Hokej Piłka nożna Podcasty Prasówka Siatkówka
Media o GieKSie: Dla kogo „Złoty Buk”?
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
Rozgrywki II ligi piłkarskiej w 2019 roku zostały zakończone. Piłkarze na „półmetku” sezonu zajmują trzecie miejsce w tabeli. W ostatniej kolejce GieKSa pokonała na wyjeździe Bytovię Bytów 2:1 (0:1). Prasówkę o tym meczu znajdziecie tutaj.
Ekstraliga kobiet dwa tygodnie temu zakończyła rundę jesienną. W ostatni weekend zostały rozegrane mecze 1/8 Pucharu Polski: piłkarki pokonały drużynę Bielawianka Bielawa 5:0 (2:0). Losowanie następnej rundy 12 grudnia, a mecze będą rozgrywane 15 – 16 lutego przyszłego roku.
Siatkarze rozegrali w minionym tygodniu dwa spotkania w ramach rozgrywek PlusLigi. Pierwszy z nich siatkarze wygrali (w Szopienicach) z MKS-em Będzin 3:1, w drugim GieKSa przegrała na wyjeździe z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, 1:3. W tym tygodniu drużyna rozegra jedno spotkanie, z drużyną Verva Warszawa Orlen Paliwa (w Szopienicach, w sobotę).
Pracowity tydzień mają za sobą hokeiści, którzy rozegrali trzy spotkania. Drużyna we wtorek pokonała GKS Tychy 4:3, w piątek przegrała z kolei z Cracovią 0:4 i w niedzielę w derbach Katowic wygrała z Naprzodem 8:0.
PIŁKA NOŻNA
kobiecapilka.pl – Ćwierćfinaliści Pucharu Polski
Siedem klubów z Ekstraligi oraz perełka z Tarnowa awansowały do wiosennych ćwierćfinałów Pucharu Polski.
W weekend 30 listopada / 1 grudnia rozegrane zostały mecze 1/16 finału Pucharu Polski. Awans do meczów ćwierćfinałowych wywalczyło siedem klubów grających w Ekstralidze kobiet oraz jeden pierwszoligowiec.
Do ćwierćfinałów PP awansowali: GKS Katowice, Górnik Łęczna, KKP Bydgoszcz, Medyk Konin, Czarni Sosnowiec, UKS SMS Łódź, Olimpia Szczecin i Tarnovia Tarnów.
Mecze ćwierćfinałowe odbędą się w przyszłym roku. Poprzedzi je losowanie par. W przeciwieństwie do lat ubiegłych od tego sezonu na poziomie ćwierćfinałów i półfinałów rozgrywane będą pucharowe dwumecze.
sportdziennik.com – Szwedzik: Czeka mnie bardzo dużo pracy
Rozmowa z Patrykiem Szwedzikiem, napastnikiem GKS-u Katowice.
Sobotni wieczór z pewnością zapamiętasz na długo. W wygranym 4:0 meczu z Gryfem Wejherowo zdobyłeś swoją pierwszą bramkę w seniorach, ustalając wynik. Jakich rad udzielił ci trener Rafał Górak, gdy wchodziłeś na boisko w miejsce Dawida Rogalskiego?
Patryk SZWEDZIK: – Trener mówił to co zwykle. Polecił, bym trzymał się zadań taktycznych, jakie nam nakreślił przed spotkaniem. Udało mi się je przyswoić i wykorzystać w najlepszy możliwy sposób.
2 grudnia skończysz 18 lat i już możesz się pochwalić golem na szczeblu centralnym. Jak go będziesz wspominał?
Patryk SZWEDZIK: – To wspaniałe uczucie. Bardzo się cieszę, że udało mi się zdobyć bramkę, ale zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze bardzo dużo pracy. Jeśli chodzi o samo trafienie, to Szymek Kiebzak dostał piłkę na lewej stronie boiska, podciągnął z nią w kierunku bramki i idealnie – zewnętrzną częścią stopy – dośrodkował na moją nogę. Pozostało mi jedynie dopełnić formalności.
[…] Co sobie wtedy pomyślałeś?
Patryk SZWEDZIK: – Że spełniło się moje marzenie z dzieciństwa. To był dopiero twój trzeci występ w II lidze. Wcześniej wchodziłem na końcówki spotkań przeciwko Bytovii i Górnikowi Łęczna. Można więc powiedzieć – do trzech razy sztuka.
[…] Od 9 sierpnia tego roku jesteś zawodnikiem pierwszego zespołu, ale piłkarskich szlifów nabierałeś w Akademii Młoda GieKSa…
Patryk SZWEDZIK: – Zgadza się. Moim pierwszym trenerem był Michał Chmielowski, a po nim pieczę nade mną przejął Adrian Napierała. Ci szkoleniowcy prowadzili mnie w drużynie juniorów.
Dla kogo „Złoty Buk”?
Adrian Błąd, Arkadiusz Jędrych i Dawid Rogalski zostali nominowani do miana „Piłkarza roku” w tradycyjnym plebiscycie „Złote Buki”, od lat podsumowującym rok w GKS-ie Katowice.
Ten miniony – delikatnie mówiąc – nie był udany dla najważniejszych sekcji GieKSy. Hokeiści nie awansowali do upragnionego finału PHL, siatkarze uplasowali się poza czołową szóstką PlusLigi, a „creme de la creme” to spadek piłkarzy z zaplecza ekstraklasy. Udział w tym mieli Błąd i Jędrych – podobnie jak w udanej jesieni na boiskach II-ligowych. Doceniono też Dawida Rogalskiego. Napastnik ściągnięty w lipcu z Tychów strzelił 8 goli. Głównym architektem kończącej się rundy jest oczywiście trener Rafał Górak, dlatego trudno się dziwić, że „powrót Rafała Góraka” stanowi kandydaturę w kategorii „wydarzenie roku”.
Głosy w plebiscycie „Złote Buki” można oddawać do niedzieli za pośrednictwem strony internetowej zlotebuki.gkskatowice.eu. Uroczysta gala odbędzie się w czwartek, 5 grudnia, w auli Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Dodajmy jeszcze – czy ktoś to pamięta?! – że w poprzednim roku statuetkę dla najlepszego piłkarza zgarnął Lukas Klemenz.
LISTA WSZYSTKICH NOMINACJI W PLEBISCYCIE „ZŁOTE BUKI 2019”
Piłkarka roku: Kinga Kozak, Klaudia Miłek, Joanna Olszewska
Piłkarz roku: Adrian Błąd, Arkadiusz Jędrych, Dawid Rogalski
Siatkarz roku: Emanuel Kohut, Marcin Komenda, Rafał Szymura
Hokeista roku: Dusan Devecka, Grzegorz Pasiut, Filip Starzyński
Wydarzenie roku: mistrzostwo Polski szachistów, podwójny brąz hokeistów, powrót Rafała Góraka
SIATKÓWKA
plusliga.pl – Środa z PlusLigą: GKS Katowice – MKS Będzin 3:1
GKS Katowice pokonał MKS Będzin 3:1 (25:21, 23:25, 25:22, 27:25) w meczu 7. kolejki PlusLigi. Gospodarze przystąpili do spotkania w dobrych humorach po ostatnim wyjazdowym spotkaniu i tylko w drugim secie pozwolili gościom przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. MVP został wybrany Jakub Jarosz.
GKS Katowice przystąpił do derbowego starcia z będzińskim klubem po upragnionym zwycięstwie.
[…] Pierwszą partię lepiej rozpoczęli gospodarze. Serią bardzo dobrych zagrywek popisał się Jakub Szymański 4:2 i 5:2. Do tego w kontrataku świetnie spisywał się Jakub Jarosz. Będzinianie starali się odrabiać straty.
[…] Jednak w kolejnych akcjach dużo skuteczniejsi byli siatkarze GKS-u 12:9. Dobrze czytali grę na siatce i ustawiali szczelny blok 14:10. Od tego momentu goście nie potrafili znaleźć żadnego sposobu, aby zatrzymać rozpędzonych rywali 14:20. Popełniali przy tym sporo, niewymuszonych błędów. Co prawda w końcówce premierowej odsłony spotkania będzinianie odrobili kilka oczek 20:23, ale ostatnie słowo należało do zespołu z Katowic. Ostatni punkt, dzięki atakowi po bloku zdobył Jarosz 25:21.
MKS Będzin szybko wyciągnął wnioski z porażki. Kolejnego seta zaczął od prowadzenia 6:3. Z akcji na akcję coraz skuteczniejszy był Purya Fayazi 7:3. Katowiczanie mieli spory problem, żeby zatrzymać przeciwników 4:8. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza nie mieli zamiaru poddać się bez walki. Dzięki dobrej obronie i skutecznym kontratakom zniwelowali stratę do dwóch oczek 10:12. Z czasem zawodnicy MKS-u zaczęli popełniać proste błędy, które wykorzystali gospodarze 14:14. Do końca seta gra była wyrównana. Jednak tym razem to drużyna z Będzina zachowała więcej zimnej krwi 25:23. W ostatniej akcji Grzegorz Pająk popisał się skuteczną kiwką.
Trzeci set od pierwszej do praktycznie ostatniej akcji grany był punkt za punkt. Żadnej drużynie nie udało się wypracować bezpiecznej przewagi punktowej 10:10 i 16:16. Dopiero w drugiej połowie GKS Katowice, dzięki dobrej grze blokiem wypracował trzy oczka przewagi 21:18. W tej partii blok okazał się kluczowym elementem do zwycięstwa. W ostatniej akcji tego seta Jan Nowakowski właśnie blokiem zatrzymał atak Faryny 25:22.
Kolejna odsłona meczu rozpoczęła się od prowadzenia GKS-u 4:0. Podopieczni Jakuba Bednaruka nie mieli zamiaru oddać tej partii bez walki. Dość szybko doprowadzili do remisu 9:9. Tym razem to katowicki zespół musiał gonić wynik i szukać okazji do zrobienia serii, dlatego korzystał, ile mógł z pierwszego tempa i mocnej zagrywki. MKS oparł się na sile Rafała Faryny 20:20 i dopiero po pojedynczym bloku Firleja, katowiczanie odskoczyli na dwa oczka 22:20. Do końca gra była bardzo zacięta i emocjonująca 23:23 i 24:24. Ostatecznie w dwóch akcjach zapunktował Adrian Buchowski. Najpierw popisał sie skutecznym atakiem po bloku, a chwilę później posłał na stronę rywali asa serwisowego 27:25.
polsatsport.pl – ZAKSA pewnie pokonała GKS
W spotkaniu 8. kolejki PlusLigi Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrała z GKS Katowice 3:1. Po dwóch wyrównanych setach był remis, ale dwie kolejne odsłony przebiegały przy wyraźnej przewadze mistrzów Polski, którzy utrzymali pozycję lidera.
W pierwszym secie oglądaliśmy wyrównaną walkę obu ekip. Do stanu 20:20 katowiczanie dotrzymywali kroku ekipie mistrza Polski. Potem akcje kończył Aleksander Śliwka (23:20), ten sam zawodnik wywalczył piłkę setową (24:21), a w ostatniej akcji seta goście przebili piłkę w aut po ataku Kamila Semeniuka (25:22).
Druga odsłona toczyła się przy minimalnej przewadze przyjezdnych. W końcówce, po ataku Rafała Szymury odskoczyli na trzy oczka (18:21), potem mieli piłkę setową przy stanie 21:24. Siatkarze ZAKSY zdołali doprowadzić do rywalizacji na przewagi. Zwycięsko wyszli z niej goście, którzy rozstrzygnęli sprawę skutecznymi atakami Szymury i Jakuba Szymańskiego (24:26).
W trzeciej partii inicjatywę odzyskali podopieczni trenera Nikoli Grbicia, ale też przyczyniła się do tego nieco słabsza gra siatkarzy GKS. Po wyrównanym początku, ZAKSA zaczęła budować przewagę (16:11, 20:14) i w końcówce kontrolowała sytuację na parkiecie. As serwisowy Arpada Barotiego ustalił wynik na 25:18.
Podobny scenariusz miał kolejny set, w którym ZAKSA szybko uzyskała wyraźną przewagę (6:1). Katowiczanie próbowali jeszcze się odgryźć, zmniejszyli punktowy dystans, ale tylko na chwilę, bo środkowa część seta znów przebiegała pod znakiem dominacji gospodarzy (16:9). Kędzierzynianie spokojnie zmierzali po zwycięstwo. Baroti wywalczył piłkę meczową, a w kolejnej akcji Szymura zaatakował w aut (25:17).
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle – GKS Katowice 3:1 (25:22, 24:26, 25:18, 25:17)
HOKEJ NA LODZIE
hokej.net – GieKSa lepsza od Mistrza Polski. Błysk Da Costy
Hokeiści GKS Katowice pokonali aktualnego mistrza Polski GKS Tychy 4:3 po emocjonującym meczu do ostatniej syreny. Dwie bramki i asystę zaliczył Teddy Da Costa, były zawodnik tyskiej drużyny.
[…] GKS Katowice przystąpili do meczu bez chorego Robina Rahma. W jego miejsce do gry został desygnowany Michał Kieler. Rezerwowy bramkarz gospodarzy godnie zastąpił pierwszego golkipera. W meczu z mistrzem Polski obronił 26 z 29 strzałów.
Od pierwszych minut groźniejsze akcje tworzyli gospodarze. Mieli wiele okazji do zdobycia gola. Najbliżej tej sztuki był Jussi Makkonen, ale po jego strzale krążek odbił się od słupka
Niewykorzystana okazja błyskawicznie się zemściła. Alexander Szczechura znakomicie obsłużył podaniem Michaela Cichego, który zwiódł bramkarza i strzelił obok niego.
Chwilę później dobrą okazję do wyrównania miał Tadej Čimžar, jednak swój ofensywny rajd zakończył strzałem. Krążek leciał w okolice okienka, lecz John Murray fantastycznie złapał gumę.
Tyszanie dobrze rozpoczęli druga odsłonę. Już cztery minuty po wznowieniu gry pięknego gola zdobył Bartłomiej Jeziorski. Upadając na lód oddał strzał tuż nad taflą w długi róg, czym kompletnie zaskoczył Michała Kielera.
Po tym golu katowiczanie wyraźnie podkręcili tempo spotkania. W szeregi tyszan wkradła się dekoncentracja i zaczęli zarabiać kolejne minuty karne. W 30. gospodarze minucie zdołali zniwelować straty do rywali. Tuukka Rajamäki uderzył bez przyjęcia tuż pod poprzeczkę. Chwilę później podopieczni Piotra Sarnika rozgrywali zamek podczas gry w przewadze. Akcję strzałem z klepy zwieńczył Teddy Da Costa. Zrobił to na tyle dobrze, że umieścił krążek w siatce. To nie było ostatnie słowo gospodarzy tej tercji. W 37. minucie gry Grzegorz Pasiut zagrał przed bramkę do Jussiego Salmiego. Fin miał dużo czasu, więc oddał strzał w samo okienko tyskiej bramki. Tym samym dał prowadzenie swojej drużynie.
W kolejnych minutach tyszanie ruszyli do ataku chcąc wyrównać wynik spotkania. W 47. minucie nadziali się jednak na kontrę. Teddy Da Costa znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i wygrał tę próbę sił. Krążek po strzale Francuza odbił się od poprzeczki i wpadł do siatki.
W 51. minucie gry w niemal identycznej sytuacji jak francuski napastnik znalazł się Christian Mroczkowski. Jednak Michał Kieler w fantastyczny sposób wyczuł intencje Kanadyjczyka. „Mroczek” szybko się zrehabilitował. Gdy do końca meczu pozostawało pięć minut, tyski napastnik wjechał pod bramkę i z bliska oddał strzał w samo okienko. Tyszanom nie starczyło jednak czasu na wyrównanie.
GKS Katowice – GKS Tychy 4:3 (0:1, 3:1, 1:1)
Pewne zwycięstwo Cracovii z GieKSą. Świetny mecz Kopřivy
Hokeiści Comarch Cracovii w piątkowy wieczór odnieśli pewne zwycięstwo 4:0 z GKSem Katowice. Czyste konto zachował Miroslav Kopřiva, który obronił wszystkie 35 strzałów rywali.
[…] Do pierwszego składu gości wrócił bramkarz Robin Rahm, natomiast zabrakło w nim kapitana zespołu Grzegorza Pasiuta, wciąż zmagającego się z urazem nadgarstka. W drużynie gospodarzy szansę debiutu dostał nowy fiński napastnik Tomi Leivo.
GKS w pierwszych minutach meczu kontrolował wydarzenia na lodowisku Cracovii, a najlepsza okazję do zmiany wyniku miał Oskar Jaśkiewicz. W 10. minucie Ondrej Mikula dobrze zachował się pod bramką Robina Rahma i uzyskał prowadzenie dla Pasów, co skrajnie odmieniło przebieg gry. Krakowianie naciskali na GieKSę do samego końca tercji, zaś goście musieli raz po raz powstrzymywać mających wyraźny ciąg na bramkę rywali. Michal Vachovec i Tomi Leivo zdążyli sprawdzić umiejętności Rahma kilka razy przed końcem pierwszej tercji.
Po trafieniu Bahenskiego z 23. minuty stało się jasne, że dzieło odrabiania strat przez zespół Piotra Sarnika będzie bardzo trudne. Gościom brakowało agresji w tercji rywala i pomysłów na zaskoczenie jego obrony, zaś hokeiści Cracovii postawili na szybkość. Krakowianie strzelili w drugiej tercji jeszcze dwie bramki. Sześć minut po drugim golu dobrze uderzył Michal Vachovec, a na dwie minuty przed syreną Damian Kapica wykorzystał błyskawiczne wyjście z kontrą. GieKSa miała swoje szanse bramkowe, ale dobrze spisywał się bramkarz Miroslav Kopřiva, który bronił próby Makkonena i Čakajíka.
Hokeiści GKS-u nie mieli nic do stracenia, dlatego ruszyli od pierwszej sekundy trzeciej tercji na bramkę Cracovii i strzelali zdecydowanie częściej niż wcześniej. Dwa razy kapitalnie uderzał Teddy Da Costa, ale pierwsza próba obiła poprzeczkę, druga zatrzymała się na parkanie świetnie tego dnia dysponowanego Kopřivy. Miejscowi wytrzymali natarcia GieKSy i zaczęli odpowiadać swoimi akcjami. Obu drużynom brakowało jednak celności, a gra przez dłuższy czas toczyła się w wolniejszym rytmie. Ożywienie przyniosła dopiero sprzeczka Da Costy z Ježkiem, zakończoną karą dla obu zawodników. Do końca meczu wynik się nie zmienił i gospodarze po raz pierwszy wygrali w tym sezonie z GieKSą.
Comarch Cracovia – GKS Katowice 4:0 (1:0, 3:0, 0:0)
infokatowice.pl – GieKSa gromi Naprzód w derbach Katowic
W hokejowych derbach miasta GieKSa pokonała w Satelicie Naprzód Janów aż 8:0. Dwie bramki Trójkolorowi zdobyli grając w osłabieniu.
Od pierwszego gwizdka sędziego przewagę na lodowisku posiadali gospodarze, którzy objęli prowadzenie w 8 min. po strzale Cimzara. Wraz z upływem czasu przewaga GieKSy była coraz większa. Szczególnie w drugiej i trzeciej odsłonie długimi minutami goście nie byli w stanie wyjść z własnej tercji. O przewadze GKS-u najlepiej może świadczyć fakt, że aż dwie bramki zdobyli oni grając w osłabieniu, a janowianie w ciągu 60 minut oddali zaledwie 14 celnych strzałów na bramkę Kielera.
GKS Katowice – Naprzód Janów 8:0 (2:0, 2:0, 4:0)
sportdziennik.pl – „Steru” u steru!
Powoli się kończy wstydliwa sprawa fińskiego szkoleniowca GieKSy. Trzeba o niej jak najszybciej zapomnieć!
Rejterada Risto Dufvy z funkcji trenera hokeistów GKS-u Katowice sprawiła sporo zamieszania w klubie, zaś środowisko się rozdyskutowało. 56-letni Fin, choć w bogatym CV ma wiele sukcesów, swoim zachowaniem się skompromitował i postawił działaczy w mało komfortowej, delikatnie rzecz ujmując, sytuacji. Kontrakt Dufie został wypowiedziany i chyba sam zainteresowany powinien ponieść poważne konsekwencje, chociażby finansowe. Na linii Dufva – klub wiele pracy będą mieli prawnicy, którzy pewnie ustalą szczegóły rozstania.
Życie jednak nie znosi pustki i władze klubu powierzyły oficjalnie prowadzenie zespołu dotychczasowemu II trenerowi, Piotrowi Sarnikowi, który podpisał nowy kontrakt, obowiązujący do końca sezonu. To jedyne i jak najbardziej rozsądne wyjście z tej kłopotliwej sytuacji. „Steru”, jak mówią do niego koledzy, ma za sobą 135 występów oraz 26 goli w reprezentacji (7 x MŚ) oraz wiele sukcesów klubowych (2 złote medale z Cracovią, 4 srebrne i 3 brązowe oraz Puchar Polski z GKS Tychy). Z chwilą zakończenia sportowej kariery rozpoczął pracę trenera w SMS-ie, potem krótko w Zagłębiu Sosnowiec. Przez 2 sezony ściśle współpracował z Tomem Coolenem, doprowadzając GKS Katowice do wicemistrzostwa kraju oraz brązowego medalu oraz 3. miejsca w Pucharze Kontynentalnym. Od 2018 r. również jest selekcjonerem reprezentacji młodzieżowej i teraz kadra przygotowuje się na zgrupowaniu w Oświęcimiu do grudniowych mistrzostw świata Dywizji IB.
[…] Sarnik wraz ze swoim współpracownikiem, Tommim Satosaarim, specjalizującym się również w treningu bramkarzy, miał już okazję prowadzić drużynę w 7 spotkaniach i bilans jest wielce obiecujący. Wygrał 5, m.in. z GKS-em Tychy 4:3, 2 razy z Unią (1:0 i 2:1), przegrał z Zagłębiem 2:3 oraz Cracovią 0:4, bramki 21:14. Sarnik na pewno nie będzie dokonywał raptownych zmian, choć życie samo je wymusza. GKS Katowice nieźle prezentuje się w grze obronnej, ale musi popracować nad skutecznością. To największy mankament tego zespołu.
Sarnik teraz dzieli czas na zespół klubowy oraz reprezentację młodzieżową. Stale kursuje na linii Katowice – Oświęcim, zaś dom rodzinny w Jaworznie omija szerokim łukiem. W grudniu podczas młodzieżowych MŚ w Kijowie zajęcia GieKSy poprowadzi Satosaari. Nim jednak to nastąpi, GKS czeka jeszcze kilka meczów ligowych. Już dzisiaj dojdzie do potyczki z Podhalem, sąsiadem w tabeli, i będzie okazja do powiększenia dorobku punktowego. Jedno jest pewne – skuteczności nie da się poprawić z dnia na dzień.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.



Najnowsze komentarze