Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: zaufanie i współpraca przynosi owoce

Avatar photo

Opublikowany

dnia

fot. K. Timoszuk – Jagiellonia.net

W jesiennym meczu w Katowicach piłkarze GieKSy dość niespodziewanie wykorzystali moment zadyszki Mistrza Polski z Białegostoku i dzięki temu zwycięstwu chyba ostatecznie uwierzyli, że mogą jak równy z równym rywalizować z każdym na boiskach Ekstraklasy. Tymczasem Jagiellonia szybko się pozbierała i dziś znowu liczy się w walce o mistrzowski tytuł. Przed niedzielnym meczem porozmawialiśmy z Andrzejem Jakubowskim, redaktorem naczelnym serwisu Jagiellonia.net o ambicjach i marzeniach, zimowych transferach i naszym poprzednim meczu, a na deser wymieniliśmy się wrażeniami co do poziomu sędziowania w polskich rozgrywkach, na przykładzie pucharowego meczu Jagi na Łazienkowskiej.

Dla wielu polskich drużyn występy w europejskich pucharach okazywały się „pocałunkiem śmierci”. Tymczasem Jagiellonia skutecznie łączy w tym sezonie grę na trzech frontach, na przekór tej obiegowej opinii.
Postawą w lidze, Pucharze Polski (rozmawiamy przed ćwierćfinałowym meczem Jagiellonii z Legią – przyp. red.) i Lidze Konferencji udowadniamy, że da się to połączyć, a w błędzie są ci, którzy mówią, że to niewykonalne. Trener i dyrektor sportowy zbudowali drużynę z piłkarzy, którzy albo zostali pozyskani po długich negocjacjach, albo, jak Pululu czy Hansen, odbudowali formę w Białymstoku. Jednocześnie sztab nauczył się w odpowiedni sposób gospodarować siłami zawodników, co pozwala na pogodzenie występów we wszystkich rozgrywkach, chyba po raz pierwszy w Ekstraklasie. Nawet Lech Poznań grając kilka lat temu z sukcesami w Lidze Konferencji, w lidze prezentował się znacznie poniżej oczekiwań. Nam się to udaje. Duża w tym zasługa sztabu odpowiadającego za regenerację i kwestie medyczne, mając na względzie zwłaszcza wymagające mecze wyjazdowe. Każdy w klubie jest świadomy wyzwań, przed którymi stoimy i swoją pracą przyczynia się do tego, aby w każdym meczu drużyna pokazywała się z jak najlepszej strony.

Nie byłoby sukcesów Jagiellonii, gdyby nie mądre zarządzanie, ale i odrobina ryzyka, bo postawienie na młodego trenera „na dorobku” w sytuacji realnego zagrożenia spadkiem było odważnym posunięciem prezesa.
Poprzedni prezes, Wojciech Pertkiewicz, zapisał się złotymi literami w historii naszego klubu. Obserwowałem z bliska, jak musiał się mierzyć z wieloma wyzwaniami, zwłaszcza natury finansowej. Dość powiedzieć, że na początku jego pracy na kontraktach w Jagiellonii było 95 zawodników, w niektórych przypadkach zarabiających niemałe pieniądze. Wiele pracy kosztowało uporządkowanie tych tematów, aby doprowadzić klub do ładu. Dopiero wtedy można było zacząć budować. Przez lata w Białymstoku pracowało wielu trenerów, jak na przykład Piotr Nowak, Bogdan Zając czy Maciej Stolarczyk, którzy nie pozostawili po sobie dobrego wrażenia. Za kadencji trenera Ireneusza Mamrota Jagiellonia grała dobrze, zdobywając wicemistrzostwo i dochodząc do finału Pucharu Polski, a istotną rolę w sztabie pełnił wtedy bardzo młody Adrian Siemieniec, zbierając pierwsze szlify. Potem zaczął samodzielną pracę z młodzieżą i w drużynie rezerw. Wykorzystał daną mu szansę: rezerwy za jego kadencji prezentowały się bardzo dobrze. W styczniu 2023 r. przeprowadziliśmy z nim wywiad na naszym kanale Youtube. Wiele rzeczy, o których wtedy mówił, dziś znajduje odzwierciedlenie w funkcjonowaniu pierwszej drużyny. Swój udział ma w tym także dyrektor sportowy Łukasz Masłowski. Kluczem do sukcesu Jagiellonii jest fakt, że określona grupa ludzi nadających na tych samych falach zebrała się w odpowiednim miejscu i czasie i to zagrało.

Na początku poprzedniego sezonu pewnie nikt nie wskazywał was jako głównych faworytów do mistrzostwa. Jak sami ocenialiście możliwości drużyny na tamtym etapie?
Zanim jeszcze przyszły dobre wyniki, dużo rozmawialiśmy w gronie redakcyjnym na temat metod pracy i postępów, jakie robi drużyna pod okiem Adriana Siemieńca. Były podstawy przypuszczać, że jego praca zarówno z zespołem, jak i indywidualnie z poszczególnymi zawodnikami, wsparta odpowiednimi transferami może przynieść owoce. Szybko się to potwierdziło i zdobyliśmy wymarzone Mistrzostwo Polski. Już w poprzednich latach byliśmy blisko, ale ani Michałowi Probierzowi, ani Ireneuszowi Mamrotowi ta sztuka się nie udała. W mojej ocenie zbyt zachowawczo podchodzono wtedy do walki o tytuł, w decydujących momentach zdejmując nogę z gazu. Uważam, że przegrywaliśmy wtedy mistrzostwo na własne życzenie. Zrobił to dopiero trener Siemieniec stawiając na odpowiednich zawodników, którzy uwierzyli w jego filozofię i to przyniosło rezultaty.

Jakie są dziś oczekiwania kibiców co do sportowych celów drużyny?
Głównym celem jest obrona mistrzowskiego tytułu, a gdyby udało się dołożyć do tego zdobycie Pucharu Polski, byłoby to spełnienie marzeń i dowód na to, że klub podąża właściwą drogą i praca wykonywana w Jagiellonii przynosi oczekiwane owoce. Łatwo nie będzie, bo drużyny, które próbują zdetronizować Jagiellonię, czyli przede wszystkim Lech i Raków, mają równie duże ambicje i możliwości, aby sięgać po tytuły. Może się zdarzyć, że Jagiellonia będzie grała i punktowała lepiej niż w ubiegłym sezonie, a mistrza nie zdobędzie. Trzeba się z tym liczyć. Podstawą dalszego rozwoju klubu jest natomiast awans do europejskich pucharów i zbieranie doświadczenia na arenie międzynarodowej. Ponadto, w kolejnym sezonie drużyna na pewno się zmieni pod względem personalnym, bo dobre występy poszczególnych zawodników nie zostaną niezauważone w Europie i trudno będzie zatrzymać tych najlepszych w Białymstoku.

Czy klub jest przygotowany na taką sytuację i szuka odpowiednich zmienników? Co na tym etapie można powiedzieć o zimowych transferach?
Norbert Wojtuszek trafił zimą do Białegostoku z Górnika Zabrze jako potencjalny zastępca Michala Sáčka, moim zdaniem jednego z najlepszych prawych obrońców w lidze. Dyrektor Masłowski wspominał, że już wcześniej planowano transfer Wojtuszka do Jagiellonii. Ten w zasadzie z miejsca wskoczył do pierwszego składu. Mimo że jest młody, to ma już doświadczenie na boiskach ekstraklasowych i gwarantuje odpowiednią jakość. W meczu LKE z FK Bačka Topola dwukrotnie uchronił zespół przed stratą bramki. Drugi transfer, który zasługuje na wyróżnienie to Amerykanin Leon Flach, który robi kapitalną robotę w środku pola. Takie uzupełnienia kadry pozwalają pozytywnie patrzeć na dalszą część sezonu. Jest szansa powalczyć na każdym froncie.

A może uda się załatać ewentualne dziury w składzie wychowankami na miarę Oskara Pietuszewskiego? Jak w Białymstoku wygląda praca z młodzieżą?
Trudno zakładać, że akademia będzie regularnie dostarczać wychowanków na najwyższym poziomie. Często jest to loteria. W Jagiellonii od dawna szkolimy młodzież na dobrym poziomie, regularnie zajmujemy wysokie miejsca w rozgrywkach juniorskich, natomiast jest bardzo niewielu zawodników, którzy mocniej zaznaczyliby swoją obecność na poziomie seniorskim. Oskar Pietuszewski dał się poznać z dobrej strony już w wieku 14 lat. Występował wtedy w roczniku o dwa lata starszym i pomagał drużynie odnosić sukcesy. Stopniowo był przygotowywany do debiutu w drużynie seniorów, a my często pytaliśmy o to trenera apelując, aby dał mu szansę. Trener wprowadził go do zespołu na swoich zasadach i dziś jest to piłkarz, który „nie pęknie” na Łazienkowskiej czy w europejskich pucharach. Debiutował przecież w wieku 16 lat na Johan Cruijff Arena w meczu z Ajaksem i był jednym z najlepszych zawodników Jagiellonii. W ten sposób zapracował sobie na kolejne szanse w tym sezonie. Ale nie on jeden może odegrać większą rolę w zespole. Bartosz Mazurek zbiera dobre noty w drużynie rezerw i wyróżniał się w okresie przygotowawczym. Jest silny, dobrze czuje się w ofensywie i jest w stanie przełożyć to na liczby. Natomiast u trenera Siemieńca hierarchia jest jasna i obaj muszą ciężko pracować na swoje szanse.

Czy w GieKSie jest piłkarz, którego chętnie widziałbyś w Jagiellonii?
Nawet gdyby Adrian Błąd miał tylko jedną zdrową nogę to wolałbym, żeby zagrał u nas, bo za każdym razem, gdy gra przeciwko nam, to napsuje nam sporo krwi.

W ćwierćfinale LKE trafiliście na zespół z Belgii, choć były duże szanse na wylosowanie Legii. Z kim wolałbyś grać na tym etapie europiejskich pucharów?
Osobiście bardzo dobrze oceniam samo losowanie, bo chciałem trafić na Cercle Brugge. Z Legią gramy często, a puchary to okazja do sprawdzenia się na tle przeciwników z Europy. Ponadto uważam, że stać na awans zarówno nas, jak i Legię, więc dlaczego nie mielibyśmy mieć dwóch drużyn z Polski w kolejnej fazie LKE? Jagiellonia pokonała Molde w Białymstoku, więc równie dobrze może to zrobić Legia w dwumeczu.

Tydzień temu graliście ligowy mecz w Krakowie i choć do przerwy mieliście wszystko pod kontrolą, to druga połowa przybrała nieoczekiwany scenariusz i Cracovia doprowadziła do remisu. Która twarz Jagiellonii jest prawdziwa?
Trudno to oceniać przez pryzmat jednego spotkania. Duże znaczenie ma tutaj podejście mentalne do samego meczu i reagowanie na poszczególne jego fazy. W Krakowie wyglądało to trochę tak, jakby drużyna nie wyszła z szatni na drugą połowę. Straciła dość przypadkową bramkę, bo wątpię, czy młody Fabian Bzdyl zdobędzie kiedykolwiek gola podobnej urody. Sami biliśmy mu brawo, bo chciałoby się częściej oglądać takie akcje młodych Polaków, wychowanków swoich klubów. Im bliżej było końca meczu, tym bardziej „śmierdziało” wyrównującym golem, który padł na pięć minut przed końcem. Gdybym miał oceniać, to powiedziałbym, że bardziej „prawdziwa” jest ta Jagiellonia z pierwszej połowy. Cały czas zbieramy doświadczenie związane z grą o najwyższe cele, mamy młodą drużynę i trenera. Podobnie jest zresztą u was, bo trener Górak ma krótki staż w Ekstraklasie, a macie podobną do naszej wizję futbolu. Cieszę się, że przebija się coraz więcej szkoleniowców z nowoczesnym podejściem do pracy, a odchodzą czasy trenerów „strażaków”. Generalnie w lidze nie został już nikt poza Janem Urbanem i Jackiem Zielińskim, ale oni zawsze wyróżniali się fachowością i otwartością na zmiany.

Mniej więcej na tym samym etapie poprzedniej rundy dopadł was mały kryzys i przegraliście trzy z czterech meczów, między innymi w Katowicach. Było nerwowo?
Na tamtym etapie sezonu nawet przez moment nie było zagrożenia, że trener straci zaufanie dyrektora sportowego czy zarządu. Dyrektor Masłowski bardzo często jest w szatni, na bieżąco informowany przez trenera o sytuacji drużyny. Jak powiedział nam w jednym z wywiadów, częściej rozmawia telefonicznie z trenerem Siemieńcem niż z własną żoną. Dlatego jest między nimi zaufanie i współpraca w diagnozowaniu problemów zespołu i metod ich przezwyciężania. Moim zdaniem na tamtym etapie drużynie po prostu brakowało pary. Nikt tego oficjalnie nie powiedział, ale w pewnym momencie przygotowanie fizyczne zaczynało szwankować. Graliśmy dużo, letnia przerwa była stosunkowo krótka i znalazło to odbicie na formie piłkarzy.

O ile porażkę z Lechem, nawet tak wysoką, można było przełknąć, to zero punktów w starciu mistrza z beniaminkiem musiało być rozczarowaniem.
Nasza porażka w Katowicach była niespodzianką, ale nie ulega wątpliwości, że przegraliśmy zasłużenie. W związku z występami w europejskich pucharach Jagiellonia miała prawo przełożyć ten mecz, jednak ostatecznie się na to nie zdecydowała. Z obecnych wypowiedzi trenera wynika, że zespół nauczył się już w odpowiedni sposób gospodarować siłami, co można też rozumieć w ten sposób, że wtedy nie funkcjonowało to jak należy. Dopiero z czasem wypracowano odpowiednią formę przygotowania do meczów i regulowania obciążeń.

Jagiellonia od dawna próbuje zyskiwać przewagę na boisku cierpliwym rozgrywaniem piłki od tyłu. Przeważnie wychodzi wam to doskonale, ale zdarzają się też wpadki, jak choćby w Katowicach.
Aby grać w takim stylu, potrzebne jest duże zaufanie pomiędzy bramkarzem a obrońcami. Trzeba dobrać graczy o odpowiednim profilu, którzy potrafią utrzymać nerwy na wodzy przy rozegraniu piłki. Jeśli nie ma do tego wykonawców, to kończy się jak w spotkaniu Widzewa z Pogonią, który próbował tak grać i dostał cztery „klapsy”, za co posadą zapłacił trener Myśliwiec. Mimo to uważam, że lepiej stracić trzy bramki, strzelając przy tym pięć. Doceniam ofensywne podejście do futbolu, a ciężko ogląda się mecze rozgrywane w stylu Rakowa. Zdecydowanie ciekawsze są takie mecze jak wasz w Lublinie, gdzie obie drużyny stawiają na grę do przodu, dając kibicom dobre widowisko, bo w piłce chodzi przede wszystkim o rozrywkę. Zapytano mnie niedawno, czy chciałbym, żeby Jagiellonia grała w Lidze Mistrzów jak Slovan Bratysława, przegrywając wszystkie mecze, ale zarabiając znacznie więcej pieniędzy. Ja uważam, że niekoniecznie byłoby to dla nas dobre. Takie wyniki jak zwycięstwo w Kopenhadze po golu w ostatniej minucie czy totalna dominacja nad Molde u siebie, pozostawiają lepsze wrażenie w odbiorze kibiców niż porażka z renomowanym rywalem w Lidze Mistrzów.

Przy okazji ostatniego meczu w Białymstoku z FK Bačka Topola wiele mówiło się o frekwencji na stadionie przy Słonecznej 1. Jest problem z zainteresowaniem kibiców?
Zainteresowanie Jagiellonią jest duże, choć czasem mam wrażenie, że niektórzy niedzielni kibice kręcą nosem i trochę wybrzydzają jeśli chodzi o konkretne mecze. Tak nie powinno być, bo kibice powinni licznie stawiać się na trybunach, niezależnie od terminu czy rangi przeciwnika. W rzeczywistości bywa z tym różnie, choć z drugiej strony trudno oczekiwać, że w lutowy wieczór na stadionie będzie dużo dzieci, które szybko zmarzną i nie będą mieć frajdy z oglądania meczu. Na szczęście w niedzielę pogoda będzie lepsza, więc o frekwencję nie trzeba się martwić. Swoją drogą, wielu narzekało na frekwencję przed meczem z FK Bačka Topola, a tymczasem przyszło ponad 10 tysięcy widzów.

W niedzielę do Białegostoku wróci Lukas Klemenz, który kilka lat temu reprezentował wasze barwy, a przed laty ważną rolę w Jagiellonii odgrywał Dawid Plizga, mocno związany z Katowicami. Pamiętacie jeszcze tych piłkarzy?
Pamiętamy Dawida bardzo dobrze, bo przez trzy lata zagrał u nas sporo meczów i strzelił kilka ważnych bramek. Z kolei Lukas Klemenz trafił do Białegostoku właśnie z Katowic i wiązano z nim duże nadzieje. Nie wszystko zagrało jednak jak trzeba, może nie był to dla niego odpowiedni moment. Bardzo pracowity piłkarz i pozytywny człowiek. Cieszę się, że daje radę i wciąż utrzymuje się na poziomie Ekstraklasy.

Jak twoim zdaniem będzie wyglądał nasz niedzielny pojedynek?
Spodziewam się, że GKS od początku ruszy do ataku i jeśli Jagiellonii uda się wybronić i przejąć inicjatywę, to możecie mieć problemy. Jeśli natomiast strzelicie bramkę jako pierwsi, to może być różnie.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Obstawiam wygraną Jagiellonii 2:1.

Po pucharowym meczu z Legią nie mogłem nie skontaktować się z tobą raz jeszcze, aby wymienić się wrażeniami. Jednak trudno oczekiwać analizy meczu pod kątem sportowym, gdy to nie piłkarze grali główne role na boisku.
Po takim meczu trudno się skupić na pracy, a w rozmowach dominuje jeden temat. Jestem zniesmaczony tym, co wydarzyło się w Warszawie. Generalnie w tym sezonie poziom sędziowania w Polsce woła o pomstę do nieba. Jeśli polska piłka ma iść do przodu, to takie sytuacje nie mogą mieć miejsca. Mam poczucie, że ukradziono nam ten awans, a sędziowie pomagają Legii uratować sezon i wepchnąć ich do europejskich pucharów. Nie podyktowano karnego po zagraniu ręką Szkurina, chociaż w analogicznej sytuacji w meczu Ruchu z Koroną karny był. Sędzia Marciniak tłumaczy dziś w mediach, że nie było dostatecznie dobrego ujęcia, które potwierdziłoby zagranie ręką. Tymczasem nawet w powtórkach telewizyjnych było to doskonale widoczne. Z kolei w sytuacji z rzutem karnym po faulu na Oskarze Pietruszewskim VAR w ogóle nie powinien był interweniować. Błędy sędziów były ewidentne i nie zdziwiłbym się, gdyby w niedzielę próbowano to jakoś „zrekompensować” Jagiellonii w meczu z GKS. Swoją drogą, skoro po meczu przed kamerami stają piłkarze i trenerzy, to dlaczego nie pyta się sędziów o konkretne decyzje, które niejednokrotnie mają większy wpływ na przebieg meczu? Ze stricte sportowego punktu widzenia powinniśmy byli rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść, bo mogliśmy strzelić co najmniej trzy gole. Wtedy być może nie przeszkodziłyby nam w awansie nawet takie błędy sędziów. Od momentu, kiedy z powodu kontuzji z boiska zszedł Wojtuszek, nie mieliśmy już alternatywy i graliśmy głównie przez Dušana Stojinovića, który też zmaga się z kontuzją. Tamtą stroną Legia wyprowadziła dwie akcje bramkowe Morishity i było po zawodach. Szczególnie ten drugi gol, gdy piłka wypadła z bramki przez dziurę w siatce, jest ciekawą puentą tego, jak sędziowie wywiązywali się tego dnia ze swoich obowiązków. Życzę Ruchowi Chorzów, aby w półfinale trafił na Legię i pokonał ich na Stadionie Śląskim.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga