Dołącz do nas

Piłka nożna

Brak stabilizacji w pomocy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po bramkarzach i obrońcach przychodzi czas na analizę najbardziej rozbudowanej formacji w GieKSie, czyli pomocy. Zapraszamny do lektury.

Defensywni pomocnicy
Od początku sezonu na tej pozycji przewidziani byli Łukasz Pielorz i Povilas Leimonas. I przez kilka dobrych meczów ta dwójka się utrzymywała w podstawowym składzie. GieKSa grała dobrze w destrukcji w czym niemała była zasługa wymienionych zawodników. Dodatkowo Litwin w pierwszej kolejce z Wigrami strzelił swojego pierwszego gola dla GieKSy. Z Zagłębiem było już gorzej, ale nadal ta dwójka wiodła prym. Wiadomo, że Pielorz jest zawodnikiem bardziej defensywnym, dlatego jak ktoś miał błyszczeć w ofensywie – to Leimonas. I w meczu pucharowym z Wigrami kapitalnym wypuszczeniem sobie piłki wypracował bramkę, a potem został sfaulowany przed polem karnym i Wojciech Trochim strzelił gola. Povilas odniósł przy tym kontuzję i w meczu ligowym z Arką nie zagrał.

Pielorz grał jak grał, niby poprawnie, ale nie zawsze byliśmy zadowoleni z jego postawy. Nieraz trochę irytowało, że zawodnik ani trochę nie posiada umiejętności ofensywnych. A jednak – jak mu coś czasem wyjdzie, to palce lizać. Na przykład podanie do Goncerza przy jednej z bramek z Kluczborkiem czy efektowny gol z Bełchatowem.

Leimonasa w trakcie absencji zastępowali inni zawodnicy. Czasem zmieniając się w trakcie meczu, raz bardziej cofnięty był Wojciech Trochim, raz Filip Burkhardt – nie zawsze dało się jednoznacznie ocenić, który z nich jest przypisany do defensywnej pozycji. Oczywiście bardziej pożyteczny w destrukcji jest Wojciech Trochim, który z Arką przez pierwszą połowę bardzo dobrze spisywał się w poczynaniach obronnych. Leimonas w kolejnych spotkaniach pojawiał się na boisku, ale dopiero z ławki, jako rekonwalescent.

Z Miedzią Legnica zagrał już od początku, a z racji gry Łukasza Pielorza na prawej obronie, w pomocy pojawił się także Sławomir Duda. Niestety to już nie był ten Sławek z czasu przyjścia do GKS – twardy, nieustępliwy. We wspomnianym meczu w Bełchatowie Pielorz był bohaterem, natomiast antybohaterem był Leimonas, kóry zaliczył fatalną stratę, po której Jurkowski zaliczył faul na czerwoną kartkę. Z Sandecją Litwin grał na obronie, więc tym się nie zajmujemy i… lepiej dla niego.

Generalnie jednak ta dwójka grała razem dalej w kolejnych meczach i trudno powiedzieć, żeby były to występy dobre. GKS tracił sporo bramek, a rządy w środku boiska były po prostu mizerne. Czasem jednego lub drugiego zastępował Wojciech Trochim, ale po początkowych dobrych występach tym razem było już dużo słabiej, zawodnik w niektórych meczach tracił sporo prostych piłek, a i rozegranie szwankowało. Wielkim zaskoczeniem było, że Pielorz w Chojnicach usiadł na ławce, bo wydawało się, że jest to pewniak w talii najpierw Piekarczyka, a potem Brzęczka. To była jednak chwilowa absencja.

W meczu z Dolcanem Leimonas i Pielorz spisali się już dużo lepiej, widać było, że gra w środku pola zaczyna mieć pożądany skutek i rywalem są praktycznie zneutralizowani. Pielorz świetnym wślizgiem i odbiorem piłki pod własnym polem karnym zapoczątkował świetną akcję bramkową. Do meczu z Wisłą Płock ich gra wygłądała dobrze, ale właśnie w Płocku rywale pokazali miejsce w szeregu. W Suwałkach zagrał więc znów Duda – bardzo przeciętnie.

Z Zagłębiem również wystąpił Sławek i był to również słaby mecz zawodnika. Brak gry, brak wiary we własne możliwości na pewno mu nie pomaga. Dla odmiany w Sosnowcu Pielorz zagrał świetny mecz w destrukcji i czyścił aż miało – szkoda tylko, że wynik tego nie potwierdził. Na ostatnie kilkanaście minut na boisko wszedł Leimonas i najpierw strzelił bramkę, a potem zawalił gola.

Skrzydła pomocy
Wiele obiecaliśmy sobie po transferze Macieja Bębenka. Różnie w poprzednich sezonach bywało na bokach pomocy, dlatego liczyliśmy, że ten zawodnik – pamiętany z Sandecji – podniesie poziom bocznych rejonów boiska. Trudno było powiedzieć, kto będzie rządził na lewej pomocy, bo kandydatów tam było kilku.

W pucharowym meczu z Rozwojem na tej stronie zagrał Adrian Frańczak. Gola za to strzelił Krzysztof Wołkowicz, który pojawił się w końcówce spotkania. Wołek zapewne zagrałby od początku meczu z Wigrami, jednak przepis o młodzieżowcu powodował, że gdzieś trzeba było wcisnąć Pawła Szołtysa. Podobnie było z Zagłębiem. Niestety Paweł spisał się w tych spotkaniach słabo lub bardzo słabo. Bardzo źle wyglądała również gra Macieja Bębenka, który raził niecelnymi dośrodkowaniami, a z jego gry nie wynikało nic pozytywnego.

Z Wigrami w Pucharze zagrał Wołek i znów strzelił gola. Bębenek tracił miejsce w składzie i na prawej stronie występował „zapchajdziura” Frańczak. Niestety i ten zawodnik w początkowej fazie sezonu spisywał się fatalnie. Z Arką zagrał także Wołek, ale już słabo. A w końcówce oglądaliśmy na boisku Bębenka, który odpuścił rywala i zawalił bramkę.

Nawet w meczu z Kluczborkiem, tak wysoko wygranym – i Frańczak, i Wołkowicz spisali się przeciętnie. Frańczak co prawda w końcówce się rozegrał i strzelił gola, a Wołek nieźle się zachował przy jednej z bramek, ale to jednak środek wygrał GieKSie ten mecz tak wysoko. Frańczak mógł się ratować przynajmniej golami, tak jak z Kluczborkiem. Ale zarówno z Arką, jak i Pogonią Siedlce miał znakomite wprost sytuacje, w których strzelał w sposób kuriozalny, słabo, nieczysto.

Cała słaba gra Bębenka skutkowała zesłaniem do rezerw. Wrócił w meczu z Miedzią i mocno walczył, ale bez efektu. Jego bezbarwna gra skutkowała tym, że trener Piekarczyk na konferencji nazwał go „Bochenkiem”.

W spotkaniu z Bełchatowem jako młodzieżowiec na boisku pojawił się Daniel Ciechański. We wcześniejszych meczach grał ogony, w spotkaniu z Bełchatowem zagrał beznadziejnie, a nie pomagały mu też systematyczne „opeer” od kolegów. Nic nie było z tej jego szybkości, grał jakby miał przywiązane kule do nóg. To był epizod w pierwszym składzie, wkrótce zawodnik odniósł kontuzję.

Dość ciekawa sytuacja miała miejsce z Frańczakiem w meczu z Sandecją. Grał słabo, ale w pewnym momencie trener przesunął go na lewą obronę i… zawodnik strzelił pięknego gola. Potem zaliczył bardzo szczęśliwą asystę. Efekt był więc dobry, choć gra przeciętna. Przy tej zmianie do pomocy przeszedł Rafał Pietrzak.

Skrzydła grały fatalnie, natomiast w grze Bębenka coś drgnęło w meczu z Cracovią. Co prawda dalej grał przeciętnie, ale przynajmniej już nie było tych dośrodkowań wprost w trybuny. Na dobre było już lepiej w meczu z Bytovią, gdzie Bębenek zagrał świetnie. To był początek zwyżki formy naszych bocznych pomocników. Dość nieoczekiwanie w meczu ze Stomilem drugą swoją bramkę strzelił Paweł Szołtys (pierwsza z Sandecją). A w Chojnicach to właśnie Bębenek trafił do siatki, a popraił Wołkowicz. Gdy dodamy do tego asystę Czerwińskiego z obrony przy pierwszym golu, można śmiało powiedzieć, że skrzydła wygrały ten mecz – nareszcie!

Z Dolcanem znów było bardzo dobrze, Bębenek dobrze rozumiał się z Czerwińskim, a Wołkowicz na drugiej stronie również prezentował się dobrze. Niestety Maciejowi przyplątała się kontuzja w najmniej odpowiednim momencie i GKS musiał sobie radzić bez niego. W końcu też wyższą formę zaprezentował Paweł Szołtys, który w meczu z Zawiszą w końcu pokazał grę męską, a nie juniorską. Gorzej było w Płocku. Tam już Bębenek po przerwie pojawił się na boisku i rozruszał nieco grę GKS, ale bez efektu.

W końcu na eksperyment w Sosnowcu zdecydował się trener Brzęczek. Rafał Pietrzak na prawej pomocy zagrał chyba pierwszy raz w życiu i spisał się całkiem nieźle. Współpracował z Czerwińskim, jak należy. Na drugiej stronie do boku zbiegał Burkhardt. Ciekawe, czy wariant z Pietrzakiem będzie kontyuowany na wiosnę – trudno w to uwierzyć, szczerze mówiąc…

Epizod miał w tej rundzie także Aleksander Januszkiewicz, który nawet wywalczył karnego z Kluczborkiem. Potem jednak zniknął na amen i z 20% Bale’a pozostało już chyba tylko 5.

Ofensywny pomocnik
Tutaj wiele sobie obiecywaliśmy po Filipie Burkhardtcie i początkowo zawodnik te nadzieję spełniał. Zarówno z Rozwojem, jak i Wigrami zagrał kapitalnie i strzelał bramki. O Przemysławie Pitrym już nikt nie pamiętał. To jednak były miłe złego początki. Od meczu z Zagłębiem Bury zaczął notować zjazd w dół, ale tak, że był po prostu mega zawodem dla kibiców. Był po prostu słaby, jakoś nie było widać wielkiego zaangażowania. W tym okresie często rolę rozgrywającego przejmował na siebie Wojciech Trochim i czynił to z niezłym efektem na początku, ale z czasem również było gorzej.

Bury wszedł z ławki w Bełchatowie i mimo kłopotów żołądkowo-jelitowych strzelił bramkę – bardzo ważną, bo wyrównującą. Liczyliśmy na zwyżkę formy. Niestety nic takiego się nie stało, a i Trochim już nie grął tego, co wcześniej. Dziesiątki praktycznie nie mieliśmy.

Wkrótce do GKS dołączył Bartosz Iwan i już po kilkunastu sekundach drugiej połowy meczu w Grudziądzu popisał się kapitalnym uderzeniem i tylko pech sprawił, że piłka nie wpadła do siatki. Ta jedna akcja wzbudziła w nas nadzieję, że będzie to piłkarz z doświadczeniem, który rozrusza grę ofensywną naszego zespołu. Niestety tak się nie stało, piłkarz nie spełnił oczekiwań. Zdobył co prawda gola z Rozwojem, ale generalnie było bardzo przeciętnie. Praktycznie nie było jednego meczu, po którym moglibyśmy napisać, że Ajwen był motorem napędowym naszego zespołu. Nie zawsze wręcz grał od początku – czy to z powodu formy, czy kontuzji. W Sosnowcu za rozgrywanie wziął się Trochim, a Bartek wszedł w końcówce, zaprzepaścił jedną dobrą akcję i dał się „zrykoszetować” przy drugim golu. Zawód.

Podsumowanie
Linia pomocy to nie była formacja stabila. Abstrahując od zmian personalnych, które są nieuniknione przy pięciu pozycjach, to ciężko było o zgranie wysokiej formy wszystkich zawodników w jednym czasie. I tak, gdy błyszczał Burkhardt i dobrze grali defensywni pomocnicy, ci boczni byli totalnie nieobecni. Potem nie mieliśmy dziesiątki, boków pomocy, ale w końcu zaczęli grać defensywni. W końcówce rundy obudziły się boki, ale dalej nie mieliśmy rozgrywającego.

Każdy notował dobre momenty, ale chyba najbardziej dotkliwa w przekroju rundy była zła gra rozgrywających. Chcielibyśmy oglądać takiego Burkhardta jak z Rozwojem i Wigrami, takiego Iwana, jak za czasów Adama Nawałki. Cieszy wzrost formy Bębenka, który w pewnym momencie stał się najelpszym zawodnikiem GKS.

Stabilizacja całej formacji pomocy to zadanie na zimę. Oraz kwestie mentalne, które w przypadku Burkhardta zwłaszcza musi poprawić trener Brzęczek, a Iwanowi przypomnieć, że świetnie potrafi rozprowadzać akcje.

Co do defensywnych pomocników, to są oni nieprzewidywalni. Leimonas jak potrafi zagrać super w destrukcji, tak potrafi zawalić bramki. Łukasz Pielorz musi stać się bardziej wyrazisty.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Chcę wiedzieć, z kim jestem na piłkarskiej wojnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Zagłębie Lubin wypowiedzieli się trenerzy obu zespołów: Rafał Górak i Marcin Włodarski.

Marcin Włodarski (trener Zagłębia Lubin):
Chcieliśmy ten mecz rozwiązać inaczej niż poprzednie. Zamknęliśmy się i czekaliśmy na ataki szybkie i przechodziliśmy do ataku pozycyjnego. Mieliśmy swoje sytuacje, jak w każdym meczu. Wydawało się że mecz zmierza ku 0:0, bądź naszej jednej akcji, bo groźnie atakowaliśmy, to po jednej z nielicznych akcji GKS zdobył bramkę i cieszy się z trzech punktów. W końcówce mieliśmy sytuacje, gdzie Aleks Ławniczak miał dwa razy strzelić do bramki po stałych fragmentach.

Musimy poprawić skuteczność, bo jak przeglądamy te mecze i analizujemy, to dochodzimy do sytuacji. Gorzej jest, jak nie dochodzisz do sytuacji. Przy poprawie skuteczności i przy takiej grze w obronie, jak dzisiaj momentami była, upatruję szansy na utrzymanie.

Dzisiaj bez celnego strzału, ale mówimy o stworzonych sytuacjach, a te były. I to naprawdę: Fritzson miał z głowy bardzo dobrą okazję w pierwszej połowie, Szmyt sam na sam, ale nie trafił w bramkę, także Pieńko w końcówce uderzenie z głowy. Tak wyglądają czasem mecze, jeśli chcesz się zamknąć, nie stwarzasz dużo sytuacji, musisz wykorzystać, które masz.

Dawno nie wygraliśmy, nie mamy pewności siebie i dlatego prowadziliśmy zamkniętą grę. Oczywiście obawiam się o swoją pozycję, zawsze tak jest jak przegrywasz mecze, w takim żyjemy świecie.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
To, co człowiek ma w sercu, jest mocniejsze niż głęboka analiza i dzielenie się wartościami stricte piłkarskimi, bo chyba rozumiecie, że jest to moment wyjątkowy. To był bardzo trudny mecz ligowy i takiego się spodziewaliśmy i być może to był kluczowy moment w rozgrywkach, bo to dla nas 31.,32. i 33 punkt – jakże ważny dla nas w budowaniu tabeli i w tych meczach, które są przed nami. Proces, aby ekstraklasa, była w Katowicach dłużej trwa. Mecz miał ciężar gatunkowy, jeśli chodzi o tabelę, do tego wiadomo – żegnamy się jeśli chodzi o mecze mistrzowskie i może dobrze, że tylko mecze, bo gdyby to się przecinało całkowicie i przeprowadzalibyśmy się od jutra i już tu nie wracali, to by było bardziej smutne. Cieszymy się, że jest nowy stadion, który będzie naszym nowym domem, jest to dla nas ogromna radość, ale tak bardzo życzyłbym sobie, żeby tu się nigdy temu obiektowi nie stało nic złego, żeby był pielęgnowany, bo to kawał pięknej historii, można się tutaj było dużo nauczyć, dowiedzieć, bo w końcu dziś dowiedzieliśmy się co Materazzi powiedział Zidaneowi, w czasie owego zajścia. Gramy dalej, sezon trwa, jest to moment bardzo emocjonalny.

Nie widziałem podobieństw do pierwszego meczu z Radomiakiem. Zdawałem sobie sprawę z kwestii wewnętrznej chłopaków, bo znam ich jak własną kieszeń i ten element lekkiego poddenerwowania był, bo chcieli z siebie zrzucić to piętno ostatniego meczu, że musi on być wygrany za wszelką cenę. Tego nie chcieliśmy. Chcieliśmy grać na swoich zasadach, momenty były lepsze i słabsze, mecz nie był kapitalny może do oglądania, ale walor emocjonalny był duży. To było widać. Na pewno stać nas na płynniejszą grę.

Tak bardzo nie tyle nie lubię słowa wyrachowanie, co uciekam od niego, bo my nie chcieliśmy grać wyrachowanie z Zagłębiem. Wiedzieliśmy, że tam się pali, że jest mało punktów i każdy chce je zdobywać. Spodziewaliśmy się z analizy innego zachowania Zagłębia. Byliśmy pewni, że nas zaatakują, będą grać wysokim pressingiem, a oni się wycofali oddali nam piłkę i czekali. To zawsze niebezpieczne w fazach przejścia. To był równy mecz drużyn walczących o coś. I chwała nam za to, że trzy punkty zostały w Katowicach.

Przedmeczowa zmiana Bergiera na Szymczaka wynikała z higieny szatni, zależy mi na tym, żeby wszyscy w różnych okolicznościach ten wózek ciągnęli, chcę wiedzieć, z kim na tej wojnie piłkarskiej jestem. Czy Sebastian jest na tyle twardy i jak zareaguje, czy jest takim facetem, jak go postrzegam, czy wyjdzie słabo. A tu nie – jest to wygrany sposób, by szatnią zarządzać, bo potrzebuję dwudziestu paru ludzi walczących i rywalizujących i z każdym o swojej decyzji będę rozmawiał. Tak czułem i dlatego to zmiana.

Co do Adriana, na Bukowej przez te 6 lat dojrzeliśmy, ja stałem się zupełnie innym trenerem, a Adrian piłkarzem i człowiekiem. Wiele przeszliśmy razem i nie zawsze było radośnie. Ogromna dojrzałość i odpowiedzialność, Adrian robi kapitalną robotę w szatni, a młodzi mogą czerpać z jego zaangażowania. I taka droga – nawet w kierunku końca kariery – jest kapitalna i niech tylko dalej tak gra.

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kunszt Trybuny Centralnej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dokonało się.

Na Bukowej już nie zagramy. Piękne to było za pożegnanie. Choć oficjalna informacja została ogłoszona raptem kilka dni temu, to sposób w jaki się wszystko odbyło sprawił, że można było się wzruszyć. Na meczu pojawiły się osobistości z lat minionych, Janusz Jojko z Piotrem Piekarczykiem rozdawali autografy. Swoją obecnością zaszczycił nas także Adam Nawałka, który przecież nie pracując zbyt długo w naszym klubie wyrobił sobie taką markę, że za chwilę był selekcjonerem reprezentacji. I zaskarbił sobie sympatię kibiców.

Sympatycy GKS skumulowali swoje oprawy. Były więc i na Blaszoku i na Sektorze Rodzinnym. Te balony, które poszły w niebo, gdy wybiła dziewiąta minuta meczu, dziewiątego marca, Zawodnikowi z numerem dziewięć, w Jego urodziny, cały stadion skandował imię i nazwisko. Kibice nie zapominają o swoich legendach. Jan Furtok zapewne gdzieś tam spoglądał na boisko i choć jedyna bramka w meczu nie była aż tak podobna do gola strzelonego San Marino, jak Arka Jędrycha z Lechią, ale… nadal była podobna. Znów mocne wstrzelenie z prawej strony i finalizacja z bliska. Wspomniany Sektor Rodzinny i dzieciaki w dużej ilości dali popis. Były także flagi i zimne ognie. I doping przez cały mecz.

A na Blaszoku – działa się magia. Przed meczem zastanawiano się, jaka była najlepsza oprawa w historii tej trybuny. I myślę sobie, że najlepsza miała może miejsce właśnie wczoraj. To dopiero było zawieszenie w czasoprzestrzeni – nawiązując do jednej z prezentacji Trybuny Centralnej, bo przecież oficjalnie tak owa nazywała się kiedyś. Nie pamiętam, żebym był tak zachwycony przekazem oprawy. Różne były symboliki, takie czy inne. Jednak to, co było wczoraj to był kunszt.

Przyznam, że wielokrotne przypominanie od zawsze, że na Bukowej grali i przegrali „Zidane, Lizarazu i Dugarry” już nieraz bokiem wychodziło. Są takie sytuacje, że coś się tak przejada, że trudno silić się na jakąś oryginalność. Pojawia się pewnego rodzaju grafomania. Oczywiście to bardzo ważny moment w historii klubu i największy sukces na europejskiej arenie, ale ileż można?… Tymczasem sposób, w jaki kreatywnie zostało to rozwiązane, był mistrzowski. Zostało tu ujęte wszystko, historia, symbolika, podsumowanie, odniesienie do światowej piłki i duża doza humoru.

To jest piękno piłki. Że nasza poczciwa Bukowa jest miejscem z bezpośrednim powiązaniem do najważniejszych wydarzeń w światowej historii naszej ukochanej dyscypliny. To naprawdę niesamowite, że taki Zizou jechał sobie autokarem ulicą Złotą, mówił do swoich kompanów „patrzcie, ale fajne wesołe miasteczko”, potem skręcał w lewo, wjeżdżał przez bramę. Chodził sobie po parkingu za Trybuną Główną, szedł korytarzem z szatni na boisko, w końcu biegał po trawie i oglądał ten nasz Blaszok. Cztery lata później jego wizerunek widniał na Łuku Triumfalnym i Francuzi chcieli z niego zrobić prezydenta. To były TYLKO cztery lata. Od meczów z Bordeaux do starcia z Materazzim minęło 12 lat. A od tegoż finału i ostatniego spotkania Zizou w karierze – 19 lat. Dziewiętnaście i cztery. Niebywałe. To tak jakby jakiś piłkarz Gryfa Wejherowo, które dostało w czapkę przy Bukowej – dajmy na to Maksymilian Hebel – rok temu został Mistrzem Świata i zwierzchnikiem sił zbrojnych w Polsce.

Nie jest przesądzone, że Materazzi naprawdę nie uderzył w najbardziej czuły punkt Zinedina, którym właśnie zapewne jest porażka Francuza na Bukowej. To, że Zizou doskonale o tym pamięta, pokazaliśmy, gdy spotkaliśmy się z nim dwanaście lat temu 😉 Szczegóły poniżej 😉

Zizou na Bukowej!

Nie dało się symbolicznie lepiej pokazać, jaka historia się tworzyła na tym stadionie. Oprawa doskonała, wybitna.

Bardzo pragnęliśmy, żeby i na boisku to domknięcie wspaniałej historii było zwycięskie. Długo zanosiło się na to, że może to być rysa na tym dniu. Co prawda trener mówił na konferencji, że ważne było, aby zdjąć brzemię odpowiedzialności z piłkarzy, że właśnie muszą, bo to ostatni mecz. Kibice jednak rozpatrują to inaczej. Kibic to kibic. Patrzeliśmy na to, że jednak przyjeżdża jedna z najsłabszych ekip w lidze, przy której pojawia się pytanie – jak nie z nimi, to z kim? To nie oznaczało oczywiście, że należy dopisać sobie trzy punkty z urzędu. Natomiast są w tej lidze drużyny lepsze i słabsze. Zagłębie należy do tych słabszych. Wiadomo, że nie stałaby się żadna tragedia w tabeli, gdyby GieKSa tego meczu nie wygrała. Tragedia nie, ale mogłoby to wprowadzić pewną nerwowość. A smak zwycięstwa w takich okolicznościach jest przecież podwójny.

GKS Katowice jednak ten mecz wygrał. I to wcale nie jest takie oczywiste. W przeszłości multum tego typu spotkań nasz zespół po prostu przegrał. Jakaś młócka, krwawiące oczy i długo wynik 0:0. W końcówce rywale wyczuwają swoją szansę, bach, bach, strzelają dwie bramki i wywożą komplet. Tak było choćby w feralnym „kluczborkowym” sezonie, w którym zanim podziały się te straszne rzeczy w końcówce rozgrywek, GKS przegrał kilka meczów właśnie tracąc bramki w końcowych fazach wyrównanych, ale bardzo słabych spotkań.

Przed meczem rozmawiałem z komentatorem Canal Plus Marcinem Rosłoniem i mówił, że to tak bywa często w piłce, że jest pompa i otoczka, a potem piłkarsko wychodzi słabo. Przypomniałem sobie, jak Piotr Lech kiedyś w przerwie meczu z KSZO został czymś tam uhonorowany i po przerwie golkiper zawalił dwa gole, m.in. wpadając z piłką trzymaną w rękach do bramki.

Teraz było inaczej, choć długo się na to nie zanosiło. Ale teraz to jest inny zespół niż te, które przez kilkanaście lat nie potrafiły dźwigać ciężaru. Zespół ten miał przepchnąć ten mecz nawet kolanem, to przepchnął – i to dosłownie, bo taki to był gol Sebastiana Bergiera. Zwycięstwo ze wszech miar ważne, bo przecież istnieje slogan w piłce, że sztuką jest wygrać mecz, w którym nie idzie. GieKSie nie szło kompletnie i to goście mieli więcej sytuacji, na szczęście strzelali – jak mówił Laguna – Panu Bogu w okno. Jedna akcja – pięknie wypatrzył Alan Czerwiński Adriana Błąda, ten podał do Sebastiana, który wprawił stadion w euforię. Sam Adrian Błąd też coś spiął klamrą – przecież on strzelił gola dla Zagłębia w wygranym 5:0 meczu na Bukowej dziesięć lat temu. Wówczas podbiegł do kibiców świętować z nimi bramkę. A teraz – vis a vis tych samych kibiców, pogrążył Miedziowych, którzy będą musieli się twardo bronić przed spadkiem.

A kibice Zagłębia mieli się z pyszna, bo dopiero co śpiewali „coście tak cicho”. Teraz to oni byli odbiorcami tej przyśpiewki.

Po dwóch porażkach – po bardzo dobrym meczu w Lublinie i średnim w Białymstoku – GieKSa zgarnęła bardzo ważne trzy punkty. Tak jak pisałem w poprzednich felietonach – trzeba było się liczyć z przegranymi w tamtych meczach, choć nie musiały one nastąpić. Tutaj trzeba było bezwzględnie wygrać. Dopisane trzy punkty sprawiają, że nasza sytuacja w tabeli jest już totalnie komfortowa. Jedenaście punktów przewagi nad strefą spadkową na dziesięć kolejek przed końcem to potężny kapitał. Trzeba grać swoje i trzymać rękę na pulsie, ale teraz już tylko jakaś kompletna katastrofa spowodowałaby, że GKS znalazłby się pod kreską.

Tak, przegraliśmy te dwa wyjazdowe mecze, ale bilans na wiosnę to 3-1-2. Czyli nadal naprawdę niezły. Lepszy niż nasza średnia punktowa z całego sezonu, bo gdybyśmy mieli taką średnią jak na wiosnę – mielibyśmy czterdzieści oczek już teraz i bylibyśmy zaraz za podium. To przeczy jakimś dziwnym teoriom, że GKS zanotował regres. Fajnie, że GKS potrafi grać efektownie i miło dla oka. To daje wielką nadzieję i optymizm. I to powoduje też, że gdy potem zdarza się słaby – umówmy się – mecz z Zagłębiem, to jest jednak pewna iskra, która powoduje, że zespół się nie poddaje, nie kładzie, tylko skonstruuje tę jedną akcję, która da zwycięstwo.

To było piękne pożegnanie – tak jak w listopadzie Jana Furtoka, tak teraz naszego ukochanego stadionu. Tak to jest z przeprowadzkami. Zostawia się w jakimś miejscu kawał życia i kawał wspomnień. Grunt, żeby przeważały te dobre i żeby dobrymi były też te ostatnie. Wszyscy pożegnali ten stadion godnie.

Wiadomo, że na temat Bukowej wypowiadają się byli piłkarze czy trenerzy GKS. Ja natomiast chciałbym przytoczyć wypowiedzi naszych rywali z różnych okresów i to rywali z drużyn, z którymi GieKSa zawsze miała kosę, a sami ci zawodnicy przeżywali naprawdę ciężkie chwile pry Bukowej. Marcin Baszczyński, który komentował mecz w Canal Plus powiedział:

„Łezka się kręci, ja mam wspomnienia takiej kultury wychowania, śląskiego, mocnego wychowania – jako sąsiad zza miedzy przeszedłem tu swoją lekcję w meczach derbowych”.

W Lidze Minus wypowiedział się o Bukowej Wojciech Kowalczyk, były napastnik Legii Warszawa.

„Niekoniecznie dobrze ten stadion wspominam, bo zawsze nas lali. Wygrałem tam jeden mecz, w sezonie, w którym wyjeżdżałem do Betisu, a tak – zawsze porażka. Cisnęli nas. Ale pojechało tam też Bordeaux z Zidanem, Lizarazu, też dostali w „pyndzel”, więc nie ma się co wstydzić, że ktoś kiedyś przegrał przy Bukowej. A atmosferka na stadionie była świetna”.

Kowal przytoczył też jedną z piosenek, której „nigdy nie zapomni”, a która była kierowana pod jego adresem. Nie nadaje się do cytowania – poszukajcie w magazynie 😉

Zamykamy ten rozdział.

Bukowo – dziękujemy!

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Stadion

Nowa Bukowa – od piątku otwarta sprzedaż

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W minioną niedzielę piłkarze i kibice GKS Katowice pożegnali się z Bukową. Następne domowe spotkanie – derby z Górnikiem Zabrze – rozegramy już na nowym stadionie. W piątek 14 marca ruszy otwarta sprzedaż na Nową Bukową.

Na razie swoje miejsca na nowym obiekcie mogą wybrać kibice, którzy posiadają aktualny karnet na mecze przy Bukowej. Od piątku 14 marca od godziny 10:00 w systemie biletowym ruszy otwarta sprzedaż. Na początek dostępne będą pakiety/mini-karnety na wszystkie mecze do końca tego sezonu. GieKSa na Nowej Bukowej rozegra pięć spotkań, a naszymi rywali będą: Górnik Zabrze, Puszcza Niepołomice, Legia Warszawa, Cracovia i Lech Poznań. Ta faza sprzedaży potrwa do 24 marca (tutaj szczegółowo przedstawiono harmonogram), ale patrząc na zainteresowanie wśród kibiców i liczbę dostępnych miejsc, powinna zakończyć się wcześniej. Wszystkim, którzy mają zamiar wybrać się na Nową Bukową, rekomendujemy zakup karnetów zaraz po rozpoczęciu otwartej sprzedaży. 

Pakiety na wszystkie spotkania kosztują od 110 złotych (Blaszok, czyli Trybuna Południowa), przez 176 złotych (Trybuna Wschodnia – tzw. Prosta) po 242 złotych (Trybuna Zachodnia – tzw. Główna VIP). Sektor rodzinny umiejscowiony będzie na sektorze 16 Trybuny Wschodniej – karnety kosztują tutaj 350 złotych. Warto zaznaczyć, że dostępne są także karnety ulgowe w cenie 90 złotych na cały stadion. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie klubu.

Uwaga! Przepisanie karnetu z Bukowej na Nową Bukową nie następuje automatycznie. Jeśli ktoś nie dokona tej operacji do momentu ewentualnego wyprzedania wszystkich dostępnych miejsc na obiekcie, straci możliwość obejrzenia meczów GKS Katowice. Aktualni karnetowicze mają gwarancję dostępności miejsc na Nowej Bukowej tylko do piątku 14 marca do godziny 10:00! Karnet przepiszesz (oraz wybierzesz sobie miejsce na stadionie) w kilka minut w systemie biletowym klubu.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga