Po dwóch porażkach bardzo ważne było, aby w meczu z Cracovią zapunktować. Niby utrzymanie zapewnione już kilka kolejek temu, ale po nieudanych meczach z Legią i Koroną katowiczanie osunęli się w tabeli z tego, powiedzmy, ósmego miejsca, koło którego GieKSa była, nagle po wielu kolejkach pojawiliśmy się na dziesiątym. Trzy serie spotkań do końca dawały ryzyko, że spadniemy jeszcze niżej, tym bardziej że właśnie wyprzedziła nas Korona, zbliżył się Piast.
Z drugiej strony po meczach poprzedzających starcie GKS z Pasami w tej kolejce, okazało się, że możemy przeskoczyć kilku rywali w tabeli. Porażka Motoru spowodowała, że katowiczanie mogli wyprzedzić lublinian, wygrana też powodowałaby, że przeskoczylibyśmy Cracovię. Kilka kolejek temu GKS miał już tyle punktów, co zespół z Krakowa, ale ze względu na brak rozegranych oby meczów, to piłkarze Dawida Kroczka byli wyżej.
Mecz był dziwny. W zasadzie można powiedzieć, że pierwsze dwie minuty trochę pokazały, co będzie tu się działo podczas całego meczu. Ruszyła bowiem Cracovia i już w pierwszej minucie Kakabadze oddał strzał, który na róg sparował Dawid Kudła. Po chwili Marten Kuusk strzelił swoją pierwszą bramkę w GKS Katowice. I tak to wyglądało przez większość meczu – to Cracovia groźniej atakowała, to Cracovia miała swoje groźniejsze sytuacje. Zwłaszcza w pierwszej połowie, znakomitą okazję miał Kallman, próbował też Olafsson, a w końcówce pierwszej połowy za pola karnego uderzał Rózga. W międzyczasie fiński snajper przepuścił piłkę do Al-Amariego, który machnął się, ale do siatki trafił.
W drugiej połowie GieKSa już ogarnęła sytuację, ale sytuacji specjalnie nie mieliśmy. Dawid Drachal trafił, ale ze spalonego. Cracovia też miała już mniej okazji, ale nadal była groźna. I ni stąd, ni zowąd GKS strzelił bramkę. Mieliśmy małe deja vu z meczu z Koroną, po znów zacentrował Alan Czerwiński, a Oskar Repka wpakował piłkę do siatki. Przy czym bomba, jaką odpalił głową pomocnik, była niesamowita. Oskar ostatnio strzela bramki, niczym rasowy ofensywny pomocnik. Trzeba jednak zwrócić uwagę na Alana Czerwińskiego, bo ten zawodnik w końcówce sezonu prezentuje się doskonale. Jego dośrodkowania, ale też analiza tego, że ma partnera w polu karnym, to coś, co pojawiło się ostatnio. Podanie do Bergiera z Puszczą, właśnie te dośrodkowania z Koroną i Cracovią to coś, co po prostu daje punkty. Bardzo efektywny (z przodu) zawodnik.
Nie zapominajmy też o Dawidzie Kudle, który niepostrzeżenie, ale naprawdę świetnie broni i z Cracovią również wybronił – zwłaszcza tę sytuację Kallmana. Prawdopodobnie jest jednym z najlepszych bramkarzy w ekstraklasie.
Moglibyśmy się przyczepić do katowickiej ofensywy. Od meczu z Legią zbyt dużo jest niedokładności, złych wyborów, nawet w dość prostych sytuacjach. Gdyby katowiczanie byli bardziej precyzyjni, można by naprawdę stworzyć sobie dużo więcej sytuacji. Tego jest za mało i zwłaszcza w ostatnim czasie dużo więcej wymagamy od choćby Bartosza Nowaka. Dawid Drachal dostał szansę, ale ostatecznie nie było widać większego błysku. Ktoś powie, że Filip Szymczak mocno grał tyłem do bramki i nawet nieźle to wyglądało, ale typowo jako napastnik piłkarz jednak w tej rundzie zawodzi.
W obliczu tego wszystkiego zwycięstwo z Cracovią trzeba uznać za sukces. Nie jest to jednak przypadek czy tylko szczęście. Pewna jego doza była w pierwszej połowie, w drugiej GKS wyczekał rywala i ostatecznie wykorzystał swoją sytuację. Można powiedzieć, że GKS był w tym meczu wyrachowany i dzięki temu po raz drugi pokonał Pasy w tym sezonie.
Tym samym GieKSa znalazła się na siódmym miejscu być może najwyższym w tym sezonie. Oczywiście Motor ma jeszcze mecz zaległy, ale w Szczecinie, więc łatwo nie będzie. Mamy też punkt straty do Górnika, więc walka o szóste miejsce jest bardzo realne.
Za tydzień GieKSa gra z Lechem Poznań. Może się okazać, że Kolejorz będzie mógł grać o Mistrzostwo Polski na Nowej Bukowej. Zdarzy się tak, jeśli Raków przegra w Kielcach. Ale nawet jeśli nie, to i tak dla Lecha będzie to kolosalnie ważny mecz. A dla GieKSy będzie to kolejny egzamin z możnym tej ligi. Jesienią w Poznaniu nie było co zbierać. Teraz czas na rewanż.
Najnowsze komentarze