na pewno zobaczymy ekipę z Katowic.

Jeśli podopieczni Jacka Płachta po raz trzeci z rzędu sięgną po tytuł mistrzowski, awansują do Hokejowej Ligi Mistrzów. W Pucharze Kontynentalnym zobaczymy wówczas wicemistrza Polski.

 

GieKSa wygrywa w Jastrzębiu-Zdroju. Mistrz Polski wychodzi na prowadzenie w półfinale

Po raz pierwszy w półfinale TAURON Hokej Ligi aktualni mistrzowie Polski wychodzą na prowadzenie w rywalizacji z JKH GKS Jastrzębie. W czwartkowym spotkaniu GieKSa w wyjazdowym spotkaniu zwyciężyła 4:1.

Przeniesienie półfinałowej rywalizacji z Katowic do Jastrzębia, w żaden sposób nie wpłynęło na obraz wydarzeń na lodowej tafli. Kolejny raz naprzeciwko siebie stanęły dwa wyrównane zespoły, spośród których ciężko wskazać jednoznacznego faworyta. W pierwszej tercji kibice otrzymali wszystkie składowe dobrego widowiska hokejowego. Nie brakowało twardego rozbijania po bandach, a ciężar gry w ekspresowym tempie przenosił się z jednej strony na tafli na drugą. Do ciężkiej pracy zaprzęgani byli bramkarze, jednak dla fachowców pokroju Murraya i Lackoviča okres wzmożonej pracy nie stanowił większego wyzwania. W 15. minucie fauli w tercji rywala dopuścił się Dominik Paś. Mistrzowie Polski zdołali wykorzystać już pierwszą grę w przewadze. Sam Marklund kolejny raz dał popis swojej zwrotności, prezentując jastrzębskiej publiczności swój popisowy „Marklund move”. Grając plecami do bramkarza na małej przestrzeni niesygnalizowanie zabrał się z krążkiem, próbując z obrotu zaskoczyć Lackoviča. W tej sytuacji słowacki bramkarz zdołał jeszcze interweniować parkanem, jednak wobec dobitki Bena Sokaya był bezradny.

Tak jak w pierwszej tak i w drugiej tercji działaliśmy od bramki do bramki. W 30. minucie katowiczanie zaprezentowali raz jeszcze jak ważna jest konsekwentna i żmudna praca na bramkarzu rywala. Noah Delmas pokusił się o strzał z niebieskiej linii, o jego skierowanie do bramki starał się Hampus Olsson, któremu co prawda ta sztuka się nie udała, lecz ustrzelił on na tyle niefortunnie jednego z defensorów JKH, że guma ostatecznie znalazła się w siatce. Ważną rolę przy tej bramce odegrał kolejny raz Sokay, który do końca naciskał na jastrzębską obronę. Choć gospodarze otrzymali spory prezent od katowiczan w postaci dwukrotnej sposobności gry w przewadze, do końca drugiej tercji wynik nie uległ zmianie.

W trzeciej odsłonie jastrzębianie nie zamierzali zwlekać z odrabianiem strat, przechodząc do wysokiej pracy na rywalu, gdy ten utrzymywał się w posiadaniu krążka. Zdobycie kontaktowej bramki podopiecznych Róberta Kalábera kosztowało jednak aż 14 cennych minut. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy i po zamieszaniu to Noah Delmas dał się trafić krążkiem w taki sposób, że skierował go do własnej bramki. Nadzieje na rychłe wyrównanie ostudził Ben Sokay, który półtorej minuty później w sytuacji „sam na sam” oszukał Lackoviča. Na ponad 3 minuty przed końcem trener Kaláber postanowił wycofać bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak kontaktowej bramki, a niemalże równo z końcową syreną, wynik strzałem do pustej bramki ustanowił Olli Iisakka.

 

Do finału jeden krok! Trzecie zwycięstwo GieKSy w serii

Z kompletem wyjazdowych zwycięstw opuszczają Jastrzębie-Zdrój hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w czwartym meczu pokonali JKH GKS Jastrzębie 4:1, czym zapewnili sobie trzecie zwycięstwo w półfinałowej rywalizacji. Już w najbliższą niedzielę mistrzowie Polski będą mogli zagwarantować sobie przepustkę do gry w trzecim finale z rzędu.

Już od pierwszego wznowienia wydarzenia na lodzie potwierdzały, że będziemy świadkami dobrego widowiska. Obie ekipy wyszły z założenia, że na próżno myśleć o wygranej, bez zdobywania bramek. Podopieczni Róberta Kalábera znajdując się w tercji rywala korzystali z każdej okazji by sprawdzić dyspozycje w bramce Johna Murraya. Kolejny raz świetnym wyszkoleniem technicznym popisał się Benjamin Sokay, który z niemal przyklejonym do kija krążkiem zdobył tercję rywala, w wykończeniu akcji górą był jednak Jakub Lackovič. W 12. minucie GKS Katowice wygrał wznowienie w jastrzębskiej tercji. Kacper Maciaś wrzucił krążek na bramkę, który spod opieki obrony próbował wyłuskać Ben Sokay. Ostatecznie bezpańska guma padła łupem Hampusa Olssona, który przy samym słupku umieścił ją w bramce. Bliski wyrównania był Dominik Paś, jednak po jego strzale z prawego bulika wybrzmiał jedynie słupek. Wydarzenia pierwszej tercji zwieńczyła indywidualna akcja Filipa Starzyńskiego, ten jednak faulowany przez Joone Monto, nie dał rady zaskoczyć Johna Murraya by po chwili z impetem staranować katowickiego bramkarza. Wobec takiego obrotu spraw, nie mogli bierni pozostać obrońcy GieKSy, którzy momentalnie dopadli do Starzyńskiego, starając się mu wyartykułować nietykalność bramkarza. Choć posypały się wykluczenia, to obyło się bez osłabień w formacjach, gdyż były one nakładane obustronnie.

Po wznowieniu gry, obserwowaliśmy ponownie obustronne chęci do zdobycia bramki. W 27. minucie Tuukka Rajamäki oddał strzał, który został zatrzymany przez jednego z katowickich obrońców. Najwięcej sprytu w walce o krążek wykazał Dominik Paś, który przejął krążek i ulokował go w bramce. Wyrównująca bramka wyraźnie napędziła tempo spotkania, jednak już po 4. minutach entuzjazm gospodarzy ostudził Ryan Cook, który pociągnął soczyste uderzenie z koła bulikowego, zaskakując Jakuba Lackoviča. Jednobramkowe prowadzenie w żaden sposób nie zaspokoiło apetytu mistrzów Polski, którzy ani myśleli o cofnięciu się do obrony. W 35. minucie walka o krążek skupiała się wokół bandy, ten w końcu został wywalczony przez Olliego Iisakkę, który widząc otwartą autostradę do jastrzębskiej bramki, zabrał się z gumą i popisał się najwyższej klasy uderzeniem, nie dając Lackovičowi najmniejszych szans na podjęcie skutecznej obrony.

Mając wypracowaną dwubramkową przewagę, katowiczanie mądrze i odpowiedzialnie podeszli do rozgrywania kolejnych minut. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak podopieczni Jacka Płachty kontynuowali konsekwentną grę w obronie, nie odmawiając sobie jednak sposobności do wykreowania własnych okazji. Pod koniec drugiej tercji katowiczanie dwukrotnie mieli możliwość rozgrywania przewag, jednak pomimo dobrej pracy na krążku nie zdołali z tych sposobności wykreować bramek.

W momencie gdy jastrzębianie próbowali zdobyć tercję rywala, Jakub Ižacký dopuścił się faulu na Kacprze Maciasiu. Za przewinienie, oraz późniejsze niesportowe zachowanie, został ukarany karami 2+2. Podczas nieobecności czeskiego napastnika, katowiczanie zdołali wykorzystać liczebną przewagę. Po otrzymaniu podania od Grzegorza Pasiuta, z krążkiem zabrał się Benjamin Sokay, by po chwili przy krótkim słupku zaskoczyć Lackoviča. Po stracie czwartej bramki trener Róbert Kaláber podjął decyzję o zmianie bramkarzy, dysponując między słupki Macieja Miarkę. Ostatnie minuty upłynęły już w okolicznościach nie zagrażających zmianie wyniku.

 

Mistrzowie przystępują do obrony tytułu, GKS Katowice melduje się w finale!

GKS Katowice odniósł czwarte z rzędu zwycięstwo w serii nad JKH GKS-em Jastrzębie, czym przypieczętował swój awans do finału play-off. Podopieczni Jacka Płachty zagrają po raz trzeci z rzędu w wielkim finale, stając przed szansą na mistrzowski hat trick.

Początek wydarzeń pierwszej odsłony upłynął pod znakiem gry w liczebnej przewadze. Już w pierwszej minucie sędziowie zasygnalizowali opóźnienie kary po przewinieniu Joony Monto. Jastrzębianie grając sześciu na pięciu starali się zamknąć gospodarzy. Nie zdołali jednak wypracować okazji strzeleckiej, a podbramkowe starcie pomiędzy Varttinenem oraz Starzyńskim spowodowało, że ta dwójka również została oddelegowana do boksów kar. Po powrocie Varttinena na lód, jedynie nieco ponad 3 minuty dane było mistrzom Polski występować w pełnym zestawieniu. W 7. minucie kolejną dwuminutową karą został wykluczony Joona Monto. Podczas kolejnej sposobności rozgrywania przewagi zespół Róberta Kalábera dużo sprawniej radził sobie w tercji rywala. Szczelnie blokujący defensorzy oraz dobrze dysponowany John Murray nie pozwolili rywalom na otwarcie wyniku spotkania. Katowiczanie dążyli do przyspieszania w rozegraniu krążka jednak czujne formacje obronne jastrzębian w pełni nadążały nad wydarzeniami na lodzie. W 18. minucie raz jeszcze zaiskrzyło pod bramką Murraya. Tym razem wymiana uprzejmości nastąpiła pomiędzy Ryanem Cookiem a jak zawsze będącym w centrum takich wydarzeń Filipem Starzyńskim. Te zachowania arbitrzy wycenili obustronnymi wykluczeniami 2+2 za ostrość oraz za atak kijem trzymanym oburącz.

Również w drugiej tercji nie obyło się bez szybkiego wykluczenia. 50 sekund po wznowieniu gry na ławce kar zasiadł Olli-Petteri Viinikainen. Po wyrównaniu formacji utrzymywała się wysoka intensywność pojedynku, jednak nieco więcej argumentów zdawali się przedstawiać gospodarze. Podopieczni Jacka Płachty dłużej od jastrzębian pozostawali na krążku, regularnie angażując Jakuba Lackoviča. Otwarcie wyniku nastąpiło w 38. minucie. Po wygranym wznowieniu, krążek został wycofany do Ryana Cooka, który imponując spokojem zgubił blokującego rywala, a następnie oddał mocny strzał na bramkę. Lackovič zdołał to uderzenie zbić parkanem, jednak wobec dobitki Miro Lehtimäkiego był już bezradny. Na 28 sekund przed końcem drugiej tercji, trybuny „Satelity” zamilkły, gdy krążek wylądował w katowickiej bramce. Arbitrzy podczas analizy video podjęli jednak decyzję o nieuznaniu bramki, dopatrując się gry wysokim kijem, pracującego na bramkarzu Dominika Pasia.

Pomimo upływającego czasu goście nie potrafili znaleźć drogi, która mogły by ich zbliżyć do wyrównania wyniku. W dalszym ciągu grę kreowali katowiczanie, którzy pomimo jednobramkowego prowadzenia zdawali się mieć wydarzenia na lodzie pod pełną kontrolą. Pojedyncze zrywy i próby strzałów, to było zbyt mało aby pokusić się o zaskoczenie Johna Murraya. W ostatnich minutach prowadząca grę GieKSa uniemożliwiała Lackovičowi zjazd do boksu. Wycofanie bramkarza możliwe było dopiero na 75 sekund przed końcem spotkania. Liczebna przewaga ożywiła poczynania ofensywne zawodników JKH, którzy stanęli przed dobrą sposobnością do zdobycia bramki, marzenia o wyrównaniu wyniku zagrodził jednak parkan Johna Murraya. Na 44 sekundy przed końcem na ławkę kar został odesłany jeszcze Noah Delmas. Liczebna przewaga jastrzębian nie przyniosła jednak przedłużającego play-offowy żywot remisu, a strzałem do pustej bramki, trzeci z rzędu finał dla GieKSy przypieczętował Bartosz Fraszko.

 

Gdzie i kiedy mecze finałowe?

Poznaliśmy dziś finalistów TAURON Hokej Ligi. Wiemy już, że o tytuł mistrzowski powalczą hokeiści GKS-u Katowice i Re-Plast Unii Oświęcim. Wszystkie spotkania pokaże TVP Sport, a my postanowiliśmy zaprezentować dokładny terminarz finałów wraz z godzinami rozgrywania spotkań.

Podopieczni Jacka Płachty stają przed szansą, aby po raz trzeci z rzędu sięgnąć po złoty medal. Z kolei biało-niebiescy na tytuł mistrzowski czekają równe20 lat.

Poniżej prezentujemy dokładny terminarz finału wraz z godzinami rozgrywania spotkań. Rywalizacja ruszy tuż po Świętach Wielkanocnych, a dwa pierwsze spotkania zostaną rozegrane 2 i 3 kwietnia w Katowicach. 6 i 7 kwietnia rywalizacja przeniesie się do Oświęcimia.

TERMINARZ FINAŁU

2 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

3 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

6 kwietnia 17:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

7 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

Ewentualnie:

10 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

12 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

14 kwietnia 20:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga