Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka Stadion
Tygodniowy przegląd mediów: Stadion na Nowej Bukowej!
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.
Piłkarki najbliższe spotkanie ligowe rozegrają 2 listopada o 13:00 na Bukowej z Rekordem Bielsko-Biała. W swoim ostatnim spotkaniu ligowym piłkarze przegrali z Legią 1:4. Prasówkę po tym spotkaniu można przeczytać TUTAJ. Kolejne spotkanie zespół rozegra już dziś o 19:00 z Unią Skierniewice w ramach 1/16 Pucharu Polski. Najbliższe spotkanie ligowe drużyna rozegra w poniedziałek 4 listopada o 18:00 na Bukowej z Koroną.
Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie, w którym doznali kolejnej porażki, tym razem z Norwidem Częstochowa 1:3. Następny mecz zespół rozegra w Szopienicach z AZS-em Olsztyn. Początek meczu o godzinie 20:30 1 listopada.
W ostatnich siedmiu dniach hokeiści rozegrali cztery spotkania. Wszystkie wygrane: z STS-em Sanok 6:0, Cracovią 5:2, Podhalem 10:1 oraz Unią Oświęcim 5:1. W czwartek 31 października o 18:30 w Satelicie nasza drużyna zmierzy się z Zagłębiem Sosnowiec.
PIŁKA NOŻNA
weszlo.com – Górak: Dosyć już miałem słuchania o doskonałych beniaminkach
W minionej kolejce Ekstraklasy wszyscy beniaminkowie stracili w sumie aż trzynaście goli. Najbardziej do tak wyśrubowanego wyniku przyłożył się oczywiście Motor Lublin, ale swoje za uszami ma też GKS Katowice. Po meczu z Legią trener Rafał Górak przyznał, że jego piłkarze zabiorą z Warszawy na Śląsk spory bagaż doświadczeń.
– Byliśmy świadkami meczu, w którym graliśmy ze zdecydowanie najlepszą drużyną, z którą spotkaliśmy się we wszystkich trzynastu występach ligowych tego sezonu – chwalił Legię szkoleniowiec GieKSy. Cytowany przez portal legia.net Górak nie szczędził pochwał ekipie z Warszawy, która bez cienia wątpliwości była tego wieczoru lepsza od jego podopiecznych: – Legia grała bardzo płynnie, z ogromnym rozmachem, pokazywała sporą jakość, było widać dużą klasę jej piłkarzy, czego gratuluję – powiedział trener.
Przyznał też, że nawet się cieszy, że wreszcie beniaminkom zaczęło się trochę bardziej obrywać: – Cenna lekcja, nauka i przywołanie do rzeczywistości. Bardzo nie lubiłem już słuchać, jak to beniaminkowie doskonale sobie radzą w obecnym sezonie Ekstraklasy. W 13. kolejce dwie takie drużyny przyjęły łącznie dziesięć bramek. Trzeba twardo stąpać po ziemi – przekonywał Górak.
Przed GieKSą intensywny tydzień. W środę piłkarze ze Śląska zagrają w Pucharze Polski z Unią Skierniewice, a już w kolejny weekend zmierzą się w lidze z Koroną Kielce.
wkatowicach.eu – Stadion Miejski w Katowicach na Nowej Bukowej! Radni podjęli decyzję o nazwie ulicy
Stadion Miejski w Katowicach jest przy ulicy Nowej Bukowej. Radni podjęli decyzję o nadaniu nazwy nowej ulicy na sesji Rady Miasta w czwartek, 24 października.
Decyzja o nadaniu nazwy „Nowa Bukowa” dla ulicy przy Stadionie Miejskim w Katowicach została podjęta przez radnych na sesji. Miało to miejsce w czwartek, 24 października.
W ten sposób nawiązujemy do GKS-u Katowice, który obecnie gra na obiekcie zlokalizowanym przy ulicy Bukowej – mówi prezydent Katowic, Marcin Krupa
SIATKÓWKA
siatka.org – Niewykorzystane okazje bolą. Zwłaszcza te w końcówkach
Drużyna z czołowej ósemki tabeli podejmowała u siebie ostatnią ekipę. PlusLigi. Siatkarze GKS-u Katowice podjęli walkę, ale wypuścili z rąk szanse podane im na tacy. W konsekwencji podopieczni Grzegorza Słabego pozostają na szarym końcu klasyfikacji generalnej. Z kompletu punktów cieszyć mogą się natomiast częstochowianie.
Lepiej w spotkanie weszła drużyna z Częstochowy, po której stronie mniej było błędów w polu serwisowym. Drużynie od początku liderował Ebadipour (3:1, 5:2). Niedokładności po stronie gospodarzy szybko przyniosły katowiczanom remis po 5. Częstochowian do dalszej gry napędzał Bartłomiej Lipiński (8:6). Świetny fragment gry po stronie GieKSy zanotował z kolei Alexander Berger, który trzykrotnie dał swojej drużynie wyrównanie, punktując w ataku i bloku (9:9, 11:11). Na zagrywce zabłysnął Gomułka, wyprowadzając gości na prowadzenie 13:11. Po ataku Sebastiana Adamczyka był już remis po 16, a kolejny punkt zdobyty przez zespół spod Jasnej Góry zmusił szkoleniowca przyjezdnych do wzięcia czasu. Po maratonie zepsutych zagrywek niemoc przełamał asem Patrik Indra, a set zakończył się wygarną częstochowian 25:21.
Drugi set ponownie rozpoczął się od prowadzenia gospodarzy (3:1). Chwilę później za sprawą asa Bartosza Gomułki był już remis po 3. Następnie blok Joshua Tuanigi na Lipińskim dał przyjezdnym prowadzenie 5:4. Koncert Gomułki trwał w najlepsze, a zaniepokojony wydarzeniami na boisku trener Silva poprosił o czas (6:10). Przewaga katowiczan nie chciała jednak maleć (8:11, 9:13), a w ofensywie na dobre rozhulał się Jewhenij Kisiluk. Świetny atak Ebadipoura dał częstochowianom remis po 16. Wówczas na przerwę na żądanie zdecydował się Grzegorz Słaby. W końcówce serię w ataku zanotował Krulicki, lecz nadzieje gospodarzy podtrzymywał Indra, który zakończył seta – 26:24.
Trzecia odsłona spotkania przyniosła ponowne prowadzenie drużyny spod Jasnej Góry. Po bloku Daniela Popieli było już 5:3. Podrażnieni katowiczanie nie odpuszczali, a świetnymi atakami popisywał się Berger (6:6). Po stronie gospodarzy brylował Adamczyk, napędzając drużynę (8:6, 10:8). Chwilę później błędy częstochowian dały gościom remis po 12. W kolejnych minutach grano niemal punkt za punkt (15:15, 17:17). Ważne dwa „oczka” blokiem dla GKS-u zdobył Łukasz Usowicz, zatrzymując Lipińskiego, a akcję później Popiele – 19:17. Znakomity fragment gry Gomułki całkowicie zaburzył wcześniejszy rytm seta (23:20), a decydujący cios gospodarzom zadał Bartłomiej Krulicki, dając katowiczanom pierwsze powody do radości – 25:21.
Czwartą część otworzyła wyrównana walka (4:4). Niespodziewanie zespół gości po asie serwisowym Gomułki wyszedł na prowadzenie 7:4, zmuszając trenera Cezara Douglasa Silvę do wzięcia czasu. Koncertowej grze przyjezdnych nie było końca – 10:6, a jeden Indra to za mało (8:12, 10:14). Następnie szkoleniowiec przyjezdnych także zdecydował się na czas, obserwując rozpędzonego Milada Ebadipoura (14:12). Po błędzie Gomułki na tablicy pojawił się remis po 15, a gra zaczęła się od nowa. W kolejnych minutach wynik stale oscylował wokół remisu (18:18). Po kolejnej przerwie dla trenera Słabego asa upolował Quinn Isaacson (20:18). Chwilę później mecz zakończył nieudaną zagrywką Gomułka – 25:21.
Steam Hemarpol Norwid Częstochowa – GKS Katowice 3:1 (25:21, 26:24, 21:25, 25:21)
HOKEJ
hokej.net – Czyste konto Murraya i wysokie zwycięstwo. GieKSa pokonuje Texom STS Sanok
GKS Katowice bez większych problemów pokonał w rozgrywanym awansem spotkaniu 19. kolejki Texom STS Sanok 6:0. Podopieczni Jacka Płachty wynik meczu otwarli już w siódmej sekundzie, za sprawą bramki zdobytej przez Bartosza Fraszkę. Tym samym po trzech przegranych z rzędu, wicemistrzowie Polski sięgają po pełną pulę punktów.
Trener Płachta na dzisiejsze spotkanie zadysponował ten sam skład, jaki wystąpił w niedzielnym spotkaniu przeciwko KH Enerdze Toruń. Jedyna zmiana miała miejsce w obsadzie bramki, między słupkami pojawił się John Murray. Sanoczanie przybyli do Katowic bez Karola Biłasa, Szymona Fusa oraz Domenica Gurshmana, którym na występ w dzisiejszym spotkaniu nie pozwoliła choroba. W dalszym ciągu kontuzje leczą również Marcel Karnas i Jakub Mazur.
Kto, punktualnie nie stawił się na dzisiejszym spotkaniu, zapewne musiał się pogodzić z faktem, że nie zobaczył bramki otwierającej wynik meczu. Już w siódmej sekundzie Grzegorz Pasiut z prawego skrzydła nadał krążek na bramkę do Bartosza Fraszki. Ten pomimo asysty obrońcy zdołał skierować gumę do siatki i błyskawicznie otworzyć wynik spotkania. Dogodna okazja do podwyższenia wyniku nadarzyła się katowiczanom w 6. minucie, gdy goście musieli po karach nałożonych na Strzyżowskiego oraz Huhdanpe, bronić podwójnego osłabienia. Podopieczn Elmo Aittoli zdołali jednak z tych opresji wyjść obronną ręką. Chwilę po wyrównaniu formacji mogło nawet dojść do wyrównania wyniku, jednak powracający na lód Strzyżowski przegrał pojedynek z Johnem Murrayem. W 11. minucie Stephen Anderson przejął krążek w tercji rywala po czym zagrał go do Christiana Mroczkowskiego. Ten nie myśląc długo posłał mocny strzał z nadgarstka. Guma wybrzmiała jeszcze na słupku sanockiej bramki, po czym zatrzepotała w siatce. Po drugiej straconej bramce Elmo Aittola podjął decyzję o zmianie w bramce. Dominika Salame zastąpił Filip Świderski. Fin zakończył swój występ w Katowicach ze skutecznością interwencji na poziomie 85,71%, broniąc 12 ze 14 skierowanych na jego bramkę strzałów. Świderski czyste konto zdołał utrzymać do 16. minuty, kiedy to pokonał go mocnym strzałem spod niebieskiej linii Pontus Englund. Była to jednak kolejna sytuacja, w której na naganę zasługuje sanocka defensywna. Napastnicy GieKSy mieli w dzisiejszym spotkaniu sporo swobody pod samą bramką, co wydatnie utrudniało pracę bramkarzom STS-u. Podobny obraz miała zresztą stracona u schyłku pierwszej tercji czwarta bramka. Tym razem spod niebieskiej wrzucał Verveda, a niepilnowany pod bramką Kallionkieli przeciął lot krążka, co nie pozwoliło zainterweniować skutecznie Świderskiemu.
W drugiej odsłonie gospodarze mając w zanadrzu cztery strzelone bramki nieco odpuścili swoje poczynania ofensywne co wydatnie wpłynęło na tempo spotkania. Drużynie z Sanoka mocne słowa uznania należą się za ambitną postawę, jednak nie potrafili oni w żaden sposób zaskoczyć katowickiej defensywy i pokusić się o sytuację w których można by niepokoić Johna Murraya. Jedyny bramkowy akcent w drugiej tercji nastąpił w 35. minucie. Dante Salituro dopadł do odbitego krążka, czym przypieczętował dłuższy pobyt swojej drużyny w tercji rywala.
W trzeciej tercji obraz gry utrzymywał się w podobnym stylu, do tego jaki obserwowaliśmy przez 40. minut. Na krążku dłużej pozostawili gospodarze, którzy szukali kolejnych sytuacji bramkowych. Trener Płachta chętnie dysponował do gry swoją czwartą formację i trzeba przyznać, że katowicka młodzież wniosła sporo polotu. Kolejny raz imponowali pracą w tercji rywala i chęcią błyskawicznego odbioru krążka. Indywidualnych zrywów próbował chociażby Jonasz Hofman, który dał pokaz świetnej kontroli nad krążkiem, do pełni szczęścia zabrakło tylko skutecznego wykończenia. Ostatni akcent ofensywny należał do kapitana GKS-u. Grzegorz Pasiut wykończył akcję flagowego ataku GKS-u Katowice znajdując „piątą dziurę” u Filipa Świderskiego.
Świetne tempo, piękne bramki i bramkarskie show! GieKSa pokonuje Cracovię
GKS Katowice nie składa broni w walce o Turniej Finałowy Pucharu Polski. Podopieczni Jacka Płachty w meczu o „sześć punktów” pokonali Comarch Cracovię 5:2. Hokeiści obu ekip zgotowali kibicom świetne widowisko, w których pierwszoplanowe role odegrali świetnie dysponowani między słupkami John Murray oraz Alex D’Orio.
Dzisiejsze spotkanie można było określić mianem klasycznego pojedynku o „sześć punktów”. GKS Katowice notując serie trzech kolejnych porażek mocno skomplikował swoją sytuację w walce o Turniej Finałowy Pucharu Polski. Na to arcyważne spotkanie trener Płachta zyskał nieco większą elastyczność w tworzeniu formacji ofensywnych, po absencji urazowej wrócili bowiem do meczowej kadry Igor Smal oraz Mateusz Bepierszcz. Marek Ziętara zdecydował się zadysponować niemalże ten sam skład, którym pokonał w poprzednie jkolejce Re-Plast Unię Oświęcim.
Początek spotkania upływał w dobrym, żywym tempie. Jednak żadna ze stron starała się nie podejmować niepotrzebnego ryzyka. Obie ekipy po wzajemnym badaniu sił, starały się przejąć kontrolę nad wydarzeniami na lodzie. Decydujące okazywały się pojedynki na bandach, oraz czujność w środkowej strefie. W 7. minucie Grzegorz Pasiut dostrzegł ofensywne zapędy Pontusa Englunda, który na pełnej szybkości wprowadził krążek do tercji rywala. Po objechaniu bramki Szwed nie myśląc długo pokusił się o strzał, odbity krążek trafił wprost na kij Bartosza Fraszki, który przy krótkim słupku zdołał zaskoczyć Alexa D’Orio. Zdobyta bramka tak naprawdę niewiele zmieniła w obrazie gry. Nieco więcej krążku zdawali się mieć katowiczanie, jednak i po stronie przyjezdnych nie brakowało ofensywnych zrywów. Ciężar rozegrania na swoje barki starał się brać Johan Lundgren i trzeba przyznać, że defensywa GKS-u miała sporo pracy, aby nadążyć nad dynamicznym Szwedem. Choć zawodnicy nie szczędzili sobie fizycznych pojedynków, to obyło się w pierwszej tercji bez wykluczeń. Sędziowie podobnie jak obie ekipy- dobrze weszli w to spotkanie i pozwalali aby zawodnicy robili swoje.
Zgromadzonych w „Satelicie” kibiców nie mógł również rozczarować początek drugiej odsłony gry. Ten przebiegał z delikatnym wskazaniem na drużynę gości. Jednak jeżeli wsparcia potrzebowała katowicka defensywa, w ostatniej instancji świetnie spisywał się John Murray.W 29. minucie sędziowie po raz pierwszy zmuszeni byli otworzyć boks kar, w którym zasiadł kapitan Cracovii- Szymon Marzec. Katowiczanie przystąpili do gry w przewadze z mocnym postanowieniem przełamania. Upragniony efekt przyszedł ze strony flagowego tercetu GieKSy. Fraszko zagrał zza bramkę do Wronki, a ten „na nos” do Pasiuta, który w takich sytuacjach nie zwykł się mylić. Na bramkę w liczebnej przewadze katowiczanie czekali od 8 października i wyjazdowego spotkania przeciwko Texom STS-owi Sanok. Chwilę po wznowieniu gry, kontaktową bramkę mógł zdobyć Fabian Kapica, barkiem krążek poza światło bramki zdołał jednak interweniujący Murray. W kolejnych minutach gra się otworzyła, co umożliwiało wykreowanie dogodnych sytuacji bramkowych po obu stronach. Najbliżej szczęścia w 35. minucie był Johan Lundgren, gdy krążek po jego uderzeniu ostemplował słupek.
W 42. minucie o sile swoje uderzenia przypomniał Aleksi Varttinen. Jego strzał spod niebieskiej linii przeciął Marcus Kallionkieli, czym uniemożliwił skuteczną interwencję Alexowi D’Orio. Świetna postawa kanadyjskiego golkipera uchroniła Cracovię przed stratą kolejnych bramek. W 47. minucie „Pasy” zdołały przełamać ofensywny impas. Oliver Olsson wykorzystując kontratak gości, wlał nadzieję na odwrócenie losów spotkania. Zdobyta bramka dodała sporo animuszu w poczynania podopiecznych Marka Ziętary. Kontaktowa bramka wisiała w powietrzu lecz nawet gdy wydawało się, że dobicie krążka pozostaje formalnością, z linii bramkowej zdołał go wybić John Murray. Wydarzenia przenosiły się błyskawicznie pomiędzy tercjami i było jasne, że kolejna zdobyta bramka będzie kluczowa dla losów spotkania. O emocje zadbał Jauhienij Kamienieu, który mocnym strzałem z prawego bulika dał Cracovii kontaktową bramkę. Ostatnie minuty należały jednak do katowiczan. Na niespełna 90 sekund przed końcem trzeciej odsłony, swoim kunsztem popisał się Grzegorz Pasiut. „Profesor”, pomimo zasłony obrońcy zdołał posłać niesygnalizowany strzał z nadgarstka, pakując krążek do siatki obok bezradnego Alexa D’Orio. Pieczęć nad arcyważnym zwycięstwem GieKSy postawił Bartosz Fraszko, który strzałem do pustej bramki, podobnie jak kapitan GieKSy skompletował dublet.
Ambicja zawodników nie zmyje zaniechań organizacyjnych. GieKSa rozbiła Podhale
GKS Katowice rozbił w wyjazdowym spotkaniu Podhale Nowy Targ 10:1. Obraz dzisiejszego meczu powinien śnić się po nocach wszystkim, którzy doprowadzili nowotarski hokej do tak tragicznego położenia. GieKSa notuje trzecie kolejne zwycięstwo i pozostaje w walce o Turniej Finałowy Pucharu Polski.
Na przeciwległych biegunach obecnie znajdują się drużyny Podhala Nowy Targ oraz GKS-u Katowice. „Górale” żyją „od kolejki do kolejki”. Realia są takie, że należy się cieszyć z każdego tygodnia, który nie przynosi złych wieści. Katowiczanie, choć jeszcze przed chwilą byli w dołku, z którego wydawało się nie zdążą wygrzebać przed końcem drugiej rundy, zaczynają prezentować coraz lepszy hokej. Pokonując w poprzedniej kolejce Comarch Cracovię zachowali szansę w walce o Turniej Finałowy Pucharu Polski.
Nie można zatem dziwić się, że dzisiejsze spotkanie w opinii wielu kibiców było postrzegane jako pojedynek Dawida z Goliatem. Trener Batkiewicz kolejny raz musiał zmierzyć się z problemem zbyt krótkiej kołdry, a materiału wystarczyło ledwie na zestawienie trzech formacji. Mająca w swoich szeregach lubujących się w grze na krążku napastników GieKSa od pierwszych minut ruszyła do ataku. Dobrze krążek na kiju „siadał” również katowickim defensorom. To właśnie po strzałach Travisa Vervedy i Pontusa Englunda, GKS zadał dwa pierwsze ciosy. Podczas gry w osłabieniu ofensywny zryw Tomasza Szczerby pozwolił „Góralom” zdobyć kontaktową bramkę, gdy wstrzelony krążek zaskoczył Michała Kielera. Jeszcze przed przerwą liczebną przewagę na trzecią bramkę zamienił Grzegorz Pasiut.
Trzęsienie ziemi nastąpiło w drugiej tercji. W 24. minucie kanadyjski duet Salituro-Sokay zdobył dla GKS-u czwartą bramkę, a po 30 sekundach kolejną bramkę zdobył Mateusz Bepierszcz. Po stracie 5 bramki między słupkami Pawła Bizuba zastąpił Szymon Klimowski, który momentalnie przekonał się, z czym musiał się mierzyć na lodzie jego poprzednik. Nie minęło półtorej minuty, a na listę strzelców zdołali dopisać się Mroczkowski i Fraszko. W 30. minucie bramkę w przewadze zdobył Varttinen. Wynik spotkania ustalili w samej końcówce Verveda oraz Salituro, który na 21 sekund przed końcem trzeciej tercji przypieczętował dwucyfrowy wynik.
Pewny triumf GieKSy. Trzej muszkieterowie załatwili sprawę!
Czwarte zwycięstwo z rzędu odnieśli hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w rozgrywanym awansem meczu 20. kolejki TAURON Hokej Ligi pewnie pokonali na wyjeździe Re-Plast Unię Oświęcim 5:1. O losach spotkania przesądził pierwszy atak GieKSy, który zdobył cztery z pięciu bramek.
Katowiczanie w przekroju całego spotkania okazali się drużyną po prostu lepszą. Szybciej poruszali się po lodzie, popełnili mniej błędów, wykazali się też większą dokładnością w kreowaniu akcji i skutecznością przy ich wykończeniu.
Ze znakomitej strony zaprezentował się tercet Bartosz Fraszko – Grzegorz Pasiut – Patryk Wronka. Kapitan GieKSy dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, a jego skrzydłowidołożyli po jednym golu. Swoje w bramce zrobił też John Murray.
Tym samym biało-niebiescy ponieśli drugą porażkę z rzędu. Gołym okiem widać, że zmagają się z kryzysem formy, ale po wymagających meczach w Hokejowej Lidze Mistrzów zapewne się z tym liczyli. „Podatek” od udziału w europejskich pucharach polskie kluby płacą przecież regularnie.
Ale wróćmy do trzeciego w tym sezonie starcia mistrzów. W pierwszej odsłonie nie oglądaliśmy bramek, choć oba zespoły miały kilka niezłych okazji. Na wysokości zadania stanęli obaj golkiperzy.
John Murray zatrzymał soczysty strzał Hampusa Olssona oraz dwa uderzenia Krystiana Dziubińskiego. Dobrym refleksem wykazał się zwłaszcza w 15. minucie, kiedy kapitan Unii odebrał krążek Aleksiemu Varttinenowi, a potem błyskawicznie pociągnął z nadgarstka.
Najlepsze szanse dla GieKSy mieli Dante Salituro, Christian Mroczkowski Pontus Englund. Pierwszy z nich trafił w boczną siatkę, a uderzenia „Mroczka”i szwedzkiego defensora padły łupem Linusa Lundina.
Drugą tercję znakomicie rozpoczęli katowiczanie i już po 46 sekundach rozwiązali worek z bramkami. Na pozycję wyszedł Patryk Wronka, który sprytnie strącił do bramki krążek wrzucony przez Grzegorza Pasiuta.
Chwilę później uderzenie Pontusa Englunda z najbliższej odległości poprawił Marcus Kallionkieli i katowiczanie mieli już dwubramkową zaliczkę, dającą im spory komfort gry.
Potem sporo szczęścia mieli gospodarze, bo krążek po uderzeniach Albina Runessona z linii niebieskiej oraz Bartosza Fraszki z prawego bulika odbił się od słupka. Z kolei strzał Patryka Wronki zmierzający do bramki w ostatniej chwili wybił Roman Diukow.
Gdy w 47. minucie na 3:0 podwyższył Grzegorz Pasiut, stało się jasne że podopieczni Jacka Płachty nie przegrają tego meczu. Kapitan GieKSy w sporym zamieszaniu przymierzył tak precyzyjnie, że guma odbiła się od wewnętrznej poprzeczki i wyszła w pole. Sędziowie zaliczyli to trafienie dopiero po analizie wideo.
Chwilę później pierwszego gola zdobyli biało-niebiescy. Odrobinę nadziei w serca mistrzów Polski wlał Daniel Olsson Trkulja, który podczas gry swojego zespołu w przewadze wykorzystał dogranie Antona Holma i fakt, że John Murray leżał na lodzie. Wywrotka „Jaśka Murarza”była spowodowana efektem domina, a konkretnie nierozważnym zagraniem Aleksiego Varttinena. Fiński defensor popchnął Christophera Liljewalla, a ten podciął katowickiego bramkarza. Sędzia Bartosz Kaczmarek był dobrze ustawiony i pewnym gestem wskazał na bramkę.
Jednak gościeszybko odpowiedzieli, robiąc użytek z gry w przewadze. Patryk Wronka zagrał spod bandy do Grzegorza Pasiuta, a ten popisał się soczystym uderzeniem bez przyjęcia. Linus Lundin nie zdążył w porę interweniować.
Pieczęć na zwycięstwie GKS-u postawił Bartosz Fraszko. Dynamiczny skrzydłowy w 53. minucie odebrał krążek Jeremu Vertanenowi, a następnie w sytuacji sam na sam zaskoczył golkipera Unii. Pełna pula pojechała do Katowic.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.



Najnowsze komentarze