Dołącz do nas

Siatkówka

GKS bez szans w spotkaniu z ZAKSĄ

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Komplet biletów sprzedanych na mecz GKS-u przerabialiśmy całkiem niedawno na derbach piłkarskich z Górnikiem Zabrze. Dziś ponownie wszystkie bilety rozeszły się już na 2,5 godziny przed rozpoczęciem meczu GieKSy. Być może ktoś się zdziwi i zapyta, ale jak to? przecież spotkanie przy Bukowej 1 było wczoraj i do kompletu sporo zabrakło. A tu komplet mieliśmy na hali w Szopienicach przy okazji spotkania siatkarskiego GKS-u z mistrzem Polski – ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. To zupełna nowość w historii GieKSy. I w tym momencie ciśnie się na usta pytanie, ilu byłoby widzów, gdyby ten mecz rozegrano w Spodku?!

 

Trener Piotr Gruszka w porównaniu do ostatniego meczu dokonał jednej zmiany w wyjściowej szóstce, w miejsce Pawła Pietraszki zagrał od początku Bartłomiej Krulicki. Natomiast trener mistrzów Polski, Ferdinando De Giorgi pewny swego, dając odpocząć swoim dwóm podstawowym siatkarzom, Łukaszowi Wiśniewskiemu (za niego wystąpił Patryk Czarnowski) oraz Rafałowi Buszkowi (jego zastąpił Kamil Semeniuk). Czy hala pełna kibiców zdeprymowała naszych siatkarzy?

W mecz dobrze weszli gracze GKS-u i pierwszy punkt w tym spotkaniu zdobył po ataku ze skrzydła Serhij Kapelus, obijając skutecznie blok. Szybko Sam Deroo odpowiada równie skutecznie. Krulicki na siatce blokuje Belga w barwach ZAKSY, potem nasz Belg, Gert Van Walle kończy mocno atakiem kontrę i troszkę niespodziewanie obejmujemy trzypunktowe prowadzenie (4:1). Następny okres to mocne ataki z obu stron i dopiero po dwóch akcjach Deroo, ZAKSA wyrównuje po 7. Dobrze pokazuje się Tomasz Kalembka na środku, a Sobański posyła asa z zagrywki, co daje nam znów prowadzenie trzema oczkami (10:7), na co troszkę zdenerwowany trener gości prosi o przerwę w grze. Reprymenda przynosi pożądany skutek, ponieważ cztery skuteczne akcje prezentują goście (10:11) i tym razem nasz trener bierze przerwę na żądanie. Niemoc GKS-u przełamuje dobrym atakiem Kapelus i mamy kilka akcji punkt za punkt do stanu 14:16. Bardzo dobry atak Sobańskiego, Van Walle skuteczny na kontrze po bloku kędzierzynian, a Dawid Konarski posyła piłkę w aut (17:16) i znów wychodzimy na prowadzenie. Goście biorą challenge, ale sędziowie nie zmieniają swej decyzji. ZAKSA szybko opanowuje sytuację, ale nikt nie potrafi osiągnąć większej przewagi punktowej. Bardzo dobry atak ze środka Kalembki, potem wchodzi na parkiet na podwyższenie bloku Kacper Stelmach, dostaje piłkę na kontrze i zdobywa swój pierwszy punkt PlusLigowy w barwach GieKSy (19:18). Dwie zepsute zagrywki z obu stron i kolejne dwie dobre akcje Konarskiego pozwalają gościom znów wyjść na prowadzenie (20:21). Po błędzie dotknięcia siatki przez gracza z Kędzierzyna mamy remis, a trener Gruszka przeprowadza podwójną zmianę. Karol Butryn mocno w ataku (22:22), skutecznie również Deroo, my prosimy o challenge, ale bez skutku i kolejny błąd dotknięcia siatki u gości (23:23), zapowiada się zacięta i nerwowa końcówka pierwszej partii. Tym razem Mateusz Bieniek skutecznie i pierwsza piłka setowa dla ZAKSY, ale wcześniej trener Gruszka wykorzystuje drugą przerwę na żądanie. Po niej Sobański kończy piłkę w bardzo trudnej sytuacji (24:24) na potrójnym bloku kędzierzynian. Ponownie dobrze Deroo z drugiej linii, następnie błąd na zagrywce Kamila Semeniuka i dalej remis po 25. Niestety ale również Sobański psuje serwis, co daje trzecią piłkę setową gościom. Bronimy się jeszcze za sprawą dobrego ataku Kapelusa (26:26), następnie skutecznie ze środka odpowiada Patryk Czarnowski i czwartą piłkę setową kończy skutecznym blokiem Belg Deroo (26:28), jeszcze challenge dla GKS-u i… znów bez powodzenia i pierwszy bardzo zacięty set pada łupem mistrzów Polski.

 

Drugi set GieKSa rozpoczyna bardzo źle mając problem ze skończeniem własnych akcji i już przy stanie 0:4 trener Gruszka musi brać czas. Pierwszy punkt zdobywamy po zepsutej zagrywce Bieńka, a pierwszy po swojej akcji zdobywa Kapelus (2:5). Kolejny as Sobańskiego z zagrywki zauważony dopiero po challengu, następnie kilka akcji punkt za punkt do stanu 6:10 i goście osiągają coraz większą przewagę. Trener naszego zespołu reaguje dokonując już podwójnej zmiany i wprowadza na parkiet Macieja Fijałka oraz Karola Butryna. Niemoc katowiczan przerywa atakiem Sobański (7:12), ale tylko na chwilę i ZAKSA spokojnie punktuje. Sobańskiemu udaje się zatrzymać blokiem atak Konarskiego (10:15), co nie jest łatwą sprawą, potem Rafał nie zwalnia tempa i serwuje asa (11:15) i tylko szkoda nie wykorzystanej szansy w kontrze przez Kapelusa. Niestety goście dokładają kolejne dobre akcje i przewaga robi się już spora (11:18), na co znów próbujemy zatrzymać ten niekorzystny obraz gry, wziętym czasem na żądanie. Nic to nie pomaga, ponieważ już do końca tego seta mamy akcje punkt za punkt i po błędzie podwójnego odbicia przez Marco Falaschiego (16:25) przegrywamy tę partię bardzo wyraźnie. Set praktycznie bez historii, z lepszą grą mistrzów Polski, natomiast GKS nie utrzymał swego poziomu z pierwszego seta, mając problem w każdym elemencie siatkarskim, dokładając do tego zbyt dużą ilość błędów na zagrywce.

Trzeci set zaczyna się identycznie jak poprzednia partia czyli od wyniku 0:3 i czasu dla trenera Gruszki. Pierwszy punkt dla GKS-u zdobywa w końcu Van Walle, ale następne akcje dla gości i mamy już cztery oczka straty (2:6). Skuteczny atak Sobańskiego na kontrze (5:7) daje nadzieję wszystkim kibicom zgromadzonym w hali na nawiązanie równorzędnej walki z ZAKSĄ. Po chwilowej przewadze gości (7:10), dobry atak Van Walle i skuteczny blok Krulickiego daje nam kontakt z przeciwnikiem (10:11), na co trener De Giorgi prosi o przerwę w grze. Ten manewr przynosi pożądany skutek, kędzierzynianie poprawiają swą grę i po asie Semeniuka znów odskakują na trzy punkty przewagi (13:16). Kolejne akcje nie zmieniają obrazu gry i przy stanie 16:20 trener Gruszka bierze ostatni czas, aby spróbować jeszcze zmienić coś w grze naszego zespołu. Niestety nie kończymy dwóch kolejnych akcji, a Deroo dokłada asa serwisowego (16:23) i koniec meczu wydaje się być bliski. Po zepsutej zagrywce Belga w barwach ZAKSY, w polu serwisowym pojawia się Kapelus i dzięki jego trudnych zagrywkom zdobywamy dwa kolejne punkty, następnie blok dokłada Sobański (20:24) i raczej niespodziewanie kędzierzynianie nie potrafią zamknąć tego meczu. Trener De Giorgi bierze przerwę na żądanie aby ustawić końcową akcję, co udaje się skutecznym atakiem Semeniukowi (20:25). I tym sposobem ZAKSA sięga po pewne trzy punkty, choć w trzecim secie goście dali się wciągnąć w grę błędów własnych, podając tym samym GKS-owi rękę, czego niestety nasi siatkarze nie byli wstanie wykorzystać.

 

GKS Katowice – ZAKSA Kędzierzyn-Koźle  0:3 (26:28, 16:25, 20:25)

GKS: Falaschi (1), Van Walle (8), Krulicki (2), Kalembka (3), Sobański (14), Kapelus (8), Mariański (libero) oraz Stańczak (libero), Fijałek, Butryn (5), Pietraszko, Stelmach (1). Trener: Piotr Gruszka.
ZAKSA: Toniutti (3), Konarski (13), Czarnowski (6), Bieniek (10), Deroo (15), Semeniuk (10), Zatorski (libero) oraz Bociek. Trener: Ferdinando De Giorgi.  MVP:  Sam Deroo.

Przebieg meczu:
I: 5:3, 10:7, 13:15, 20:19, 24:25, 26:28.
II: 1:5, 6:10, 9:15, 12:20, 16:25.
III: 2:5, 7:10, 13:15, 16:20, 20:25.

 

GKS-ZAKSA 3

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga