Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: To duży krok w stronę mistrzostwa Polski

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
W ramach dwudziestej kolejki spotkań Orlen Ekstraligi Kobiet piłkarki pokonały na wyjeździe obecnego Mistrza Polski drużynę TME SMS Łódź 3:1 (2:1). Dzięki tej wygranej zespół prowadzi w tabeli z trzy punktową przewagą nad SMS-em. W następnej kolejce zespół zmierzy się na Bukowej ze Śląskiem Wrocław. Początek spotkania, w poniedziałek, piętnastego maja o godzinie 17:45. Mecz będzie transmitowany na antenie TVP Sport. Do końca rozgrywek pozostały dwie kolejki spotkań. Drużyna męska rozegrała w niedzielę spotkanie z Chrobrym Głogów, w którym zanotowano remis 0:0. Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Następny mecz zespół rozegra u siebie z Puszczą Niepołomice, w sobotę 13 maja od godziny 15:00.
Siatkarze zakończyli rozgrywki PlusLigi na jedenastej pozycji. W lidze trwają jeszcze mecze o miejsca 1-2 (Jastrzębski Węgiel – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle) oraz 3-4 (Resovia Rzeszów – Warta Zawiercie). Wypożyczony, do Al Ain, Jakub Szymański udzielił obszernego wywiadu na temat gry w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i reprezentacji Polski.
Na lodowisku w Nottingham zakończył się turniej Dywizji IA, nasza reprezentacja uzyskała awans do przyszłorocznych rozgrywek Mistrzostw Świata Elity, które odbędą się w Pradze i Ostrawie. W składzie Polskiej drużyny grało siedmiu zawodników GieKSy, analitykiem był II trener GKS-u Ireneusz Jarosz. Zamieszczamy fragment statystyk z zakończonego turnieju dotyczących naszych hokeistów.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice blisko mistrzostwa, wspaniała reklama kobiecego futbolu na stadionie Widzewa!
Na stadionie Widzewa odbył się najprawdopodobniej najważniejszy mecz tego sezonu. Na pewno był to mecz, który miał wskazać potencjalnego mistrza Polski kobieciej Orlen Ekstraligi.
To miał być mecz walki o każdy metr boiska, z którego zwycięsko wyszedł GKS Katowice. Piłkarki Karoliny Koch pokonały TME SMS Łódź 3:1.
Łodzianki od początku próbowały narzucić GKS-owi swoje warunki gry. W 14. minucie Nicol Zając odważnie weszła w pole karne i została zahaczona przez Katarzynę Konat. Marlena Hajduk podeszła do wapna i mierzonym strzałem pokonała z jedenastego metra Oliwię Szperkowską. Gospodynie starały się odzyskać kontrolę i w 32. minucie Dominika Kopińska pokonała Weronikę Klimek dając swojej drużynie wyrównanie. Katowicznaki jednak nie poddały się i już w 39. minucie po wrzutce Anity Turkiewicz Katarzyna Konat trafiła do własnej bramki.
Po 45 minutach to GieKSa była minimalnie bliższa złota. Po przerwie łodzianki ruszyły do boju i już w 49. minucie po strzale Gabrieli Grzybowskiej piłka trafiła w słupek. Kolejne minuty przebiegały pod dyktando mistrzyń Polski, jednak nie potrafiły one zamienić przewagi na bramkę. Mimo kontroli SMS-u, to w 83. minucie Klaudia Maciążka przepięknym strzałem “wsadziła za kołnierz” piłkę do bramki Oliwii Szperkowskiej.
Katowiczanki dzięki temu zwycięstwu są już o krok od zdobycia mistrzostwa Polski. Jeśli za tydzień pokonają Śląsk Wrocław, to na Śląsku będą świętować mistrzostwo. SMS musi natomiast liczyć teraz na wpadkę liderek.
sportowefakty.wp.pl – To duży krok w stronę mistrzostwa Polski. GKS Katowice do bólu skuteczny w Łodzi
Całkiem możliwe, że to spotkanie wyłoniło nam przyszłego mistrza Polski. Piłkarki GKS-u Katowice pokonały w Łodzi TME SMS 3:1 w hicie 20. kolejki Orlen Ekstraligi i odskoczyły od wciąż jeszcze aktualnych mistrzyń kraju na trzy punkty.
[…] Katowiczanki prowadzenie objęły w 15. minucie, gdy Marlena Hajduk wykorzystała rzut karny po faulu Katarzyny Konat. Nieco ponad kwadrans później wyrównała Dominika Kopińska, ale jeszcze przed przerwą Konat zaliczyła samobójcze trafienie „zamykając” dośrodkowanie Anity Turkiewicz.
Łodzianki w drugiej połowie rzuciły się na przeciwniczki, ale nie potrafiły już ani razu znaleźć drogi do bramki Weroniki Klimek. Sztuka ta udała się za to Klaudii Maciążce, która przepięknie uderzyła zza narożnika pola karnego „za kołnierz” Oliwii Szperkowskiej i ustaliła wynik meczu na 3:1.
Dzięki tej wygranej piłkarki trener Karoliny Koch oddaliły się od TME SMS-u na trzy punkty. Do końca sezonu pozostały dwie kolejki. Nawet w przypadku równej liczby oczek ekip z Łodzi i Katowic to GKS będzie wyżej dzięki bezpośredniemu bilansowi. W praktyce oznacza to, że jeśli GKS wygra za tydzień u siebie ze Śląskiem Wrocław, zapewni sobie pierwszy w historii klubu tytuł mistrzowski.
A wspominany Śląsk w 20. kolejce przegrał u siebie z AZS-em UJ Kraków 0:2 po dwóch golach Agnieszki Derus.
dziennikzachodni.pl – Piłkarki GKS Katowice o krok od mistrzostwa Polski!
[…] To był kluczowy mecz w walce o mistrzostwo Polski. W spotkaniu rozegranym na stadionie Widzewa Łódź piłkarki GKS Katowice pokonały TME SMS Łódź 3:1. Do zdobycia tytułu katowiczanki potrzebują trzech punktów w dwóch ostatnich meczach. Zmierzą się w nich ze Śląskiem Wrocław (u siebie, 14 maja o 13, obecnie 7 miejsce w Orlen Ekstralidze) i Medykiem Konin (wyjazd, 28 maja o 17, 10 miejsce).
Ozdobą spotkania było ostatnie trafienie Klaudii Maciążki, pieczętujące sukces ekipy Karoliny Koch. Cały zespół zagrał jednak znakomicie i wykorzystał okazje do zdobycia goli. Imponująca była także postawa defensywy.
sportdziennik.com – Cel nie będzie zrealizowany?
Trzy najbliższe spotkania rozczarowujący tej wiosny GKS Katowice rozegra z rywalami mierzącymi w awans albo co najmniej baraże – czyli Puszczą, Stalą i Ruchem.
Katowiczanie w niedzielę nie dali rady poprawić atmosfery wokół zespołu. Zaledwie zremisowali na wyjeździe bezbramkowo z Chrobrym Głogów, czyli najgorzej punktującym wiosną I-ligowcem i tracącym najwięcej goli w stawce (50, z czego 24 – w tym roku).
– GKS był na pewno zespołem lepszym i bliższym zwycięstwa – ocenia trener Rafał Górak. Jak to w piłce bywa, nie udało nam się go odnieść. Niestety, jeśli nie strzela się tak stuprocentowej sytuacji, jaką jest rzut karny, to jest ogromna złość. Jesteśmy niezadowoleni. Z drugiej strony, wiemy też, w jakiej sytuacji jest Chrobry. Jak punktował w pierwszej rundzie, jak groźnym był zespołem (skończył ją na 4. miejscu – dop. red.). Dziś ma swoje kłopoty. Wiedzieliśmy, że będzie to takie spotkanie „face to face, box to box”, zdawaliśmy sobie sprawę z zagrożenia. Wywozimy stąd punkt, czyli nie to, po co przyjechaliśmy – dodaje szkoleniowiec GieKSy.
Drużyna z Bukowej nie zrehabilitowała się za bardzo słaby występ ze Skrą Częstochowa (0:1 i rekordowo niski współczynnik goli oczekiwanych – 0,05). Mało tego – zanotowała kolejne w krótkim odstępie czasu spotkanie – po tych ze Skrą i Odrą Opole (0:2), które mogło wręcz irytować kibiców bezradnością, bezbarwnością, brakiem werwy.
– Przytrafił nam się słabszy mecz ze Skrą. W Głogowie gra była pod naszą kontrolą. Zasłużyliśmy na pełną pulę, nie udało się tego zrobić, dlatego wracamy z żalem. Mimo wszystko dopisaliśmy punkt, ale w szatni panuje niedosyt. Za tydzień jest kolejne spotkanie (z Puszczą – dop. red.) i zrobimy wszystko, by punkty zostały przy Bukowej – zapewnia Bartosz Jaroszek, stoper GKS-u, czyli zespołu, który ma na koncie 3 z rzędu niestrzelone karne. Z Sandecją jedenastki nie wykorzystał Jakub Arak, z Resovią – Arkadiusz Jędrych. Z kolei w Głogowie piłkę z 11 metrów nad poprzeczką przeniósł Sebastian Bergier. Zawodzą umiejętności, głowa…? – Nie strzelamy karnych, takie są fakty, a reszta nie ma znaczenia – ucina Jaroszek.
Katowiccy kibice w tym sezonie mieli trochę żalu i pretensji do klubu czy trenera, że nie mówi się głośno o żadnym ambitnym celu postawionym przed zespołem. Z Bukowej płynął raczej asekuracyjny komunikat, iż założenie jest takie, aby zapewnić sobie utrzymanie szybciej niż w poprzednim sezonie. Ewentualnie na tej bazie powalczyć potem o coś więcej, spróbować zaatakować czołową szóstkę. Rok temu GKS w roli beniaminka przypieczętował byt po niełatwym sezonie dopiero w 32. kolejce, pokonując spadającego imiennika z Jastrzębia. Teraz? Raczej nie stanie się to szybciej.
Matematycznie, cel zatem jest zagrożony, a baraże odjechały… Dziś katowiczanie mają przewagę 7 punktów nad otwierającą strefę spadkową Skrą Częstochowa, a do rozegrania pozostały przecież jeszcze 4 kolejki. Przed rokiem na 4 kolejki przed końcem GKS zajmował 11. miejsce z 36 punktami, 6 „oczkami” przewagi nad kreską (Stomil Olsztyn) i stratą do szóstki (Odra Opole) wynoszącą 10 punktów.
Obecnie ich położenie jest tylko trochę lepsze – 9. pozycja, 7 pkt przewagi nad kreską, a 8 punktów straty do szóstej Stali Rzeszów. Różnica jest też taka, że wtedy GieKSa nabierała rozpędu. Finalnie w ostatnich 7 kolejkach zgarnęła aż 17 punktów i skończyła na 8. miejscu, choć byłam zespołem przez większość sezonu zagrożonym.
Tej wiosny o taki finisz rozczarowujących katowiczan trudno podejrzewać. Terminarz mają interesujący: zakończą sezon wyjazdem do dalekich Chojnic, które spadają do II ligi, ale nim to nastąpi, czekają ich jeszcze 3 spotkania z zespołami mającymi o co grać, walczącymi o ekstraklasę i baraże. Puszcza przy Bukowej, wyjazd do Rzeszowa, domowe derby z Ruchem… Przystąpią do niej po dwóch występach bez zdobytej bramki (Skra, Chrobry). Seria trzech meczów na zero z tyłu jeszcze im się w tym sezonie nie zdarzyła.
– Zdaję sobie sprawę, że na pewno nie olśniewamy grą, ale stawka jest ogromnie ciężka. Wyobraźmy sobie, jakie kluby będą grały w pierwszej lidze w przyszłym sezonie, jakie tego chcą. To będzie zacne towarzystwo. Życzyłbym sobie, by w tym zacnym towarzystwie był GKS Katowice – mówi trener Górak, jakby nie kryjąc już, że o barażach nawet nie ma co marzyć, a należy skupić się na bezkolizyjnym zapewnieniu sobie utrzymania i – zapewne – mierzeniu się od lipca z „nowymi” rywalami pokroju Lechii Gdańsk czy Polonii Warszawa.
SIATKÓWKA
sport.tvp.pl – Jakub Szymański z GKS Katowice dostał powołanie i podpisał kontrakt w… Emiratach. Pięciu profesjonalistów, reszta to policjanci
Sam nie wiem, czego się spodziewałem poza dużo niższym poziomem niż w PlusLidze. Wiedziałem, że razem ze mną będzie pięciu zawodników, którzy grają w siatkówkę profesjonalnie. Reszta to policjanci, którzy dołączali do nas wyłącznie na wieczorne treningi, ponieważ wcześniej byli na służbie – opowiada Jakub Szymański z GKS Katowice, który po sezonie w Polsce przeniósł się do Al Ain, do Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Gdzie teraz jesteś?
Jakub Szymański: – Obecnie jestem w Al Ain, w hotelu. W niedzielę czeka mnie mecz o Puchar Prezydenta. Klub zdecydował się pozyskać wzmocnienie – padło na mnie. Słyszałem też o innych nazwiskach, ale tylko w przypadku, gdyby władzom nie udało się mnie zakontraktować.
– Byłeś po sezonie spędzonym w GKS Katowice. Jak to się stało, że ostatecznie zdecydowałeś się na dołączenie do kolejnego klubu?
– Przede wszystkim na koniec sezonu czułem się dobrze fizycznie. Nie odczuwałem większego zmęczenia. Mecze o niższe miejsca nie należą do tych wymarzonych przez sportowców. Nie zmienia to jednak faktu, że lepiej jest zakończyć sezon wygraną. To generuje lepsze emocje na koniec.
Temat Emiratów pojawił się w środę, po starciu z PGE Skrą Bełchatów, które graliśmy we wtorek. Po południu zadzwonił do mnie menedżer Jakub Michalak. Powiedział, że klub jest mną zainteresowany na jeden konkretny mecz. Zaznaczył, że to szybki temat, ponieważ wylot byłby już w sobotę. Przed tym trzeba było „klepnąć” transfer. Miałem kilka godzin, żeby zdecydować się na wyjazd.
– To przygoda, zastrzyk gotówki, niezbyt duże obciążenie, bo to tylko jeden mecz, a także otwarcie się na coś nowego.
– Zdecydowanie tak. Zgodziłem się w sumie nie wiedząc, ile mogę zarobić. Wstępnie podano mi kwotę, ale wszystko weryfikował kontrakt. Ostatecznie wyszło to trochę inaczej, bo istotna była też kwestia premii po zwycięstwie w meczu. Niezależnie od okoliczności powiedziałem jednak, że chcę jechać do Emiratów.
– W skali plusligowej, o jakim procencie kontraktu mówimy w przypadku jednego meczu w Emiratach?
– Gdyby władze klubu chciały sięgnąć po kogoś, kto umiejętnościami jest nieco wyżej ode mnie, to kwota, którą otrzymam, pewnie nie do końca by temu siatkarzowi odpowiadała. To nie jest nie wiadomo jaki strzał finansowy, ale godziwa zapłata za usługę gracza na moim poziomie.
– Kiedy przyleciałeś do ZEA?
– Byłem w sobotę wieczorem. W niedzielę dzień był wolny, a od poniedziałku zaczęły się treningi.
– Co na nich zastałeś?
– Sam nie wiem, czego się spodziewałem poza dużo niższym poziomem niż w PlusLidze. Wiedziałem, że razem ze mną będzie pięciu zawodników, którzy grają w siatkówkę profesjonalnie. Reszta to policjanci, którzy dołączali do nas wyłącznie na wieczorne treningi o 19:00, ponieważ wcześniej byli na służbie.
– Dobrzy są?
– Jestem miło zaskoczony poziomem, który zastałem. Zaangażowanie na treningu jest bardzo duże. Rywalizacja i chęć wygrywania są ogromne. Czasami pojawiają się nawet… kłótnie. Przed przylotem oglądałem wideo różnych drużyn i już wtedy zauważyłem, że rywalizacja jest emocjonalna (śmiech). Zarówno jedna, jak i druga strona bardzo mocno się denerwowały. Spodziewałem się, że momentami na treningach może być nerwowo, ale to wszystko uspokaja trener. Zawodnicy też wiedzą, że najważniejszy jest mecz, który gramy w niedzielę wieczorem.
– A jak wygląda infrastruktura sportowa?
– Porównałbym to do Realu Madryt.
– Naprawdę?
– Myślałem, że z hotelu przedstawiciele klubu przewiozą mnie do małego budynku, w którym odbędą się zajęcia. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Zmierzając do hali przejechaliśmy przez jeden, drugi szlaban. Dojechaliśmy do ogromnego obiektu, który na każdym zrobiłby wrażenie. Nic dziwnego – klub jest wielosekcyjny, łączy siatkówkę z koszykówką i piłką nożną. Na ten ostatni sport jest największy nacisk. Jest tu hala, imponujący stadion, a jest on tylko treningowy! Byłem w ogromnym szoku. Nacisk na sport w tym kraju jest naprawdę duży. Niesamowicie to wszystko wygląda. Nie spodziewałem się tego. Pełen profesjonalizm.
– A jak wygląda liga?
– Sam nie wiem za dużo. Prosiłem o podejrzenie statystyk, by zobaczyć, którzy siatkarze grają w lidze. W sobotę mieliśmy wideo i analizowaliśmy grę przeciwnika. W drużynie rywali jest zawodnik, który przyszedł w styczniu z ligi chińskiej, to serbski przyjmujący. Jest również atakujący, który występował w Polsce, czyli Felipe Bandero. Poza tym są gracze, o których nigdy nie słyszałem. Wiem, że nasi najbliżsi przeciwnicy wygrywali z zespołem, do którego dołączyłem, zazwyczaj w stosunku 3:2. W półfinale nasi oponenci pokonali też zespół, w którym gra kanadyjski atakujący Ryan Sclater. W tej lidze grają naprawdę nieźli siatkarze.
– Zgrałeś się z drużyną?
– Czuję się trochę pewniej w towarzystwie chłopaków. Na początku była duża niepewność, trochę stresu przed prezesami. Nie wiem nawet kto tu kim jest, bo jest tych osób tak dużo (śmiech). Na treningi przychodzi sześciu, siedmiu ludzi „u władzy”, które opiekują się sekcjami, klubem. Można się w tym pogubić. Stres minął jednak po dwóch dniach. Potrzebowałem też trochę czasu, by złapać kontrakt z rozgrywającym. Pierwsze piłki były tylko wysokie na skrzydło. Teraz jest już lepiej, nasza praca zaowocowała.
– Ponoć w jednym czasie dowiedziałeś się o powołaniu i ofercie z ZEA, to prawda?
– Rozmawiałem z Kubą Michalakiem odnośnie do wyjazdu do Emiratów. Padło kilka pytań o kadrę, o to kiedy ewentualnie bym zaczynał. Skończyłem rozmowę z menedżerem i w tym samym momencie napisał do mnie selekcjoner Nikola Grbić. Zapytał mnie kiedy moglibyśmy porozmawiać. Zaraz się połączyliśmy i dostałem informację o powołaniu. 8 maja mam się zameldować w Spalę.
– W zeszłym sezonie brałeś udział w treningach, jednak nie grałeś w meczach. Na co teraz się nastawiasz?
– Wtedy zacząłem od pierwszych dni, ale po pewnym czasie wyjechałem, ponieważ z urlopów wrócili inni przyjmujący, czyli Tomasz Fornal i Rafał Szymura. Wcześniej byłem tylko z Bartłomiejem Lipińskim i Bartoszem Kwolkiem. Moja rola w zeszłym roku szybko się więc skończyła. W tym nastawiam się na więcej. Fajnie byłoby, gdyby tym razem była większa.
HOKEJ
hokej.net – Statystyczne podsumowanie po Mistrzostwach Świata IA. Część pierwsza
Za nami Mistrzostwa Świata Dywizji IA. Dla fanów liczb przygotowaliśmy tradycyjne podsumowanie statystyczne. Kto strzelił najwięcej bramek, który gracz najlepiej rozgrywał krążek, a kogo sędziowie najczęściej odsyłali na ławkę kar?
ZAWODNICY Z POLA
Najlepiej punktujący zawodnicy MŚ IA:
[…] 3. Grzegorz Pasiut (Polska) – 9pkt w 5 spotkaniach (2 G + 7 A)
[…] Najlepsi asystenci:
1. Grzegorz Pasiut (Polska), Liam Kirk (Wielka Brytania) – po 7 asyst.
[…] Najlepiej punktujący obrońcy:
[…] 5. Marcin Kolusz (Polska) – 4 punktów w 5 spotkaniach (1 G + 3 A)
Najlepsi strzelcy wśród obrońców:
[…] 3. Nathanael Halbert, Sam Ruopp, Evan Mosey (Wielka Brytania), Marcin Kolusz, Maciej Kruczek (Polska), Alex Trivellato, Daniel Glira (Włochy)– 1 bramka
Najlepsi strzelcy podczas gier w przewadze:
[…] 2. Grzegorz Pasiut, Patryk Wronka (Polska), Liam Kirk, Brett Perlini (Wielka Brytania), Phil Pietroniro (Włochy)– po 2
[…] Najlepiej punktujący zawodnicy podczas gier w przewadze:
1. Grzegorz Pasiut (Polska) – 6 pkt (2 G + 4 A)
[…] Najlepsi we wznowieniach:
[…] 4. Grzegorz Pasiut (Polska) – 60%
[…] BRAMKARZE (minimum 30 procent rozegranych spotkań)
Skuteczność obron:
[…] 2. John Murray (Polska)– 93,14 %, 4 spotkania, 102strzały, 95 obronionych
[…] Średnia wpuszczonych bramek na mecz:
[…] 2. 1,73 – John Murray (Polska)
Mecze bez straty gola:
[…] 2. John Murray (Polska)– 2.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze