Dołącz do nas

Piłka nożna

Pełna dominacja [Relacja]

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Trener Piekarczyk o dziwo w dzisiejszym spotkaniu wystawił tą samą jedenastkę, która zagrała z Arką w Gdyni. Mimo wielu pretensji m.in do Burhkhardta, Goncerza, Jurkowskiego czy Frańczaka Ci zawodnicy otrzymali szansę na zrehabilitowanie się za ostatnią porażkę.

Skład GieKSy:

Kuchta – Czerwiński, Kamiński, Jurkowski, Pietrzak – Frańczak, Pielorz, Trochim, Burkhardt, Wołkowicz – Goncerz.

Już pierwsze minuty spotkania wskazywały na to, że dzisiejszy mecz będzie ciekawym widowiskiem. Obie drużyny postanowiły nie kalkulować i nastawiły się na atak. Z tej małej wojenki zdecydowanie lepiej wyszli zawodnicy GieKSy, którzy za sprawą Goncerza trzykrotnie pokonali Pogorzelca – bramkarza gości.  Pierwsza bramka padła już w 6. minucie. Goncerz otrzymał idealne podanie od Pielorza, zatańczył jeszcze z obrońcą z Kluczborka i będąc w polu karnym umieścił piłkę przy słupku. Kolejna bramka padła w 20. minucie. Faulowany na 25 metrze został Frańczak. Do piłki podszedł Pietrzak, zacentrował w pole karne a tam Goncerz, mimo zagrania ręką obrońcy gości zdołał umieścić piłkę pod poprzeczką. Hattrick został skompletowany w 28. minucie. Trochim odegrał głową do Gonza, ten przyjął piłkę na klatę i uderzył nie obrony.  Katowiczanie dalej atakowali, jednak bez skutecznie. Goście zdołali raz zagrozić naszej bramce. Piłkę w polu karnym otrzymał Kojder, nie atakowany przez nikogo huknął w poprzeczkę.

Zawodnicy beniaminka, dłużej niż jest to w zwyczaju spędzili czas w szatni. Mocno zmotywowani goście w pierwszych minutach drugiej połowie odważnie zaatakowali bramkę strzeżoną przez Kuchtę. Dogodną sytuację miał Kursa oraz Kowalczyk, jednak goście uderzali niecelnie albo zbyt słabo by pokonać naszego bramkarza.  W 66. minucie dobre podanie otrzymał w polu karnym Nitkiewicz, jednak będą sam w polu karnym przyjął sobie tak piłkę, że nasi defensorzy zdołali dobiec i zatrzymać uderzenie. Chwilę później Goncerz wygarnął piłkę Orłowiczowi, popędził praktycznie sam na bramkę gości, niestety zbyt długo holował piłkę i nie zdobył czwartej bramki.  W 79. minucie bramkę dla MKS-u zdobył Piotr Giel, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego. Był to zasłużony gol dla drużyny z Kluczborka. Ten gol dla gości podziałał na naszą drużynę jak płachta na byka. Katowiczanie ruszyli do ataku i już kilka minut później bramkę powinien zdobyć Frańczak, jednak z najbliżej odległości po idealnym dośrodkowaniu Pietrzaka trafił jedynie w poprzeczkę. Nasz skrzydłowy nie pomylił się w kolejnej sytuacji i zdobył czwartą bramkę dla naszej drużyny. Znów Pietrzak podał w pole karny i Frańczak uderzeniem z pół woleja pokonał Pogorzelca. W końcówce rywali dobił Goncerz, który pewnie wykorzystał rzut karny.

W tym spotkaniu wyszło ogromne doświadczenie trenera Piekarczyka. Trener nie dokonał rewolucji w składzie, dał drugą szansę zawodnikom którzy zawiedli w Gdyni a Ci odwdzięczyli się piękną i skuteczną grą. Dawno nie oglądaliśmy tylu bramek dla GieKSy w jednym meczu. Brawo Orzech, brawo Goncerz, brawo GKS!

 

 



3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Igor

    22 sierpnia 2015 at 23:03

    Oby ten mecz był przełamaniem… Najważniejsze, że grają, biegają i walczą, na tym materiale można zbudować drużynę. Drastyczna różnica w porównaniu z zeszłym rokiem, kiedy to Gieksa dreptała po boisku…

  2. Avatar photo

    Irishman

    23 sierpnia 2015 at 08:53

    Faktycznie to już nie jest ta GieKSa ani z zeszłego roku, ani nawet z poprzednich lat, gdy przyjeżdżały tu jakieś nieznane szerzej drużyny… jak po swoje. Dziś taka, otwarta z nami gra boleśnie się dla nich kończy.
    Oczywiście nie ma co popadać w huraoptymizm, po tym meczu, bo Kluczbork jakimś bardzo wymagającym rywalem nie jest. Z takimi, lepszymi rywalami musimy się dopiero nauczyć grać. Ale ja wierzę w tą siłę spokoju „rybiorza” Piekarczyka. 7 lat temu zabrakło nam wszystkim cierpliwości do jego metod i potem płaciliśmy za to przez kolejne lata. Tak więc @kibic jeśli pytasz, czego nam dziś brakuje, aby GieKSa był znów silna to odpowiem, że właśnie CIERPLIWOŚCI do pracy Cygana, Proksy i Piekarczyka! Wiem, rozumiem to zniecierpliwienie, po tych 10-ciu latach poza ekstraklasą ale musimy jeszcze zacisnąć zęby i poczekać – oby tylko parę miesięcy.

    Tak jak pisałem, nie ma co rozpływać się w zachwytach nad grą, bo przeciwnik był wczoraj słabszy ale powinniśmy się bardzo cieszyć z przebudzenia naszego kapitana! Facet ma wreszcie spokojną głowę i to zaraz widać na boisku.
    Ja cieszę się także z kolejnego niezłego meczu Trochima, który „maczał palce” w dwóch bramkach w I połowie oraz konsekwencji Piekarczyka, który wywalił z I drużyny Bębenka (tak jak w minionym sezonie Petasza). Niech sobie co nieco chłop przemyśli, a dzięki temu szansę dostali Bętkowski i Januszkiewicz – oby to wykorzystali.

  3. Avatar photo

    kibic

    23 sierpnia 2015 at 15:38

    ok moze masz racje,brak cierpliwosci ale nie wpadajmy w zachwyt po jednym meczu tylko grajmy tak dalej aby mecze jak z arka czy gorolami za miedzy sie nie powturzyly,a pretensje do Cygana ,Proksy bede mial bo klamia na temet rozmow z zawodnikami na temet transferow ciagle jest z tym zle bo luki w obronie sa golym okiem widoczne a sam Goncerz w kazdym meczu bramek nie bedzie strzelal a napastnikow brak ,z takim kluczborkiem powinnismy grac na 2 napastnikow tylko ze w klubie niema 2 napastnika gotowego do gry w pierwszym skladzie a to jest wina tej dwujki ze niema nikogo a juz nie wspomne ze co najmniej trzeci powinien siedziec na lawce rezerwowej,wiec czy nie mam racji,jedno moge przyznac pomylilem sie co do Trochima ok ale co do reszty ttransferow na chwile obecna na minus bo po Burkchardzie wiecej sie spodziewalem bo Bebenka na chwile obecna wogule niema co oceniac

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga