Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Wisła Kraków – GKS Katowice. GieKSa przegrała 2:3 (0:1).

 

1liga.org – Sobota w F1L: szalona końcówka w Krakowie

[…] Strzelanie rozpoczął już w 4. minucie Goku, wykorzystując odbitą piłkę od Szymona Sobczaka. GKS Katowice czekał na wyrównanie aż do 57. minuty meczu. Sebastian Bergier pokonał bramkarza Wisły i zdobył swoją szóstą bramkę w tym sezonie. Prowadzenie gościom dał Mateusz Mak, który uderzeniem z powietrza skierował piłkę do bramki. Wszystko wskazywało, że to podopieczni Rafała Góraka zgarną komplet punktów, lecz końcówka spotkania należała do piłkarzy z Krakowa. Najpierw na listę strzelców wpisał się Patryk Gogol, a następnie Angel Baena.

 

sportdziennik.com – Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Spotkanie na stadionie przy ulicy Reymonta trzymało w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.

Kibice gospodarzy mieli już dość, bo zanosiło się na kolejną stratę punktów u siebie i czwarty z rzędu mecz bez wygranej. Od początku używali dużo pirotechniki, świętując 20-lecie ruchu „ultras”, ale po 80 minucie odpalili fajerwerki. Było jasno i głośno, a sędzia Wojciech Myć dwukrotnie kazał drużynom zejść z boiska. Po powrocie doliczył do drugiej połowy 11 minut i w tym czasie GKS zapomniał o obronie, co Wisła bezlitośnie wykorzystała. 2:2 było po debiutanckim golu rezerwowego Patryka Gogóła, do którego piłkę wycofał Bartosz Jaroch. Trzy punkty przyniosło dośrodkowanie Szymona Sobczaka na głowę mierzącego zaledwie 173 centymetry Angela Baeny. Skrzydłowy zachował się wzorowo, stawiając nie na siłę, a technikę uderzenia.

GKS zapłacił wysoką cenę za odważną grę. Nie stanął w polu karnym jak wiele drużyn, które przyjechały do Krakowa po remis. Gospodarze sprawili prezent Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie rok temu został powołany na stanowisko prezesa. Niewiele jednak brakowało, by znów musiał tłumaczyć się przed kibicami za to, że konsekwentnie stawia na Radosława Sobolewskiego.

„Biała gwiazda” popełniła kilka błędów, ale GKS w pierwszej połowie nie potrafił ich wykorzystać. Mecz trwał kilkanaście sekund, a Jaroch zbyt krótko zagrywał do Alana Urygi i piłkę przejął Mateusz Mak. Wychowanek krakowskiego klubu zepsuł akcję i niedokładnie podał do Grzegorza Rogali. Przed przerwą piłkę źle wybijał Alvaro Raton. Posłał ją na kilkadziesiąt metrów, ale szybko wróciła w jego pole karne. Do strzału po zagraniu Sebastiana Bergiera doszedł Adrian Błąd, bramkarz dobrze zareagował, ale ewentualny gol nie zostałby uznany z powodu spalonego. Tymczasem krakowianie prowadzili od 3 minuty. Przeprowadzili atak nie w swoim stylu, bez zbędnego „holowania” piłki. Na wolne pole w stronę Szymona Sobczaka zagrał Igor Sapała. Napastnik zastępującego kontuzjowanego Angela Rodado przypadkowo zaliczył asystę plecami przy golu Goku, który zszedł do środka i trafił z 15 metrów.

Na początku drugiej połowy na 2:0 mógł podwyższyć Uryga, który ma na koncie ponad 100 spotkań w pierwszym zespole, ale nie może się doczekać bramki. Jego „główkę” po dośrodkowaniu Sapały z wolnego świetnie na linii obronił Dawid Kudła, a dobitka 29-latka była niecelna. Niewykorzystana szansa się zemściła, bo goście w końcu wykorzystali prezenty wiślaków i wyszli na prowadzenie! W 57 min Uryga popełnił błąd po zagraniu z prawej strony i oko w oko z Ratonem stanął Bergier. Podniósł piłkę, bramkarz ją trącił, ale zatrzepotała w siatce. Krakowianie dobrze zareagowali, niewiele pomylił się Sobczak. Chwilę później cios zadał im Mak, który uprzedził Jarocha w polu karnym po wrzutce Błąda.

Przy 1:2 mecz mógł „zamknąć” Bergier, zrehabilitował się jednak Uryga i wybił piłkę z linii bramkowej.

 

gazetakrakowska.pl – Wnioski po meczu „Białej Gwiazdy” z GKS-em Katowice

To był z całą pewnością jeden z najbardziej dramatycznych meczów Wisły Kraków w tym sezonie, a pewnie i w całej I lidze. „Biała Gwiazda” wygrała 3:2 rzutem na taśmę z GKS-em Katowice, choć jeszcze w doliczonym czasie gry przegrywała 1:2. Po tym spotkaniu płynie trochę wniosków, które prezentujemy.

[…] Gdy emocje już opadną, gdy zaczniemy mecz Wisła Kraków – GKS Katowice oceniać na chłodno, to dojdziemy do wniosku, że oba zespoły miały w tym spotkaniu swoje momenty. I mogło to nie być aż tak emocjonujące, wręcz dramatyczne spotkanie, gdyby wcześniej je wykorzystały. Mogła Wisła prowadzić 2:0? Mogła – miała na to szanse. Mogła już po wyrównaniu GKS-u znów prowadzić 2:1? Mogła – miała na to szanse. Mógł GKS zamknąć mecz trzecią bramką przy swoim prowadzeniu 2:1? Mógł – miał na to szansę wręcz wyborną. Koniec końców, to jednak gospodarze wykorzystali te kolejne swoje momenty już w doliczonym czasie gry. I wygrali. Bo mecz to właśnie sztuka wykorzystywania swoich dobrych chwil, momentów. I oczywiście słabości przeciwnika. Bo jak powiedział zawsze trzeźwo oceniający to, co na boisku się dzieje trener GKS-u Rafał Górak, dla jego podopiecznych za grę w doliczonym czasie gry alibi nie ma…

[…] O ile chwaliliśmy Wisłę za grę w obronie w poprzednich meczach, tak tym razem była ona mocno niestabilna w defensywie. Gole traciła zbyt łatwo, a też kilka razy GKS zbyt łatwo tworzył sobie kolejne okazje na gole. To nie był najlepszy dzień jeśli chodzi o defensywę „Białej Gwiazdy”.

 

dziennikzachodni.pl – Jak można było przegrać ten mecz?! GKS Katowice poległ w piekle na Wiśle Kraków

Piłkarze GKS Katowice w 96 minucie meczu z Wisłą Kraków prowadził 2:1, ale potem stracił dwa gole i wrócił spod Wawelu z pustymi rękami. Wszystko co złe, wydarzyło się w doliczonych za racowiska miejscowych kibiców jedenastu minutach.

GKS Katowice przegrał w Krakowie z Wisłą w nieprawdopodobnych okolicznościach. Gole i punkty zespół Rafała Góraka stracił w ostatnich czterech z jedenastu doliczonych minut.

Sędzia Wojciech Myć doliczył je ze względu na przerwy w grze spowodowane racowiskami urządzanymi przez krakowskich fanatyków. Na trybunach nie było kibiców z Katowic, którzy zdecydowali się zrezygnować z wyjazdu. Środowiska kibicowskie bojkotują Wisłę w związku ze śmiertelną ofiarą zadymy, jaka odbyła się w sierpniu w Radłowie.

Katowiczanie po objęciu prowadzenia, na co w pełni zasługiwali, dali się w końcówce zepchnąć do dramatycznej obrony i skończyło się wszystko katastrofą.

 

wislaportal.pl – Prezent dla Prezesa! Wisła – GKS Katowice 3-2

Krakowska Wisła dopisuje do swojego dorobku jakże cenne trzy punkty! Po prawdziwym thrillerze i dwóch bramkach zdobytych w doliczonym czasie gry pokonujemy 3-2 zespół GKS-u Katowice. Można stwierdzić, że wiślacy sprawili w ten sposób prawdziwy prezent Prezesowi Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie w dniu meczu świętuje swoją rocznicę na stanowisku prezesa naszego klubu.

Już pierwsza minuta tego meczu mogła wskazywać, że czekają nas w nim spore emocje, bo właśnie wtedy zbyt krótkie podanie zaliczył Bartosz Jaroch i GKS mógł mieć okazję do groźnej akcji, ale prezentu od wiślaków nie wykorzystał. Zresztą zanim zakończyła się formalnie pierwsza minuta spotkania zakotłowało się jeszcze po drugiej stronie boiska, ale ostatecznie Dawid Kudła piłkę złapał.

W minucie 3. golkiper gości nie miał już jednak nic do powiedzenia i Wisła błyskawicznie wyszła na prowadzenie! Długie podanie posłał Igor Sapała, a piłka… odbiła się od pleców Szymona Sobczaka, co wykorzystał Goku. Hiszpan ściął z futbolówką do środka i huknął płasko przy słupku. A to dało „Białej Gwieździe” prowadzenie 1-0!

Mecz lepiej więc dla Wisły nie mógł się rozpocząć, ale też przyznać trzeba, że przyjezdni grali bardzo odważnie i mocno starali się odrobić straty. Zanim minęło pół godziny gry parę razy postraszyli wiślacką defensywę oraz sprawdzili formę Álvaro Ratóna. Oczywiście swoje próbowała też ugrać Wisła, jak choćby w 25. minucie, gdy dwukrotnie uderzył Kacper Duda, tyle że najpierw został zablokowany, a po chwili nieznacznie się pomylił. Goście odpowiedzieli na to w 30. minucie uderzeniem Grzegorza Janiszewskiego, ale na nasze szczęście zawodnik Gieksy strzelał dokładnie tam, gdzie stał Ratón. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy groźniejsi byli wprawdzie wciąż goście, ale zawsze na posterunku był Ratón, broniąc pewnie zwłaszcza uderzenie Sebastiana Bergiera z 42. minuty.

Drugą połowę lepiej rozpoczęła Wisła, ale w 47. minucie tym razem niecelnie z dystansu strzelał Goku, a w minucie 50. blisko szczęścia był Alan Uryga, ale najpierw jego próbę głową po rzucie rożnym Kudła zdołał sparować, a dobitka nogą kapitana Wisły przeleciała ponad bramką.

Niestety dla siebie Uryga w roli głównej wystąpił też w minucie 57., bo nie trafił w piłkę, przez co sytuację sam na sam z Ratónem miał Bergier i skutecznie ją wykorzystał. Było więc 1-1…

Wiślacy ruszyli wprawdzie do ataków, żeby odzyskać prowadzenie, ale próba Dudy została zablokowana, a po chwili Sapała trafił w obrońcę. W 63. minucie przed szansą po podaniu od Mikiego Villara stanął Sobczak, ale po jego uderzeniu piłka o centymetry minęła bramkę!

Zaraz zaś potem przegrywaliśmy 1-2! Dobre dogranie ze skrzydła do nadbiegającego Mateusza Maka nasz były junior wykończył perfekcyjnie pod poprzeczkę…

Konsternacja? I owszem, ale też GKS dostał nagrodę za odważną grę. I choć Wisła próbowała coś zdziałać, jak choćby Duda w 68. minucie, to znów dobrze spisał się Kudła. Z kolei w 74. minucie powinno być jeszcze gorzej, ale strzał Bergiera z linii bramkowej zdołał zablokować Uryga, częściowo naprawiając swoje winy z początku II połowy.

Niestety w kolejnych minutach nie mieliśmy zbyt wielu okazji do tego, aby zdobyć wyrównującą bramkę, a swoje okazje znów mieli goście, bo w 77. minucie ratował nas Joseph Colley, a w 81. znów broniąc piłkę nogą Ratón.

W 84. minucie swoje z kolei świętowanie zaczęli… kibice Wisły, którzy odpalili liczną pirotechnikę, stąd też sędzia Wojciech Myć zarządził przerwę. Obydwa zespoły zeszły z boiska, a po powrocie na nie okazało się, że grać będziemy aż o 11 minut dłużej. I jak się okazało finisz spotkania należał do Wisły. Strzał oddał Dawid Olejarka, swoje próbował też „szarpać” Ángel Baena i gdy trybuny już na dobre zaczynały się domagać… dymisji Radosław Sobolewskiego – w siódmej doliczonej minucie Jaroch odszukał podaniem Patryka Gogóła, a ten uderzył celnie i było 2-2.

I jak się okazało – nie był to tego wieczoru koniec piłkarskich emocji. Przed naszą bramką po ataku gości piłkę przejął Baena i Wisła wyszła z kontratakiem, który rozruszał na skrzydle Sobczak. Nasz naspastnik rzucił idealnie piłkę do biegnącego za akcją Baeny, który na dwunastym metrze uderzył precyzyjnie głową i dał Wiśle gola na 3-2.

„Biała Gwiazda” ostatecznie pokonuje więc GKS Katowice i bez wątpienia to taki mecz, który na pewno zapamiętamy na bardzo długo. Pokazujący zresztą piękno i brutalność piłki nożnej. A także to jak wiele znaczy zespół i gra do końca!

 

Statystyki meczu: Wisła – GKS Katowice

[…] Bramki: 3-2 (1-0)

Strzały celne: 7-6

Strzały niecelne: 10-2

Ataki: 87-76

Niebezpieczne ataki: 64-52

Posiadanie piłki (w %): 52-48

Rzuty rożne: 9-2

Żółte kartki: 2-3

Czerwone kartki: 0-0

Faule: 14-11

Niebezpieczne rzuty wolne: 1-0

Spalone: 3-3

Strzały zablokowane: 9-7

Strzały na bramkę: 26-15

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga