Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: GKS Katowice wygrywa i przerwę zimową spędzi na fotelu lidera

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W Ekstralidze rozegrano ostatnią w tym roku kolejkę spotkań. Drużyna kobiet wygrała z Medykiem Konin 2:1 (2:1) i pozostała na fotelu liderek rozgrywek z przewagą dwóch punktów nad Górnikiem Łęczna. Piłkarze przebywają na urlopach, do treningów wrócą 28 listopada. Przez pierwszy tydzień zawodnicy będą trenować indywidulanie, następnie piątego grudnia zespół będzie trenował na Bukowej. W tej formie treningi potrwają do 21 grudnia.

W ubiegłym tygodniu drużyna siatkarzy rozegrała dwa spotkania. Pierwsze z nich wygrała z BBTS-em Bielsko-Biała 3:1. W drugim z nich zespół musiał uznać wyższość Skry Bełchatów, przegrywając 0:3. Kolejne spotkanie siatkarze zagrają jutro z PGS Stal Nysa, na wyjeździe. Początek meczu o godzinie 18:30.

Hokeiści w ubiegłym tygodniu zmierzyli się z trzema przeciwnikami: niestety we wszystkich meczach przegrali. We wtorek z Unią Oświęcim 4:5, następnie w piątek z JKH GKS-em Jastrzębie 0:6 oraz w niedzielę z GKS-em Tychy 1:2. W rozpoczętym tygodniu zespół zmierzy się z Cracovią (wyjazd) oraz KH Energą Toruń i STS-em Sanok (oba mecze w Katowicach). Spotkania tradycyjnie zostaną rozegrane we wtorek, piątek i niedzielę.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice wygrywa i przerwę zimową spędzi na fotelu lidera

GKS Katowice pokonał na własnym stadionie Medyka Konin 2:1 w 11.kolejce Ekstraligi i przerwę zimową spędzi jako samodzielny lider Ekstraligi.

Medyk objął prowadzenie w 22.minucie po bramce Miksone jednak już cztery minuty później do wyrównania doprowadziła Hajduk, która wykorzystała rzut karny. Przed przerwą gospodynie wyszły na prowadzenie za sprawą Bińkowskiej. Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie i zespół z Katowic wykorzystał porażkę TME SMS-u Łódź o czym pisaliśmy TUTAJ i został samodzielnym liderem Ekstraligi.

 

lm.pl – Medyk Konin przegrał z liderem w ostanim jesiennym meczu Ekstraligi

W starciu z GKS Katowice piłkarki Romana Jaszczaka faworytkami nie były i potwierdziło się to na boisku. Lider wygrał 2:1.
Ku zaskoczeniu wszystkich to jednak goście w 22. minucie wyszli na prowadzenie po golu Karliny Miksone. Po dośrodkowaniu Anastasiji Rocane z rzutu rożnego zeszła na bliższy słupek i strzałem głową nie dała szans Weronice Klimek. Tyle, że to powinno być trafienie na 2:0 dla przyjezdnych, bo dwie minuty wcześniej ta sama zawodniczka z pięciu metrów nie potrafiła skierować piłki do siatki.
Jak to bywa w takich przypadkach GKS doprowadził do wyrównania. I to bardzo szybko. W 26. minucie Klaudia Maciążka wywalczyła rzut karny, po tym jak faulowała ją Sashana Campbell. Do piłki podeszła Marlena Hajduk i mocnym strzałem „pod ladę” nie dała szans Oliwii Szymczak.
Remis nie utrzymał się zbyt długo. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy Klaudia Maciążka wymanewrowała lewą defensorkę z Konina, a Amelia Binkowska uprzedziła Oliwię Szymczak i z bliska ustaliła wynik meczu na 2:1.

 

sportdziennik.com – Finisz ze zgrzytem

Jeśli wywalczymy utrzymanie w piątej czy siódmej kolejce rundy rewanżowej, musimy być gotowi, by zaatakować miejsca barażowe – podkreśla trener Rafał Górak.

– Rok temu, po meczu z Podbeskidziem, który wygraliśmy 2:1, wszyscy świętowaliśmy, cieszyliśmy się tym momentem. Był 4 grudnia, odnieśliśmy zwycięstwo w ostatnim spotkaniu roku, było dużo radości. Teraz przegraliśmy i jest trochę niesmaku – mówi Rafał Górak, trener GieKSy, która na „do widzenia” została rozbita przez ŁKS Łódź. Lider wygrał przy Bukowej w ostatniej kolejce aż 5:1.

[…] – Spójrzmy, co w tej lidze się wydarzyło. Wobec straty poczucia tożsamości punktowej Termaliki, Podbeskidzia czy Wisły Kraków, ŁKS zasłużenie jest na pierwszym miejscu. Ale moim zdaniem to zespół całkowicie w naszych realiach. Jeśli byśmy zagrali kilka meczów z rzędu, to wyniki by tak nie wyglądały. Tym razem wyszło jak wyszło, strata pięciu bramek jest bolesna, ale moje odczucie jest takie, że nie jesteśmy dziś na pewno drużyną słabszą aż o tyle – zaznacza Górak.
GKS-owi z pewnością nie pomogły problemy z bramkarzami, wskutek czego pierwszoligowy debiut zaliczył 18-letni Patryk Kukulski.

– Dawid Kudła kontuzjowany, Patryk Szczuka kontuzjowany… Już w środę wiedziałem, że zagra Patryk Kukulski. Kudła po meczu z Chojniczanką zszedł z boiska prawie nie o swoich siłach. Musimy działać zachowawczo, zapobiegawczo, ale jest też pomysł, by operować Dawidowi kolano. Na swoje bardzo duże ryzyko mógł zagrać z ŁKS-em, ale czy można do tego nakłaniać, skoro lekarz mówi, że powinien odpocząć 3-4 tygodnie? Jestem trenerem, ale przede wszystkim człowiekiem. Rozmawiam z zawodnikiem, lekarzami, fizjoterapeutami i swoją głowę muszę mieć na karku. Zdrowie zawodnika powinno być na pierwszym miejscu – podkreśla trener katowiczan. Już pierwsza interwencja 18-letniego Kukulskiego zakończyła się dobitką, po której ŁKS wyszedł w 3 minucie na prowadzenie.

– Z Tychami bronił Szczuka i od razu pierwszy strzał zakończył się bramką, przegrywaliśmy 0:1, wyrównaliśmy potem na 1:1. Z ŁKS-em zawodnicy umożliwiali kolejne uderzenia, młodych ich nie obronił, ale nie sądzę, by był czemukolwiek w tych interwencjach winien. Gdyby wykazał się przy bramce nr 2, 3, 4, 5 czymś zjawiskowym, to może jeden z tych strzałów by obronił, ale my nie możemy tak funkcjonować w działaniach obronnych. Sądzę, że Kudła też byłby w tych sytuacjach rozstrzelany – twierdzi Górak.

GKS jak na drużynę legitymującą się dotąd najlepszą defensywą w lidze (13 straconych goli) popełniał na zakończenie jesieni karygodne błędy, dwa razy łodzianie od połowy „jechali” sam na sam z bramkarzem, niczym w hokejowym rzucie karnym.

– Nigdy nie mówiłem, że mamy najlepszą defensywę w lidze. W niektórych sytuacjach zachowywaliśmy się fatalnie, to były bardzo proste błędy, które na przestrzeni tej rundy nam się nie zdarzały. Jako zawodnicy i trenerzy możemy się czerwienić. Nawołujemy do drużyny, by podejmowała ryzyko grania wysoko, odbierała wysoko piłkę, bo mamy szybkich, zdecydowanych, dobrze grających w tej materii obrońców. W piątek nie tylko oni, ale cały nieprzemyślany atak na przeciwnika nas zawiódł. Drużyna bardzo dobrze realizuje swoje zadania w obronie niskiej, jest bardzo skuteczna, ale w fazie przejścia do gry defensywnej z obrony wysokiej mamy rzeczywiście braki i będziemy nad tym pracować – zapowiada szkoleniowiec katowiczan, którzy nie grzeszą też bramkostrzelnością. Ich dorobek w 18 kolejkach to 21 goli.

– Pracujemy nad tym, by zdobywać dużo więcej bramek. Musimy zdać sobie sprawę, że wiele pracy włożyliśmy w moment, kiedy znaleźliśmy się na dnie tabeli – we wrześniu 2021, po porażce w Opolu. Wtedy trzeba było skupić się, by drużyna zaczęła tracić mniej bramek i punktować w określony sposób. Aż do dziś, od tamtej pory bodaj tylko Arka Gdynia i Chrobry Głogów zdobyły w pierwszej lidze więcej punktów od nas. Taki sposób gry dał nam punkty, choć bramek – może nie tyle, ile by się chciało. Coś za coś. Mamy trochę problemów w prowadzeniu gry do przodu. Zawodników kreatywnych, mających strzelać więcej goli, będziemy szukać, ale nie jest to proste patrząc przez pryzmat rynku transferowego i tego, kto chce do nas przyjść. Musimy nad sobą pracować. Chciałbym, by w okienku zimowym coś się wydarzyło się. Może na pozycjach nr 8 i 10, może – dla wzmocnienia rywalizacji – na wahadle, bo jeszcze jedno jest nam potrzebne… Choć jesień w wielu momentach była udana, to dała nam też wiele do myślenia pod względem personalnym. Runda się skończyła, możemy podyskutować nad wzmocnieniami kadry na przyszłą rundę. Wiemy, czego potrzebujemy, czekam na zwrotną informację od dyrektora. Zobaczymy, co z tego wyjdzie – mówi Rafał Górak.

GieKSa na ostatniej prostej wypadła ze strefy barażowej I-ligowej tabeli. Przezimuje tuż pod nią, na pozycji nr 7, ze stratą ledwie 1 punktu do Arki Gdynia, a 2 – do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza.

– Przed sezonem narracja była trudna, bo nie „zero-jedynkowa”, a zawsze takiej się oczekuje. Mówiliśmy, że bardzo chcielibyśmy, aby GKS utrzymał się w pierwszej lidze szybciej niż w sezonie wcześniejszym. To się budowało. Mamy 27 punktów, jeszcze trochę nam brakuje. Jeśli tak się stanie po piątej czy siódmej kolejce rundy rewanżowej, musimy być przygotowani, by atakować miejsce barażowe. Gdy znajdziesz się w barażach, przecież nie chcesz ich łatwo oddać. Wszystko przed nami. Rywalizujemy. Znajdujemy się w takim miejscu, że musimy tę szansę wykorzystywać. Zdajemy sobie sprawę, że ktoś może nas lekko strącić, dać po uszach, w piątek z ŁKS-em tak się stało – przyznaje Górak.

I dodaje.

– Moje ambicje w odniesieniu do GKS-u Katowice są bardzo wysokie. Mam swoje marzenia. Kiedy tu wróciłem, pierwszym i najważniejszym był awans do pierwszej ligi. Teraz nie jest to nic innego jak to, by z GKS-em Katowice trafić do ekstraklasy – podkreśla szkoleniowiec, składając też podziękowania.

– Całemu środowisku piłkarskiemu GKS-u Katowice za pół roku. Czuliśmy że ci, którzy naprawdę nam kibicują, są koło nas. Chcielibyśmy, aby to było odczuwalne bezpośrednio w czasie każdego spektaklu sportowego, bo to istotne. Mam nadzieję, że daliśmy wam trochę radości. Kończymy ze zgrzytającymi zębami, ale okres, podczas którego będziemy przygotowywać się do nowej rundy, na pewno znowu wykorzystamy dobrze. Jakkolwiek patrzeć, co pół roku drużyna notuje progres i wynik z ŁKS-em nie może tego absolutnie zamydlać. To dla nas przykry moment, ale może taka lekcja okaże się dobra. Dla drużyny i dla mnie też – by twardo siedzieć na dupsku i działać tak, by GKS wygrywał. Wraz z budującym się stadionem mamy budować coraz mocniejszy zespół, który na tym stadionie będzie grał tam, gdzie na pewno wszyscy marzycie. Ja również – mówi trener katowiczan, którzy mają teraz przerwę w treningach.

 

Pół kroku w dobrą stronę

Fanatycy GieKSy ze stowarzyszenia „SK1964” wzięli udział w posiedzeniu Komisji Kultury, Promocji i Sportu przy radzie miasta Katowice, by rozmawiać o klubie i bojkocie. Kibice GKS-u Katowice, członkowie stowarzyszenia „SK1964”, stawili się w poniedziałek na posiedzeniu Komisji Kultury, Promocji i Sportu przy radzie miasta Katowice, by porozmawiać z radnymi o sytuacji klubu, który ich zdaniem nie funkcjonuje tak, jak powinien, dlatego od lipca bojkotują domowe mecze piłkarzy czy hokeistów w geście sprzeciwu dla rządów prezesa Marka Szczerbowskiego.

– Naszym zdaniem zostało poczynione pół kroku w dobrą stronę. Zostaliśmy wysłuchani przez radnych, zarówno opozycji, jak i rządzącej opcji. Wyraziliśmy swoje stanowisko, spotkaliśmy się z przynajmniej częściowym zrozumieniem naszego punktu widzenia – mówi Karol Pallado, który wraz z Ireneuszem Kaliną wypowiadał się w imieniu „SK1964”.

Pallado wyjaśnia: – W ubiegłym tygodniu mieliśmy spotkanie stowarzyszenia, na którym padł pomysł, by pójść z delegacją na komisję. Wiedzieliśmy, że jest możliwość uczestnictwa mieszkańców w obradach, zadawania pytań. Postanowiliśmy się wybrać. Kto musiał, ten wziął wolne, łącznie było nas siedmiu. Sam pomysł wziął się stąd, że wciąż szukamy dróg konstruktywnego rozwiązania naszego konfliktu. Wobec ciągłej odmowy spotkania przez stronę prezydencką, chcieliśmy „wciągnąć” w sprawę radnych. Oni przecież nas reprezentują, jesteśmy ich wyborcami, a Komisja Sportu powinna mieć coś do powiedzenia. Było miło, sympatycznie, napiliśmy się herbaty na koszt miasta, przysłuchiwaliśmy się obradom, a następnie głos został oddany dwójce naszych przedstawicieli – opisuje Pallado.

Krzysztof Pieczyński, przewodniczący Komisji Kultury, Promocji i Sportu, tłumaczy, że w programie posiedzenia nie było tematu GKS-u Katowice, bo tym razem było ono poświęcone kwestiom promocyjnym. – Kibice zapytali, czy mogą zabrać głos w wolnych wnioskach. Za zgodą radnych udzieliłem głosu i zapytałem też, czemu nie uprzedzili, bo na komisji nie było – skoro nieprzewidziane były kwestie sportowe – ani wiceprezydenta Bojaruna, ani naczelnika Witka. Zaprosiłbym ich, wiedząc wcześniej o planach kibiców. Wypowiedzieli się, co ich – w cudzysłowie – boli. Mówili o braku marketingu, braku tworzenia społeczności GieKSy. Rozpocząłem dyskusję wśród radnych, każdy z chętnych wyraził swoje zdanie odnośnie sytuacji GKS-u i bojkotu kibiców, którzy zaznaczyli, że ich celem absolutnie nie jest odwołanie prezesa Szczerbowskiego, a poprawa sytuacji klubu – relacjonuje Pieczyński.

Radna Barbara Wnęk-Gabor, wiceprzewodnicząca Komisji, przyznaje: „Dobrze, że kibice przyszli”. – Trzeba wysłuchać wszystkich, zorganizować spotkanie Komisji Kultury, Promocji i Sportu Rady Miasta Katowice na którym każda ze stron przedstawi swoje racje, pretensje. Jak najszybciej trzeba ten konflikt zażegnać, bo pusty stadion to kompromitacja dla klubu, miasta i środowiska kibiców. Celem GKS-u jest ekstraklasa i do tego powinniśmy wspólnie dążyć – podkreśla Wnęk-Gabor.

Kibice nie tylko mówili o przyczynach bojkotu, ale chcieli też włączyć radnych do dyskusji. – Zaproponowaliśmy, by radni odnieśli się do panującej sytuacji, a przede wszystkim dwóch kwestii: marketingu i otoczenia społecznego klubu, bo naszym zdaniem to coś, co nie funkcjonuje. Mamy takie informacje, że wiceprezydentowie Bojarun i Sobula uważają, że marketing w klubie nie jest potrzebny – a na pewno nie na tym etapie. My mamy odrębną opinię. Warto zaznaczyć, że podczas obrad komisji był punkt dotyczący mistrzostw świata w piłce ręcznej, które częściowo odbędą się w Katowicach. Obejrzeliśmy prezentację o tym, jak obszerna jest promocja tego wydarzenia w katowickich szkołach, jacy są ambasadorowie, jak wiele atrakcji i konkursów z tym związanych zaplanowano. Brzmiało to jak echo naszych propozycji, które zanosimy do klubu odnośnie promowania GKS-u, spotykając się z komentarzami, że to nieskuteczne i niepotrzebne. Dlatego to był dla nas dobry punkt zaczepienia: zapytaliśmy radnych, czy nie uważają, że podobne inicjatywy powinny toczyć się wokół klubu miejskiego, będącego dobrem katowiczan, finansowanego z samorządowych środków – mówi Karol Pallado.

Podniesiona przez kibiców została też kwestia, o którą w trakcie rundy dopytywali trenera Rafała Góraka, czyli braku jasno sprecyzowanego celu na ten sezon dla piłkarskiej drużyny rywalizującej w I lidze.

– Interesowało nas, czy radni uważają, że przed drużyną, sekcją piłkarską, powinien zostać postawiony na ten sezon cel. Trener Górak oficjalnie na jednej z konferencji powiedział, że taki cel postawiony nie został. Nasz punkt widzenia jest taki, że klub, który otrzymuje dotację z miasta, powinien ubiegać się o powrót do ekstraklasy. Naszym zdaniem to jest miejsce klubu. GieKSa w ekstraklasie być powinna, niejednokrotnie takie hasła padały też na sesjach rady miasta. Widzimy jednak, że obecnie nie ma takiego celu, choć teoretycznie awansować można nawet z szóstego miejsca. My na koniec jesieni właśnie z tej szóstki wypadliśmy – przypomina przedstawiciel „SK1964” i dodaje:

– Wypowiedzi radnych były interesujące. Podnosili też inne kwestie, odnoszące się do nas, kibiców. Mówili o bazgrołach na murach, co zgłaszają radnym mieszkańcy, pytali, czy dla nas to problem, jakie widzimy rozwiązania. Deklarowali, że powinien być cel, że powinniśmy być w ekstraklasie. Padały głosy, że za poprzednich zarządów radni byli zapraszani na mecze, otrzymywali informacje z klubu, czuli się jego częścią. Było tak, jak powinno być, a teraz nic takiego nie ma miejsca i nie czują, by wokół klubu była budowana społeczność.

Barbara Wnęk-Gabor: – Widać, że kibicom zależy na klubie, żyją nim, żyją miastem, to dla nich coś bardzo ważnego. Przedstawili postulaty. Zaproponowałam, by na kolejne posiedzenie, na którym będą kibice, przygotowali to w krótkich punktach: czego oczekują i co mogą zaproponować od siebie. Niech to będzie konstruktywne spotkanie, byśmy mogli w nową rundę wejść pogodzeni.

Przewodniczący Pieczyński: – Radna Wnęk-Gabor zawnioskowała o nadzwyczajne posiedzenie komisji, które miałoby być poświęcone GKS-owi. Wcześniej zgłosiłem radnym, by przedstawili propozycje planu pracy na 2023 rok. Będziemy głosować w grudniu, by na pierwszej komisji w nowym roku rozmawiać o GKS-ie Katowice. Oczywiście zagłosuję za, rokrocznie odbywa się komisja poświęcona tylko klubowi. To najważniejszy klub w mieście, marka Katowic, na której zależy każdemu, panom prezydentom Krupie i wiceprezydentowi Bojarunowi. Gdyby było inaczej, nie byłoby też decyzji o budowie stadionu czy zabezpieczaniu w każdym budżecie tak dużych kwot na dotację dla wielosekcyjnego GKS-u.

Karol Pallado: – Pani radna nazwała to nawet „okrągłym stołem ds. ratowania GKS Katowice”, co jest trochę przesadą, bo nie uważamy, by klub trzeba było ratować, a chodzi o rozwiązanie kilku problemów. Wszyscy obecni radni się ku temu przychylili. Zgłosiliśmy swoje uwagi, że byłoby idealnie, gdyby takie nadzwyczajne spotkanie odbyło się po południu, bo każdy z nas ma obowiązki zawodowe, a zależy nam, by nasza delegacja była jak najpełniejsza.

Wiceprzewodnicząca Wnęk-Gabor: – Chciałam, by nadzwyczajne posiedzenie komisji odbyło się jeszcze w tym roku. Przewodniczący zaproponował, aby stało się to na początku przyszłego roku i żebym taki postulat zgłosiła do planu pracy komisji na przyszły rok, który będziemy procedować w grudniu. Zaproponowałam, by pojawiły się na nim wszystkie zainteresowane strony: prezydent prezydent resortowy, zarząd – dobrze byłoby też zaprosić radę nadzorczą – no i przedstawiciele kibiców. Na razie odbywają się różne spotkania, w różnym gronie, a chodzi o to, by wspólnie usiąść, wysłuchać każdego i dojść do porozumienia.

Krzysztof Pieczyński mówi, że po posiedzeniu komisji spotkał się z wiceprezydentem Bojarunem. – Zaznaczył, że spotkanie przedstawicieli miasta i kibiców odbyłoby się już dawno, jako że otrzymali warunki porozumienia, po spełnieniu których mogą rozmawiać nawet na dniach. Rola rady miasta jest w tym wypadku mediatorska. Zaznaczyłem podczas posiedzenia komisji, że w tym roku mija 30 lat od mojego „debiutu” na GieKSie jako kibic. Całe życie zależy mi na niej i powtarzam, że zależy też władzom miasta. Droga jest otwarta, wszyscy znają zasady i warunki, a ja zapraszam na jedno z przyszłorocznych posiedzeń komisji poświęcone GKS-owi, co – mam nadzieję – przegłosujemy w grudniu – nie kryje nasz rozmówca.

Przypomnijmy, że miasto oczekuje od „SK1964” oficjalnego odcięcia się od kwietniowej zadymy z Widzewem Łódź, po którym PZPN oraz wojewoda zamknęli na kilka meczów stadion przy Bukowej. Podobny postulat wyraża prezes Marek Szczerbowski, a przede wszystkim oczekuje od „SK1964” brania odpowiedzialności za zachowanie kibiców na meczach domowych czy wyjazdowych, z czym ci nie są w stanie się zgodzić, co argumentowali m.in. na łamach „Sportu”. Sprawa bojkotu, konfliktu, jest złożona.

Na koniec oddajmy jeszcze raz głos radnej Wnęk-Gabor: – Niedawno zastanawiałam się z mężem, czy wybrać się w większym gronie na mecz hokejowej GieKSy w europejskich pucharach. Zaproponowaliśmy wyjście dwóm kolegom, 50-latkom z wyższym wykształceniem. Odmówili, bo powiedzieli, że solidaryzują się z postulatami kibiców, sami nimi są i to z długim stażem. To środowisko naprawdę jest szerokie i ważne dla miasta. Zamiast pozostawać skonfliktowani, trzeba wspólnie działać, by stadion był pełny, zwłaszcza że trwa budowa nowego. Trzeba skończyć ten konflikt!

 

SIATKÓWKA

siatka.org – BBTS w starciu z GKS-em urwał tylko seta

Na zakończenie 9. kolejki PlusLigi BBTS Bielsko-Biała podejmował GKS Katowice. Miejscowi nie polepszyli swojego dorobku punktowego, zdołali urwać katowiczanom tylko jednego seta. Wyniki poszczególnych partii wskazują, że BBTS starał się walczyć, ale ostatecznie przewaga GKS-u nie podlegała jednak dyskusji. MVP spotkania wybrany został Jakub Jarosz

Chociaż po ataku Piotra Haina GKS prowadził 6:4, błąd Jarosza i atak Jake’a Hanesa wyrównały wynik (6:6). W kolejnych akcjach to gospodarze wyszli na prowadzenie, jednak nie zdołali go utrzymać. Po obu stronach siatki nie brakowało pomyłek w polu zagrywki. Na siatce skuteczniejsi byli goście. Celny atak po bloku Jakuba Jarosza i blok katowiczan pozwolił im odskoczyć na 18:14, o czas poprosił trener Kapelus. Z czasem sytuacja na boisku nie ulegała zmianie. Kolejne ataki Hanesa nie wystarczały, by odrobić powstałe straty. Ostatnie punkty w tej odsłonie padały po asach Jakuba Jarosza.

Od początku drugiej odsłony sytuacja układała się po myśli gospodarzy, gdy kolejnego ataku nie skończył Hain, został zmieniony przez Sebastiana Adamczyka (8:5). Coraz pewniej punktował Jakub Szymański. Po drugiej stronie siatki ze zmiennym szczęściem atakował Hanes. Na niewielkim prowadzeniu pozostawali gospodarze. Po ataku Rolanda Gergye BBTS miał dwa punkty przewagi, o czas poprosił trener Słaby (19:17). Po przerwie asa dołożył jeszcze Hanes a dopiero w kolejnej akcji skutecznie zaatakował Tomas Rousseaux. Bielszczanie grali konsekwentnie. Gdy atak przez środek skończył Dawid Woch, ponownie interweniował szkoleniowiec GKS-u (22:18). Serię przy mocnych zagrywkach Gergye przerwał dopiero błąd tego zawodnika. Katowiczanie obronili pierwszą piłkę setową, ale zagrywka w siatkę Adamczyka zamknęła partię.

Po asie Dawida Wocha BBTS prowadził 7:4 w pierwszej części trzeciego seta. W kolejnych akcjach zespoły wymieniały się skutecznymi atakami. Na zagrania Szymańskiego odpowiadał Jakub Urbanowicz (14:11). Na prowadzeniu pozostawali gospodarze, po błędzie Szymańskiego interweniował katowicki trener (16:13). Po czasie po prostej zaatakował Jarosz, a następnie zablokowany został Siek. Gdy w kolejnej akcji kontratak wykorzystał Kania, zawodników do siebie przywołał szkoleniowiec BBTS-u (16:16). W kolejnych akcjach nie brakowało walki. W końcówce ponownie inicjatywę zaczęli przejmować goście, gdy kontratak wykorzystał Jarosz, drugi czas wykorzystał trener Kapelus (19:21). Do końca to GKS dyktował warunki na boisku. Atak Adamczyka i błąd Hanesa dały ostatnie punkty katowiczanom.

Pierwsze akcje czwartej odsłony toczyły się po myśli BBTS-u (5:3), ale szybko do głosu doszli goście. Kolejne akcje kończyli Jarosz i Rousseaux. Gdy zablokowany został Urbanowicz, o czas poprosił trener bielszczan (6:8). Katowiczanie utrzymywali przewagę, Seganow coraz częściej wykorzystywał swoich środkowych (11:14). Obie drużyny wciąż psuły zagrywki. Gospodarze starali się walczyć, jednak rywale byli skuteczniejsi. Gdy Urbanowicz nie poradził sobie z przyjęciem zagrywki Seganowa, ostatnią przerwę wykorzystał trener Kapelus (15:19). Po czasie Formela zmienił Urbanowicza. Katowiczanie skutecznie ustawiali blok (16:20). Gdy dwa asy dołożył Szymański, było już 22:16 dla GKS-u. Gospodarze obronili pierwszą piłkę meczową. Autowa zagrywka Gergye zakończyła pojedynek.

MVP: Jakub Jarosz

BBTS Bielsko-Biała – GKS Katowice 1:3 (21:25, 25:20, 22:25, 19:25)

 

sportdziennik.com – Skra za silna dla GKS-u

W szopienickiej hali pojawił się włoski szkoleniowiec Andrea Gardini i to znak, że nie była to wizyta kurtuazyjna.

Czyżby czyhał na posadę jednego z trenerów? Grzegorz Słaby, szkoleniowiec GKS-u Katowice ma silną pozycję, zaś Brytyjczyk Joel Banks, opiekun Skry, ma prawo czuć się niepewnie, wszak jego zespół gra w „kratkę”. Niemniej siatkarze z Bełchatowa zdobyli komplet punktów, bo grali mniej więcej równo i tylko mieli drobne kłopoty w 3. secie, bo natrafili na silny opór gospodarzy.

Zespół GKS-u jest znany z waleczności i dobrej gry w elemencie blok – obrona. Tym razem w tych elementach prezentowali się poniżej oczekiwań w pierwszych dwóch setach. Ponadto szwankowało przyjęcie. Goście szybko obejmowali prowadzenie i potem pewnie zmierzali do zakończenia seta. Skra wygrała dwie pierwsze odsłony, bo była skuteczniejsza w ataku.

A to głównie za sprawą Grzegorza Łomacza, który umiejętnie rozdzielał piłkę wśród kolegów. Gospodarze sprawili sporo kłopotów w ostatniej, jak się okazało odsłonie. Walczyli do samego końca, ale nie zdołali przedłużyć meczu. Czy po tym zwycięstwie posada trenera Banksa została ocalona? O tym przekonamy niebawem pewnie po kolejnym meczu.

GKS Katowice – PGE Skra Bełchatów 0:3 (21:25, 21:25, 23:25)

 

HOKEJ

hokej.net – Grad bramek w „Satelicie”.Pełna pula dla Unii

W hicie 20. kolejki Polskiej Hokej Ligi GKS Katowie przegrał na własnym lodzie z Re-Plast Unią Oświęcim 4:5. Dzięki temu zwycięstwu biało-niebiescy utrzymali pozycję lidera.

Oba zespoły przystąpiły do spotkania w niemal najsilniejszych składach. W ekipie GieKSy zabrakło jedynie Mateusza Rompkowskiego, którego w pierwszej parze obrony zastąpił Dawid Musioł. Z kolei w drużynie Unii nie wystąpił Kamil Paszek, który nabawił się urazu na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Jego miejsce zajął doświadczony Patryk Noworyta i trzeba przyznać, że zaprezentował się dobrej strony i zdobył ważnego gola. Ale po kolei.

Spotkanie mogło się podobać, bo nie zabrakło w nim twardej męskiej walki, okazji strzeleckich i kapitalnych parad bramkarskich. Zarówno Kevin Lindskoug, jak i John Murray dobrze wywiązywali się ze swoich zadań. Znacznie słabiej zaprezentowały się formacje defensywne obu ekip.

Po pierwszej odsłonie więcej powodów do zadowolenia mieli jednak biało-niebiescy, którzy prowadzili 1:0. Wynik spotkania w 15. minucie otworzył Erik Ahopelto, który – podczas gry swojego zespołu w podwójnej przewadze – przymierzył z prawego bulika pod poprzeczkę. „Jasiek Murarz” nie zdążył w porę zareagować.

Ten element był w tym spotkaniu bardzo ważny, bo podczas gry 5 na 3 gola zdobyli też gospodarze. W 29. minucie soczystym uderzeniem z pełnego zamachu popisał się Marcin Kolusz, a zasłonięty przez Hampusa Olssona Lindskoug nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.

Niezwykle istotne dla dalszych losów okazało się trafienie Patryka Noworyty z 33. minuty, bo jego pozwolił gościom mocniej uwierzyć w siebie. „Benek” dobrze podłączył się do akcji i precyzyjnym uderzeniem z korytarza międzybulikowego zaskoczył katowickiego golkipera. Podopieczni Nika Zupančiča poszli za ciosem i w ciągu 75 sekund zdobyli jeszcze dwie bramki. W obu przypadkach dobrze wyprowadzili kontrataki. Jak się później okazało, był to kluczowy moment meczu. Najpierw podanie wzdłuż bramki Andrija Denyskina na gola zamienił Dariusz Wanat, a później dogranie Michaela Cichego wykorzystał Alexander Szczechura, który musiał tylko odpowiednio przyłożyć łopatkę kija.

Gospodarze nie dali jednak za wygraną iw trzeciej odsłonie zaczęli grać odważniej i agresywniej.Sygnał do odrabiania strat dał Dawid Musioł, który popisał się soczystym strzałem spod liniiniebieskiej. Przewaga Unii stopniała zatem do dwóch trafień.W trudnym momencie oświęcimskiemu zespołowi pomógł Kevin Lindskoug.

W 55. minucie na 5:2 podwyższył Andrij Denyskin, a uczynił to po pięknej indywidualnej akcji. Ukraiński napastnik wymanewrował katowicką obronę, obrócił się z krążkiem i precyzyjnym uderzeniem pod poprzeczkę zaskoczył Johna Murraya.

Ale oświęcimianie zbyt szybko uwierzyli w końcowy sukces i zbyt beztrosko zagrali w defensywie. Mistrzowie Polski wyczuli swoją szansę i w 57. minucie zmniejszyli straty po uderzeniu Macieja Kruczka.

Trener Jacek Płachta dwukrotnie decydował się na manewr z wycofaniem bramkarza, ale przyniósł im on jedynie kontaktowego gola. Zdobył go Matias Lehtonen, który przekierował do bramki wrzutkę Marcina Kolusza. Trzy punkty pojechały do Oświęcimia.

 

Jastrzębianie na szóstkę! Mistrzowie Polski rozbici

W meczu 21. kolejki Polskiej Hokej Ligi w starciu na szczycie doszło do nokautu. Zawodnicy JKH GKS-u Jastrzębie rozbili na własnej tafli GKS Katowice 6:0. Po dwie bramki w tym starciu zdobyli Maciej Urbanowicz oraz Mark Kaleinikovas.

Pierwsza tercja rozpoczęła się od ataków drużyny JKH GKS-u Jastrzębie. Pierwszą okazję miał już w 120. sekundzie Antons Sinegubovs, który uderzył potężnie z lewego skrzydła, ale jego strzał odbił John Murray. Minutę później uderzył z linii niebieskiej Hugo Jansons, ale i w tej sytuacji kunsztem wykazać się musiał „Jasiek Murarz”. W odpowiedzi strzał z linii niebieskiej Grzegorza Pasiuta parkanami odbił Bence Bálizs. Swoje szanse mieli jeszcze wspomniany Jansons oraz Mikyska.

W 9. minucie zawodnicy JKH-u na prowadzenie, kiedy to po błędzie Johna Murraya, który nie zatrzymał dostatecznie krążka po strzale Viikinainena, do turlającej się w kierunku linii bramkowej dopadł Maciej Urbanowicz i otworzył wynik meczu. Goście najlepszą szansę na wyrównanie mieli dopiero w 18. minucie, gdy podczas gry w przewadze, potężnie z linii niebieskiej uderzył Christian Blomqvist, ale guma odbiła się od słupka, a następnie zamroził ją golkiper jastrzębian. Pierwsza odsłona była bardzo wyrównana i zakończyła się jednobramkowym prowadzeniem gospodarzy.

Druga i trzecia tercja były już totalnym koncertem gry podopiecznych Róberta Kalábera, którzy praktycznie raz za razem gościli w tercji Katowic. Mimo to, to goście mieli dwukrotnie szansę na wyrównanie. Najpierw po rozpoczęciu drugiej odsłony kapitalną dwójkową kontrę napastników Katowic przerwał Dominik Paś, blokując podanie na pustą bramkę do Grzegorza Pasiuta, a następnie Hampus Olsson strzelił minimalnie nad poprzeczką z bliskiej odległości. Swoje szanse mieli jeszcze Hitosato, który uderzył obok słupka z linii niebieskiej, oraz Bartosz Fraszko, którego strzał fenomenalnie zatrzymał doskonale dysponowany tego dnia Bence Bálizs.

W 25. minucie na 2:0 podwyższył Kaleinikovas, a jastrzębianie szli za ciosem. W 30. minucie karę za zahaczanie otrzymał Mathias Lehtonen, a jastrzębianie wykorzystali tę przewagę na cztery sekundy przed końcem „power playa”, a gola na 3:0 zdobył Jozef Švec. W tej odsłonie warto odnotować jeszcze bójkę pomiędzy Grzegorzem Pasiutem i Eduadsem Hugo Jansonsem, za którą obaj zawodnicy zmuszeni zostali udać się do szatni.

W ostatniej odsłonie królowali już tylko hokeiści z „Jastora”, a prawdziwa gehenna podopiecznych Jacka Płachty rozpoczęła się w 45. minucie, gdy na ławce kar przebywał Kruczek, a hokeiści znad czeskiej granicy wykorzystali tę sytuację zaledwie 9 sekund później. Aż do 51. minuty gra toczyła się bez zagrożeń bramkowych, a jastrzębianie kontrolowali mecz.

Wtedy to kunsztem swoich umiejętności popisał się Mark Kaleinikovas zdobywając dublet, a jednocześnie podwyższając prowadzenie gospodarzy, ale należy uwiecznić znakomitą akcję i podanie Jozefa Šveca. Wynik ustalił zaledwie 34 sekundy później w sytuacji sam na sam Patryk Pelaczyk. Graczem meczu został wybrany Maciej Urbanowicz, który miał szansę na hat tricka, ale przegrał pojedynek sam na sam z Johnem Murrayem, a szósty shotout zachował w tym sezonie Bence Bálizs.

 

Derby Śląska dla Tychów. Konsekwentne ataki w drugiej tercji na wagę zwycięstwa

W ramach 22. kolejki Polskiej Hokej Ligi hokeiści GKS-u Tychy wygrali na wyjeździe z GKS Katowice 2:1. Decydująca okazała się druga tercja, w której to tyszanie zdobyli dwie bramki w ciągu 50 sekund. Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Christian Mroczkowski.

Było to trzecie spotkanie derbowe pomiędzy tymi GKS-ami w tym sezonie. Pierwsze wygrali katowiczanie na „Stadionie Zimowym w Tychach” (1:0), natomiast w drugim starciu tyszanie wzięli odwet za tamtą przegraną i wygrali w „Satelicie” (2:1).
Niedzielny mecz zapowiadał się niezwykle ciekawie i to z kilku powodów. GieKSa po dwóch przegranych z rzędu stanęła przed szansą udowodnienia swoim kibicom swojej wartości i tego, że ostanie przegrane były wypadkiem przy pracy. Tyszanie po czterech wygranych z rzędu są na fali i nie myślą o tym, żeby zwalniać.
Zawodnicy katowickiej GieKSy agresywniej weszli w to spotkanie. Wyprowadzali więcej ataków i stwarzali sobie więcej sytuacji strzeleckich. Tyszanie dzielnie się bronili i starali wypierać katowiczan ze swojej tercji. Świetnie w bramce gości spisywał się Tomáš Fučík. Czeski bramkarz wielokrotnie obronił bardzo trudne strzały napastników Katowic. W 17. minucie spotkania katowiczanie rozgrywali hokejowy zamek i otworzyli wynik spotkania, Shigeki Hitosato podał przed tyską bramkę do nadjeżdżającego Joony Monto, który przymierzył pod poprzeczkę.
Druga odsłona była jeszcze bardziej wyrównana. Obie drużyny wyprowadzały atak za atak i trwała zacięta walka o krążek.

W 33. minucie spotkania po dwójkowej akcji tyskich napastników: Bartłomieja Jeziorskiego i Filipa Komorskiego mieliśmy wyrównującego. Komorski podał do Jeziorskiego, a ten bez zastanowienia oddał strzał na bramkę Johna Murraya.

Dosłownie 50 sekund prowadzenie podopiecznym Andrieja Sidorienki dał Christian Mroczkowski, którego dobrze obsłużył Alexandre Boivin.

Zawodnicy z Tychów po szybko strzelonych dwóch bramkach zwolnili i skupili się na obronie wyniku. Natomiast podopieczni Jacka Płachty coraz mocniej napierali na swoich rywali, chcąc doprowadzić do wyrównania. W ostatniej odsłonie tego śląskiego starcia w głównych rolach występowali bramkarze obu GKS-ów: John Murray i Tomáš Fučík. Obaj zagrali dobre spotkanie i mocno pomogli swoim drużynom.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga