Hokej Kibice Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: Lider górą!
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy najciekawsze z nich.
Drużyna kobiet wygrała z Pogonią Szczecin w 7. kolejce Orlen Ekstraligi 2:0 (0:0). Kolejne spotkanie rozegramy w piątek 3 października o 17:00 na stadionie przy Bukowej z Górnikiem Łęczna. Obecnie piłkarki zajmują 5. miejsce w tabeli ze stratą dziesięciu punktów do liderek z Łęcznej, przy dwóch meczach mniej. Drużyna męska zremisowała 1:1 na wyjeździe z Wisłą Płock. Kolejne spotkanie rozegramy w niedzielę 5 października o 17:30 na Arenie Katowice z Lechem Poznań.
Siatkarze pokonali na wyjeździe MKS Będzin 3:1. Dzięki temu zwycięstwu nasza drużyna prowadzi w 1PLS z kompletem punktów. Kolejne spotkanie rozegramy 4 października o 17:00 w Arenie Katowice z KKS-em Mickiewicz Kluczbork.
Hokeiści rozegrali trzy spotkania: przegrany z Unią 3:4, wygrany z Energą Toruń 4:3 oraz przegrany z Cracovią 1:2. W rozpoczętym tygodniu drużyna rozegra dwa spotkania – w piątek (3 października) z Zagłębiem oraz w niedzielę z STS-em Sanok. Mecz z Zagłębiem zostanie rozegrany w Satelicie o 18:30, a z Sanokiem na wyjeździe.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Mistrzynie Polski wygrywają w Szczecinie
Pogoń Szczecin przegrała na własnym stadionie z GKS-em Katowice 2:0 w meczu 7. kolejki Orlen Ekstraligi.
Po pierwszej bezbramkowej połowie mistrzynie Polski wyszły na prowadzenie w 61. minucie po golu Katarzyny Nowak. Przyjezdne podwyższyły prowadzenie w 77. minucie, gdy Nicola Brzęczek wykorzystała zagranie Klaudii Maciążek i pokonała Radkiewicz.
gol24.pl – Liczny wyjazd kibiców GKS Katowice na mecz z Wisłą Płock. Byli wspierani przez fanów Banika Ostrawa
Kibice GKS Katowice licznie stawili się na wyjazdowym meczu 10. kolejki PKO Ekstraklasy z Wisłą Płock (1:1). GieKSę wspierali również fani zaprzyjaźnionych klubów – czeskiego Banika Ostrawa oraz ekstraklasowego Górnika Zabrze.
W piątkowy wieczór, podczas meczu z Wisłą Płock, w sektorze gości na stadionie miejskim zasiadło 582 kibiców. Nie byli to jednak wyłącznie fani GKS Katowice – drużynę wspierali także sympatycy zaprzyjaźnionych klubów: czeskiego Banika Ostrawa oraz Górnika Zabrze.
Nie był to zresztą jedyny wspólny wyjazd w tym sezonie. Kiedy Legia mierzyła się z Banikiem Ostrawa w 2. rundzie eliminacji Ligi Europy, kibice GKS Katowice również licznie pojawili się w Warszawie na stadionie przy Łazienkowskiej. Oczywiście wspierać swoich czeskich braci, którzy ostatecznie odpadli z polskim klubem.
Dla GieKSy to niezwykle cenny punkt zdobyty w starciu z ligową rewelacją Wisłą Płock – i zarazem pierwszy wywalczony na wyjeździe w tym sezonie. Do tej pory podopieczni Rafała Góraka wracali z delegacji wyłącznie na tarczy.
SIATKÓWKA
polsatsport.pl – Lider górą! Siatkarze GKS ograli MKS w starciu spadkowiczów z PlusLigi
W spotkaniu otwierającym 3. kolejkę PLS 1. Ligi siatkarze Nowak-Mosty MKS Będzin przegrali z GKS Katowice 1:3. Liderująca w tabeli drużyna z Katowic odniosła trzecie zwycięstwo w sezonie.
W premierowej partii nie brakowało zwrotów akcji. Długo przeważali siatkarze z Katowic, w pewnym momencie gospodarze przegrywali 9:17, a później jeszcze 14:19. Będzinianie ruszyli jednak w pogoń, odrobili straty w jednym ustawieniu (19:19) i po ataku Patryka Szwaradzkiego mieli piłkę setową przy stanie 24:23. Siatkarze GKS doprowadzili jednak do rywalizacji na przewagi, którą rozstrzygnął zagrywką Piotr Fenoszyn (25:27).
Drużyna z Katowic miała również minimalną przewagę w początkowej fazie drugiej odsłony. W środkowej części seta odskoczyła na trzy oczka (13:16), Będzinianie odrobili jednak straty (19:19), a w końcówce seta byli skuteczniejsi w ofensywie. Trzy ostatnie akcje dla gospodarzy skończył w tym secie Patryk Szwaradzki (25:22).
Od początku trzeciego seta dominowali siatkarze GKS, którzy mając wyraźną przewagę w ataku, błyskawicznie odjechali przeciwnikom. Po asie Michała Superlaka było 4:12, po punktowej zagrywce Krzysztofa Gibka różnica osiągnęła dziesięć oczek (11:21). Jednostronną odsłonę zamknął błąd gospodarzy w ataku (13:25).
W czwartej partii katowiczanie nie zwalniali tempa i od początku zaczęli pracować nad punktową zaliczką (5:10). Gospodarze podjęli jeszcze próbę odrobienia strat (15:17), ale ekipa trenera Emila Siewiorka nie dała się zatrzymać w drodze po wygraną. Zepsuta zagrywka rywali przyniosła im piłkę meczową, a po chwili Michał Superlak przedarł się przez blok będzinian i przypieczętował zwycięstwo GKS (20:25).
HOKEJ
hokej.net – Wciąż niepokonani! Emocje, dogrywka i zjawiskowe trafienie snajpera Unii
Piąte zwycięstwo z rzędu odnieśli hokeiści Unii Oświęcim. Biało-niebiescy w meczu 5. kolejki TAURON Hokej Ligi pokonali na własnym lodzie GKS Katowice 3:2 po dogrywce. Gola na wagę dwóch punktów zdobył Ołeksandr Peresunko, który popisał się przepięknym uderzeniem w okienko.
rener Róbert Kaláber wyszedł z założenia, że nie zmienia się zwycięskiego składu. W meczu z GKS-em zdecydował się na to samo zestawienie, co w wygranym starciu z GKS-em Tychy (4:3). Korekt w składzie nie przeprowadził też Jacek Płachta.
Spotkanie od samego początku było wyrównane i bardzo ciasne. To był klasyczny mecz walki, pełen emocji i obfitujący w twarde starcia. Oświęcimianie oraz katowiczanie mieli swoje dobre momenty i wykreowali sobie dogodne szanse, ale ze swoich obowiązków dobrze wywiązywali się obaj bramkarze. Finalnie o losach spotkania przesądziła dogrywka, w której precyzją i instynktem kilera popisał się Ołeksandr Peresunko, którego nazwisko długo skandowali kibice Unii.
Kluczowym momentem pierwszej odsłony był faul Juho Koivusaariego, którego dopuścił się w 11. minucie. Fiński napastnik rzucił na bandę Lukasha Matthewsa, a sędziowie nałożyli na niego karę pięciu minut. Podczas trwania tego wykluczenia gospodarze dwukrotnie znaleźli sposób na Jespera Eliassona. Najpierw w ogromnym zamieszaniu do siatki trafił Miika Partanen, a później Erik Ahopeltoidealnie dograł do Daniela Olssona Trkulji, który musiał tylko dopełnić formalności.
Biało-niebiescy mieli też sporo szczęścia, bo kontrujących katowiczan powstrzymał Linus Lundin. 33-letni Szwed w świetnym stylu wybronił sytuację sam na sam z Ianem McNultym, a także dobitkę Mateusza Michalskiego.
Jeszcze przed przerwą kontaktowego gola zdobył Bartosz Fraszko. 30-letni skrzydłowy, po dograniu Grzegorza Pasiuta, znalazł się przed oświęcimskim golkiperem i wykorzystał tę okazję ze stoickim spokojem.
Wicemistrzowie Polski w 28. minucie doprowadzili do wyrównania, robiąc użytek z okresu gry w przewadze. Bartosz Fraszko i Patryk Wronka rozprowadzili krążek, a Jacob Lundegård kropnął spod linii niebieskiej. Guma znalazła się w siatce.
Później trwała walka na całej długości i szerokości lodu. Okazje były po obu stronach, ale szwankowała skuteczność. Wynik nie zmienił się więc już do końca regulaminowego czasu gry, choć trzeba przyznać, żeobazespoły po dwa razy grały w przewagach.
O losach spotkania przesądziła dogrywka, w której sytuacja na lodzie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zarówno goście, jak i gospodarze mogli w niej zadać ten decydujący cios.
Po stronie GKS-u Katowice najbliżej szczęścia był Grzegorz Pasiut, ale uderzony przez niego krążek zatrzymał się na słupku. Później przepiękną akcją popisał się skrzydłowy Unii – Ołeksandr Peresunko. Etatowy reprezentant Ukrainy pognał prawym skrzydłem, a następnie przymierzył z bulika w samo okienko. Jesper Eliasson nie miał żadnych szans.
Przełamanie GieKSy. Trzy punkty wisiały w powietrzu!
Po trzech porażkach z rzędu przełamali się hokeiści GKS-u Katowice. W 6. kolejce TAURON Hokej Ligi katowiczanie pokonali KH Energę Toruń 4:3. Emocji nie brakowało do ostatnich sekund spotkania, ale gospodarze zwycięstwo zdołali dowieźć do ostatniej gwizdka.
Pierwsza tercja rozpoczęła się w szybkim tempie, a już w 4. minucie Patryk Wronka popisał się piękną indywidualną akcją i precyzyjnym strzałem otworzył wynik spotkania. Torunianie odpowiedzieli już dwie minuty później. Andrij Denyskin wykorzystał moment nieuwagi obrony i wyrównał stan rywalizacji. Kolejne minuty przyniosły wymianę ciosów i kilka groźnych okazji po obu stronach, w tym strzał Jakuba Lewandowskiego w słupek czy akcję Bartosza Fraszki zatrzymaną przez Mateusza Studzińskiego. Nie zabrakło też upomnień – najpierw Kacper Maciaś faulował Patryka Napiórkowskiego, a w końcówce tercji Zack Hoffman dał się sprowokować i usiadł na ławce kar. GieKSa zdołała jednak obronić bramkę grając jednego mniej.
Druga tercja rozpoczęła się od dynamicznej gry obu drużyn, ale to katowiczanie stopniowo przejmowali inicjatywę. Już na początku podopieczni trenera Jacka Płachty kilkukrotnie zagrażała bramce Studzińskiego – najpierw Jonasz Hofman minimalnie chybił w znakomitej sytuacji, a chwilę później Jakub Hofman nie wykorzystał szansy po szczęśliwym odbiciu krążka. Torunianie starali się odpowiadać kontrami, jednak katowicka defensywa grała czujnie. Pomimo kilku groźnych uderzeń Grzegorza Pasiuta i Jean Dupuy, bramkarz KH Energi długo skutecznie bronił dostępu do siatki. Decydujący moment nadszedł w 38. minucie, gdy po kolejnej akcji ofensywnej Pasiut oddał mocny, precyzyjny strzał i wyprowadził GKS Katowice na prowadzenie. Końcówka tercji to już kontrola katowiczan i pewna gra, która nie pozwoliła torunianom na odpowiedź.
Trzecia część gry świetnie zaczęła się dla GKS-u. Po rajdzie Jeana Dupuya akcję pewnie wykończył Mateusz Bepierszcz, który uhonorował tym trafieniem swoje 300 meczów dla katowickiej drużyny. W kolejnych minutach aktywniejsi stali się goście. Dwukrotnie próbował Densykin, ale jednak nieskutecznie. Podopieczni trenera Łukasza Podsiadło zdobyli gola kontaktowego po ładnej, składnej akcji całego zespołu. Sytuację pewnie wykończył Robert Aarak. Nie minęła jednak minuta i GieKSa znów wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Swoje trafienie w 6. kolejce zanotował Albin Runesson, który uderzył z niebieskiej linii w sposób nie do obrony. Ostatnia tercja obfitowała w bramki. W 51. minucie dużym sprytem wykazał się Robert Aarak, który zareagował bardzo przytomnie pod bramką Michała Kielera i z bliska skierował gumę do siatki. W końcówce obie strony miały jeszcze okazje do zdobycia bramek, ale brakowało dokładności w najważniejszych momentach. Torunianie nie byli również w stanie wykorzystać przewagi i gry w pewnym momencie sześciu na czterech.
Wynik nie uległ już zmianie. GKS Katowice pokonał na własnym lodowisku KH Energę Toruń i zanotował ważne przełamanie. Dzięki zwycięstwu trójkolorowi awansowali na 4. miejsce w tabeli.
Niespodzianka w Krakowie! Wicemistrz Polski przegrał z underdogiem. Były bójki i karne
W ostatnim z meczów 7. kolejki TAURON Hokej Ligi Comarch Cracovia sprawiła niespodziankę i pokonała silniejszy kadrowo GKS Katowice 2:1 po rzutach karnych. Architektami tego zwycięstwa byli bramkarz Santeri Lipiäinen oraz napastnik Olli Valtola, który zdobył gola w regulaminowym czasie gry oraz wykonał decydujący rzut karny.
Mecz rozpoczął się w wyrównanym tempie, z lekką przewagą katowiczan. Obie ekipy grały twardo i uważnie w defensywie, a pierwsza tercja zakończyła się bezbramkowym remisem, pomimo pierwszej w tym spotkaniu gry w przewadze GieKSy pod koniec tercji.
W drugiej części spotkania kibice doczekali się wreszcie goli -w 25. minucie prowadzenie Cracovii dał Olli Valtola po podaniu Eetu Mäkiego. W krakowskiej bramce świetnie dysponowany był Santeri Lipiäinen, który momentami bronił jak w transie. W 35. minucie szansę na wyrównanie miał Jean Dupuy, który podjechał do rzutu karnego, jednak znowu górą był fiński bramkarz. Dwie minuty później GieKSa zdołała wyrównać podczas gry 6 na 5 i odłożonej karze po faulu na kanadyjskim skrzydłowym.. Szansę na gola zamienił niezawodny Stephen Anderson, a asystowali mu Mateusz Bepierszcz oraz Albin Runesson.
Na największe emocje w tym spotkaniu musieliśmy poczekać do trzeciej tercji, w którą lepiej weszła drużyna z Górnego Śląska. Nadmierna aktywność katowiczan ostatecznie poskutkowała bójką, która zaczęła się od Fabiana Kapicy i Jacoba Lundegårda. Na lodzie zawodnicy dobrali się w pary i… zaczęła się awantura! Brandon Magee położył na łopatki Krystiana Mocarskiego. Zack Hoffman zaprosił do zapasów Damiana Kapicę i obaj skończyli na lodzie. Cała szóstka została odesłana do szatni przez arbitrów, a grę w jednoosobowej przewadze wznawiali katowiczanie.
Na nic się zdała kolejna już w tym meczu przewaga, nieskuteczność GieKSy była porażająca, a Santeri Lipiäinen rósł z każdą minutą. Los ponownie próbował wyciągnąć pomocną dłoń do drużyny z Katowic, bo na dwie minuty przed końcem spotkania Cracovia złapała drugą karę co oznaczało, że przez najbliższe 30 sekund będą grać 3 na 5, a kolejne 90 – 4 na 5. Znowu niezawodny był dzisiaj krakowski golkiper. Dogrywka odbywała się w bardzo słabym tempie i jedyną ciekawą sytuacją była kara dla Albina Runessona za uderzenie w twarz kijem gracza Cracovii na 40 sekund przed końcem dogrywki. Goli nie zobaczyliśmy do końca i nadeszła największa zmora katowiczan – rzuty karne.
W serii najazdów triumfowali podopieczni Krystiana Dziubińskiego. Sposób na Jespera Elliassona znaleźli najpierw Olli Valtola, który po zwodzie posłał gumę pod poprzeczką i Patryk Wajda. Doświadczony obrońca, pełniący w tym meczu funkcję kapitana, długo się nie zastanawiał i precyzyjnie uderzył w długi róg. Krakowscy kibice mieli solidne powody do radości.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze