Mecze wyjazdowe z Arką mają swoją specyfikę. W Gdyni byłem cztery razy, z czego trzykrotnie na nowym stadionie. Jednak Gdynia to nie tylko mecz, bo przecież jesteśmy w okolicach morza, na drugim końcu Polski. Wiąże się z tym masa wspomnień, z których jak zawsze… niewiele nadaje się do publikacji 😀
Karwan… udzielił wywiadu
Pierwszy raz na Arkę udałem się w 2007 roku. Tak naprawdę nie powinienem był jechać, bo byłem na finiszu pracy magisterskiej i miałem jeszcze w cholerę i trochę roboty. Fakt jednak został faktem i potem musiałem siedzieć po nocach.
Skarcili nas w tym meczu Bartosz Karwan (strzelec gola) i Wojciech Stawowy (jako trener). Stałem wówczas samotnie na środkowym maszcie oświetleniowym, na którym w połowie drogi (do góry) było stanowisko dla kamery. Ujęcia z tego miejsca były wspaniałe… Niestety mecz przegraliśmy 2:3.
Cały hektar trzeba było iść na konferencję prasową. Niemal na nią nie zdążyłem, bo zbierałem wypowiedzi pomeczowe. Jedną z nich wziąłem od Bartosza Karwana i jest to o tyle istotne, że zawodnik potem grając w GieKSie nie chciał udzielać wywiadu nikomu, nawet mediom klubowym. Nigdy nie powiedział dlaczego. Gdy go zaczepiłem w Świnoujściu, to zgodził się na wywiad do Bukowej, ale dobrze chyba wiedział, że nie zostanie…
Burzliwe dyskusje
W pierwszym meczu na nowym stadionie zremisowaliśmy 1:1, po tym jak zaraz po utracie bramki Zachara wyrównał. Po meczu przekonaliśmy się o specyfice mediów w Gdyni w porównaniu ze Śląskiem. U nas dziennikarze raczej nie zadają pytań, a jak już to jakieś oczywiste typu „Czy wiadomo już co ze zdrowiem piłkarza x?”. Tam żurnaliści „jechali” po Petrze Nemcu, wypytywali, dociekali, ciągnęli go za język, byli uszczypliwi. Trochę fenomen na skalę polską, a przecież na Zachodzie właśnie tak się dziennikarze zachowują. U nas to raczej wygląda tak – „nie podpadnę mu, bo jeszcze przestanie mnie lubić”.
Ja osobiście wdałem się natomiast w dyskusję z Adrianem Napierałą – zawodnik był w tych czasach nieco zdenerwowany różnymi moimi treściami na stronie, ale w Gdyni w końcu wyjaśniliśmy sobie tę kwestię. Było dość burzliwie, a komentator Tomek mi powiedział, że „krzyczałem”. Lekko przesadził chyba 😉 Dyskusja była bowiem zażarta, ale z zachowaną kulturą.
Piękne zwycięstwo, Lubański i pani w średnim wieku
Raz w ostatnich latach udało się w Gdyni wygrać. Po porażkach u siebie z Miedzią i Okocimskim mało kto był optymistą. Tymczasem po golach Arka Kowalczyka i Przemysława Pitrego nasz zespół wygrał 2:1. Zwłaszcza gol tego drugiego mógł się podobać, bo przechwycił piłkę w środku boiska, popędził na bramkę, minął Tomasza Jarzębowskiego i trafił do siatki. Na gorąco w komentarzu mówiłem, że Pitry strzelił jak „Lubański w meczu z Anglią”, ale to nie do końca było tak, bo Włodzimierz przechwycił piłkę od stopera, a Pitry przejął podanie w poprzek 😉
Takie wieczory po meczu uwielbialiśmy. Wróciliśmy do naszej miejscówki i przy piwku i pizzy robiliśmy z wielką chęcią materiały pomeczowe.
Nazajutrz musieliśmy zapłacić i wymeldować się, a szkoda, bo pani, która była właścicielką domu mimo, że już solidnego wieku (ok. 50), to niesamowicie zadbana i w ogóle… 😀 Trzeba umieć docenić piękno dojrzałych kobiet!
Dymisja Moskala
Do tego meczu wracaliśmy niedawno w felietonie na temat szkoleniowca. Pomijając kwestie piłkarskie, drużyna miała rozmowę z kibicami pod sektorem gości, ale wiele osób narzekało, że nie było nic słychać przez pleksi.
To był (odwrotnie do poprzedniego) mecz, który raczej odbierał nadzieję na lepsze jutro. My zamiast na południe pojechaliśmy… na północ, żeby we Władysławowie zaczerpnąć jeszcze morza i zjeść obiad. Dobry humor nas nie opuszczał, ale praca już nie była w tym momencie taką przyjemnością…
Liczymy, że znów będziemy mogli przemieszczać całą Polskę radośni. Mecz z Tychami daje nam taką nadzieję!
Najnowsze komentarze