GKS Katowice pewnie pokonał Wigry Suwałki. Nasza drużyna miała mecz pod kontrolą od pierwszej do ostatniej minuty. Szczególnie dobrze wyglądało to w drugiej połowie, a od drugiej bramki co najmniej bardzo dobrze. Mnie jednak cieszy, że powoli rodzi się fajna ekipa na Bukowej.
Mecz z Wigrami wygraliśmy bardzo pewnie. Rozmiar zwycięstwa nie oddaje naszej przewagi. Ciężko sobie przypomnieć spotkanie przy Bukowej, w którym GieKSa grałaby tak dobrze, a mecz był pod taką kontrolą, jak wczorajszy pojedynek z drużyną z Suwałk. Oczywiście można się zżymać, że w pierwszej połowie takich klarownych sytuacji nie było zbyt wiele; można marudzić, że piękne granie zaczęło się dopiero po bramce Adriana Błąda; szukać minusów w postaci dwóch groźnych sytuacji gości, które musiał ratować Pawełek — koniec końców chyba jednak nikt nie powie, że ten mecz mógł się skończyć inaczej niż naszą wygraną. Ba, obiektywny obserwator zwróci zapewne uwagę, że powinniśmy strzelić więcej bramek. Oczywiście też chciałbym, aby nasza drużyna wreszcie kogoś rozgromiła na Bukowej, ale… niech to będzie np. mecz z GKS-em Jastrzębie. Pamiętajmy też, że tak jak lepiej raz przegrać 0:4 niż cztery razy 0:1, tak samo lepiej wygrać 4 razy po 1:0 niż raz 4:0. To są oczywiście piłkarskie banały, ale zawierają w sobie trochę prawdy.
Musimy oczywiście pamiętać, kogo pokonaliśmy. W podcaście (kliknij tutaj, aby posłuchać) Błażej dobrze to opisał: „cieszmy się z wygranej, ale pamiętajmy, z kim graliśmy”. Zgadzam się w tym założeniem, ale… pamiętajmy też, że GieKSa przez wiele sezonów spędzonych w pierwszej lidze grała z wieloma słabszymi drużynami niż Wigry i często kończyła z porażką. Tak tylko przypomnę, że dostaliśmy lanie od MKS-u Kluczbork, który praktycznie dwiema nogami był w drugiej lidze. Dlatego zdanie mojego redakcyjnego kolegi rozszerzyłbym: „cieszmy się z wygranej, ale pamiętajmy, z kim graliśmy, choć nie zapominajmy, że w przeszłości często takie mecze przegrywaliśmy lub remisowaliśmy”. Wigry Suwałki przez lata w pierwszej lidze i pojedynki z naszą drużyną wyrobiły sobie opinię zespołu-pułapki. Nie raz, nie dwa byliśmy pewni wygranej, a potem zdarzały się przykre gongi. Mało tego, Wigry często skazywane bywały na pewny spadek, a mimo to potrafiły włączyć się nawet do wyścigu żółwi o awans. Tym razem jednak będą mieli duże problemy — zespół jest bardzo młody, jeszcze nieopierzony, ale… powinien się jednak w tej lidze utrzymać. I to, że te Wigry tak słabo zagrały, to też w jakimś stopniu nasza zasługa — nic nie dzieje się na boisku przypadkowo.
Bardzo często ganiony jest trener Paszulewicz za swoje decyzje. Czasem słusznie, czasem mniej, ale bardzo rzadko (wcale?) nie jest chwalony. A za wczoraj to i jemu należą się brawa, bo np. trafił idealnie ze zmianami — Woźniak wchodzący z marszu rozruszał linię ofensywną, a Łyszczarz pokazał, że nie odpuści walki z Tabisiem o pozycję „jedynki” wśród młodzieżowców. Utarło się takie przekonanie, że jest to szkoleniowiec jednej taktyki — totalna defensywa i kilka kontr w spotkaniu, z których trzeba wykorzystać jedną i potem bronić rezultatu. Tak grała GieKSa na wiosnę, ale pamiętajmy, jakich marnych i upośledzonych ofensywnie graczy, mieliśmy wtedy w kadrze. Sam spodziewałem się, że nasze mecze będą wyglądać w tym sezonie tak jak w Łodzi — jedna akcja, a później mądra defensywa. Bardzo pozytywnie jestem zaskoczony, że w ostatnich trzech spotkaniach wykreowaliśmy sobie wiele sytuacji do zdobycia bramek. Oczywiście, brakuje ciągle wykończenia, ale styl bardzo cieszy. Wygrywanie 1:0 po jednej kontrze też byśmy pewnie wzięli w ciemno, ale… zwycięstwa przy wielu sytuacjach smakują jednak lepiej. W końcu GieKSę chce się oglądać.
Warto zwrócić uwagę, że w meczu z Wigrami pozytywne akcenty rozkładają się na cały zespół. Nikt specjalnie nie odstawał od reszty. Jest to ważne, bo utrudnia pracę przeciwnikom — nie ma jednego, dwóch zawodników, których wyłączenie spowoduje, że nasza drużyna stanie. Cała jedenastka, która zagrała w sobotę plus dwóch rezerwowych (Łyszczarz, Woźniak) oraz kontuzjowani (Frańczak, Remisz, Michalik) spokojnie mogą walczyć o pierwszy skład. A przecież niedługo powinni do tej grupy dołączyć Anon i Wawrzyniak. Nie przesadzałbym, że mamy problem bogactwa, ale na pewno nasi rywale nie mają łatwego zadania w typowaniu naszego wyjściowego zestawienia. Pomyślcie sami, nie wiemy przecież, czy zagra Bronisławki, czy jednak Michalik; nie jesteśmy przekonani, czy Remisz po kontuzji od razu wskoczy do grania, skoro Midzierski z Kamińskim grają pewnie i skutecznie; rywalizacja Tabisia i Łyszczarza także jest ciekawa i co najważniejsze, nie grają tylko ze względu na status młodzieżowca; prawie niemożliwe jest wskazanie napastnika numer jeden. Jakby tego było mało, to trener Paszulewicz na konferencji powiedział, że nie wyklucza grania dwójką z przodu, co rozwiązywałoby problem Rumin czy Woźniak. Oj, będą mieli z nami problem w tej lidze.
To wszystko jest pozytywne, ale mnie najbardziej jednak cieszy, że tworzy się w szatni i na boisku fajna ekipa. Poczobut przyzwyczaił nas już do swojej zadziorności i waleczności na boisku. Błąd bardzo często irytuje grą w defensywie, zbyt wolnymi podaniami, głupimi uderzeniami z dystansu, ale… co jakiś czas zdarzają mu się fenomenalne przebłyski, jak wczoraj czy choćby w Opolu. Zresztą trudno go nie lubić, bo jest takim kibicowskim, normalnym gościem. Lisowski także pokazuje zadziorność na boisku, wczoraj mega radość po wygranej, ale mi najbardziej się spodobało, gdy na Twitterze zgasił jednego z kibiców ŁKS-u – kulturalnie, ale jednak zaczepnie, a nie pseudopoprawnie. Woźniak wczoraj na boisku, ale szczególnie w wywiadzie (kliknij tutaj, aby przeczytać) wywarł na mnie mega pozytywne wrażenie — nie bawił się w jakieś piękne słowa o „miedziowej” szatni, tylko wprost powiedział, że to jest GKS Katowice i on teraz będzie dawać z siebie 150 proc. na boisku. Warto też dodać, że wszyscy kibice Zagłębia Lubin wypowiadają się o nim w samych superlatywach, jeśli chodzi o to, jakim Arkadiusz jest człowiekiem. Dodajmy do tego doświadczonych — Pawełka, który pokazuje, że jest 100 proc. profesjonalistą; Wawrzyniaka — o którym wszyscy kibice klubów, w których grał, podkreślają, że jest normalnym i inteligentnym człowiekiem; Piesia, który ciągle jest trochę niedoceniany na Bukowej, a widać, że robi dobrą i czarną robotę na boisku i poza nim. Do tego te wszystkie młode „wilczki”, które cieszą się piłką i tym, gdzie się znaleźli. Porównajcie obecną ekipę do poprzedników — do ludzi może z jakimś tam talentem do piłki, ale leni patentowanych, ludzi udzielających wywiady generatorem „pierdolenia”, gwiazdorów grających wcześniej w klubach z 300 osobami na trybunach (z których 290 to ich rodzina) – toż to niebo a ziemia. Zawsze marzyliśmy o „bandzie świrów” i mam nadzieję, że takiej się wreszcie doczekamy. To duża zasługa, by w jednym okienku transferowym zrobić tak dużą zmianę pod kątem charakteru w szatni. Dyrektor Bartnik mówił, że zawodników do GieKSy ocenia pod kątem 21 kategorii, w której charakter i ambicja są jedną z nich. Patrząc na to, co na razie widzimy, to całkiem możliwe, że to jedna z najważniejszych kategorii i klucz do zrozumienia naszej polityki transferowej.
Po remisie z Tychami, ale dobrej grze, kibice na stadionie podziękowali piłkarzom za walkę. Padło słynne: „byliście lepsi”. Po przegranym, ale dobrym meczu w Nowym Sączu, zawodnicy dostali brawa pod sektorem gości i okrzyk: „dzięki za walkę”. Wczoraj były brawa i podziękowania. Idąc tym tropem może już czas, by w Częstochowie zaśpiewać wspólnie: „lidera mamy”?
Na koniec kamyczek do ogródka tych wszystkich, którzy nie będąc na meczu w Nowym Sączu, pisali na forum, social mediach i na naszej stronie o skończonym sezonie. O jakże śmiesznie jest poczytać te Wasze euforyczne posty z wczoraj i dziś, w których zastanawiacie się, w jakiej kolejce będziemy świętować awans. Istne chorągiewki na wietrze. Polecam jednak trzymać kciuki za zespół ciągle — niezależnie od rezultatu na boisku, bo piłkarze odpłacają nam tym, czego zawsze od nich wymagaliśmy, czyli walką. Osobiście uważam, że ta ekipa w przyszłym sezonie (przy małym liftingu) będzie faworytem do awansu. Obecnie takich upatruje w Niecieczy i Rakowie, ale… pozycja czarnego konia też jest dobra. O czym przekonała się dwa lata temu Sandecja, a sezon wcześniej Zagłębie. Róbmy swoje, czyli chodźmy na mecze, jeźdźmy na wyjazd, wspierajmy ekipę na boisku, a przede wszystkim cieszmy się tym, co mamy. Przecież o to nam chodziło?
Maciej
19 sierpnia 2018 at 20:18
Jak mówiłem ostatnio…zaczyna to naprawdę dobrze wyglądać…i jesli do konca sezonu chlopaki będą tak walczyć nie obraze sie jak nie bedzie awansu bo gra i zaangażowanie Przynajmniej jak do tej pory cieszy oko
OLO64
19 sierpnia 2018 at 21:51
Super felieton… Nic dodać nic ująć, nie mam takiego talentu by to co myślę ująć w tekst ale napisałeś w punkt. Tak jak bym z Tobą siedział i razem tworzylibysmy tekst z przemyśleń po meczu… Brawo..
Irishman
20 sierpnia 2018 at 09:24
Zgadzam się, felieton „w punkt”.
Padają kolejne, związane z nami mity.
Nieprawda, że Miasto, czy ktoś tam nie chce awansu, bo gdyby tak było to nie robilibyśmy takich transferów.
Nieprawda, że nie mamy skautingu, bo niby skąd to wszystkie transfery, tych naprawdę ciekawych piłkarzy z niższych lig?
Nieprawda, że trener Paszulewicz potrafi grać tylko jedną taktyka, co fajnie Kosa opisał.
No więc jeśli tak, to może wreszcie padnie i ten mit, że awansujemy….jak prezesowi Bońkowi wyrośnie kaktus, co podobno kiedyś tam powiedział 😉 😉 😉 Oczywiście nie ma co pompować balona, bo za dwa dni możemy przegrać z bardzo silnym w tym sezonie Rakowem i zaczną się głupie komentarze rozczarowanych kibiców, którzy na wyrost zrobili sobie jakąś nadzieje. Poza tym mamy sporo młodych zawodników, a młodzież bywa nieobliczalna – tak in-plus, jak i in-minus. Ale trzeba też zauważyć, że po ostatnich transferach mamy chyba najsilniejsza od spadku z ekstraklasy drużynę. I tak jak to Kosa zauważył, ci ludzie mają jaja! Oczywiscie mamy też nie byle jakich przeciwników, znacznie silniejszych niż w poprzednim sezonie, czy dwa lata temu. Myślę jednak, że po ostatnich ruchach transferowych dołączyliśmy do trójki, która będzie się bić o awans. Powtarzam będzie się bić o awans, a nie, że go na pewno zrobi, więc spokojnie z nadmiernym entuzjazmem. Niemniej sama ta walka zapowiada się fascynująco!!!
baxxi77
20 sierpnia 2018 at 14:18
Muszę przyznać bardzo lubie czytać te felietony,Kosa super robota,10/10 czas pracuje na naszą korzyść,poza tym to tylko piłka nożna,mecz można wygrać przegrać lub zremisować,ale dopóki walczysz wygrywasz…zauważyłem też że po bramkach jest jakby więcej wspólnej radochy niż wcześniej a to też coś znaczy,powiem tak podobno wszyscy mają nas dość w tej 1 lidze,zróbmy im przyjemność i wiadomo…ale o tym ciii..jadymy durś Ino GieKSa!
kosa
20 sierpnia 2018 at 22:59
Dziękuję Panowie. Nieskromnie pisząc też mi się podoba ten felieton, a nie miałem jakoś do niego przekonania, gdy siadałem niewyspany po podcaście. Ale potem słowa już same zaczęły płynąć, a kilka wątków pominąłem – np. nie pochwaliłem Woźniaka za wejście z marszu do drużyny, które zaprzecza wszystkim banałom o potrzebie zgrania. Fajnie, że czytacie 🙂
mzG
21 sierpnia 2018 at 02:14
Świetny felieton! Gdzie Bartnik wspominał o tych 21 kategoriach w ocenie piłkarzy? 🙂