Dołącz do nas

Hokej Klub Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: GKS Katowice obchodzi 59. urodziny

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

27 lutego GieKSa obchodziła 59 urodziny. W ubiegłym tygodniu Rada Nadzorcza GKS-U na stanowisko wiceprezesa Klubu powołała Krzysztofa Nowaka. Media spekulują na temat odejścia Marka Szczerbowskiego.

Piłkarki GieKSy w drugim spotkaniu rundy wiosenną sezonu 2022/23 zremisowały z Czarnymi Sosnowiec 1:1 (1:0). W następnym spotkaniu drużyna zmierzy się z na wyjeździe z Pogonią Szczecin, jedenastego marca o godzinie 12:00. Nasz zespół prowadzi w tabeli Orlen Ekstraligi z przewagą jednego punktu nad UKS SMS Łódź. Piłkarki GieKSy U-15 biorące udział w finale Młodzieżowych Mistrzostwach Polski w futsalu w Poznaniu, po wygraniu w swojej grupy odpadły w ćwierćfinale z późniejszymi zwyciężczyniami drużyną Sparta Miejska Górka 0:4. Drużyna męska w 22 kolejce Fortuna I Ligi przegrała z Wisła Kraków 1:3 (0:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Kolejny mecz ligowy zespół rozegra w sobotę z Sandecją Nowy Sącz. Początek meczu o godzinie 15:00. Spotkanie zostanie rozegrane na stadionie Puszczy Niepołomice.

Siatkarze dzisiaj rozegrają kolejny mecz ze Stalą Nysa, o godzinie 20:30. Drużyna obecnie zajmuje 12 lokatę w tabeli – do zakończenia rundy zasadniczej siatkarzom pozostało do rozegrania pięć spotkań.

Hokeistom udało się wyrównać stan rywalizacji w rundzie play-off z JKH GKS-em Jastrzębie na 3:3. O awansie do półfinału zadecyduje jutrzejsze spotkanie w Satelicie. W zakończonym tygodniu zespół zmierzył się czterokrotnie z JKH: przegrywając w poniedziałek 0:2, następnie wygrywając we wtorek 3:1. W piątek drużyna przegrał 2:3 i w niedzielę wygrała w Jastrzębiu, po dogrywce 2:1.

 

KLUB

wkatowicach.eu – GKS Katowice obchodzi 59. urodziny. W historii klubu nie brakowało sukcesów

[…] GKS ma powody do świętowania. Piłkarze GKS-u Katowice rozgrywają mecze piłki nożnej od blisko 6 dekad.

GKS Katowice obchodzi 59. urodziny. Piłkarska historia klubu sięga roku 1963 roku. Wtedy podjęto decyzję o połączeniu klubów: Górnik 20 Katowice, TKS Rapid-Orzeł Wełnowiec, KS Koszutka Katowice, Katowicki Klub Łyżwiarski, Katowicki Klub Sportowy Górnik, Górniczy Klub Żeglarski Szkwał oraz przedstawicieli trzydziestu dwóch instytucji i zakładów pracy z terenu Katowic. Uchwała o utworzeniu Górniczego Klubu Sportowego Katowice uprawomocniła się 27 lutego 1964 roku i to tę datę uważa się za dzień powstania GKS-u Katowice.

Piłkarska GieKSa w najwyższej lidze debiutowała w roku 1965, na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w meczu z Górnikiem Zabrze.

 

sportdziennik.com – Nowy wiceprezes

Skład zarządu wielosekcyjnego klubu z Bukowej uzupełnił Krzysztof Nowak.

Krzysztof Nowak został nowym wiceprezesem GieKSy. Wczoraj taką decyzję podjęła rada nadzorcza klubu. Nowak w zarządzie zastąpił Łukasza Czopika, który jesienią po przewrocie w sejmiku został mianowany wicemarszałkiem województwa i z końcem stycznia pożegnał się z Bukową. W obozie GKS-u mówiono, że tracą świetnego pracownika (od stycznia 2021 Czopik był wiceprezesem, a wcześniej – dyrektorem wykonawczym), ale zyskują sojusznika na zewnątrz.

W lutym zarząd 1-osobowo stanowił prezes Marek Szczerbowski. Podobnie jak on, nowy wiceprezes też od lat związany jest z katowicką Akademią Wychowania Fizycznego. Od sierpnia 2020 był członkiem zarządu AZS-u, a w klubie sportowym AZS AWF Katowice od 2001 roku był członkiem zarządu, wiceprezesem ds. promocji i marketingu, sekretarzem czy – od września 2017 – dyrektorem klubu, mając duże doświadczenie w pracy w wielosekcyjnym klubie. Takim jest też GieKSa.

– Pan Czopik po objęciu funkcji wicemarszałka województwa śląskiego, czyli zawodowym awansie, musiał zrezygnować z roli wiceprezesa i powstał w zarządzie wakat. Miasto, czyli właściciel, zaproponowało objęcie stanowiska wiceprezesa nowej osobie, panu Krzysztofowi Nowakowi, związanemu od wielu lat ze sportem w roli dyrektora administracyjnego katowickiej AWF czy dyrektora klubu sportowego AZS AWF – mówi Sławomir Witek, naczelnik Wydziału Edukacji i Sportu Urzędu Miasta Katowice oraz wiceprezes rady nadzorczej GKS-u.

– Cele przed zarządem są takie, jak były dotąd: utrzymanie klubu na przynajmniej takim poziomie, jaki jest w tej chwili. Czyli dobrze zorganizowany, z płynnością finansową i oczywiście osiągający jak najlepsze wyniki sportowe, a te ostatnie same się bronią – dodaje naczelnik Witek.

Wygląda na to, że na tym nie koniec zmian w zarządzie GieKSy. Wedle pogłosek po 30 czerwca pożegnać ma się z nią formalnie Marek Szczerbowski. Jak słyszymy, już od marca ma udać się na zwolnienie lekarskie. To jednak tylko nieoficjalne informacje.

 

Kierunek Śląski?

Marcin Krupa, prezydent Katowic, mówi o zmianach w zarządzie GieKSy i zdradza, jaką zawarł umowę z Markiem Szczerbowskim. Ten wedle nieoficjalnych informacji powoli żegna się z Bukową.

Przełom lutego i marca to czas zmian w GKS-ie. Wedle nieoficjalnych informacji praktycznie przesądzony jest już koniec prezesury Marka Szczerbowskiego, stojącego na czele klubu od 2019 roku. Ma już wręcz żegnać się z pracownikami i kierować na urlop.

– Na razie prezesem GKS-u pozostaje pan Marek Szczerbowski. Będzie pełnił tę funkcję do momentu, kiedy będzie chciał odejść, bo taka jest z nim moja umowa. Bardzo mocno zaufałem mu w działaniach, jestem zadowolony z jego postawy i umiejętności zarządzania klubem. Można powiedzieć, że został on na nowo porządnie ustawiony – mówi nam Marcin Krupa, prezydent Katowic.

To oficjalne wypowiedzi. W kuluarach już huczy, że Szczerbowski ma wrócić w miejsce, w którym w przeszłości już długo pracował, czyli na Stadion Śląski. Był jego dyrektorem w latach 2006-2015. Obecnie prezesem spółki zarządzającej „Kotłem Czarownic” jest Jan Widera. Wydaje się jednak naturalne, że po jesiennym przewrocie w sejmiku województwa – a to do niego należy Śląski – zmiany personalne zgodne z nową linią polityczną urzędu marszałkowskiego są kwestią czasu. Jednym z wicemarszałków został zresztą Łukasz Czopik, który z końcem stycznia zakończył swą wiceprezesurę w GieKSie. Wcześniej był jej dyrektorem zarządzającym, najbliższym współpracownikiem Marka Szczerbowskiego. Jak słyszymy, zlikwidowana ma zostać spółka Stadion Śląski Sp. z o. o. , a obiektem zarządzać ma po prostu jednostka budżetowa urzędu marszałkowskiego. Na jej czele ma stanąć Szczerbowski. Z wątków personalnych dodajmy jeszcze, że Bartłomiej Kowalski, dyrektor zarządzający Stadionu Śląskiego, został zastępcą prezesa Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

Wracając do GKS-u – w tym tygodniu nowym wiceprezesem został Krzysztof Nowak, latami związany z katowicką Akademią Wychowania Fizycznego i tamtejszym klubem AZS AWF. Prezydent Krupa dyplomatycznie wyraża nadzieję, że wraz z Markiem Szczerbowskim wiceprezes Nowak poprowadzi klub w dłuższej czasowej perspektywie.

– Pan Czopik, dotychczasowy wiceprezes GKS-u, przejął inne zawodowe obowiązki, dlatego miejsce w zarządzie należało wypełnić. Pan Krzysztof ma ogromne doświadczenie z ponad 30-letniej pracy w sporcie przy różnych dyscyplinach. Zna się na organizacji klubów sportowych, zarządzaniu. To cechy, które powinien mieć prezes lub wiceprezes takiego klubu jak GKS Katowice, wielosekcyjnego – wylicza prezydent Katowic, który z ulgą przyjął niedawną decyzję kibiców o powrocie na trybuny i zawieszeniu bojkotu.

– Prowadziliśmy rozmowy, choć może nie jakieś bardzo oficjalne, bo spotykaliśmy się przy okazji różnych briefingów prasowych. Często kibice czekali na mnie, podpytywali. To może nie do końca wynik tych rozmów, ale cieszy, że obie strony zrozumiały, iż czas zakończyć ten – przynajmniej dla mnie – dziwny spór, wrócić do normalności. Sport bez kibiców nie jest tym samym i tak nie cieszy – podkreśla Marcin Krupa.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Strata punktu lidera Orlen Ekstraligi!

Liderujące w tabeli Orlen Ekstraligi zawodniczki GKS Katowice zremisowały na własnym stadionie z Czarni Sosnowiec 1:1.

Lider tabeli bardzo szybko, bo już w dziewiątej minucie wyszedł na prowadzenie po bramce Bińkowskiej i wydawało się, że kolejne punkty ekipie z Katowic przyjdą łatwo. W drugiej połowie rzut karny na bramkę zamieniła Zofia Buszewska i jak się okazało było to trafienie dające zespołowi z Sosnowca cenny jeden punkt w pojedynku z liderem.

Mecz był bardzo dramatyczny i zacięty, z obu stron nie brakowało twardej walki i efektownych akcji. Ogromna dramaturgia była zwłaszcza w samej końcówce spotkania, gdy najpierw piłkę z linii bramkowej wybiła w ostatniej chwili Daria Kurzawa, a potem Kinga Seweryn dwukrotnie popisała się fantastycznymi paradami. Jedynym, co budziło niezadowolenie kibiców obu stron, były decyzje głównej arbiter, na czele z czerwoną kartką dla trener Anny Szymańskiej.

 

polskapilkakobiet.pl – MMP U15 w Futsalu. Sparta Miejska Górka Mistrzem Polski ! Komplet wyników

[…] Grupa 4

Diamonds Academy – Orlen Gdańsk 2:1

GKS GieKSa Katowice – Unia Opole 4:0

Unia Opole – Orlen Gdańsk 4:1

GKS GieKSa Katowice – Diamonds Academy 2:5

Unia Opole – Diamonds Academy 3:1

GKS GieKSa Katowice – Orlen Gdańsk 3:1

[…] 1/4 finału

TS Iskra Gmina Tarnów – Polonia Tychy 2:1

FSA Kraków – Diamonds Academy 1:1, karne 4-3

Tęcza Bydgoszcz – Targowianka Targowisko 3:2

Sparta Miejska Górka – GKS GieKSa Katowice 4:0

 

SIATKÓWKA

polsatsport.pl – GKS Katowice – PSG Stal Nysa

W jedynym poniedziałkowym spotkaniu 26. kolejki siatkarskiej PlusLigi GKS Katowice zmierzy się z PSG Stalą Nysa. Podopieczni trenera Daniela Plińskiego będą chcieli zrewanżować się za porażkę z pierwszej części sezonu zasadniczego.

[…] Po 25 rozegranych spotkaniach GKS Katowice, z 26 punktami na koncie, plasuje się na 12. miejscu w ligowej tabeli. PSG Stal Nysa rozgrywa z kolei najlepszy sezon od czasu powrotu do siatkarskiej elity. Drużyna z województwa opolskiego ma w dorobku 43 „oczka” i zajmuje 8. pozycję w PlusLidze. Zespół Daniela Plińskiego, wicemistrza świata z 2006 roku i mistrza Europy z roku 2009, poważnie myśli o play-offach i nie może sobie pozwolić na straty punktów z niżej notowanymi rywalami.

Starcie z GKS-em nie będzie jednak dla PSG Stali łatwą przeprawą. W pierwszym meczu tych drużyn górą po pięciosetowym boju byli katowiczanie, w szeregach których brylował Jakub Jarosz, wybrany później MVP spotkania. Historia pokazuje zresztą, że mecze Katowic z Nysą bardzo często są istnymi thrillerami: z pięciu ostatnich spotkań GKS-u z PSG Stalą aż cztery kończyły się tie-breakami. Co ciekawe, wszystkie wygrali zawodnicy ze Śląska. Czy 12. zespół PlusLigi jeszcze raz pokaże, że ma patent na tego rywala?

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Szczelny jastrzębski mur

Dzięki bardzo dobrej postawie w defensywie zespół z Jastrzębia wygrał z mistrzem Polski i objął prowadzenie 2:1 w rywalizacji o półfinał PHL.

Szybkie tempo i dużo walki w każdy sektorze tafli. Tak wyglądał początek trzeciego starcia pomiędzy JKH GKS Jastrzębie z GKS-em Katowice. Nie można jednoznacznie ocenić, który z zespołów był w premierowej odsłonie tego spotkania lepszy, ale warto zwrócić uwagę na to, że świetną okazję do zdobycia gola – po błędzie jastrzębskiej obrony – mieli przyjezdni. Bence Balizs wygrał jednak „sam na sam” z Teemu Pulkkinenem.. Emocji nie brakowało w końcówce pierwszej tercji. Katowiczanie złapali dwie kary z rzędu, ale nie dość, że nie wykorzystali gospodarze prawie minuty gry w podwójnej przewadze, to na dodatek Mark Kaleinikovas trafił na ławkę. Gdy do końca odsłony brakowało kilkunastu sekund poważnie zakotłowało się pod jastrzębską bramką. W pewnej chwili boks katowicki eksplodował radością, bo wydawało się, że krążek przekroczył linię bramkową. Tak się jednak nie stało, ale sędziowie – po weryfikacji wideo – podyktowali rzut karny dla „GieKSy”. Grzegorz Pasiut przegrał jednak pojedynek z Balizsem.

Kalinikovas, który faulem w strefie obronnej gości, zawalił końcówkę pierwszej odsłony, w drugiej tercji zrehabilitował się z nawiązką. Jastrzębianie drugą część spotkania zaczynali grając w osłabieniu. Litwin wyskoczył z ławki kar i chwilę później znalazł się „oko w oko” z Johnem Murrayem. Zrobił wszystko, jak należy i miejscowi objęli prowadzenie. Początek drugiej odsłony był bardzo dobrym fragmentem w wykonaniu jastrzębian, a Kaleinikovas po raz drugi bardzo mocno zapracował na miano bohatera spotkania. Powalczył o krążek za bramką i przytomnie odegrał go w kierunku nadjeżdżającego Josefa Szveca, który podwyższył prowadzenie jastrzębskiego zespołu. Dwóch takich ciosów zespół prowadzony przez Jacka Płachtę się nie spodziewał, ale po kilku minutach postanowił spróbować odrobić straty. Nieporadnie jednak katowiczanie poczynali sobie w tercji obronnej przeciwnika, choć ten nie ustrzegł się błędów. Mistrz Polski ich jednak nie wykorzystał, a nawet, kiedy był w stanie wypracować sobie niezłe sytuacje, bez zarzutu między słupkami spisywał się Bence Balizs. Węgierski golkiper nie zawsze w tym sezonie był pewnym punktem JKH GKS-u, ale w w poniedziałek spisywał się więcej niż przyzwoicie.

Od początku trzeciej tercji jastrzębianie starali się – przede wszystkim – realizować defensywne założenia taktyczne i trzeba przyznać, że robili to bardzo dobrze. Nie ryzykowali zbytnio w ataku i częściej przyjmowali rywala we własnej strefie obronnej. Starali się jak najbardziej pomagać swojemu bramkarzowi. Blokując strzały, a także uniemożliwiając katowiczanom rozgrywanie krążka. Na dodatek mieli podopieczni Roberta Kalabera wymarzoną szansę na trzeciego gola, ale Patryk Pelaczyk, z bliska, nie atakowany przez nikogo, nie trafił w bramkę.

Na 66. sekund przed zakończeniem trzeciej odsłony Murray zjechał do boksu, a pół minuty później Jacek Płachta poprosił o czas. Katowiczanie grali 6 na 5 już do końca spotkania, ale nie stworzyli większego zagrożenia pod bramką Balizsa. Dzięki bardzo dobrej postawie w defensywie na przestrzeni całego meczu, solidnemu bramkarzowi ki skuteczności w odpowiednich momentach, JKH GKS Jastrzębie objął prowadzenie 2:1 w serii do czterech zwycięstw.

 

I znów remis

W starciach Jastrzębia z Katowicami nic nie jest oczywiste. We wtorek mistrz Polski wygrał jednak zasłużenie i wyrównał stan rywalizacji.

Jastrzębianie zastosowali taktykę, która okazała się skuteczna dzień wcześniej. Gospodarze postanowili grać solidnie z tyłu i najczęściej rozbijali ataki już w tercji neutralnej. Wprawdzie po jednym z błędów Shigeki Hitosato stanął oko w oko z Bence Balizsem, ale węgierski bramkarz poradził sobie bez zarzutu. Chwilę później Robert Mrugała powędrował na podwójną karę mniejszą, ale jastrzębianie tego nie wykorzystali. Jednak Dominik Paś wykorzystał błąd katowickiej defensywy. Jeden z obrońców GieKSy przewrócił się, do „gumy” dopadł Paś i posłał ją pod pachą Johna Murraya.

W drugiej odsłonie Balizs nadal bronił bardzo dobrze, ale odbił przed siebie strzał Brandona Magee, a do krążka dopadł Grzegorz Pasiut i umieścił go pod poprzeczką. Katowiczanie zdobyli pierwszego gola po 88 minutach gry na Jastorze. Znakomitej sytuacji na powrót na prowadzenie nie wykorzystał Łukasz Nalewajka, a pod koniec drugiej tercji jastrzębianie gola… stracili. Zapędzili się za bardzo w ofensywie, a Magee przejął krążek we własnej strefie obronnej i zagrał długim podaniem do Bartosza Fraszki, który wyszedł sam na sam z Balizsem. Wyczekał golkipera i strzałem między parkanami dał prowadzenie swojej drużynie.

Goście ani myśleli bronić skromnej przewagi, a „Jasiek Murarz” był we wtorek lepiej dysponowany niż dzień wcześniej. Maciej Urbanowicz znalazł się w niezłej sytuacji, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później – po błędzie jastrzębskiej obrony – z krążkiem zabrał się Pasiut, który rzadko marnuje tak świetne sytuacje, więc podwyższył prowadzenie GieKSy. Patryk Krężołek mógł zamknąć to spotkanie, ale zmarnował sam na sam z Balizsem. Na nieco ponad 3 minuty przed końcem meczu Olli-Petteri Viinikainen złapał karę i stało się jasne, że JKH tego spotkania nie wygra. Bramkarz gospodarzy zjechał do dopiero na nieco ponad 30 sekund przed końcem, ale nic już drużyna Roberta Kalabera nie była w stanie zrobić.

 

JKH GKS Jastrzębie krok od półfinału!

Hokeiści GKS-u Katowice, obrońcy tytułu mistrzowskiego, znaleźli się w trudnej sytuacji. W piątym spotkaniu ćwierćfinału play offu na tafli w „Satelicie” przegrali z JKH GKS-em Jastrzębie 2:3.

Goście prowadzili już 3:0, ale ambitni gospodarze wykorzystali dwie przewagi, i do końca starali się odrobić straty. Jastrzębianie mają krok do półfinału, ale… Muszę wygrać na własnej tafli w szóstym spotkaniu. A to wcale nie będzie łatwe, bo obie drużyny prezentują podobny poziom.

Kolejne spotkanie było oczekiwane z dużym zainteresowaniem, wszak ono może wpłynąć na końcowy wynik rywalizacji w tej parze ćwierćfinałowej. W zespole GKS-u zabrakło Bartosza Fraszki oraz obrońcy Aleskiego Varttinena. Gospodarze rozpoczęli z impetem było gorąco pod bramką Bence Balizsa. Jednak dość nieoczekiwanie powody do zadowolenia mieli hokeiści z Jastrzębia. Raivo Freidenfelds, pozostawiony bez opieki, miał wystarczająco sporo czasu, by precyzyjnie przymierzyć. I tak też stało. Łotysz zdobył efektownego gola i goście przejęli inicjatywy. Mieli kontrolę nad krążkiem i sporo strzelali na bramkę Johna Murraya.

Druga tercja, jak się później okazało, była rozstrzygająca. Mark Kaleinikowas wykorzystał podwójną karę (w boksie przebywali: Simek i Kurczek) i gdy do końca pierwszej kary pozostało 16 sek. Litwin zdołał pokonać Murraya. Podczas gry 4 na 4 Maciej Urbanowicz wyszedł z kontrą i idealnie podał do Dominika Pasia. Środkowy pierwszego ataku znajduje się w wysokiej formie i takich sytuacji nie marnuje. Prowadzenie jastrzębian 3:0 to dla nich komfortowa sytuacja, ale pozostało jeszcze 20 minut gry. W ostatniej tercji nie brakowało emocji, bowiem gospodarze zaimponowali walecznością. Z pasją atakowali rywali i w końcu zdołali wykorzystać dwie liczebne przewagi. Najpierw Hampus Olsson zdobył gola gdy do końca kary Freidenfeldsa pozostało 17 sek. W boksie kar przebywał Arkadiusz Kostek i gospodarze za sprawą Matiasa Lehtonena zmniejszyli straty. A potem jedni i drudzy mieli szansę zmienić wynik, ale nic nie zdziałali. Na 1:25 min przed końcem Murray zjechał z tafli, ale i ten manewr nie przyniósł spodziewanych efektów.

Już w niedzielę o godz. 17:00 na „Jastorze” dojdzie do szóstego meczu, ale szansę są nadal równe. W lepszej sytuacji są gospodarze, ale to nic nie oznacza, bo zespół z Katowic już raz był takiej sytuacji. Wówczas pokazał dojrzałą grę i zdołał wygrać w Jastrzębiu. Jak będzie niedzielę? To tajemnica play offu…

 

Dogrywka była potrzebna

Katowiczanie wygrali w Jastrzębiu-Zdroju i o losach tej rywalizacji zadecyduje siódmy mecz.

Podczas meczu siatkarskiego, który odbywał się dzień wcześniej – Jastrzębski Węgiel pokonał Ślepsk Malow Suwałki 3:1 – niżej podpisany spotkał Leszka Laszkiewicza. Legendę polskiego hokeja, który przyznał, że piątkowe zwycięstwo w Katowicach kosztowało go ogrom emocji. Jastrzębianie wygrali 3:2 i u siebie mogli zamknąć rywalizację. Tym bardziej, że zagrali, od pierwszych minut wczorajszego spotkania bardzo dobrze. Po upływie niespełna 100 sekund przed świetną szansą stanął Mark Kaleinikovas. Litwin, w sytuacji „sam na sam” z Johnem Murrayem, nie spisał się jednak najlepiej i zmarnował doskonałą szansę na objęcie prowadzenia.

Grzegorz Pasiut również miał szansę na to, by dać prowadzenie swojej drużynie w pierwszej tercji. Napastnik Katowic spróbował z bekhendu i nie trafił w bramkę. Chwilę później na listę strzelców powinien wpisać się Josef Szvec, którego jednak bardzo skutecznie wyczekał bramkarz mistrza Polski.

Od początku drugiej tercji zespół z Katowic był ewidentnie bardziej aktywny w ofensywie. Szukali podopieczni Jacka Płachty gola otwierającego wynik spotkania i znaleźli, choć trzeba przyznać, żę znacznie pomogli im w tym rywale. Piotr Ciepielewski, zupełnie nieoczekiwanie, został obdarzony krążkiem po błędzie gospodarzy. Młody napastnik, liczący sobie niespełna 19 lat, przymierzył skutecznie i zupełnie zaskoczył Bence Balizsa. Węgierski bramkarz, który wcześniej bronił bardzo porządnie, dał się w tej sytuacji pokonać w sposób zupełnie zbyt prosty. Co działo się dalej? Katowiczanie, bez większych problemów, wytrwali do końca drugiej tercji, a następnie powzięli decyzję, by bronić dostępu do własnej bramki.

Do pewnego momentu bardzo skutecznie rozbijali podopieczni Jacka Płachty każdy atak zespołu jastrzębskiego. W końcu jednak udało się gospodarzom rozegrać skuteczną akcję. Dominik Jarosz wypatrzył Raivo Freidenfeldsa, a Łotysz zrobił to, co do niego należało i trafił do siatki. Do końca trzeciej odsłony spotkania żaden zespół nie zaryzykował, choć przez moment wydawało się, że jastrzębianie pójdą za ciosem. Nie zrobili tego jednak, choć powinni.

Za mało jednak było w poczynaniach JKH GKS-u zdecydowania. Wprawdzie dwa razy uratował zespół z Katowic John Murray, ale również trzeba przyznać, że gospodarze mieli trochę szczęścia. Po błędzie w obronie „sam na sam” z Balizsem wyszedł Grzegorz Pasiut, ale zawodnik mistrza Polski tak znakomitej sytuacji nie zdołał wykorzystać.

Tego, czego nie zrobił gracz ten pod koniec trzeciej tercji, dokonał w dogrywce. Choć należy przyznać, że i jastrzębianie mieli znakomitą szansę na zamknięcie tej rywalizacji. Nie dokonali jednak tego i w 72. minucie spotkania Pasiut przypieczętował zwycięstwo Katowic. „Złoty gol” może nie był nadzwyczaj efektowny, ale przesądził o losach tego spotkania. A o losach całej, ćwierćfinałowej rywalizacji przesądzi siódmy mecz. Warto podkreślić, że od samego początku właśnie ta para wydawała się najbardziej wyrównana i zacięta. To się sprawdziło. Obie drużyny dają kibicom wiele emocji i naprawdę szkoda, że jedna z nich będzie musiała się pożegnać z Polską Hokej Ligą już na poziomie ćwierćfinału.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga