Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Wisła Kraków – GKS Katowice. GieKSa przegrała 2:3 (0:1).

 

1liga.org – Sobota w F1L: szalona końcówka w Krakowie

[…] Strzelanie rozpoczął już w 4. minucie Goku, wykorzystując odbitą piłkę od Szymona Sobczaka. GKS Katowice czekał na wyrównanie aż do 57. minuty meczu. Sebastian Bergier pokonał bramkarza Wisły i zdobył swoją szóstą bramkę w tym sezonie. Prowadzenie gościom dał Mateusz Mak, który uderzeniem z powietrza skierował piłkę do bramki. Wszystko wskazywało, że to podopieczni Rafała Góraka zgarną komplet punktów, lecz końcówka spotkania należała do piłkarzy z Krakowa. Najpierw na listę strzelców wpisał się Patryk Gogol, a następnie Angel Baena.

 

sportdziennik.com – Co za mecz w Krakowie! GKS stracił trzy punkty w doliczonym czasie

Spotkanie na stadionie przy ulicy Reymonta trzymało w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty.

Kibice gospodarzy mieli już dość, bo zanosiło się na kolejną stratę punktów u siebie i czwarty z rzędu mecz bez wygranej. Od początku używali dużo pirotechniki, świętując 20-lecie ruchu „ultras”, ale po 80 minucie odpalili fajerwerki. Było jasno i głośno, a sędzia Wojciech Myć dwukrotnie kazał drużynom zejść z boiska. Po powrocie doliczył do drugiej połowy 11 minut i w tym czasie GKS zapomniał o obronie, co Wisła bezlitośnie wykorzystała. 2:2 było po debiutanckim golu rezerwowego Patryka Gogóła, do którego piłkę wycofał Bartosz Jaroch. Trzy punkty przyniosło dośrodkowanie Szymona Sobczaka na głowę mierzącego zaledwie 173 centymetry Angela Baeny. Skrzydłowy zachował się wzorowo, stawiając nie na siłę, a technikę uderzenia.

GKS zapłacił wysoką cenę za odważną grę. Nie stanął w polu karnym jak wiele drużyn, które przyjechały do Krakowa po remis. Gospodarze sprawili prezent Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie rok temu został powołany na stanowisko prezesa. Niewiele jednak brakowało, by znów musiał tłumaczyć się przed kibicami za to, że konsekwentnie stawia na Radosława Sobolewskiego.

„Biała gwiazda” popełniła kilka błędów, ale GKS w pierwszej połowie nie potrafił ich wykorzystać. Mecz trwał kilkanaście sekund, a Jaroch zbyt krótko zagrywał do Alana Urygi i piłkę przejął Mateusz Mak. Wychowanek krakowskiego klubu zepsuł akcję i niedokładnie podał do Grzegorza Rogali. Przed przerwą piłkę źle wybijał Alvaro Raton. Posłał ją na kilkadziesiąt metrów, ale szybko wróciła w jego pole karne. Do strzału po zagraniu Sebastiana Bergiera doszedł Adrian Błąd, bramkarz dobrze zareagował, ale ewentualny gol nie zostałby uznany z powodu spalonego. Tymczasem krakowianie prowadzili od 3 minuty. Przeprowadzili atak nie w swoim stylu, bez zbędnego „holowania” piłki. Na wolne pole w stronę Szymona Sobczaka zagrał Igor Sapała. Napastnik zastępującego kontuzjowanego Angela Rodado przypadkowo zaliczył asystę plecami przy golu Goku, który zszedł do środka i trafił z 15 metrów.

Na początku drugiej połowy na 2:0 mógł podwyższyć Uryga, który ma na koncie ponad 100 spotkań w pierwszym zespole, ale nie może się doczekać bramki. Jego „główkę” po dośrodkowaniu Sapały z wolnego świetnie na linii obronił Dawid Kudła, a dobitka 29-latka była niecelna. Niewykorzystana szansa się zemściła, bo goście w końcu wykorzystali prezenty wiślaków i wyszli na prowadzenie! W 57 min Uryga popełnił błąd po zagraniu z prawej strony i oko w oko z Ratonem stanął Bergier. Podniósł piłkę, bramkarz ją trącił, ale zatrzepotała w siatce. Krakowianie dobrze zareagowali, niewiele pomylił się Sobczak. Chwilę później cios zadał im Mak, który uprzedził Jarocha w polu karnym po wrzutce Błąda.

Przy 1:2 mecz mógł „zamknąć” Bergier, zrehabilitował się jednak Uryga i wybił piłkę z linii bramkowej.

 

gazetakrakowska.pl – Wnioski po meczu „Białej Gwiazdy” z GKS-em Katowice

To był z całą pewnością jeden z najbardziej dramatycznych meczów Wisły Kraków w tym sezonie, a pewnie i w całej I lidze. „Biała Gwiazda” wygrała 3:2 rzutem na taśmę z GKS-em Katowice, choć jeszcze w doliczonym czasie gry przegrywała 1:2. Po tym spotkaniu płynie trochę wniosków, które prezentujemy.

[…] Gdy emocje już opadną, gdy zaczniemy mecz Wisła Kraków – GKS Katowice oceniać na chłodno, to dojdziemy do wniosku, że oba zespoły miały w tym spotkaniu swoje momenty. I mogło to nie być aż tak emocjonujące, wręcz dramatyczne spotkanie, gdyby wcześniej je wykorzystały. Mogła Wisła prowadzić 2:0? Mogła – miała na to szanse. Mogła już po wyrównaniu GKS-u znów prowadzić 2:1? Mogła – miała na to szanse. Mógł GKS zamknąć mecz trzecią bramką przy swoim prowadzeniu 2:1? Mógł – miał na to szansę wręcz wyborną. Koniec końców, to jednak gospodarze wykorzystali te kolejne swoje momenty już w doliczonym czasie gry. I wygrali. Bo mecz to właśnie sztuka wykorzystywania swoich dobrych chwil, momentów. I oczywiście słabości przeciwnika. Bo jak powiedział zawsze trzeźwo oceniający to, co na boisku się dzieje trener GKS-u Rafał Górak, dla jego podopiecznych za grę w doliczonym czasie gry alibi nie ma…

[…] O ile chwaliliśmy Wisłę za grę w obronie w poprzednich meczach, tak tym razem była ona mocno niestabilna w defensywie. Gole traciła zbyt łatwo, a też kilka razy GKS zbyt łatwo tworzył sobie kolejne okazje na gole. To nie był najlepszy dzień jeśli chodzi o defensywę „Białej Gwiazdy”.

 

dziennikzachodni.pl – Jak można było przegrać ten mecz?! GKS Katowice poległ w piekle na Wiśle Kraków

Piłkarze GKS Katowice w 96 minucie meczu z Wisłą Kraków prowadził 2:1, ale potem stracił dwa gole i wrócił spod Wawelu z pustymi rękami. Wszystko co złe, wydarzyło się w doliczonych za racowiska miejscowych kibiców jedenastu minutach.

GKS Katowice przegrał w Krakowie z Wisłą w nieprawdopodobnych okolicznościach. Gole i punkty zespół Rafała Góraka stracił w ostatnich czterech z jedenastu doliczonych minut.

Sędzia Wojciech Myć doliczył je ze względu na przerwy w grze spowodowane racowiskami urządzanymi przez krakowskich fanatyków. Na trybunach nie było kibiców z Katowic, którzy zdecydowali się zrezygnować z wyjazdu. Środowiska kibicowskie bojkotują Wisłę w związku ze śmiertelną ofiarą zadymy, jaka odbyła się w sierpniu w Radłowie.

Katowiczanie po objęciu prowadzenia, na co w pełni zasługiwali, dali się w końcówce zepchnąć do dramatycznej obrony i skończyło się wszystko katastrofą.

 

wislaportal.pl – Prezent dla Prezesa! Wisła – GKS Katowice 3-2

Krakowska Wisła dopisuje do swojego dorobku jakże cenne trzy punkty! Po prawdziwym thrillerze i dwóch bramkach zdobytych w doliczonym czasie gry pokonujemy 3-2 zespół GKS-u Katowice. Można stwierdzić, że wiślacy sprawili w ten sposób prawdziwy prezent Prezesowi Jarosławowi Królewskiemu, który dokładnie w dniu meczu świętuje swoją rocznicę na stanowisku prezesa naszego klubu.

Już pierwsza minuta tego meczu mogła wskazywać, że czekają nas w nim spore emocje, bo właśnie wtedy zbyt krótkie podanie zaliczył Bartosz Jaroch i GKS mógł mieć okazję do groźnej akcji, ale prezentu od wiślaków nie wykorzystał. Zresztą zanim zakończyła się formalnie pierwsza minuta spotkania zakotłowało się jeszcze po drugiej stronie boiska, ale ostatecznie Dawid Kudła piłkę złapał.

W minucie 3. golkiper gości nie miał już jednak nic do powiedzenia i Wisła błyskawicznie wyszła na prowadzenie! Długie podanie posłał Igor Sapała, a piłka… odbiła się od pleców Szymona Sobczaka, co wykorzystał Goku. Hiszpan ściął z futbolówką do środka i huknął płasko przy słupku. A to dało „Białej Gwieździe” prowadzenie 1-0!

Mecz lepiej więc dla Wisły nie mógł się rozpocząć, ale też przyznać trzeba, że przyjezdni grali bardzo odważnie i mocno starali się odrobić straty. Zanim minęło pół godziny gry parę razy postraszyli wiślacką defensywę oraz sprawdzili formę Álvaro Ratóna. Oczywiście swoje próbowała też ugrać Wisła, jak choćby w 25. minucie, gdy dwukrotnie uderzył Kacper Duda, tyle że najpierw został zablokowany, a po chwili nieznacznie się pomylił. Goście odpowiedzieli na to w 30. minucie uderzeniem Grzegorza Janiszewskiego, ale na nasze szczęście zawodnik Gieksy strzelał dokładnie tam, gdzie stał Ratón. W ostatnim kwadransie pierwszej połowy groźniejsi byli wprawdzie wciąż goście, ale zawsze na posterunku był Ratón, broniąc pewnie zwłaszcza uderzenie Sebastiana Bergiera z 42. minuty.

Drugą połowę lepiej rozpoczęła Wisła, ale w 47. minucie tym razem niecelnie z dystansu strzelał Goku, a w minucie 50. blisko szczęścia był Alan Uryga, ale najpierw jego próbę głową po rzucie rożnym Kudła zdołał sparować, a dobitka nogą kapitana Wisły przeleciała ponad bramką.

Niestety dla siebie Uryga w roli głównej wystąpił też w minucie 57., bo nie trafił w piłkę, przez co sytuację sam na sam z Ratónem miał Bergier i skutecznie ją wykorzystał. Było więc 1-1…

Wiślacy ruszyli wprawdzie do ataków, żeby odzyskać prowadzenie, ale próba Dudy została zablokowana, a po chwili Sapała trafił w obrońcę. W 63. minucie przed szansą po podaniu od Mikiego Villara stanął Sobczak, ale po jego uderzeniu piłka o centymetry minęła bramkę!

Zaraz zaś potem przegrywaliśmy 1-2! Dobre dogranie ze skrzydła do nadbiegającego Mateusza Maka nasz były junior wykończył perfekcyjnie pod poprzeczkę…

Konsternacja? I owszem, ale też GKS dostał nagrodę za odważną grę. I choć Wisła próbowała coś zdziałać, jak choćby Duda w 68. minucie, to znów dobrze spisał się Kudła. Z kolei w 74. minucie powinno być jeszcze gorzej, ale strzał Bergiera z linii bramkowej zdołał zablokować Uryga, częściowo naprawiając swoje winy z początku II połowy.

Niestety w kolejnych minutach nie mieliśmy zbyt wielu okazji do tego, aby zdobyć wyrównującą bramkę, a swoje okazje znów mieli goście, bo w 77. minucie ratował nas Joseph Colley, a w 81. znów broniąc piłkę nogą Ratón.

W 84. minucie swoje z kolei świętowanie zaczęli… kibice Wisły, którzy odpalili liczną pirotechnikę, stąd też sędzia Wojciech Myć zarządził przerwę. Obydwa zespoły zeszły z boiska, a po powrocie na nie okazało się, że grać będziemy aż o 11 minut dłużej. I jak się okazało finisz spotkania należał do Wisły. Strzał oddał Dawid Olejarka, swoje próbował też „szarpać” Ángel Baena i gdy trybuny już na dobre zaczynały się domagać… dymisji Radosław Sobolewskiego – w siódmej doliczonej minucie Jaroch odszukał podaniem Patryka Gogóła, a ten uderzył celnie i było 2-2.

I jak się okazało – nie był to tego wieczoru koniec piłkarskich emocji. Przed naszą bramką po ataku gości piłkę przejął Baena i Wisła wyszła z kontratakiem, który rozruszał na skrzydle Sobczak. Nasz naspastnik rzucił idealnie piłkę do biegnącego za akcją Baeny, który na dwunastym metrze uderzył precyzyjnie głową i dał Wiśle gola na 3-2.

„Biała Gwiazda” ostatecznie pokonuje więc GKS Katowice i bez wątpienia to taki mecz, który na pewno zapamiętamy na bardzo długo. Pokazujący zresztą piękno i brutalność piłki nożnej. A także to jak wiele znaczy zespół i gra do końca!

 

Statystyki meczu: Wisła – GKS Katowice

[…] Bramki: 3-2 (1-0)

Strzały celne: 7-6

Strzały niecelne: 10-2

Ataki: 87-76

Niebezpieczne ataki: 64-52

Posiadanie piłki (w %): 52-48

Rzuty rożne: 9-2

Żółte kartki: 2-3

Czerwone kartki: 0-0

Faule: 14-11

Niebezpieczne rzuty wolne: 1-0

Spalone: 3-3

Strzały zablokowane: 9-7

Strzały na bramkę: 26-15

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Czego chcieć więcej?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Pamiętamy otwarcie Nowej Bukowej i spektakularnie wygrany mecz z Górnikiem Zabrze. Wtedy to katowiczanie przełamali złą passę z zabrskim rywalem i w doliczonym czasie gry po golu Filipa Szymczaka po raz pierwszy Arena Katowice odleciała w szale radości. Jednocześnie jak dotychczas był to najbardziej efektowny i spektakularny moment tego stadionu.

Teraz czeka nas kolejne starcie z Górnikiem, tym razem jednak przy Roosevelta. Z tym stadionem nie mamy dobrych wspomnień. Od czasu spadku z ekstraklasy 20 lat temu, katowiczanie trzy razy grali oficjalne mecze w Zabrzu. Wyniki to 0:2, 0:1 i 0:3. Najświeższym wspomnieniem jest mecz z zeszłego sezonu, który GKS gładko przegrał 0:3, tracąc gola już w czwartej minucie po uderzeniu Lukasa Podolskiego. To był jeden z niewielu pojedynków zeszłej jesieni, w którym katowiczanie nie wyglądali na równorzędnego rywala i to mimo tego, że Górnik wcale nie grał jakiegoś wybitnego spotkania. Tak, ekstraklasa nas „przywitała” w środku rundy z przytupem.

Na co stać teraz nasz zespół w jutrzejszych derbach – nie wiadomo. Nie wiadomo do końca, w jakiej formie jest ekipa Rafała Góraka, choć trzeba przyznać, że od początku meczu z Legią ta dyspozycja daje wrażenie, że rośnie. Rzeczywiście pierwsza połowa przy Łazienkowskiej była bardzo dobra, cały mecz niezły, a kolejne spotkania – z Arką Gdynia – było już bardzo dobre. Można więc mieć nadzieję, że po początkowym blackoucie, nasza ekipa w końcu się obudziła i wskoczyła na właściwe tory drużyny środka tabeli.

Problem w tym, że stajemy naprzeciw silnej w tym sezonie drużyny. Zespół Michala Gasparika najpierw wygrał z Lechią, a potem na wyjeździe z Piastem. Być może – patrząc na ten sezon – nie są to jakieś wielkie sukcesy, ale każdy punkt, a zwłaszcza komplet należy cenić. Potem była porażka w Poznaniu i niezasłużona przegrana u siebie z Termaliką. Górnik w tym meczu dominował, ale to goście okazali się lepsi o jedną bramkę. Za to w meczu z Pogonią było do pewnego momentu odwrotnie – to Portowcy cisnęli, cisnęli, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. Wkrótce więc sprawy w swoje ręce wzięli zabrzanie i trzykrotnie pokonali bramkarza ze Szczecina.

Jakby więc nie patrzeć – obie ekipy wygrały ostatnie swoje mecze trzema bramkami i to nie z ligowymi leszczami. To znamionuje naprawdę świetne widowisko jutro.

Ciekawi jesteśmy zestawienia GKS na ten mecz. Lukas Klemenz zasłużył się dwiema bramkami – pytanie, czy Alan Czerwiński będzie zdolny do gry, a może znów na ławce zasiądzie Marten Kuusk? No i kwestia środka boiska ciągle jest otwarta. Nie wydaje się, żeby miejsca nie zachował Kacper Łukasiak, bo w końcu zagrał dobry mecz z Arką. Pytanie, co z Adrianem Błądem, czy trener będzie nadal konsekwentnie stawiał na niego czy może szansę dostanie kolejny aspirujący zawodnik. Co do ataku, to nie mamy wątpliwości – Adam Zrelak musi być i już.

Śląski Klasyk to również święto na trybunach. Znów do Zabrza przyjedzie kilkutysięczna armia kibiców GKS Katowice. Rok temu mieliśmy świetne widowisko właśnie na trybunach, trochę gorsze na boisku, przede wszystkim za sprawą GKS. Ale drugi raz z rzędu chyba tak nie będzie. Pięknie by było odczarować ten stadion i zapewnić sobie drugie zwycięstwo w sezonie. Tak jak rok temu w szóstej kolejce. Skazywany na pożarcie GKS wygrał wówczas z Mistrzem Polski – Jagiellonią Białystok.

Sobota wieczór, primetime, jupitery, dwadzieścia kilka tysięcy kibiców, dwie drużyny w gazie, Szymon Marciniak z gwizdkiem. Czego chcieć więcej?

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga