Za nami ostatni wyjazdowy mecz w tym roku. Za tydzień na Bukowej jeszcze GKS Katowice spotka się z Miedzią Legnica i będzie można gasić piłkarskie światło. Piłkarskie światło po tragicznym roku 2017.
Roku pełnym frustracji, złości, piłkarskiej depresji, która zawiera w sobie sporą dozę obojętności, bo wielu kibiców już bez emocji podchodziło do coraz to kolejnych meczów GieKSy.
GieKSa gra w tym roku wybitnie utartym schematem. Wzbudzanie nadziei wygranymi ze słabymi ekipami, po czym następuje gong w ważnym meczu. Potem znów 2 wygrane ze słabeuszami i kolejny nokaut. I tak w kółko. A jako bonus co jakiś czas zaliczane są kompromitacje u siebie, jak z Kluczborkiem, Pogonią Puszczą czy Wigrami.
Teraz znów zanosiło się na taki schemat. Po 3 wygranych z rzędu przyszedł najważniejszy mecz 14-lecia i został klasycznie zawalony. Podobnie jak kolejne spotkanie z Tychami. No ale potem? Znów dwie wygrane, sześć punktów straty do czołówki i znów nadzieje, liczenie, że „a może pozycja wyjściowa na wiosnę nie będzie zła?”…
To bardzo złudne. Liczba punktów straty świadczy tylko o tym, jak ta liga jest kuriozalna. Mimo wszystko liczyliśmy na te wygrane na koniec. Ze słabymi Siedlcami i na koniec z mocną Miedzią, ale Miedzią do ogrania, bo połowa ligi potrafi wygrać z tą ekipą.
Niestety tym razem schemat został złamany. GKS nie potrafił wygrać z Pogonią Siedlce, czyli ekipą, która w tym sezonie wygrała tylko jeden mecz u siebie, trzy zremisowała i cztery przegrała. Czyli z drużyną wybitnie słabą na swoim boisku.
Ileż można krytykować tę drużynę, ileż można jechać po tej ekipie? Naprawdę staramy nieraz wypowiadać się łagodnie, spokojnie. I tak było też wczoraj, bo paradoksalnie GKS rozegrał niezłe spotkanie. Ale znów zaświeca się lampka albo nawet wielka lampa – czy przypadkiem w tej ocenie nie są zawarte nasze żenująco niskie standardy, czyli wspomniane nieraz kilka dobrych podań i w miarę ciekawych akcji plus w miarę rozsądna gra defensywna i organizacja nie jest oceniana jako „dobry mecz”? Bo w sumie bardzo klarownych okazji zbyt wiele nie mieliśmy. Miotał się Prokić, Błąd nie zagrał już tak dobrze, jak w Łęcznej, Kędziora tradycyjnie strzelił gola, ale grał średnio.
Tak naprawdę jedynym zawodnikiem, o którym można z pełnym przekonaniem powiedzieć (bez żenujących standardów), że zagrał bardzo dobrze, był Lukas Klemenz. Świetna gra w destrukcji, wślizgami, przechwytami, ustawieniem. Nieźle wtórował mu Tomasz Midzierski.
Reszta zagrała przyzwoicie, to nie był słaby mecz. Mogło się podobać zaangażowanie zawodników. Jednak zabrakło umiejętności na tyle, żeby wygrać z jednak słabym rywalem, który raczej czekał na swojej połowie na to, co zrobi GKS.
Problem w tym, że rozsądniej by było podejść do tego w taki sposób, że mecz o takim poziomie może się zdarzyć w momencie, gdy jesteśmy najlepszą drużyną tej ligi, wygrywającą regularnie, a tu po prostu pojawia się spotkanie, w którym nie udaje się strzelić gola z akcji. Wtedy byłoby to do przyjęcia. A teraz raczej satysfakcja wynika z tego, że…nie skompromitowaliśmy się po raz kolejny. Straszne to, ale przyznam, że takie przemyślenia przychodzą mi dopiero na chłodno, po przespanej nocy.
Ze spraw merytorycznie jeszcze związanych ze wczorajszym meczem. Naprawdę ustalanie składu i zmiany trenera Mandrysza to jakaś rosyjska ruletka. Nikt nigdy nie wie, kto wystąpi w danym meczu. Wydawało nam się, że skoro Błąd, Cerimagić i Plizga niemal w pojedynkę wygrali mecz w Łęcznej, to logiczne jest, że „w nagrodę” wyjdą od pierwszej minuty w Siedlcach. Trener postanowił jednak w najmniej spodziewanym momencie „odkurzyć” Rafała Kulińskiego – nie mamy nic przeciwko temu zawodnikowi i dobrze, że dostał szansę, ale ze wspomnianej trójki zagrał tylko Błąd. I o ile jeszcze kwestię Cerimagića rozumiemy – szkoleniowiec uznał, że bardziej przyda się Prokić, to niewpuszczenie nawet na jedną minutę Dawida Plizgi jest już po prostu absurdalne i tę decyzję ciężko w jakikolwiek logiczny sposób obronić.
To był mecz, którego musi nam być szkoda. Postawa na boisku była wystarczająca do tego, żeby wygrać. Wiemy jednak, że grając na wyższym poziomie, ten mecz mógłby się wygrać sam. Po prostu okazało się, że ta drużyna grając ambitnie i z zaangażowaniem, nie ma na tyle jakości, by spotkanie z Pogonią Siedlce wygrać. Można zaryzykować stwierdzenie, że na dziesięć takich spotkań GKS wygrałby ze trzy, pięć zremisował i dwa przegrał. Więc szału nie ma.
To oznacza po raz kolejny konieczność zmian. Kilku zawodników jest już dożywotnio zdyskwalifikowanych w oczach kibiców. Jest natomiast część takich, którzy po prostu nie mają wystarczającej jakości, by pewnie wygrywać większość meczów, a serie dwóch zwycięstw wynikają raczej ze statystyki. GKS Katowice w pierwszej lidze jest po prostu do szpiku kości przeciętniakiem.
Ciekaw jestem, jak będzie wyglądał mecz z Miedzią. Z jednej strony w tym sezonie z ekipami z czołówki wiedzie nam się lepiej niż z innymi. Dodatkowo w Legnicy „prawie” wygraliśmy. Z drugiej wszystkie ważne mecze w tym roku przegraliśmy z kretesem. Jedynym pocieszeniem jest to, że sobotnie spotkanie nie będzie o żadnego lidera i nie będą to żadne derby. Bo gdyby tak było, to już lepiej by było oddać ten mecz walkowerem i nie kompromitować się po raz kolejny. A tak jest szansa na wygraną.
I tradycyjnie, na koniec, tak jak zawsze ostatnio – a w zimie Tadeusz Bartnik do dzieła.
Najnowsze komentarze