Dołącz do nas

Felietony

Walka i dobry mecz – ale żaden prognostyk

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wczorajszy mecz z Chrobrym Głogów był rozczarowaniem dla wielu kibiców. Miało być przełamanie, miało być zwycięstwo. I na to się zanosiło, w końcu GKS po pierwszej połowie prowadził 2:0. Skończyło się mało satysfakcjonującym remisem i po raz kolejny w tym sezonie nasz zespół prowadząc, dał sobie wydrzeć wygraną.

Niezależnie od składu i zmian kadrowych w lecie, to co się dzieje na Bukowej to jakieś kuriozum. GKS na własnym stadionie w tym roku rozegrał trzynaście meczów. Tylko dwa wygrał. Bilans beznadziejny, ale to jeszcze pół biedy. W pięciu spotkaniach bowiem katowiczanie prowadzili i nie potrafili tego prowadzenia utrzymać. Trzykrotnie takie mecze przegrali. Dwa razy nie utrzymali prowadzenia dwubramkowego. Ze Stomilem dwukrotnie sobie dali prowadzenie wydrzeć.

Drugą niepokojącą i niezrozumiałą statystyką są bramki tracone u siebie w podziale na połowy. Aż trudno to sobie wyobrazić, ale w pierwszych połowach tych wszystkich spotkań, GKS stracił trzy gole. W drugich aż szesnaście. W aż siedmiu – czyli ponad połowie spotkań – aż dwie stracone bramki miały miejsce w drugiej połowie.

Co się dzieje od początku roku po przerwie, daje sporo do myślenia. A może warto zadać sobie pytanie – co się dzieje w przerwie?…

Gdyby udało się utrzymywać wiosną te prowadzenia – byłaby ekstraklasa. Gdyby udało się utrzymać prowadzenia w tym sezonie – bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji w tabeli. Nie ma w tej lidze, a pewnie i w bardzo pojedynczych przypadkach na całym świecie drużyn – które w tak fatalny sposób, masowo przez tyle miesięcy, zawalały sobie wygrane mecze.

Ktoś powie, że kwestia psychologiczna i okej, jednak wydawałoby się, że po tylu podobnych sytuacjach, prowadzenie i dobra gra powinna pomagać i uskrzydlać, a nie wiązać nogi. Trudne to do wytłumaczenia.

No właśnie – wczorajsza gra. Abstrahując od wyniku – i w końcu możemy zgodzić się z trenerem Mandryszem – to był dobry mecz GieKSy, momentami bardzo dobry. Akcje były ciekawe, sytuacji sporo. Tak naprawdę przy odrobinie szczęścia mogło być 3:0 już na początku drugiej połowy i byłoby po sprawie…chociaż nie, bo patrząc na przytoczone wyżej statystyki, to kto ich tam wie, czy by nie utracili wygranej.

W każdym razie gra mogła się podobać, zdobywaliśmy bramki po stałych fragmentach, ale sytuacje przecież mieli Mandrysz, Cerimagić czy Błąd i to każda z gatunku takich, że mogła przynieść powodzenie.

Czym się ten mecz różnił od poprzednich? Walką. To było w końcu widoczne – po przechodzonych i oddanych bez zaangażowania poprzednich meczach. Tym razem zawodnicy jeździli na tyłkach, w końcu orali tę trawę jak należy i był z tego efekt. Niestety do czasu. Szkoda, że czasem praca całej drużyny jest niweczona przez jakieś jedno nieodpowiedzialne zachowanie jednego zawodnika. To co wyprawia ostatnio Dalibor Pleva woła o pomstę do nieba. W Mielcu na mecz nie wyszedł z łóżka, teraz zupełnie przyspał przy golu i nie dość, że był źle ustawiony to jeszcze nie zrobił nic, aby zablokować przeciwnika. Zawodnik za takie akcje powinien co najmniej wylądować na ławie, ale niestety – nie mamy wartościowych zmienników. W każdym razie o ile Pleva zagrał dobrą pierwszą połowę w Sosnowcu, to teraz jest to tykająca bomba zegarowa.

Słówko jeszcze o Abramowiczu. Winiliśmy go za utratę pierwszego gola, ale na powtórce zza bramki dokładnie widać, jak tuż przed rękawicą piłka podskoczyła na murawie. Jedziemy po piłkarzach, ale bądźmy też sprawiedliwi – on kompletnie nie mógł nic w tej sytuacji zrobić.

Bardzo dobrze spisali się stoperzy, a małym odkryciem meczu okazał się Lukas Klemenz. Pewna i dobra gra zawodnika, to się mogło podobać, także jak niepatyczkowanie się – miał wybić, to wybił. Karny? Mocno wątpliwy, bo wyglądało na to, że w ogóle nie dotknął piłki ręką. Drugi stoper – Tomasz Midzierski – również spisał się solidnie, po poprzednich kiepskich meczach.

Mieliśmy trochę powiewu świeżości, w końcu na niezłym poziomie zagrał Adrian Błąd, był szybki i dynamiczny, ale jeszcze musi pamiętać, by z szatni na boisko zabrać głowę. Armin Cerimagić to mały wygrany ostatnich kolejek. No i w końcu Jakub Yunis, który mimo, że jest raczej przeciętny, w końcu strzelił bramkę. Do niezłej formy być może wraca Zejdler.

Niestety oprócz danych liczbowych boli to, że właśnie z dobrą grą i walką, GKS tak łatwo oddał punkty przeciętnie grającemu Chrobremu. Te bramki były tak z niczego, że głowa boli. Nie były to okresy dominacji rywala, wielu strzałów i sytuacji. Ot takie dwa wypady, stały fragment i dwa gole. Nie można tak łatwo oddawać punktów.

Można też zadać sobie pytanie, na ile brak w składzie takich zawodników, jak Kamiński, Goncerz czy w dłuższej perspektywie Foszmańczyk wpłynęło na taki obraz gry, a nie inny. Kibice już od dawna twierdzą, że starzy zawodnicy psuli grę. Trudno nie odnieść wrażenia, że zawiało świeżością, gdy żadnego z nich nie było w składzie. Gonzo już ni daje rady w ofensywie, Kamyk był ostatnio fatalny i zastępujący go Klemenz pokazał, jak powinien grać stoper. Fosa – wiadomo, Grudziądz i te sprawy.

Niestety swoją postawą w poprzednich meczach piłkarze doprowadzili do tego, że strasznie wyglądał opustoszały Blaszok. W Katowicach fakt, że gra GKS na prawie nikim nie robi już wrażenia. Coraz mniej ludzi chodzi na stadion. Swoje dołożył też Krupa, któremu chyba odechciewa się bawić w te klocki. I teraz co prawda nie wiemy, czy zaangażowanie z wczoraj było efektem jego słów, ale jeśli tak by było, jest to godne uznania.

Doceniamy zaangażowanie zawodników, nie doceniamy wyniku. I jeszcze przytoczmy słowa jednego z kibiców – słowa, które są głosem rozsądku. Piłkarze w tym roku wyznaczyli nam takie standardy, że teraz jak tylko zobaczymy dwa celne podania, to mówimy o dobrej grze. Jak trochę pobiegają, to już mówimy, że jest walka. To jest straszne, bo być może ten mecz taki dobry wcale nie był, ale nasz spaczony odbiór, związane z wszystkimi oglądanymi w tym roku spotkaniami, powoduje takie oceny, a nie inne?

Ale zostańmy przy tym, że było to dobre spotkanie i jednak – niezaprzeczalnie z widoczną walką. Nie będziemy pisać o żadnym dobrym prognostyku, bo takich mieliśmy już wiele, nawet w tym sezonie się zdarzyło, a potem był dramat. Jeden mecz nie zmienia niczego, tym bardziej mecz bez wygranej. Piłka po stronie piłkarzy – niech udowodnią w następnych spotkaniach, że jednak chce im się w dłuższej perspektywie czasu. Na ten moment nic się nie zmienia w łatce, którą sobie sami stworzyli. I w tym, że kibice totalnie obojętnie podchodzą do ich spotkań i nie rusza ich już to, jakim rezultatem zakończył się mecz…



9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    irishman

    23 września 2017 at 12:25

    Jak mamy być sprawiedliwi, to bądźmy do końca. Fakt, że Pleva zaspał ale potem tak przyblokował zawodnika Chrobrego, ze ten mógł strzelić jedynie w światło bramki chronione przez bramkarza.
    Druga sprawa, gdzie był lewoskrzydłowy, który powinien pilnować naszej lewej flanki?

  2. Avatar photo

    irishman

    23 września 2017 at 12:30

    Dla mnie ten mecz na pewno nie był przełomem ale jakimś dobrym prognostykiem już tak. Ale oczywiście nadal otwarte pozostają pytania czy piłkarze będą kontynuować tą walkę, czy trener znów nie wróci do swoich ulubieńców bez formy albo „hamulcowych” z wiosny itp.

  3. Avatar photo

    irishman

    23 września 2017 at 12:38

    Denerwuje mnie na maksa pojęcie szczęścia-nieszczęścia w sporcie. Osobiście zawsze wolę skupiać się na umiejętnościach. Jeśli jednak uprzemy się, że trzeba mieć także farta, to obie stracone przez nas bramki pokazały, że go w tym meczu nie mieliśmy.
    Weźmy to także pod uwagę oceniając wynik.

  4. Avatar photo

    yop

    23 września 2017 at 13:46

    Żeby być sprawiedliwy to Wasze bramki też były z niczego. Wolny, rożny. Zgadzam się mieliście więcej okazji. Nie o tym chciałem pisać. W byłych krajach „Jugosławiańskich” są zakłady gdzie obstawia się m.in ligę polską. Trzeba wpłacać kasę i niekiedy dostaje się fajne meczyki. Nc nie sugeruję ale podczas meczu w Mielcu przy stanie 3-1 była fajna stawka na 3-2.pozdro.haha

  5. Avatar photo

    uk

    23 września 2017 at 16:02

    jeżeli kaminski goncerz i foszmanczyk nie wroca do składu to z meczu na mecz powinno być coraz lepiej,oby…

  6. Avatar photo

    zadolak

    23 września 2017 at 18:06

    Nie dziwię się że znowu nie wygraliśmy,jak co mecz gramy innym składem.Niestety w tym sezonie czeka nas cieżka walka o utrzymanie,takie są realia i nic nie zmienimy.A ja kocham ten klub i będę kochał obojętnie w której lidze będzie grał.

  7. Avatar photo

    Rafael

    24 września 2017 at 14:36

    Najgorsza obrona w lidze (najwiecej straconych bramek w lidze), miejsce w strefie spadkowej! nie potrafimy grać piłką.

    Co ten trener Mandrysz jeszcze robi w naszym klubie ???
    Jeszcze jest szansa na awans, trzeba zacząć grać i wygrywać. Wszyscy będą tracić punkty. !

    Mandrysz miej honor i wypier…j

  8. Avatar photo

    Max

    24 września 2017 at 18:02

    Dziady !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! II liga nos czeko:)

  9. Avatar photo

    Rafał

    24 września 2017 at 18:26

    Mandrysz gdzie jest twoja DYMISJA!!!! WON!!!! ODEJDŹ BO NISZCZYSZ TEN KLUB SWOIM BEZ SENSOWNYM TRZYMANIEM SIĘ STOŁKA I TYLE!!!!!!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSiarzy na derbach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do materiału wideo, na którym zarejestrowaliśmy doping kibiców GKS Katowice na sobotnich derbach z Piastem. Niestety – wynik na murawie był zupełnie inny niż na trybunach. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga