Piłka nożna Prasówka
Rozklepali nas jak kotlet schabowy! Media po meczu GKS-MKS
Zapraszamy do przeczytania fragmentów opinii mediów na temat meczu GKS Katowice – MKS Kluczbork 5:1 ( 3:0 ). Bramki dla GieKSy zdobyli: Grzegorz Goncerz 7, 19, 27, 87 (k) oraz Adrian Frańczak 82; dla MKS-u Kluczbork: Piotr Giel 78.
nto.pl – Wysoka porażka MKS-u Kluczbork
Nasz zespół uległ w Katowicach miejscowemu GKS-owi 1-5. Bohaterem meczu był król strzelców 1 ligi z poprzedniego sezonu Grzegorz Goncerz, który zdobył cztery gole.
Ostatni raz MKS pięć goli w jednym spotkaniu stracił 7 maja 2011 roku. To było podczas pierwszego pobytu kluczborskiego klubu w 1 lidze. Przegrał wówczas w Szczecinie z Pogonią również 1-5. Wysoka przegrana naszej drużyny może zaskakiwać. Owszem należało się liczyć z porażką, bo w końcu GKS typowany jest do walki o awans do ekstraklasy. Tyle, że w dwóch poprzednich kolejkach katowiczanie dwa razy ulegli po 0-1, a na dodatek prezentowali się dość słabo. Biało-niebiescy z kolei zagrali dwa dobre mecze.
mkskluczbork.pl – GKS Katowice – MKS Kluczbork 5:1 (3:0)
Gospodarze już w 7 minucie objęli prowadzenie. Grzegorza Goncerza w pole karne wypuścił Łukarz Pielorz, a pierwszoligowy król strzelców z ubiegłego sezonu pokazał, że nie był to przypadek. Napastnik w czarno-żółtym stroju wymanewrował naszą defensywę i po ziemi pokonał Oskara Pogorzelca.
Nasz młodzieżowy golkiper kilkadziesiąt sekund później znów musiał zmierzyć się z Goncerzem. Zdobywca pierwszego gola przymierzył z 17 metrów, ale reprezentant Polski piękną paradą wyekspediował futbolówkę na róg. Katowicki „Blaszok” ryknął „Jeszcze jeden!”, czym wyraźnie pobudził swoich pupili.
[…] Druga bramka padła po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Pietrzak wrzucił piłkę w szesnastkę, nie sięgnął jej Łukasz Ganowicz, przewrócił się Adam Orłowicz i bohater tej części gry Goncerz z bliska wpakował ją pod poprzeczkę. Taki obrót sprawy wcale nie zadowolił podopiecznych Marka Piekarczyka. – Rozklepali nas jak kotlet schabowy – mówił przez mikrofon reporter Radia Opole Adam Wołek. Rzeczywiście, bramka numer trzy to popis gry zespołowej katowiczan, gdzie tym razem ostatnim podającym był Wojciech Trochim, a wpisującym się do sędziowskiego raportu i kompletującym klasycznego hattricka oczywiście… Goncerz.
[…] Na drugą odsłonę biało -niebiescy wyszli z mocnym postanowieniem poprawy i gra zaczęła toczyć się na połowie rywala. Nasi zaczęli sprawiać lepsze wrażenie, lecz było to wciąż za mało, by odwrócić losy zepsutego wieczoru w Katowicach.
[…] MKS złapał w końcu trochę powietrza. W 79 minucie będący w narożniku Orłowicz dokładnie podał do wprowadzonego po przerwie Piotra Giela. Nasz snajper numer jeden z 2 ligi przytomną główką przelobował Mateusza Kuchtę. Był to tylko łabędzi śpiew naszej jedenastki. W odpowiedzi, niemalże natychmiast w poprzeczkę przymierzył Frańczak i był to tylko wyrok odroczony, gdyż pomocnik GKS-u w 82 minucie już się nie pomylił i podwyższył na 4:1. Katowicki pogrom zakończył z 11 metrów Goncerz, wymierzając sprawiedliwość po faulu na Frańczaku, pretendując zarazem do tytułu gracza nie tylko meczu ale i całej kolejki.
infokatowice.pl – Przebudzenie Goncerza. Pewne zwycięstwo GieKSy
[…] GKS Katowice ostatnio nie rozpieszczał swoich kibiców. Po dwóch porażkach z rzędu, w tym u siebie z Zagłębiem Sosnowiec, podopieczni trenera Piotra Piekarczyka przystąpili do meczu z Kluczborkiem żądni zwycięstwa i od pierwszych minut zaatakowali swoich rywali.
[…] W drugiej połowie przez pierwsze 30. min z boiska wiało nudą. GKS grał niemrawo, a ataki gości, którzy próbowali strzelić honorowego gola, nie były w stanie zagrozić bramce bronionej dzisiaj przez Mateusza Kuchtę.
sportslaski.pl – Powrót Króla
Dużo pracy miał w dniu wczorajszym…. pracownik klubu odpowiedzialny na zmianę wyniku na stadionowym zegarze. Tablice trzeba było wymieniać w 7, 19, 28, 82 i 87 minucie spotkania. Gospodarze pewnie wygrali 5-1 a cztery bramki zdobył Grzegorz Goncerz. Kibice żartowali, że nastąpił „Powrót Króla”.
[…] GieKSa odniosła pewne, przekonywujące zwycięstwo. Dobrą formę katowiczanie muszą jednak utrzymać najbliższych spotkaniach z Pogonią Siedlce i Miedzią Legnica.
katowickisport.pl – Niezwykły wyczyn Goncerza w meczu z MKS Kluczbork!
Grzegorz Goncerz przypomniał, że był królem strzelców w poprzednim sezonie. Zaliczył niezapomniany wieczór i czterema golami przesądził o wygranej GieKSy z MKS-em Kluczbork aż 5:1.
W pierwszej połowie istniała jedna drużyna, ta z Katowic. Goście z Kluczborka zaatakowali tuż po gwizdku, ale później byli tylko tłem dla gospodarzy. Sporo wiatru robił Wojciech Trochim, a zawodnicy GKS-u wchodzili w pole karne MKS-u jak w przysłowiowe masło. Szybko okazało się, że sobotni wieczór należy do jednego piłkarza.
[…] Po zmianie strony obraz spotkania uległ zmianie. Wysokie prowadzenie mocno uśpiło gospodarzy. Pewna swego GieKSa cofnęła się do obrony, a dużo śmielej poczynali sobie goście z Kluczborka.
[…] Chęć do ataków zmniejszyła się gościom po około 20 minutach, gdy wynik mimo ich starań nie ulegał zmianie. Tempo spotkania spadło, które stało się… nudne. GKS niby kontrował, ale brakowało w akcjach dokładności. MKS niby dążył do wyrównania, ale skuteczność gości pozostawiała wiele do życzenia.
slask.sport.pl – Grzegorz Goncerz show. Cztery gole kapitana!
[…] Popularny „Gonzo” miał okazje bramkowe i doskonale wiedział, jak zamieniać je na radość trybun. Najpierw ośmieszył obrońców MKS-u, później ci… ośmieszyli się sami, w końcu – tak dla odmiany – świetną asystą popisał się Wojciech Trochim. Tak oto jeszcze przed upływem pół godziny gry Goncerz świętował klasycznego hat tricka. Król strzelców poprzedniego sezonu powrócił na właściwe tory!
W pierwszej połowie trudno było znaleźć w GKS-ie słabsze ogniwo. Bo tak jak efektownie było w ofensywie, tak też nie można było przyczepić się do tego, co w obronie. Zresztą przed przerwą goście poważnie zagrozili Mateuszowi Kuchcie tylko raz, i to dopiero przy trzybramkowym prowadzeniu GieKSy.
[…] Gościom należy jednak oddać, że do pewnego momentu wyglądali lepiej od GieKSy. Ba, w 78. minucie dopięli swego, gdy większych szans Kuchcie nie dał – precyzyjnym strzałem głową – rezerwowy Piotr Giel. Ale kiedy zanosiło się na to, że końcówka będzie należała – z punktu widzenia gospodarzy – do nerwowych, GKS w efektownym stylu rozwiał wszelkie wątpliwości. Wszystko za sprawą Adriana Frańczaka, który pokonał Oskara Pogorzelca mocnym, mierzonym strzałem.
Na tym wcale nie koniec, bo – po faulu na Aleksandrze Januszkiewiczu – ekipa Piotra Piekarczyka miała jeszcze rzut karny. Do piłki – wiadomo – podszedł Goncerz i uderzył tak, jak w tym spotkaniu przyzwyczaił, czyli bez litości dla rywali.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze