Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu: Koszmarny błąd bramkarza

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania Wisła Płock – GKS Katowice 1:1 (1:0).

wisla-plock.pl – Po razie z GieKSą

[…] Już w 2. minucie indywidualną akcję strzałem słabszą, lewą nogą kończył Zan Rogelj, ale Rafał Strączek nie miał problemu z chwytem piłki. Zdawało się, że ten atak to dobry prognostyk na resztę meczu, jednak później długimi fragmentami gra toczyła się w środku pola. Po nieco ponad kwadransie Nafciarze wypracowali sobie optyczną przewagę i dłużej utrzymywali się przy piłce, jednak niewiele z tego wynikało. Około 25 minuty na jakiś czas posiadanie wróciło na stronę graczy w żółtych strojach, ale i oni nie byli w stanie sforsować zasieków rywala. Z ciekawszych zdarzeń należy wyróżnić groźne dogranie Kevina Custovicia w poprzek pola karnego (nikt nie zamknął akcji), nieco akrobatyczną próbę Wiktora Nowaka po wrzucie z autu (obrońcy wybili sprzed linii bramkowej), czy zablokowany strzał z woleja Dominika Kuna. Po drugiej stronie na wysokości zadania dwukrotnie stanął Rafał Leszczyński, który obronił groźne uderzenia Bartosza Nowaka (dobitka Borjy Galana ponad bramką) i Emana Markovicia (tu jeszcze bramkarz w ostatniej chwili ubiegł składającego się do poprawki rywala). Kiedy już zdawało się, że na przerwę zejdziemy z bezbramkowym remisem, do akcji wkroczył aktywny dziś Zan Rogelj, który przymierzył sprzed pola karnego, a podbita przez obrońcę piłka wpadła pod samą poprzeczkę!

Tuż po zmianie stron apetyt na podwyższenie wyniku miał debiutujący w naszych barwach Deni Jurić, ale piłka po jego strzale minęła słupek. W odpowiedzi sprzed pola karnego uderzał Marten Kuusk, piłkę podbił jeszcze Andrias Edmundsson i Rafał Leszczyński nie miał problemu z chwytem. Niestety w 54. minucie właśnie Leszczyński chyba niepotrzebnie próbował przyjąć futbolówkę, zamiast ją wybić przed siebie i w efekcie Marcin Wasilewski zanotował udany odbiór i trafił do pustej bramki, doprowadzając tym samym do wyrównania. Później po drugiej stronie strzałów próbowali Custović i Wiktor Nowak, ale Strączek nie musiał nawet interweniować. Później nasz bramkarz wyłapał zblokowany strzał Kacpra Łukasiaka, sprytne rozegranie rzutu wolnego zatrzymali nasi czujni obrońcy, a po drugiej stronie goście wybronili się z kilku dośrodkowań. W 84. minucie do naszej bramki trafił Adam Zrelak, ale na szczęście wcześniej spalił akcję i gol nie został uznany. Na początku doliczonego czasu gry jeszcze raz zaatakowali goście – strzał Wasielewskiego został zablokowany, niecelnie główkował Marcel Wędrychowski, a Leszczyński pewnie wyłapał dobrą próbę Mateusza Kowalczyka. Ostatnie słowo mogło należeć do Nafciarzy, ale Gieksa nie dała się już zaskoczyć i mecz zakończył się remisem.

nafciarski.pl – Tylko punkt, czyli relacja z meczu #WPŁGKS

Niestety nie do końca udał się Nafciarzom rewanż na Katowiczanach. Po niezbyt pasjonującym pojedynku Nafciarze zremisowali spotkanie przy Łukasiewicza 1:1. Gola dla Wisły zdobył Zan Rogelj, natomiast dla gości po WIELBŁĄDZIE Rafała Leszczyńskiego trafił Marcin Wasielewski.

[…] Nie wiem, czy to jesienna aura, czy późna pora. Jednak im dalej w pierwszą połowę, tym bardziej siadało tempo rozgrywania meczu. Nafciarze wyglądali tak, jak gdyby próbowali uśpić czujność rywali. Natomiast podopieczni Rafała Góraka nie kwapili się do drzemki. W przeciwieństwie do części kibiców na stadionie.

Jako pierwsi z marazmu wyrwali się goście. W 38.minucie po strzale głową Markovicia Rafał Leszczyński uratował Nafciarzy przed stratą gola. W odpowiedzi Nafciarze jednak strzał Kuna zablokowali obrońcy. Chwilę później Wiktor Nowak blisko otwierającego trafienia. Niestety jeden z obrońców GieKSy wybił piłkę z linii bramkowej. Kiedy wydawało się, że przed przerwą nie wydarzy się już nic ciekawego, sprawy w swoje ręce wziął Zag Rogelj i pięknym uderzeniem pokonał Rafała Strączka. Wprawdzie przy tym golu duży udział miał rykoszet od jednego z obrońców. Jednak najważniejsze, że ostatecznie piłka wylądowała w sieci! Chwilę później sędzia Paweł Raczkowski zaprosił piłkarzy obu drużyn do szatni celem ogrzania się.

Na drugą część meczu obie ekipy wyszły bez zmian personalnych.

Nafciarze po zmianie stron również chcieli rozpocząć granie z przytupem. Niestety Deni Jurić przy podaniu od Daniego Pacheco był na pozycji spalonej i skończyło się na uniesionej chorągiewce sędziego asystenta. W 51. minucie bliski wyrównania był Shkuryn. Na nasze szczęście piłka po jego uderzeniu minęła nieznacznie słupek naszej bramki. W 54. minucie WIELBŁĄD Rafała Leszczyńskiego. Nasz bramkarz niepotrzebnie w niegroźnej sytuacji przyjmował piłkę przed własnym polem karnym. Niestety chwilę później futbolówkę odebrał mu Marcin Wasilewski i umieścił ją w pustej bramce Wisły. Z przebiegu gry nic nie zwiastowało tego trafienia. W 57. minucie za faul na Salvadorze żółtą kartę obejrzał Lukas Klemenz. W 62. minucie dośrodkowanie Rogelja dociera na głowę Wiktora Nowaka. Niestety uderzenie naszego pomocnika nie dosięga celu. Chwilę później podwójna zmiana w zespole gości. Na murawie meldują się Marcel Wędrychowski oraz Adam Zrel’ak. W 71. minucie pierwsza zmiana w ekipie Mariusza Misiury. Murawę opuścił Iban Salvador. W jego miejsce na placu gry pojawił się Matchoi Dialo. W 80. minucie żółtą kartką w drużynie Wisły ukarany został Dani Pacheco. GKS natomiast miał wyśmienitą okazję do uderzenia z rzutu wolnego. Piłkę ustawił sobie Bartosz Nowak i sprytnym zagraniem poszukał w polu karnym Zrel’aka. Na szczęście nasi obrońcy połapali się w tym planie i wybili futbolówkę. Trzy minuty później zamieszanie w polu karnym gości, niewykorzystane przez Nafciarzy. W 84. minucie Adam Zrel’ak po dobrym podaniu od Nowaka pokonał wprawdzie Leszczyńskiego. Jednak sędzia Bartosz Frankowski gola nie uznał, odgwizdując pozycję spaloną napastnika GieKSy.

[…] Chwilę trwała jeszcze analiza VAR trafienia Zrel’aka, jednak ostatecznie decyzja z boiska została podtrzymana.

[…] W doliczonym czasie gry strzału z dystansu spróbował jeszcze Mateusz Kowalczyk, jednak nie udało mu się zaskoczyć Rafała Leszczyńskiego. Kilka chwil później sędzia Paweł Raczkowski zakończył spotkanie. Nafciarze ostatecznie nie do końca zrewanżowali się GKS-owi Katowice za pucharową porażkę, jedynie remisując przy Łukasiewicza. Warto dodać, że dla podopiecznych Mariusza Misiury to pierwszy podział punktów przed własną publicznością w tym sezonie.

weszlo.com – Wisła Płock remisuje z GKS-em Katowice. Leszczyński komentuje kosztowny błąd

W spotkaniu 10. kolejki Ekstraklasy Wisła Płock podzieliła się punktami z GKS-em Katowice, remisując 1:1. Spory niedosyt towarzyszy gospodarzom, zwłaszcza z powodu pomyłki bramkarza Rafała Leszczyńskiego, który po meczu otwarcie przyznał się do błędu przed kamerami CANAL+ Sport.

Płocczanie przystąpili do meczu z zamiarem rewanżu za niedawną porażkę w Pucharze Polski, lecz mimo walki nie udało się sięgnąć po pełną pulę. Kluczowym momentem okazało się nieudane zagranie Leszczyńskiego, które bezpośrednio doprowadziło do straty gola. Skorzystał z tego w 54. minucie doprowadzając do wyrównania Marcin Wasielewski.

– Głupi pomysł, żeby to tak przyjąć. Takie zderzenie i niestety zawiniłem przy tej bramce. Przepraszam zespół i kibiców, bo nie przystoi coś takiego. Szkoda, bo myślę, że gdyby nie ten błąd, to trzy punkty zostałyby w Płocku – mówił Leszczyński.

Bramkarz nie ukrywał, że sytuacja była dla niego trudna psychicznie, jednak stara się wyciągać wnioski i szybko zostawiać takie momenty za sobą.

– Na pewno przez chwilę to siedzi w głowie, ale dzięki mojemu doświadczeniu takie pomyłki potrafię szybciej wyrzucać z pamięci i mecz toczy się dalej. Trzeba skupić się na tym, żeby w dalszej części pomóc drużynie. Niestety dziś remis padł przez mój błąd, ale mogę tylko przeprosić chłopaków i kibiców. Szkoda tego. Głowa do góry. W tym sezonie mam już trzy czyste konta i myślę, że radzę sobie dobrze –zaznaczył golkiper Wisły.

Zawodnik gospodarzy pokusił się także o krótkie podsumowanie samego meczu.

– Wydaje mi się, że to był taki zamknięty mecz, zwłaszcza po naszym pucharowym starciu trzy dni temu. Wtedy padło sześć goli, dziś tylko dwa. Ani my, ani rywale nie chcieli się otworzyć. Trener mówił w przerwie, że to może być mecz do jednego błędu. Niestety ten błąd przydarzył się mnie. Biorę to na klatę. Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Trzeba żyć dalej, wyrzucić to z głowy i szykować się na kolejny mecz – podsumował Leszczyński.

GKS Katowice nie potrzebuje snajpera, jeśli ma dostawać takie prezenty jak ten od Wisły Płock

Wisła Płock grała jak zawsze. Stabilnie, solidnie w defensywie, z elegancko zaparkowanym autobusem i dobrze pozamykanymi przestrzeniami. Szczęście? Sprzyjało, rzecz jasna. Rykoszet i murarka tym razem nie wystarczyły jednak do sukcesu, bo potężnego babola zaliczył Rafał Leszczyński.

GKS Katowice napastnikami nie stoi, to wiemy od kiedy wykombinowano tam duet Maciej Rosołek — Aleksander Buksa, z którego Buksę zdążono nawet odesłać z powrotem do Zabrza, gdzie też go nie chcieli. Ostatni raz podobną niespodziankę widzieliśmy, gdy udało nam się spotkać Kowala na fajce przed redakcją.

Ilja Szkuryn, nasz ekstraklasowy one season wonder, też bynajmniej nie sprawił, że mówimy o ekskluzywnym pakiecie, lecz na całe szczęście GieKSa ma jednego z najbardziej wybieganych koni w lidze. Marcin Wasielewski to bestia w pressingu, człowiek, który biega dużo i intensywnie. Opłaciło się mu zejść z boku do środka i do końca atakować Rafała Leszczyńskiego, bo ten postanowił zabrać się z piłką tak, jakby jego zadaniem miało być zdobycie pola karnego, nie jego obrona.

W ten oto sposób Wasielewski mógł kopnąć na pustaka. Kopnął, zdobywając gola na wagę remisu.

Powtórki z pucharowego spotkania więc nie było, gradu bramek nie oglądaliśmy. Wiślacy tym razem pilnowali Bartosza Nowaka i nawet jeśli dzięki temu więcej przestrzeni mieli jego koledzy, to Leszczyński parę razy coś odbił, tego mu nie odmawiamy. Na końcu miał też trochę szczęścia, bo gdy piłka wpadła do siatki po raz drugi, okazało się, że i tak był spalony. Zresztą, jako szczęśliwą trzeba też opisać bramkę Nafciarzy. Żan Rogelj kopnął kompletnie zwyczajnie i tylko fakt, że piłka podbiła się o nogę Lukasa Klemenza sprawił, że Rafał Strączek został zaskoczony.

Zmianę w bramce ciężko jednak ocenić, bo Strączek wcale nie uratował GKS-u. Zrobił to Borja Galan, bo to on pojechał na tyłku z takim przekonaniem i pewnością, że zdołał wybić futbolówkę po strzale Wiktora Nowaka. Zresztą — to po jego podaniu padł gol dla drużyny z Katowic i choć każdy się zgodzi, że największy wpływ na to miał bramkarz Wisły, to sam pomysł rozegrania tej akcji był niezły, Galan ewidentnie przypomniał sobie, jakim kozakiem potrafił być na zapleczu Ekstraklasy.

GieKSa z „dwumeczu” z Wisłą Płock wychodzi ostatecznie uśmiechnięta od ucha do ucha, nawet mimo tej nieuznanej bramki Adama Zrelaka. Chyba nawet bardziej z powodu tego punktu na wyjeździe niż dzięki wygranej w Pucharze Polski. Dlaczego? Bo GKS na wyjazdach rzadko wygrywał nawet wiosną, w poprzednim sezonie. W tym sezonie problem rósł jak inflacja w Zimbabwe na początku XXI wieku: w Łodzi w łeb, w Warszawie w łeb, w Zabrzu w łeb, w Gdańsku w łeb, w dodatku niemal zawsze trzeba było wracać z trójką goli w plecaku.

W takich okolicznościach remis z — jakby nie patrzeć — czołowym zespołem ligi, trzeba brać z pocałowaniem ręki.

ekstraklasa.org – Wisła Płock 1:1 GKS Katowice – Lata mijają, a oni wciąż remisują

To pierwszy mecz między nimi od 23 kwietnia 2005 roku (20 lat i 156 dni). To także czwarty remis z rzędu w ich starciach.

8 z 11 ostatnich meczów między nimi to remisy. W związku z tym znów nie przegrali gospodarze, którzy zdobywali punkty we wszystkich 13 spotkaniach między tymi zespołami. To także oznacza, że Wisła Płock wciąż nie przegrała u siebie z GKS Katowice, ale z drugiej strony drużyna ze Śląska ma już 9 meczów z rzędu bez porażki z Nafciarzami.

dziennikzachodni.pl – Koszmarny błąd bramkarza dał GieKSie pierwszy punkt na wyjeździe

[…] GKS Katowice zagrał z Wisłą Płock we wtorek w I rundzie STS Pucharu Polski i wygrał 4:2 po dogrywce (trzy gole zdobył Bartosz Nowak). W piątek doszło do spotkania tych drużyn w Płocku w PKO Ekstraklasie. GieKSa przystąpiła do tego meczu bez ani jednego wyjazdowego punktu i z dwoma ligowymi porażkami z rzędu. Zespół z Katowic zajmował 15., spadkowe miejsce z 7 punktami. Wisła, będąca beniaminkiem, rozegrała jeden mecz mniej, miała 16 punktów i 4. miejsce. Uwzględniając pucharową przegraną na Nowej Bukowej, zaliczyła trzy porażki z rzędu. Drużyna trenera Rafała Góraka posiadała przewagę psychiczną nad rywalem po pucharowym zwycięstwie.

Pierwszy raz w tym sezonie PKO Ekstraklasy w bramce GKS-u zabrakło Dawida Kudły. Między słupkami stanął Rafał Strączek, który bronił też we wtorek w Pucharze Polski. Kudły nie było nawet na ławce, a przyczyną takiego stanu rzeczy okazała się kontuzja tego bramkarza.

[…] GieKSa wyszła z szatni z wielką chęcią wyrównania. W 51. minucie blisko tego był Ilja Szkurin, a trzy minuty później mieliśmy 1:1. Leszczyński wyszedł przed pole karne, aby przejąć piłkę po zagraniu z głębi pola przez Galana. Zrobił to nonszalancko, nie zwrócił w ogóle uwagi na nadbiegającego ze skrzydła Marcina Wasielewskiego, który odebrał mu piłkę i uderzył z linii 16 metrów do pustej bramki.

Wisła i GieKSa chciały zadać decydujący cios. W 84. minucie Adam Zrelak wygrał pojedynek z Leszczyńskim, jednak był na minimalnym spalonym, co widać było na powtórkach.

Mecz zakończył się podziałem punktów, a „Nafciarze” nie zrewanżowali się za porażkę w Pucharze Polski.

gol24.pl – Padły dwa komiczne gole w pierwszym meczu 10. kolejki PKO Ekstraklasy

Wisła Płock podzieliła się punktami z GKS Katowice, remisując 1:1 na inaugurację 10. kolejki PKO Ekstraklasy. Choć padły tylko dwa gole, oba miały niezwykle kuriozalny przebieg – nie zabrakło błędów i rykoszetów, które kompletnie odmieniły lot piłki.

[…] Najgroźniejszą sytuację w pierwszej połowie stworzyli goście w 38. min. Z autu wyrzucał Mateusz Kowalczyk, piłka poszybowała do Ilji Szkurina, który przedłużył ją do Emana Markovica, a ten strzelił, a Leszczyński z trudem wybił futbolówkę poza boisko.

Równie groźny strzał oddał Wiktor Nowak w 40. min. Kibice gospodarzy już unieśli ręce w geście triumfu, ale piłka nie przekroczyła linii bramkowej.

A jednak kibice Wisły mieli w tej części spotkania powód do radości. 15 sek. przed końcowym gwizdkiem Rogelj strzelił w kierunku bramki i pewnie piłka nie wpadłaby do siatki, gdyby przypadkowo nie odbił jej Kacper Łukasiak. Po chwili radości piłkarze zeszli do szatni.

Tak, jak świetnie zakończyli pierwszą połowę, tak świetnie rozpoczęli drugą. W 46. min mocnym strzałem, jednak obok słupka, popisał się Deni Juric. W odpowiedzi chwilę później strzelał Szkurin, a piłkę, niemal z bramki, wybił Marcin Kamiński.

Goście cieszyli się z wyrównania w 54. min. Fatalny błąd popełnił Leszczyński, który wyszedł z bramki i zanim wykopał piłkę dopadł do niej Marcin Wasielewski i strzelił do pustej bramki.

Żadna z drużyn nie była usatysfakcjonowana remisem i starała się zmienić wynik. Częściej atakowali goście, ale nie zdołali zmienić wyniku. W 83. min udało się pokonać Leszczyńskiego Adamowi Zrelakowi, ale sędzia odgwizdał spalonego.

W doliczonym czasie gry strzelał jeszcze Kowalczyk, ale Leszczyński nie popełnił drugiego błędu.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga