Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: uKOCHane zdobywają Olsztyn

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich czterech dni, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski w drugim spotkaniu Orlen Ekstraligi pokonały na wyjeździe Stomilanki Olsztyn 3:0 (2:0) i prowadzą w tabeli. Następny mecz ligowy piłkarki rozegrają już w najbliższy czwartek, 31 sierpnia, na Bukowej o godz. 13:00. W piłkarze rozegrali kolejne ligowe spotkanie, z Resovią Rzeszów, w którym wygrali 3:0 (2:0) Prasówkę po tym spotkaniu znajdziecie TUTAJ. Kolejny mecz nasza drużyna rozegra w przyszła niedzielę, trzeciego września w Bielsku-Białej z Podbeskidziem. Początek spotkania o godzinie 15:00. Zgodnie z zapowiedziami z klubem rozstał się Marek Szczerbowski, nowym prezesem GieKSy został Krzysztof Nowak.

Siatkarze po powrocie z turniej PreZero Grand Prix PL rozpoczęli „regularne” przygotowania do nowego sezonu.

Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie, w minionym tygodniu rozegrali dwa sparingi z niemiecką drużyną Lausitzer Füchse z Weißwasser/Oberlausitz. W pierwszym z nich drużyna przegrała po rzutach karnych 4:5, w drugim wygrała 6:2. W piątek zespół rozegra sparing z Energą Toruń.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – “uKOCHane” zdobywają Olsztyn

W niedzielne popołudnie beniaminek z Olsztyna podjął mistrzynie Polski. Mimo ambicji punkty pojechały do Katowic. GKS Katowice zostaje samodzielnym liderem jako jedyna drużyna w Orlen Ekstralidze z kompletem punktów.

Katowiczanki rozpoczęły mecz, narzucając gospodyniom swój styl gry. Już w 11 minucie wrzutka Julii Włodarczyk trafiła na głowę Aleksandry Nieciąg, a ta skierowała ją do bramki, strzelając debiutancką bramkę dla GKSu Katowice. 5. minut później ponownie Nieciąg po zamieszaniu w polu karnym trafiła do bramki olsztynianek po raz drugi, jednak tym razem była na pozycji spalonej i bramka nie została uznana. Stomilanki w 18. minucie miały swoją szansę na wyrównanie, jednak Katarzyna Kałużna została w ostatniej chwili uprzedzona przez jedną z defensorek Katowic i wywalczyła tylko rzut rożny. W 22 minucie za faul taktyczny została ukarana żółtą kartką Kamila Tkaczyk. Trzy minuty później Słowińska wykonywała rzut wolny, wrzucona piłka trafiła na głowę Tkaczyk, a ta wyłożyła piłkę na piąty metr wprost pod nogi Hajduk. Kapitanka GKSu nie marnuje takich sytuacji i strzałem z najbliższej odległości trafiła do bramki Milner.

Jedyną zawodniczką, która sprawiała problemy zawodniczkom z Katowic, była filigranowa Katarzyna Kałużna. To po faulu na niej Julia Włodarczyk  otrzymała żółtą kartkę w 34. minucie. W ostatnim kwadransie przyjezdne kontrolując sytuacje na boisku, cofnęły się, pozwalając na więcej swobody olsztyniankom. Gospodynie starały się stworzyć sytuacje, ale dobrze poukładana obrona katowiczanek nie pozwała zagrozić swojej bramce. W doliczonym czasie Joanna Olszewska uderzała ze stałego fragmentu, jednak piłka poszybowała nad poprzeczką. Do przerwy katowiczanki pewnie prowadzą 2:0.

Drugą połowę rozpoczęła się od roszad w obu zespołach. Na boisku pojawiły się: w barwach GKSu Oliwia Grzegorczyk, a w drużynie Stomilanek: Patricia Lamanna i Justyna Libera.  W 48. minucie grająca w zespole z Warmii ex-katowiczanka Aleksandra Drąg została ukarana żółtą kartką za ostre wejście. Drużyna z Katowic kontrolowała sytuacje na boisku, a Stomilanki nie miały pomysłu, by zmienić obraz meczu. W 67. minucie na boisku pojawiły się Aleksandra Lizoń i Oliwia Malesa. Kilka minut później boisko opuściła jedna z najlepiej grająca w drużynie Stomilanek Katarzyna Kałużna, a w jej miejsce pojawiła się Oliwia Korzec. Kolejna zmiana z 76. minuty została wymuszona przez kontuzję Oliwii Malesy i na boisku pojawiła się wracająca po długiej kontuzji Anna Konkol. W 79. minucie za ostry atak Adrianna Rosiak została ukarana żółtą kartką. Kolejną zawodniczką, która pojawiła się w barwach GKSu na boisku była 16-letnia Anna Krakowiak.

Na kolejną bramkę drużyny z Katowic trzeba było czekać aż do 87. minuty kiedy to Anna Konkol wypracowała piękną sytuację, a Dominika Misztal sfinalizowała trafiając do bramki Stomilanek. Pewne zwycięstwo GKSu daje im pierwsze miejsce po 2. kolejkach Orlen Ekstraligi.

 

olsztyn.com.pl – Brutalna rzeczywistość. Stomilanki bez szans w starciu z mistrzem Polski

W niedzielne popołudnie piłkarki Stomilanek Olsztyn rozegrały pierwsze domowe spotkanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mistrzynie Polski, GKS Katowice nie dały jednak żadnych szans olsztynianom i pewnie wywalczyły komplet punktów.

Przed meczem Marek Łukiewski, prezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej wręczył na ręce kapitan Gabrieli Kędzi puchar za awans do Orlen Ekstraligi kobiet.

W 2 minucie spotkania Stomilanki mogły wyjść na prowadzenie. Po bardzo ładnej akcji strzał w kierunku bramki oddała Adrianna Rosiak, ale piłka poszybowała wysoko nad poprzeczką. Minutę później aktualny mistrz Polski GKS Katowice mógł wyjść na prowadzenie, ale strzał Kamili Tkaczyk został wyblokowany w ostatnim momencie.

Zespół ze Śląska wyszedł na prowadzenie w 11 minucie spotkania. Do dośrodkowania z prawej strony boiska źle wyskoczyła amerykanka Maleah Milner i Aleksandra Nieciąg trafiła głową do pustej bramki. Błąd bramkarki Stomilanek został bezlitośnie wykorzystany.

Stomilanki się nie załamały, ale ruszyły do odrabiania strat. Dwukrotnie na bramkę rywali strzelała najmniejsza na boisku Katarzyna Kałużna.

W 25 minucie było już 2:0 dla GKS-u. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego bramkę strzelił z bliskiej odległości Marlena Hajduk, tym razem lepiej w polu karnym powinny się zachować zawodniczki z obrony.

W 38 minucie Stomilanki oddały pierwszy celny strzał w meczu. Mocno aktywna w tym meczu Adrianna Rosiak podała do Kamili Osajkowskiej, ale ta za lekko uderzyła, żeby bramkarka GKS-u miała wpuścić piłkę do siatki.

Po przerwie Dariusz Maleszewski wprowadził do gry dwie nowe zawodniczki. W 51 minucie w bardzo dobrej sytuacji znalazła się Osajkowska, ale na 18 metrze nie potrafiła minąć bramkarki GKS-u, która wybiła piłkę wślizgiem na aut. W 63 minucie bardzo ładną interwencją popisała się Milner, która wybroniła uderzenie Anity Turkiewicz.

Wynik spotkania ustaliła w 87 minucie spotkania Dominika Misztal, która wykorzystała zamieszanie w polu karnym Stomilanek. Skromna liczba widzów (około 250 kibiców) nie doczekała się premierowego gola Stomilanek w Ekstralidze.

 

infokatowice.pl – Marek Szczerbowski odszedł z GieKSy. Krzysztof Nowak nowym prezesem

Dzisiaj wczesnym popołudniem nowym prezesem GKS-u Katowice został Krzysztof Nowak, przez wiele lat związany z Akademią Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki w Katowicach.

Dzisiaj po 12.00 GKS Katowice wydał następujący komunikat: „Rada Nadzorcza GKS GieKSa Katowice S.A. podjęła uchwałę o odwołaniu Prezesa Zarządu Marka Szczerbowskiego z funkcji Prezesa Zarządu. Jednocześnie Rada Nadzorcza GKS GieKSa Katowice S.A. powołała na stanowisko Prezesa Zarządu dotychczasowego Wiceprezesa Krzysztofa Nowaka.”

Szczerbowski został prezesem GieKSy w sierpniu 2019 r., po spadku piłkarzy do drugiej ligi. Jego odejście spowodowane jest konfliktem z kibicami, którzy w ubiegłym sezonie przez kilka miesięcy bojkotowali domowe spotkania Trójkolorowych.

Krzysztof Nowak, który zastąpił Szczerbowskiego na fotelu prezesa, pojawił się w klubie w lutym bieżącego roku, kiedy objął stanowisko wiceprezesa. Nowak przez trzydzieści lat związany był z Akademią Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki w Katowicach, gdzie m.in. pełnił funkcje dyrektora biura rektora i dyrektora administracyjnego. Przez ponad dziesięć lat był także dyrektorem AZS-u AWF Katowice.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Jakub Jarosz: ruszamy z najmniej przyjemną częścią sezonu

– Mam nadzieję, że okres przygotowawczy będzie na tyle owocny, że od pierwszej kolejki będziemy zdobywać ligowe punkty – powiedział w mediach klubowych Grzegorz Słaby, trener drużyny z Katowic, która zaczęła treningi przed sezonem 2023/2024.

Po zmaganiach na piasku w PreZero Grand Prix poszczególne zespoły PlusLigi zaczynają właściwe przygotowania przed sezonem 2023/2024. Wśród nich jest także GKS Katowice, który ma za sobą pierwsze zajęcia w hali. – Mieliśmy wprowadzenie w postaci PreZero Grand Prix. Spędziliśmy trochę czasu w nowej grupie na wyjeździe. Jest dużo zmian w zespole, bo mniej więcej 50% zawodników jest nowych, a teraz ruszamy już z tą najmniej przyjemną częścią sezonu. Ciężko trenujemy w siłowni i wracamy do naszej hali – przyznał atakujący, Jakub Jarosz.

Przed katowiczanami kilka tygodni ciężkiej pracy. – Będziemy robić 10 jednostek treningowych w tygodniu, a wolna będzie sobota i niedziela. Na razie będziemy skupiać się głównie na przygotowaniu motorycznym i fizycznym, ale od pierwszego dnia w hali będziemy też trenować z piłkami. W pierwszym tygodniu nie przewidujemy skoków zawodników, więc będzie dużo biegania, przebijania piłki, tak żeby przygotować ich do właściwej pracy – podkreślił szkoleniowiec, Grzegorz Słaby.

Nie ma co ukrywać, że zawodnicy nie lubią obecnego okresu, ale jest on niezbędny do tego, aby w trakcie zmagań ligowych byli w jak najlepszej dyspozycji. – Na pewno jest to trudny okres. Po dwóch treningach dziennie nikt nie będzie chodził wieczorem pełny energii, ale ta praca jest bazą, która da efekty później. Musimy dobrze popracować, aby później mieć wytrzymałość siłową i aby było mniej kontuzji – zaznaczył doświadczony atakujący zespołu z Katowic.

W GKS-ie doszło do sporych zmian, a więc najbliższe tygodnie zostaną poświęcone także na zgrywanie zespołu. – To jest mój czwarty rok pracy, a praktycznie przed każdym sezonem zmienia się rozgrywający, z którym inni zawodnicy muszą złapać nić porozumienia. Mamy sporo czasu, żeby to zrobić. Mam nadzieję, że ten okres przygotowawczy będzie na tyle owocny, że od pierwszej kolejki będziemy zdobywać ligowe punkty – zakończył Grzegorz Słaby.

 

HOKEJ

hokej.net – Mocny comeback GieKSy, ale w karnych lepsi rywale

W piątkowym meczu sparingowym nie zabrakło emocji! Hokeiści GKS-u Katowice przegrali po rzutach karnych 4:5 z Lausitzer Füchse. Niemiecki zespół prowadził dwukrotnie trzema golami, jednak ambitni katowiczanie doprowadzali do wyrównania.

W meczu nie zagrał chory Bartosz Fraszko, ale w składzie znalazł się młody zawodnik z Naprzodu Janów – Eric Kaczyński. Po pierwszej tercji GieKSa przegrywała 0:2 po golach Sama Ruoppa oraz Roope Mäkitalo. Rywal zawiesił poprzeczkę naprawdę wysoko.

W 23. minuciena listę strzelców wpisał się Ville Järveläinen, ale dwie minuty później podczas gry w przewadze odpowiedział Mateusz Bepierszcz.W tej samej minucie Eric Valentin zdobyłgola na 4:1. Do końca tercji strzelali już tylko katowiczanie i wszystkie tebramki padły w przewadze. Na listę strzelców wpisywali się Olli Iisakka, Santeri Koponen oraz Hampus Olsson. Na ostatnie 20 minut wracaliśmy z wynikiem 4:4.

W 47. minucie na prowadzenie GKS mógł wyprowadzić Mateusz Michalski, ale nie udało mu się wykorzystać sytuacji sam na sam z bramkarzem Lausitzer Füchse. To katowiczanie wyglądali w tej tercji lepiej, mając kilka szans na to, by objąć w tym starciu prowadzenie. Po sześćdziesięciuminutach wynik był remisowy, co oznaczało pięciominutową dogrywkę 3 na 3. Po nałożeniu na jednego z rywali czterech minut kary, GieKSa grała 4 na 3. Jednak nie udało się wykorzystać tej szansy i spotkanie rozstrzygnęły rzuty karne, w których lepsi byli goście.

 

Dwa dublety. Mistrz Polski lepszy od przedstawiciela DEL2

GKS Katowice wziął rewanż na Lausitzer Füchse. Mistrzowie Polski pokonali zespół DEL2 6:2, a po dwie bramki zdobyli Olli Issaka i Sam Marklund.

Pierwsze sekundy spotkania spędziliśmy w głównej mierze w tercji GKS-u Katowice. Goście starali się zdominować wydarzenia na lodzie, głównie za sprawą mocnych strzałów z dystansu, jednak nie były one z kategorii tych, które mogłyby zaskoczyć Johna Murraya.

W miarę upływu czasu gra się wyrównała, a katowiczanie próbowali neutralizować zagrożenie dążąc do odbioru krążka w tercji gości. W 7. minucie spotkania przed podopiecznymi Jacka Płachty nastąpiła pierwsza sposobność gry w przewadze, bowiem karą czterech minut został ukarany zawodnik Lane Scheidl. Katowiczanie choć nie mieli problemów z utrzymywaniem krążka w tercji gości, to nie potrafili dojść do klarownych sytuacji bramkowych za sprawną szybkich reakcji defensywy niemieckiej drużyny.

Pomimo, że drużyny narzuciły szybkie tempo gry, to żadnej ze stron nie udawało się stworzyć sytuacji w których mogły by pokusić się o zagrożenie bramkowe. Na otwarcie wyniku musieliśmy poczekać aż do 18. minuty spotkania. Sam Marklund został obsłużony świetnym podaniem wzdłuż bramki przez Hampusa Olssona i nie pozostało mu nic innego jak skierować gumę do bramki Tommiego Steffena.

W 21. minucie spotkania na ławkę kar został skierowany Jakub Wanacki, lecz gra w przewadze gości nie trwała zbyt długo, bo już po 45 sekundach na do drugiego boksu został przez sędziów oddelegowany Clarke Breitkreuz.

Większa ilość miejsca na lodzie w okresie gry 4 na 4 zdawała się bardziej służyć zawodnikom Lausitzer, którzy kilkukrotnie sprawdzili czujność „Jaśka Murarza”. W okresie gry w przewadze zawodnicy GKS-u Katowice całkiem dobrze radzili sobie w rozegraniu krążka, co zaowocowało podwyższeniem prowadzenia za sprawą trafienia Olliego Iisakki w 24. minucie.

Odpowiedź gości nastąpiła błyskawicznie, bo już w 25. minucie. Clark Breitkreuz efektownym zagraniem związał obronę GKS-u wypatrując pozostawionego bez opieki Erica Valentina, a ten uderzeniem pokonał Murraya. W 33. minucie spotkania Santeri Koponen dobrym podaniem we własnej tercji napędził akcję wychodzącego prawym skrzydłem Shigekiego Hitosato. Dynamiczny skrzydłowy zdecydował przedrzeć się z krążkiem przez obronę gości i schodząc do środka samemu wykończył akcję, czym ponownie wyprowadził mistrzów Polski na dwubramkowe prowadzenie. W 39. minucie grający w przewadze GKS Katowice za sprawą „fińskiej” formacji ustalił wynik drugiej tercji. Tempo akcji nadał w okolicach niebieskiej linii duet Vartinen-Monto. Następnie krążek trafił do mającego nieco swobody na prawym skrzydle Santeriego Koponena, a ten wstrzeliwując krążek w światło bramki wykreował okazję, którą sfinalizował Olli Iisakka.

Od mocnego uderzenia trzecią odsłonę rozpoczęli zawodnicy GKS-u Katowice. Doskonałym przeglądem pola popisał się Grzegorz Pasiut obsługując wychodzącego na pozycję Sama Marklunda i tak o to w 41.minucie spotkania piąta bramka dla GKS-u stała się faktem.

Goście nie zamierzali tanio sprzedać skóry, czego dowodem było trafienie z 42. minuty. Na indywidualny rajd zdecydował się Roope Makitalo, który zdołał zaskoczyć starających się zagęścić środkową tercję zawodników GKS-u. Następnie zagrał na prawe skrzydło do Erica Hordlera, a ten wystawił gumę Lanowi Schiedlowi, który kierunkowym przyjęciem zmylił obronę i umieścił krążek w bramce. W trzeciej tercji spotkania nie zabrakło fizycznych starć, a także próby pojedynków pięściarskich. I to właśnie za inicjację takiego starcia na Dawidzie Lebku w 43. minucie spotkania sędziowie do szatni odesłali Clarka Breitkreuza. Wynik spotkania został ustalony w 45. Minucie spotkania przez Grzegorza Pasiuta, który najeżdżając na odbity krążek, umieścił gumę w lewym okienku bramki Steffena.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga