Piłka nożna
Bez boków i środka nic nie da się wygrać
W opisie pomocników tym razem nie będziemy kierować się dokładnymi pozycjami zawodników, a ich wkładem w drużynę w rundzie wiosennej. Nie mylić z wkładem do koszulek. Albo w sumie w większości przypadków można. Podzieliliśmy zawodników na tych, którzy grali przez większość rundy, osobno potraktowaliśmy młodzieżowców, a potem im mniej – tym schodziliśmy coraz niżej w hierarchii, aż skończyliśmy na dwóch dzieciakach, którzy zagrali z Łęczną.
Kluczowi zawodnicy
Tak się składa, że trzech z czterech zawodników z tej kategorii miała swoje miejsce w środku boiska. Mowa o Bartłomieju Poczobucie, Łukaszu Zejdlerze i Andreji Prokiću. Czwartym do brydża jest Adrian Błąd, występujący na boku.
Jednym z bardzo nielicznych zawodników, do których nie możemy mieć zastrzeżeń po rundzie wiosennej jest Bartłomiej Poczobut. Zawodnik z marszu bardzo dobrze wkomponował się w drużynę (choć można zastanawiać się, czy jest to pozytyw). Grał pewnie w destrukcji, agresywnie i w zasadzie był zaporą nie do przejścia. To dzięki jego grze, obrońcy mieli często ułatwione zadanie, bo akcje rywali były niwelowane już w środku pola. Jednak o ile to wystarczało w pierwszej fazie rundy, to w drugiej części uwidoczniło się, że zawodnik ma problemy z sensownym rozegraniem piłki poza tym do najbliższego. W momencie, kiedy Zejdler kaleczył grę, a Prokić myślami był wszędzie, tylko nie na boisku – przydałoby się właśnie coś więcej od Poczobuta. Niestety również z czasem zaczął robić błędy w defensywie, raczej wynikające z braku koncentracji niż umiejętności. Nie kończyły się one raczej groźnymi sytuacjami rywali, jednak nieco zaniżyły jego ocenę w tej rundzie. Nie zmienia to jednak faktu, że był w przekroju wiosny może nawet najlepszym zawodnikiem. Za wcześnie mówić, że to wielki ekstraklasowy zawodnik, co już wiele osób ogłosiło – czekamy na potwierdzenie tego w rundzie wiosennej – mamy nadzieję, że z bardziej poważnymi partnerami.
Łukasz Zejdler miał być takim łącznikiem między defensywą, a ofensywą. Wiele już na naszej stronie napisaliśmy na temat tego zawodnika. Poza meczem z Odra Opole (w zasadzie drugą połową), grał fatalnie. Nawet wtedy, gdy GKS wygrywał i grał dobrze, Zejdler odstawał – był albo niewidoczny, albo kompletnie nieefektywny. Dwa lata temu po rundzie jesiennej wydawało się, że mamy defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, dobrego w destrukcji i kreatywnego dodatkowo w ofensywie. Niestety kolejne trzy rundy pokazały, że zawodnik nie umie grać w piłkę i większość meczów z jego udziałem to gra w osłabieniu. Trzy rundy z rzędu, w których mamy problem z wymienieniem dwóch dobrych meczów, to obraz nędzy i rozpaczy. Tak naprawdę dostał już za dużo szans i również powinien opuścić klub, bo z nim wiele nie osiągniemy.
Andreja Prokić – rok temu napisaliśmy, że powinien pozostać w klubie. Jakiż to był błąd. Niestety druga połowa (a nawet wcześniej) pokazały, jak niepoważny to jest zawodnik, jak bardzo nie ma charakteru i tak naprawdę powinien zostać odstawiony od składu już w momencie, gdy okazało się, że odejdzie do Stali. Zamydlił nam oczy swoimi pierwszymi spotkaniami na wiosnę, gdy mu się jeszcze chciało. Tak – chciało się i razem z Błądem pociągnął tę drużynę do kilku zwycięstw. Jego błyski, rajdy dawały bramki, asysty czy rzuty karne. Niestety już mecz ze Stalą Mielec pokazał, że wiele już z tego nie będzie, choć wówczas jeszcze liczyliśmy, że to przypadek. Niestety na tle swoich przyszłych pracodawców zawodnik pokazał się, jako jeden z najlepszych piłkarzy drużyny właśnie przeciwnej. Zero ambicji, zero jakości, mecz przechodzony. I choć potem w dwóch wyjazdach był znów efektywny, to od meczu z Puszczą zaczął się koszmar. Zawodnik notował tak skandaliczne pojedyncze zagrania, nieprzystające żadnemu piłkarzowi na tym poziomie. Kiksy popełniał z niechlujstwa, nieprzykładania się do obowiązków, z widocznego gołym okiem olewactwa. Z Puszczą po jednym z takich zachowań był rzut rożny i gol dla rywali. W ofensywie przestał dawać cokolwiek, nie miał ani sytuacji, ani podań, nie angażował się w grę. I tylko liczyliśmy dni do końca sezonu, żeby ten sabotaż, którego zdawał się nie widzieć trener, skończył się. I tak się stało.
Adrian Błąd to zawodnik fenomen. Gdybyśmy mieli oceniać jego grę jako taką w całej rundzie to musielibyśmy powiedzieć, że było…fatalnie. Okej już od meczu z Puszczą nie ma co pisać, bo i wyniki, i gra większości była żenująca. Ale Adrian nawet w wygranych meczach grał po prostu słabo i kilkukrotnie mówiliśmy, że czas na zmianę. I w tych momentach właśnie zawodnik zaczynał swoje szaleństwa. Rajd w Opolu, strzał z Zagłębiem, karny w Suwałkach. Bramka w Chojnicach, asysta w Głogowie. I to były sytuacje, dzięki którym zachwycaliśmy się – bo w piłce liczy się efektywność. Nikt więc nawet nic nie mówił o słabej grze. Problem pojawił się, kiedy Błąd przestał dawać liczby, a gra nie drgnęła ani trochę, no chyba że jeszcze bardziej w dół. Druga część rundy była więc do zapomnienia. Można sobie zadawać pytanie, co się takiego stało, że zawodnik „zrezygnował” z tych swoich zrywów.
Młodzieżowcy
Krój, lupa i beztalencia kupa. Nawet w wywiadzie na GieKSa.pl trener dał do zrozumienia, że czasem musiał wybierać „najmniejsze zło”. Cała trójka, dodatkowo na jednej pozycji, pokazała, że przepis o młodzieżowcu jest głupi i wiąże ręce trenerom. Paszulewicz musiał wystawiać słabego Słomkę, słabego Mandrysza lub słabego Skrzecza. Praktycznie poza golem Słomki, ci zawodnicy kompletnie nic nie dali drużyny. Okej, mieliśmy pretensje do trenera, że zdjął Skrzecza w Niepołomicach, a potem go w ogóle nie wystawił w kolejnym meczu. Jednak patrząc na statystyki Skrzecza to jednak mając cały sezon – mniej lub więcej – do dyspozycji, pokazał, że nazywanie go talentem jest jednak na wyrost. Na razie to przeciętny grajek, a w GKS wręcz słaby. I jeśli się nie ogarnie, to jego kariera nie będzie dotyczyć boisk co najmniej pierwszoligowych.
Mandrysz to idealny przykład, jak można cofać się w rozwoju. Gdy przyszedł do GKS był żwawy, ambitny, ale przede wszystkim niebojący się podejmować ryzyka (z efektami było różnie). W tym sezonie na początku był jedynym ciągnącym tę drużynę. Ale im dalej w las, tym gorzej. Słaby, ale przede wszystkim strachliwy. W kilku meczach miał możliwość wejścia w pole karne, oddania strzału, a decydował się na asekuranckie zagrania, które niwelowały szanse na sukces. Niestety, ale z taką grą również i czas Mandrysza się w GKS skończył. Jak na razie druga liga to idealny poziom dla niego.
Wojciech Słomka – podobnie jak Zejdler, najlepiej pokazał się chyba w Opolu. Tam grał zdecydowanie, nie bał się strzałów. Ale to był przebłysk, podobnie jak drugi w Głogowie. Reszta wiosny to przeciętniactwo. Coś tam próbował ze stałych fragmentów, ale koniec końców – bez efektu. Słabizna i potrzebujemy kogoś lepszego.
Mały udział
Tomasz Foszmańczyk i Bartłomiej Kalinkowski – obaj swoją przygodę z GieKSą już zakończyli. O rok za późno. Tym razem nie grali już kluczowych ról. Foszmańczyk dochodził do siebie po urazach i od wejścia z Puszczą Niepołomice nie dał nic zespołowi, grał przeciętnie lub słabo. Chyba jego najlepszy mecz to ostatni z Łęczną.
Kalinkowski zaczął częściej pojawiać się w końcówce rundy i nawet zaskakująco nie wyglądało to najgorzej. Oczywiście rewelacji nie było, bo być nie mogło, ale można było spodziewać się, że będzie gorzej.
Symbolicznie
Armin Cerimagić rozegrał dwie połowy w dwóch meczach. Po dość niezrozumiałych decyzjach trenera zagrał ze Bytovią i Ruchem. Niezrozumiałe było najpierw to, że szkoleniowiec nie wystawił go na Podbeskidzie, ale wytłumaczył to później faktem, że to były derby, więc musiał wystawić walczaków, a Armin nie jest. Więc dał go na mecz z Ruchem. I również zdjął go po pierwszej połowie. Gdzie tu sens i gdzie logika? Na tym przygoda Bośniaka z GieKSą się zakończyła.
Dawid Plizga zagrał tylko połowę meczu ze Stomilem. Dodajmy – połowę bardzo przyzwoitą. To wystarczyło, żeby zrezygnować z jego usług.
Dzieciaki
Odnotujmy, że w ostatnim meczu na boisku pojawili się Kordian Podstawa na kilkanaście minut i Wojciech Szczyrba – na doliczony czas gry. Niezależnie od ich pozycji – rocznik 2000. Mamy nadzieję, że trener będzie więcej stawiał na młodych.
Podsumowanie
Tak naprawdę to tylko należy w nim ująć zawodników z kategorii „kluczowi” oraz młodzieżowców, bo cała reszta to były epizody. Młodzieżowcy łagodnie mówiąc – nie spełnili oczekiwań – żaden z nich nie pokazał poziomu pierwszoligowego z czołówki – co najwyżej z dolnych rejonów. Nie nadrabiali braków piłkarskich walką. Jeśli chodzi o „najważniejszych” zawodników, to jedynie do Poczobuta nie ma co mieć większych pretensji. Błąd w którymś momencie przestał dawać liczby i cokolwiek innego. Prokić na początku wiosny był świetny, potem olał temat. A Zejdler – szkoda się powtarzać, żenada.
Jeśli trener nie wymyśli czegoś sensownego w środku pola, to będziemy w czarnej dziurze. Potrzeba nie jednego, a dwóch zawodników. Jeden do pomocy Poczobutowi, drugi do w końcu kreowania gry (bo tego akurat Prokić nigdy nie potrafił). Potrzebujemy jakości na skrzydłach, zwłaszcza tym, gdzie byli ci słabi młodzieżowcy. I Błąd musi się ogarnąć, bo więcej takich meczów i będziemy się zastanawiali się nad jego przydatnością.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze