Dołącz do nas

Felietony

Brawa za walkę, nagana za piłkę nożną

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przed meczem z Miedzią pisaliśmy, że spotkanie w Legnicy będzie pewnego rodzaju chrztem dla naszej drużyny. Po pierwszych dwóch meczach z przeciętnymi drużynami – obu przegranych – tym razem przyszło nam się spotkać z jednym z faworytów tej ligi. Na tym tle nasz zespół – po różnych działaniach z mijającego tygodnia – miał za zadanie zagrać bardziej ambitnie niż dotychczas.

Naprawdę trudno jest powiedzieć, czy ekipa Piotra Mandrysza ten chrzest przeszła. Chrzest w tym przypadku rozumiany, jako moment, wydarzenie kluczowe, które popchnie tę ekipę do przodu. Trudno to ocenić, bo mecz należy rozpatrywać w dwóch zupełnie osobnych kategoriach. Jedną z nich jest kwestia wolicjonalna, czyli walka, zaangażowanie i jeżdżenie na dupie, drugą natomiast kwestie czysto piłkarskie, taktyka, technika i związana z tym efektywność. Oba te aspekty nie poszły w parze, a wręcz poszły zupełnie przeciwstawnie.

Zacznijmy od kwestii wolicjonalnych. Zarówno kibice na trybunie gości, jak i my obserwujący to spotkanie z perspektywy loży prasowej – nie mieliśmy tym razem zastrzeżeń do zaangażowania zespołu. To nie był jeszcze ideał gryzienia trawy, ale jednak poziom walki był bardzo przyzwoity i jeśli zostałby utrzymany na kolejne mecze – będziemy w tym aspekcie zadowoleni. Wiadomo oczywiście, że każdy zawodnik jest inny i w różnym momencie włącza opcję „walka” na różnym poziomie. Jesteśmy przyzwyczajeni od wielu lat, że często guzik z tym napisem w ogóle został wyrwany i mecze były przechodzone. W Legnicy większość zawodników dobrze podkręciła ten element. Przez walkę i zaangażowanie rozumiemy nie tylko szybkość i agresję, ale także mocną koncentrację na tym, co dzieje się na boisku, co przekłada się choćby na czytanie gry. Bardzo dobrze w tym elemencie pokazali się stoperzy, którzy kilkukrotnie wkładali nogę czy głowę na tyle szybko, aby zażegnać zagrożenie. U nich akurat nie mamy co się czepiać także o kwestie piłkarskie, bo byli po prostu skuteczni w swojej grze. Ambitnie grali też inni zawodnicy – boczni obrońcy, w środku Łukasz Zejdler, a na skrzydle kilka razy włączał turbodoładowanie Andreja Prokić. Starał się być obecny na boisku Yunis. A wzorem ambicji i jednym z najbardziej ambitnych właśnie zachowań ostatnich kilku lat był sprint Pawła Mandrysza w akcji bramkowej. Ten gol nie został zdobyty jakimiś wielkimi umiejętnościami, tylko po prostu sercem – ruszył chłopak do przodu i dobiegł do tak naprawdę beznadziejnej i straconej piłki. To jest to, co chcemy oglądać! Ta akcja była na tyle spektakularna i zdecydowanie ponad poziom oczekiwanego od nas nasilenia walki, że jakby nie pobiegł lub nie zdążył, to nikt nawet by tego nie zauważył. Paweł w tej akcji dokonał po prostu niemożliwego. Do końca spotkania ambitnie się broniliśmy, niestety nie udało się utrzymać wyniku.

Drugim aspektem spotkania w Legnicy jest jakość piłkarska. No i niestety nie mamy tu pozytywnych informacji. Mecz z Miedzią był po prostu słaby w wykonaniu GieKSy. Ocenę spotkania podwyższa co prawda druga połowa, która pod względem organizacji gry, ale praktycznie tylko defensywnej, była mocno przyzwoita i Miedzianka nie potrafiła sobie stworzyć groźnych sytuacji. Zaczynając jednak od początku – pierwsza połowa była fatalna. To był cud, że nie przegrywaliśmy do przerwy. Bardzo źle grali boczni obrońcy, którzy nie nadążali za akcjami i dawali wkręcać się w ziemię (zwłaszcza Mokwa). Dodatkowo nie mieli w ogóle defensywnego wsparcia w bocznych pomocnikach, bo Mandrysz nie dojechał na pierwszą połowę, a Prokić był tak skupiony na ofensywie, że nie miał jak pomagać. W ogóle z gry Prokića poza robieniem wiatru nie wynikało kompletnie nic – jest takie powiedzenie, że „lepiej mądrze stać niż głupio biegać”. Andreja wybrał tę drugą opcję. Prokurowaliśmy rzuty wolne w niedalekiej odległości od naszej bramki. Klemenz zaliczał fatalne straty na akcje bramkowe dla rywali. Zejdler miotał się i każde jego zagranie było na styk. Foszmańczyk kilka razy miał piłkę, ale tradycyjnie nie robił różnicy. Wiele z naszych akcji mogłoby się rozwinąć lepiej, gdybyśmy nie faulowali bezsensownie w środkowej strefie boiska przy wyprowadzaniu piłki. Nie stwarzaliśmy sytuacji (jedynie pudło Klemenza), Miedź natomiast kilka razy na szybkości weszła w pole karne i przynajmniej jedną bramkę powinna strzelić.

W drugiej połowie – jak pisaliśmy – te najgorsze rzeczy odeszły i już nie było takich byków. Solidna gra w obronie, przez co Miedź nie miała już takich sytuacji jak przed przerwą. Nadal jednak mankamentem pozostała gra ofensywna, a w zasadzie jej brak. Katowiczanie zostali zdominowani przez rywala i po golu nie zagrozili już gospodarzom w najmniejszym stopniu. Tylko obrona i obrona, a w takiej sytuacji trzeba się liczyć, że rywal strzeli gola. Nawet w 97. minucie. Z karnego.

Jakość gry jest zdecydowanie do poprawy i nawet taka postawa, jak w Legnicy, nie zagwarantuje zwycięstwa z Puszczą. To był po prostu słaby mecz, który udało się zremisować (a prawie wygrać) ze względu na solidną postawę w grze obronnej całego zespołu w drugiej połowie, dobrej grze stoperów przez cały mecz, walce i zaangażowaniu większości zawodników, zrywowi Mandrysza, ale przede wszystkim dzięki nieskuteczności Miedzi w pierwszej połowie. Nie będziemy nikomu robić wody z mózgu, ale to brak ogarnięcia w końcowych fazach akcji Miedzi utrzymał nas w ogóle w tym spotkaniu. Na plus jest to, że po przerwie potrafiliśmy z tego skorzystać – to się ceni.

Kilka słów jeszcze o ofensywie. Grając na jednego napastnika, często ma on bardzo utrudnione zadanie, jeśli nie pomagają mu koledzy. I tutaj Yunis się musiał cofać na środek boiska, by powalczyć o piłkę, zbierać górne futbolówki. Czyli zrobił to minimum, które mógł, a którego nie zrobił Wojciech Kędziora z Pogonią. Pewnie Jakub mógł zdziałać więcej, ale to minimum przyzwoitości zachował – w sytuacji, gdy nie ma wsparcia kolegów. Na razie rozegrał jednak dwa mecze i praktycznie poza jedną sytuacją w Tarnobrzegu – zero okazji. Można zacząć się obawiać, czy nie będzie to kolejny Lebedyński, czyli zawodnik, który coś tam potrafi i czasem ma udane zagranie, ale nie zdobywa bramek, a wręcz nie oddaje strzałów. Nie chcemy takich napastników. Oni mają po prostu zagwarantować ileś tam bramek w sezonie. Yunisa nie skreślamy oczywiście po tych dwóch meczach, ale powoli musi włączyć efektywność.

No właśnie, ale to jest osamotniony napastnik. A co z tymi, którzy mają na tego napastnika pracować? Niestety posucha. O Prokiću już pisaliśmy. Paweł Mandrysz też poza tym zrywem nie pokazał się w ofensywie. Zejdler i Klemenz mają zadania defensywne, ale też mogliby czasem coś od siebie dać w rozsądnym zapoczątkowaniu akcji. No i Tomasz Foszmańczyk. Niestety ten zawodnik jest coraz bardziej zblazowany, a powinien robić różnicę. Nie rozprowadza akcji dynamicznie, z pomyślunkiem, tu krótka piłka, tu prostopadłe podanie, tu przerzut. Po prostu pyka sobie, jakbyśmy grali o nic. Nie bez kozery jest stwierdzenie, że to jest świetny zawodnik dla zespołu, który nie walczy ani o awans, ani o utrzymanie. W takich warunkach Fosa odnalazłby się idealnie. Ktoś powie, że zaliczył asystę przy golu, ale patrząc wielokrotnie na tę sytuację, to zawodnik który wychodzi sam na sam, a decyduje się na strzał z 25 metrów po ziemi, to sorry… Naprawdę duże szczęście w tym, że Kapsa wypuścił tę piłkę, a gdyby nie niesamowity sprint Mandrysza i gol, to przecież na Fosę spadłaby wielka krytyka za tę sytuację. Zawodnik musi od siebie dać więcej, bo to nie może dalej tak wyglądać. To on jest głównym odpowiedzialnym za grę ofensywną i jeśli w jego wykonaniu tego nie ma, spotkanie wygląda tak, jak wygląda.

W drugiej połowie trener dokonał kilku zmian. Jedną z nich był Dawid Plizga i musimy powiedzieć to głośno, że była to jedna z najgorszych zmian w ciągu ostatnich kilku sezonów. Nie wiemy, czy zawodnik przez cały mecz do wejścia na boisko robił sprinty w budynku klubowym, albo zrobił 300 przysiadów, ale wszedł na boisko i już na starcie wyglądał, jakby oddychał rękawami. Ciężkie, ołowiane nogi powodowały wrażenie, że porusza się w ślamazarnym tempie, nie reaguje odpowiednio szybko. Zaliczył jeden zryw i prostopadłe – za mocne – podanie. To za mało, zwłaszcza od zawodnika, który kiedyś słynął z dynamiki i szybkości. Jeśli o Kędziorze pisaliśmy, że wyglądał, jakby był na emeryturze, to Dawid tak, jakby był na rencie. Powstaje pytanie, czy to jakieś ciężkie treningi trenera Mandrysza i z tego powodu ciężkie nogi. Bo akurat późne wejście do zespołu czy brak regularnej gry od kilku miesięcy może tłumaczyć różne rzeczy, ale na pewno nie to, że zawodnik wchodzący na 25 minut na świeżości nie może wykonać kilku szybkich akcji, ale też pomóc w defensywie – bo i odpuszczanie zawodników Miedzi przy piłce, kiedy wystarczyłoby ze dwa kroki zrobić – sprawiało, że zęby bolały. Szkoleniowiec musi się nad tym zastanowić, bo wystawianie zawodnika w takiej formie fizycznej robi mu wielką krzywdę. No chyba, że Dawid jest już zmęczony karierą, ale wtedy to już inny temat.

Kibice docenili zaangażowanie zawodników i po meczu były podziękowania. Nie będziemy wnikać już w okrzyki „byliście lepsi”, choć należy uważać z takowymi, bo właśnie w zeszłym sezonie nasi piłkarze uwierzyli przed wiosną, że są lepsi i chyba z tego powodu olali angażowanie się, bo myśleli, że mecze same się wygrają. Więc lepiej takich tekstów piłkarzom nie dawać, bo jeszcze znów w to uwierzą, nie mając ku temu podstaw. Ale brawa za walkę jak najbardziej się należały i zespół otrzymał solidną porcję wsparcia. Co z tym zrobi? To będzie ich kolejny egzamin dojrzałości.

Bardzo ciężka praca przed trenerem Mandryszem, bo samą walką ligi nie zawojujemy. Katowiczanie grali solidnie w grze obronnej i może to jest jakiś punkt zaczepienia na kolejne spotkania. Trener Mandrysz mówi „od czegoś trzeba zacząć”, więc może niech to będzie umacnianie gry defensywnej. Drużynę buduje się od tyłu, trzeba pochwalić za dobre zabezpieczenie po przerwie i przekuć to na następny mecz, ale już od początku do końca. Jednocześnie trzeba coś zrobić z ofensywą. Bo nie zawsze Paweł Mandrysz będzie miał takie depnięcie, a bezbramkowe remisy nie będą nam dawać takiej ilości punktów, jak potrzebujemy.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Jestesmy zawsze tam gdzie nasza GieKSa gra!!!!

    6 sierpnia 2017 at 16:59

    Haha za jaka walke ??? jak oni nic wczoraj nie grali.. GieKSa To MY !!!!

  2. Avatar photo

    obiektywny

    7 sierpnia 2017 at 10:21

    Dziwne czasy nastały, że zamiast krytyki szuka się pozytywów.Na pochwały trzeba sobie zasłużyć. Tyle lat upokorzeń, poprzedni sezon mistrzowsko przegrany, nie wygrany ani jeden mecz do tej pory (i nie wiadomo czy za Mandrysza taki będzie). Prezes z trenerem w innych widzą kandydatów do awansu bo wiedzą, że o awans nie gramy. Już co niektórzy piszą te same farmazony co w poprzednich latach, że lepiej awans za 2 lata, że budujemy zespół i takie tam. Ile tak można, czy w tym klubie nikt za nic nie odpowiada?

  3. Avatar photo

    Irishman

    7 sierpnia 2017 at 17:48

    Ile to razy czytałem – „w tej lidze wystarczy zapierdalać”.
    Coś w tym jest jak pokazuje wynik sobotniego meczu. 🙂

    A jak już jest zapierdalanie to znaczy, że jest ambicja i wiara. Od tego już tylko krok, aby stopniowo zaczęła się w końcu pokazywać i jakość.

  4. Avatar photo

    Paweł

    8 sierpnia 2017 at 14:44

    Remis przed meczem wziąłbym w ciemno. Choć wyrównanie padło w 97 min to należy ten punkt przyjąć z pokorą. Nie zgodzę się z trenerem Mandryszem, że punkt jest porażką. Nawet jeżeli miał na myśli, że wyrównanie padło w doliczonym czasie gry. Prawda jest taka, że zagraliśmy słabo. Asekuracyjnie i zza podwójnej gardy. Mamy takich piłkarzy, a nie innych. Jaki materiał – taki styl gry, czyli bez polotu.
    Gdybyśmy stracili pierwsi bramkę to byłoby po meczu. Nie mamy siły w ataku i pozostaje nam grać na zero z tyłu licząc, ze ”coś” wpadnie. Na Legnicy się udało.
    Nie widzę, aby ta drużyna była wstanie odrobić bramkę lub dwie:)
    Jakości też na razie nie widać. Nie widziałem też, aby niektórzy dawali z siebie wszystko. Foszmańczyk snuł się po boisku. Dobrze, że bramkarz Miedzi jego anemiczny strzał jakimś cudem odbił na tyle niefortunnie, że padła bramka.
    Ogólnie trzeba cieszyć się z punktu.

  5. Avatar photo

    Paweł

    8 sierpnia 2017 at 15:01

    Podsumowując artykuł Shellu mamy w drużynie:
    Emeryta- Kędziora,
    Rencistę – Plizga,
    Klauna – Nowaka,
    Pozoranta – Foszmańczyka.

    Jest jeszcze kilku innych a to dopiero początek sezonu:)
    Już w piątek transmisja w TV i pewnie nas zespół pokaże się z najlepszej strony:)

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga