Dołącz do nas

Piłka nożna

Papszun: Bergier wcisnął na milimetry

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po meczu Rakowa Częstochowa z GKS Katowice wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Marek Papszun i Rafał Górak.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo dobry mecz GKS Katowice, bardzo dobra gra obronna, świetna obrona pola karnego, gdzie Raków już później dawał wszystkie swoje działa. Drużyna świetnie broniła, za to duży plus. W kwestii ofensywnej mogliśmy pokusić się o więcej goli, jest nam żal, bo takie sytuacje należy wykorzystywać. Jesteśmy niezmiernie szczęśliwi. Spodziewaliśmy się bardzo trudnego przeciwnika i dla nas te sprawdziany w każdym jednym meczu dają nam ogromną satysfakcję, że drużyna ciągle się rozwija. Bardzo fajne jest też to, że w tych momentach trudnych, kiedy popełniliśmy błędy, ale drużyna nie opuszczała rąk i nie przestraszała się, bo tak mogłoby się zdarzyć, że beniaminek się pogubi. Tutaj już tego nie ma i z każdą chwilą jesteśmy ciut mocniejsi, a ten mecz daje nam świadectwo, że idziemy w dobrym kierunku. Chciałbym podziękować przeciwnikowi za fajną walkę.

O mentalności można by dużo mówić i ona ma różne wymiary. Stracona bramka, po indywidualnym, niekiedy banalnym błędzie, a przecież wynikająca z naszej organizacji gry czy niestrzelony rzut karny. Można złapać meczowego doła, a tu tego nie ma. Przygotowujemy drużynę na oczywistości, żeby oczekiwali rzeczy oczekiwanych – niestrzelony karny to przecież nie pierwszy w historii, błąd przy wyprowadzaniu piłki, kiedy jesteśmy nisko, a przeciwnik stosuje dobry pressing to takie są koszta imprezy. Jeżeli będziemy chcieli grać tylko do przodu, to zniknie frajda. Rzeczy oczekiwane nas nie demolują, tylko drużyna po błędzie nakręca się dalej, gra swój mecz, swoją piłkę i to dzisiaj dało trzy punkty.

Grzegorz Rogala jest po dość długiej przerwie spowodowanej urazem, ale brał teraz udział w bardzo dużej ilości zajęć w tygodniu. Kwestia tygodnia czy dwóch, jak zobaczymy go na boisku. Dawid Drachal ma zapis, że w tym meczu nie mógł wystąpić.

W wielu meczach kiedy nie wygrywamy, mimo że różne rzeczy się „zgadzały” – nam, sztabowi szkoleniowemu, to nie panikujemy. Nie ma co chować głowy w piasek i rozpaczać, że przegraliśmy ostatni mecz i co teraz… Trzeba pracować, być cierpliwym i nieustępliwym i być przekonanym do pracy. Wiemy, co chcemy grać, namawiamy do tego zawodników, oni podpisują się dwoma rękami pod tym i dlatego się rozwijamy. Jeśli będziemy jeszcze bardziej powtarzalni, to  będziemy wygrywać kolejne mecze. Na razie będziemy się przygotowywać do meczu z Piastem Gliwice i zapewnimy drużynie komfortowe warunki tych przygotowań.

Każdy trener jest obsesyjnie chory na punkcie wygrywania. Zbierajmy punkty i bądźmy rzetelni w tym, co robimy. Grajmy takie solidne mecze jak dzisiaj, a to będzie przynosić trzy punkty. Tak jak dzisiaj.

Spodziewaliśmy się wysokiej intensywności Rakowa w drugiej połowie i rzeczywiście nas zepchnęli. Natomiast defensywa i gra w obronie niskiej jest również przez nas trenowana bardzo mocno. Drużyna w ustawieniu 5-4-1 doskonale funkcjonowała i Raków nie stwarzał sobie wielu sytuacji, mimo że był blisko naszego pola karnego.

Jesteśmy w innej lidze niż rok temu, jest o wiele trudniej, ale drużyna ciągle się rozwija. Obóz w Turcji był przepracowany bardzo dobrze. Czasem o tym zapominamy, ale co najważniejsze tam była bardzo wysoka frekwencja na treningach. Jeżeli jesteśmy wszyscy razem, to bardzo buduje i drużyna to czuje. Zdrowie piłkarzy jest kluczowe.

Rzut karny to doskonała interwencja bramkarza. Nie mam zamiaru nic naruszać w hierarchii wykonywania rzutów karnych.

Sposób gry mojej drużyny i tego  w jaki sposób funkcjonuje odzwierciedla ogromy szacunek, jaki mam do trenera Papszuna i co zrobił ze swoją drużyną w Częstochowie. W rundzie jesiennej jego pochwała dla GKS i zdanie, że niesłusznie wygrali było dla mnie największym kołem napędowym, jaki mogę dostać od mojego kolegi po fachu. Natomiast zawsze chciałoby się zmierzyć, by być zwycięzcą. Natomiast nie czekałem specjalnie na mecz z Rakowem, czekam na każdy kolejny następny i będziemy się przygotowywać jak najlepiej do każdego meczu. A zwycięstwa takie jak dzisiaj to są rzeczy wyjątkowe, bo wiemy jak potężną siłą w ostatnich latach jest Raków w ekstraklasie.

Kartki to normalny element sezonu. Musimy być przygotowani na wszystkie warianty. Mamy zawodników, którzy muszą zastępować tych, którzy nie mogą zagrać.

Wszyscy będziemy trzymać kciuki za Filipa i przyglądać się jego pracy na treningach i w meczach. Będziemy go jak najbardziej wdrażać, natomiast nie będzie to bez uczciwej i sprawiedliwej rywalizacji. Jeżeli Sebastian Bergier będzie grał tak jak dzisiaj, to ta rywalizacja będzie taka, że trener tylko może zacierać ręce.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa):
Gratulacje dla GKS za zwycięstwo, nie jest to prosta sprawa wygrać z Rakowem po dwunastu meczach bez porażki. Seria się zakończyła. Duże gratulacje dla Frana Tudora, który w tych marnych okolicznościach rozegrał dwusetny mecz w Rakowie – to już legenda na zawsze tego klubu. Nie powiedział ostatniego słowa i my razem z nim i z tego kurzu szybko się otrząśniemy. Za mało zrobiliśmy w pierwszej połowie, jeśli chcemy myśleć o najwyższych miejscach w tej lidze, musimy zrobić więcej, grać z większą pasją i poświęceniem. Pierwsza połowa była do zapomnienia. Mało sytuacji z obu stron i kuriozalna bramka. To ustawiło mecz. W drugiej połowie zagraliśmy zdecydowanie z większą pasją i jakością, coś się zaczęło dziać, przynajmniej było widać jakieś emocje. Momenty zadecydowały, zwłaszcza druga bramka – banalnie straciliśmy obie bramki i ciężko później myśleć o zwycięstwie. Druga połowa była dużo lepsza, można być z niej zadowolonym, ale to marne pocieszenie, bo trzeba zagrać dwie przynajmniej takie połowy.

Niespecjalnie martwię się przed meczem z Lechem, widać było problemy z linii obrony, od tego musimy zacząć. Kolejny raz linia obrony jest modyfikowana, jeszcze Barath schodzi w przerwie. Trzeba zacząć od linii obrony, piłkarzy przygotowanych na 100% do gry i potem dopiero można myśleć o czymś więcej. Musimy mieć więcej jakości indywidualnej, bo w pierwszej połowie nie robiliśmy różnicy w ataku. Oddaliśmy trzy strzały, ale bez zagrożenia. Amorim nie wiedzieć czemu był spóźniony po podaniu wzdłuż bramki, a powinien ją przeciąć. Od zawodników trzeba wymagać więcej.

Svarnas ma przeciążeniową sprawę po Cracovii, boiska nie pomagają. Ameyaw powinien pomału wracać, nie był to wielki uraz, ale trzeba uważać na urazy mięśniowe, pogoda nie pomaga – te mrozy dla zawodników szybkich z włóknami szybkokurczliwymi to jest zagrożenie. Myśleliśmy, żeby go dziś wpuścić, ale trochę się jeszcze obawiałem. Jak kilku zawodników jeszcze dojdzie i rywalizacja się wzmocni, bo teraz mieliśmy ograniczone możliwości, będzie lepiej.

Nic mi nie wiadomo, by jakiś zawodnik miał nas jeszcze zasilić, ale okno jest jeszcze otwarte, więc wszystko się może wydarzyć.

Temat straconych bramek jest złożony, trudno się zabezpieczyć, jak  ciągle się gra w innym składzie, do tego Arsenić czy Rundić dochodzą do formy, a Barath nie jest nominalnym stoperem, choć może na tej pozycji grać. To jest formacja która wymaga wspólnego zaufania i zrozumienia. Nie da się ciągle zmieniać 2-3 zawodników i liczyć, że będzie to tak samo funkcjonowało. Dzisiaj jednak nie graliśmy źle w obronie, ale mieliśmy fatalne momenty, przeciwnik te dwa wykorzystał na maxa i zdobył bramki. Mieli jeszcze szansę na 3:1 i to były jedyne okazje. Nawet pierwsza bramka nie była czysta, bo nawet nie było gdzie tej piłki zmieścić. Trelu się cofał, a Barath nie wyszedł do Bergiera, który wcisnął to na milimetry. Druga bramka to już w ogóle kuriozum, możemy piłkę wybić dwa razy i nie wybijamy. Brakowało zdecydowania w działaniu, a nie koncentracji. To co nas charakteryzowało, to nie stracić bramki, a dziś w banalny sposób do tego doprowadziliśmy, to nie przystoi, chyba sam przeciwnik był zaskoczony, z jaką łatwością te bramki strzelał.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga