Dołącz do nas

Piłka nożna

Noty i opisy po Jastrzębiu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice można powiedzieć „zatoczył koło” i wrócił do pierwszego pojedynku z Podbeskidziem, grając równie żenująco. Przegrywamy czwarte spotkanie w siódmej kolejce, ale o ile niektóre poprzednie mecze były naprawdę dobre, to wczoraj zęby bolały, a serce krwawiło, patrząc na to beznadziejne spotkanie.

Mariusz Pawełek – 5
To nie był wybitny mecz zawodnika. Przy jednym strzale Adamka z dystansu wypluł piłkę i na dobrą sprawę przy dobitce powinien być gol. Tym razem nic wielkiego nie wybronił. Irytują bezsensowne wykopy nogą na stratę. Ta gra jest kompletnie nielogiczna, bo raz na sto jest z tego jakaś korzyść.

Wojciech Lisowski – 5
Aż tak tragicznie, jak w Częstochowie nie było. Średni mecz, taki mocno pogrążony w przeciętności. Tak na 10-11 miejsce w pierwszoligowej tabeli.

Mateusz Kamiński – 4
W Częstochowie dziecinnie ograny przy golu, z Jastrzębiem w pierwszej połowie fatalne zachowanie w swoim polu karnym i sprokurowanie setki dla rywala. Ponadto niezbyt pewny. Zaczyna się…

Jakub Wawrzyniak – 5
Debiutant. Niby grał poprawnie, ale przy golu pasywny, przy kolejnej bardzo dobrej sytuacji rywali odpuścił rywala, który prawie strzelił gola. Sam mówi, że potrzebuje jeszcze kilku tygodni, by z sensem wejść do gry. Ale trener wystawia go bez sensu.

Wojciech Słomka – 2
Uosobienie tego, co najgorsze w ostatnich latach w defensywie GieKSy. Przy golu myślał chyba o bramce na Chrobrym w poprzednim sezonie, bo gdy uśmiechnięty rywal strzelał gola, Wojciech dopiero zorientował się, że trzeba gonić. W drugiej połowie po długiej piłce przeciwników również dziecinnie ograny przez Aliego. Słabizna. Poziom Pogoni Siedlce. Ławki.

David Anon – 2
Po półgodzinnym meczu w Częstochowie wydawało się, że Hiszpan nie przekonał trenera. Tymczasem ku zaskoczeniu wszystkich zawodnik pojawił się w pierwszym składzie. Zagrał słabo, bardzo słabo, beznadziejnie. Nie dał kompletnie nic zespołowi.

Bartłomiej Poczobut – 4,5
Słabiutko. Po powrocie do składu myśleliśmy, że nasz środek się wzmocni. Niestety. Przy akcji bramkowej dał się ograć, ogólnie był jakiś taki niewyraźny. Ciekawe, czy kiedyś uderzy na bramkę? Miał niezłą ku temu sytuację, to zagrał w gąszcz nóg.

Adrian Łyszczarz – 4
Zawodnik albo uwierzył, że ma bajeczną technikę, albo jest niechlujny, albo się spalił. Jego podania do najbliższego były niedokładne, za lekkie, takie właśnie niechlujne. Kolejny, który się zderzył z pierwszą ligą. Na pewno ma umiejętności, niech ten mecz będzie dla niego nauką.

Grzegorz Piesio – 5
Słaby mecz. Tym razem nie było otwierających podań czy strzału, który dałby nadzieję na gola. Dostosował się do reszty. Apogeum był strzał 20 metrów nad bramką.

Adrian Błąd – 3
Nie dało się na to patrzeć. Nie można zawodnikowi odmówić ambicji, zaangażowania, chęci, ale on jest po prostu słaby i czas chyba porzucić jakąś myśl, że da nam jakość piłkarską. Od kwietnia jego dobre mecze można naprawdę policzyć na palcach jednej ręki i to ograniczając się do kciuka i może palca wskazującego. To jest zawodnik, który jednym lub dwoma efektownymi zagraniami maskuje swoją ogólną nieporadność. Tak było w przypadku pięknego strzału z dystansu, choć jednak niecelnego. Poza tym spierniczył prawie wszystko, co miał.

Arkadiusz Woźniak – 4
Słaby i nieefektywny. Jedna dobra centra do Rumina, który trafił w poprzeczkę. Poza tym taki Kędziora z pierwszych meczów w GieKSie.

Daniel Rumin (grał od 46. minuty) – 4
Wspomniany strzał w poprzeczkę i poza tym wielkie nic.

Dominik Bronisławski (grał od 46. minuty) – 4
Coś tam minimalnie próbował, gdzieś tam było widać chęci czy zalążki akcji. Ale to zdecydowanie za mało. Efektów nie było żadnych.

Kacper Tabiś (grał od 80. minuty) – niesklas.
Jako jedyny próbował rozruszać zespół. Dość aktywny. Ale grał za krótko, żeby coś więcej zdziałać.


29 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

29 komentarzy

  1. Avatar photo

    artur

    26 sierpnia 2018 at 08:27

    Czekam na farmazony Meczy i Irishmana… Ale Gieksa się ośmiesza, ale nadal winnych nikt nie rozlicza!

    • Avatar photo

      Mecza

      26 sierpnia 2018 at 11:27

      Ja swoje farmazony wypisałem po wypowiedziami trenerów. Pozdrawiam.

  2. Avatar photo

    artur

    26 sierpnia 2018 at 08:43

    A PanGoroli też mi napisze, żebym nie wylewał żalów, 10 lat to za mało żeby ZROZUMIEĆ co się tutaj dzieje! Były zmiany trenera, składu a my nadal dno. Kiedy zaczniecie pisać na Krupę i jego klakiera zwanego prezesem? Toż to oni sponsorują ten bajzel.

    • Avatar photo

      coco

      26 sierpnia 2018 at 09:04

      Podpisuje się pod tym
      Obiema rękami
      Fachowy,prawdziwy
      Komentarz☹

  3. Avatar photo

    Marcin C.

    26 sierpnia 2018 at 09:15

    Nie jestem blisko drużyny-wiadomo, ale widząc poprzednie mecze u siebie, bardzo się dziwię wyborom trenera. Przypomina się zeszły sezon i mecz z ruchem u siebie: „zagrało za mało wojowników”.

  4. Avatar photo

    Marcin C.

    26 sierpnia 2018 at 09:24

    Tak z innej beczki. Na takie mecze się czeka. Prawie pełny Blaszok, fajna oprawa, doping, kibice gości. Generalnie o to chodzi. Pytanie tylko, gdzie są ci wszyscy kibice, jak gramy z Wigrami i tego typu ekipami? Mecz rzecz święta, ale jak widać, tylko co któryś. No i spina, po której polecą kary. Wojewoda ma argumenty. Wielu powie i ch… mu d. A na tym traci klub i kibice. Nie lepiej wysłać kozakom zaproszenie?

  5. Avatar photo

    q2

    26 sierpnia 2018 at 10:43

    @Artur ja swego czasu (3 sezony temu) pisałem, że nie będzie Esa w Katowicach. Była grupka naiwnych kibiców, co pisała mocno atakując, że tacy jak ja srają do swojego gniazda:))) Wmawiali mi oraz innym kibicom, że potrzebujemy czasu, nowy trener, trzeba się zgrać itd itp. Do tego nawet był zakład o piwko w Jugolu z Irishmanem, który przegrał. I co z tego wynikło? My co sezon mamy dzień świstaka a naiwność jaka była wśród wielu kibiców, nadal pozostała. Najdziwniejsze jest to, że budzą się ze snu na koniec sezonu zdziwieni, że znowu nic nie wyszło, przeklinając rzeczywistość i wszystkich dookoła. Jakby wcześniej nie było tylu sygnałów, które jasno wskazywały, że to się nie uda. Finalnie zamiast dojść do jakiegoś wniosku, brną dalej w zakłamaniu i naiwności, którą mylą z miłością do klubu.
    ps Irishmana nie czytam, powoli przekonuje się do tego aby porzucić słuchanie podcastu. Prowadzący nie mają wspólnego zdania, zmieniając je co tydzień. Brak spójności w formułowaniu wymagań względem tego, czego oczekują kibice, nadmiar ględzenia, chaos programowy i przypadek. Jednym słowem godzina stracona.

  6. Avatar photo

    kasia

    26 sierpnia 2018 at 10:45

    artur zgadzam sie ta dwojka to wybitne naiwniaki i specjalisci od farmazonow. Moga sobie z cyganem i janickim podac reke bo to takie same pierdoly

    • Avatar photo

      Mecza

      26 sierpnia 2018 at 11:44

      A ty co masz do powiedzenie sensownego? Ok nie zgadzasz się ale napisz jaką masz opinie a nie tylko przypieprzanie się o dziwo do mnie a nie do trener, piłkarzy itd.

  7. Avatar photo

    maxiu

    26 sierpnia 2018 at 11:05

    Panowie co z tym klubem jest nie tak!! Zawodnicy w swoich klubach graja superowo ,ale po przyjsciu do GieKSy tracą po paru meczach wszystkie swoje walory i zapominają jak się kopie piłkę(Frańczak,Mandrysz Błąd,Poczobut itp) nawet trenerzy gasna jak swieca na wietrze!!! Trenerzy w pierwszych meczach lataja przy lini jak oszaleli pokrzykuja dystykuluja dryguja podpowiadają (Mandrysz,Paszulewicz,Brzęczek)potem Mandrysz,Brzęczek nawet z budy nie wychodzą a Paszulewicz stoi jak słup soli.Kurwa KTO albo CO ich tak gasi?????

  8. Avatar photo

    wwwww

    26 sierpnia 2018 at 11:56

    Elegancko 🙂

  9. Avatar photo

    dozi

    26 sierpnia 2018 at 11:59

    Raków grał dużo ciekawiej ale tam przynajmniej próbowali na tle lepszego rywala. Tutaj żenada. W pierwszej połowie olewka w drugiej brak jakiegokolwiek pojęcia.

  10. Avatar photo

    artur

    26 sierpnia 2018 at 12:00

    Jak wpłynąć na tych co mają dojście do zarządu i na tych co prowadzą tę stronę ażeby postawić ultimatum tej bandzie? Przecież to jawnie widać, że nie wina piłkarzy, trenerów tylko tych u góry!

  11. Avatar photo

    pablo eskobar

    26 sierpnia 2018 at 12:01

    masakra jedynie tak mozna to ujac gramy kolejny mecz derbowy a kopacze maja to w dupie chodzone po boisku zero walki dalej im dziekujcie po meczu

  12. Avatar photo

    artur

    26 sierpnia 2018 at 12:08

    Jeszcze jedno małe wstydliwe przypomnienie. Jastrzębie z nami wchodziło do 1 ligi dekade temu, potem po kilku sezonach spadło, teraz wraca i daje nam łomot. Wydawałoby się, że taki wieczny 1-ligowiec ma doświadczenie i powinien poskromić beniaminka. Ale nie GieKSa, tej marki nikt się nie boi. Zastanawia mnie jak prezydent takiego miasta może spać spokojnie gdy Katowice są pośmiewiskiem? Gdyby im zależało na prestiżu to zamiast fotografować się na Rakowie wolałbym postawić warunek i zrobić wszystko w swej kadencji aby Gieksa wróciła na salony!

  13. Avatar photo

    telman

    26 sierpnia 2018 at 12:28

    W przeciwieństwie do meczu z Częstochowy, gdzie nie nie wiem czym można było wygrać tutaj mieliśmy swoje przewagi.

    Jastrzębie szybsze, gra na jeden, ciekawe akcje w ataku ale my opanowaliśmy środek, lepsi kondycyjnie, silniejsi. Dużo okazji do strzału, całkowita przewaga w drugiej połowie i co … G….. Znowu jedziecie w redakcji po Ruminie który wniósł więcej niż cała pozostały atak.. (czyli prawie nic ale to i tak więcej..). Chcieliście Woźniaka to macie- przegrał wszystkie pojedynki biegowe nawet jak był 40% bliżej piłki (może ma zatwardzenie?), nawet shitsalt się dziwił. Swoją drogą nie ma jak obiektywny komentarz z Polsatu- piewcy jastrzębia bo zrobiło 5 akcji kopiąc do przodu a nie w bok. a jak GKS jechał z nimi w drugiej to cicho… słuchać się na da..

  14. Avatar photo

    Fjodor

    26 sierpnia 2018 at 12:32

    @ WAWRZYNIAK – co ty kurwa robiłeś przy bramce?? czy skupiłeś się na tym, by nie przewrócić się o kolegę z drużyny?? czy kurwa znasz coś takiego jak ASEKURACJA?? wystarczyło 3 kroki w kierunku atakującego, którego jedyną możliwością po zejściu do linii końcowej było zagranie piłki i bramki zapewne by nie było. czy to coś WIELKIEGO??
    @ BŁĄD – myślisz trochę?? jeśli nawet 1/100 twoich strzałów to będzie bramka to daj sobie z nimi spokój!! o czym kurwa myślałeś przy strzale z zerowego kąta w drugiej połowie (po którym piłka wyleciała na aut), o czym myślałeś w jednej z ostatnich akcji gdy po prawej stronie biegło dwóch mało pilnowanych zawodników a ty strzelasz z 30 metra??
    @ ANON – kto go zatrudniał??
    @ KAMIŃSKI – byłeś na tym meczu w ogóle??
    @ PASZULEWICZ – czy ty tego nie widzisz?? czy tylko kręcisz głową i masz pretensje do arbitrów zamiast 'chwycić za jaja’ swoich zawodników ??

  15. Avatar photo

    Lucky13

    26 sierpnia 2018 at 13:03

    Co to wgl za oceny? Lyszczarz, który zagrał fatalny mecz dostaje 4?? Kto te oceny wystawia? Wy się wgl chyba nie znacie na piłce nożnej. Wawrzyniak zawinił przy Bramce a wypiszecie Słomka, który odziwo zagrał dobre spotkanie. Oceny to śmiech na sali.

  16. Avatar photo

    kibic

    26 sierpnia 2018 at 13:11

    Jestem bardzo rozczarowany grą i przygotowaniem motorycznym, pierwsza połowa ukazała, że uczyniono poważne błędy podczas przygotowań, serce krwawiło gdy każdy zawodnik rywala szybkościowo przewyższał zawodników Gieksy.
    Wiem jako były zawodnik, że można te cechy poprawić, pytam dlaczego tego nie uczyniono?
    Czy będzie lepiej?

  17. Avatar photo

    kasia

    26 sierpnia 2018 at 13:24

    Mecza od dawien dawna pisałam tylko pod innym nickiem ze wszystko zaczyna sie od Prezesa. Kiepski prezes to potem kiepski trener a potem kiepscy zawodnicy i zero dyscypliny pracy. Przypomnij sobie jakie brednie wypisywałes. Nie bede sie powtarzac choc zdanie moje jest takie samo. Przyczyna lezy na gorze a nie na dole.Ktos tych trenerow zatrudnial i zawodnikow tez.

    • Avatar photo

      Mecza

      26 sierpnia 2018 at 14:46

      Ja nie wiem już co o tym sądzić. Sportowo zamiast iść do przodu z każdym tygodniem , cofamy się. Prezes nie ukrywa że się nie zna na piłce dlatego pionem sportowym zarządza Bartnik (Ok pewnie go on zatrudnił) Też się nie chcę powtarzać ale żałuję zwolnienia Mandrysza przez Bartnika. Wcześniej zaś ułom Motała nam rezerwy rozwiązał.

  18. Avatar photo

    Dziadek

    26 sierpnia 2018 at 13:38

    Może B1 stoi na jakiejś żyle wodnej, która powoduje że zawodnicy przestają grać, trenerzy się gubią, a prezesi są jak dzieci we mgle he he.
    A może Dziura faktycznie klątwę rzucił i trzeba egzorcystę sprowadzić aby wygnał demona 1 ligi z Katowic he he.

  19. Avatar photo

    Fjodor

    26 sierpnia 2018 at 14:26

    @ telman
    jakie dopalacze brałeś??
    'my opanowaliśmy środek, lepsi kondycyjnie, silniejsi’ – może jeszcze szybsi, skuteczniejsi, zwrotniejsi??
    'a jak GKS jechał z nimi w drugiej to cicho’ – który GKS, albo widziałeś inny mecz?? poza przypadkową poprzeczką były jakieś akcje?? czy jazdą nazywasz bezsensowne wciepy na jedynego zawodnika w polu karnym i to jeszcze zazwyczaj 10 metrów obok niego??
    Gdyby Jastrzębie wygrały 3 lub 4 to nikt nie miałby pretensji

  20. Avatar photo

    Bajdek

    26 sierpnia 2018 at 15:24

    Przecież te oceny to totalne kpiny. W drugiej połowie lewa flanka ewidentnie aktywniejsza. Akcje ciagle przechodziły przez słomkę piesia i błąda.. prawa w tym meczu nic nie pokazała i była w ogóle nie aktywna. Bramka też po błędzie zawodników z prawej strony.. ktoś kto wystawiał te oceny był chyba totalnie na innym meczu. Prawda taka, że kolejne derby w pi***, ale bądźmy obiektywni w tym co widzimy.. bo oceny dla Słomki, Błąda za ten mecz są za niskie, a dla Łyszczarza, Lisowskiego czy Wawrzyniaka za wysokie..

    W Chojnicach Tylko zwycięstwo!!!

  21. Avatar photo

    Jasny Pieron

    26 sierpnia 2018 at 15:27

    Porażka na boisku i na trybunach, Jastrzebie w drugiej polowie bardziej slyszane, na boisku mogli wygrac 3-0.
    Słabe to wszystko..
    cytat z trybuny – „co to za piechty …”
    wierny po porażce 🙂

  22. Avatar photo

    Adam

    26 sierpnia 2018 at 20:27

    do jasny pieron tys byl chyba na innym szpilu albo jestes z jastrzebia ,przez wiekszcsc czesc 2 polowy byli ubrani w pelerynki i nic innego nie robli jak trzymali flagi nad glowami,w pierwszej polowie kilka razy slyszalni w drugiej rownierz kilka razy ukazali swa obecnosc…ale niezgodze sie z toba ze byli lepsi skoro przez 25 min stali bez ruchu trzymajac flagi nad glowami..pozdro

  23. Avatar photo

    Jasny Pieron

    26 sierpnia 2018 at 21:32

    @Adam
    nie no OK, doping byl ok ale byly momenty ze siedzac na 2 na glownej slyszalem jaszczembiokow, ktorzy kilka razy byli dobrze slyszalni.
    na blaszoku brakowało jakies duzej sektorówki, spodziewałem sie lepszej oprawy jak na derby przystało a tu oprawy brakowało poza machajkami (ktore sa fajne choc były braki)
    także mysle ze goscie moga czuc sie zadowoleni z wyjazdu a ja znowu rozczarowany ze „spektaklu” przy Bukowej.
    pozdrawiam

  24. Avatar photo

    kuba

    26 sierpnia 2018 at 22:37

    ludzie czy wy tego nie widzicie nikt nas w extra szajsie niechce i dobrze poco pchac sie do zenady i bagna tylko prosze to jawnie panie janicki powiedziec a pilkarze i trener tez maja swoje za uszami nawet nie wiecie co do nas znaczy gks i tyle ostatni raz bylem na meczu z 10 lat temu i nie zaluje tylko ciagle qrwa mam nadzieje i po co po huuuuuuuuu……..j normalny kibic dobranoc ps. panie paszulewicz wiesz gdzie jestes ???????????? chyba nie i dlugo dlugo nie bedziesz wiedzial co to bukowa gks katowice dobranoc

  25. Avatar photo

    olo

    28 sierpnia 2018 at 15:39

    Trzeba ksiedza i oprawic egzorcyzm bo tu chyba jakis urok jest rzucony

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: trzymałem kciuki za Rafała Góraka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Nie ma czasu na chwilę oddechu – zwycięstwo z Koroną za nami, a naszą uwagę kierujemy w stronę Łodzi, gdzie czeka już pucharowy rywal. Jak na Łódź przystało, forma Łódzkiego Klubu Sportowego faluje raz w górę, raz w dół. Jak będzie jutro? Między innymi o to zapytaliśmy Jakuba Olkiewicza, „największego” optymistę wśród fanów z białej części tego miasta, znanego zarówno z kibicowskich wojaży za ŁKS-em, jak i pracy dziennikarskiej, obecnie na horyzontalnym portalu leszekmilewski.pl i kanale Tetrycy. [fot. Wojciech Pakulski (ŁKS Łódź)]

Twoim znakiem rozpoznawczym jest fakt, że gdy inni widzą szklankę do połowy pełną, ty pytasz: jaka szklanka? Rozczarowania to chleb powszedni kibica, a ostatnio w naszym futbolowym uniwersum więcej jest rozczarowanych niż zadowolonych. Dlaczego, może oprócz Górnika i Wisły Kraków, reszta ma mniejsze lub większe powody do narzekania?
To jest pytanie, które dość dobrze obrazuje, czym tak naprawdę jest piłka nożna, bo żywot kibica składa się jednak w porażającej większości z chwil cierpienia, rozczarowania i oczekiwania na to, co się na pewno nie wydarzy. Jest to też odprysk dyskusji o tym, jak się rozwija Ekstraklasa, bo rozwija się w szalonym tempie: budżety rosną, kwoty transferowe są rekordowe, ale to też oznacza, że rozczarowania będą coraz większe. Mistrz jest tylko jeden, mimo że kandydatów jest już pewnie z siedmiu, więc i rozczarowanych będzie więcej. Co ciekawe, to samo przenosi się na pierwszą ligę, bo przypominam sobie wyścig ŁKS-u o awans w czasach pierwszego powrotu po bankructwie, gdzie jedynymi logicznymi rywalami byli Stal Mielec, Sandecja i Raków, który wtedy ostatecznie awansował. Trudno oceniać, że Sandecja, która nie zwiększyła drastycznie budżetu w porównaniu do lat ubiegłych, była szczególnie rozczarowana brakiem awansu, gdy do Ekstraklasy wszedł Raków i ŁKS. Podejrzewam, że w tym sezonie rozczarowana rekordowymi wydatkami i rekordowo niską pozycją będzie połowa pierwszej ligi, a tych, którzy nie są rozczarowani, policzymy na palcach jednej ręki.

A z czego ty będziesz zadowolony w tym sezonie w kontekście ŁKS-u?
Ja będę zadowolony, jeśli do końca będziemy o coś walczyć. Doprecyzuję, że to coś to nie jest utrzymanie, bo już nie raz los potrafił ze mnie zadrwić na różne sposoby. Cel minimum to baraże. Nie jest tajemnicą, że nie jestem człowiekiem, który zawsze mierzy wysoko, ale nie chciałbym, żebyśmy na 34. kolejkę ligową jechali z przekonaniem, że nic nas już nie czeka, tylko żywili nadzieję, że przy korzystnym wyniku na naszym stadionie i na kilku innych uda się na to szóste miejsce wskoczyć i potem jeszcze sprawić niespodziankę w barażach. Niestety udało mi się przywyknąć do sezonów ŁKS-u w pierwszej lidze, gdy od około 30. kolejki już tylko ślizgamy się do końca sezonu. Piłka nożna dlatego nas w sobie rozkochała, bo gwarantuje potężne emocje i potężne huśtawki nastrojów, rollercoastery, gdzie na przestrzeni kilkunastu minut wędrujesz z piekła do nieba, a trudno się wędruje, jeśli na miesiąc przed końcem ligi grasz mecze bez żadnej stawki.

Jeden z naszych kibiców ukuł stwierdzenie o klątwie miejsc 8-12, która dręczyła GieKSę w 1. lidze. Nie boisz się, że ŁKS przejmie tę pałeczkę?
Tak, trochę się tego boję. Jestem oczywiście pesymistą i czarnowidzem, ale bywam też realistą i staram się rzetelnie oceniać sytuację. Dlatego w sezonach, gdy ŁKS-owi idzie nieźle, a zapowiedzi są wysokie, to staram się je tonować, bo nigdy aż tak dobrze nie jest. Na przykład przed obecnym sezonem, gdy niektórzy rozpędzali się i widzieli ŁKS w pierwszej dwójce, ja tonowałem nastroje, że nie posiadamy ani kadry, ani budżetu na poziomie Wisły, Śląska czy Wieczystej, ani też pierwszoligowego doświadczenia i ciągłości pracy, którą kilka innych klubów ma. Teraz z kolei nie wpadam w totalne czarnowidztwo, że za moment przywita nas strefa spadkowa, bo zwyczajnie jest to zbyt silna drużyna. Dlatego wydaje mi się, że cel, który wyznaczyłem, czyli to, żebyśmy do końca bili się o szóste miejsce, jest dosyć realny. Być może nawet jest to opcja dla minimalistów, bo siła kadry, budżet ŁKS-u i – jak podejrzewam – zimowe transfery, będą nas raczej pchały w kierunku tych miejsc 4-6. Tabela jest dosyć ciasna i wszystko zmierza do tego, że ŁKS będzie o coś walczył do ostatniej kolejki i to oznacza, że ja będę umiarkowanie zadowolony z tego sezonu, bo oczekuję emocji i chcę, żeby ta 34. kolejka i mecz u siebie z Górnikiem Łęczna miał stawkę.

1:3 w Siedlcach w zimny październikowy wieczór – gorzej być nie może czy „potrzymaj mi piwo”?
To jest ten moment, na który staram się patrzeć realistycznie i z pewnym dystansem. Tak samo jak nie rozpaczałem całkowicie po 0:5 z Wisłą Kraków, bo wiedziałem, że Wisła w tym sezonie będzie cholernie mocna. Kiedy utrzymała Rodado, to byłem pewny, że jest to sygnał, że pójdzie po awans dosyć pewnym krokiem. Tak samo nie skakałem z radości po niektórych zwycięstwach ŁKS-u, a raczej mówiłem, że musimy się w tej lidze najpierw rozejrzeć. Trener Szymon Grabowski, który po pierwsze sam jest nowy w ŁKS-ie, a po drugie ma praktycznie zupełnie nowy skład, potrzebuje dużo czasu, żeby faktycznie dostarczyć nam docelowy produkt. Po fatalnym meczu w Grodzisku Mazowieckim, który przegraliśmy 0:3, wielu domagało się zwolnienia Szymona Grabowskiego. Ja tonowałem nastroje, bo wydawało mi się, że może nastąpić odbicie. Po następnych dwóch meczach, gdzie wygraliśmy z GKS-em Tychy i w świetnym stylu przełamaliśmy się na wyjeździe ze Stalą Rzeszów, niektórzy znowu mówili, że wszystko zaskoczyło i teraz już będzie dobrze. Spokojnie, to jest pierwsza liga – tutaj dopiero po dłuższej serii można stwierdzić, że jest dobrze. Staram się trzymać zdrowy dystans i ani nie zwalniać Szymona Grabowskiego po każdym przegranym meczu, ani też nie wynosić pod niebiosa tej drużyny po każdym meczu, który wygra. Pierwsza połowa w Siedlcach daje nadzieję, że powoli wiemy co, jak i kim chcemy grać. Teraz pytanie, czy będziemy w stanie taką jakość dostarczać regularnie.

To ciekawe, co mówisz o trenerze, bo wasi sąsiedzi z drugiej strony Łodzi nie są tak wyrozumiali…
Wydaje mi się, że pod tym względem Widzew jest mniej w tym miejscu, w którym my byliśmy w ubiegłym sezonie, czyli oficjalnie na transparencie piszesz, że to jest sezon przejściowy, że spokojnie, będzie zaufanie, ale gdzieś w głębi duszy właściciel, a za nim też najbardziej znaczący działacze wiedzą, że nakłady finansowe były przeogromne i musi zaskoczyć od razu. A to, co mówisz mediom, że będziesz trzymał ciśnienie to jedna sprawa, możesz udawać najbardziej cierpliwego mnicha świata, na koniec liczysz, ile wydajesz na tych zawodników i mówisz sobie: dobra, spróbujmy z innym trenerem, innym dyrektorem, innym prezesem. I nie dziwi mnie to, bo każdy właściciel musi sam przejść tą ścieżką, żeby przekonać się, że to tak nie działa, że wystarczy wrzucić te wszystkie grzyby do wody i nagle powstaje fantastyczna pieczarkowa. Trzeba dorzucić jeszcze trochę cierpliwości i właściwych ludzi. Trzymam kciuki, żeby w ŁKS-ie tej cierpliwości było więcej, zwłaszcza że byłem bardzo rozczarowany ubiegłym sezonem.

Jednym spośród tych, którzy będą decydować o ewentualnej zmianie trenera, będzie Marcin Janicki, w Katowicach wspominany raczej dobrze, choć czarną kartą w jego CV jest nasz spadek do 2. ligi po golu bramkarza Bytovii w 97. minucie decydującego meczu. Jak oceniasz jego pracę w Łodzi?
Na razie staram się nie oceniać, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, by oceniać pracę wszystkich nowych działaczy, a trochę ich przybyło w Łodzi. Pewne, że piłkarze nie ułatwiają chłopakom roboty – poziom sportowy nie do końca idzie w parze z akcjami marketingowymi czy tymi związanymi z ticketingiem, bo to ma ręce i nogi, natomiast nie ma głowy, bo głową jest wynik piłkarski, dlatego tym ludziom trudniej jest działać. Marcin Janicki to człowiek, którego bardzo cenię i wiązałem z nim duże nadzieje, kiedy przychodził do ŁKS-u. Czekam na efekty jego pracy i czekam dość spokojnie, bo zdaję sobie sprawę, że jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Jest mnóstwo nowych dyrektorów, a ja czekam, żeby teraz ci dyrektorzy pozatrudniali odpowiednich wykonawców i żeby ci wykonawcy wprowadzili klub na zdecydowanie wyższy poziom organizacyjny. Marcin Janicki to gość, który zna się na robocie i trzymam kciuki, żeby po pierwsze dostał tyle czasu, ile potrzebuje, a po drugie, żeby piłkarze mu za bardzo nie bruździli swoją postawą na boisku.

Masz szczególne wspomnienia z meczów z GieKSą?
Zawsze będę darzył sentymentem stary sektor gości przy Bukowej. To nieprawdopodobne, jak przyjemnie się dopingowało zza bramki jeszcze na starym stadionie, ściana za plecami robiła fantastyczny klimat, do tego mecze – choć z tradycyjną wymianą uprzejmości – odbywały się jednak z dużym szacunkiem z obu stron. To był też jeden z moich pierwszych wyjazdów, a na pewno pierwszy samochodowy, na którym byłem kierowcą. To mógł być sezon 2009/10.

Pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:1, ŁKS dostał dwie czerwone kartki, a pierwszego gola zdobył Krzysztof Kaliciak strzałem praktycznie z połowy boiska.
Przypominam sobie, że po tym meczu ówczesny prezes ŁKS-u chyba wysyłał Bogusława Wyparłę do okulisty, żeby sprawdził wzrok, bo coraz więcej miał takich pomyłek. Natomiast muszę przyznać, że wtedy wynik nie za bardzo mnie interesował. My byliśmy wtedy w sektorze gości w ok. 1000 osób, był naprawdę świetny doping. I mimo że to były moje początki na wyjazdowym szlaku, to pomyślałem wtedy, że na tym szlaku zadomowię się na dobre. Zawsze wspominam GKS z dużą sympatią, bo tamten sektor gości był godny – to jest naprawdę dobre słowo, bo zapewniał godność wyjazdowiczom, nie jak wiele innych sektorów, w których miałem okazję zasiąść pozniej. No i na pewno też ciepło wspominam… Choć to akurat złe słowo – bardziej pasowałoby zimno, więc zimno wspominam mecz, gdy graliśmy z wami jakoś w końcówce października i było okrutnie zimno. Zasiedliśmy na tym tymczasowym sektorze gości. Pamiętam, że doszło między nami do krótkiej wymiany ognia podczas oprawy pirotechnicznej, dlatego z sektora byliśmy wypuszczani pojedynczo i zajęło to długi czas. Stałem więc w trampkach na mrozie myśląc, co ja mam w głowie, że ciągle chce mi się jeździć. Dzisiaj oczywiście wspominam to już ze śmiechem.

Przy okazji naszego meczu z Widzewem Michał Nibarski podzielił się ze mną anegdotą z czasów waszej rywalizacji w 3. lidze, gdy próbowali przeszkodzić w waszym awansie wymuszając porażkę Widzewa z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Pamiętasz tamte czasy?
Jest pewna przyśpiewka, która towarzyszyła mi przez większość młodzieńczych lat: róg róg róg – gol gol gol!, która królowała na początku XX wieku, a potem była trochę zapomniana. Pamiętam, że w tamtym meczu część kibiców Widzewa skandowała ją przy rzutach rożnych Drwęcy, no i od tej pory na ŁKS też ta przyśpiewka wróciła i jest dość często proponowana przez gniazdowych. Pamiętamy to Widzewiakom, ale znam też takich, którzy wypominają to części swoich kibiców uważając, że zwyczajnie nie powinno tak być, że kibicujesz rywalowi, nawet jeśli ten rywal może zaszkodzić twojemu lokalnemu, derbowemu przeciwnikowi. Dlatego tutaj sytuacja była dość niejednoznaczna i nie chciałbym przesadnie krytykować wszystkich Widzewiaków, bo sam nie wiem, jak bym się zachował w odwrotnej sytuacji. Temat na pewno ciekawy i nieco absurdalny, że dwie potężne marki, które rywalizują gdzieś na czwartym poziomie rozgrywkowym, zostały pogodzone przez zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.

Na Łódź padł już blady strach przed najbliższym meczem, gdy patrzycie na rozpędzającą się maszynę Rafała Góraka?
Nie ukrywam, że trzymałem kciuki za trenera Góraka. Wydaje mi się, że to topowy fachowiec i było mi przykro, że radzi sobie odrobinę słabiej w tym sezonie. Byłem oczarowany tym, jak GieKSa radziła sobie jako beniaminek. Nie skłamię, jeśli powiem, że wiele osób z pewną zazdrością wypowiadało się o tym, co GieKSa robi w swoim pierwszym sezonie, tym bardziej pamiętając, jak wyglądał nasz pierwszy sezon po awansie do Ekstrakasy, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dlatego cieszę się, że GieKSa się odkręciła, tym bardziej, że ważną postacią u was jest Mateusz Kowalczyk, czyli wychowanek Szkoły Gortata, były uczeń – gość, któremu oczywiście kibicuję.

Wisła Kraków udowodniła, że w Pucharze niemożliwe nie istnieje. To co, może i ŁKS tą drogą trafi do Europy?
Mógłbym odpowiedzieć, że po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich meczach ligowych, to pozostało nam skupić się na Pucharze Polski, ale mówiąc serio trzymam kciuki, żeby ŁKS jeszcze coś pokazał w lidze. Na pewno to, czego bym nie chciał, to żebyśmy ten mecz odpuścili, a trochę się tego boję, chyba jak każdy kibic. Jak ostatecznie się to zakończy? Nie wiem, bo trener Grabowski jest w pierwszej kolejności rozliczany z wyczynów w lidze i to dla nas kluczowa sprawa. Ja liczę przede wszystkim na to, że ktokolwiek wyjdzie na murawę, to po prostu pokaże, że ambitnie walczy o miejsce w składzie, a Puchar traktuje tak samo poważnie jak ligę. Sam jestem ciekaw, jak ŁKS do tego podejdzie i chciałbym, aby to podejście było poważne, bo Puchar Polski nie zasługuje na to, jak czasem traktują go kluby.

W pierwszej rundzie dopiero po dogrywce pokonaliście Chrobrego Głogów, a jedną z bramek zdobył Serhij Krykun. Odpracował już bramkę, którą strzelił wam w finale baraży jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna?
Chyba tak. Wiadomo, że tamta historia zatrzymała nas w rozwoju na długie lata. Bez tamtej porażki barażowej ŁKS zupełnie inaczej wyglądałby zarówno dzisiaj, jak i wtedy, po awansie do Ekstraklasy. Jeśli prześledzić nasze losy, to tak naprawdę awansowaliśmy w najbardziej niefortunnych momentach, jakie można sobie wyobrazić, bo za pierwszym razem ten awans robiliśmy wraz z Rakowem, więc drugi spośród beniaminków był bardzo mocny. W dodatku był to sezon reorganizacji, gdy przy dwóch beniaminkach z ligi spadały trzy zespoły. Natomiast kiedy Stal Mielec robiła awans, to już w zdecydowanie bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy spadał tylko jeden zespół, w dodatku trafiło się bardzo słabe Podbeskidzie. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Dlatego tym bardziej żal, że kiedy trzeba było awansować po barażu z Górnikiem Łęczna, to tę szansę wypuściliśmy z rąk. Fakt – awansowaliśmy później, ale znowu stało się to w takim zestawieniu, że trudno było nawiązać walkę o utrzymanie, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, jakie wówczas miał ŁKS. Zadra może już nie tkwi w sercu, ale na pewno Serhij musi się mocno starać, żeby nie przypominać mi o tych słabszych momentach, które ŁKS miał, a on odegrał w tym kluczową rolę.

Czy wśród łódzkich kibiców czuć specjalną mobilizację przed naszym meczem?
Niestety, decydujący jest tutaj termin, który jest wybitnie niesprzyjający. Podejrzewam, że tego nie przeskoczymy i frekwencja nie będzie szalona. Z drugiej strony wydaje mi się, że ci, którzy mają przyjść, to i tak się na tym stadionie zjawią. Martwi mnie jedynie, że przy innych wynikach osiąganych w lidze, zupełnie inaczej również wyglądałby ten mecz pucharowy, bo to zniechęcenie jest jednak mocno wyczuwalne, zwłaszcza u mniej zaangażowanych kibiców. Każdy kolejny miesiąc rozczarowań, a tych mamy już za sobą kilka, a nawet kilkanaście, utrudnia nam działania czysto kibicowskie. Najlepszy dowód to moment, gdy mieliśmy mecz pucharowy z Chrobnym Głogów, a chwilę wcześniej wyjazd, kiedy wracaliśmy na szlak po zakazie, to bilety na wyjazd rozchodziły się w szybszym tempie niż na mecz u siebie. To dobitnie podkreśla, jakie nastroje panują wśród kibiców mniej zaangażowanych, a jakie wśród fanatyków. Więc fanatyków spodziewam się ujrzeć tylu co zwykle, zwłaszcza, że sam będę wśród nich razem z synami, żoną i tatą, natomiast sądzę, że mimo wszystko nie będzie to mecz o rekordowej frekwencji.

Jaki scenariusz przewidujesz we wtorkowe popołudnie przy Alei Unii Lubelskiej 2?
Zupełnie szczerze wydaje mi się, że ŁKS nie jest skazany na porażkę w tym meczu dlatego, że kluby Ekstraklasy o podobnych ambicjach i podobnych celach jak GieKSa, czyli spokojne utrzymanie i niewiele więcej, to raczej ten Puchar Polski mają wpisany jako obowiązek do odbębnienia, a nie szansę na świetną przygodę. Dlatego po losowaniu nawet się ucieszyłem, że skoro mieliśmy trafić na kogoś z Ekstraklasy, to nie jest to ekipa, która zaplanowała sobie w budżecie grę w europejskich pucharach w przyszłym roku i wręcz liczy na to, że przez Puchar Polski uda się pójść drogą na skróty. Myślę, że np. Pogoń i Widzew właśnie w Pucharze Polski upatrują największą szansę na to, żeby w tych pucharach zagrać wcześniej. Dlatego ucieszyłem się, że to GKS, gdzie myślę że nikt nie będzie rozdzierał szat, jeśli okaże się, że to w Łodzi się wasza pucharowa przygoda skończy. A moim zdaniem ŁKS ma sporo jakości piłkarskiej, zwłaszcza po dołączeniu Bastiena Tomy, więc sądzę, że jeśli poważnie potraktuje ten mecz i zagra z takim zaangażowaniem jak w Rzeszowie i będzie miał przy tym odrobinę szczęścia, to nie jest skazany na porażkę. Ale czy powiedziałbym, że wierzę głęboko w to, że Łódzki Klub Sportowy jutro postawi kolejny krok na długiej ścieżce do Stadionu Narodowego? Raczej nie.

Ile jest kilometrów z Łodzi do Skierniewic?
To jest mniej więcej w połowie drogi do Warszawy, więc pewnie będzie jakieś 70-80. Mniej więcej podobna droga z Katowic jak do Łodzi. Odwiedziliśmy z Leszkiem Milewskim Skierniewice, gdy robiliśmy reportaż o ich szalonych pucharowych przygodach. Być może nie będzie to dla was wielkie pocieszenie, ale stoicie w dosyć długim rzędzie drużyn, które były murowanym faworytem, a ostatecznie w Skierniewicach poniosły klęskę. Widziałem gablotę Unii, gdzie obok wszystkich trofeów z niższych lig jest też bardzo dużo gadżetów – koszulek i proporczyków z licznych meczów Pucharu Polski. Więc nie macie powodów do odczuwania zbyt dużego wstydu, bo Unia niejednego zaskoczyła w tych rozgrywkach.

Kto i ile jutro wygra?
Nie lubię tego pytania, bo zawsze muszę się mocno gryźć w język, żeby nie wyjść na totalnego czarnowidza. Uwzględniając to, jak Puchar Polski jest traktowany przez ekipy o pozycji zbliżonej do GKS-u, liczę na walkę, która zakończy się jednobramkowym zwycięstwem jednej z drużyn. A której? Mam nadzieję, że los będzie sprzyjał gospodarzom. Ale czy załamię się totalnie, jeśli okaże się, że to GKS Katowice będzie o krok bliżej Narodowego? No, niestety – aby mnie złamać, trzeba zdecydowanie więcej porażek Łódzkiego Klubu Sportowego.

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga