Dołącz do nas

Piłka nożna

Paszulewicz odchodzi, Dziółka trenerem tymczasowym

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niedawno dostaliśmy oficjalną informację z klubu, iż Jacek Paszulewicz przestał pełnić obowiązki pierwszego trenera. Tymczasowym szkoleniowcem pierwszej drużyny został Jakub Dziółka, który pełnił dotychczas rolę drugiego trenera.

Poniżej prezentujemy wywiad z dyrektorem sportowym GKS Katowice Tadeuszem Bartnikiem dla oficjalnej telewizji klubowej.

.
Dziękujemy trenerowi Jackowi Paszulewiczowi za pracę w naszym klubie i profesjonalizm w kontaktach z redakcją GieKSa.pl. Życzymy powodzenia w dalszej karierze.


28 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

28 komentarzy

  1. Avatar photo

    Kolo

    20 września 2018 at 17:22

    a miała być ekstraklasa paszul bajbaj ,pora się gdzieś dokształcić gdzieś w 3 lidze

  2. Avatar photo

    Robson

    20 września 2018 at 17:26

    Uff nareszcie aż kamień z serca spadł.

  3. Avatar photo

    Koza

    20 września 2018 at 17:49

    Tylko pytanie kto za niego?? Przyjdzie nowy trener zaś odejdzie 8/10 zawodników bo będzie chciał ściągnąć swoich i tak się będzie te pierdolone koło kręcić bez przerwy. W tym klubie nie było nie ma I nie będzie nigdy stabilizacji..

  4. Avatar photo

    Wierny i wytrwaly

    20 września 2018 at 18:14

    Czy to coś da ja uważam że wina jest głęboko w klubie tu czeba ludzi o danych klubowi co umiejom kierowac i znaiom się na piłce jak prezes ktury nie zna się na piłce może kierować tym klubem dlatego to tak wygląda

  5. Avatar photo

    Alex

    20 września 2018 at 18:22

    Mam pytanie o duże sukcesy Paszulewicza i to co on wniósł do zespołu, które w wywiadzie powyżej dyrektor sportowy Bartnik wspomina?
    Nie wiem czy za sukces można nazwać wszystkie przegrane derby w tamtym sezonie czy przegrana w tym sezonie z Jastrzębiem.

    Niech leiej pan dyrektor się nie ośmiesza i odejdzie bo aż wstyd go słuchać jakie on banialuki gada wciskając kibicom ciemnotę.

  6. Avatar photo

    kejta

    20 września 2018 at 18:27

    Nawałka przybywaj czekamy :DD

  7. Avatar photo

    carra23

    20 września 2018 at 19:03

    Zidane jest wolny!!!

  8. Avatar photo

    kasia

    20 września 2018 at 19:43

    No i prosze czego sie dowiadujemy janicki i bartnik sa super. Wszystko maja przymyslane nawet diolke przewidzieli. Coz oni na to moga ze paszulewicz wszystko zjebal. Problem w tym ze to nie ma nic wspolnego z prawda. Kto zatrudnil paszulewicza bez nalezytej oceny jego kwalifikacji. Sam sie zatrudnil. Przyjechal i nie chcial odejsc. Szczyt bezczelnosci. Kto dokonywal biezacej oceny pracy trenera. Sam sie ocenial czy jak. Kto zakupil zapasnikow zamiast pilkarzy. paszulewicz. To on ich z wlasnych pieniedzy oplacal czy jak. Co to za pierdolenie. Paszulewicz owszem jest wspolwinny ale w najmniejszym zakresie. najwieksza wine ponosi bezzjajeczny janicki. ktory na wszystko sie zgadza bo on wszak nic nie wie i wiedziec nie chce. W dalszej kolehnosci krasomowca bartnik. W pierwszej kolejnosci te osoby powinny poleciec a na koncu paszul. Wybiora teraz kolejnego zbawce trenerskiego z kapelusza a za pol roku powiedza ze no trudno ale znowu sie ktos nie spisal. Z tym panami nic juz dalej nie ma sensu

  9. Avatar photo

    Patyk TzN

    20 września 2018 at 19:47

    To normalne, ze w profesjonalnym klubie na oficjalnej www nie ma do teraz ani wzmianki o tym, ze trener juz nie bedzie dalej trenowac pierwszej druzyny, skoro wszedzie od polowy dnia o tym pisza? Naoficjalna strone wchodze raz na 3 miesiace a tutaj raz na godzine:)

  10. Avatar photo

    Rafał

    20 września 2018 at 19:50

    jeden darmozjad pożegnany to jeszcze dwóch zostało, kolejny to Bartnik do wywalenia i Janicki i im prędzej tym lepiej. A może duet trenerski z Furtoka i Piekarczyka ciekawie by było???

  11. Avatar photo

    Pershing

    20 września 2018 at 20:03

    Tylko Darek Wdowczyk ! Potrzeba tutaj goscia takiego jakim byl Nawalka – doswiadczonego trenera z charyzma. Nie zadnego co sie bedzie dopiero uczyl , tylko konkretnego czlowieka. Licze na to ze bedzie to Darek

  12. Avatar photo

    kosa

    20 września 2018 at 20:08

    @Patyk Tzn na oficjalnej była wzmianka – zaraz po ogłoszeniu decyzji. Szybciej niż u nas. Jest do teraz 🙂

  13. Avatar photo

    Dziadek

    20 września 2018 at 20:36

    Cóż się stało? Grajki zwolniły następnego trenera? Zwolnili Brzęczka, Mandrysza, teraz Paszulewicza. Dobrze im w 1 lidze. Szczególnie w Gieksie, która płaci na czas. Gdzie znajdą drugi taki kur**dołek… Na pewno nie w ekstraklasie. Będzie im się chciało zapierniczać to będą przy każdym trenerze, nie będą chcieli to nawet Zidane nie pomoże. To zawodowcy, sorry, źle się wyraziłem, to zawodowi 1 ligowcy. Dbają o swój stan posiadania, aby na koncie się zgadzało i kontrakt był. Teraz tracą pkt bo przeanalizowali, że jak będą zbyt dobrze grać to potem trzeba będzie kombinować. A ci co teraz grają dobrze wiosną będą pkt tracić, Gieksa nadrobi, skończy na bezpiecznym 5-6 i odtrąbią sukces oraz świetne posunięcie zarządu w kwestii zmiany trenera. Nie podniecajcie się więc. Są za dobrzy by spaść, ale niekoniecznie chcą awansu.

  14. Avatar photo

    lwyszo

    20 września 2018 at 20:46

    kurde chopy zwolnili paszula teraz niektorzy chca glowy bartnika potem janickiego zmienmy jeszcze raz 20 pilkarzy. Kurwa co Wy w gre jakas gracie na playstation? Dobrze ze zostal Dziółka moze spojrzy swiezo na to moze cos drgnie, huj juz wie czy ktos chce czy nie chce awansu ja w to nie wierze ze kolejna ekipa wali w huja i zwalnia trenera. Prawda jest taka ze w ciagu dwoch miesiecy wiekszosc nas wyobrazala sobie ze paszul z 2o nowych pilkarzy zrobi ekipe na awans. Jeli ktos mam minimalne pojecie o sporcie i graniu w pilke to sobie zda sprawe ze do konca to takie proste nie jest. Co seozn rewolucja co sezon domagamy sie krwi. Zgadzam sie ze Janicki to miekki gosc bo uwazam ze za slabe mecze powinny byc kary finansowe dla kopaczy np a tego nie ma, wogole nie ma reakcji. Ale bez czasu nie zbuduje sie tu niczego o druzynie na ekstraklase nie mowiac.

  15. Avatar photo

    achim

    20 września 2018 at 21:23

    Był czas, że chcieli my Paszulewicza (jeszcze był w Grudziondzu) mioł chycić szatnia. Był i nic.
    Wspomnijcie se poprzedników np.
    Skowronek, Brzenczek, Mandrysz ? trynerzy różnych typów i co ? Nic! To niy kwestia trenera!

  16. Avatar photo

    Bce

    21 września 2018 at 00:10

    No i dostałem po ryju od lubej za mecz????.
    K… dawać jakiegoś trenera z jajem bądź małolata jak Nagelsmann w Hoffenheim. Ku.. wygrany mecz i pizda.

  17. Avatar photo

    Robson

    21 września 2018 at 00:13

    Przestańcie pierdolić ! Paszulawicz miał wypierdalać już w zeszłym sezonie po kompromitacji z smrodami max! Janicki też co mógł zrobił teraz czas na kogoś z jajami i GieKSą w sercu ! Dziułka to nasz człowiek i wierzę że coś się powoli będzie zmieniać byle by nie zatrudniali następnego nieudacznika jak Paszul wybór trenera musi być dobrze przemyślany i taki by gość nie zabierał ze sobą więcej niż 2-3 piłkarzy i grał tymi co na bo jest potencjał tylko trzeba prawdziwego trenera który poukłada.

  18. Avatar photo

    Mecza

    21 września 2018 at 08:31

    Przede wszystkim rozmowy z potencjalnym trenerem trzeba zacząć od zdania „zimą nie będzie żadnych transferów do klubu, masz radzić sobie z tym co jest wchodzisz w to albo nie” Kadra jest za szeroka wg mnie i za dużo niezadowolonych którzy tylko pobierają pensje. Nie zgadzam się, że do klubu przyszli zapaśnicy, być może Paszul z nich chciał zapaśników zrobić a oni tymczasem mają inną charakterystykę. Zresztą naszła mnie pewna myśl odnośnie treningów u „kata” To jest 2 liga Polska (a ekstraklasa jest jedną z najsłabszych lig w Europie) zawodnicy na tym szczeblu nie mogą tak ciężko pracować na treningach bo w meczu nie ma pary i radości z gry, może tu być problem. Zaraz ktoś napisze że to zawodowcy, ok ale taka jest mentalność Polskiego piłkarza nie przystosowanego do ciężkiej pracy. Przypomnijcie sobie słowa Grzesika jak mówił o Blutschu, przyszedł trener z zachodu który myślał że jesteśmy zawodowcami, podkręcił treningi i wyniki były słabe. No kurcze jak Gieksa z lat 80/90 nie miała zawodników profesjonalnych to co mówić o obecnej ekipie.

  19. Avatar photo

    Sali

    21 września 2018 at 12:16

    o jakich on kurwa duzych sukcesach mowi ? chyba ze duzym sukcesem bedzie utrzymanie w lidze ??? ale chyba o to to kurwa nie mielismy walczyc!!!!!

  20. Avatar photo

    Irishman

    21 września 2018 at 12:39

    Możesz mieć racje @Mecza z tymi treningami.

    Natomiast nowy trener, faktycznie nie będzie mógł nikogo już zakontraktować do lata. Ale przecież zawodników ma takich, o jakich niektórzy mogą tylko pomarzyć. Coby nie mówić o Paszulewiczu i Bartniku, to kadrę zbudowali świetną.
    Tylko teraz chodzi o to, aby tego nie zmarnować. Dlatego rozwalają mnie normalnie pomysły eksperymentów typu Góralczyk. Kurcze, jak jakaś stajnie F1 za ciężkie pieniądze kupuje świetny bolid, to nie sadza za kierownicą niedoświadczonego kierowcy, bo go rozwali na pierwszym zakręcie!!!

    My potrzebujemy nareszcie S T A B I L I Z A C J I, normalnie jak gleba deszczu po kilkumiesięcznej suszy! Dlatego ten czas do zimy powinien być wykorzystany na poszukiwania konkretnego fachowca, nawet za bardzo dobrą kasę, który będzie miał komfort co najmniej półtorarocznej pracy.

  21. Avatar photo

    Irishman

    21 września 2018 at 12:42

    Jak tego nie rozumieją prezes Janicki albo dyrektor Bartnik, to serio szkoda na nich naszej miejskiej kasy, która będzie tylko marnowana przez kolejne lata.

  22. Avatar photo

    Mecza

    21 września 2018 at 12:55

    Dzisiejszy tytuł w sporcie „Więcej piłki w… piłce” „W czwartkowe popołudnie Jakub Dziółka poprowadził trening na bocznym boisku przy Bukowej. Uczestnicy środowej gry mieli de facto rozbieganie. Reszta – normalne zajęcia. Bywalcy treningów zauważyli wszakże, że więcej w nich… po prostu futbolu: gierek, ćwiczeń strzeleckich oraz gry na utrzymanie przy piłce. Tego ostatniego elementu – podobno – do tej pory bywało niewiele” Trafione w punkt wg mnie,zamiast treningów w piłkę ich zajeżdżał.

  23. Avatar photo

    mzG

    21 września 2018 at 14:36

    Ja tylko przypominam, że to nie prezes biega po boisku i nie DS nie potrafi przerwać groźnej akcji rywala.

    • Avatar photo

      Mecza

      21 września 2018 at 17:53

      Przy wyrównanym poziomie gdzie ostatnia drużyna może wygrać z pierwszą liczy się właśnie trener i mądrość taktyczna. To nie jest gra na placu że rzuca się bale i się gra jak się umie. Duże boisko wymusza odpowiednie przesuwanie itd, wszytsko związane z taktyką, bez tego ani rusz jak widać.

  24. Avatar photo

    PanGoroli

    21 września 2018 at 19:54

    @mzG, dej se już spokój, bo to głupie argumenty. Jak Ci kobieta rogi przyprawi, to nie jej wina, ino cipka łajdaczka, tak?

  25. Avatar photo

    pablo eskobar

    21 września 2018 at 23:48

    Przesuwanie zawodnikow kieruje sie do srodka bojska w zaleznosci na ktorym boku jest pilka tak sie gra juz w okregowce druzyna ma byc blisko pilki a nie tam gdzie jej niema proste

  26. Avatar photo

    Irishman

    22 września 2018 at 05:22

    @mzG za piłkarzy odpowiada trener, za trenera dyrektor, a za niego prezes. To Bartnik wpakował nas w Paszulewicza, a przy okazji w koszty jakie trzeba było ponieść spłacając Mandrysza. Jak teraz znowu źle wybierze trenera to nie tylko stracimy przez niego bieżący i następny sezon ale znowu masę pieniędzy wydaną na tych drogich piłkarzy, których naściągał.
    Oby tak się nie stało, oby dyrektor jednak wybrał dobrego trenera, który stworzy z tych naprawdę dobrych piłkarzy silną drużynę. Gdyby jednak nie to wtedy będzie to już także wina prezesa, który pozwolił na taką rozrzutność! I mam nadzieje, że wtedy do akcji wkroczy Miasto.

  27. Avatar photo

    PanGoroli

    22 września 2018 at 14:38

    A jak dla mnie, to ten Dziółka serio daje mi nadzieję. Wygląda mi on na kogoś takiego, kogo właśnie nasza GieKSa teraz potrzebuje. Kto wie, a może się okaże, że będzie ktoś na dłużej? No, wszyscy by na tym skorzystali. Kurcze, paka jest, ja wierzę w tych chłopaków. Trochę szlifu, wiary w siebie, a od tego jest trener!, i może jeszcze być fajnie. Nawet ten sezon nie jest dla mnie jeszcze stracony. Uważam, że ta ekipa potrafi to nadrobić jeszcze. 3, 4 wygrane. i mamy środek. Kolejne kilka, i jesteśmy w czubie.
    Musimy pamiętać, jaki bajzel pozostawili po sobie Cygan i Motała. To widać, że teraz jest wszystko stawiane na nogi. Już dawno GieKSa tak dobrze nie wyglądała, pod każdym względem. Ok, Bartnik się mocno pomylił z Paszulewiczem. Ale z innych zadań wywiązuje się świetnie. Jeśłi komuś tu trzeba dać kredyt zaufania, to wg mnie przede wszystkim piłkarzom, następnie dyrektorowi i prezesowi, mimo wszystko. Podjęli i wykonali w tym roku wiele świetnych decyzji, i wierzę, ze efekty w końcu przyjdą. Może i jestem niepoprawnym optymistą, ale takie moję święte, kibicowskie prawo! 🙂 Pyrsk!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga