Piłka nożna
[WYWIAD] Jaka jest sytuacja w Podbeskidziu? Rozmowa z kibicem TSP
W najbliższą sobotę piłkarze GieKSy rozpoczną zmagania w sezonie 2018/19, o punkty (i oczywiście awans) w I lidze. Przeciwnikiem w inaugurującym meczu będzie drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Przed spotkaniem, poprosiliśmy o rozmowę na temat drużyny Podbeskidzia i meczu z GieKSą kibica TSP, Piotra.
W drużynie spod Klimczoka doszło do wielu zmian w kadrze zawodniczej – odeszło na razie dziesięciu zawodników (z PBB rozstali się m. in: Damian Chmiel, Łukasz Hanzel, Dimityr Ilijew, Mariusz Malec, Tomasz Podgórski, Paweł Tomczyk), podpisano umowy z dziewięcioma piłkarzami z innych klubów. Nowymi piłkarzami zostali m.in.: Jakub Bąk, Grzegorz Goncerz, Dominik Jończy, Przemysław Mystkowski, Chopi, Przemysław Płacheta czy Michał Rzuchowski.
Pierwsze pytania dotyczyły właśnie zmian w kadrze:
Jak na razie TSP podpisało umowy z ośmioma nowymi zawodnikami – którzy według Ciebie rokują najlepiej?
Piotr: – Ciężko się odnieść do jednego. Na pewno potrzebowaliśmy wzmocnień w środku pola i wydaje się, że Rzuchowski jest odpowiednim zawodnikiem, który dobrze wkomponuje się do naszej drużyny. Spore oczekiwania są także wobec Hiszpana Chopi’ego, który ma całkiem niezłe CV. Spoglądając ogólnie na nasze okienko transferowe wydaje się, że każdy zawodnik może dużo wnieść do drużyny. Interesująco w sparingach wyglądał Płacheta, Mystkowski fajnie zagrał z Górnikiem, choć najwięcej grał Jończy i on sprawił na mnie najlepsze wrażenie. Naprawdę trudno mi jednak wskazać jednego zawodnika, ze względu na to, że wszystkie wzmocnienia wyglądają rozsądnie.
Do PBB dołączył również były piłkarz GieKSy Grzegorz Goncerz, jakie są opinie na temat tego transferu?
– Póki co, widziałem go w 2 meczach – z Piastem i Górnikiem, na razie nie wyróżnił się za bardzo, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to klasowy napastnik i czasem po prostu potrzebuje odpalić. Będzie miał trudnego przeciwnika, bo reprezentant Łotwy Sabala zdaje się być w dobrej formie, więc ciężko wyrokować nawet to, czy „Gonzo” zagra w pierwszym składzie. Same opinie o transferze są na ogół pozytywne, chociaż złe światło na niego rzucają statystyki z poprzedniego sezonu.
Z grupy piłkarzy, którzy rozstali się z klubem, trzech przeniosło do drużyn grających poziom wyżej: czy tylko ich będzie najbardziej brakować?
– To, że Mariusz Malec odejdzie z klubu było praktycznie pewne. Do tego zarobiliśmy na nim trochę pieniędzy, więc na ogół nie ma co płakać. Odejście Dimitara Iliewa jest pewnym wytchnieniem, bo był on zawodnikiem, który zawiódł zdecydowanie najbardziej. Szczerze, z zawodników, którzy odeszli, szkoda Damiana Chmiela, nie dostał odpowiedniej szansy po powrocie po kontuzji i będzie on bardzo dużym wzmocnieniem dla Sandecji.
Kolejne pytanie dotyczyło zmiany na ławce trenerskiej (i zmianach w grze) w Podbeskidziu:
Po słabym ubiegłym sezonie działacze postanowili nie przedłużać umowy z trenerem Adamem Noconiem, którego zastąpił „młodzieżowiec” Krzysztof Brede. Brede jest w stanie „ogarnąć” szatnie i zmienić styl gry? Wyniki sparingów nie napawają optymizmem… (pięć sparingów – po jednej wygranej i remisie oraz trzy porażki, bramki 7 – 12-przypis red.)
– Nie ma co się sugerować sparingami. Gra często była lepsza niż wynik. Szatnia, przynajmniej z zewnątrz zdaje się wyglądać naprawdę pozytywnie. Zmianę stylu gry widać już bardzo mocno. Nie będzie to na pewno tak mocna defensywa, jaka była to w wykonaniu drużyny Adama Noconia. Widać, że trener Brede chce zaszczepić w drużynie szybką grę i przede wszystkim to, żeby zawodnicy grali do końca i nie odpuszczali, a tego zdawało się czasem brakowało. Póki co, wszystko wygląda, jakby miało iść w dobrym kierunku.
W związku z zapowiedziami trenera Brede o skutecznej grze w ataku jest szansa na grę z dwoma napastnikami: Sabala – Goncerz?
– Bardziej wydaje mi się, że zagramy na jednego napastnika „na szpicy” i jednego podwieszonego. Wątpię jednak, żeby trener zdecydował się na zagranie z Sabalą i Goncerzem w składzie. Na pewno nie na wyjazdowy mecz w Katowicach, byłaby to bardzo ryzykowna opcja.
Podbeskidzie nie ma ostatnio „dobrej prasy”: pojawiła się „afera” z długami Podbeskidzia (ok. 3mln zł), zaległościami w wypłatach dla piłkarzy drużyny rezerw, ze sprawowania funkcji prezesa zrezygnował Tomasz Mikołajko…
Dużo się ostatnio mówi o finansach Podbeskidzia, prasa spekuluje na temat zaległości finansowych, czy tego typu informacje mogą mieć wpływ na postawę zawodników?
– Nie chcę się wypowiadać na ten temat, choć w moim odczuciu sytuacja na pewno nie jest taka, żeby miało to mieć jakikolwiek wpływ na postawę zawodników.
Z funkcji prezesa PBB zrezygnował Tomasz Mikołajko, tymczasowo funkcję prezesa pełni Edward Łukosz – czy taki stan nie doprowadzi do mniejszego lub większego paraliżu decyzyjnego?
– Absolutnie nie. Od jakiegoś czasu Pan Łukosz jest współwłaścicielem w Podbeskidziu, więc, tak czy siak, miał on ważny głos w wielu decyzjach, teraz to on jest jednak tymczasowo osobą decyzyjną.
Ostatnie pytanie dotyczyło sobotniego spotkania z GieKSą:
W sobotę mecz pomiędzy naszymi drużynami – na kogo w drużynie TSP warto zwrócić uwagę?
– Ciężko mi przewidzieć jakim składem wyjdziemy na to spotkanie, gdyż nasza ławka rezerwowych się bardzo wzmocniła i obecnie mamy przynajmniej 18 zawodników, którzy spokojnie, w moim odczuciu, mogliby dać dużą jakość na boisku. Największą niewiadomą jest dla mnie linia pomocy. Jeżeli w pierwszym składzie wyjdzie Guga (Palawandiszwili-przypis red.), na pewno trzeba będzie na niego zwrócić uwagę, jest to bardzo dobry „przecinak”, ale nie brakuje mu też parcia do przodu oraz techniki. Tak samo, jeżeli w pierwszym składzie wyjdzie Sabala to będziecie musieli na niego uważać, bo jest to nieprzewidywalny zawodnik, ostatnio w niezłej formie. Mamy szybkie skrzydła, więc będzie też dużo gry bokami. Linia obrony powinna być naszym mocnym punktem, bo cała zachowała swój skład, jedynie w miejsce Malca przyszli Komor oraz Jończy i myślę, że ten drugi godnie zastąpi Mariusza.
Nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Wam powodzenia. Myślę, że będzie to naprawdę fajne dla oka spotkanie i będzie to już zupełnie inne Podbeskidzie niż to, które widzieliśmy na wiosnę w Katowicach. Będzie Wam dużo trudniej 🙂 Nastroje są bojowe!
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze