Piłka nożna Prasówka
Media o meczu: Koszmarny błąd bramkarza
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Wisła Płock – GKS Katowice 1:1 (1:0).
wisla-plock.pl – Po razie z GieKSą
[…] Już w 2. minucie indywidualną akcję strzałem słabszą, lewą nogą kończył Zan Rogelj, ale Rafał Strączek nie miał problemu z chwytem piłki. Zdawało się, że ten atak to dobry prognostyk na resztę meczu, jednak później długimi fragmentami gra toczyła się w środku pola. Po nieco ponad kwadransie Nafciarze wypracowali sobie optyczną przewagę i dłużej utrzymywali się przy piłce, jednak niewiele z tego wynikało. Około 25 minuty na jakiś czas posiadanie wróciło na stronę graczy w żółtych strojach, ale i oni nie byli w stanie sforsować zasieków rywala. Z ciekawszych zdarzeń należy wyróżnić groźne dogranie Kevina Custovicia w poprzek pola karnego (nikt nie zamknął akcji), nieco akrobatyczną próbę Wiktora Nowaka po wrzucie z autu (obrońcy wybili sprzed linii bramkowej), czy zablokowany strzał z woleja Dominika Kuna. Po drugiej stronie na wysokości zadania dwukrotnie stanął Rafał Leszczyński, który obronił groźne uderzenia Bartosza Nowaka (dobitka Borjy Galana ponad bramką) i Emana Markovicia (tu jeszcze bramkarz w ostatniej chwili ubiegł składającego się do poprawki rywala). Kiedy już zdawało się, że na przerwę zejdziemy z bezbramkowym remisem, do akcji wkroczył aktywny dziś Zan Rogelj, który przymierzył sprzed pola karnego, a podbita przez obrońcę piłka wpadła pod samą poprzeczkę!
Tuż po zmianie stron apetyt na podwyższenie wyniku miał debiutujący w naszych barwach Deni Jurić, ale piłka po jego strzale minęła słupek. W odpowiedzi sprzed pola karnego uderzał Marten Kuusk, piłkę podbił jeszcze Andrias Edmundsson i Rafał Leszczyński nie miał problemu z chwytem. Niestety w 54. minucie właśnie Leszczyński chyba niepotrzebnie próbował przyjąć futbolówkę, zamiast ją wybić przed siebie i w efekcie Marcin Wasilewski zanotował udany odbiór i trafił do pustej bramki, doprowadzając tym samym do wyrównania. Później po drugiej stronie strzałów próbowali Custović i Wiktor Nowak, ale Strączek nie musiał nawet interweniować. Później nasz bramkarz wyłapał zblokowany strzał Kacpra Łukasiaka, sprytne rozegranie rzutu wolnego zatrzymali nasi czujni obrońcy, a po drugiej stronie goście wybronili się z kilku dośrodkowań. W 84. minucie do naszej bramki trafił Adam Zrelak, ale na szczęście wcześniej spalił akcję i gol nie został uznany. Na początku doliczonego czasu gry jeszcze raz zaatakowali goście – strzał Wasielewskiego został zablokowany, niecelnie główkował Marcel Wędrychowski, a Leszczyński pewnie wyłapał dobrą próbę Mateusza Kowalczyka. Ostatnie słowo mogło należeć do Nafciarzy, ale Gieksa nie dała się już zaskoczyć i mecz zakończył się remisem.
nafciarski.pl – Tylko punkt, czyli relacja z meczu #WPŁGKS
Niestety nie do końca udał się Nafciarzom rewanż na Katowiczanach. Po niezbyt pasjonującym pojedynku Nafciarze zremisowali spotkanie przy Łukasiewicza 1:1. Gola dla Wisły zdobył Zan Rogelj, natomiast dla gości po WIELBŁĄDZIE Rafała Leszczyńskiego trafił Marcin Wasielewski.
[…] Nie wiem, czy to jesienna aura, czy późna pora. Jednak im dalej w pierwszą połowę, tym bardziej siadało tempo rozgrywania meczu. Nafciarze wyglądali tak, jak gdyby próbowali uśpić czujność rywali. Natomiast podopieczni Rafała Góraka nie kwapili się do drzemki. W przeciwieństwie do części kibiców na stadionie.
Jako pierwsi z marazmu wyrwali się goście. W 38.minucie po strzale głową Markovicia Rafał Leszczyński uratował Nafciarzy przed stratą gola. W odpowiedzi Nafciarze jednak strzał Kuna zablokowali obrońcy. Chwilę później Wiktor Nowak blisko otwierającego trafienia. Niestety jeden z obrońców GieKSy wybił piłkę z linii bramkowej. Kiedy wydawało się, że przed przerwą nie wydarzy się już nic ciekawego, sprawy w swoje ręce wziął Zag Rogelj i pięknym uderzeniem pokonał Rafała Strączka. Wprawdzie przy tym golu duży udział miał rykoszet od jednego z obrońców. Jednak najważniejsze, że ostatecznie piłka wylądowała w sieci! Chwilę później sędzia Paweł Raczkowski zaprosił piłkarzy obu drużyn do szatni celem ogrzania się.
Na drugą część meczu obie ekipy wyszły bez zmian personalnych.
Nafciarze po zmianie stron również chcieli rozpocząć granie z przytupem. Niestety Deni Jurić przy podaniu od Daniego Pacheco był na pozycji spalonej i skończyło się na uniesionej chorągiewce sędziego asystenta. W 51. minucie bliski wyrównania był Shkuryn. Na nasze szczęście piłka po jego uderzeniu minęła nieznacznie słupek naszej bramki. W 54. minucie WIELBŁĄD Rafała Leszczyńskiego. Nasz bramkarz niepotrzebnie w niegroźnej sytuacji przyjmował piłkę przed własnym polem karnym. Niestety chwilę później futbolówkę odebrał mu Marcin Wasilewski i umieścił ją w pustej bramce Wisły. Z przebiegu gry nic nie zwiastowało tego trafienia. W 57. minucie za faul na Salvadorze żółtą kartę obejrzał Lukas Klemenz. W 62. minucie dośrodkowanie Rogelja dociera na głowę Wiktora Nowaka. Niestety uderzenie naszego pomocnika nie dosięga celu. Chwilę później podwójna zmiana w zespole gości. Na murawie meldują się Marcel Wędrychowski oraz Adam Zrel’ak. W 71. minucie pierwsza zmiana w ekipie Mariusza Misiury. Murawę opuścił Iban Salvador. W jego miejsce na placu gry pojawił się Matchoi Dialo. W 80. minucie żółtą kartką w drużynie Wisły ukarany został Dani Pacheco. GKS natomiast miał wyśmienitą okazję do uderzenia z rzutu wolnego. Piłkę ustawił sobie Bartosz Nowak i sprytnym zagraniem poszukał w polu karnym Zrel’aka. Na szczęście nasi obrońcy połapali się w tym planie i wybili futbolówkę. Trzy minuty później zamieszanie w polu karnym gości, niewykorzystane przez Nafciarzy. W 84. minucie Adam Zrel’ak po dobrym podaniu od Nowaka pokonał wprawdzie Leszczyńskiego. Jednak sędzia Bartosz Frankowski gola nie uznał, odgwizdując pozycję spaloną napastnika GieKSy.
[…] Chwilę trwała jeszcze analiza VAR trafienia Zrel’aka, jednak ostatecznie decyzja z boiska została podtrzymana.
[…] W doliczonym czasie gry strzału z dystansu spróbował jeszcze Mateusz Kowalczyk, jednak nie udało mu się zaskoczyć Rafała Leszczyńskiego. Kilka chwil później sędzia Paweł Raczkowski zakończył spotkanie. Nafciarze ostatecznie nie do końca zrewanżowali się GKS-owi Katowice za pucharową porażkę, jedynie remisując przy Łukasiewicza. Warto dodać, że dla podopiecznych Mariusza Misiury to pierwszy podział punktów przed własną publicznością w tym sezonie.
weszlo.com – Wisła Płock remisuje z GKS-em Katowice. Leszczyński komentuje kosztowny błąd
W spotkaniu 10. kolejki Ekstraklasy Wisła Płock podzieliła się punktami z GKS-em Katowice, remisując 1:1. Spory niedosyt towarzyszy gospodarzom, zwłaszcza z powodu pomyłki bramkarza Rafała Leszczyńskiego, który po meczu otwarcie przyznał się do błędu przed kamerami CANAL+ Sport.
Płocczanie przystąpili do meczu z zamiarem rewanżu za niedawną porażkę w Pucharze Polski, lecz mimo walki nie udało się sięgnąć po pełną pulę. Kluczowym momentem okazało się nieudane zagranie Leszczyńskiego, które bezpośrednio doprowadziło do straty gola. Skorzystał z tego w 54. minucie doprowadzając do wyrównania Marcin Wasielewski.
– Głupi pomysł, żeby to tak przyjąć. Takie zderzenie i niestety zawiniłem przy tej bramce. Przepraszam zespół i kibiców, bo nie przystoi coś takiego. Szkoda, bo myślę, że gdyby nie ten błąd, to trzy punkty zostałyby w Płocku – mówił Leszczyński.
Bramkarz nie ukrywał, że sytuacja była dla niego trudna psychicznie, jednak stara się wyciągać wnioski i szybko zostawiać takie momenty za sobą.
– Na pewno przez chwilę to siedzi w głowie, ale dzięki mojemu doświadczeniu takie pomyłki potrafię szybciej wyrzucać z pamięci i mecz toczy się dalej. Trzeba skupić się na tym, żeby w dalszej części pomóc drużynie. Niestety dziś remis padł przez mój błąd, ale mogę tylko przeprosić chłopaków i kibiców. Szkoda tego. Głowa do góry. W tym sezonie mam już trzy czyste konta i myślę, że radzę sobie dobrze –zaznaczył golkiper Wisły.
Zawodnik gospodarzy pokusił się także o krótkie podsumowanie samego meczu.
– Wydaje mi się, że to był taki zamknięty mecz, zwłaszcza po naszym pucharowym starciu trzy dni temu. Wtedy padło sześć goli, dziś tylko dwa. Ani my, ani rywale nie chcieli się otworzyć. Trener mówił w przerwie, że to może być mecz do jednego błędu. Niestety ten błąd przydarzył się mnie. Biorę to na klatę. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Trzeba żyć dalej, wyrzucić to z głowy i szykować się na kolejny mecz – podsumował Leszczyński.
GKS Katowice nie potrzebuje snajpera, jeśli ma dostawać takie prezenty jak ten od Wisły Płock
Wisła Płock grała jak zawsze. Stabilnie, solidnie w defensywie, z elegancko zaparkowanym autobusem i dobrze pozamykanymi przestrzeniami. Szczęście? Sprzyjało, rzecz jasna. Rykoszet i murarka tym razem nie wystarczyły jednak do sukcesu, bo potężnego babola zaliczył Rafał Leszczyński.
GKS Katowice napastnikami nie stoi, to wiemy od kiedy wykombinowano tam duet Maciej Rosołek — Aleksander Buksa, z którego Buksę zdążono nawet odesłać z powrotem do Zabrza, gdzie też go nie chcieli. Ostatni raz podobną niespodziankę widzieliśmy, gdy udało nam się spotkać Kowala na fajce przed redakcją.
Ilja Szkuryn, nasz ekstraklasowy one season wonder, też bynajmniej nie sprawił, że mówimy o ekskluzywnym pakiecie, lecz na całe szczęście GieKSa ma jednego z najbardziej wybieganych koni w lidze. Marcin Wasielewski to bestia w pressingu, człowiek, który biega dużo i intensywnie. Opłaciło się mu zejść z boku do środka i do końca atakować Rafała Leszczyńskiego, bo ten postanowił zabrać się z piłką tak, jakby jego zadaniem miało być zdobycie pola karnego, nie jego obrona.
W ten oto sposób Wasielewski mógł kopnąć na pustaka. Kopnął, zdobywając gola na wagę remisu.
Powtórki z pucharowego spotkania więc nie było, gradu bramek nie oglądaliśmy. Wiślacy tym razem pilnowali Bartosza Nowaka i nawet jeśli dzięki temu więcej przestrzeni mieli jego koledzy, to Leszczyński parę razy coś odbił, tego mu nie odmawiamy. Na końcu miał też trochę szczęścia, bo gdy piłka wpadła do siatki po raz drugi, okazało się, że i tak był spalony. Zresztą, jako szczęśliwą trzeba też opisać bramkę Nafciarzy. Żan Rogelj kopnął kompletnie zwyczajnie i tylko fakt, że piłka podbiła się o nogę Lukasa Klemenza sprawił, że Rafał Strączek został zaskoczony.
Zmianę w bramce ciężko jednak ocenić, bo Strączek wcale nie uratował GKS-u. Zrobił to Borja Galan, bo to on pojechał na tyłku z takim przekonaniem i pewnością, że zdołał wybić futbolówkę po strzale Wiktora Nowaka. Zresztą — to po jego podaniu padł gol dla drużyny z Katowic i choć każdy się zgodzi, że największy wpływ na to miał bramkarz Wisły, to sam pomysł rozegrania tej akcji był niezły, Galan ewidentnie przypomniał sobie, jakim kozakiem potrafił być na zapleczu Ekstraklasy.
GieKSa z „dwumeczu” z Wisłą Płock wychodzi ostatecznie uśmiechnięta od ucha do ucha, nawet mimo tej nieuznanej bramki Adama Zrelaka. Chyba nawet bardziej z powodu tego punktu na wyjeździe niż dzięki wygranej w Pucharze Polski. Dlaczego? Bo GKS na wyjazdach rzadko wygrywał nawet wiosną, w poprzednim sezonie. W tym sezonie problem rósł jak inflacja w Zimbabwe na początku XXI wieku: w Łodzi w łeb, w Warszawie w łeb, w Zabrzu w łeb, w Gdańsku w łeb, w dodatku niemal zawsze trzeba było wracać z trójką goli w plecaku.
W takich okolicznościach remis z — jakby nie patrzeć — czołowym zespołem ligi, trzeba brać z pocałowaniem ręki.
ekstraklasa.org – Wisła Płock 1:1 GKS Katowice – Lata mijają, a oni wciąż remisują
To pierwszy mecz między nimi od 23 kwietnia 2005 roku (20 lat i 156 dni). To także czwarty remis z rzędu w ich starciach.
8 z 11 ostatnich meczów między nimi to remisy. W związku z tym znów nie przegrali gospodarze, którzy zdobywali punkty we wszystkich 13 spotkaniach między tymi zespołami. To także oznacza, że Wisła Płock wciąż nie przegrała u siebie z GKS Katowice, ale z drugiej strony drużyna ze Śląska ma już 9 meczów z rzędu bez porażki z Nafciarzami.
dziennikzachodni.pl – Koszmarny błąd bramkarza dał GieKSie pierwszy punkt na wyjeździe
[…] GKS Katowice zagrał z Wisłą Płock we wtorek w I rundzie STS Pucharu Polski i wygrał 4:2 po dogrywce (trzy gole zdobył Bartosz Nowak). W piątek doszło do spotkania tych drużyn w Płocku w PKO Ekstraklasie. GieKSa przystąpiła do tego meczu bez ani jednego wyjazdowego punktu i z dwoma ligowymi porażkami z rzędu. Zespół z Katowic zajmował 15., spadkowe miejsce z 7 punktami. Wisła, będąca beniaminkiem, rozegrała jeden mecz mniej, miała 16 punktów i 4. miejsce. Uwzględniając pucharową przegraną na Nowej Bukowej, zaliczyła trzy porażki z rzędu. Drużyna trenera Rafała Góraka posiadała przewagę psychiczną nad rywalem po pucharowym zwycięstwie.
Pierwszy raz w tym sezonie PKO Ekstraklasy w bramce GKS-u zabrakło Dawida Kudły. Między słupkami stanął Rafał Strączek, który bronił też we wtorek w Pucharze Polski. Kudły nie było nawet na ławce, a przyczyną takiego stanu rzeczy okazała się kontuzja tego bramkarza.
[…] GieKSa wyszła z szatni z wielką chęcią wyrównania. W 51. minucie blisko tego był Ilja Szkurin, a trzy minuty później mieliśmy 1:1. Leszczyński wyszedł przed pole karne, aby przejąć piłkę po zagraniu z głębi pola przez Galana. Zrobił to nonszalancko, nie zwrócił w ogóle uwagi na nadbiegającego ze skrzydła Marcina Wasielewskiego, który odebrał mu piłkę i uderzył z linii 16 metrów do pustej bramki.
Wisła i GieKSa chciały zadać decydujący cios. W 84. minucie Adam Zrelak wygrał pojedynek z Leszczyńskim, jednak był na minimalnym spalonym, co widać było na powtórkach.
Mecz zakończył się podziałem punktów, a „Nafciarze” nie zrewanżowali się za porażkę w Pucharze Polski.
gol24.pl – Padły dwa komiczne gole w pierwszym meczu 10. kolejki PKO Ekstraklasy
Wisła Płock podzieliła się punktami z GKS Katowice, remisując 1:1 na inaugurację 10. kolejki PKO Ekstraklasy. Choć padły tylko dwa gole, oba miały niezwykle kuriozalny przebieg – nie zabrakło błędów i rykoszetów, które kompletnie odmieniły lot piłki.
[…] Najgroźniejszą sytuację w pierwszej połowie stworzyli goście w 38. min. Z autu wyrzucał Mateusz Kowalczyk, piłka poszybowała do Ilji Szkurina, który przedłużył ją do Emana Markovica, a ten strzelił, a Leszczyński z trudem wybił futbolówkę poza boisko.
Równie groźny strzał oddał Wiktor Nowak w 40. min. Kibice gospodarzy już unieśli ręce w geście triumfu, ale piłka nie przekroczyła linii bramkowej.
A jednak kibice Wisły mieli w tej części spotkania powód do radości. 15 sek. przed końcowym gwizdkiem Rogelj strzelił w kierunku bramki i pewnie piłka nie wpadłaby do siatki, gdyby przypadkowo nie odbił jej Kacper Łukasiak. Po chwili radości piłkarze zeszli do szatni.
Tak, jak świetnie zakończyli pierwszą połowę, tak świetnie rozpoczęli drugą. W 46. min mocnym strzałem, jednak obok słupka, popisał się Deni Juric. W odpowiedzi chwilę później strzelał Szkurin, a piłkę, niemal z bramki, wybił Marcin Kamiński.
Goście cieszyli się z wyrównania w 54. min. Fatalny błąd popełnił Leszczyński, który wyszedł z bramki i zanim wykopał piłkę dopadł do niej Marcin Wasielewski i strzelił do pustej bramki.
Żadna z drużyn nie była usatysfakcjonowana remisem i starała się zmienić wynik. Częściej atakowali goście, ale nie zdołali zmienić wyniku. W 83. min udało się pokonać Leszczyńskiego Adamowi Zrelakowi, ale sędzia odgwizdał spalonego.
W doliczonym czasie gry strzelał jeszcze Kowalczyk, ale Leszczyński nie popełnił drugiego błędu.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).



Najnowsze komentarze