Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Wisła Kraków – GKS Katowice. GieKSa przegrała 2:3 (0:1).

 

1liga.org – Sobota w F1L: szalona końcówka w Krakowie

[…] Strzelanie rozpoczął już w 4. minucie Goku, wykorzystując odbitą piłkę od Szymona Sobczaka. GKS Katowice czekał na wyrównanie aż do 57. minuty meczu. Sebastian Bergier pokonał bramkarza Wisły i zdobył swoją szóstą bramkę w tym sezonie. Prowadzenie gościom dał Mateusz Mak, który uderzeniem z powietrza skierował piłkę do bramki. Wszystko wskazywało, że to podopieczni Rafała Góraka zgarną komplet punktów, lecz końcówka spotkania należała do piłkarzy z Krakowa. Najpierw na listę strzelców wpisał się Patryk Gogol, a następnie Angel Baena.

 

sportdziennik.com – Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Spotkanie na stadionie przy ulicy Reymonta trzymało w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.

Kibice gospodarzy mieli już dość, bo zanosiło się na kolejną stratę punktów u siebie i czwarty z rzędu mecz bez wygranej. Od początku używali dużo pirotechniki, świętując 20-lecie ruchu „ultras”, ale po 80 minucie odpalili fajerwerki. Było jasno i głośno, a sędzia Wojciech Myć dwukrotnie kazał drużynom zejść z boiska. Po powrocie doliczył do drugiej połowy 11 minut i w tym czasie GKS zapomniał o obronie, co Wisła bezlitośnie wykorzystała. 2:2 było po debiutanckim golu rezerwowego Patryka Gogóła, do którego piłkę wycofał Bartosz Jaroch. Trzy punkty przyniosło dośrodkowanie Szymona Sobczaka na głowę mierzącego zaledwie 173 centymetry Angela Baeny. Skrzydłowy zachował się wzorowo, stawiając nie na siłę, a technikę uderzenia.

GKS zapłacił wysoką cenę za odważną grę. Nie stanął w polu karnym jak wiele drużyn, które przyjechały do Krakowa po remis. Gospodarze sprawili prezent Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie rok temu został powołany na stanowisko prezesa. Niewiele jednak brakowało, by znów musiał tłumaczyć się przed kibicami za to, że konsekwentnie stawia na Radosława Sobolewskiego.

„Biała gwiazda” popełniła kilka błędów, ale GKS w pierwszej połowie nie potrafił ich wykorzystać. Mecz trwał kilkanaście sekund, a Jaroch zbyt krótko zagrywał do Alana Urygi i piłkę przejął Mateusz Mak. Wychowanek krakowskiego klubu zepsuł akcję i niedokładnie podał do Grzegorza Rogali. Przed przerwą piłkę źle wybijał Alvaro Raton. Posłał ją na kilkadziesiąt metrów, ale szybko wróciła w jego pole karne. Do strzału po zagraniu Sebastiana Bergiera doszedł Adrian Błąd, bramkarz dobrze zareagował, ale ewentualny gol nie zostałby uznany z powodu spalonego. Tymczasem krakowianie prowadzili od 3 minuty. Przeprowadzili atak nie w swoim stylu, bez zbędnego „holowania” piłki. Na wolne pole w stronę Szymona Sobczaka zagrał Igor Sapała. Napastnik zastępującego kontuzjowanego Angela Rodado przypadkowo zaliczył asystę plecami przy golu Goku, który zszedł do środka i trafił z 15 metrów.

Na początku drugiej połowy na 2:0 mógł podwyższyć Uryga, który ma na koncie ponad 100 spotkań w pierwszym zespole, ale nie może się doczekać bramki. Jego „główkę” po dośrodkowaniu Sapały z wolnego świetnie na linii obronił Dawid Kudła, a dobitka 29-latka była niecelna. Niewykorzystana szansa się zemściła, bo goście w końcu wykorzystali prezenty wiślaków i wyszli na prowadzenie! W 57 min Uryga popełnił błąd po zagraniu z prawej strony i oko w oko z Ratonem stanął Bergier. Podniósł piłkę, bramkarz ją trącił, ale zatrzepotała w siatce. Krakowianie dobrze zareagowali, niewiele pomylił się Sobczak. Chwilę później cios zadał im Mak, który uprzedził Jarocha w polu karnym po wrzutce Błąda.

Przy 1:2 mecz mógł „zamknąć” Bergier, zrehabilitował się jednak Uryga i wybił piłkę z linii bramkowej.

 

gazetakrakowska.pl – Wnioski po meczu „Białej Gwiazdy” z GKS-em Katowice

To był z całą pewnością jeden z najbardziej dramatycznych meczów Wisły Kraków w tym sezonie, a pewnie i w całej I lidze. „Biała Gwiazda” wygrała 3:2 rzutem na taśmę z GKS-em Katowice, choć jeszcze w doliczonym czasie gry przegrywała 1:2. Po tym spotkaniu płynie trochę wniosków, które prezentujemy.

[…] Gdy emocje już opadną, gdy zaczniemy mecz Wisła Kraków – GKS Katowice oceniać na chłodno, to dojdziemy do wniosku, że oba zespoły miały w tym spotkaniu swoje momenty. I mogło to nie być aż tak emocjonujące, wręcz dramatyczne spotkanie, gdyby wcześniej je wykorzystały. Mogła Wisła prowadzić 2:0? Mogła – miała na to szanse. Mogła już po wyrównaniu GKS-u znów prowadzić 2:1? Mogła – miała na to szanse. Mógł GKS zamknąć mecz trzecią bramką przy swoim prowadzeniu 2:1? Mógł – miał na to szansę wręcz wyborną. Koniec końców, to jednak gospodarze wykorzystali te kolejne swoje momenty już w doliczonym czasie gry. I wygrali. Bo mecz to właśnie sztuka wykorzystywania swoich dobrych chwil, momentów. I oczywiście słabości przeciwnika. Bo jak powiedział zawsze trzeźwo oceniający to, co na boisku się dzieje trener GKS-u Rafał Górak, dla jego podopiecznych za grę w doliczonym czasie gry alibi nie ma…

[…] O ile chwaliliśmy Wisłę za grę w obronie w poprzednich meczach, tak tym razem była ona mocno niestabilna w defensywie. Gole traciła zbyt łatwo, a też kilka razy GKS zbyt łatwo tworzył sobie kolejne okazje na gole. To nie był najlepszy dzień jeśli chodzi o defensywę „Białej Gwiazdy”.

 

dziennikzachodni.pl – Jak można było przegrać ten mecz?! GKS Katowice poległ w piekle na Wiśle Kraków

Piłkarze GKS Katowice w 96 minucie meczu z Wisłą Kraków prowadził 2:1, ale potem stracił dwa gole i wrócił spod Wawelu z pustymi rękami. Wszystko co złe, wydarzyło się w doliczonych za racowiska miejscowych kibiców jedenastu minutach.

GKS Katowice przegrał w Krakowie z Wisłą w nieprawdopodobnych okolicznościach. Gole i punkty zespół Rafała Góraka stracił w ostatnich czterech z jedenastu doliczonych minut.

Sędzia Wojciech Myć doliczył je ze względu na przerwy w grze spowodowane racowiskami urządzanymi przez krakowskich fanatyków. Na trybunach nie było kibiców z Katowic, którzy zdecydowali się zrezygnować z wyjazdu. Środowiska kibicowskie bojkotują Wisłę w związku ze śmiertelną ofiarą zadymy, jaka odbyła się w sierpniu w Radłowie.

Katowiczanie po objęciu prowadzenia, na co w pełni zasługiwali, dali się w końcówce zepchnąć do dramatycznej obrony i skończyło się wszystko katastrofą.

 

wislaportal.pl – Prezent dla Prezesa! Wisła – GKS Katowice 3-2

Krakowska Wisła dopisuje do swojego dorobku jakże cenne trzy punkty! Po prawdziwym thrillerze i dwóch bramkach zdobytych w doliczonym czasie gry pokonujemy 3-2 zespół GKS-u Katowice. Można stwierdzić, że wiślacy sprawili w ten sposób prawdziwy prezent Prezesowi Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie w dniu meczu świętuje swoją rocznicę na stanowisku prezesa naszego klubu.

Już pierwsza minuta tego meczu mogła wskazywać, że czekają nas w nim spore emocje, bo właśnie wtedy zbyt krótkie podanie zaliczył Bartosz Jaroch i GKS mógł mieć okazję do groźnej akcji, ale prezentu od wiślaków nie wykorzystał. Zresztą zanim zakończyła się formalnie pierwsza minuta spotkania zakotłowało się jeszcze po drugiej stronie boiska, ale ostatecznie Dawid Kudła piłkę złapał.

W minucie 3. golkiper gości nie miał już jednak nic do powiedzenia i Wisła błyskawicznie wyszła na prowadzenie! Długie podanie posłał Igor Sapała, a piłka… odbiła się od pleców Szymona Sobczaka, co wykorzystał Goku. Hiszpan ściął z futbolówką do środka i huknął płasko przy słupku. A to dało „Białej Gwieździe” prowadzenie 1-0!

Mecz lepiej więc dla Wisły nie mógł się rozpocząć, ale też przyznać trzeba, że przyjezdni grali bardzo odważnie i mocno starali się odrobić straty. Zanim minęło pół godziny gry parę razy postraszyli wiślacką defensywę oraz sprawdzili formę Álvaro Ratóna. Oczywiście swoje próbowała też ugrać Wisła, jak choćby w 25. minucie, gdy dwukrotnie uderzył Kacper Duda, tyle że najpierw został zablokowany, a po chwili nieznacznie się pomylił. Goście odpowiedzieli na to w 30. minucie uderzeniem Grzegorza Janiszewskiego, ale na nasze szczęście zawodnik Gieksy strzelał dokładnie tam, gdzie stał Ratón. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy groźniejsi byli wprawdzie wciąż goście, ale zawsze na posterunku był Ratón, broniąc pewnie zwłaszcza uderzenie Sebastiana Bergiera z 42. minuty.

Drugą połowę lepiej rozpoczęła Wisła, ale w 47. minucie tym razem niecelnie z dystansu strzelał Goku, a w minucie 50. blisko szczęścia był Alan Uryga, ale najpierw jego próbę głową po rzucie rożnym Kudła zdołał sparować, a dobitka nogą kapitana Wisły przeleciała ponad bramką.

Niestety dla siebie Uryga w roli głównej wystąpił też w minucie 57., bo nie trafił w piłkę, przez co sytuację sam na sam z Ratónem miał Bergier i skutecznie ją wykorzystał. Było więc 1-1…

Wiślacy ruszyli wprawdzie do ataków, żeby odzyskać prowadzenie, ale próba Dudy została zablokowana, a po chwili Sapała trafił w obrońcę. W 63. minucie przed szansą po podaniu od Mikiego Villara stanął Sobczak, ale po jego uderzeniu piłka o centymetry minęła bramkę!

Zaraz zaś potem przegrywaliśmy 1-2! Dobre dogranie ze skrzydła do nadbiegającego Mateusza Maka nasz były junior wykończył perfekcyjnie pod poprzeczkę…

Konsternacja? I owszem, ale też GKS dostał nagrodę za odważną grę. I choć Wisła próbowała coś zdziałać, jak choćby Duda w 68. minucie, to znów dobrze spisał się Kudła. Z kolei w 74. minucie powinno być jeszcze gorzej, ale strzał Bergiera z linii bramkowej zdołał zablokować Uryga, częściowo naprawiając swoje winy z początku II połowy.

Niestety w kolejnych minutach nie mieliśmy zbyt wielu okazji do tego, aby zdobyć wyrównującą bramkę, a swoje okazje znów mieli goście, bo w 77. minucie ratował nas Joseph Colley, a w 81. znów broniąc piłkę nogą Ratón.

W 84. minucie swoje z kolei świętowanie zaczęli… kibice Wisły, którzy odpalili liczną pirotechnikę, stąd też sędzia Wojciech Myć zarządził przerwę. Obydwa zespoły zeszły z boiska, a po powrocie na nie okazało się, że grać będziemy aż o 11 minut dłużej. I jak się okazało finisz spotkania należał do Wisły. Strzał oddał Dawid Olejarka, swoje próbował też „szarpać” Ángel Baena i gdy trybuny już na dobre zaczynały się domagać… dymisji Radosław Sobolewskiego – w siódmej doliczonej minucie Jaroch odszukał podaniem Patryka Gogóła, a ten uderzył celnie i było 2-2.

I jak się okazało – nie był to tego wieczoru koniec piłkarskich emocji. Przed naszą bramką po ataku gości piłkę przejął Baena i Wisła wyszła z kontratakiem, który rozruszał na skrzydle Sobczak. Nasz naspastnik rzucił idealnie piłkę do biegnącego za akcją Baeny, który na dwunastym metrze uderzył precyzyjnie głową i dał Wiśle gola na 3-2.

„Biała Gwiazda” ostatecznie pokonuje więc GKS Katowice i bez wątpienia to taki mecz, który na pewno zapamiętamy na bardzo długo. Pokazujący zresztą piękno i brutalność piłki nożnej. A także to jak wiele znaczy zespół i gra do końca!

 

Statystyki meczu: Wisła – GKS Katowice

[…] Bramki: 3-2 (1-0)

Strzały celne: 7-6

Strzały niecelne: 10-2

Ataki: 87-76

Niebezpieczne ataki: 64-52

Posiadanie piłki (w %): 52-48

Rzuty rożne: 9-2

Żółte kartki: 2-3

Czerwone kartki: 0-0

Faule: 14-11

Niebezpieczne rzuty wolne: 1-0

Spalone: 3-3

Strzały zablokowane: 9-7

Strzały na bramkę: 26-15

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Górak: Zdaliśmy egzamin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po wygranym 3:0 sparingu ze Stalą Rzeszów porozmawialiśmy z trenerem Rafałem Górakiem. Zapytaliśmy o ubiegły i nadchodzący sezon, uchylony przepis o młodzieżowcu, a także o nowego napastnika.

Wakacje spędził pan aktywnie?

Rafał Górak: Aktywnie, byłem bardzo aktywny: chodziłem po górach, dużo pływałem, siedziałem trochę nad morzem. Fajnie nam się udało pojechać trochę w nieznane, zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nas kierowała intuicja. Byliśmy trochę tam, to tu. Wszędzie aktywnie – rowerki i spacery.

Pan jest w stanie odciąć się od piłki?

Wy to doskonale wiecie – piłka to jest całe moje życie, nigdy się nie odetnę. Próbuję się resetować, natomiast piłka mnie nie zabija. Nie powoduje, że jak coś robię, to mnie to męczy. Lubię odpoczywać, np. czytając, ale bez piłki się nie da.

Jak żyje się cały czas pod okiem kamer?

Powiem szczerze, że bardzo mocno zaryzykowałem. Byłem odważny, żeby ten serial „Trenerzy” tyle pokazał od środka. Starałem się nic nie wycinać i w zasadzie mogliście zobaczyć mnie takiego, jakim jestem. To na pewno jest całkiem inny wymiar, bo pierwsza czy druga liga to jest zupełnie inne zainteresowanie medialne. Wydaje mi się, że to, co można w tym wszystkim zobaczyć, to że praca w GKS-ie Katowice idzie bardzo dobrym nurtem. Nie mamy się czego wstydzić, wprost przeciwnie – wykonujemy świetną pracę jako sztab, piłkarze i zespół.

Zostanie jakiś przebłysk po sezonie?

Nie, cały sezon został mi w pamięci. To jest pierwszy sezon od dawna dla GKS-u Katowice w Ekstraklasie, a mój debiutancki. Każdy moment, każda chwila dla mnie była wyjątkowa i zostanie w mojej pamięci bardzo mocno. Ale to już jest za nami, trzeba patrzeć do przodu.

Jaki był najtrudniejszy moment?

Szukałem czegoś takiego, ale powiem szczerze: dobrze rozwiązywaliśmy te nasze problemy. Nawet ten moment, gdy przegraliśmy tę drugą połowę w Zabrzu i zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy gotowi w następnych meczach. Okazało się, że drużyna świetnie reagowała na wszystko. Zdaliśmy egzamin tego debiutanckiego sezonu i ważne jest to, że nie dopuściliśmy do sytuacji, gdzie moglibyśmy się naprawdę trwożyć. Bardzo mocno pracowaliśmy, żeby drużynę ciągnąć, oni też byli świetni. To dało takie, a nie inne efekty.

Udało się sprostać założeniom i można oceniać sezon pozytywnie?

Na pewno nie możemy mówić, że „się udało”. To byśmy musieli mówić o jakimś elemencie przypadkowości. Wydaje mi się, że właśnie wypracowaliśmy to ogromną, ciężką robotą, że dziś w Katowicach mamy takie żółte serca. Kibice się zbudzili, kochają ten zespół, Klub, stadion, wszystko, co się wydarzyło. To jest piękne, że wstaliśmy z tego mułu, w którym byliśmy wszyscy razem.

Wasze dobre występy podniosły poprzeczkę?

Także nas rozwinęły, jesteśmy dzisiaj lepsi. To też jest ważne, bo wszystko na plus, jeśli człowiek jest ambitny, to nie może po prostu powiedzieć: „to było takie świetne, teraz jestem najlepszy”. Nie, nas to rozwinęło i w związku tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy we mnie, w Rafale Góraku, jeszcze jest miejsce na rozwój? No jest! Ja to zawsze mówię moim piłkarzom, tu nie ma co myśleć, że się jest 32-letnim piłkarzem, czas na rozwój jest zawsze. Nie wolno stanąć, bo wtedy momentalnie jest regres, a nam chodzi o progres.

Drugi sezon dla beniaminka podobno jest najtrudniejszy, a niektórzy kibice rozmarzyli się o pucharach.

Bardzo bym tonował rozważania o europejskich pucharach. One są na pewno czymś pięknym i byłyby czymś wyjątkowym, natomiast Ekstraklasa jest bardzo silna i ma mocne zespoły. Poziom idzie do góry, trzeba z respektem i szacunkiem podchodzić do tego wszystkiego. Tamten sezon był dobry, ale też bardzo trudny, a w ostatnich latach beniaminkowie wylatywali z hukiem. Myśmy się w niej dobrze usadowili, trzeba kontynuować pracę.

Połowa drużyn bije się o rozgrywki międzynarodowe.

To świadczy o tym, że nie stało się to, co często dzieje się na świecie, że są te siły. U nas trzeba szczerze powiedzieć, że jest te pięć zespołów, które będą się o to biły i tam jest ich miejsce. Czy my dzisiaj o tę piątkę walczymy? Ja bym powiedział, że po prostu musimy dążyć do tego krok po kroku, by wiele lat GKS grał w Ekstraklasie. Być może przyjdzie taki moment, gdy powiem z otwartym sercem, że jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty.

Co będzie największym wyzwaniem?

Każdy sezon jest inny. Dzisiaj jesteśmy bez Sebastiana i Oskara – to są wyrwy, poważne ubytki w drużynie. Każdemu, kto mnie pyta o naszą największą siłą, odpowiadam: zespołowość. To Sebastian się zbudował w GKS-ie, to Oskar się zbudował w GKS-ie, to my ich wyprodukowaliśmy. U nas eksplodował Antek Kozubal, świetnie zaczął grać Mateusz Kowalczyk. Dawid Kudła stał się bardzo porządnym bramkarzem. Ta zespołowość jest siłą tego zespołu, ja bym chciał w tym kierunku iść, by ci dochodzący stawali się coraz lepszymi zawodnikami. Stąd pomysł na to okienko, by byli to zawodnicy trochę po prostu młodsi.

Zawodnicy muszą się lubić, czy wystarczy po prostu kultura i szacunek?

Nie, nie muszą się wcale lubić. Muszą mieć kult rozmawiania o piłce nożnej. Nie chodzi mi o to, że mają czytać gazetę albo oglądać mecze, tylko rozmawiać o tym, w jaki sposób chcą realizować swoje zadania na boisku, jak my mamy grać. Ty słuchasz heavy metalu, a ja disco-polo, tu mamy dwa inne światy – ale piłka nas łączy i musimy w klubie rozmawiać o piłce, bo to jest miejsce naszej pracy, pasji. Na wczasy może ze sobą nie pojedziemy i możemy nie pałać do siebie miłością, natomiast o piłce musimy umieć rozmawiać, to jest nasz obowiązek. My reprezentujemy klub, a klub jest ważniejszy niż nasze ego. Te disco-polo lub metal nie są istotne, najważniejszy jest GKS.

Są jakieś zmiany w przygotowaniach, czy trzyma się pan wypracowanych przez lata schematów?

Staramy się być coraz bardziej intensywni. W naszym zespole intensywność jest, a ona wynika z rozumienia gry. Chciałbym, aby GieKSa była jeszcze bardziej zażarta, jeszcze bardziej upierdliwa dla przeciwników i jeszcze bardziej spektakularna w atakowaniu. W pierwszym sezonie pokazaliśmy dużo dobrego, daliśmy dużo radości – o to chodzi. Nie chcemy być drużyną, która w Ekstraklasie cierpi. Chcemy, by mówiono o nas, że jesteśmy po prostu jacyś, bo to już znaczy, że mamy kulturę gry. To jest dla mnie istotne.

Czyli na to będzie pan zwracał uwagę, że macie walczyć i zostawić serce na murawie?

Nie da się walczyć, jeśli nie rozumie się gry. Powoduje to masę czerwonych kartek i zamieszania, ja to trochę inaczej rozumiem. Mamy walczyć, ale rozumiejąc, co chcemy zrobić. Jeśli będziemy realizować założenia, oddamy serducho, do tego umiejętności piłkarskie – mamy szansę być spektakularnymi i wygrywać, po prostu.

Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem?

W miarę idzie zgodnie z przewidywaniami. Wiadomo, są trochę przemęczeniowe sprawy, mniejsze i większe urazy, dopinamy kwestie dojść samych zawodników. Obóz w Opalenicy był naprawdę na najwyższym poziomie i jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli młodzi zawodnicy. To część strategii?

Po awansie chciałem piłkarzy bardzo doświadczonych, którzy przyjdą i dadzą nam w szatni uspokojenie emocji. Zrelak, Czerwiński i Nowak, to byli dla mnie bardzo ważni zawodnicy. Przyszli i dali w szatni bufor bezpieczeństwa, że w trudnym momencie powiedzą: spokojnie, wychodzimy z tego. Zawodnicy ze sobą rozmawiają. Wiadomo, nie możemy iść tylko w takich zawodników, bo wszyscy jesteśmy coraz starsi, dlatego planowaliśmy to, by przyszli do nas piłkarze z dużymi umiejętnościami i „dwójką” z przodu. O takich zawodnikach myślałem najbardziej.

Przepis o młodzieżowcu się zmienił.

Dla mnie to upiorny przepis, niemający nic wspólnego z logiką i grą fair play. Drużyny niekorzystające z tego były karane. To jest dla mnie chore. Nie mam nic przeciwko Pro Junior System i nagradzaniu drużyn za stawianie na młodych Polaków. Nie powinien to być jednak przepis, który daje mi nakaz wystawienia na boisko zawodnika, który ma jakiś rocznik. Dla mnie wskazanie, że młodzieżowiec musi być z rocznika 2003, to jakby powiedziano: „ale musisz mieć też jednego z 1973!”. No i co, ja zagram? Dla mnie to jest bez sensu, nie wolno nakazywać, trzeba po prostu promować młodych ludzi. GKS jest oparty o polskich zawodników i daje sobie radę. Ja tego nie rozumiem, jeszcze trzeba zapłacić karę. Pro Junior System świetny, a ten przepis o młodzieżowcu to dobrze, że zniknął.

To był problem, że ktoś na przykład wiedział, że gra tylko przez ten przepis?

Właśnie, to również mogło doprowadzać do tego, że dochodziło do takich absurdów. Zawodnicy starsi mogli czuć się pokrzywdzeni, że młodzieżowiec musi grać. My zawsze mieliśmy w składzie młodzieżowców pełną gębą, bardzo się z tego cieszyłem. Każdy z nich był świetnym zawodnikiem, ale nie wszyscy taki komfort mieli.

Wielu kibiców podchodzi z dużą rezerwą do sprowadzenia Macieja Rosołka.

Na pewno do nas pasuje, takiego nieoczywistego zawodnika szukaliśmy. Na rynku jest wielu zawodników, natomiast trzeba być racjonalnym. Nie zawodziliśmy się na zawodnikach, którzy nie byli tymi z topu na tej pozycji. Przychodzili piłkarze, o których wiedziałem, że ich sposób gry może nam pomóc. Maciej jest właśnie takim piłkarzem.

Jakie są cele na ten sezon?

Ekstraklasa w Katowicach ma być na lata – to jest moje motto pracy z tą drużyną. Chciałbym być maksymalnie przygotowany do pierwszego meczu i wyjść na Raków z pewnością, że możemy wygrać.

Najbardziej wyczekiwany mecz to… 

Chyba zawsze tak będzie: każdy kolejny. Naprawdę się nie mogę doczekać spotkania z Rakowem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Repka opuszcza GieKSę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Oskar Repka zdecydował się na przejście do Rakowa i podpisał tam 5-letnią umowę. Klub z Częstochowy aktywował klauzulę wykupu zawodnika.

Repka odchodzi na zasadzie transferu definitywnego. GieKSa z tytułu transferu otrzyma rekordową kwotę, według medialnych spekulacji będzie to około 3 milionów złotych (700 tys. euro).

Pomocnik dołączył do GKS Katowice w 2021 roku. W sezonie 2023/24 pomógł w awansie do Ekstraklasy, a następnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał 33 spotkania, w których strzelił 8 bramek. Ogółem koszulkę GieKSy zakładał 113 razy, zdobywając 13 bramek. W czerwcu po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski, ale nie wystąpił w oficjalnym spotkaniu.

Zawodnikowi życzymy powodzenia w nowych barwach i dziękujemy za grę w naszym klubie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga