Felietony Piłka nożna
Z dystansu: O katowickiej młodzieży
Zapraszamy do felietonu osoby, która miała swoją historię w klubie i zdecydowała się napisać o temacie budzącym sporo emocji w Katowicach – wychowankach. Leszek Górecki to oczywiście pseudomin.
Jak długo gramy na poziomie pierwszej ligi, a może i nawet wcześniej w III i IV lidze wielokrotnie albo się powtarzało albo przynajmniej każdy z nas słyszał, że powinno grać się młodymi, najlepiej wychowankami, że starzy się nie nadają, że tylko zabierają miejsce w składzie itd.
Utarty slogan, powtarzany wielokrotnie w przypadku porażek zwłaszcza tych spektakularnych. W tę teorię uwierzyli nawet poważni ludzie, bo przecież każdy pamięta pomysł na budowę kadry zespołu zawodnikami poniżej 28 roku życia, wyłączając obecnych zawodników.
Oczywiście każdy kibic piłki w Polsce, a pewnie i na świecie chciałby, żeby w zespołach występowali zawodnicy z okolicy, najlepiej kibicujący danemu klubowi, ale jak sami zresztą widzicie w wielu ligach nie jest to takie proste. Pamiętamy piękne przypadki choćby Ajaxu, Dinama Zagrzeb, Barcelony, Sportingu czy nawet Manchesteru United, gdzie wychowankowie tworzyli trzon drużyny, które osiągały sukcesy w swoich ligach czy europejskich pucharach. Z drugiej strony mamy piękne historię Francesco Tottiego, Xaviego, Puyola, Gerrarda, Giggsa i kilku innych zawodników, którzy praktycznie całą karierę spędzili w swoich macierzystych klubach. Ale chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że to są wyjątki, tym bardziej łapiące za serce kibica.
Po tym przydługim wstępie wracamy na katowickie podwórko. Temat mojego wywodu to „katowicka młodzież”. Gdzie ona jest, bo niestety nie w pierwszym składzie drużyny z Bukowej.
Temat wychowanków klubu to tak naprawdę dyskusja na temat szkolenia w akademii, prowadzenia tych chłopaków, a także wprowadzania ich do pierwszej drużyny. Akademia w obecnym kształcie prosperuje mniej więcej od 2013 roku. Wcześniej oczywiście było szkolenie w klubie, ale odbywało się to w całkiem innych warunkach. W czasie tej dekady akademia przeszła jedną zmianę władz, gdzie prezesów Oględzińskiego i Rogalskiego zastąpił duet Pajerska- Krasnowska i Pańpuch. Nie mam tutaj pewności czy poprzednie władze odchodziły z akademii w tym samym czasie, natomiast to sprawa drugorzędna. Panowie na pewno włożyli dużo pracy i czasu, żeby pewne rzeczy poukładać i tak naprawdę budować. Współpraca ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego pozwoliła utworzyć klasy sportowe, zatrudnić trenerów na umowie o pracę w szkole, usprawnić łączenie nauki z treningiem. Oczywiście znajdą się tutaj przeciwnicy tego systemu, w każdym razie autor tego tekstu jest tego zwolennikiem. Otwarcie fili w południowych dzielnicach też należy pochwalić. Co do nowych władz, to tutaj na plus możemy zapisać projekt serduszko GieKSy czy organizację mistrzostw Katowic.
Szerszy punkt widzenia na ten temat to spojrzenie przez pryzmat naszych występów od sezonu 2006/07, czyli gry na naszym obecnym poziomie. W tamtym czasie w kadrze znajdowało się 10 wychowanków: Cholerzyński, Gajowski, Górski, Mielnik, Mieszczak, Pasko, Polczak, Sadowski, Sroka, Wijas. Większość tych zawodników szła do góry wraz z drużyną, a część z nich próbowała nawet ratować Ekstraklasę. Jednak nie każdemu z nich udało się utrzymać na tym poziomie na stałe, a do Ekstraklasy i za granicę trafił tylko Piotr Polczak. Gdy spojrzymy na zawodników wychowanych w naszym klubie w latach ’80 i ’90, to na poziom Ekstraklasy dotarło tylko kilku zawodników: Mateusz Sławik (80), Jakub Dziółka, Jacek Kowalczyk (81), Adam Giesa (82) Grzegorz Fonfara (83), Dawid Plizga (85), Piotr Polczak (86), Patryk Stefański (90), Tomasz Hołota (91), Krzysztof Wołkowicz (94). Możemy do tej grupy dodać także Dominika Steczyka, jednak on jako młody chłopak wyjechał do Niemiec. Patryk Szwedzik też mógłby trafić na tę listę, jednak przyszedł do naszej akademii dopiero do liceum. Wobec tego na przestrzeni praktycznie 20 lat nie wychowaliśmy nawet 11 piłkarzy na poziomie ekstraklasy. Oczywiście w ostatnim sezonie w Ekstraklasie minuty zbierali także: Górski, Mielnik, Sroka i Wijas, jednak po spadku nie udało im się na ten poziom wrócić.
Z drugiej strony patrząc na każdego z wymienionych wyżej zawodników, to żaden nie trenował w obecnej akademii, tylko w czasach, gdy nie było konkretnego programu szkolenia. Poszczególne roczniki występowały w odrębnych drużynach, więc przeglądając historię zawodników na portalu 90minut.pl niech nie dziwią Was takie pozycje jak 1. FC Katowice, ŚTS Katowice czy UKS Żaczek. Zresztą są nawet dwa osobne twory: GKS Katowice – nowy w SSK i ten Oskara. W tamtych czasach siła akademia zależała od zawodników poszczególnych drużyn i szczęścia do trenerów. Warunki były fatalne. Do otwarcia Rapidu w 2006 roku drużyny trenowały na orliku na Słowianie, półkolu za bramką na Bukowej czy boisku treningowych na Bukowej, na którym ciężko powiedzieć, jaka była nawierzchnia. Stroje każda z drużyn miała takie, jakie sobie zorganizowała np. rocznik ’91 grał w czerwonych strojach wygranych w turnieju coca-coli, ’90 miał stare komplety NIKE które zorganizował Dariusz Wolny. Metody treningowe? Zależały wyłącznie od konkretnego trenera. Obozy? Wszystko na własną rękę przy dużej pomocy rodziców. Klasy sportowe? Rozbijane po kilku szkołach i tak po kolei: rocznik 88 – gimnazjum na Koszutce, 89 – gimnazjum na Wełnowcu, 90 – Bogucice, 91 – znów Wełnowiec, 92 – Wełnowiec, ale łączona z Kolejarzem Katowice, 93 – Koszutka. Szkoła średnia to już kompletnie inna bajka, ponieważ część roczników rezygnowała z klas sportowych, a nawet te, które utworzyły i tak nie zawsze zrzeszały wszystkich zawodników. Jak sami widzicie bałagan to najlepsze określenie tego, co się działo w tamtym czasie. Najlepszym tego przykładem było wyprowadzenie całego rocznika ’90 z klubu przez Dariusza Wolnego. Czas jednak pokazał, że tak w tych dzikich czasach wychowaliśmy sporą rzeszę zawodników, którzy byli w kadrze pierwszej drużyny przez lata. Oczywiście przyczyny takiego stanu sytuacji są znane, ponieważ klub walczył w ogóle o przetrwanie, więc trudno oczekiwać, by pochylał się nad młodzieżą. Z drugiej jednak strony sytuacja ta pokazuj, jak potrzebna jest stała systematyczna praca z juniorami, ponad tym, co dzieje się w pierwszej drużynie.
Narzekamy często, że wypożyczamy młodych zawodników, ogrywamy ich, a finalnie nic z tego nie mamy. Ostatnio bardzo popularnym kierunkiem, z którego bierzemy piłkarzy to Lech Poznań. Spotkałem się z głosami, że zawodnicy dobrze się tutaj czują i dlatego dobrze grają w Katowicach. Jednak ja bym odwrócił kolejność. W pierwszej kolejności to po prostu dobrzy piłkarze, a że w Katowicach ogólnie dobrze się żyje, klub jest profesjonalny, to zawodnicy dobrze się czują. Tajemnicą nie jest, że większość umów wypożyczeń z Lecha uwarunkowanych jest obowiązkową liczbą minut na boisku. Proste i logiczne, bo po to wypożyczasz zawodnika, żeby grał. Jak prześledzimy losy zawodników, którzy z Poznania trafili do nas na wypożyczenia, zdecydowania większość poszła mocno w górę: Mrozek (obecnie Lech Poznań), Puchacz (1. FC Kaiserslautern), Jóźwiak (Charlotte FC), Szymczak (Lech). Jedynym niewypałem jest Karbownik, który nie grał zbyt dużo, a później też trafił do Garbarni Kraków. Obecnie w składzie jest Antoni Kozubal, który również prezentuje się dobrze w naszych barwach. Myślę, że tutaj mamy sytuację win-win-win, każda ze stron może być zadowolona ze współpracy. Oczywiście docelowo należałoby tych zawodników zastąpić swoimi wychowankami. Zanim jednak to nastąpi, to jesteśmy zdani na takich piłkarzy. Dopóki proporcję są odpowiednie (czyli takie, jak obecnie), to nie można narzekać.
Dlaczego więc mimo wielu zmian akademia Młoda GieKSa nie szkoli zawodników na poziom chociażby pierwszej ligi? Powodów zapewne jest wiele. Wymienię te, które w mojej opinii faktycznie skutkują takim, a nie innym stanem rzeczy.
- Ilość, nie jakość: akademia przez lata chwaliła się liczbą zawodników, kilkoma grupami w jednym roczniku, filiami w innych dzielnicach, co z jednej strony można pochwalić, bo jest w czym wybierać, ale później wyboru nie ma, ponieważ nie ma selekcji. Część młodych adeptów tkwi w akademii, bo mama czy tata zapisały do szkoły i nie ma za bardzo jak zrezygnować. Zawodnik taki się nie przykłada, co rzutuje na resztę grupy, a on sam nie ma z tego przyjemności. Trener musi z takim zawodnikiem zajęcia prowadzić, a nie ma możliwości w ramach selekcji chłopakowi powiedzieć, że to za wysokie progi. Jaki tego powód? Bo składki, bo subwencja w szkole itd.
- Zarabianie, a nie inwestycja: czołowe akademie mówią o inwestycji w młodzież. No więc właśnie: od pewnego wieku juniora należałoby zacząć inwestować w akademie, a nie liczyć, czy się to zbilansuje. Wobec tego trenerzy są przerzucani między rocznikami, zawodnicy trzymani w akademii, nie mówiąc o tym, że chociażby drużyna rezerw opłaca obóz z własnych środków. Jasnym jest, że musi się to wszystko spiąć, kasa musi się zgadzać. Tyle, że w naszej akademii jest ten komfort, że trenerzy mający tytuł magistra wychowania fizycznego, są zatrudnieni w szkole, zawodnicy stroje kupują sami, a koszt obozu pokrywa szkoła. Kwoty dotacji akademii z miasta można sprawdzić w BIP UM Katowice i latami były to kwoty naprawdę duże, porównując chociażby z Rozwojem. Pieniądze można również pozyskiwać z zewnątrz. Dużo łatwiej pozyskać jest sponsora dla dzieci niż do drużyny seniorów. Po za tym można zawierać umowy barterowe i korzystać z artykułów danego partnera.
- Trenerzy: trenerom akademii na pewno nie można zarzucić braku zaangażowania w pracę, poświęcenia dla tych chłopaków, inwestycji w siebie i chęci rozwoju. Nie jest to łatwa praca, życie ułożone pod terminarz, o długich weekendach, majówkach można zapomnieć. Impreza rodzinna to samo. Z drugiej strony, jeśli ktoś się zdecydował, to należy wymagać. Otwartym pytaniem jest, czy nasi trenerzy się rozwijają jak należy? Ciężko o to, gdy jednego dnia prowadzisz trening o 8.00 z 11-latkami, o 11.00 z 16-latkami, a po południu wspomagasz grupę przedszkolną. Pomijając to, że skakanie po kategoriach same w sobie nie może być dobre, to trenerzy nie mają czasu by, przygotować trening w spokoju, zrobić analizę meczu czy treningu. Nie mówiąc o zwyczajnym wypoczynku, by się nie wypalić. Kolejnym pytaniem pozostaje, czy rolą trenera akademii jest jeżdżenie od 6.30 autobusem, który zbiera dzieciaki z Katowic i dowozi na trening?
- Warunki treningowe: w tym przypadku nie jest najgorzej, bo w Katowicach boisk jest sporo, a baza się rozbudowuje. Jednak boiska dobrej jakości to jedna sprawa, drugą pozostaje kwestia liczby drużyn w jednym czasie na boisku. Nie rzadko zdarza się, że na jednym boisku odbywają się treningu dwóch grup, a między nimi radzić muszą sobie bramkarze na treningu bramkarskim.
- Pomysł na trenerów: klub w swojej filozofii nie ma kompletnie pomysłu na trenerów. Kilka lat temu naturalnym wydawało się, że tacy trenerzy jak Cholerzyński czy Napierała w perspektywie czasu dołączą do pierwszego zespołu w roli jednego z asystentów. Panowie pokazali na boisku, że dobro klubu mają w sercu, ale nie o tym mowa. Posiadają uprawnienia UEFA A, szczebel niżej niż najwyższe UEFA PRO. Oczywiście trenerom pierwszej drużyny nie należy narzucać kształtu sztabu, jednak, skoro trener Janusz Jojko nie jako z urzędu był trenerem bramkarzy u wielu trenerów, to dlaczego któryś z powyżej wymienionych nie może być w sztabie pierwszego zespołu również odgórnie? Należy dać szanse i zobaczyć czy warto nadal w nich inwestować, bo nie jest sztuką ściągać kolejnych ludzi np. z Deductora, który de facto i tak musi łączyć z pracą w akademii, żeby się zgadzało, jak Łukasz Tomczyk. Dobrym przykładem jest nasz były zawodnik Piotr Plewnia, który właśnie w takiej roli był w Odrze Opole, finalnie w awaryjnych sytuacjach był jako strażak, a obecnie jest w trakcie kursu UEFA PRO
- Selekcja trenerów: jak to w życiu bywa, to że ktoś chce i bardzo się stara nie zawsze znaczy, że taka osoba się nadaje. Czy w naszej akademii jest jakakolwiek weryfikacja trenerów? Ja osobiście tego nie wiem. Natomiast z informacji, które posiadam, to większość z tych, którzy odeszli, zrobili to z własnej woli. W drugą stronę – jeśli w jakiejś mniejszej, być może prywatnej akademii jest osoba, która ma odpowiednie kompetencje, jak najbardziej należy ją zaprosić do współpracy.
- Skauting: przyjścia wyróżniających się zawodników z innych klubów odbywają się na zasadzie obserwacji ich podczas meczów z drużynami z akademii, co jest sprawą jak najbardziej naturalną. Jednak to tylko margines tego, co tak naprawdę w tej kwestii można zrobić. Na samym tylko Śląsku jest wiele mniejszych akademii, które są regularnie drenowane przez większego kluby. Bez szybkiego działania nie ma możliwości wyprzedzić tych większych. A to jesteśmy w stanie zrobić dzięki skautingowi.
- Rola trenera: trener akademii mimo wielu obowiązków, które widzimy w punkcie trzecim, musi zadbać o sprzęt (i wozić go w samochodzie), zawieźć do pralni. Oczywiście część z tych zadań nie ma, jak przeskoczyć ze względów infrastrukturalnych. Myślę natomiast, że gdyby do każdej z drużyn zatrudnić kierownika, niech to nawet będzie rodzic czy dziadek, który i tak jest na każdym meczu i chętnie by się zaangażował, żeby móc oglądać swoją pociechę i zaproponować mu za to zwrot kosztów, koszulkę po sezonie czy karnet na mecze seniorów. Taka osoba powinna czuć się potrzebna, doceniona, a nie wykorzystywana. Obecnie są osoby, w akademii które robią coś bardziej z chęci niż dla zarobku, ale sposób w jaki współpraca wygląda, pozostawia wiele do życzenia.
- Szacunek dla wychowanków: to jest temat do każdej ze stron. Klubu, akademii czy nawet kibiców. O tym, że wychowanek już na starcie ma gorzej świadczą chociażby rozmowy kontraktowe – zawodnik z zewnątrz dostanie lepszy kontrakt, dużo więcej szans na starcie. Czy w akademii szanujemy swoich wychowanków jako trenerów? Ileż to razy słyszało się, że swój to i tak zostanie z sentymentu, to zbytnio starać się nie trzeba. Podejście kibiców do wychowanków to też temat do dyskusji, bo niech każdy z nas uderzy się pierś czy też był w tej kwestii w porządku. Ileż to chujów z trybun usłyszeli Górski, Wijas, Cholerzyński, Wołkowicz czy Szołtys? Swoje wysłuchali czy przeczytali. A z klubu wylatywali „na kopach”. Czy słusznie? Być może, ale na pewno lepiej wybrzmiewają od swoich kibiców słowa: zjebałeś, ale dawaj dalej, walczymy razem, a jak się nie łapie do składu, to życzyć po ludzku powodzenia, bo to za wysokie progi niż słowa wypierdalaj nieudaczniku, jesteś pizdą itd. Część z osób po czasie zapomina, że takie słowa wypowiedziało bądź napisało, ale niestety bywało i tak. Chcemy swojej młodzieży, to też w jakiś sposób ją szanujmy. Później dochodzi do kuriozalnych sytuacji, że za swoich mamy ludzi, którzy są tutaj na chwilę, a przy dobrej ofercie zawiną się do innego klubu. Zresztą przykład Rafała Góraka jest doskonały – kilkoma hasłami jak to GKS nie jest w jego sercu, kupił łaskę kibica, a gdy przyszło się faktycznie określić, czy jest GieKSiarzem, to wyszło fatalnie.
- Współpraca z Banikiem Ostrava: nasz zaprzyjaźniony Banik Ostrava wychowankami stał przez wiele lat. W kadrze Czech z Polską grali Jiri Pavlenka i Vladimir Coufal, czyli wychowankowie Banika. Po za tym oczywiście są to Milan Baros, Marek Jankulovski, Tomas Galasek, Vaclav Sverkos i Jan Lastuvka, czyli piłkarze, którzy mają za sobą piękne kariery. Baros i Jankulovski wygrali Ligę Mistrzów, Coufal Ligę Europy. W kadrze Banika nie brakuje wychowanków od i to praktycznie od zawsze. Oczywiście Slavia i Sparta jako bogatsze kluby mocno poszły w szkolenie i Banik ma sporą konkurencję, jednak mimo to nadal jest to szkółka na bardzo dobrym poziomie. Mimo bliskiej odległości nie jesteśmy dla siebie konkurencją z wiadomych względów, więc logicznym wydaje się nawiązać współpracę. Podglądać, jak robią to lepsi od nas. Co ciekawsze i gorsze zarazem widzimy, że bardzo chętnie współpracuje z naszymi braćmi Górnik Zabrze, często bywa na turniejach organizowanych przez Banik przy naprawdę topowej obsadzie, regularnie rozgrywa sparingi. Wnioski są takie, że odległość od Ostrawy i dobre stosunki należy wykorzystywać!
- Brak CLJ: wiadomo, że w naszym regionie jest z kim walczyć o Centralną Ligę Juniorów. Jednak ligi te powstały już dawno temu, a my zagraliśmy tam przez chwilę. Każda licząca się akademia ma przynajmniej jedną drużynę w CLJ w którejś z kategorii. Ekipa Łukasza Bagsika z Dominikiem Szalą (nazwisko nieprzypadkowe), którego mogliśmy oglądać na ostatnim młodzieżowym Euro, awansowała do CLJ. Sukces duży, jednak tło tego sukcesu jest niekorzystne z perspektywy akademii. Drużyna była zaprzeczeniem tego, jakie wytyczne były w akademii. Docelowo zawodnicy mieli być w SMS – ta grupa nie była i trenowała popołudniu. Ówcześni trenerzy mieli zakaz prowadzenia treningów indywidualnych dla swoich podopiecznych – trener Bagsik mógł je prowadzić. Obozy, sparingi? Wszystko robił według własnego uznania. Robił to skutecznie i brawo! Było się od kogo uczyć, no ale właśnie było. Trener Bagsik przyszedł do klubu z drużyną Sparty Zabrze. Nie dziwi więc, że gdy odszedł, piłkarze poszli za nim do Górnika Zabrze.
- Rozwój trenerów: jak pisałem wyżej. Trenerzy z akademii mimo chęci rozwoju nie za bardzo mają na to czas, ze względu na nadmiar obowiązków. Każdy robi to na własną rękę, ale pytaniem jest czy akademia, czy klub robią coś w tym kierunku? Czy dają narzędzia do rozwoju trenerów w postaci szkoleń, warsztatów itd.? Przede wszystkim czy same rozwijanie się, czy doszkalanie jest przez akademię wymagane?
- Zarząd: prowadzenie akademii nie jest zadaniem łatwym, to sprawa jak najbardziej oczywista. Przez wszystkie lata, w jakich funkcjonuje AMG, zostało wykonanych wiele dobrych rzeczy. Liczba roczników, ciągłość szkolenia, skoordynowanie szkoła-trening. Jednak akademia ma szkolić, a nie być biznesem, a mam wrażenie, że w pewnym momencie poprzedni zarząd zadowolił się sprawnym działem organizacji, zbilansowaniem się budżetu, a nie „produkcją” piłkarzy. Nowy zarząd niewiele w tym kierunku zmienił, więc ten kamyczek stale ląduje w ogródku. Mało tego, składki w akademii idą w górę, a czy idzie to w parze z wynagrodzeniem trenerów czy ich liczbą? Tego nie wiem. W dużej organizacji są potrzebne osoby od tzw. papierków, ale uważam, że mimo wszystko osoby zarządzające akademią muszę mieć jakiekolwiek rozeznanie w sporcie czy szkoleniu młodzieży. Tego o Pani Kindze Pajerskiej-Krasnowskiej powiedzieć nie można.
- Wypożyczenia: jednym z kroków wprowadzania młodzieży do pierwszej drużyny jest ogrywanie ich przez niżej notowane kluby. Ta działka mocno leży, ponieważ nie jestem w stanie przypomnieć sobie chociaż jednego zawodnika, który ograł się niższym poziomie i wrócił do klubu, by rywalizować o miejsce w składzie. Oczywiście bardzo często winny temu jest materiał, ale systemowo jest to robione źle. Zawodnik wypożyczony – problem rozwiązany, a zawodnikiem nikt się przez okres wypożyczenia nie interesuje, nie mówiąc o monitorowaniu, analizie gry itd. Wypożyczając zawodnika, należy odpowiednie sporządzić umowę. Tak, aby zawodnik grał tam jak najwięcej, wzorem młodzieży z Poznania.
- Relacje rodzice–akademia: rodzice są klientami akademii, to fakt niezaprzeczalny. Wiele razy słyszało się o problemach na linii rodzice–akademia. Zrozumiałym jest, że dialog musi być na odpowiednim poziomie. Jednak nie może być sytuacji, że ogon kręci psem. Rodzice nie mogą mieć wpływu na to, w jakiej grupie gra jego dziecko, u jakiego trenera trenuje. Oczywiście o ile nie ma sytuacji, które tego wymagają. Rodzic powinien być przekonanym, że akademia robi wszystko co najlepsze dla jego dziecka. Myślę, że w tej kwestii działa wszystko jak należy. W każdym razie akademia musi doprowadzić do takiego momentu by rodzic wiedział jaka jest jego rola, a rozmowa toczyła się na partnerskich zasadach.
- Kluby partnerskie: duże akademie współpracują z mniejszymi ośrodkami, a takich w okolicy nie brakuje. Mamy tutaj umowę o współpracy z drużyną z Warszowic, jednak jest tego zdecydowanie za mało. Drugą sprawą są zasady tej współpracy. Kiedyś klubem partnerskim była Sparta Katowice. Jednak po za podpisanym papierkiem niewiele z tego wynikało, a dzisiaj pewnie w samej Sparcie nikt o tym nie chce słyszeć. Podobną umową byliśmy kiedyś związani z Rozwojem, natomiast umowa była podpisywana na wyższym niż akademia szczeblu.
- Wykorzystywanie innych sekcji wewnątrz klubu: artykuł ten odnosi się do piłki nożnej chłopców, natomiast należy pamiętać o tym, że klub jest wielosekcyjny. Z racji tego, że do poważnej piłki przebije się niewielu, to dlaczego nie monitorować chłopaków pod kątem innych sportów? Mamy akademie hokeja, siatkówki czy zapasów (w odrębnym podmiocie). Do pewnego wieku zawodnicy mogą regularnie odbywać zajęcia z siatkówki czy hokeja, a trenerzy oceniać ich przydatność pod kątem danego sportu. Być może zawodnik, który odstaje w piłce, odnajdzie się z sukcesami w innym ze sportów i odwrotnie.
Ktoś powie abstrakcja, no ale nawet w naszym klubie był taki przypadek. Grzegorz Kosok to nasz wychowanek z rocznika ’86. Nie kojarzycie go z boisk piłkarskich, bo karierę przeżywał w siatkówce, grając między innymi w Resovii czy Jastrzębiu. Zdobył trzy Mistrzostwa Polski i grał w reprezentacji. Więc pytanie, jak mogłoby to wyglądać, gdyby odbywało się systemowo. To jest luźna propozycja, a mając na uwadze bajzel w piłkarskiej akademii, obawiam się, że w innych sekcjach może być jeszcze gorzej. Dla przykładu sekcja hokeja nie ma klas sportowych. Był pomysł, żeby otwierać je od roku szkolnego 2023/24, ale nie wiem, na jakim etapie jest ta sprawa.
Każdy z powyższych argumentów to moje prywatne, subiektywne zdanie. Jednak poparte argumentami, a przede wszystkim obserwacjami tego, co się dzieje w klubie w klubie i akademii przez wiele lat. Mam świadomość, że wiele cierpkich słów padło pod kątem szefów akademii, a mniej trenerów. Każdy kto pracuje w większej firmie (tak naprawdę każdego rodzaju działalności) zdaje sobie sprawę, że to jak wygląda działalność przedsiębiorstwa i wizja, jaką ma, zależy od jego zarządzania. To, że ktoś źle pracuje na danym stanowisku jest winą przełożonego, bo takiego pracownika należy nauczyć, później wymagać, a jeśli olewa swoje obowiązki: ukarać lub zwolnić. Na takich samym zasadach musi funkcjonować akademia. Wychowywać nam w pierwszej kolejności zawodników, w dalszej być może trenerów czy pracowników. Akademia to też budowanie społeczności. Nie każdy będzie piłkarzem, ale każdy z tych chłopaków powinien być częścią całej rodziny GieKSy, a to już dłuższy proces.
Obecnie akademia Młoda GieKSa to ładna fasada z zewnątrz, a w środku wiele rzeczy wygląda zdecydowanie gorzej. Nie pozostaje nic innego, jak zacząć w końcu układać to jak należy.
Zachęcam Was do dyskusji, bo jak widać jest o czym. Być może macie inne spostrzeżenia w tym temacie. Mam świadomość, że mogę się mylić w wielu miejscach, więc jeśli ktoś chce mnie sportować, to zapraszam. Jeśli pomyliłem liczby, nazwiska czy daty, to z góry przepraszam – pamięć bywa ulotna.
Z GieKSiarskim pozdrowieniem!
Leszek Górecki
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Sebastian
11 września 2023 at 20:53
Witam. O wychowanków naszego klubu pytają bardzo dobre zespoły w tym mistrz Polski,ale my ich nie sprawdzamy, pościć te nie chcemy, a czasami jest i tak że po fakcie mówi się jednemu czy drugiemu że pytał o ciebie… I wtedy ch… cię trafia bo kochasz ten klub i nie rozumiesz takiego prowadzenia wychowanka.
Kucharz74
12 września 2023 at 10:19
1.trenerzy zatrudniani na caly etat za godziwe pieniądze nie 500-1000zł
2.dostep do psychologa sportowego dietetyka trenera motoryki
3.trening wysilkowy dostosowany do danego zawodnika waga,wzrost,wiek
4.lekarz sportowy wyznaczony przez klub
To na początek bez tych podstaw niestety możemy się dalej bawić Ino gieksa!!!
Bolo
12 września 2023 at 11:08
Niestety nasza GIEKSA ma najsłabsze szkolenie młodzieży z pośród klubów ościennych,nawet mały klubik jak Rozwój który ma dwa razy mniej dzieciaków jest dużo lepszy.Brak dobrych trenerów i co za tym idzie pomysłu i zaangażowania.
Mleczak
12 września 2023 at 15:08
Szacun za powyższy art. Clue jest takie, że nie ma osoby zarządzającej z prawdziwego zdarzenia. Liczyłem, że wraz z pojawieniem się Pańpucha, było nie było wieloletniego pracownika osławionego Gwarka, zmieni coś i u nas. Być może jest jeszcze za wcześnie by oceniać, ale na razie szału nie widać. Chociaż nieuczciwie jest mówić, że akademia stoi w miejscu. Natomiast dynamika progresu musi być większa bo jak z powyższego wynika, dużo rzeczy funkcjonuje źle lub wcale. Dla dobra GieKSy mocno liczę, że jakiś wychowanek na dobre przebije się do pierwszego składu!