Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: Mistrzowie przystępują do obrony tytułu
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
W piętnastej kolejce rozgrywek Orlen Ekstraligi nasza kobieca drużyna pokonała lidera rozgrywek drużynę Pogoni Szczecin 1:0 (1:0). Następną kolejkę rozgrywek, ze względu na występy reprezentacji, zaplanowano na weekend 13-14 kwietnia. Wcześniej, bo jutro (27 marca) nasz zespół zmierzy się na Bukowej w ¼ finału Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Mecz rozpocznie się o godzinie 17:00. Drużyna męska korzystając z przerwy w rozgrywkach zmierzyła się w spotkaniu sparingowym z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem GieKSy 1:0 (0:0). Kolejne spotkanie ligowe zespół rozegra pierwszego kwietnia, na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Początek spotkania o godzinie 15:00.
Wczoraj (25 marca) siatkarze przegrali na wyjeździe z Czarnymi Radom 0:3. Następne spotkanie zaplanowano na najbliższy czwartek (28 marca) od godziny 20:30. Przeciwnikiem w hali w Szopienicach będzie VC Barkom Każany Lwów.
Hokeiści w półfinale THL pokonali JKH GKS Jastrzębie i awansowali do finału rozgrywek. Przeciwnikiem będzie Unia Oświęcim. Pierwsze mecze finałowe zostaną rozegrane w przyszły wtorek i środę (drugiego i trzeciego kwietnia) w Satelicie.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Hitowe spotkanie dla Mistrzyń Polski, słaby występ liderek
W sobotnie południe na stadionie przy ulicy Bukowej w Katowicach odbyło się spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów do tytułu Mistrza Polski w tym sezonie. Pogoń zaliczyła drugą porażkę w tym sezonie.
Katowiczanki rozpoczęły mecz z animuszem i już w 4. minucie Dżesika Jaszek była bliska zdobycia bramki, jednak po jej strzale piłka trafiła w słupek. Oba zespoły jednak dość asekuracyjnie i kolejnych szans na strzelenie bramki przez długi czas nie było. W 23. minucie kibice zgromadzeni doczekali się pierwszej bramki. Karolina Bednarz z lewej strony wrzuciła piłkę w pole karne, w zamieszaniu znalazła najlepiej się Aleksandra Nieciąg i trafiła do siatki. W 29. minucie w starciu między Bińkowską, a Litwiniec ucierpiała Anna Palińska. Uraz był na tyle poważny, że bramkarka ze Szczecina nie była w stanie kontynuować spotkania i w jej miejsce pojawiła się Natalia Radkiewicz. Tuż przed przerwą Aleksandra Nieciąg stanęła przed szansą zdobycia drugiej bramki, jednak zabrakło celnego strzału. Do przerwy wynik spotkania się nie zmienił i to mistrzynie Polski schodziły do szatni w lepszych humorach.
Druga połowa rozpoczęła się pod dyktando gospodyń, ale mimo przewagi nie potrafiły stworzyć groźnych sytuacji pod bramką .W 63. minucie boisko opuściła Klaudia Maciążka, która doznała kontuzji i nie była w stanie kontynuować gry. Tempo meczu spadło, z obu stron pojawiało się coraz więcej fauli. Mimo upływających minut ani wynik, ani obraz gry nie zmienił się. Pogoń przegrała drugi mecz z rzędu i obie drużyny zrównały się liczbą punktów.
dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zadowoleni, ale nie szczęśliwi. Piłkarki wygrały mecz z Pogonią, jednak wciąż są za rywalkami
Piłkarki GKS Katowice wygrały mecz z Pogonią Szczecin, ale jeden gol nie pozwolił im na wyprzedzenie rywalek. Zespół Karoliny Koch znalazł się więc w bardzo trudnej sytuacji w walce o obronę tytułu.
Broniące tytułu mistrzowskiego piłkarki GKS Katowice w meczu na szczycie pokonały Pogoń Szczecin 1:0, rewanżując się rywalkom za jesienną porażkę na ich terenie. Zwycięstwo powinno być wyższe, a nieskuteczność gospodyń może mieć brzemienne skutki dla całych rozgrywek.
Pogoń i GKS mają bowiem w tabeli tyle samo punktów i remisowy bilans bezpośrednich spotkań. Różnica bramek zdecydowanie jest po stronie szczecinianek, więc ekipa Karoliny Koch w ostatnich siedmiu kolejkach musi zdobyć więcej punktów niż sobotnie rywalki.
W środę na Bukowej piłkarki GKS-u rozegrają mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Początek o godzinie 17.
tspodbeskidzie.pl – [Sparing] Podbeskidzie – GKS Katowice 0:1
Mecz kontrolny Podbeskidzia z GKS-em Katowice, zakończył się jednobramkowym zwycięstwem gości.
Pierwszą próbę w meczu oglądaliśmy w 5. minucie spotkania, składną akcję naszego zespołu kończył strzał testowanego zawodnika, ale piłka powędrowała nad poprzeczką.
Po chwili pierwszą dogodną akcję oglądaliśmy po stronie gości, prostopadłym podaniem obsłużony został Arak, który skierował piłkę do siatki, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną napastnika.
W następnych minutach nasi zawodnicy stworzyli dobre okazje, najpierw po dobrej kontrze piłka powędrowała przed pole karne do Banaszewskiego, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później, po kolejnej składnej akcji i szybko wymienionych podaniach, piłka została wystawiona do Ziółkowskiego, ale jego strzał z lewej nogi zza szesnastki przeszedł obok bramki
W 20. minucie do głosu ponownie i praktycznie po raz ostatni w pierwszej połowie, doszli goście, Arak oddał mocny strzał ze skraju pola karnego, ale między słupkami czujny był Krzepisz, który sparował uderzenie napastnika.
Przed upływem pół godziny gry 29, dobrą prostopadłą piłkę od Tomasika otrzymał Sitek, który wystawił ją testowanemu zawodnikowi, jego strzał został zablokowany, a do odbitej piłki dopadł jeszcze Ziółkowski, ale ostatecznie bramkarz GKS-u zdołał wypiąstkować piłkę poza pole karne.
Dobra pierwsza połowa w wykonaniu naszego zespołu mogła zostać zwieńczona klasyczną bramką do szatni, jednak najpierw, w 43. minucie obiecująca kontrę Sitka, nieprzepisowo zatrzymał Janiszewski, za co został ukarany żółtą kartką, a tuż przed opuszczeniem placu gry strzały oddawali Misztal i Maks, jednak mocne uderzenie Marcela z dystansu, na rzut rożny sparował Szczuka, a tuż przed końcowym gwizdkiem, po szybkim rozegraniu stałego fragmentu gry, jeden z obrońców ofiarnie zablokował próbę Sitka.
Od początku pierwszej połowy Górale cały czas próbowali zdobyć bramkę, po rzucie rożnym do szansy doszedł Hlavica, ale jego strzał przeszedł nad poprzeczką.
Autorem następnej okazji był już GKS, po dośrodkowaniu z lewej strony, strzał z woleja oddał Arak, ale piłka po jego strzale wpadła w kozioł i bez problemu złapał ją Krzepisz.
Po upływie godziny gry, nasz zespół przeprowadził dobrą akcję na prawej stronie boiska, krótkie podania wymienili ze sobą Willmann i Zając, piłka wystawiona została przed pole karne do Kisiela, ale strzał Kuby wylądował tylko na bocznej siatce.
Wynik spotkania otworzył się w 66. minucie. Precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego na krótki słupek, walkę w powietrzu wygrał Aleksander Komor i precyzyjnym strzałem głową, skierował piłkę do siatki poza zasięgiem Wieczorka.
W 75. minucie oglądaliśmy prawdziwe oblężenie bramki gości, dwa rzuty rożne, liczne dośrodkowania i blokowane strzały, ale ostatecznie GKS-owi udało się przetrwać i skutecznie wyekspediować piłkę poza własną szesnastkę.
Minutę później przed kapitalną szansą stanęli nasi młodzieżowcy. Najpierw walkę bark w bark wygrał Stempniewicz, jego strzał obronił bramkarz, a dobitkę Zająca, na wślizgu zablokował Komor.
Do końca spotkania nasz zespół próbował zdobyć bramkę i wyrównać stan rywalizacji, niestety ostatecznie piłki nie udało się skierować do siatki.
SIATKÓWKA
siatka.org – Czarni walczą do końca! Pewnie pokonali GKS
Choć niewielkie, to jednak są – szanse Czarnych Radom na utrzymanie w PlusLidze. Radomianie walczą o to do końca. Dowodem na to jest wygrana z GKS-em Katowice. Czarni nie dali rywalom szans i wygrali w minimalnej liczbie setów.
W pierwszych akcjach swoją siłę uderzenia w polu zagrywki pokazywał Meljanac. Radomianie wykorzystywali to m.in. w bloku, odskakując na 5:1. Goście szybko jednak złapali rytm, dobrze atakował Jakub Jarosz i GKS wyrównał po 8. Dołączył do niego też Lukas Vasina, ale Czarni nadal wykorzystywali swój serwis. Skuteczny był Konrad Formela i miejscowi prowadzili 14:12. Przy zagrywkach Rajsnera radomianie uciekli jeszcze bardziej (18:13), a do punktowania włączył się Rafał Buszek. Choć po drugiej stronie robił, co mógł Vasina, miejscowi grali swoje i zamknęli partię premierową wygraną.
Po powrocie do gry nie brakowało długich wymian i gdy jedną z nich atakiem skończył Vasina, GKS prowadził 6:4. W kolejnych akcjach obie ekipy pokazywały też swoją siłę w bloku. Po akcjach Sebastiana Adamczyka GKS prowadził nadal dwoma punktami. Starania Czarnych nie ustępowały. Przy zagrywce Formeli, goście zaczęli sie mylić, radomianie byli na fali i po jego asie serwisowym prowadzili 15:12. W ostatniej części seta kontynuowali dobrą grę i wygrali także tę odsłonę.
Katowickiej ekipie nadal było trudno punktować atakiem, ale ratowała się blokiem i wyszła na dwupunktowe prowadzenie. Długo go jednak nie utrzymała Meljanac dobrze atakował, blokował. Gdy w tym drugim elemencie zaprezentował się Todorović, miejscowi przejęli prowadzenie (11:10). W połowie seta Czarni nadal świetnie atakowali i blokowali, a GKS miał problemy. To dało miejscowym przewagę (17:12). Jeszcze Vasina podjął walkę, ale rywale byli nakręceni i pewnie zmierzali do sukcesu w tym meczu. Ostatnie akcje należały do Bartosza Gomułki.
Enea Czarni Radom – GKS Katowice 3:0 (25:21, 25:20, 25: 20)
HOKEJ
hokej.net – Dwie polskie drużyny w europejskich pucharach. Jedną z nich GKS Katowice
Wiemy już, że mistrz Polski zagra w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ta decyzja, podjęta przez szefostwo CHL, otworzyła też furtkę GKS-owi Katowice, który wygrywając sezon zasadniczy zapewnił sobie udział w Pucharze Kontynentalnym. Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę ma jednak chrapkę na mistrzowskiego hat tricka.
Przypomnijmy, że 10 sierpnia zarząd Polskiego Związku Hokeja na Lodzie przyjął uchwałę dotyczącą gry polskich klubów w europejskich rozgrywkach.
Według jej postanowień, w przypadku przyznania Polsce miejsca w CHL, do rozgrywek Pucharu Kontynentalnego przystąpi najlepsza drużyna sezonu zasadniczego. Oznacza to mniej więcej tyle, że w europejskich pucharach na pewno zobaczymy ekipę z Katowic.
Jeśli podopieczni Jacka Płachta po raz trzeci z rzędu sięgną po tytuł mistrzowski, awansują do Hokejowej Ligi Mistrzów. W Pucharze Kontynentalnym zobaczymy wówczas wicemistrza Polski.
GieKSa wygrywa w Jastrzębiu-Zdroju. Mistrz Polski wychodzi na prowadzenie w półfinale
Po raz pierwszy w półfinale TAURON Hokej Ligi aktualni mistrzowie Polski wychodzą na prowadzenie w rywalizacji z JKH GKS Jastrzębie. W czwartkowym spotkaniu GieKSa w wyjazdowym spotkaniu zwyciężyła 4:1.
Przeniesienie półfinałowej rywalizacji z Katowic do Jastrzębia, w żaden sposób nie wpłynęło na obraz wydarzeń na lodowej tafli. Kolejny raz naprzeciwko siebie stanęły dwa wyrównane zespoły, spośród których ciężko wskazać jednoznacznego faworyta. W pierwszej tercji kibice otrzymali wszystkie składowe dobrego widowiska hokejowego. Nie brakowało twardego rozbijania po bandach, a ciężar gry w ekspresowym tempie przenosił się z jednej strony na tafli na drugą. Do ciężkiej pracy zaprzęgani byli bramkarze, jednak dla fachowców pokroju Murraya i Lackoviča okres wzmożonej pracy nie stanowił większego wyzwania. W 15. minucie fauli w tercji rywala dopuścił się Dominik Paś. Mistrzowie Polski zdołali wykorzystać już pierwszą grę w przewadze. Sam Marklund kolejny raz dał popis swojej zwrotności, prezentując jastrzębskiej publiczności swój popisowy „Marklund move”. Grając plecami do bramkarza na małej przestrzeni niesygnalizowanie zabrał się z krążkiem, próbując z obrotu zaskoczyć Lackoviča. W tej sytuacji słowacki bramkarz zdołał jeszcze interweniować parkanem, jednak wobec dobitki Bena Sokaya był bezradny.
Tak jak w pierwszej tak i w drugiej tercji działaliśmy od bramki do bramki. W 30. minucie katowiczanie zaprezentowali raz jeszcze jak ważna jest konsekwentna i żmudna praca na bramkarzu rywala. Noah Delmas pokusił się o strzał z niebieskiej linii, o jego skierowanie do bramki starał się Hampus Olsson, któremu co prawda ta sztuka się nie udała, lecz ustrzelił on na tyle niefortunnie jednego z defensorów JKH, że guma ostatecznie znalazła się w siatce. Ważną rolę przy tej bramce odegrał kolejny raz Sokay, który do końca naciskał na jastrzębską obronę. Choć gospodarze otrzymali spory prezent od katowiczan w postaci dwukrotnej sposobności gry w przewadze, do końca drugiej tercji wynik nie uległ zmianie.
W trzeciej odsłonie jastrzębianie nie zamierzali zwlekać z odrabianiem strat, przechodząc do wysokiej pracy na rywalu, gdy ten utrzymywał się w posiadaniu krążka. Zdobycie kontaktowej bramki podopiecznych Róberta Kalábera kosztowało jednak aż 14 cennych minut. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy i po zamieszaniu to Noah Delmas dał się trafić krążkiem w taki sposób, że skierował go do własnej bramki. Nadzieje na rychłe wyrównanie ostudził Ben Sokay, który półtorej minuty później w sytuacji „sam na sam” oszukał Lackoviča. Na ponad 3 minuty przed końcem trener Kaláber postanowił wycofać bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak kontaktowej bramki, a niemalże równo z końcową syreną, wynik strzałem do pustej bramki ustanowił Olli Iisakka.
Do finału jeden krok! Trzecie zwycięstwo GieKSy w serii
Z kompletem wyjazdowych zwycięstw opuszczają Jastrzębie-Zdrój hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w czwartym meczu pokonali JKH GKS Jastrzębie 4:1, czym zapewnili sobie trzecie zwycięstwo w półfinałowej rywalizacji. Już w najbliższą niedzielę mistrzowie Polski będą mogli zagwarantować sobie przepustkę do gry w trzecim finale z rzędu.
Już od pierwszego wznowienia wydarzenia na lodzie potwierdzały, że będziemy świadkami dobrego widowiska. Obie ekipy wyszły z założenia, że na próżno myśleć o wygranej, bez zdobywania bramek. Podopieczni Róberta Kalábera znajdując się w tercji rywala korzystali z każdej okazji by sprawdzić dyspozycje w bramce Johna Murraya. Kolejny raz świetnym wyszkoleniem technicznym popisał się Benjamin Sokay, który z niemal przyklejonym do kija krążkiem zdobył tercję rywala, w wykończeniu akcji górą był jednak Jakub Lackovič. W 12. minucie GKS Katowice wygrał wznowienie w jastrzębskiej tercji. Kacper Maciaś wrzucił krążek na bramkę, który spod opieki obrony próbował wyłuskać Ben Sokay. Ostatecznie bezpańska guma padła łupem Hampusa Olssona, który przy samym słupku umieścił ją w bramce. Bliski wyrównania był Dominik Paś, jednak po jego strzale z prawego bulika wybrzmiał jedynie słupek. Wydarzenia pierwszej tercji zwieńczyła indywidualna akcja Filipa Starzyńskiego, ten jednak faulowany przez Joone Monto, nie dał rady zaskoczyć Johna Murraya by po chwili z impetem staranować katowickiego bramkarza. Wobec takiego obrotu spraw, nie mogli bierni pozostać obrońcy GieKSy, którzy momentalnie dopadli do Starzyńskiego, starając się mu wyartykułować nietykalność bramkarza. Choć posypały się wykluczenia, to obyło się bez osłabień w formacjach, gdyż były one nakładane obustronnie.
Po wznowieniu gry, obserwowaliśmy ponownie obustronne chęci do zdobycia bramki. W 27. minucie Tuukka Rajamäki oddał strzał, który został zatrzymany przez jednego z katowickich obrońców. Najwięcej sprytu w walce o krążek wykazał Dominik Paś, który przejął krążek i ulokował go w bramce. Wyrównująca bramka wyraźnie napędziła tempo spotkania, jednak już po 4. minutach entuzjazm gospodarzy ostudził Ryan Cook, który pociągnął soczyste uderzenie z koła bulikowego, zaskakując Jakuba Lackoviča. Jednobramkowe prowadzenie w żaden sposób nie zaspokoiło apetytu mistrzów Polski, którzy ani myśleli o cofnięciu się do obrony. W 35. minucie walka o krążek skupiała się wokół bandy, ten w końcu został wywalczony przez Olliego Iisakkę, który widząc otwartą autostradę do jastrzębskiej bramki, zabrał się z gumą i popisał się najwyższej klasy uderzeniem, nie dając Lackovičowi najmniejszych szans na podjęcie skutecznej obrony.
Mając wypracowaną dwubramkową przewagę, katowiczanie mądrze i odpowiedzialnie podeszli do rozgrywania kolejnych minut. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak podopieczni Jacka Płachty kontynuowali konsekwentną grę w obronie, nie odmawiając sobie jednak sposobności do wykreowania własnych okazji. Pod koniec drugiej tercji katowiczanie dwukrotnie mieli możliwość rozgrywania przewag, jednak pomimo dobrej pracy na krążku nie zdołali z tych sposobności wykreować bramek.
W momencie gdy jastrzębianie próbowali zdobyć tercję rywala, Jakub Ižacký dopuścił się faulu na Kacprze Maciasiu. Za przewinienie, oraz późniejsze niesportowe zachowanie, został ukarany karami 2+2. Podczas nieobecności czeskiego napastnika, katowiczanie zdołali wykorzystać liczebną przewagę. Po otrzymaniu podania od Grzegorza Pasiuta, z krążkiem zabrał się Benjamin Sokay, by po chwili przy krótkim słupku zaskoczyć Lackoviča. Po stracie czwartej bramki trener Róbert Kaláber podjął decyzję o zmianie bramkarzy, dysponując między słupki Macieja Miarkę. Ostatnie minuty upłynęły już w okolicznościach nie zagrażających zmianie wyniku.
Mistrzowie przystępują do obrony tytułu, GKS Katowice melduje się w finale!
GKS Katowice odniósł czwarte z rzędu zwycięstwo w serii nad JKH GKS-em Jastrzębie, czym przypieczętował swój awans do finału play-off. Podopieczni Jacka Płachty zagrają po raz trzeci z rzędu w wielkim finale, stając przed szansą na mistrzowski hat trick.
Początek wydarzeń pierwszej odsłony upłynął pod znakiem gry w liczebnej przewadze. Już w pierwszej minucie sędziowie zasygnalizowali opóźnienie kary po przewinieniu Joony Monto. Jastrzębianie grając sześciu na pięciu starali się zamknąć gospodarzy. Nie zdołali jednak wypracować okazji strzeleckiej, a podbramkowe starcie pomiędzy Varttinenem oraz Starzyńskim spowodowało, że ta dwójka również została oddelegowana do boksów kar. Po powrocie Varttinena na lód, jedynie nieco ponad 3 minuty dane było mistrzom Polski występować w pełnym zestawieniu. W 7. minucie kolejną dwuminutową karą został wykluczony Joona Monto. Podczas kolejnej sposobności rozgrywania przewagi zespół Róberta Kalábera dużo sprawniej radził sobie w tercji rywala. Szczelnie blokujący defensorzy oraz dobrze dysponowany John Murray nie pozwolili rywalom na otwarcie wyniku spotkania. Katowiczanie dążyli do przyspieszania w rozegraniu krążka jednak czujne formacje obronne jastrzębian w pełni nadążały nad wydarzeniami na lodzie. W 18. minucie raz jeszcze zaiskrzyło pod bramką Murraya. Tym razem wymiana uprzejmości nastąpiła pomiędzy Ryanem Cookiem a jak zawsze będącym w centrum takich wydarzeń Filipem Starzyńskim. Te zachowania arbitrzy wycenili obustronnymi wykluczeniami 2+2 za ostrość oraz za atak kijem trzymanym oburącz.
Również w drugiej tercji nie obyło się bez szybkiego wykluczenia. 50 sekund po wznowieniu gry na ławce kar zasiadł Olli-Petteri Viinikainen. Po wyrównaniu formacji utrzymywała się wysoka intensywność pojedynku, jednak nieco więcej argumentów zdawali się przedstawiać gospodarze. Podopieczni Jacka Płachty dłużej od jastrzębian pozostawali na krążku, regularnie angażując Jakuba Lackoviča. Otwarcie wyniku nastąpiło w 38. minucie. Po wygranym wznowieniu, krążek został wycofany do Ryana Cooka, który imponując spokojem zgubił blokującego rywala, a następnie oddał mocny strzał na bramkę. Lackovič zdołał to uderzenie zbić parkanem, jednak wobec dobitki Miro Lehtimäkiego był już bezradny. Na 28 sekund przed końcem drugiej tercji, trybuny „Satelity” zamilkły, gdy krążek wylądował w katowickiej bramce. Arbitrzy podczas analizy video podjęli jednak decyzję o nieuznaniu bramki, dopatrując się gry wysokim kijem, pracującego na bramkarzu Dominika Pasia.
Pomimo upływającego czasu goście nie potrafili znaleźć drogi, która mogły by ich zbliżyć do wyrównania wyniku. W dalszym ciągu grę kreowali katowiczanie, którzy pomimo jednobramkowego prowadzenia zdawali się mieć wydarzenia na lodzie pod pełną kontrolą. Pojedyncze zrywy i próby strzałów, to było zbyt mało aby pokusić się o zaskoczenie Johna Murraya. W ostatnich minutach prowadząca grę GieKSa uniemożliwiała Lackovičowi zjazd do boksu. Wycofanie bramkarza możliwe było dopiero na 75 sekund przed końcem spotkania. Liczebna przewaga ożywiła poczynania ofensywne zawodników JKH, którzy stanęli przed dobrą sposobnością do zdobycia bramki, marzenia o wyrównaniu wyniku zagrodził jednak parkan Johna Murraya. Na 44 sekundy przed końcem na ławkę kar został odesłany jeszcze Noah Delmas. Liczebna przewaga jastrzębian nie przyniosła jednak przedłużającego play-offowy żywot remisu, a strzałem do pustej bramki, trzeci z rzędu finał dla GieKSy przypieczętował Bartosz Fraszko.
Gdzie i kiedy mecze finałowe?
Poznaliśmy dziś finalistów TAURON Hokej Ligi. Wiemy już, że o tytuł mistrzowski powalczą hokeiści GKS-u Katowice i Re-Plast Unii Oświęcim. Wszystkie spotkania pokaże TVP Sport, a my postanowiliśmy zaprezentować dokładny terminarz finałów wraz z godzinami rozgrywania spotkań.
Podopieczni Jacka Płachty stają przed szansą, aby po raz trzeci z rzędu sięgnąć po złoty medal. Z kolei biało-niebiescy na tytuł mistrzowski czekają równe20 lat.
Poniżej prezentujemy dokładny terminarz finału wraz z godzinami rozgrywania spotkań. Rywalizacja ruszy tuż po Świętach Wielkanocnych, a dwa pierwsze spotkania zostaną rozegrane 2 i 3 kwietnia w Katowicach. 6 i 7 kwietnia rywalizacja przeniesie się do Oświęcimia.
TERMINARZ FINAŁU
2 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim
3 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim
6 kwietnia 17:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice
7 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice
Ewentualnie:
10 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim
12 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice
14 kwietnia 20:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami



Najnowsze komentarze