Hokej Wywiady
Wywiad z Rochem Bogłowskim
Dwa miesiące po zakończeniu sezonu Polskiej Hokej Ligi 17/18, w którym TAURON KH GKS Katowice zdobył srebrny medal, porozmawialiśmy z dyrektorem sportowym sekcji hokeja Rochem Bogłowskim. Zapraszamy na wywiad.
Jak z perspektywy czasu oceniasz poprzedni sezon?
Patrząc na miniony sezon, już na chłodno myślę, że nie można go inaczej ocenić niż przez pryzmat sukcesu. Wicemistrzostwo Polski przed sezonem każdy brałby w ciemno. Początek był trudny, do końca walczyliśmy o udział w Pucharze Polski, praktycznie przez cały sezon uzupełnialiśmy skład, dążąc do optymalnego ustawienia. Podbudowywaliśmy się kolejnymi zwycięstwami i po nieudanym dla nas udziale w Pucharze wszystko ruszyło we właściwym kierunku. Atmosfera w drużynie była bardzo dobra, wszyscy trzymali się razem, włączając w to obcokrajowców, z czym różnie bywa w szatniach. Tutaj należą się także słowa uznania dla sztabu szkoleniowego; myślę, że między innymi tym „team buildingiem” doszliśmy tak daleko.
Jak wygląda podział ról w TAURON KH GKS Katowice, co należy do twoich zadań?
Podział ról w klubie jest dość jasny, jest nas niewielu więc i tak większość decyzji konsultujemy we własnym gronie. Pod moją jurysdykcją jest cały pion sportowy, zaczynając od sztabu szkoleniowego po zawodników, kierowników na lekarzu kończąc. Zajmuję się transferami, wypożyczeniami, układaniem planu sparingowego czy też organizacją klubu od strony sportowej. Oczywiście wszystko konsultowane jest ze sztabem szkoleniowym i zarządem, więc nie jestem pozostawiony samemu sobie ze wszystkimi tematami.
Objąłeś stanowisko dyrektora sportowego na przełomie lipca i sierpnia, gdy zakontraktowana była już większość kadry. Jakie cele miałeś wtedy wyznaczone i w jakim stanie drużynę pozostawił ci Karol Pawlik?
Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, właściwie z dnia na dzień, więc nie miałem zbyt dużo czasu na przygotowanie się do nowej roli. Trzeba było dopiąć sprawy wypożyczeń czy też transferów poszczególnych zawodników. Na początku sierpnia nie mieliśmy jeszcze praktycznie żadnego obcokrajowca w składzie, a sparingi i sezon zbliżały się dużymi krokami, więc trzeba było działać szybko. Moim celem było przede wszystkim uzupełnienie składu tak, byśmy mogli na spokojnie rozpocząć rozgrywki. Jak się później okazało, udało się ściągnąć wartościowych zawodników zza granicy, którzy walnie przyczynili się do zdobycia srebrnego medalu.
Jedną z twoich pierwszych decyzji było zakontraktowanie Łukasza Rutkowskiego i Adriana Kowalówki, z którymi pożegnano się jednak po niecałym miesiącu. Do drużyny nie dołączyli również zakontraktowani przez Karola Pawlika Matt Stanisz i Steven Tarasuk. Nietypowa sytuacja miała także miejsce z Patrykiem Krężołkiem, z którym rozstano się w trakcie sezonu, a po kilku dniach ponownie występował w GieKSie.
Zaczynając od początku, jeśli chodzi o Rutkowskiego i Kowalówkę, to faktycznie było sporo zamieszania. Na pewno zbiegło się wtedy kilka czynników: raz, że ja byłem bardzo krótko na stanowisku mając sporo nowych obowiązków; dwa, że trener bardzo szybko chciał uzupełnić skład, nie do końca jeszcze orientując się w polskich realiach. Naciskałem, żeby najpierw zobaczyć wspomnianą dwójkę w sparingach, jednak sztab podjął decyzję o jak najszybszym zakontraktowaniu tych zawodników. Z perspektywy czasu widzę, że to był błąd i mogłem postawić na swoim, jednak natłok zdarzeń, jak i ogrom tematów do ogarnięcia, sprawiły, że trochę zbyt wcześnie sfinalizowaliśmy umowy. Oczywiście to żadne wytłumaczenie, na szczęście już więcej do takich sytuacji nie doszło, a współpraca ze sztabem z każdym tygodniem wyglądała lepiej. Jeśli chodzi o Stanisza i Tarasuka, to ich zakontraktowanie wiązałoby się z praktycznie zerowym polem manewru jeśli chodzi o pozostałych obcokrajowców, mam tutaj na myśli sferę ekonomiczną, dlatego też postanowiliśmy zrezygnować z ich usług i w to miejsce zakontraktować kilku zawodników, z nie gorszymi, w mojej opinii, umiejętnościami. Patryk Krężołek dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu, gdzie mógłby po poważnej kontuzji dostać więcej możliwości grania. Przepisy uniemożliwiły mu jednak przenosiny do innej drużyny, co okazało się dobre także dla nas, gdyż Patryk dostał swoją szansę i myślę, że dobrze ją wykorzystał. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Gdy trenerem hokejowej GieKSy został ogłoszony Tom Coolen kibice spodziewali się zaciągu obcokrajowców z USA i Kanady. Postawiłeś jednak głównie na doświadczonych zawodników zza naszej południowej granicy. Skąd taka decyzja?
Taka strategia została obrana z kilku powodów, przede wszystkim było mało czasu na zbudowanie drużyny, a co za tym idzie na załatwienie wszystkich formalności związanych z zatrudnieniem zawodnika zza Oceanu, opłaceniem przelotu, czy też na odpowiednią weryfikację kandydata do zespołu. Na szczęście udało się znaleźć odpowiednich zawodników tuż za granicą czy też w Finlandii, gdzie rynek jest naprawdę szeroki. Dopiero poszukując bramkarza, mieliśmy trochę więcej czasu i tym sposobem udało się sprowadzić Shane’a Owena. Podsumowując, uważam, że w Europie jest sporo wartościowych zawodników, którzy w naszej lidze mogą być czołowymi postaciami, a ich zatrudnienie bądź też wymiana, gdyż nie każdy transfer jest trafiony, jest dużo prostsze i tańsze dla klubu.
Przejdźmy do tego, co przed nami. Jak wygląda sytuacja z obsadą stanowiska trenera GieKSy na przyszły sezon?
Na obecną chwilę mamy podpisany kontrakt przedwstępny z trenerem Coolenem i już w czerwcu, podobnie jak z zawodnikami, będziemy podpisywali docelowe umowy. Z moich informacji wynika, że zawirowania w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski nie wpłyną na decyzję Toma Coolena o pozostaniu w GieKSie.
Ilu zawodników docelowo ma liczyć kadra TAURON KH GKS-u Katowice na przyszły sezon?
Przystępując do sezonu planujemy mieć w kadrze 25 zawodników, w tym 3 bramkarzy. Na ewentualne roszady lub też wzmocnienia, jeżeli będzie taka możliwość i potrzeba, mamy czas do końca stycznia.
Czy można już powiedzieć, którzy zawodnicy z sezonu 17/18 nie będą reprezentować barw GieKSy w kolejnych rozgrywkach?
Obecnie mogę powiedzieć, że nie będziemy mieli w składzie Bogusia Rąpały, który prawdopodobnie wróci w rodzinne strony i z tego miejsca chciałbym gorąco podziękować Bogusiowi za wspólne dwa sezony, gdyż był bardzo ważną postacią w klubie zarówno na lodzie, jak i poza nim. Nie pozostanie z nami Martin Vozdecky, który zakończył karierę, Jakub Grof przenosi się do Jastrzębia, natomiast kontrakt Denisa Dalidovicha nie został przedłużony. Z pozostałymi zawodnikami nadal jesteśmy w kontakcie i wszystko zależy od tego, jak ułożą się poszczególne sprawy.
Wzmocniliśmy już obronę i atak, niewiele natomiast wiadomo o obsadzie bramki. Co możesz nam powiedzieć na ten temat?
Plany co do obsady bramki pokrzyżowały nam poniekąd przepisy, gdyż bramkarz zza granicy będzie zajmować dwa miejsca dla obcokrajowca. W tej sytuacji wątpliwy jest powrót Owena, który poza tym ma propozycje z silniejszych lig i pewnie tam będzie chciał spróbować swoich sił. Staramy się znaleźć bramkarza z polskim paszportem i pewien pomysł już jest. Dodam tylko, że zawodnik ten nigdy jeszcze nie grał w Polsce. Jeżeli wszystko się dobrze poukłada, do końca czerwca powinniśmy już oficjalnie ogłosić, kto wzmocni drużynę na tej pozycji. Chciałbym mieć rywalizację na tej pozycji, także niedługo powinniśmy ogłosić nazwisko Polaka, który powalczy o miejsce między słupkami.
Aktualnie w składzie naszej drużyny próżno szukać wychowanków. Czy jest szansa na zmianę tego stanu rzeczy w niedalekiej przyszłości?
Faktycznie, jeśli chodzi o wychowanków GieKSy, to pole manewru jest mocno ograniczone, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeden z nich powinien się znaleźć w szerokim składzie i powalczyć o miejsce w drużynie.
Jakich jeszcze ruchów transferowych możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
Jesteśmy bardzo blisko porozumienia z czołowym polskim zawodnikiem, reprezentantem kraju i mam nadzieję, że na dniach uda się nam sfinalizować rozmowy. Do składu planujemy dodać jeszcze dwóch obcokrajowców – jednego do obrony i jednego do ataku – oraz dwóch młodych zawodników. Oczywiście w planach jest pozyskanie dwóch bramkarzy, o czym już wspominałem.
Jak będzie wyglądać okres przygotowawczy do kolejnego sezonu?
Przygotowania rozpoczęliśmy wszyscy 4 czerwca, jedynie Radek Sawicki dołączy trochę później z racji przebytego zabiegu. Podobnie jak przed rokiem będziemy trenowali według schematu, ustalonego przez naszego trenera przygotowania motorycznego – Dawida Lorenca, który wraz z Piotrkiem Sarnikiem będzie prowadził treningi. Obecnie zawodnicy we własnym zakresie robią przygotowanie tlenowe, gdyż na to nie będzie już później czasu. Po siedmiu tygodniach udamy się na tygodniowe urlopy i zameldujemy się 30 lipca z powrotem w klubie, gdzie parę dni przeznaczymy na profilaktykę przeciwurazową oraz power skating jako przygotowanie do treningów na lodzie. Zajęcia z trenerem Coolenem zaczniemy 6 sierpnia.
Co sądzisz o nowych przepisach PHL dotyczących obcokrajowców – zagraniczny bramkarz liczony jako 2?
Dyskutowaliśmy na spotkaniach klubów dużo na ten temat i od początku większość opowiadała się za zwiększeniem limitu obcokrajowców oraz zniesieniem zasady 50/50, jeśli chodzi o bramkarza. Władze ligi postanowiły pozostawić jednak poprzednie zasady z wyjątkiem bramkarza zza granicy, który może bronić cały sezon, ale zajmuje dwa miejsca dla obcokrajowców. Nie do końca rozumiem, kogo taki przepis ma chronić, nie mamy obecnie w Polsce aż tylu klasowych polskich bramkarzy, aby obsadzić wszystkie kluby. Nie mając wpływu na takie decyzje, pozostaje jedynie spróbować się przystosować do zaistniałej sytuacji.
Jak sam oceniłbyś swoją pracę przez ten niecały rok? Czego się nauczyłeś, może jest jakaś decyzja, której teraz żałujesz?
Ciężko jest oceniać swoją pracę, ponieważ to należy do moich zwierzchników i myślę, że tam należałoby szukać odpowiedzi. Na pewno był to pełen wrażeń, wyzwań, dobrych i lepszych momentów sezon uwieńczony medalem oraz możliwością pokazania się hokejowej GieKSy w rozgrywkach Europejskich. Zawsze pozostaje refleksja, że coś można było zrobić lepiej, pewne decyzje inaczej podjąć, jednak nie zamierzam już tego roztrząsać. Skupiam się na zbliżającym sezonie, gdyż pracy jest sporo, a poprzedni pozostawiam jako bardzo pozytywne doświadczenie i motywacje do dalszego działania.
Mówiło się, że naszym celem na sezon 17/18 jest pierwsza czwórka PHL, a zostaliśmy wicemistrzem. Teraz celem jest mistrzostwo czy najpierw ustabilizowanie naszej pozycji w polskim hokeju?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia i myślę, że to uczucie udzieliło się wszystkim związanym z hokejową GieKSą. Chciałbym jednak zaznaczyć, że wchodzimy dopiero w trzeci sezon po reaktywacji sekcji i na pewno najważniejsze to właśnie ustabilizowanie naszej pozycji na rynku hokejowym. Środowisko związane z tą dyscypliną sportu jest bardzo małe i hermetyczne, a co za tym idzie każda dobra i przede wszystkim zła wiadomość rozchodzi się bardzo szybko. Nie możemy pozwolić sobie na błąd organizacyjny, gdyż później ciężko będzie sprowadzić do Katowic dobrych zawodników. Taka strategia nie przeszkadza jednak w osiąganiu sukcesów, dlatego życzyłbym sobie oraz wszystkim sympatykom KH GKS-u Katowice ponownego udziału w finale Mistrzostw Polski.
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska
GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!













































zbyh ks adama
6 czerwca 2018 at 01:21
No nie wierze! Rochu dyrektorem hokeja ale news wow wielkie gratulacje i pozdrowienia. Zycze samych sukcesow!