Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Waleczny beniaminek nie dał rady Jagiellonii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Jagiellonia Białystok – GKS Katowice 1:0 (1:0).

weszlo.com – Hat trick! Trzy niedzielne mecze z sędziowskimi kontrowersjami

Rzut karny za zagranie ręką w Niepołomicach, który był i zniknął. Potencjalne czerwone kartki dla Tudora Baluty i Artura Jędrzejczyka. Tak zaczęła się dla nas niedziela z Ekstraklasą. Jak się skończyła? Zablokowaniem ręką strzału Jagiellonii oraz zdemolowaniem łokciem w polu karnym piłkarza GKS Katowice. Wszystkie trzy mecze danego dnia z kontrowersjami — gratulacje, rzadki hat trick!

[…] Spotkanie w Białymstoku było kolejną odsłoną dyskusji o tym, kiedy ręka jest, kiedy jej nie ma i na co może pozwolić sobie rywal w walce o piłkę. Jak to z artystami (nawet gwizdka!) bywa, Wojciech Myć postanowił przedstawić nam swoją interpretację tych zagadnień.

Na powyższym obrazku widzimy Marcina Wasielewskiego, który blokuje ręką strzał Jesusa Imaza. Sytuacja była niezła, o czym świadczy fakt, że odbita piłka wylądowała na poprzeczce. Strzał zmierzał więc w światło bramki i mógł skończyć się golem — mógł, lecz na drodze stanął naładowany jak karabin triceps zawodnika GKS Katowice.

Niżej znajdziemy inną sytuację z udziałem wielkiego jak szafa piłkarza GieKSy. Oskara Repkę niełatwo zatrzymać, zwłaszcza w bezpośrednim pojedynku o piłkę. Norbertowi Wojtuszkowi ta sztuka się udała, ale nie ma co ukrywać — przy wydatnej pomocy łokcia, który wylądował na szczęce pomocnika przeciwnej drużyny.

Repce chwilę zajęło dojście do siebie i wcale mu się nie dziwimy. Zwykle w takich sytuacjach zasada jest prosta: faul, żółta kartka. Tym razem tak jednak nie było. Przy obecnej formie naszych arbitrów zostaje gorzko zażartować, że nawet jeśli sędzia w Białymstoku się pomylił, to przynajmniej sprawiedliwie — po razie w każdą stronę.

Zostawmy jednak ten drażliwy temat i zajmijmy się sprawą równie ważką — Jagiellonia stała się dziś drużyną kompletną! Skąd ten komplement? Gol Tarasa Romanczuka był pierwszym strzelonym przez ekipę Adriana Siemieńca po rzucie rożnym w tym sezonie. Statystyki były dla białostoczan niechlubne, bo jako jedyni w lidze nie zdołali zaskoczyć rywala w ten sposób, mimo że okazji nie brakowało — xG Jagi po kornerach było ciut, ciut niższe niż średnia ligowa.

Bramki jednak nie przychodziły, aż do teraz. Jarosław Kubicki wrzucił piłkę na bliższy słupek, Jesus Imaz podanie przedłużył i piłka trafiła w nogę Martena Kuuska. Trafiła tak, że Estończyk przypadkiem wyłożył ją Romanczukowi, który nie miał prawa się pomylić. Gol więc był częściowo szczęśliwy, ale tylko częściowo. Zabawne jednak, że pierwszy gol Jagielloni po rzucie rożnym przydarzył się w meczu z GKS Katowice, który… broni kornerów najlepiej w lidze, zaraz za Lechem Poznań.

Chichot losu, bardzo dla Jagiellonii pomocny, bo o ile pierwsze czterdzieści pięć minut nie sugerowało, że GieKSa postawi się mistrzowi Polski, tak zmiany Rafała Góraka i upływający czas sprawiły, że walka o punkty stała się nieco bardziej wyrównana. Po strzale głową Dawida Drachala świetnie interweniował Sławomir Abramowicz, Filip Szymczak oddał płaski strzał, który minął słupek, Wasielewski nie trafił w bramkę z ostrego kąta, Borja Galan nieznacznie chybił po centrze Alana Czerwińskiego.

No, kilka szans goście mieli. Jagiellonia spuściła natomiast z tonu. Do przerwy gola najczęściej szukał Oskar Pietuszewski, jednak obijał rywali, jakby grał w Pinball. Podobnie zresztą Romaczuk — niektórzy już widzieli piłkę w siatce, gdy jego próbę zablokował Kuusk.

Po zmianie stron najlepszą szansę miał z kolei rozkręcający się z tygodnia na tydzień Darko Czurlinow, który ustrzelił poprzeczkę. Druga bramka więc nie wpadła, można było lekko drżeć o wynik, ale na koniec białostoczanie dotrzymują kroku Lechowi Poznań — to wciąż tylko dwa punkty różnicy przy łączeniu ligi z pucharami.

gol24.pl – Waleczny beniaminek nie dał rady Jagiellonii Białystok. Duma Podlasia wymęczyła zwycięstwo

Jagiellonia Białystok wygrała skromnie z solidnym walczącym beniaminkiem, GKS Katowice w 23. kolejce PKO Ekstraklasy. U siebie przy Słonecznej zadecydował gol Tarasa Romanczuka. Choć w końcówce to podopieczni trenera Rafała Góraka przeważali i umieścili nawet piłkę w siatce to nie zdołali odwrócić losów meczu. Jagiellonia stała się wiceliderem tabeli.

Ciekawie było w pierwszej połowie ostatniego niedzielnego meczu 23. kolejki PKO Ekstraklasy.

Głównie za sprawą niewykorzystanych dwóch szans Tarasa Romanczuka, który raz uderzył z półwoleja nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę. Drugim razem Polak ukraińskiego pochodzenia strzelił już w światło bramki, ale na linii strzału stanął rywal. Znów Dawid Kudła zatem nie musiał nawet interweniować, a Jagiellonii przyznano rzut rożny.

Do trzech razy sztuka. Romanczuk dopadł do piłki po wrzutce w pole karne i pechowej interwencji golkipera katowickiego beniaminka. Polak z zimną krwią (po uderzeniu głową) wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Wcześniej, szansę na gola miał Jesus Imaz, który strzelał w poprzeczkę po rykoszecie obrońcy.

Akcje przyjezdnych z Katowic starał się napędzać niezwykle aktywny Bartosz Nowak na skrzydle. Jednakże, jego dośrodkowania mijały kolegów, którzy nie nadążyli wyraźnie za wrzutkami w szesnastkę. Podopieczni trenera Rafała Góraka ograniczeni byli w pierwszej połowie do kontr i po jednej z nich przestrzelił Sebastian Bergier. Piłkarza w drugiej odsłonie zmienił wypożyczony z Lecha Poznań, Filip Szymczak

Pojawił się też Dawid Drachal (wypożyczony z Rakowa Częstochowa) na boisku w barwach GieKSy. 20-latek z Radomia postraszył Sławomira Abramowicza koło 60 minuty, kiedy strzelał głową. Chwilę później, sytuację zaprzepaścił Filip Szymczak po dograniu Borjy Galana.

bialystokonline.pl – Wymęczone zwycięstwo Jagiellonii. Mistrzowie Polski znów pokazali dwie twarze

Duma Podlasia pokonała w niedzielny (2.03) wieczór GKS Katowice, ale zrobiła to w kiepskim stylu. W pierwszej połowie przewaga Jagi była wyraźna, jednak po zmianie stron na murawie Chorten Areny dominowali rywale.

[…] Domowa potyczka z beniaminkiem, który już raz pokonał w tym sezonie mistrzów kraju, rozpoczęła się od niecelnego uderzenia 16-letniego Oskara Pietuszewskiego, który zastąpił na lewym skrzydle Darko Churlinova, a niedługo potem Jagiellonia w iście barceloński sposób rozklepała defensywę GKS-u, ale efektowna wymiana podań w okolicach pola karnego nie zakończyła się strzałem na bramkę Dawida Kudły.

Początek meczu był w wykonaniu białostoczan niezły, gdyż w kolejnych minutach nadal nacierali gospodarze, lecz pierwsza próba Romanczuka nie zmusiła golkipera gości do interwencji, podobnie zresztą jak i uderzenie numer dwa kapitana Dumy Podlasia. Najpierw defensywny pomocnik huknął niecelnie, a następnie futbolówka po strzale Tarasa trafiła w jednego z rywali.

Podopieczni Adriana Siemieńca mieli przewagę, posiadali inicjatywę, lecz defensywa beniaminka skapitulować nie chciała. W pierwszym dwóch kwadransach najbliżej gola Jagiellonia była w 30. minucie. Wtedy to kontra mistrzów Polski zakończyła się uderzeniem Jesusa Imaza, po którym piłka obiła poprzeczkę.

GKS bronił się dobrze, ale do przerwy czystego konta zespół z Katowic utrzymać nie zdołał. Wprawdzie z akcji Żółto-Czerwoni nie potrafili pokonać bramkarza gości, jednak mistrzom Polski na pomoc przyszedł stały fragment gry. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i niepewnej interwencji na linii w wykonaniu Martena Kuuska futbolówkę do siatki z najbliższej odległości zapakował powracający w niedzielę do wyjściowego składu Taras Romanczuk.

W końcówce pierwszej połowy celny strzał z obrębu szesnastki oddał jeszcze Afimico Pululu, ale Dawid Kudła z próbą napastnika Jagi sobie poradził.

Zaraz po wyjściu z szatni obraz gry się nie zmienił. Nadal większą jakością charakteryzowali się gospodarze i to oni na murawie Chorten Areny dominowali, choć w 55. minucie to GKS dosyć mocno postraszył Dumę Podlasia. Zagrożenie stworzył Filip Szymczak, który oddał płaski strzał zza szesnastki i pomylił się naprawdę niewiele. Niedługo potem w boczną siatkę z ostrego kąta trafił jeszcze Wasielewski, po czym w kolejnej akcji ten sam zawodnik uderzył jeszcze raz, ale dobrze spisał się Sławomir Abramowicz.

W każdym razie beniaminek przycisnął i zaczął radzić sobie coraz pewniej, zaś Jaga ewidentnie zaciągnęła ręczny. To sprawiło, że końcówka meczu była bardzo nerwowa. Tak na dobrą sprawę Żółto-Czerwoni na ataki GKS-u odpowiedzieli dopiero w 79. minucie, kiedy to z niezłej pozycji Tomas Silva posłał piłkę wysoko w trybuny. Ten zryw pobudził jednak Jagiellończyków, którzy chwilę później obili poprzeczkę, konkretnie uczynił to Darko Churlinov, a potem nieco częściej gościli w polu karnym rywala.

Wydawało się zatem, że mistrzowie kraju zaczęli odzyskiwać kontrolę, a tymczasem futbolówkę do bramki zapakowali przyjezdni. Na szczęście trafienie Galana nie zostało uznane, bo chwilę wcześniej staranowany na 7. metrze został Sławomir Abramowicz, dzięki czemu Duma Podlasia, mimo wielkich kłopotów, nie wypuściła z rąk zwycięstwa.

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice w Białymstoku napędził mistrzom strachu. Kibice mogą być dumni po porażce 0:1

Mistrzowie Polski na własnym boisku wyrównali rachunki za porażkę w Katowicach, ale GKS pokazał się z dobrej strony i w drugiej połowie miał szansę na wyrównanie.

Jagiellonia Białystok była pierwszym zespołem, którego beniaminek z Katowic pokonał na Bukowej po powrocie do Ekstraklasy. Wyjazdowe spotkanie zapowiadało się więc frapująco, bo zespół Adriana Siemieńca walczy o obronę tytułu mistrzowskiego, znakomicie jednocześnie spisując się w europucharze.

W pierwszej połowie po mniej więcej trzydziestu bardzo wyrównanych minutach Jagiellonia osiągnęła przewagę. Szybko ją podkreśliła strzelonym golem, przy którym błąd popełnił Marten Kuusk wybijając piłkę z linii bramkowej wprost na głowę Tarasa Romanczuka.

W przerwie Rafał Górak zagrał va banque i dokonał trzech zmian. Zmianie uległa też gra jego zespołu, który przejął środek boiska i był blisko doprowadzenia do remisu. W 88 minucie piłka nawet wpadła do białostockiej siatki, jednak akcję zepsuł Oskar Repka, który sfaulował Sławomira Abramowicza już po tym, jak bramkarz gospodarzy źle interweniował, co pozwoliło na celny strzał Borji Galanowi.

jagiellonia.net – Ciężki mecz i ważne trzy punkty

[…] W niedzielny wieczór, przy ponad 14 tysięcznej publiczności i Ultrze wypełnionej do ostatniego krzesełka mieliśmy okazję zobaczyć mecz z GKSem Katowice. Przyjezdnych dopingowała w efektowny sposób liczna grupa kibiców z Katowic.

To było mecz z gatunku łamaków i takich, które trzeba wygrać, przy mniejszym myśleniu o stylu. I tak też było. Było to bardzo wyczerpujące fizycznie widowisko. Oba zespoły zagrały twardą piłkę i przebiegły po około 117 kilometrów co mówi dużo o intensywności zawodów.

Piłkarsko nie było to porywające widowisko. Początek pierwszej połowy to próby gości do narzucenia swojej filozofii gry. Kiedy to nie przyniosło skutku, Jagiellonia pokazała, że jest klasową drużyną. Kilka ciekawych kombinacyjnych akcji, które mogły się podobać. Brakowało jedynie strzałów.

[…] Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. Jagiellonia mozolnie budowała akcje w ofensywie, ale brakowało trochę, aby strzelić na 2:0 i uspokoić mecz. W 56. minucie meczu było bardzo blisko. Przy kontrze 3 na 1 obrońca GKSu w ostatniej chwili wybił piłkę Mikiemu Villarowi spod nóg. W 79. minucie meczu Tomas Silva dostał idealne podanie od Fadigi, ale strzał był wyjątkowo niecelny. Trzy minuty później Darko Churlinov huknął z półdystansu w swoim stylu, ale jego strzał wylądował na poprzeczce. W 88. minucie padła bramka dla gości, ale na całe szczęście dla Jagiellonii, nieuznana. W polu karnym faulowany był Sławomir Abramowicz.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga