Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Mistrzowie przystępują do obrony tytułu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W piętnastej kolejce rozgrywek Orlen Ekstraligi nasza kobieca drużyna pokonała lidera rozgrywek drużynę Pogoni Szczecin 1:0 (1:0). Następną kolejkę rozgrywek, ze względu na występy reprezentacji, zaplanowano na weekend 13-14 kwietnia. Wcześniej, bo jutro (27 marca) nasz zespół zmierzy się na Bukowej w ¼ finału Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Mecz rozpocznie się o godzinie 17:00. Drużyna męska korzystając z przerwy w rozgrywkach zmierzyła się w spotkaniu sparingowym z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem GieKSy 1:0 (0:0). Kolejne spotkanie ligowe zespół rozegra pierwszego kwietnia, na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Początek spotkania o godzinie 15:00.

Wczoraj (25 marca) siatkarze przegrali na wyjeździe z Czarnymi Radom 0:3. Następne spotkanie zaplanowano na najbliższy czwartek (28 marca) od godziny 20:30. Przeciwnikiem w hali w Szopienicach będzie VC Barkom Każany Lwów.

Hokeiści w półfinale THL pokonali JKH GKS Jastrzębie i awansowali do finału rozgrywek. Przeciwnikiem będzie Unia Oświęcim. Pierwsze mecze finałowe zostaną rozegrane w przyszły wtorek i środę (drugiego i trzeciego kwietnia) w Satelicie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Hitowe spotkanie dla Mistrzyń Polski, słaby występ liderek

W sobotnie południe na stadionie przy ulicy Bukowej w Katowicach odbyło się spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów do tytułu Mistrza Polski w tym sezonie. Pogoń zaliczyła drugą porażkę w tym sezonie.

Katowiczanki rozpoczęły mecz z animuszem i już w 4. minucie Dżesika Jaszek była bliska zdobycia bramki, jednak po jej strzale piłka trafiła w słupek. Oba zespoły jednak dość asekuracyjnie i kolejnych szans na strzelenie bramki przez długi czas nie było. W 23. minucie kibice zgromadzeni doczekali się pierwszej bramki. Karolina Bednarz z lewej strony wrzuciła piłkę w pole karne, w zamieszaniu znalazła najlepiej się Aleksandra Nieciąg i trafiła do siatki. W 29. minucie w starciu między Bińkowską, a Litwiniec ucierpiała Anna Palińska. Uraz był na tyle poważny, że bramkarka ze Szczecina nie była w stanie kontynuować spotkania i w jej miejsce pojawiła się Natalia Radkiewicz. Tuż przed przerwą Aleksandra Nieciąg stanęła przed szansą zdobycia drugiej bramki, jednak zabrakło celnego strzału. Do przerwy wynik spotkania się nie zmienił i to mistrzynie Polski schodziły do szatni w lepszych humorach.

Druga połowa rozpoczęła się pod dyktando gospodyń, ale mimo przewagi nie potrafiły stworzyć groźnych sytuacji pod bramką .W 63. minucie boisko opuściła Klaudia Maciążka, która doznała kontuzji i nie była w stanie kontynuować gry. Tempo meczu spadło, z obu stron pojawiało się coraz więcej fauli. Mimo upływających minut ani wynik, ani obraz gry nie zmienił się. Pogoń przegrała drugi mecz z rzędu i obie drużyny zrównały się liczbą punktów.

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zadowoleni, ale nie szczęśliwi. Piłkarki wygrały mecz z Pogonią, jednak wciąż są za rywalkami

Piłkarki GKS Katowice wygrały mecz z Pogonią Szczecin, ale jeden gol nie pozwolił im na wyprzedzenie rywalek. Zespół Karoliny Koch znalazł się więc w bardzo trudnej sytuacji w walce o obronę tytułu.

Broniące tytułu mistrzowskiego piłkarki GKS Katowice w meczu na szczycie pokonały Pogoń Szczecin 1:0, rewanżując się rywalkom za jesienną porażkę na ich terenie. Zwycięstwo powinno być wyższe, a nieskuteczność gospodyń może mieć brzemienne skutki dla całych rozgrywek.

Pogoń i GKS mają bowiem w tabeli tyle samo punktów i remisowy bilans bezpośrednich spotkań. Różnica bramek zdecydowanie jest po stronie szczecinianek, więc ekipa Karoliny Koch w ostatnich siedmiu kolejkach musi zdobyć więcej punktów niż sobotnie rywalki.

W środę na Bukowej piłkarki GKS-u rozegrają mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Początek o godzinie 17.

 

tspodbeskidzie.pl – [Sparing] Podbeskidzie – GKS Katowice 0:1

Mecz kontrolny Podbeskidzia z GKS-em Katowice, zakończył się jednobramkowym zwycięstwem gości.

Pierwszą próbę w meczu oglądaliśmy w 5. minucie spotkania, składną akcję naszego zespołu kończył strzał testowanego zawodnika, ale piłka powędrowała nad poprzeczką.

Po chwili pierwszą dogodną akcję oglądaliśmy po stronie gości, prostopadłym podaniem obsłużony został Arak, który skierował piłkę do siatki, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną napastnika.

W następnych minutach nasi zawodnicy stworzyli dobre okazje, najpierw po dobrej kontrze piłka powędrowała przed pole karne do Banaszewskiego, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później, po kolejnej składnej akcji i szybko wymienionych podaniach, piłka została wystawiona do Ziółkowskiego, ale jego strzał z lewej nogi zza szesnastki przeszedł obok bramki

W 20. minucie do głosu ponownie i praktycznie po raz ostatni w pierwszej połowie, doszli goście, Arak oddał mocny strzał ze skraju pola karnego, ale między słupkami czujny był Krzepisz, który sparował uderzenie napastnika.

Przed upływem pół godziny gry 29, dobrą prostopadłą piłkę od Tomasika otrzymał Sitek, który wystawił ją testowanemu zawodnikowi, jego strzał został zablokowany, a do odbitej piłki dopadł jeszcze Ziółkowski, ale ostatecznie bramkarz GKS-u zdołał wypiąstkować piłkę poza pole karne.

Dobra pierwsza połowa w wykonaniu naszego zespołu mogła zostać zwieńczona klasyczną bramką do szatni, jednak najpierw, w 43. minucie obiecująca kontrę Sitka, nieprzepisowo zatrzymał Janiszewski, za co został ukarany żółtą kartką, a tuż przed opuszczeniem placu gry strzały oddawali Misztal i Maks, jednak mocne uderzenie Marcela z dystansu, na rzut rożny sparował Szczuka, a tuż przed końcowym gwizdkiem, po szybkim rozegraniu stałego fragmentu gry, jeden z obrońców ofiarnie zablokował próbę Sitka.

Od początku pierwszej połowy Górale cały czas próbowali zdobyć bramkę, po rzucie rożnym do szansy doszedł Hlavica, ale jego strzał przeszedł nad poprzeczką.

Autorem następnej okazji był już GKS, po dośrodkowaniu z lewej strony, strzał z woleja oddał Arak, ale piłka po jego strzale wpadła w kozioł i bez problemu złapał ją Krzepisz.

Po upływie godziny gry, nasz zespół przeprowadził dobrą akcję na prawej stronie boiska, krótkie podania wymienili ze sobą Willmann i Zając, piłka wystawiona została przed pole karne do Kisiela, ale strzał Kuby wylądował tylko na bocznej siatce.

Wynik spotkania otworzył się w 66. minucie. Precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego na krótki słupek, walkę w powietrzu wygrał Aleksander Komor i precyzyjnym strzałem głową, skierował piłkę do siatki poza zasięgiem Wieczorka.

W 75. minucie oglądaliśmy prawdziwe oblężenie bramki gości, dwa rzuty rożne, liczne dośrodkowania i blokowane strzały, ale ostatecznie GKS-owi udało się przetrwać i skutecznie wyekspediować piłkę poza własną szesnastkę.

Minutę później przed kapitalną szansą stanęli nasi młodzieżowcy. Najpierw walkę bark w bark wygrał Stempniewicz, jego strzał obronił bramkarz, a dobitkę Zająca, na wślizgu zablokował Komor.

Do końca spotkania nasz zespół próbował zdobyć bramkę i wyrównać stan rywalizacji, niestety ostatecznie piłki nie udało się skierować do siatki.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Czarni walczą do końca! Pewnie pokonali GKS

Choć niewielkie, to jednak są – szanse Czarnych Radom na utrzymanie w PlusLidze. Radomianie walczą o to do końca. Dowodem na to jest wygrana z GKS-em Katowice. Czarni nie dali rywalom szans i wygrali w minimalnej liczbie setów.

W pierwszych akcjach swoją siłę uderzenia w polu zagrywki pokazywał Meljanac. Radomianie wykorzystywali to m.in. w bloku, odskakując na 5:1. Goście szybko jednak złapali rytm, dobrze atakował Jakub Jarosz i GKS wyrównał po 8. Dołączył do niego też Lukas Vasina, ale Czarni nadal wykorzystywali swój serwis. Skuteczny był Konrad Formela i miejscowi prowadzili 14:12. Przy zagrywkach Rajsnera radomianie uciekli jeszcze bardziej (18:13), a do punktowania włączył się Rafał Buszek. Choć po drugiej stronie robił, co mógł Vasina, miejscowi grali swoje i zamknęli partię premierową wygraną.

Po powrocie do gry nie brakowało długich wymian i gdy jedną z nich atakiem skończył Vasina, GKS prowadził 6:4. W kolejnych akcjach obie ekipy pokazywały też swoją siłę w bloku. Po akcjach Sebastiana Adamczyka GKS prowadził nadal dwoma punktami. Starania Czarnych nie ustępowały. Przy zagrywce Formeli, goście zaczęli sie mylić, radomianie byli na fali i po jego asie serwisowym prowadzili 15:12. W ostatniej części seta kontynuowali dobrą grę i wygrali także tę odsłonę.

Katowickiej ekipie nadal było trudno punktować atakiem, ale ratowała się blokiem i wyszła na dwupunktowe prowadzenie. Długo go jednak nie utrzymała Meljanac dobrze atakował, blokował. Gdy w tym drugim elemencie zaprezentował się Todorović, miejscowi przejęli prowadzenie (11:10). W połowie seta Czarni nadal świetnie atakowali i blokowali, a GKS miał problemy. To dało miejscowym przewagę (17:12). Jeszcze Vasina podjął walkę, ale rywale byli nakręceni i pewnie zmierzali do sukcesu w tym meczu. Ostatnie akcje należały do Bartosza Gomułki.

Enea Czarni Radom – GKS Katowice 3:0 (25:21, 25:20, 25: 20)

 

HOKEJ

hokej.net – Dwie polskie drużyny w europejskich pucharach. Jedną z nich GKS Katowice

Wiemy już, że mistrz Polski zagra w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ta decyzja, podjęta przez szefostwo CHL, otworzyła też furtkę GKS-owi Katowice, który wygrywając sezon zasadniczy zapewnił sobie udział w Pucharze Kontynentalnym. Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę ma jednak chrapkę na mistrzowskiego hat tricka.

Przypomnijmy, że 10 sierpnia zarząd Polskiego Związku Hokeja na Lodzie przyjął uchwałę dotyczącą gry polskich klubów w europejskich rozgrywkach.

Według jej postanowień, w przypadku przyznania Polsce miejsca w CHL, do rozgrywek Pucharu Kontynentalnego przystąpi najlepsza drużyna sezonu zasadniczego. Oznacza to mniej więcej tyle, że w europejskich pucharach na pewno zobaczymy ekipę z Katowic.

Jeśli podopieczni Jacka Płachta po raz trzeci z rzędu sięgną po tytuł mistrzowski, awansują do Hokejowej Ligi Mistrzów. W Pucharze Kontynentalnym zobaczymy wówczas wicemistrza Polski.

 

GieKSa wygrywa w Jastrzębiu-Zdroju. Mistrz Polski wychodzi na prowadzenie w półfinale

Po raz pierwszy w półfinale TAURON Hokej Ligi aktualni mistrzowie Polski wychodzą na prowadzenie w rywalizacji z JKH GKS Jastrzębie. W czwartkowym spotkaniu GieKSa w wyjazdowym spotkaniu zwyciężyła 4:1.

Przeniesienie półfinałowej rywalizacji z Katowic do Jastrzębia, w żaden sposób nie wpłynęło na obraz wydarzeń na lodowej tafli. Kolejny raz naprzeciwko siebie stanęły dwa wyrównane zespoły, spośród których ciężko wskazać jednoznacznego faworyta. W pierwszej tercji kibice otrzymali wszystkie składowe dobrego widowiska hokejowego. Nie brakowało twardego rozbijania po bandach, a ciężar gry w ekspresowym tempie przenosił się z jednej strony na tafli na drugą. Do ciężkiej pracy zaprzęgani byli bramkarze, jednak dla fachowców pokroju Murraya i Lackoviča okres wzmożonej pracy nie stanowił większego wyzwania. W 15. minucie fauli w tercji rywala dopuścił się Dominik Paś. Mistrzowie Polski zdołali wykorzystać już pierwszą grę w przewadze. Sam Marklund kolejny raz dał popis swojej zwrotności, prezentując jastrzębskiej publiczności swój popisowy „Marklund move”. Grając plecami do bramkarza na małej przestrzeni niesygnalizowanie zabrał się z krążkiem, próbując z obrotu zaskoczyć Lackoviča. W tej sytuacji słowacki bramkarz zdołał jeszcze interweniować parkanem, jednak wobec dobitki Bena Sokaya był bezradny.

Tak jak w pierwszej tak i w drugiej tercji działaliśmy od bramki do bramki. W 30. minucie katowiczanie zaprezentowali raz jeszcze jak ważna jest konsekwentna i żmudna praca na bramkarzu rywala. Noah Delmas pokusił się o strzał z niebieskiej linii, o jego skierowanie do bramki starał się Hampus Olsson, któremu co prawda ta sztuka się nie udała, lecz ustrzelił on na tyle niefortunnie jednego z defensorów JKH, że guma ostatecznie znalazła się w siatce. Ważną rolę przy tej bramce odegrał kolejny raz Sokay, który do końca naciskał na jastrzębską obronę. Choć gospodarze otrzymali spory prezent od katowiczan w postaci dwukrotnej sposobności gry w przewadze, do końca drugiej tercji wynik nie uległ zmianie.

W trzeciej odsłonie jastrzębianie nie zamierzali zwlekać z odrabianiem strat, przechodząc do wysokiej pracy na rywalu, gdy ten utrzymywał się w posiadaniu krążka. Zdobycie kontaktowej bramki podopiecznych Róberta Kalábera kosztowało jednak aż 14 cennych minut. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy i po zamieszaniu to Noah Delmas dał się trafić krążkiem w taki sposób, że skierował go do własnej bramki. Nadzieje na rychłe wyrównanie ostudził Ben Sokay, który półtorej minuty później w sytuacji „sam na sam” oszukał Lackoviča. Na ponad 3 minuty przed końcem trener Kaláber postanowił wycofać bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak kontaktowej bramki, a niemalże równo z końcową syreną, wynik strzałem do pustej bramki ustanowił Olli Iisakka.

 

Do finału jeden krok! Trzecie zwycięstwo GieKSy w serii

Z kompletem wyjazdowych zwycięstw opuszczają Jastrzębie-Zdrój hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w czwartym meczu pokonali JKH GKS Jastrzębie 4:1, czym zapewnili sobie trzecie zwycięstwo w półfinałowej rywalizacji. Już w najbliższą niedzielę mistrzowie Polski będą mogli zagwarantować sobie przepustkę do gry w trzecim finale z rzędu.

Już od pierwszego wznowienia wydarzenia na lodzie potwierdzały, że będziemy świadkami dobrego widowiska. Obie ekipy wyszły z założenia, że na próżno myśleć o wygranej, bez zdobywania bramek. Podopieczni Róberta Kalábera znajdując się w tercji rywala korzystali z każdej okazji by sprawdzić dyspozycje w bramce Johna Murraya. Kolejny raz świetnym wyszkoleniem technicznym popisał się Benjamin Sokay, który z niemal przyklejonym do kija krążkiem zdobył tercję rywala, w wykończeniu akcji górą był jednak Jakub Lackovič. W 12. minucie GKS Katowice wygrał wznowienie w jastrzębskiej tercji. Kacper Maciaś wrzucił krążek na bramkę, który spod opieki obrony próbował wyłuskać Ben Sokay. Ostatecznie bezpańska guma padła łupem Hampusa Olssona, który przy samym słupku umieścił ją w bramce. Bliski wyrównania był Dominik Paś, jednak po jego strzale z prawego bulika wybrzmiał jedynie słupek. Wydarzenia pierwszej tercji zwieńczyła indywidualna akcja Filipa Starzyńskiego, ten jednak faulowany przez Joone Monto, nie dał rady zaskoczyć Johna Murraya by po chwili z impetem staranować katowickiego bramkarza. Wobec takiego obrotu spraw, nie mogli bierni pozostać obrońcy GieKSy, którzy momentalnie dopadli do Starzyńskiego, starając się mu wyartykułować nietykalność bramkarza. Choć posypały się wykluczenia, to obyło się bez osłabień w formacjach, gdyż były one nakładane obustronnie.

Po wznowieniu gry, obserwowaliśmy ponownie obustronne chęci do zdobycia bramki. W 27. minucie Tuukka Rajamäki oddał strzał, który został zatrzymany przez jednego z katowickich obrońców. Najwięcej sprytu w walce o krążek wykazał Dominik Paś, który przejął krążek i ulokował go w bramce. Wyrównująca bramka wyraźnie napędziła tempo spotkania, jednak już po 4. minutach entuzjazm gospodarzy ostudził Ryan Cook, który pociągnął soczyste uderzenie z koła bulikowego, zaskakując Jakuba Lackoviča. Jednobramkowe prowadzenie w żaden sposób nie zaspokoiło apetytu mistrzów Polski, którzy ani myśleli o cofnięciu się do obrony. W 35. minucie walka o krążek skupiała się wokół bandy, ten w końcu został wywalczony przez Olliego Iisakkę, który widząc otwartą autostradę do jastrzębskiej bramki, zabrał się z gumą i popisał się najwyższej klasy uderzeniem, nie dając Lackovičowi najmniejszych szans na podjęcie skutecznej obrony.

Mając wypracowaną dwubramkową przewagę, katowiczanie mądrze i odpowiedzialnie podeszli do rozgrywania kolejnych minut. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak podopieczni Jacka Płachty kontynuowali konsekwentną grę w obronie, nie odmawiając sobie jednak sposobności do wykreowania własnych okazji. Pod koniec drugiej tercji katowiczanie dwukrotnie mieli możliwość rozgrywania przewag, jednak pomimo dobrej pracy na krążku nie zdołali z tych sposobności wykreować bramek.

W momencie gdy jastrzębianie próbowali zdobyć tercję rywala, Jakub Ižacký dopuścił się faulu na Kacprze Maciasiu. Za przewinienie, oraz późniejsze niesportowe zachowanie, został ukarany karami 2+2. Podczas nieobecności czeskiego napastnika, katowiczanie zdołali wykorzystać liczebną przewagę. Po otrzymaniu podania od Grzegorza Pasiuta, z krążkiem zabrał się Benjamin Sokay, by po chwili przy krótkim słupku zaskoczyć Lackoviča. Po stracie czwartej bramki trener Róbert Kaláber podjął decyzję o zmianie bramkarzy, dysponując między słupki Macieja Miarkę. Ostatnie minuty upłynęły już w okolicznościach nie zagrażających zmianie wyniku.

 

Mistrzowie przystępują do obrony tytułu, GKS Katowice melduje się w finale!

GKS Katowice odniósł czwarte z rzędu zwycięstwo w serii nad JKH GKS-em Jastrzębie, czym przypieczętował swój awans do finału play-off. Podopieczni Jacka Płachty zagrają po raz trzeci z rzędu w wielkim finale, stając przed szansą na mistrzowski hat trick.

Początek wydarzeń pierwszej odsłony upłynął pod znakiem gry w liczebnej przewadze. Już w pierwszej minucie sędziowie zasygnalizowali opóźnienie kary po przewinieniu Joony Monto. Jastrzębianie grając sześciu na pięciu starali się zamknąć gospodarzy. Nie zdołali jednak wypracować okazji strzeleckiej, a podbramkowe starcie pomiędzy Varttinenem oraz Starzyńskim spowodowało, że ta dwójka również została oddelegowana do boksów kar. Po powrocie Varttinena na lód, jedynie nieco ponad 3 minuty dane było mistrzom Polski występować w pełnym zestawieniu. W 7. minucie kolejną dwuminutową karą został wykluczony Joona Monto. Podczas kolejnej sposobności rozgrywania przewagi zespół Róberta Kalábera dużo sprawniej radził sobie w tercji rywala. Szczelnie blokujący defensorzy oraz dobrze dysponowany John Murray nie pozwolili rywalom na otwarcie wyniku spotkania. Katowiczanie dążyli do przyspieszania w rozegraniu krążka jednak czujne formacje obronne jastrzębian w pełni nadążały nad wydarzeniami na lodzie. W 18. minucie raz jeszcze zaiskrzyło pod bramką Murraya. Tym razem wymiana uprzejmości nastąpiła pomiędzy Ryanem Cookiem a jak zawsze będącym w centrum takich wydarzeń Filipem Starzyńskim. Te zachowania arbitrzy wycenili obustronnymi wykluczeniami 2+2 za ostrość oraz za atak kijem trzymanym oburącz.

Również w drugiej tercji nie obyło się bez szybkiego wykluczenia. 50 sekund po wznowieniu gry na ławce kar zasiadł Olli-Petteri Viinikainen. Po wyrównaniu formacji utrzymywała się wysoka intensywność pojedynku, jednak nieco więcej argumentów zdawali się przedstawiać gospodarze. Podopieczni Jacka Płachty dłużej od jastrzębian pozostawali na krążku, regularnie angażując Jakuba Lackoviča. Otwarcie wyniku nastąpiło w 38. minucie. Po wygranym wznowieniu, krążek został wycofany do Ryana Cooka, który imponując spokojem zgubił blokującego rywala, a następnie oddał mocny strzał na bramkę. Lackovič zdołał to uderzenie zbić parkanem, jednak wobec dobitki Miro Lehtimäkiego był już bezradny. Na 28 sekund przed końcem drugiej tercji, trybuny „Satelity” zamilkły, gdy krążek wylądował w katowickiej bramce. Arbitrzy podczas analizy video podjęli jednak decyzję o nieuznaniu bramki, dopatrując się gry wysokim kijem, pracującego na bramkarzu Dominika Pasia.

Pomimo upływającego czasu goście nie potrafili znaleźć drogi, która mogły by ich zbliżyć do wyrównania wyniku. W dalszym ciągu grę kreowali katowiczanie, którzy pomimo jednobramkowego prowadzenia zdawali się mieć wydarzenia na lodzie pod pełną kontrolą. Pojedyncze zrywy i próby strzałów, to było zbyt mało aby pokusić się o zaskoczenie Johna Murraya. W ostatnich minutach prowadząca grę GieKSa uniemożliwiała Lackovičowi zjazd do boksu. Wycofanie bramkarza możliwe było dopiero na 75 sekund przed końcem spotkania. Liczebna przewaga ożywiła poczynania ofensywne zawodników JKH, którzy stanęli przed dobrą sposobnością do zdobycia bramki, marzenia o wyrównaniu wyniku zagrodził jednak parkan Johna Murraya. Na 44 sekundy przed końcem na ławkę kar został odesłany jeszcze Noah Delmas. Liczebna przewaga jastrzębian nie przyniosła jednak przedłużającego play-offowy żywot remisu, a strzałem do pustej bramki, trzeci z rzędu finał dla GieKSy przypieczętował Bartosz Fraszko.

 

Gdzie i kiedy mecze finałowe?

Poznaliśmy dziś finalistów TAURON Hokej Ligi. Wiemy już, że o tytuł mistrzowski powalczą hokeiści GKS-u Katowice i Re-Plast Unii Oświęcim. Wszystkie spotkania pokaże TVP Sport, a my postanowiliśmy zaprezentować dokładny terminarz finałów wraz z godzinami rozgrywania spotkań.

Podopieczni Jacka Płachty stają przed szansą, aby po raz trzeci z rzędu sięgnąć po złoty medal. Z kolei biało-niebiescy na tytuł mistrzowski czekają równe20 lat.

Poniżej prezentujemy dokładny terminarz finału wraz z godzinami rozgrywania spotkań. Rywalizacja ruszy tuż po Świętach Wielkanocnych, a dwa pierwsze spotkania zostaną rozegrane 2 i 3 kwietnia w Katowicach. 6 i 7 kwietnia rywalizacja przeniesie się do Oświęcimia.

TERMINARZ FINAŁU

2 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

3 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

6 kwietnia 17:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

7 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

Ewentualnie:

10 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

12 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

14 kwietnia 20:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga