Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Ekstraklasa… bloody monday!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Ekstraklasa bloody hell! To, co widzieliśmy na stadionie Motoru, było w jakimś sensie kwintesencją piłki nożnej. Co prawda z happy endem dla Motoru, ale to zwycięstwo dla gospodarzy było kontr-oczywiste. Zarówno trener Rafał Górak, jak i Mateusz Stolarski powiedzieli, że lepszy zespół w tym meczu przegrał. Ja po spotkaniu zaczepiłem Michała Żewłakowa, który komentował ten mecz w Canal Plus. Zapytałem o jego ocenę obrony GKS, a nasz wybitny reprezentant stwierdził, że to nie była kwestia defensywy, tylko zmarnowanych przez gości sytuacji. Jak słusznie zauważył, gdyby Sebastian Bergier wykorzystał swoje okazje, to katowiczanie wygraliby to spotkanie. Stwierdził, że nasz zespół był dużo lepszy.

Jak więc rozpatrywać to spotkanie? Pierwsza rzecz – po zeszłotygodniowym „paździerzu” z obu stron w spotkaniu z Piastem Gliwice, wczoraj mieliśmy widowisko na naprawdę wysokim poziomie. Emocje, zwroty akcji, dużo sytuacji. Kibice gospodarzy i gości głośno dopingujący swoje drużyny i… pozdrawiający przeciwników. Canal Plus śmiało mógłby użyć nomenklatury z piątkowych wieczorów i nazwać to wydarzenie „Super Poniedziałkiem”.

Już jesienią po którymś z meczów zadawałem pytanie w felietonie – czy lepiej przegrać po dobrym, obiecującym i optymistycznym meczu czy może wygrać po fuksiarskiej bramce, ale grając bardzo słabo. Ja odpowiedziałem wówczas (to chyba było po Zagłębiu), że z dwojga, wolę punkty stracić, ale widzieć, że ta gra w przyszłości – statystycznie choćby – będzie te punkty dawać w większej ilości.

Sytuacja się powtórzyła. GieKSa zagrała naprawdę dobry mecz. To jest niebywałe, ale w 18. sekundzie mieliśmy już na koncie dwa celne strzały. To jakiś rekord. Cisnęliśmy ten Motor niesamowicie, choć oni próbowali się odgryzać jakimiś rzutami rożnymi. Sebastian Bergier znów trafił w Lublinie i było 1:0. Katowiczanie nie zatrzymywali się. Nowak podawał do Bergiera i ten, gdyby się lepiej zabrał z piłką, byłby sam na sam. W relacji LIVE napisałem, żeby nie zapominać o tyłach i… wykrakałem. Wróciły te defensywne problemy z jesieni, kiedy GKS bywał mocno niefrasobliwy. Szybko straciliśmy gola, a zaraz potem drugiego – niestety w drugim meczu z rzędu po złym wyprowadzaniu piłki. Arkadiusz Jędrych podał typowo na stratę, a potem splot okoliczności spowodował utratę bramki. Trzeci gol był jakiś taki… zbyt prosty. Nie można pozwalać przeciwnikowi na tak łatwe dojście do pozycji strzałowej.

Rafał Górak na konferencji był zachwycony postawą GKS w ofensywie. I trudno szkoleniowcowi się dziwić. Znaczy ja bym może nie przesadzał z zachwytem, ale gra GKS naprawdę była dobra. Katowiczanie nie chcą pozostawiać niczego przypadkowi i młócą tę piłeczkę w środku pola, chcą grać ładnie, kombinacyjnie, przygotowywać sobie pole do okazji. Wpychają się w to pole karne małą grą, a tam – jak powiedział trener Stolarski – albo się przebitkę wygra, albo nie. Tym razem środkiem się nie udało, ale kilka razy naprawdę było blisko.

Za to ciekawe są słowa szkoleniowca Motoru o tym, że woleli GieKSie zamknąć środek i trochę zmusić do grania skrzydłami. Bo z tych skrzydeł GKS dwa gole jednak strzelił. Kto wie, może jakby trener tego środka nie zamknął, to goście zdobyliby cztery bramki? No ale było bokiem. Najpierw świetnie Wasielewski wykorzystał przestrzeń i dwudziestym trzecim (!) podaniem w tej akcji dograł do Bergiera, a potem Galan w końcu strzelił Galanem, a nie Kowalczykiem, przy czym ten gol był naprawdę świetny. Borja napatrzył się chyba na swojego rodaka, Jesusa Imaza, który ostatnio dwie bramki od słupka zdobył.

Wychodząc z konferencji nasz trener widać było, że jest wkurwiony, bo ostatecznie grając dobry mecz, strzelając dwa gole na wyjeździe, nie zdobyliśmy nawet punktu. GKS raczej ma dość pewne utrzymanie, z obecnym dorobkiem w tabeli i taką grą, więc nie ma aż takiego żalu, niż gdybyśmy byli na pograniczu. Ale z drugiej strony budowanie coraz większego komfortu punktowego nie zawadzi. Tym bardziej, jeśli w perspektywie mamy mecz z Jagiellonią. No i przecież dlaczego nie mamy iść w górę tabeli?

Co więc zrobić, no tak – taka jest piłka. Nie ma co psioczyć na zespół, że po pięciu meczach bez porażki – przegrał. GieKSa nadal jest jeszcze na ekstraklasowym dorobku i nie zawsze wszystko wygra. Jednak jeśli będzie prezentować się tak jak w Lublinie – to wiele punktów jeszcze zdobędziemy. Tylko chodzi o to, by nie zawalać tak meczów w obronie. Z Piastem daliśmy radę, z Rakowem wcześniej też. Ale jesień nam pokazała, że czasem nasi defensorzy się gubią i zdarza im się nieco… panikować. To jest ciągle element do poprawiania. I tak dzieje się to dużo rzadziej.

Dzisiaj mamy żal, że mecz przegraliśmy, ale o takie wieczory kibicowaliśmy. Z emocjami, właśnie zwrotami akcji, w których czasem przegramy, ale innym razem w wielkich emocjach zatriumfujemy i będziemy naprawdę mogli się cieszyć. W ekstraklasie, a nie pierwszoligowych peryferiach. Jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, lubię wracać nawet do przegranych, ale takich emocjonujących meczów. Lepsze to niż właśnie jakieś 0:1 po paździerzu.

GieKSa się rozwija i to było widać w Lublinie. Więc teraz do roboty, trzymamy kciuki i w niedzielę widzimy się w Białymstoku. Bij Mistrza!

PS A to pajacowanie, które w ostatnich kolejkach kilkukrotnie pojawiło się w ekstraklasie, czyli symulowanie kontuzji przez bramkarza, żeby trener mógł sobie wziąć „czas” i przekazać wskazówki jest żenujące. Już nie chodzi mi o to, że ktoś szuka jakichś forteli, bo to jest piłka i liczy się spryt. Ale to, że jeden sobie to wymyślił w którymś zespole i od razu inne drużyny małpują taki sam motyw, jest doprawdy słabe. Naprawdę, wymyślilibyście sobie coś oryginalnego…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Brytyjskie docinki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Znów można powiedzieć „jak ten czas leci”… Dopiero co rywalizowaliśmy z Motorem na zapleczu ekstraklasy, a przecież już mecz w elicie jest dla nas tak odległy, bo miał miejsce w środku lata. Wtedy obie ekipy dopiero raczkowały w ekstraklasie, szersza publiczność dopiero poznawała, na co stać piłkarzy Rafała Góraka i Mateusza Stolarskiego. I to był jeszcze moment, w którym obie ekipy nie pokazały tego, co najlepsze w rundzie jesiennej, choć faktem jest, że zaprezentowały się przyzwoicie i wstydu nie przyniosły. GieKSa miała na koncie zwycięstwo w Mielcu, Motor w Gdańsku.

Spotkanie zostało zakwalifikowane do Super Piątku, co przecież w ramówce Canal Plus jest całkiem konkretną nobilitacją. I… było to widowisko z gatunku tych, że oczy bolał czy tam krwawiły, jak to mówi trener Jacek Zieliński. Bezbramkowy remis, gra nieatrakcyjna dla widza, no i jeszcze fura szczęścia po naszej stronie, bo VAR nie uznał gola Ndiayie, a potem okazało się, że jednak bramka była prawidłowa, co wielokrotnie na antenach Canal Plus przypominali komentatorzy podczas różnych meczów.

Potem jednak obie ekipy wystrzeliły. GieKSa wcześniej, Motor później. O beniaminkach zaczęło się mówić dobrze i ciepło. Choć na początku o GKS bardziej, co bolało nieco szkoleniowca lublinian, który czuł, że jego zespołu się nie docenia, a przecież też gra bardzo dobrze. Przy okazji była to lekka szpileczka wbita naszemu klubowi. Potem za grą Motoru poszły wyniki i rzeczywiście piłkarska Polska zaczęła się zachwycać ekipą z Lubelszczyzny. Motor dużo strzelał i dużo tracił, ale wychodziło na plus. Wrażenie zrobiło zwycięstwo w Poznaniu, a potem cztery wygrane z rzędu i remis na koniec w Częstochowie. Tak – tutaj już trener Stolarski na pewno był „dopieszczony” (cytat z Rafała Dębińskiego), a komentatorzy zaczęli się rozpływać nad grą tego zespołu.

GieKSa natomiast – kilka punktów za Motorem w tabeli – ale jednak te swoje punkciki ciułała, czasem wygrywając, czasem przegrywając. Jesień ostatecznie skończyła się tak, że o Motorze było głośno, o naszym zespole natomiast… bardzo cicho. Trochę tak, jakby stał się przezroczysty. Nasi zawodnicy nie trafiali ani do jedenastek kolejki czy rundy, ani do najgorszych jedenastek. Staliśmy się typowym średniakiem w tabeli i nawet spektakularne przecież mecze – jak choćby ten z Cracovią – jakoś specjalnie nie poruszały serc dziennikarzy sportowych. Wszyscy zapatrzeni byli w ekipę z Lublina – cel trenera Stolarskiego został osiągnięty.

Obie drużyny jeszcze mogły się spotkać na jesieni – w meczu przy Bukowej – gdyby Motor nie przegrał z Unią Skierniewice w Pucharze Polski. Tymczasem lublinianie „oddali” nam tego rywala, spowodowali, że zamiast u siebie, graliśmy kolejny mecz pucharowy na wyjeździe i… też z tą Unią przerżnęliśmy. Można więc powiedzieć, że Kamil Socha, opiekun Unii, pogodził obu beniaminków i ze swoim trzecioligowym zespołem dał dwóm drużynom z ekstraklasy lekcję pokory.

Wszystko to idzie w zapomnienie w obliczu poniedziałkowego meczu, bo właśnie ze względu na wypowiedź trenera Stolarskiego, jest to mecz z podtekstem. Jak widać w wielu wypowiedziach kibiców GKS, fani z Bukowej o tym pamiętają i podchodzą do tej sprawy ambicjonalnie. Jak to kibice, takie smaczki zawsze dodają kolorytu piłce nożnej. Nasz trener odżegnuje się od analizowania, który beniaminek jest lepszy czy gorszy – i dobrze, niech drużyna robi swoje i gra jak najlepiej. Jak pokazał cały poprzedni rok, skupienie się tylko na meritum, czyli metodycznej pracy piłkarskiej i niezajmowanie się rzeczami dookoła, dało pozytywny skutek. Natomiast cała zabawa dla kibiców polega na tych niuansach okołomeczowych.

Trochę też nawiązując do wypowiedzi szkoleniowca o „wyspiarskim meczu” z Piastem, trzeba powiedzieć, że takie przepychanki słowne, animozje, wypominanie sobie wywiadów i wypowiedzi rywali, nawiązywanie do tego, również w przyśpiewkach na trybunach to coś brytyjskiego tak bardzo, że nie ma nic bardziej brytyjskiego. Więc i my ludzie z Bukowej, z tego „brytyjskiego stadionu”, na co przecież zwracał uwagę niegdyś również Adam Nawałka, a nasz fotoreporter Kazik zrobił fenomenalne zdjęcie podczas ostatniego meczu, chcemy w tych wymianach uprzejmości i sprawach ambicjonalnych uczestniczyć. Z klasą (a niektórzy czasami bez), ale z emocjami nie tylko boiskowymi.

Poniedziałkowe spotkanie będzie idealną okazją do kolejnych dyskusji na temat, który to beniaminek lepiej sobie radzi. I mieć okazję do docinek. Przy czym i tak jest to takie docinanie bez większego antagonizmu, bo przecież jest coś, co łączy kibiców GieKSy i Motoru bardziej niż kogokolwiek innego.

Arka Gdynia.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Powtarzalność w innej galaktyce

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zdania co do wczorajszego meczu (niektórzy nawet nie chcą tak wczorajszego wydarzenia nazywać) są mocno podzielone. Jedni uważają, że było to spotkanie beznadziejne i oczy krwawiły, inni twierdzą, że taka była specyfika tych derbów i nie za bardzo jest się czego czepiać.

Faktem jest, że zmierzyliśmy się z drużyną solidną. Taką, która nie błyszczy, ale bardzo trudno jest z nią grać w piłkę. Piast podobnie jak GKS przed meczem miał cztery mecze z rzędu bez porażki (teraz już pięć), dodatkowo w spotkaniach tych stracił zaledwie jedną bramkę. Można więc sobie mówić, że gliwiczanie grają topornie. Ale taka statystyka straconych goli daje informację, że w defensywie spisują się bardzo dobrze.

Trafił swój na swego. Oprócz podobnej liczby meczów bez porażki, także i GieKSa ma na koncie bardzo dobrą statystykę straconych bramek w pięciu ostatnich meczach, bo są to tylko dwie piłki przepuszczone do bramki przez Dawida Kudłę. Delikatnie mówiąc – wstydu nie ma.

Każdy ostatecznie zdaje sobie sprawę, że dla kibica na stadionie czy przed TV do oglądania był to mecz dość paskudny. Mało sytuacji, dużo walki, dużo fizyczności. Nawet zawodnicy czy trenerzy nie dorabiali jakichś wielkich teorii, tylko niemal puszczając oczko, lekko sarkastycznie Rafał Górak mówił o „wyspiarskim meczu”, a Jakub Czerwiński, że spotkanie mogło podobać się koneserom. Bartosz Nowak zdaje sobie sprawę, że z piłką był to mecz dość słaby w wykonaniu GKS.

Jest jednak pewna uniwersalna prawda o piłce. Takie mecze po prostu się zdarzają. Nawet Manchesterowi City czasem (rzadko) zdarza się zagrać nudne 0:0. Na naszym podwórku przypomina mi się mecz z końcówki jesieni, kiedy to właśnie ten Piast zremisował z strasznie nudnym meczu z Lechem 0:0. A Lech był dosłownie tydzień po kapitalnym, dynamicznym i szybkim meczu w swoim wykonaniu z GKS.

Najważniejsze, że GKS się temu Piastowi pożreć nie dał. Ekipa Aleksandara Vukovića jawi się jako bardzo niewdzięczny rywal do gry w piłkę. Przekonała się o tym ostatnio Legia Warszawa. I choć piłkarze z Okrzei są w środku stawki, najprawdopodobniej napsują jeszcze krwi niejednemu przeciwnikowi z czołówki. GKS poszedł na tę wymianę ciosów (ale nie w postaci sytuacji bramkowych) i trochę się z tym Piastem ponaparzał. Czasem boisko bardziej przypominało ring, choć w ramach przepisów.

Mecz był bardzo wyrównany, choć był okres – w końcowej fazie meczu – kiedy to rywale natarli nieco bardziej i jeśli ktoś miał ten mecz przepchnąć, to bardziej Piast. Dobra praca w obronie i standardowo postawa Dawida Kudły pozwoliła nam utrzymać remis. Naszą jedyną sytuacją, która mogła przesądzić o losach meczu, była ta Borjy Galana. Wielka szkoda, że nie strzelił tego lepiej, być może był bardziej zaskoczony pozycją, w której się znalazł, niż Marcin Wasielewski w spotkaniu ze Stalą Mielec.

Oczywiście trener i kibice zwracali uwagę na brak Oskara Repki, ale wyróżniłbym tutaj Sebastiana Milewskiego, który swoją ofiarnością pokazał, że charakterologicznie pasuje do tej ekipy. Wsadzał głowę tam, gdzie inni boją się włożyć nogę i… przypłacił to urazem. Mamy nadzieję, że szybko dojdzie do siebie, bo po niemrawym początku w GieKSie zawodnik wskoczył na dobre tory i jest solidnym wzmocnieniem.

Gdzieś czytałem opinię, że postawa GKS w tym meczu jest niepokojąca. Czasem w pewne rzeczy nie mogę uwierzyć. Zespół wygrywa w bieżącym roku dwa pierwsze mecze, pokonuje Raków na wyjeździe, u siebie remisuje z ekipą, która dwa razy wygrała z Legią i ktoś mówi, że źle się dzieje. Idąc tym tokiem myślenia, katowiczanie muszą zdobyć mistrzostwo, bo każde potknięcie w tej drodze będzie symptomem jakiegoś kryzysu.

Rok temu, po 21 kolejkach, GKS Katowice miał 30 punktów, z bilansem zwycięstw, remisów i porażek: 8-6-7. Niebywałe jest to, że teraz ten bilans jest… identyczny. Nawet bramki podobne – wtedy 31:24, teraz 30:26. Można by rzec powtarzalność. Tyle tylko, że ligę wyżej. Nie w zaścianku polskiej piłki, bo teraz patrząc z perspektywy i tego, co się dzieje w ekstraklasie, tak można ocenić jej zaplecze. Pierwszą ligą nie interesuje się pies z kulawą nogą. No chyba, że trzeba zrobić program o Wisełce, to tak. Ale poza tym to nie. Jeśli więc po roku GKS ma identyczny bilans w ekstraklasie, to wiedz, że jesteśmy w innej galaktyce. Lata świetlne od tej pierwszoligowej.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

LIVE: Motor Lublin – GKS Katowice 3:2

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

23.02.2025 Lublin
Motor Lublin – GKS Katowice 3:2
Bramki: Ceglarz (15), Van Hoeven (21), Mraz (57) – Bergier (8), Galan (51)
Motor: Rosa – Wójcik (76. Stolarski), Najemski, Matthys, Palacz, Łabojko (59. Wełniak), Scalet, Wolski (87. Caliskaner), Ceglarz, Mraz (59. Sefer), Van Hoeven (76. Król).
GKS: Kudła – Wasielewski (76. Gruszkowski), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (76. Klemenz), Galan – Kowalczyk, Repka, Nowak (87. Mak), Błąd (56. Szymczak) – Bergier (76. Drachal).
Ż.kartki: Van Hoeven, Wójcik, Stolarski – Kuusk, Galan, Szymczak
Cz.kartki:
Sędzia: Damian Kos (Gdańsk)
Widzów: 11856

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga