Dołącz do nas

Piłka nożna

Nie ma za kim płakać

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jesteśmy po jednej z najgorszych jesieni w ostatnich latach w piłkarskiej drużynie GKS Katowice. Nerwy, frustracja, wkurzenie — wszystkie te uczucia towarzyszyły nam podczas ostatnich miesięcy. W przypadku niezgody z teraźniejszością odzywa się tęsknota za przeszłością. Nie inaczej było i tym razem — obecni zawodnicy tak bardzo zaleźli niektórym kibicom za skórę, że pojawiły się głosy tęskniące za poprzednim składem. Postanowiłem więc przyjrzeć się temu, jak powodzi się byłym zawodnikom GieKSy, którzy odeszli od nas w czasie ostatniego okienka transferowego.

W naszej kadrze doszło do rewolucji i z klubu odeszło aż 19 piłkarzy. Sześciu z nich trafiło do najwyższej klasy rozgrywkowej, siedmiu pozostało na poziomie ekstraklasowego zaplecza, trzech zeszło ligę niżej, jeden zaliczył zjazd o dwie klasy w dół, a dwóch piłkarzy wylądowało trzy poziomy niżej. Już same te suche fakty mogą świadczyć, że nie była ta drużyna na awans do Ekstraklasy, skoro jedynie niecała 1/3 z nich zaliczyła sportowy awans, a taka sama liczba nie potrafiła utrzymać się nawet na zapleczu piłkarskiej elity. Gdy przyjrzymy się poszczególnym osiągnięciom, to obraz będzie… jeszcze gorszy.

6 w elicie, ale czy na pewno na szczycie?

Sześciu piłkarzy GieKSy znalazło się w elicie, ale jedynie trzech trafiło do polskiej Ekstraklasy, a jeden…  nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Tym zawodnikiem jest Oktawian Skrzecz, który zahaczył się w Koronie Kielce. Nie dostał on jednak żadnej szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności. Epizodyczną rolę odegrał Tomasz Mokwa, który w gliwickim Piaście zebrał łącznie 264 minuty, ale większość (210) przypadła na dwa mecze w Pucharze Polski, a w samej Ekstraklasie zagrał tylko raz, gdy z ławki zaliczył 54 minuty w meczu z Jagiellonią. Jak już jesteśmy przy zespole z Białegostoku, to płynnie możemy przejść do Lukasa Klemenza, któremu wiodło się najlepiej z całej trójki. Środkowy obrońca zagrał w 10 spotkaniach, z czego trzy przypadały na Puchar Polski (255 minut), a siedem na Ekstraklasę (542 minuty, 1 bramka). Wspomnieliśmy, że Klemenzowi wiodło się najlepiej z całej trójki i jest to oczywiście prawa (zaliczył łącznie 797 minut i zdobył 1 bramkę), ale… nie znaczy to, że było dobrze. Po zakończeniu rundy wiosennej Jagiellonia zdecydowała się wystawić Klemenza na listę transferową (mimo długiego kontraktu) i ostatecznie trafił on do borykającej się z ogromnymi problemami finansowymi Wisły.

Trzech naszych zawodników znalazło zatrudnienie w elicie poza Polską. Patryk Procek, który nie doczekał się debiutu w Katowicach, trafił do cypryjskiego AÉL Limassol, który zajmuje obecnie trzecie miejsce w tabeli. Procek dość szybko wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie i zagrał w siedmiu spotkaniach, po których przyszła pięciomeczowa przerwa, ale od stycznia znowu gra. Na dzisiaj ma rozegranych 11 spotkań (990 minut) i aż 5 czystych kont (a ogólnie tylko 8 razy wyciągał piłkę z siatki). Dwóch zawodników trafiło do słoweńskiej ekstraklasy. Bośniak Armin Cerimagić długo nie umiał znaleźć klubu, ale ostatecznie trafił do NŠ Mura, która plasuje się na szóstym miejscu w dziesięciozespołowej elicie. Wystąpił w trzech ostatnich spotkaniach, ale jego rola była epizodyczna, ponieważ zebrał łącznie 57 minut. Więcej udało się pograć Słoweńcowi Daliborowi Volasowi, który znalazł zatrudnienie w NK Krško (ostatnie miejsce w tabeli). Nasz były napastnik wystąpił w 14 spotkaniach (12 liga i 2 puchar), zaliczył 1146 minuty (997 i 147) i zdobył 5 bramek (4 i 1).

Siedmiu wspaniałych?

Siedmiu piłkarzy pozostało na poziomie zaplecza Ekstraklasy i im mogliśmy się przyglądać z bliska. Na GieKSa.pl Błażej prowadził cykl „Ligowcy”, więc większość z Was powinna być na bieżąco z ich osiągnięciami. Zacznijmy od trójki, której obecne kluby nakazały szukać sobie nowego pracodawcy, bo nie widzą dla nich miejsca u siebie. Najmniej z nich pograł Grzegorz Goncerz. Wystąpił on co prawda w 16 spotkaniach Podbeskidzia Bielsko-Biała (14 liga i 2 Puchar Polski), ale zebrał jedynie 652 minuty (442 i 210) i co chyba najważniejsze dla napastnika zdobył jedynie 1 bramkę (w pucharze). Kolejnym graczem, który nie przekonał do siebie trenera, jest Tomasz Foszmańczyk. Wystąpił on w 18 spotkaniach Chojniczanki Chojnice (17 i 1), ale liczba minut nie była powalająca – 1108 (1088 i 20). Tak samo, jak w przypadku Goncerza, zabrakło liczb (0 bramek). Równie nieskuteczny był Łukasz Zejdler w Chrobrym Głogów, który zebrał najwięcej minut z całej trójki. Zejdler zagrał w 18 spotkaniach (16 i 2), które pozwoliły mu uzbierać 1233 minuty (1079 i 154).

W porównaniu do wyżej wymienionej trójki blado (a pamiętajmy, że oni szukają nowych pracodawców) wyglądają osiągnięcia dwóch naszych byłych zawodników, ale na razie pozostają oni w kadrze swoich drużyn. Kamil Słaby w Termalice Bruk-Bet Nieciecza wystąpił w 6 spotkaniach (4 i 2), dało mu to 470 minut (290 i 180) i jedną bramkę (w pucharze). Trochę więcej grał Bartłomiej Kalinkowski w ŁKS Łódź. W liczbie spotkań nie wygląda to źle 15 (14 i 1), ale w minutach już mocno średnio — ledwie 936 (816 i 120). Nasz były pomocnik dużo grał na początku sezonu, ale potem było już gorzej.

Przeciwnie było z Serbem Andreja Prokiciem w Stali Mielec. Ten rozkręcał się bardzo długo, aż wreszcie w końcówce rundy odblokował się strzelecko (oczywiście musiało to przypaść na mecz z naszą drużyną). Prokić wystąpił w 20 ligowych meczach, zebrał 1596 minut i zdobył 4 bramki. Dobrą rundę ma za sobą także Mateusz Abramowicz w Chrobrym Głogów. Bardzo szybko wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie i nie oddał go do samego końca. Wystąpił w 21 spotkaniach (2o i 1), co dało mu 1890 minut (1800 i 900). Nasz były bramkarz 9 razy zachował czyste konto, a w pozostałych spotkaniach 21 razy wyciągał piłkę z siatki.

Stopień niżej, ale czy lepiej?

Ligę niżej zeszło trzech naszych zawodników, a dwóch z nich wylądowało w Chorzowie. 38-letni Wojciech Kędziora w 18 spotkaniach (17 i 1) zdobył 4 bramki (3 i 1), a dwie z nich były z jedenastu metrów. Dorobek należy docenić, tym bardziej że Kędziora zebrał jedynie 940 minut (850 i 90). Dużo słabiej wiedzie się Pawłowi Mandryszowi. Sportowa Nadzieja Katowic z 2018 roku nie zachwyciła w Ruchu. 10 występów w lidze, które dały 504 minuty. Bramek w Chorzowie ze strony Mandrysza się nie doczekali. Najlepiej wypada Tomasz Midzierski, który w Górniku Łęczna stał się podstawowym zawodnikiem. Nasz były kapitan wystąpił w 13 spotkaniach (12 i 1), w których zebrał komplet minut – 1170 (1080 i 90) oraz zdobył jedną bramkę.

Niższe ligi

O ile tytuł tego tekstu („Nie ma za kim płakać”) odnosi się głównie do kwestii sportowych, to w większości moglibyśmy go przełożyć także na całość byłych zawodników. Inna sytuacja ma się w kategorii niższe ligi, bo tutaj już jest za kim uronić sentymentalną łzę. W trzeciej lidze wylądował Patryk Wnuk, czyli młody obrońca, z którym wiązaliśmy swego czasu nadzieje. Spisywał się tam na tyle dobrze, że Ruch Radzionków postanowił go niedawno wykupić z naszego klubu. Obie strony szybko doszły do porozumienia, a sam zawodnik może w każdej chwili… wrócić do GieKSy. Jak informowaliśmy Was w podcaście (kliknij tutaj, aby posłuchać) klub zapewnił sobie prawo odkupu. W IV lidze mamy dwóch naszych kibiców — Maciej Wierzbicki broni bramki Polonii Bytom, a Dawid Plizga stara się porwać do przodu LKS Goczałkowice. Pozostaje jedynie żałować, że sezon 2017/18 nie ułożył się inaczej dla GieKSy.

Podsumowanie

Powyższe osiągnięcia naszych byłych zawodników jednoznacznie pokazują, że tęsknota za nimi, spowodowana jest jedynie ogromnym rozczarowaniem z postawy obecnych piłkarzy. Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że ci obecni dość szybko dojdą do siebie i raz na zawsze pozwolą kibicom zapomnieć o przeszłości. Zawsze to lepiej, gdy nie płacze się za kimś z powodu panującego uśmiechu i zadowolenia, a nie po statystycznym i chłodnym tekście na GieKSa.pl.

Na sam koniec prezentujemy statystyki indywidualne 16 z 19 graczy, którzy od nas odeszli. Pominęliśmy 3 zawodników, którzy nie załapali się na poziom centralny. Kolejno: nazwisko, poziom rozgrywkowy, liczba.

Liczba występów:
Abramowicz (2) – 21
Prokić (2) – 20
Foszmańczyk (2) – 18
Zejdler (2) – 18
Kędziora (3) – 18
Goncerz (2) – 16
Kalinkowski (2) – 15
Volas (1) – 14
Midzierski (3) – 13
Procek (1) – 11
Klemenz (1) – 10
Mandrysz (3) – 10
Słaby (2) – 6
Mokwa (1) – 3
Cerimagić (1) – 3
Skrzecz (1) – 0

Liczba minut:
Abramowicz (2) – 1890
Prokić (2) – 1596
Zejdler (2) – 1233
Midzierski (3) – 1170
Volas (1) – 1146
Foszmańczyk (2) – 1108
Procek (1) – 990
Kędziora (3) – 940
Kalinkowski (2) – 936
Klemenz (1) – 797
Goncerz (2) – 652
Mandrysz (3) – 504
Słaby (2) – 470
Mokwa (1) – 264
Cerimagić (1) – 57
Skrzecz (1) – 0

Średnia minut na mecz (o ile zawodnik wystąpił w spotkaniu):
Procek (1) – 90
Abramowicz (2) – 90
Midzierski (3) – 90
Mokwa (1) – 88
Volas (1) – 82
Klemenz (1) – 80
Prokić (2) – 80
Słaby (2) – 78
Zejdler (2) – 69
Foszmańczyk (2) – 62
Kalinkowski (2) – 62
Kędziora (3) – 52
Mandrysz (3) – 50
Goncerz (2) – 41
Cerimagić (1) – 19

Liczba bramek:
Volas (1) – 5
Prokić (2) – 4
Kędziora (3) – 4
Klemenz (1) – 1
Goncerz (2) – 1
Midzierski (3) – 1

Jedna bramka średnio co … minut (wymagane minimum 2):
Volas (1) – 229
Kędziora (3) – 235
Prokić (2) – 399

Liczba czystych kont:
Abramowicz (2) – 9
Procek (1) – 5

Liczba straconych bramek:
Procek (1) – 8
Abramowicz (2) – 21

Liczba straconych bramek na mecz:
Procek (1) – 0,73
Abramowicz (2) – 1

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Sivvy

    31 stycznia 2019 at 17:24

    Mega szrot

  2. Avatar photo

    PanGoroli

    31 stycznia 2019 at 19:38

    midziera zdobył 2 bramki. Ta druga, to, a jakżeby inaczej – samobój, jego specjalność. Dobrze, ze tej zakały w tym klubie już nie ma.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna kobiet

Świętowanie mistrzostwa jednak w Katowicach?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa nie potrafiła przez 90 minut pokonać bramkarki rywalek, a po naszej stronie pojawiło się zbyt wiele błędów indywidualnych. Tym samym celebracja mistrzostwa musi jeszcze poczekać, a szansa na takową fetę będzie już za tydzień przy Bukowej.

Klaudia Słowińska w Łęcznej doczekała się powrotu na pozycję skrzydłowej. Świetną akcję ujrzeliśmy już w pierwszej minucie – Katarzyna Nowak odważnie wyprowadziła na skrzydło, a centrę Julii Włodarczyk przecięła Natalia Piątek. W 7. minucie Jagoda Cyraniak powstrzymała nacierającą Klaudię Lefeld po dużym błędzie Klaudii Słowińskiej. Odpowiedziała Kozak sytuacyjnym strzelam z dystansu, mocno niecelnie. Blisko zdobycia pierwszej bramki z dystansu była Włodarczyk, golkiperka wzniosła się na wyżyny umiejętności. Na kilkanaście następnych minut walka skupiła się w środku pola, obejrzeliśmy po jednym bardzo nieudanym strzale z obu stron. W 26. minucie Katja Skupień dograła do Pauliny Tomasiak, zupełnie niepilnowanej w polu bramkowym. Ta zgrała piłkę do Julii Piętakiewicz, a Kinga Seweryn była bez szans. Blisko było odpowiedzi po trąceniu piłki w powietrzu Cyraniak, Kinga Kozak nie zdołała wepchnąć piłki obok bramkarki. W 33. minucie Piątek znów uratowała swoją drużynę, ściągając piłkę z nogi rozpędzonej Vuskane, której podawała Kinga Kozak. Po rzucie różnym główkowała Słowińska, wysoko nad bramką. Na zakończenie pierwszej części Julia Piętakiewicz huknęła w samo okienko, Kinga Seweryn udowodniła swoją klasę, broniąc strzał.

W 47. minucie strzał oddała Gabriela Grzybowska, trafiając w wybiegającą Vuskane. Łęczna wyprowadziła kontratak, a centrę Piętakiewicz wybiła Marlena Hajduk na rzut rożny. W 54. minucie Seweryn na przedpolu uratowała swój zespół, nie dając szans Skupień na sfinalizowanie akcji. GieKSa w zasadzie nie miała pomysłu na konstrukcję ataków, nawet kontry kończyły się niecelnymi podaniami. W 58. minucie Kaczor odnalazła długim podaniem Włodarczyk, a Klaudia Słowińska po zgraniu uderzyła w golkiperkę. Pięć minut później Anita Turkiewicz zdołała powstrzymać pędzącą Skupień, nadrabiając dystans. W 69. minucie Katja Skupień padła w szesnastce Kingi Seweryn, arbiter od razu pokazała kartkę za próbę wymuszenia. Minutę później Kinga Kozak miała dobrą okazję po wrzutce Marleny Hajduk, trafiła wprost w bramkarkę. W 79. minucie Jagoda Cyraniak bez zdecydowania podała do Kingi Seweryn, a nasze rywalki skrzętnie tę okazje wykorzystały – pusta bramka i 0:2.

Mistrzostwo Polski musi poczekać. Może się ziścić już jutro, jeśli Czarni przegrają w Szczecinie. W innym wypadku poczekać będziemy musieli do soboty 3 maja. Wtedy o 10:45 na Bukowej zagramy z Pogonią Tczew. Wstęp darmowy – zapraszamy do świętowania mistrzowskiego tytułu z uKOCHanymi. 

Łęczna, 26.04.2025
Górnik Łęczna – GKS Katowice 2:0 (1:0)
Bramki: Piętakiewicz (26), Tomasiak (79).
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Hajduk, Cyraniak (80. Bednarz) – Włodarczyk, Grzybowska, Kaczor (61. Nieciąg), Turkiewicz – Kozak, Vuskane (61. Langosz), Słowińska.
AP Orlen Gdańsk: Piątek – Skupień (84. Ostrowska), Kazanowska, Piętakiewicz (65. Sikora), Lefeld, Ratajczyk, Zawadzka, Głąb, Kłoda, Kirsch-Downs, Tomasiak.
Żółte kartki: Skupień, Głąb – Nowak, Grzybowska, Słowińska, Włodarczyk.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna kobiet

Mistrzowska galeria!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do obejrzenia galerii z pogromu 7:2 Pogoni Tczew oraz świętowania drugiego tytułu mistrzowskiego przez GKS Katowice. 

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Wstydu nie było, ale są rzeczy do poprawki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wyjątkowo późno piszę ten felieton, więc zdążyłem już przeczytać kilka głupot na temat wczorajszego spotkania. To, że kibice mają pretensje do drużyny, poszczególnych piłkarzy, za pierwszą połowę jest oczywiście jak najbardziej zrozumiałe. Ocenienie natomiast wczorajszego meczu całościowo, jako beznadziejnego, to już typowe GieKSiarskie malkontenctwo świadczące, że niektóre osoby jeszcze mentalnie nie wyszły z tego 20-letniego marazmu, jaki mamy za sobą. Halo, pobudka! Jesteśmy w kompletnie innej rzeczywistości.

Moimi dwoma ulubionymi tekstami, które przeczytałem na forum, to to, że – właśnie odnosząc się do malkontentów – ktoś wolałby tę garstkę 1500 fanatyków na stadionie, ale pamiętających trudne czasy. Rany boskie… Naprawdę świetnie by się prezentował nasz nowy stadion z taką liczbą. A przypomnę, że ten argument był podnoszony przez lata przez wiele osób, w momencie, kiedy GieKSa krótko miała nieco lepszy okres i na stadionie pojawiło się więcej ludzi lub przy okazji prestiżowych meczów. No nie. Argument rozumiem, argument wymierzony przeciw „sezonowcom” czy „niedzielnym kibicom”. No ale tu już nie są czasy, kiedy dziadzienie jest jakąś wielką wartością i cnotą. Świat poszedł do przodu i polska piłka również. Teraz właśnie w cenie są te pikniki, które napędzają klubową kasę i fejm w całej Polsce. To dzięki nim stadion prezentuje się wspaniale, a młyn nie jest jedynym kibicowskim aspektem na Nowej Bukowej.

Drugi aspekt już odnoszący się bezpośrednio do meczu z Legią to opinia kibica, który stwierdził, że Legia wcale nie jest od nas lepsza i należało ją z tego powodu pokonać. Na rany Chrystusa, populizmy nadal wśród kibiców GKS mają się świetnie.

To właśnie czysto sportowy poziom Legii pozwolił wczoraj warszawianom wygrać to spotkanie. Mimo że nie grali wybitnego meczu, to sposób, w jaki rozgrywali akcje, dynamika, ustawianie, było na bardzo wysokim poziomie. Błędy błędami – zaraz do nich przejdziemy – ale to właśnie Legia pokazała, że takich błędów nie wybacza. Napór, jaki zrobili zwłaszcza przy pierwszej bramce (przy drugiej też) zaraz po odzyskaniu piłki, doprowadził ich do szybkiego prowadzenia 2:0. Potem mogli grać spokojnie.

Jednak nawet po bramce GieKSy, Legioniści, choć mieli ciężko, raz po raz wyprowadzali bardzo groźne kontry. To był cud, że gra „cios za cios” nie zakończyła się trzecią bramką dla Legii, bo goście mieli mnóstwo miejsca i kilka dogodnych okazji, na czele z tą Szkurina, gdy Kudła wyjął piłkę niesamowicie spod nóg Białorusina.

Zdania o tym, że Legia będzie się oszczędzać przed finałem Pucharu Polski można między bajki włożyć. Raczej to wyglądało na mecz, który ma mocno podbudować piłkarzy Goncalo Feio. Po wygranych z Chelsea i Lechią Gdańsk chcieli podtrzymać dobrą serię. I to im się udało.

GieKSa rozegrała dość niemrawą pierwszą połowę, choć na jej obraz na pewno wpływają dwa stracone gole. Przy 0:0 do przerwy komentarze byłyby zapewne inne. A tak, po 18 minutach bardzo ciężko było nam myśleć o zdobyczy punktowej.

A jednak, nie było to niemożliwe. Kapitalna akcja Galana, siatka założona Kunowi, a potem precyzyjne dogranie do Szymczaka, który pokonał Tobiasza, wlały w serca kibiców i piłkarzy mnóstwo nadziei. Akcje zazębiały się bardziej niż w pierwszej połowie, bo przed przerwą w ofensywie mieliśmy masę niedokładności. Świetną okazję na 2:2 miał Repka, ale uderzając sytuacyjnie, trafił w poprzeczkę.

W końcu ta Legia jedną ze swoich kontr wykorzystała, naprawdę byliśmy już odkryci, więc niepilnowany Gual w polu karnych tylko dołożył nogę.

Dlatego te pół godziny po bramce naszego napastnika pokazywały to, co znamy – GieKSę walczącą, pressującą i mającą ciąg na bramce. Być może szkoda, że tak późno, ale nie da się grać na takiej intensywności przez cały mecz. Zresztą w pierwszej połowie we Wrocławiu GieKSa dzieliła i rządziła, a w drugiej była cofnięta. Są różne mecze i różne fazy. Mnie cieszy, że katowiczanie potrafili przez jakiś czas swój tryb włączyć i lekko zdominować Legię.

Niestety można swoją grę prowadzić i cały mecz, ale nic z tego nie będzie, jeśli będzie popełniać się tak kardynalne błędy w obronie i to jeden po drugim. Na wiosnę odzwyczailiśmy się od nich tak dużej liczbie, jak jesienią, ale niestety nadal się zdarzają. I niestety Lukas Klemenz po raz kolejny pokazał, że jest chodzącą bombą zegarową. Zawodnik czasem gra ofiarnie i wtedy spoko, ale jego braki szybkościowe i – co gorsza – techniczne, są aż nadto widoczne. Już w którymś meczu piłka odbiła mu się w sposób niekontrolowany od kolana i rywale strzelili bramkę, teraz w banalnej sytuacji przyjął fatalnie i przeciwnik przejął piłkę. To był moment, w którym gdy piłka leciała w stronę Lukasa, autentycznie cieszyłem się, że akcja rywali jest zażegnana. A potem był klops. Po chwili nonszalancko do Repki zagrywał Nowak, swoje również dołożył Klemenz i było 0:2.

Pierwsza z tych sytuacji to nie był błąd wynikający z rozgrywania piłki od tyłu tylko złe przyjęcie przy przechwycie. Co do drugiej sytuacji, to przypominają się słowa trenera Góraka po błędzie Kudły w Częstochowie, czyli że takie sytuacje co jakiś czas, przy tym sposobie gry są wpisane. No ale właśnie – można czasem pomyśleć, że błąd może być pod wpływem nacisku rywala i po prostu pogubienia się. Tutaj Bartek do Oskara zagrywał po prostu jakoś za słabo, nonszalancko. Naprawdę, jakkolwiek tendencja w światowej piłce jest taka, żeby tak piłkę rozgrywać, to niektórzy aż za bardzo w to idą i gdy czasem trzeba byłoby wybrać bardziej toporne rozwiązanie, i tak pykają tę piłeczkę do zawodnika, który ma przy sobie dwóch oponentów.

Można sobie zadać pytanie, czy gdyby zamiast Klemenza grał Kuusk, byłoby gorzej. To wie trener. My możemy jedynie się zastanawiać. Jednak linia obrony jak żadna inna musi mieć pewność i nie może serce stawać do gardła za każdym razem, gdy jakiś piłkarz ma piłkę.

Summa summarum Legia wygrała zasłużenie, bo była w tym meczu lepsza i po prostu jest lepszym zespołem. Dla GKS to było kolejne bolesne zderzenie z ekstraklasą, choć aż dziw, że te zderzenia są tak rzadko. To, co pozytywne to fakt, że nadal mecze w całym sezonie, w których GKS był zdecydowanie słabszy, można policzyć na palcach jednej ręki. Czy wczorajszy mecz taki był? Przy odrobinie szczęścia była szansa na remis, więc nie zaliczałbym. Czasem po prostu się przegrywa. Nic do powiedzenia nie mieliśmy jesienią w Poznaniu. Wczoraj – było sporo walki i nadziei.

W końcu gościliśmy po tylu latach Legię, na naszym nowym stadionie i cała piłkarska Polska miała zwrócone oczy na Katowice. Wstydu nie było, a na trybunach było doskonale. Utrzymanie mamy pewne, możemy cieszyć się tą ligą i tym sezonem. Nadal jest to sezon kapitalny i ta porażka w żadnym stopniu tego nie zmienia.

Legia jest też pierwszą drużyną, która dwukrotnie pokonała GKS. To też mówi samo za siebie. Zarówno pod kątem tego, że każda drużyna dotychczas w dwumeczu miała ciężary, a warszawianie swoją klasą pokazali, że być może ich pozycja w tabeli jest za niska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga