Dołącz do nas

Piłka nożna

Analiza formacji cz. 3 – pomocnicy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jeśli chodzi o pomocników w rundzie jesiennej, to trzeba by podzielić ten opis na dwa zupełnie odrębne elementy. Pomocników środkowych i skrajnych, gdyż ci pierwsi byli w praktyce non stop w stałym składzie, z pojedynczymi zmianami, drudzy natomiast byli rotowani przez cały czas i nikt nie potrafił wywalczyć sobie żelaznego miejsca na dłużej. Trener wystawiał i na prawej i na lewej stronie wymiennie kilku zawodników, ale żaden z nich nie spisywał się na tyle dobrze, aby kilka meczów z rzędu pograć w wyjściowym składzie. Oto jak wyglądały zestawienia linii pomocy w poszczególnych meczach – po kolei: prawy pomocnik, dwójka defensywnych, ofensywny, lewy pomocnik. W nawiasach piłkarze, którzy w trakcie meczu wchodzili na daną pozycję, choć w niektórych przypadkach ta pozycja może być orientacyjna, bo już w trakcie pobytu na boisku mogli ją zmieniać. Uściślijmy też, że piłkarz, który jest w nawiasie niekoniecznie zmienił tego zawodnika, który jest przed nawiasem – tutaj nie odnotowujemy zmian przeprowadzonych przez sędziego w trakcie meczu, a jedynie rotację na poszczególnych pozycjach, a często bywało tak, że ktoś z ataku przeszedł do pomocy, zmiany następowały też na linii obrona – pomoc.

ŁKS: A.Kowalczyk (Farkas), Duda, Fonfara, Pitry, Wołkowicz
Warta: Chwalibogowski (Farkas), Duda, Fonfara, Pitry, Wołkowicz (A.Kowalczyk)
Cracovia: Czerwiński (Gancarczyk), Duda, Fonfara, Pitry, Wołkowicz
Łęczna: Czerwiński (Gancarczyk), Duda (Cholerzyński), Fonfara, Pitry, Wołkowicz
Zawisza: A.Kowalczyk (Gancarczyk), Duda, Fonfara, Radionow (Cholerzyński), Wołkowicz
Nieciecza: A.Kowalczyk, Duda, Fonfara (Radionow), Pitry, Wołkowicz (Gancarczyk)
Flota: A.Kowalczyk (Czerwiński), Duda, Cholerzyński, Pitry, Gancarczyk (Wołkowicz)
Polonia: Czerwiński (Goncerz), Duda, Fonfara, Pitry, Wołkowicz (Gancarczyk)
Kolejarz: Goncerz (Gancarczyk), Duda, Fonfara (Radionow), Pitry, Wołkowicz
Sandecja: Wołkowicz (A.Kowalczyk), Duda, Fonfara (Goncerz), Pitry, Rakels (Gancarczyk)
Tychy: A.Kowalczyk, Duda, Fonfara, Pitry, Gancarczyk (Goncerz)
Miedź: Gancarczyk (Czerwiński), Duda (Cholerzyński), Fonfara, Pitry, Wołkowicz
Okocimski: Gancarczyk (Radionow), Cholerzyński, Fonfara, Pitry, Wołkowicz (Sobotka)
Arka: Gancarczyk (A.Kowalczyk), Duda (Cholerzyński), Fonfara, Pitry, Wołkowicz
Olimpia: Czerwiński (Goncerz), Cholerzyński, Duda, Fonfara, Gancarczyk (Chwalibogowski)
Stomil: Goncerz (Gancarczyk), Duda, Fonfara, Pitry, Chwalibogowski (Goncerz)
Dolcan: Gancarczyk, Cholerzyński, Fonfara, Pitry, Wołkowicz (Duda)

Środkowi pomocnicy
Tutaj w praktyce ograniczyliśmy się do kwartetu Grzegorz Fonfara, Sławomir Duda, Przemysław Pitry i Kamil Cholerzyński, z czego pierwsza trójka to była absolutnie podstawowe zestawienie. Dość powiedzieć, że w aż 12 z 17 meczów właśnie ci zawodnicy wybiegali razem w pierwszej jedenastce. Duda i Fonfara mieli w tym zestawieniu zadania defensywne, jako defensywni pomocnicy, Pitry natomiast ustawiony był za napastnikiem. Zwróciła uwagę bardzo dobra dyspozycja od początku rundy Dudy, który po kilku latach na poziomie trzeciej ligi trafił w końcu na zaplecze ekstraklasy i nie było bardzo widać braku doświadczenia. Zawodnik strzelił dwie bramki (w tym w debiucie), ale trzeba przyznać, że bardziej skupiał się na zadaniach defensywnych, w przeciwieństwie do Fonfary, który oprócz destrukcji próbował często rozgrywać piłkę. Duda dobrze radził sobie z atakami przeciwników, częstokroć je przerywając w zarodku, wykazywał się twardą grą i czasem zapoczątkowywał po odbiorze akcje GKS. Choćby w meczu z Olimpią Grudziądz pokazał też, że potrafi huknąć z dystansu, niestety wówczas piłka zatrzymała się na poprzeczce. W końcówce rundy zawodnik chyba nieco opadł z sił, ale trzymał przyzwoity poziom. Kilka razy jednak trener sadzał go na ławce lub zdejmował z boiska, wówczas jego miejsce zajmował Cholerzyński.

Właśnie Kufel jest traktowany przez trenera bardziej jako pomocnik niż obrońca. Przez długi okres praktycznie w ogóle nie grał w tej rundzie, ale wyszedł w wyjściowym składzie w meczu z Flotą i spisał się bardzo dobrze. Jeszcze lepiej było w spotkaniu w Legnicy, kiedy w drugiej połowie z obrony przeszedł do pomocy i grał pierwsze skrzypce. W nagrodę od początku meczu w pomocy dostał szansę z Okocimskim, ale tu już – mimo asysty – wypadł nieco bladziej. Ogólnie Kamil pokazał swój potencjał jako pomocnik, ale… który to już raz? Problemem ciągle pozostaje ustabilizowanie formy, widać, że są możliwości i chcielibyśmy aby piłkarz błyszczał choćby tak jak w meczu z Miedzią.

Drugim podstawowym defensywnym pomocnikiem był Grzegorz Fonfara. Bardzo dobry początek rundy, ale potem było gorzej. Zawodnik w każdym meczu popisuje się 2-3 znakomitymi zagraniami, ale jak na swoje umiejętności notował zdecydowanie za dużo strat. Chimeryczność w obrębie jednego meczu bywała irytująca. Zawodnik miał dać ekstraklasową jakość naszej drugiej linii, ale wychodziło mu to tylko czasami. Oczywiście swoje gole strzelił, jak choćby w Poznaniu czy Legnicy.

Dużym zawodem w tej rundzie okazał się Pitry. Spodziewaliśmy się, że po udanej jesieni, w której wiązał pierwszoligowe krawaty, będziemy widzieli zawodnika dalej prezentującego wysoką formę. Niestety w wielu meczach piłkarz był jakby nieobecny, mimo że często przy piłce, nie było tego błysku, otwierających podań, strzałów. On też notował sporo strat w środku boiska. I o ile w rundzie jesiennej zastąpić Pitrego było nierealne (porażka z Okocimskim), o tyle na wiosnę, gdy nagle wypadł ze składu na mecz z Zawiszą, jego absencja nie wpłynęła źle na zespół, bo ten wygrał z obecnym już beniaminkiem ekstraklasy 1:0. Pitry swoje bramki jednak strzelił, a ta w Stróżach dała naszemu zespołowi remis, gole z Łęczną i Dolcanem – zwycięstwa. Niestety w Bytomiu nie wykorzystał rzutu karnego, który mógł przypieczętować wygraną GKS. Z Zawiszą zastąpił Pitrego Radionow, który wtedy jako pomocnik, ale wymieniający się nieco z Rakelsem, spisał się bardzo dobrze. Niestety to był jeden mecz, a cała runda w jego wykonaniu była nieudana, ale zajmiemy się nim w artykule traktującym o napastnikach.

Ogólnie środkowa linia ustabilizowała się, ale w obliczu potencjalnego odejścia Fonfary będzie trzeba ją uzupełnić – prawdopodobnie Kamilem Cholerzyńskim. Wspomnijmy jeszcze o dość dziwnym wariancie, który mieliśmy okazję zaobserwować w Grudziądzu. Wówczas trener przesunął Pitrego do ataku, a w środku pomocy mieliśmy… trzech defensywnych pomocników, z którego rola ofensywnego przypadła Fonfarze. Trzeba przyznać, że to specyficzne ustawienie nie wyróżniło się ani in plus, ani in minus.

Skrajni pomocnicy
Prawa i lewa pomoc to były dwie najbardziej niestabilne pozycje z całej wyjściowej jedenastki. Po rundzie jesiennej i sparingach wydawało się, że Arkadiusz Kowalczyk na stałe wywalczy miejsce po prawej stronie. Okazało się jednak, że już po pierwszym słabym meczu z ŁKS powędrował na ławkę rezerwowych. W Poznaniu zastąpił go Bartłomiej Chwalibogowski, co było bardzo dziwnym pomysłem trenera, ale tak naprawdę tylko na jedną połowę. Potem na tej pozycji grali jeszcze Alan Czerwiński, Grzegorz Goncerz i Janusz Gancarczyk, ale żaden z nich nie potrafił wywalczyć miejsca w pierwszej jedenastce na dłużej niż kilka meczów. Najczęściej bywało tak, że zawodnik rozegrał 1, 2 lub 3 mecze, potem siadał na ławce, zastępował go ktoś inny i ewentualnie wchodził z ławki próbując pokazać swoją przydatność. Można powiedzieć, że żaden z zawodników nie wywalczył sobie miejsca, ale żaden też nie został definitywnie odsunięty i po czasie znów dostawał swoją szansę. Jedynym, który długo na tę szansę musiał czekać był Grzegorz Goncerz. Zawodnik ten od środkowej części rundy zaczął się co jakiś czas pojawiać w zespole i już w Bytomiu od razu wywalczył rzut karny. Potem jednak w meczu w Stróżach grał przeciętnie. Za to końcówka rundy należała do niego – był bardzo aktywny, konstruował groźne akcje i często strzelał. Zdobył bramkę w Grudziądzu, ale zarówno tam, jak i w Olsztynie miał kilka znakomitych sytuacji, w których zaszwankowała skuteczność. Dodajmy też, że Grzegorz kilka razy wystąpił na lewej stronie, co oceniamy jako nietrafiony pomysł – to wybitnie piłkarz prawonożny i grając na lewej flance musi… zmieniać nogę, co znacząco spowalnia akcje, jak chociażby w meczu z Tychami.

Co do wspominanego wcześniej Arkadiusza Kowalczyka, to aż dziwne jest, że piłkarz, który tak dobrze prezentował się zimą, na wiosnę nie potrafił odnaleźć formy. Był murowanym kandydatem na piłkarza pierwszej jedenastki, ale gdzieś od pierwszego meczu coś nie poszło tak jak trzeba. Potem starał się, gdy wchodził w kolejnych meczach na boisko, ale nie potrafił przekonać trenera do siebie. Szkoda, bo z taką walecznością w pierwszej lidze można wiele osiągnąć. Miejmy nadzieję, że w nowym sezonie będzie lepiej. W końcówce Arek zagrał kilka razy w ataku, ale również blado to wypadło.

Alan Czerwiński to zawodnik zdecydowanie mający inklinacje ofensywne i jest pożytecznym zawodnikiem w pomocy. Pokazał to choćby w meczu w Legnicy, kiedy to po jego podaniu (lub presji na rywalu) Deniss Rakels strzelił pierwszego gola. Alanowi brakuje co prawda trochę skuteczności pod bramką rywala, ale na pewno ma potencjał ofensywny.

W końcu piłkarz, którego śmiało możemy nazwać wzmocnieniem. Janusz Gancarczyk co prawda jeszcze nie pokazał bardzo na co go stać, ale momentami jak przyspieszył na skrzydle, było widać w tym sporą jakość. Mocne dośrodkowania były jednak nieprecyzyjne, a i koledzy nie najlepiej się ustawiali na wstrzelone piłki (zwłaszcza w końcówce rundy), natomiast te akcje pokazywały, że może być dobrze. Piłkarz podpisał nowy kontrakt z GKS, przepracuje okres przygotowawczy (co prawda nie ten ważniejszy – zimowy), ale można spodziewać się z jego gry więcej. Potrafił strzelić gola Okocimskiemu czy zaliczyć asystę z Dolcanem. Może być dobrze na jesień, jeśli piłkarz ustabilizuje formę, bo kilka słabszych meczów również się zdarzyło.

Dodajmy jeszcze proforma, że w dwóch pierwszych meczach na zmiany wchodził do pomocy Michal Farkas. To były niezłe zmiany Słowaka i jak mówił trener – szykowany był od pierwszej minuty na mecz z Cracovią. Niestety uraz uniemożliwił mu występ, potem okazji już nie miał i GKS rozstał się z nim. Jak go krytykowaliśmy już nieraz, tak końcówka rundy jesiennej i te dwie zmiany były na plus. Szkoda zawodnika.

Na lewej stronie aż takiej rotacji nie było, ale jednak też miała ona miejsce. Najczęściej oglądaliśmy Krzysztofa Wołkowicza, który już przyzwyczaił nas, że potrafi rozgrywać mecze naprawdę niezłe, jak i… fatalne. Brak stabilizacji formy to na dzień dzisiejszy największy problem zawodnika. Widać też, że im dalej w rundę, tym gorzej. Pomocnik ma spory kredyt zaufania u trenera Góraka, więc ma jeszcze czas, żeby powalczyć o pierwszy skład na stałe, tym bardziej, że szkoleniowiec zapewnia, że właśnie chce, aby tak się stało.

Na lewej stronie pogrywał też Janusz Gancarczyk, a także incydentalnie Grzegorz Goncerz (o czym pisaliśmy), Bartłomiej Chwalibogowski, Bartosz Sobotka czy nawet Deniss Rakels. Chwalibogowski zagrał na tej pozycji w meczu z Olimpią Grudziądz od 67. minuty i wniósł naprawdę dużo w tamtym meczu. Manewr został powtórzony od początku meczu w Olsztynie, ale tam już nie było tak dobrze. Na pewno to chwilowa roszada, bo Bartłomiej, który również podpisał nową umowę, jest w tej chwili ewidentnie lewym obrońcą. Bartosz Sobotka zaliczył epizod w meczu z Okocimskim, ciekawa natomiast była obecność na lewej pomocy Denissa Rakelsa w meczu z Sandecją. Łotysz mówił po meczu, że nie czuje się najlepiej na tej pozycji i woli grać w ataku, ale to spotkanie w jego wykonaniu (grał tam przez pierwszą połowę), było całkiem niezłe.

Podsumowanie
O ile środek pomocy był bardzo stały i tutaj trener nie musiał za bardzo kombinować, o tyle skrzydła rotowały się cały czas. Na dzień dzisiejszy wydaje się, że największe szanse na grę w nowym sezonie na prawej i lewej pomocy mają odpowiednio: Janusz Gancarczyk i Krzysztof Wołkowicz. Na lewej stronie powoli zaczyna nie być alternatywy dla Wołka, natomiast Gancarczyk pokazał, że tkwi w nim duży potencjał i miał udaną końcówkę rundy. Jeśli chodzi o środek pomocy, to w przypadku odejścia Fonfary prawdopodobnie na stałe do składu wskoczy Kamil Cholerzyński. Ogólnie była to niezła runda w wykonaniu środkowej linii, ale bez błysku. Natomiast dała nam nadzieję, podobnie jak pozostałe formacje (obrona i bramkarz) na dobrą przyszłość…


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga