Piłka nożna
Złodzieje marzeń [GŁOS FORUM]
Od 14 zgoła lat miałem marzenie, ale nie tylko ja je miałem mieli je wszyscy kibice GieKSy. Wygrane derby z Ruchem. Dnia 22 października bieżącego roku po 2 godzinach marzenie to legło w gruzach. Wypowiedzi na Forum są wypełnione złością, niedowierzaniem, frustracja, ale czy ktoś się może dziwić temu, bo ja nie.
cichy1964
wstyd kurwa
jak zwykle jest wazny mecz to oni to spierdolili.Czlowiek ma dosc powoli tego masochizmu ![]()
Michał1964
Zrozumcie jedno dopóki nie będzie nowego stadionu nie będzie awansu ponieważ miasto z ambicjami jakim są Katowice nie pozwoli sobie na granie w ex na komunistycznym relikwie Krupa woli się po lansować na TDP czy siatka w spodku. Piłkarze maja pozwolenie od miasta ze mogą nas jawnie sprzedawać i nie piszcie mi ze nie wytrzymują presji bo się kompromitujcie. Zbyt wiele mam lat aby nie widzieć tego ze nas jawnie sprzedali który to już raz i czarny huj im w dupę tego życzę z całego serca. Kurwa jak ja tych skurwysynow nienawidzę zaraz mnie rozpierdoli.
Arkan
Wypierdalac darmozjady
IRON
Zjebali pierwszą połowę koncertowo, od ok 70 minuty starali się przycisnąć smrodów co w efekcie zdobyliśmy bramkę. Spora nieskuteczność, głupie straty piłek. Niestety smrody pokonały nas swoim głównym atutem…mieli wychowanków którzy zapierdalali, brakami nadrabiali ambicją, a my ?, mamu grupę najemników, gwiazdeczek które przespały pierwszą część spotkania.Gonzo cień samego siebie… kurwa mać, oni powinni ich zjeść tam. Kurwa mać, w kolejnych derbach przypieczętujemy ich degradacje…
1500 luda do końca roku to będzie dobra frekwencja.. 1000-1200 przewiduję…
Picapao
Jest mi ich poprostu żal. Nawet nie ma co komentować tej kompromitacji. Jedna żółta kartka obrazuje to jak zapierdalali na dupach i robili wszystko by ten mecz „wygrać”. Frajerzy ograni przez juniorów. Wstyd.
tomzkat
Jak zwykle najważniejszy mecz i koncertowo przejebany przez piłkarzyków. To jest po prostu niemożliwe, nie wygralismy w ostatnich latach chyba żadnego ważnego meczu derbowego. Wstyd, chorzowscy z nami wygrali ambicją i wolą walki, widąć było zapierdalali i podbiegali pod naszych jak mieli piłkę. A my kurwa zajebista taktyka, rozgrywamy obrońcami i próbujemy wejść do bramki… Za ten mecz Mandrysz też ma swoje za uszami – wystawić Goncerza w 1 składzie w takim meczu? no kurwa
lukste
Pierwszy mecz na GieKSie mialem w 92r.
W tym czasie: raz lepiej,raz gorzej.
Bywało mega chujowo.Bywało nadspodziewanie dobrze.
Ponad polowa kibicowskiego zycia oczekiwania na te derby i…
Nie podaruje!!!
Majac wszystko co potrzeba”zawodowemu zespolowi” rodzą się: CIPY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!’!!!!!!!!!’!’!!!!!!!!’!!”!!’!!!!!!!!!!!!!!!!!
ZigiLaBlasta
Jak zwykle deja vu.
Gdy myślisz, że najgorsze już za drużyną, przychodzi mecz z wrogiem/dobrym rywalem. Kibice przyzwyczajeni do futbolowej szarości Katowic ponownie przybywają na estadio z nadzieją, że będzie wygrana. Dziś dodatkowo mecz z ruchem, największym rywalem po 14 latach przerwy. I co?
I zaś w pysk ????
Miały się posrać śmierdziele, posrali się nasi. Ruch był słaby, ale w tej ich całej ciulatej sytuacji organizacyjno-sportowej tworzy jakiś monolit. Widać, że te „no nejmy” chcą. A u nas jak u Pana Boga za piecem, tylko jakieś wymyślne taktyki na 1 Polska śmieszna ligę. Kolejny raz bramkarz ma na swoim koncie bramkę, kolejny raz ciągle do tyłu. Nie wiem czy w wygranych szpilach to się aż tak w oczy nie rzuca?
Nie wiem co chciał osiągnąć Mandrysz wystąpieniem Goncerza, ale qrwa to nie bajka i to że kiedyś groł w Ruchu nie spowoduje, że nagle 22.10.2017 odzysko celność i pewność gry, którą stracił jakiś rok temu. Kolejny raz zrobił mu tylko niedźwiedzią przysługę. Chciałoby się jeszcze coś napisać, ale to i tak nic nie zmieni. 14 lat czekania …. i w pysk.
19mózG64
Powiem tak, bywały momenty w meczu gdzie NA ŚRODKU BOISKA nie było nikogo, wszyscy byli na obrzeżach tj. albo w obronie (to zrozumiałe) albo wszyscy poustawiani na skrzydle.
Jakim cudem oni chcą strzelić gola ciągle biegając tym skrzydłem?!
Kiedyś moi znajomi grali w podstawówce w piłkę w różnych klubach i mieli lepsze zgranie i przyjęcie piłki niż oni.
Przecież takich rzeczy to dzieci uczyły się z brawo sport (przyjmuj jak Ronaldo, kiwaj jak Nedved itp itd…)
Oni dziś zagrali jak by to był kolejny zwykły mecz,
pracownicy klubu z Katowic vs ambitni piłkarze z chorzowa 1:2 ![]()
Wystawienie Goncerza na defensywnie ustawionych rywali. Pozdro dla trenera… ![]()
SylweK
Pierdolenie, że przerwanie szpilu pomogło przeciwnikowi. Ciągłe szukanie powodów kajś indziej. Spierdolony skład, paralitycy na boisku. Ciekawe co według Mandrysza pomogło smrodom gdy strzelali na 1 i 2:0. Na chuj wystawia Goncerza, który ostatnie pare meczy nie grał. Tragiczny trener, tragiczni piłkarze, a efekt tego dzisiaj wiedzieliśmy. Teraz nawet najlepsza promocja szpilów nie pomoże, skoro co derby/szansa na duży skok w tabeli to wpierdol.
Zajczak
Dla mnie to koniec tej niby drużyny, wszystko można było jakoś wybaczyć ale porażki że smrodami, w takim stylu nie wybaczę. Won
marcin GieKSa
Przykro to pisac ale poraz kolejny w waznym meczu(chyba najwazniejszym od lat)piłkarze Nas upokorzyli!i to ten bankrut , wyszydzany grajacy sciepami nas upokorzył u siebie na stadionie!juz nawet nie mam sił aby sie wkurwiac!poprostu trzeba zdac sobie z tego sprawe ze chuja z tego bedzie z tej druzyny(kolejny rok wegetacji w tej skurwiałej lidze)a i podejrzewam ze i miasto ma tez na wszystko wyjebane , tylko karmi naiwniakow swoimi opowiesciami bo sport na poziomie to ma byc w spodku.plakac sie chce!
Lars
Ja już po prostu nie mam siły na te porażki i upokorzenia. Jedyne co jest plusem, to te emocje przed meczem, oczekiwanie i unosząca się nad stadionem atmosfera derbów. Kordon cymbałów z ochrony przy wyjściu piłkarzy ruchu, pełny stadion, „pożar”, choćby dlatego warto było na to czekać. Żaden inny przeciwnik nigdy nie dostarczy takich emocji. Niestety obecne pokolenie piłkarzy nigdy tego nie zrozumie, jak prestiżowe jest rozpierdolenie największego wroga na boisku. Teraz to w Chorzowie jest wielkie święto, a my mamy ślad po kolejnym, tym razem największym liściu w ryj.
tommywie
I znowu… i znowu, i znowu, i znowu, i znowu, i znowu… znowu te zjebane piłkarskie spierdoliny plują nam w ryj, gdy zaczynamy wierzyć, że jesteśmy na dobrej drodze, że mamy szansę coś osiągnąć, gdy gramy mecz z najgorszym wrogiem… ja mam już dosyć, całe życie w mieście typowo niebieskim, gdzie 9/10 znajomych jest niebieskich, całe życie musieć walczyć o bycie GieKSiorzem, a te szmaty sobie wezmą gruby hajs za kolejny miesiąc i dzisiaj już sobie smacznie i spokojnie śpią… powinni kurwa za każdy uśmiechnięty ryj chorzowskiego dostać liścia, jak nie buta!
czy tam nie ma jednego kurwa człowieka, który by przed meczem im wytłumaczył czym są derby z chorzowskimi?! żeby im puścił kurwa spodek 98, wodospad na blaszoku, który by im przez miesiąc przed meczem codziennie powtarzał, że śmierdzele ruchają im matki, żeby kurwa wyszli na ten plac i chcieli ich zagryźć! tam powinny kurwa trzeszczeć kości, lać się krew, sypać się kartki, a tu kurwa jedna żółta – to pokazuje poziom agresji tych pizd w naszych koszulkach…
sorry, ja już rzygam tymi upokorzeniami, wypisuję się z tego, nara…
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Kibol
25 października 2017 at 06:56
Co wyscie zrobili z tego klubu mandrysz i kopacze odchodzcie wstydu oszczedzcie cała Polska z nas sie smieje a cały Śląsk i Zagłębie posrane po pachy z tego smiechu ludzie co za czasy tragedia i katastrofa w tych Katowicach
RUDA SLASKA
25 października 2017 at 14:36
z perspektywy juz terz widac co potrafia nasi kopacze!!?? nic!!! kibicow duzo oprava jako tako ambicji woli walki BRAK!!! jedeyny plus tych derbow to to ze po meczu 2 naszych piklarzy ruszylo do pajaca z ruchu kery za bardzo sie afiszofol i madrowol.
moral!!!!!
trener porazka!!!!!!!!
zawodnicy 99% porazka !!!!!!!!