Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: Woźniak po setce

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

W trzeciej kolejce Ekstraligi Kobiet piłkarki GieKSy wygrały w domowym meczu z AP Lotos Gdańsk 2:0 (0:0) i zajmują szóstą pozycję w tabeli. Piłkarze rozegrali jedno spotkanie, przegrane na wyjeździe z Chrobrym 0:4 (0:2). Siatkarze w ramach przygotowań do startu PlusLigi rozegrali sparing z BBTS-em Bielsko – Biała w którym padł… remis 2:2. W ubiegłym tygodniu hokeiści rozegrali drugi sparing z drużyną Zagłębia Sosnowiec, w którym przegrali 1:4.

PIŁKA NOŻNA

sport.poinformowani.pl – Piłka nożna kobiet: niespodzianka w Łęcznej, Gawrońska show w Koninie

[…] GKS Katowice – AP Lotos Gdańsk

Trzecia kolejka nowego sezonu Ekstraligi kobiet rozpoczęła się od spotkania w Katowicach, gdzie miejscowa GieKSA podjęła AP Lotos Gdańsk. Gdańszczanki początku kampanii nie mogą zaliczyć do udanych, dwie wysokie porażki i ostatnie miejsce w ligowej tabeli – tak po dwóch kolejkach prezentuje się sytuacja ekipy z Trójmiasta. Natomiast piłkarki z Katowic jak dotychczas raz schodziły z boiska z tarczą, raz na tarczy. Faworytkami sobotniego starcia były miejscowe, choć w pierwszej połowie inicjatywę miały przyjezdne. Gdańszczanki zdołały dwukrotnie trafić do siatki GieKSy, ale arbiter główna spotkania uznała, iż w obu przypadkach bramki zostały zdobyte w nieprawidłowy sposób. Ostatecznie pierwsza odsłona zakończyła się bezbramkowym remisem, a z takiego rezultatu bardziej zadowolone mogły być gospodynie, które dość niespodziewanie musiały bronić się przed naciskami akademiczek z Gdańska. Druga odsłona to jednak dobra odpowiedź miejscowych, które wyraźnie nacisnęły rywalki, a to zaowocowało w postaci otwierającego trafienia. W 68. minucie na prowadzenie katowicki GKS wyprowadziła Klaudia Maciążka i to miejscowe znalazły się w bardzo korzystnym położeniu. Wydawało się, że gdańszczanki powalczą jeszcze o choćby remis, ale w końcówce spotkania wszelkich złudzeń pozbawiła je Marlena Hajduk, która pewnie egzekwowała „jedenastkę”, pieczętując zwycięstwo swojego zespołu. Komplet punktów powędrował na konto ekipy z Katowic, a piłkarki AP Lotosu Gdańsk wciąż muszą czekać na pierwsze punkty w trwającym sezonie Ekstraligi kobiet.

sportdziennik.com – Woźniak po setce

W niedzielnym klasyku z Zagłębiem Sosnowiec najstarszy zawodnik w kadrze GieKSy zanotował oficjalny występ nr 100 w jej barwach. Uczcił go godnie, a trener Rafał Górak przekonuje, że dałby radę… nawet na bramce.

Coś pięknego, w setnym meczu zdobyć bramkę, wystawić asystę. I to w takim meczu! – emocjonował się Arkadiusz Woźniak przed kamerami Polsatu Sport po niedzielnej wygranej z Zagłębiem Sosnowiec. GieKSa mogłą cieszyć się z pierwszego w sezonie zwycięstwa, a Woźniak był jednym z jego głównych architektów. Faktem tym uczcił osobisty jubileusz, czyli występ nr 100 w barwach katowickiego klubu, z których 96 było ligowych, a 4 – pucharowe.

Choć ma dopiero 31 lat, jest dziś najstarszym zawodnikiem w kadrze GKS-u. Spiął klamrą nieciekawy dla klubu okres. Debiutował 18 sierpnia 2018 roku – dzień po tym, gdy przeniósł się na Bukową z macierzystego Zagłębia Lubin.

[…] Woźniak w setnym meczu dla GieKSy zdobył swoją bramkę nr 23. Ósmą – prawą nogą. Czterokrotnie trafiał lewą, a aż 11-krotnie – głową. To jego wizytówka. Sam mówi, że docelową pozycją jest pole karne. Spoza jego obrębu do siatki rywali rzeczywiście nie trafia. 11 dni temu jego „główka” dała drużynie remis z Podbeskidziem. Wykorzystał wtedy dośrodkowanie Adriana Błąda.

[…] W tych 100 meczach na boisku ujrzał 17 żółtych kartek. Jedna czerwona zdarzyła się… poza placem gry, już po końcowym gwizdku majowego spotkania z Motorem. GKS przegrał wtedy 1:2, skomplikował sobie walkę o awans. 31-latek „zjechał” wtedy sędziego, trener Rafał Górak wysuszył mu głowę, że osłabił zespół w tak newralgicznym momencie sezonu. Mógł wystawić go dopiero na decydujący mecz ze Stalą Rzeszów. Zagrał w ataku, zaliczył pierwszego w barwach GieKSy hat tricka, pieczętując promocję do I ligi.

[…] 100 MECZÓW w barwach GieKSy rozegrał Arkadiusz Woźniak. 4 w Pucharze Polski, 32 w I lidze i 64 w II lidze.

23 GOLE strzelił Woźniak dla katowiczan (19 w II lidze, 4 – w I lidze. 11 głową, 8 prawą nogą, 4 lewą nogą).

31 RAZY „Wąski” meldował się na placu gry z ławki rezerwowych

45 ZWYCIĘSTW odniosła GieKSa w spotkaniach, w których grał Woźniak. 32 kończyło się remisami, a 33 – porażkami

Pierwszy krok w górę

Rozmowa z Filipem Szymczakiem, 19-letnim napastnikiem wypożyczonym z Lecha Poznań do GKS-u Katowice.

[…] Do Katowic został pan wypożyczony z Lecha Poznań, czyli drużyny grającej na pięknym stadionie, z „Kotłem”. Mimo to docenia pan kameralną Bukową.

Filip SZYMCZAK: – Wybierając GKS, kierowałem się wieloma kwestiami. Brałem też pod uwagę to, jak to jest ze wsparciem kibiców. Wiadomo, że w Poznaniu dopinguje większa liczba osób – choć akurat niekoniecznie w tym sezonie, co mam nadzieję niedługo się zmieni (kibice Lecha przed sezonem ogłosili bojkot – dop. red.). Trudno porównywać jeden i drugi klub, ale w obu tych miejscach kibice potrafią zrobić coś niesamowitego, a to potrzebne w piłce. W niedzielę mieliśmy ciężki okres, przegrywaliśmy 0:2. Gdy wychodząc na boisko po przerwie usłyszałem oklaski, to aż ciarki mnie przeszły. Mówię sobie: „Kurde, mamy dwa gole straty, a ludzie biją nam brawo, wierzą w nas. Trzeba im się za to odpłacić!”. Mecze z Zagłębiem to „święta wojna”, słyszałem już wcześniej o rywalizacji między Katowicami a Sosnowcem. To dodatkowy smaczek i tym bardziej ta wygrana lepiej smakuje.

[…] Na razie zdobył pan dla GieKSy dwie bramki. Jest satysfakcja z takiego startu?

Filip SZYMCZAK: – Dwa gole cieszą, ale ambicja nakazuje mi myśleć o większej licznie. Nie skupiam się jednak na tym, by strzelać jak najwięcej. Przede wszystkim chcę dobrze grać, pomagać drużynie, byśmy zdobywali cenne punkty i by ten pierwszy sezon po powrocie GKS-u do pierwszej ligi zakończył się czymś fajnym. A jeśli będę przy tym zdobywać bramki, to zadowolenie będzie tym większe.

Chyba przyjemnie gra się młodemu napastnikowi w drużynie usposobionej tak ofensywnie jak GKS?

Filip SZYMCZAK: – Wiadomo, że mecze są różne. Zdarzają się takie połowy jak pierwsza z Zagłębiem, w której nie oddaliśmy celnego strzału. Jako napastnik jestem uzależniony od podań skrzydłowych czy środkowych pomocników. Nie możesz się frustrować, musisz jako napastnik wykazywać cierpliwość. Wybierając klub na wypożyczenie, miałem z tyłu głowy to, jak grała GieKSa w drugiej lidze. Kojarzyłem ją jako zespół mający pomysł na grę, absolutnie nie było i nie jest to typowe wywalanie piłki, a otwieranie od tyłu, próbowanie kombinacji. Występując w Lechu, byłem do czegoś takiego przyzwyczajony. Wiadomo, że liga nas nieraz weryfikuje, ja sam poznaję dzięki temu coś nowego. Czasami musimy grać w niskiej obronie, a dotąd rzadko to trenowałem, rzadko tak grałem. Są jednak takie momenty w meczach, gdy jest to naszym obowiązkiem. Skoro masz dobry wynik, musisz umieć konsekwentnie się bronić.

Raz, dwa na mecz, zdarzają się panu błyskotliwe zagrania, podnoszące kibicom adrenalinę. Minięcie kogoś balansem ciała, przepuszczenie piłki… Pozostaje czekać, aż padnie z tego jakoś gol!

Filip SZYMCZAK: – W niedzielę z Zagłębiem czy wcześniej z Sandecją akurat przepuściłem sobie piłkę pod „Blaszokiem”. Szukałem dograń, ale nie wyszło. Oczywiście, gdy mam piłkę w polu karnym, to pierwsza myśl jest taka, by oddać strzał. Jeśli zostawi mi się trochę więcej miejsca, staram się to wykorzystywać. Liga jest fizyczna, kontaktowa, sporo jest twardej, ciężkiej pracy, obijania się z obrońcami. Siniaki muszą być. Jestem też takim zawodnikiem, który czeka, stoi, przechadza się. Ale w momencie otrzymania piłki staram się zerwać, na świeżości wyprzedzić obrońców.

Szybkością w GieKSie imponował też Filip Kozłowski, czyli w czasach drugoligowych niekwestionowany napastnik nr 1. W tej rundzie to pan wybiega jednak w podstawowym składzie.

Filip SZYMCZAK: – Muszę podkreślić, że rywalizacja z „Kozim” stoi na naprawdę wysokim poziomie. To bardzo dobry zawodnik. Wiadomo, że stoi za mną teraz przepis młodzieżowca, ale ja nie chcę być traktowany jako młodzieżowiec. Przyszedłem do Katowic konsekwentnie robić swoje, pokazywać jakość, być ważną postacią zespołu. „Kozi” na pewno będzie dostawał swoje szanse. Podejrzewam, że jeśli to on grałby od pierwszej minuty z Zagłębiem, to też zaliczyłby fajny mecz. Jest między nami rywalizacja, ale poza boiskiem mocno szanujemy się. Jestem przekonany, że obaj damy jeszcze w tym sezonie GKS-owi wiele dobrego.

SIATKÓWKA

siatka.org – Remis w sparingu GKS-u z BBTS-em

Wynikiem 2:2 zakończył się sparing pomiędzy GKS-em Katowice a BBTS-em Bielsko-Biała. W tym meczu towarzyskim jedynie pierwszy set nie grany był na przewagi. Pierwsze dwie odsłony padły łupem plusligowca, natomiast w dwóch kolejnych lepsi okazali się siatkarze z I ligi.

W mecz pewniej weszli gospodarze, po podwójnym bloku prowadzili 4:0. Pierwszy punkt dla gości padł dopiero po autowej zagrywce Marcina Kani. W BBTS-ie liderem w ataku był Paweł Gryc, bielszczanie szybko złapali kontakt punktowy (9:8). Z czasem to pierwszoligowiec zaczął przejmować inicjatywę, piłki często szły na prawe skrzydło. W kolejnych akcjach wynik oscylował wokół remisu, przewaga przechodziła z rąk do rąk. Nie brakowało przedłużonych wymian. Po mocnym ataku Jakuba Jarosza katowiczanie prowadzili 18:17. W kolejnych akcjach to GKS skuteczniej punktował, ręki w polu zagrywki nie wstrzymywał katowicki atakujący (22:18). Serię rywali zagraniem z szóstej strefy skończył Sergiej Kapelus (22:19). Autowa zagrywka Gryca dała gospodarzom serię piłek setowych (24:21) a pojedynczy blok Marcina Kani na Bartłomieju Oniszku zamknął seta.

W drugiej odsłonie trener Brokking znacznie przemeblował skład. W pierwszych akcjach tego seta GKS poszedł za ciosem (3:1). BBTS szybko jednak odrobił straty, as Bartosza Cedzyńskiego sprawił, że na tablicy wyników pojawił się remis (8:8). Obie drużyny mocno atakowały, jednak żadna z nich nie była w stanie zbudować wyraźnego prowadzenia. Katowiczanie starali się budować przewagi, ale BBTS szybko je niwelował (17:17). Skutecznie na siatce punktował Tomasz Piotrowski, po drugiej stronie siatki na środku celnie atakował Piotr Hain. Ze zmiennym szczęściem akcje kończył Damian Kogut (20:20). Chociaż po zagraniu Cedzyńskiego BBTS miał dwie piłki setowe, nie wykorzystał ich. Partię na korzyść GKS-u rozstrzygnął katowicki blok na Grycu.

Otwarcie trzeciego seta przypominało inauguracyjną odsłonę (4:1). Dopiero po nieudanym przyjęciu zagrywki Adriana Hunka BBTS złapał kontakt punktowy z rywalami (5:4). Bielszczanie tym razem nie zdołali kontynuować skutecznej gry. Kontrataki wykorzystywał Patryk Szymański, a po zagraniu Damiana Domagały było już 11:5. GKS grał znacznie pewniej, popełniał mniej błędów (15:11). Katowiczanie skutecznie bronili kolejne ataki przeciwników (17:13). Pierwszoligowiec nie miał zamiaru odpuszczać, uaktywnił się blok BBTS-u. Gdy kontratak wykorzystał Bartosz Pietruczuk, goście złapali kontakt punktowy (17:16). Serię przy zagrywkach Gryca przerwało dopiero nieporozumienie po bielskiej stronie (18:16). Kolejne akcje toczyły się po myśli siatkarzy z Katowic, wymiany były przedłużone (23:19). W końcówce na lewym skrzydle skutecznie atakował Pietruczuk, a gdy zablokowany został Domagałam na tablicy wyników pojawił się remis (23:23). Nieudana zagrywka Piotrowskiego dała piłkę setową GKS-owi, jednak również siatkarz z Katowic posłał piłkę w aut po zagrywce (24:24). Blok na Szymańskim i kontratak Piotrowskiego dały ostatnie punkty BBTS-owi.

Z wysokiego c w czwartą partię weszli goście, po nieudanym ataku Domagały o czas poprosił trener GKS-u (2:7). Katowiczanie mieli problem z przebiciem się przez blok przyjezdnych (6:10). W kolejnych akcjach bielszczanie kontynuowali skuteczną grę. Chociaż gospodarze nie wstrzymywali ręki w ataku, rywale dobrze bronili i wyprowadzali kontrataki (9:16). Dopiero w drugiej części seta bielszczanie zaczęli się mylić a swoje akcje kończyli Domagała i Kogut (15:17). Im bliżej końca seta, tym przewaga BBTS-u była coraz mniej widoczna. Katowiczanie poprawili grę w obronie, a mocny atak po skosie Damiana Koguta doprowadził do wyrównania (19:19). Chociaż w końcówce BBTS ponownie miał dwa punkty przewagi, w decydującym momencie to GKS zaliczył serię udanych akcji (19:21, 24:22). Goście po asie Wojciecha Sieka doprowadzili do gry na przewagi (24:24). Decydującą akcję w tym secie na korzyść swojej drużyny rozstrzygnął Gryc.

GKS Katowice – BBTS Bielsko-Biała 2:2 (25:21, 26:24, 25:27, 26:28)

Skład GKS-u: Jarosz, Nowosielski, Kogut, Szymański, Kania, Hain, Mariański (libero) oraz Domagała, Ogórek (libero), Lewandowski i Drzazga

HOKEJ

hokej.net – Druga tercja zdecydowała. Zagłębie ogrywa GieKSę

Hokeiści Zagłębia Sosnowiec po raz drugi pokonali w meczu towarzyskim GKS Katowice przez zbliżającym się sezonem PHL. We wtorkowe popołudnie sosnowiczanie zwyciężyli 4:1 a decydująca była druga tercja wygrana przez gospodarzy 3:1.

Był to ostatni sparing na „Stadionie Zimowym” bowiem dwa ostatnie podopieczni Grzegorza Klicha rozegrają w Oświęcimiu i Nowym Targu.

Pierwsza tercja wtorkowego sprawdzianu zakończyła się bezbramkowym remisem. Wynik w 12 minucie meczu mógł otworzyć Matias Lehtonen, lecz krążek po jego uderzeniu odbił się od słupka. Napastnik katowiczan dwie minuty później znalazł się sam na sam z Mikołajem Szczepkowskim, który odbił krążek strzelony przez fińskiego napastnika.

Pierwsza bramka wtorkowego sparingu padła w 34 minucie meczu, a nagranie zza bramki Andreja Dubinina na gola zamienił Jarosław Rzeszutko, który musnął krążek, a ten prześlizgnął się obok Macieja Miarki. Trzy minuty później Zagłębie Sosnowiec prowadziło już dwoma bramkami, gdy precyzyjnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Jewgenij Nikiforow.

Kontakt do rywala pod koniec drugiej tercji zmniejszył Patryk Krężołek pokonując Szczepkowskiego strzałem z backhandu. Odpowiedź miejscowych była niemal natychmiastowa, gdyż tuż po wznowieniu trójkową akcję sosnowiczan wykończył Michał Bernacki. Prowadzenie Zagłębie w trakcie drugiej tercji mógł jeszcze podwyższyć Michaił Syrojeżkin jednak uderzył w słupek.

Krążek ponownie odbił się od stelażu bramki GKS-u w trzeciej tercji po uderzeniu Jarosława Rzeszutko. Wynik meczu ustalił na dwie minuty przed końcem meczu ponownie Nikiforow, który wykorzystał grę w liczebnej przewadze swojej drużyny.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga