Dołącz do nas

Hokej Klub Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów o GieKSie: W Nysie tie-break dla GKS-u

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują informacje dotyczące klubu oraz sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W trakcie sesji Rady Miejskiej dyskutowano na tematy GieKSy. Wiceprezes GKS-u Łukasz Czopik został członkiem zarządu województwa śląskiego. Sekcje piłkarskie zakończyły rozgrywki, piłkarki przebywają na urlopach. Piłkarze rozpoczęli indywidualne treningi według rozpisek przygotowanych przez sztab szkoleniowy. W ubiegłym tygodniu siatkarze rozegrali jedno spotkanie w którym wygrali, na wyjeździe z PSG Stal Nysa 3:2.  Kolejne spotkanie drużyna rozegra w Gdańsku z Treflem, piątego grudnia. Hokeiści w ubiegłym tygodniu zmierzyli się z trzema przeciwnikami, w pierwszym spotkaniu przegrali na wyjeździe z Cracovią, 1:2. W kolejnych domowych meczach z KH Energą Toruń i STS-em Sanok zespół wygrał odpowiednio 8:4 oraz 3:1. W rozpoczętym tygodniu hokeiści rozegrają dwa domowe spotkania: dzisiaj z Zagłębiem i w najbliższy piątek z Podhalem.

 

KLUB

sportdziennik.com – O GieKSie na sesji

Radni i prezydent Marcin Krupa rozmawiali o GKS-ie Katowice i sporze włodarzy z kibicami.

Przed tygodniem na posiedzeniu Komisji Kultury, Promocji i Sportu katowiccy radni wysłuchali przedstawicieli kibiców GKS-u, którzy opowiadali o przyczynach trwającego bojkotu przeciwko prezesurze Marka Szczerbowskiego, a wczoraj temat GieKSy pojawił się na początku sesji rady miasta.

Prezydent Marcin Krupa podpisał symboliczną deklarację „Stop agresji w świecie sportu”, którą w listopadzie na konferencji prasowej zorganizowanej przez klub parafowali wcześniej przedstawiciele GieKSy, związków sportowych, policji i miasta, na czele z wiceprezydentami Waldemarem Bojarunem oraz Bogumiłem Sobulą. Nie uczynili wtedy tego przedstawiciele stowarzyszenia kibiców „SK1964”, zgłaszając zastrzeżenia do terminu i formy, w jakiej zostali zaproszeni na konferencję.
Przed radnymi wystąpił wczoraj prezes Szczerbowski, przypominając o wydarzeniach z kwietniowego meczu z Widzewem Łódź, podczas którego doszło do zadymy skutkującej zamknięciem stadionu przy Bukowej do końca poprzedniego sezonu.

– Staramy się monitorować i dokumentować wszelkie przejawy agresji. Mamy zarchiwizowany materiał liczony w tysiącach stron, który obecnie jest analizowany przez specjalistów z prawa cywilnego i karnego. Tam, gdzie sytuacja jest ewidentna, jesteśmy zmuszeni działać. Dlatego jako zarząd, dbając o poprawę bezpieczeństwa, jako zarząd wydaliśmy zakazy klubowe dla sprawców naruszenia porządku podczas meczu z Widzewem. Zakazy dotyczą 7 osób, jak również 2 osób wskazanych do darmowego wejścia na stadion przez przedstawiciela stowarzyszenia „SK1964” w celu przygotowania oprawy meczowej. Może to jest powodem, że dotychczas nie nastąpiło potępienie aktu agresji. Jestem gotowy do dialogu z każdym, zwłaszcza z tymi, którzy czują się reprezentantami określonej grupy. Jedynym warunkiem jest uprzednie potępienie aktów agresji i zobowiązanie się do ich potępiania w przyszłości, co w świecie zasad cywilizowanych powinno być oczywistością – podkreślał prezes GieKSy, której jesienne mecze przy Bukowej zwykle oglądało z trybun kilkaset osób.

Do podpisania symbolicznej deklaracji i potępienia agresji zostali zachęceni radni. Część z nich nie kryła zaskoczenia.

– Nie bardzo rozumiem, czemu ta deklaracja została wniesiona na poduszkach, w takiej formule, nieprzedyskutowana, za pięć dwunasta – mówił Bartosz Wydra.

– Nie wiem, czy byście się fajnie czuli, gdybym ja wprowadził tu deklarację „stop homofobii” i wymagał jej podpisania – dodawał Dawid Durał.

– Jedną z głównych zasad sportu jest zasada fair play. Takich deklaracji nie przedstawia się na 30 sekund przed podpisaniem, to zachowanie nie fair play – zaznaczał Dawid Kamiński.

Większość radych tę deklarację podpisało.

– Ten tekst niczego groźnego nie wnosi, a posuwa pewne rzeczy do przodu, by katowicki GKS był rzeczywiście klubem mieszkańców, a nie wąskiej grupy społecznej, która wokół tego podmiotu próbuje robić jakieś swoje interesy – podkreślał wiceprezydent Mariusz Skiba.

Prezydent Krupa:

– Spotkałem się z głosami, że deklaracja o nieagresji nie została podpisana przeze mnie, bo gdy była prezentowana, znajdowałem się akurat w delegacji. Ale popieram ją, dlatego podpisuję ją dziś. Nie było moją intencją zaskakiwanie kogokolwiek. Przewodniczący Biskupski zasugerował, że jeśli radni chcą, mogą też ją podpisać. Kto nie – ten nie musi. Kto chce chodzić na stadion, ten chodzi, kto nie – nie musi. Na tym polega demokracja. Próbujemy od wielu lat budować mocny klub sportowy. Bezwzględne jest bezpieczeństwo nie tylko zawodników, ale również widzów, osoby przychodzące z dziećmi na stadion. Chciałbym, choć wiem, że nie jest to do końca możliwe, by agresja, wulgaryzmy, zostały jednoznacznie zlikwidowane. Nie powinno się kibicować swojej ukochanej drużynie w atmosferze wzajemnej nienawiści. Buduje się nowy stadion. Zachęcamy mieszkańców, by uczestniczyli w imprezach sportowych, by odbywały się przy pełnych trybunach, ale muszą się czuć bezpieczni i to bezpieczeństwo chcemy zagwarantować.

Prezydent Krupa dodawał, że nie angażowałby radnych w tę sprawę między klubem a kibicami, gdyby nie ostatnie posiedzenie Komisji Kultury, Promocji i Sportu, na którym głos zabrali kibiców.

Radna Barbara Wnęk-Gabor przypominała, że kibice nie podpisali deklaracji na listopadowej konferencji, bo zostali na nią zaproszeni zbyt późno i zaapelowała o zgodę. – Jesteśmy jedynym klubem w Polsce, który ma taką sytuację. Dajemy na klub tyle pieniędzy, a mamy puste trybuny. Kibice to 12. zawodnik i wszyscy o tym wiemy. Bardzo proszę o zakończenie sporu i rozmowę – mówiła Wnęk-Gabor.

Prezydent Krupa podsumowywał:

– Środowisko kibiców, które usilnie zabiega, by spotkać się z zarządem, przedstawicielami miasta. Nic nie stoi na przeszkodzie, to tylko kwestia odcięcia się od sytuacji z meczu z Widzewem. Z każdym porozmawiam, pod warunkiem, że podpisze tę deklarację. Nic więcej nie potrzeba. A że kibice nie mogli uczestniczyć w konferencji? Z całej Polski zjechali przedstawiciele związków sportowych, a ludzie, którzy są na miejscu, nie mogli oddelegować jednego przedstawiciela do dyskusji dotyczącej bezpieczeństwa w sporcie? Proszę takich insynuacji nie robić. Kto chce, podpisze, kto nie chce, nie podpisze. Na tym polega demokracja.

 

Wicemarszałek z Bukowej

Łukasz Czopik został członkiem nowego zarządu województwa śląskiego. Wkrótce wiceprezes GieKSy pożegna się z klubem.

Poniedziałkowy przewrót i odsunięcie PiS od władzy w Urzędzie Marszałkowskim ma też piłkarskie zabarwienie. Łukasz Czopik, wiceprezes GKS-u Katowice, został członkiem nowego zarządu województwa śląskiego, powołanego przez nową koalicję Ruchu Samorządowego „Tak! Dla Polski!” oraz Platformy Obywatelskiej. Czopik objął funkcję wicemarszałka. Co oznacza to dla GieKSy?

Formalnie, Czopik mógłby łączyć obie te funkcje ale z nieoficjalnych informacji we wtorkowy ranek wynikało, że tak się nie stanie i z odpowiednim okresem wypowiedzenia rozstanie się z GKS-em. Na oficjalny komunikat trzeba było poczekać do popołudnia, co warunkowałam.in. obecność spółki na giełdzie NewConnect i to tam – a dopiero później w kanałach klubowych – GKS musi publikować tak kluczowe wieści. „W związku z decyzją Sejmiku, Łukasz Czopik na mocy porozumienia stron, zakończy współpracę z Klubem z końcem stycznia 2023 r.” – oświadczył klub z Bukowej. Bez odpowiedzi pozostaje póki co pytanie, czy zarząd GieKSy zostanie uzupełniony i nadal będzie dwuosobowy. W takiej formule egzystuje od stycznia br..

– Taka decyzja zapadła ze względu na ogrom obowiązków, jakie miał w tej chwili na głowie prezes Marek Szczerbowski. Jeśli zarząd jest 1-osobowy, to 1-osobowa jest też odpowiedzialność i w razie choroby, absencji prezesa, są problemy organizacyjne. Stąd też ruch z powołaniem nowego członka zarządu – tłumaczył na naszych łamach Sławomir Witek, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta Katowice oraz członek rady nadzorczej GKS-u. Do formuły funkcjonowania w 2-osobowym zarządzie klub wrócił wtedy po ponad 4 latach.

Była to kwestia głównie nomenklatury, bo Czopik na Bukowej pojawił się już jesienią 2019 roku, czyli na początku kadencji prezesa Szczerbowskiego. Pełnił rolę dyrektora zarządzającego spółki, a przez rok był też prezesem fundacji „Sportowe Katowice” prowadzącej Akademię Młoda GieKSa (obecnie jej prezesem jest Kinga Pajerska-Krasnowska). Kibice, od lipca bojkotujący mecze w geście protestu przeciwko rządom Szczerbowskiego, w jednym z tekstów na swoim portalu gieksa.pl ironizowali: „My kojarzymy go jedynie z tego, że zorganizował juniorom w akademii pierwszą edycję Turnieju o Puchar Prezesa Łukasza Czopika. Trzeba mieć bardzo wysokie ego, żeby postawić się przed Furtokiem, Jojką, Piekarczykiem czy Górnikiem…”.

Nim trafił na Bukową, Łukasz Czopik był m.in. prezesem oraz dyrektorem generalnym Górnośląskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów. Sprawował kierowniczą funkcję w Hucie Baildon, no i już wcześniej był związany z Urzędem Marszałkowskim jako sekretarz województwa. Teraz wraca tam w roli wicemarszałka z rekomendacji Koalicji Obywatelskiej.

Tak przedstawia go Urząd Marszałkowski w oficjalnym komunikacie: „Prawnik z praktyką samorządową i biznesową. Specjalista w zakresie prowadzenia procesów restrukturyzacyjnych i zarządzania złożonymi strukturami kapitałowymi. Certyfikowany audytor finansowy z wieloletnim doświadczeniem w sektorze prywatnym i publicznym”.

– To osoba związana ze sportem, zarządzał GKS-em Katowice, działał w prywatnym biznesie, był sekretarzem w Urzędzie Marszałkowskim i zna go jak mało kto. Do zarządu musieli wejść fachowcy, broń Boże ludzie z pierwszych szeregów politycznych, a osoby związane wcześniej z biznesem, samorządem, znające sejmik i mogące szybko zacząć tu współpracę – mówił wczoraj na antenie Radia Piekary Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca i jeden z liderów Ruchu Samorządowego „Tak! Dla Polski!”.

Czopik na jednej z gali „Złotych Buków” podsumowującej rok w wykonaniu wielosekcyjnej GieKSy stwierdził: „ Do niedawna miałem przekonanie, że najwięcej emocji w życiu dostarcza małżeństwo, ale miniony rok i wydarzenia z boisk, parkietów, lodowisk pokazał, że wcale tak nie musi być”. Teraz przy Bukowej muszą obrać za dobrą monetę, że we władzach województwa, od którego przecież zależny jest szereg spółek będących automatycznie kandydatami na sponsorów dla wielu podmiotów, będą mieli „swojego człowieka”.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – W Nysie tie-break dla GKS-u

Siatkarze GKS-u Katowice prowadzili w meczu ze Stalą Nysa już 2:0 po naprawdę dobrej grze. W dwóch kolejnych partiach pałeczkę przejęli jednak gracze PSG Stali Nysa i to oni dominowali na boisku. Doszło tym samym do tie-breaka, w którym lepsi byli podopieczni Grzegorza Słabego i to oni zainkasowali cenne dwa punkty. MVP meczu został Jakub Jarosz.

W mecz lepiej weszli siatkarze GKS-u za sprawą dobrej gry w ataku Jakuba Jarosza, Marcina Kanii i Tomasa Rousseaux (4:0). Serię przerwał dopiero Wassim Ben Tara. Katowiczanie byli jednak skuteczniejsi w ataku, punktowali też blokiem (9:3. Kiedy efektownym pojedynczym blokiem popisał się Jarosz, a następnie tym samym elementem zapunktował Jakub Szymański było już 12:4 dla GKS. Katowiczanie spokojnie kontrolowali boiskowe wydarzenia, Daniel Pliński na słabszą postawę swojej ekipy reagował zmianami, ale nic to nie dawało. Zagrywką popracował wprawdzie Patryk Szczurek (10:16), ale siła ofensywna rywali była zbyt duża. Skuteczny był m. in. Jakub Szymański (17:10). Gospodarze robili, co mogli aby odrobić straty, przy dobrej zagrywce Zhukouskiego zbliżyli się na 17:20, ale po chwili blok na Kwasowskim dał już wynik 22:17. Katowiczanie nie pozwolili już sobie wyrwać wygranej w tym secie, as serwisowy Jarosza dał im piłki setowe (24:19). Atakujący GKS zakończył zmagania w tej partii udanym atakiem.

W ustawieniu z Piotrem Hainem na zagrywce GKS prowadził w secie drugim już 6:1. W ekipie z Katowic nie zawodził Szymański, punktował każdym elementem (13:7, 14:8).   Swój zespół atakiem i zagrywką próbował poderwać Wassim Ben Tara (11:14).  Skuteczne ataki katowiczan oraz błędy Stali  w ofensywie spowodowały, że na tablicy zrobiło się 19:12. Podopieczni Daniela Plińskiego wygrali trzy kolejne akcje, blokiem zapunktował m. in. Abramowicz, a po bloku na Jaroszu  i autowym ataku Szymańskiego było już tylko 20:18 dla GKS.  Zagrywką  i atakiem popracował Wassim Ben Tara, swoje w ataku robił Rafał Buszek co pozwoliło doprowadzić do stanu 24:23 dla Stali Nysa. W grze na przewagi po atakach Jarosza i Kanii lepsi okazali się jednak katowiczanie.

Znakomite zagrywki Jakuba Abramowicza dały w trzecim secie wynik 3:1 dla Stali. Na 5:5 zagrywką wyrównał Marcin Kania. Wynik oscylował wokół remisu do momentu, gdy znów w polu zagrywki popisał się Abramowicz, a następnie działał blok (11:8). Punktował także i w ataku i w zagrywce Ben Tara (13:9). Stal przejęła kontrolę nad wydarzeniami, dobrze spisywał się Buszek, działał blok (17;12). Po stronie GKS-u mnożyły się błędy, a w szeregach rywali dobrze do gry wprowadził się Zouheir El Graoui (21:13). Ben Tara dał swojej ekipie piłki setowe (24:16). Zmagania w tej odsłonie zakończyła zepsuta zagrywka Tomasa Rousseaux.

Ataki Zouheir El Graoui, blok Ben Tary i as serwisowy Zhukouskiego dały wynik 4:0 dla Stali w secie czwartym. Atak Jankowskiego dał im już wynik 9:4. Stal utrzymywała kilkupunktowy dystans, a  w ustawieniu z Ben Tarą na zagrywce odskoczyła  już na 16:10. GKS wzmocnił serwis i zaczął odrabiać straty (16:19).  Po ataku Abramowicza było już 22:18 i wszystko zmierzało w kierunku tie-breaka.  Ostatecznie po błędzie serwisowym Jakuba Jarosza było 25:22 i w meczu 2:2.

Na początku tie-breaka wynik oscylował wokół remisu. Dopiero udany blok pozwolił katowiczanom odskoczyć na 7:5. Po ataku Seganowa na tablicy było 11:8 dla gości i to oni byli bliżej zwycięstwa. Stal nie rezygnowała i  po bloku Buszka zbliżyła się na 10:11, ale zraz potem popełniła własne błędy i różnica ponownie wynosiła trzy oczka (10:13). Piłki meczowe katowiczanom dał atak Rousseaux. Mecz zakończył błąd zagrywki.

MVP: Jakub Jarosz

PSG Stal Nysa – GKS Katowice 2:3 (21:25, 24:26, 25:17, 25:22, 12:15)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Dogrywka rozstrzygnęła 

Drugi raz z rzędu hokeiści GKS-u rozegrali dobre spotkanie, ale zdobyli tylko punkt. Szczęście ich omija.

Obie drużyny stworzyły niezwykle ciekawe widowisko z wieloma sytuacjami bramkowymi. A wszystko skończyło się po jednym golu w regulaminowym czasie. Dogrywka przyniosła szybko rozstrzygnięcie, bo po 1:12 min Wojtech Polak zdobył zwycięskiego gola. Tak więc obrońcy tytułu mistrzowskiego z Katowic zaliczyli 4. porażkę z rzędu, choć wcale na nią nie zasłużyli.

Zespół GKS-u, choć pod Wawelem, pojawił się bez obrońcy Jakuba Waackiego oraz napastnika Matiasa Lehtonena to był mocno zdeterminowany. Od pierwszego gwizdka szukał swojej szansy, by w końcu przerwa kiepską serie porażek. Taki sam cel przyświecał gospodarzom, którzy nie zamierzali oddawać pola. Stąd też w 1. tercji wiele składnych akcji oraz soczystych strzałów. Bezbramkowy wynik to zasługa obu bramkarzy Roka Stojanoviciaoraz Johna Murraya. „Pasy” nie wykorzystały 2 razy liczebnej przewagi. Ba, druga z nich mogła się zakończyć stratą gola. W 9 min Bartosz Fraszko, najlepszy punktujący zawodnik GKS-u, otrzymał krążek z własnej strefy i samotnie popędził z nim na bramkę gospodarzy. Uderzył, ale Stojanović wyczuł intencje. W rewanżu Martin Kasperlik, najskuteczniejszy zawodnik gospodarzy, nie zdołał pokonać Murraya. Pod jedną i drugą bramką było gorąco. Shigeki Hitosato nie zdołał skierować krążka do pustej bramki, a w 18 min. Joona Monto trafił w poprzeczkę. Nieco wcześniej ani Radosław Sawicki ani też Roman Rac nie potrafili skierować krążka do siatki.

W 2. odsłonie może tempo akcji nieco spadło, ale to wcale nie oznacza, że nie brakowało okazji do zmiany rezultatu. Bardziej klarowne sytuacje mieli Patryk Wronka, Marek Raczuk oraz ponownie Kasperlik, ale krążek jak zaczarowany padł łupem Murray albo też dziwnym trafem mijał minimalnie bramkę. Goście wcale nie chcieli być dłużni i również groźnie atakowali. Mecz był prowadzony fair i tym razem obyło się bez żadnych wykluczeń. Pewnie między tercjami w obu w szatniach toczyły się ożywione rozmowy jaką akcją można zaskoczyć rywala.

I taka sytucja się pojawiła w 44 min Jirzi Gula podał, ale zmylił czujność rywali i w dogodnej sytuacji posłał krążek obok rozpaczliwie interweniującego Murraya do siatki. Stworzyła się arcyciekawa sytuacja, bo przecież goście chcieli za wszelką cenę zmienić niekorzystny wynik. Japończyk Hitosato po raz 2. w tym spotkaniu mógł wpisać do protokołu, ale znów posłał krążek obok słupka. Na 2:30 min trener Jacek Płachta wziął czas i manewr przyniósł efekt. Przez ponad minutę goście grali w tercji gospodarzy i w końcu Brandon Magee zdołał wepchnąć krążek do siatki. Do końca regulaminowego czasu wszelkie próby zmiany wyniku zakończyły się fiaskiem. A w dogrywce szczęście dopisało „Pasom” i one zapisały na swoim koncie zwycięstwo, ale tym razem za 2 pkt.

 

hokej.net – Koncertowa gra Pasiuta i Fraszki dała przełamanie GieKSie!

Mistrzowie Polski przełamali się po czterech porażkach z rzędu, wygrywając u siebie z KH Energą Toruń. Katowiczanie trzy razy pokonywali bramkarza gości w liczebnym osłabieniu, a Grzegorz Pasiut wraz z Bartoszem Fraszko zdobyli wspólnie cztery gole i zanotowali pięć asyst.

Szybko rozwiązał nam się worek z bramkami w Katowicach. Spotkanie znakomicie rozpoczęło się dla hokeistów KH Energii Toruń, którzy w 7. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą braci Kalinowskich. Kamil zagrał do Michała, a ten sfinalizował akcję przyjezdnych w przewadze po wcześniejszej karze dla Teemu Pulkkinena. Na odpowiedź graczy GKS-u Katowice nie musieliśmy długo czekać i już w 8. minucie mieliśmy remis, do którego doprowadził Marcin Kolusz. Obrońca katowiczan zdecydował się wrzucić gumę z prawego bulika w kierunku bramki strzeżonej przez Mateusza Studzińskiego, a ta zatrzepotała w siatce obok bezradnego golkipera gości. W 14. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie. Hampus Olsson był naciskany przez rywali i gdy wydawało się, że gubi krążek zdołał oddać jeszcze sprytny strzał, który znalazł drogę do bramki.

Ponownie początek nie był najlepszy w wykonaniu mistrzów Polski, którzy popełniali proste błędy i to zemściło się w 23. minucie, kiedy to Niki Koskinen doprowadził do wyrównania. „Stalowe Pierniki” poszły za ciosem i w 28. minucie Michał Kalinowski zakończył kontrę, wyprowadzając swój zespół drugi raz w tym meczu na prowadzenie. Dla zawodnika gości było to również drugie trafienie w tym meczu. Chwilę później na ławce kar wylądował Mateusz Bepierszcz i gra przyjezdnych się posypała. W rolach głównych wystąpili Bartosz Fraszko oraz Grzegorz Pasiut. Najpierw Fraszko asystował przy golu w osłabieniu Pasiuta, a po kilku sekundach kapitan GieKSy odwdzięczył się notując asystę po bramce w osłabieniu Fraszki. W 33. minucie Pasiut dopadł do bezpańskiego krążka i ustrzelił dublet w tym starciu. W 37. minucie swoje drugie trafienie zaliczył również Fraszko, a trzecie gospodarzy w osłabieniu. Napastnik katowiczan wyjechał sam na sam ze Studzińskim i efektownym strzałem spomiędzy nóg pokonał golkipera przyjezdnych.

W trzeciej tercji długo czekaliśmy na kolejne trafienia. Dopiero w 57. minucie Teemu Pulkkinen po raz pierwszy zdobył gola w meczu, a siódmego dla katowiczan. Chwilę przed końcem spotkania Olsson dołączył do Pasiut i Fraszki, zdobywając drugie trafienie. Jednak ostatnie słowo należało do przyjezdnych Illi Korenczuka, który zakończył strzelanie w Katowicach.

 

Doświadczenie górą. GieKSa lepsza od STS-u

W 25. kolejce Polskiej Hokej Ligi hokeiści GKS Katowice pokonali Marmę Ciarko STS Sanok 3:1. Osłabieni kadrowo goście dopiero w trzeciej tercji stracili dwa gole, które zdecydowały o trzech punktach GieKSy.

Do meczu GieKSa przystąpiła w pełnym składzie, do gry wrócił Jakub Wanacki. Odmiennie przestawiała się sytuacja w składzie gości, gdzie skład przetrzepała choroba. Na antybiotyku i z wysoką gorączką zmagają się Juho Mäkelä, Niko Ahoniemi, Karol Biłas, Szymon Dobosz i Johan Lorraine a kontuzjowany jest Bogusław Rąpała oraz Bartosz Florczak.

Katowiczanie bardzo dobrze weszli w niedzielne spotkanie, bo od gola Joony Monto w drugiej minucie meczu. Fin sprytnie przekierował strzał Shigekiego Hitosato do bramki Salamy i potwierdził dominację gospodarzy w pierwszych minutach spotkania. Jednak potem GieKSiarze pozwolili gościom na rozkręcenie się po karach dla Igora Smala i Brandona Magee. Jednak defensywa na czele z Johnem Murray’em nie pozwalała sanoczanom na wiele, ale i tak gospodarze musieli mocno pilnować szyków obronnych po akcjach Eliota Lorraine’a i Samiego Tamminena. Strzał na prowadzenie 2:0 miał aktywny Bartosz Fraszko, ale tym razem gości uratowała interwencja bramkarza. W ostatniej minucie Jere Karlsson uderzył w poprzeczkę bramki Murraya.

Katowiczanie wyszli na początku drugiej odsłony z opresji gdyż na ławce kar siedział Grzegorz Pasiut. GieKSa przeszła do kontrofensywy, w której nieraz brakowało nieco szczęścia. Swoje sytuacje na drugą bramkę dla GieKSy mieli Lehtonen, Pasiut i Fraszko, ale nie udawało się podwyższyć wyniku mimo wyraźnej przewagi w strefie rywala. Sanoczanie wysłali kilka ostrzeżeń w postaci solowych akcji, aż w 31. minucie doprowadzili do remisu po kontrze 2 na 1 i bramce Gindy z podania Tamminena. To trafienie wystarczająco podrażniło mistrzów Polski, gdyż ci w ostatnich minutach tercji dosłownie zamknęli Marmę Ciarko STS w jej tercji i walczyli o odzyskanie prowadzenia, a blisko powodzeni byli Pulkkinen i Bepierszcz.

Cel GieKSy stał się faktem w 43. minucie, kiedy Christian Blomqvist pewnie wykończył kontrę po błyskawicznych podaniach Lehtonena i Pulkkinena. Goście odpowiadali akcjami Lorraine’a i Heikkenena, ale tym razem GKS wykazywał się dużo większą determinacją i agresją niż w drugiej tercji. Sporym zagrożeniem dla obrony przeciwników był strzelec bramki Blomqvist, inicjujący kolejne groźne akcje GieKSy. W 57. minucie sytuację na dobre uspokoił Bartosz Fraszko, który spokojnie huknął spomiędzy bulików i dał trzeciego gola w meczu dla GieKSy.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga