Dołącz do nas

Piłka nożna

Bramki i asysty – bogactwo w środku pola

Avatar photo

Opublikowany

dnia

dsc_6484Dzisiaj w naszym podsumowaniu zajmiemy się pomocnikami, czyli formacją najbardziej rotowaną w GKS Katowice od dłuższego czasu. Zarówno trener Rafał Górak, jak i Kazimierz Moskal dokonywali zmian praktycznie z meczu na mecz – choć trzeba przyznać, że środek był dużo bardziej stabilny niż skrzydła, a także, że obecny szkoleniowiec GKS zdecydował się na kilka pokerowych zagrywek, które w większości okazały się skuteczne. W niniejszym artykule niektóre przyporządkowania zawodników do pozycji mogą być bardzo umowne, ze względu na to, że nawet w trakcie jednego meczu, połowy albo nawet krótkiego okresu następowały w tym temacie zmiany.

Defensywny pomocnicy
Jako piłkarze w zasadzie od „czarnej roboty”, występowali głównie Sławomir Duda, Grzegorz Fonfara i Kamil Cholerzyński. Ta trójka grała dość wymiennie, choć w dalszej części sezonu dzięki pewnemu manewrowi trenera Moskala, mogli w komplecie występować na boisku. Początkowo – podobnie jak w poprzednim sezonie – dwójkę defensywnych mieli stanowić Duda i Fonfara i tego chciał się trzymać trener Rafał Górak. Jednak już w pojedynku Pucharu Polski z Wigrami Suwałki kontuzji nabawił się Fonfara i musiał przez kilka meczów pauzować. Na domiar złego przed meczem I kolejki z Flotą zatruł się Duda i katowiczanie pozostali bez dwóch podstawowych zawodników.

Za Fonfarę w Suwałkach na boisko wszedł Kamil Cholerzyński i on również od początku wystąpił z Flotą. Z braku zawodników defensywnych Przemysław Pitry pomagał w tym meczu Kuflowi. Niestety o ile Cholerzyński dał dobrą zmianę z Wigrami, to z Flotą spisał się dość słabo.

Fonfara pauzował aż do meczu z Podbeskidziem, Duda wykurował się na szczęście już na drugą kolejkę. Sam jednak zarówno w okresie przygotowawczym, jak i na początku ligi nie był w najlepszej formie, notował dość dużo prostych niecelnych podań. W składzie jednak pozostał, a w Krakowie nieoczekiwanie pomagał mu Rafał Figiel. To była nagroda za bardzo dobrą zmianę Figiela w meczu z Sandecją. I z Okocimskim młody zawodnik rozegrał świetne zawody. Był bardzo waleczny, rozgrywał akcje, podawał i strzelał. Startował z głębi pola, ale z dużymi inklinacjami ofensywnymi. Wkrótce to właśnie do przodu został przesunięty, aby mieć więcej okazji do wykazania się w ofensywie.

Na mecz z Podbeskidziem wrócił Fonfara i z Dudą stworzyli niezły duet na bardzo ważny mecz Pucharu Polski. Przede wszystkim z przeciętności wyszedł Duda, który zwłaszcza w drugiej połowie spisał się bardzo dobrze i nie dość, że solidnie czyścił akcje rywali, to sam strzelił gola z rzutu karnego (wcześniej „dostał” od Franka Adu Kwame, za co została podyktowana „jedenastka”). Fonfara zagrał w tym spotkaniu… zróżnicowanie – raz lepiej – raz gorzej.

Obaj wystąpili w meczu z Bełchatowem, który był najsłabszy w tym sezonie. Obaj nie zachwycili, choć akurat w przypadku Dudy można było powiedzieć, że zagrał „najmniej źle”.

W meczu z Miedzią nieoczekiwanie zamiast Dudy wyszedł Cholerzyński. Zmiana była o tyle dziwna, że Kufel we wcześniejszych meczach, w których grał, prezentował się źle i tak też było z legniczanami. Jeżeli po Bełchatowie miało dojść do zmian, to na pewno nie Dudy. Faktem jest jednak, że tu już nie decydował trener Górak, który rozstał się z klubem, a Tomasz Owczarek i Piotr Piekarczyk. Duda za to wszedł w drugiej połowie i podniósł jakość zespołu, a do tego wykorzystał znów rzut karny.

Od meczu w Łęcznej – czyli debiutu trenera Moskala – nastał czas Dudy i Fonfary jako występujących w duecie. Cholerzyński wchodził zaledwie na końcówki. O ile jeszcze spotkanie na Lubelszczyznie było dość przeciętne, to potem było już coraz lepiej – choć z ROW jeszcze nie jakoś spektakularnie, to z Arką było dobrze, a z Dolcanem już bardzo dobrze. Forma obu zawodników zwyżkowała, ale znów opadła w spotkaniach z Kolejarzem i Puszczą. Nie były to jednak bardzo złe występy, tylko po prostu średnie lub przeciętne.

Cholerzyński wrócił – ale na stopera w meczu z Chojniczanką – natomiast szokiem była absencja Fonfary w bardzo ważnym meczu z Zawiszą. To właśnie na Kufla oraz Dudę zdecydował się w tym meczu trener Moskal. Było to przeciętne spotkanie w wykonaniu tego duetu.

Wkrótce trener znalazł na boisku miejsce dla wszystkich trzech. Manewr z przesunięciem Grzegorza Fonfary na pozycję ofensywnego pomocnika okazał się świetny, ale tym zajmiemy się w dalszej części artykułu. Na dłużej parę defensywnych pomocników utworzyli Duda z Cholerzyńskim. Wszystko zaczęło się od meczu z Olimpią Grudziądz. Obaj wypadli bardzo dobrze, oprócz gry w destrukcji próbowali rozgrywać akcje, a Duda strzelił nawet gola, który na wtorkowej gali Złotych Buków zyskał miano Bramki Roku. Jako strzelec w kolejnym meczu błysnął Kufel, który po kapitalnym rajdzie w Niecieczy otworzył wynik spotkania i śmiało można powiedzieć, że Duda sprzątnął Kamilowi tytuł autora Bramki Roku sprzed nosa, bo trafienie było iście klasowe. Troszkę słabiej obaj zawodnicy zagrali w kolejnym spotkaniu ze Stomilem. Wobec tego Duda trafił na ławkę na derby z Tychami, a „wycofał się” na wyjściową pozycję Fonfara. Obaj zawodnicy grali bardzo dobrze przed przerwą i słabo po niej. Cholerzyński znów strzelił bramkę, a Fonfara miał dobre sytuacje. Po zmianie stron już nie radzili sobie z rywalami. Na Wisłę Płock szkoleniowiec ustawił zawodników tak jak z Olimpią i Niecieczą, czyli znów Fonfara poszedł do przodu. Duda z Cholerzyńskim zaliczyli niezłe spotkanie, podobnie jak w ostatnim meczu z Flotą, jednak w obu fajerwerków nie było.

Jeśli chodzi o duet defensywnych pomocników to można powiedzieć, że były dwa okresy – przed przesunięciem Fonfary na dziesiątkę i po tej roszadzie. Wcześniej wymiennie grali Duda, Fonfara i Cholerzyński, potem na boisku występowali wszyscy trzej. Duda miał przez całą rundę wahania formy, raz było lepiej, raz gorzej, Kamil rozkręcał się, a Fonfara też ze słabszymi momentami, ale jednak więcej miał dobrych i kilka błysków, które dawały GieKSie punkty – choć głównie właśnie na pozycji ofensywnego pomocnika.

Ofensywna pomoc
Ta pozycja wyjściowo była zarezerwowana dla Przemysława Pitrego. Ten zawodnik w GieKSie jako ofensywny pomocnik, ustawiony za napastnikiem, notował swoje najlepsze występy i najwięcej dawał drużynie. Jednak na dziesiątce było sporo rotacji. Pitry zapewne by tam grał cały czas, jednak słaba forma napastników spowodowała, że zawodnik w większości meczów grał właśnie na szpicy – mocno z konieczności, ale według trenerów to było rozsądne rozwiązanie, a na miejsce Pitrego w środku próbowali oni kilku kolejnych zawodników. Sam Pitry gdy grał jako „podwieszony” już w pierwszym meczu z Wigrami strzelił bramkę, choć było to po stałym fragmencie. Ogólnie początek sezonu miał stosunkowo udany, nawet w słabym meczu z Flotą był wyróżniającym się zawodnikiem, choć wtedy mieliśmy sporo zastrzeżeń o nadmierne spowalnianie gry. Potem przeszedł do ataku, a kolejny raz na podstawowej pozycji zobaczyliśmy go w Łęcznej, choć jest to bardzo umowne, bo pojawiał się często jako zawodnik najbardziej wysunięty. Również i w Łęcznej na tle słabszych kolegów wyróżniał się, zaliczył m.in. kapitalny strzał w poprzeczkę. W meczu z ROW mieliśmy „Pitry show”, kiedy to zaliczył dwa gole spoza pola karnego, w tym jednego z rzutu wolnego. Gola dołożył w meczu z Arką, wówczas jednak był już w ataku, choć w pierwszej połowie grał w pomocy. W słabym meczu z Zawiszą Pitry robił różnicę. Ten mecz miał dwie „połowy” – z Pitrym i bez niego. Po zejściu zawodnika dobra gra siadła i GKS był bezradny. Piłkarz odniósł kontuzje i baliśmy się jak będzie wyglądać gra bez niego. Tymczasem z Olimpią Grudziądz katowiczanie rozegrali najlepsze zawody w sezonie. Potem zawodnik wrócił znów do ataku, ale w Niecieczy grając na tej pozycji świetnie spisał się właśnie jako… asystujący (szerzej o tym w „napastnikach”). Ze Stomilem zaczął jako napastnik, ale po wejściu na boisku Grzegorza Goncerza, cofnął się na pozycję rozgrywającego i w doliczonym czasie gry zagrał kapitalną i niekonwencjonalną piłkę do Pietrzaka, a w efekcie padła zwycięska bramka. W spotkaniu z Tychami nie zaimponował.

Gdy w początkowej fazie sezonu na pozycję napastnika został przesunięty Pitry, trzeba było szukać jego zastępcy. Trener Rafał Górak zapewne miał kilka pomysłów, ale z formą w poprzednich meczach – z Sandecją i Okocimskim – błysnął Rafał Figiel. W meczu z Podbeskidziem to właśnie ten młody zawodnik dostał szansę kreowania gry. I z bielszczanami spisał się kapitalnie, rozgrywał, wygrywał pojedynki jeden na jeden, był aktywny i skuteczny w podaniach. Oprócz środka, pokazywał się także na skrzydłach, szedł na obiegi. Wydawało się, że ten zawodnik będzie miał pewne miejsce w podstawowej jedenastce. Niestety nie udało mu się tej formy utrzymać. W meczach z Bełchatowem i Miedzią zagrał słabo i jego pozycja zaczęła słabnąć. W meczu z Łęczną po czerwonej kartce Łukasza Budziłka to właśnie Figiel został zmieniony, choć akurat wtedy grał na skrzydle.

Wkrótce do środka powrócił Pitry, ale w meczu z Dolcanem szkoleniowiec zdecydował się na przesunięcie ze skrzydła Tomasza Wróbla. To właśnie na tej pozycji po raz pierwszy zawodnik zabłysnął. Wcześniej bowiem grając na skrzydle notował bardzo przeciętne występy. Z Dolcanem zagrał wspaniale, strzelając dwa gole i notując asystę prostopadłym podaniem. Zawodnik jeszcze jako dziesiątka zagrał z Kolejarzem czy Chojniczanką, ale to były słabsze mecze całego zespołu i jego samego. Znakomite zawody zagrał jeszcze z Olimpią Grudziądz, wtedy wyjściowo był napastnikiem, ale najlepsze zagrania zaliczał ze środka boiska.

Ze względu na kontuzję Pitrego w meczu z Zawiszą oraz słabą dyspozycją napastników – do ataku z Olimpią powędrował Wróbel, a na pozycji ofensywnego pomocnika pojawił się Grzegorz Fonfara. To był strzał w dziesiątkę trenera Moskala. Fonfara bardzo dobrze zagrał z zespołem z Grudziądza (choć błyszczeli inni), ale wielkie zawody zaliczył w Niecieczy. Paradoks polegał na tym, że strzelił tam… dwa gole wychodząc sam na sam i przez chwilę będąc w roli napastnika. To był klasyczny przykład wymienności pozycji, o której napiszemy w osobnym artykule. W meczu ze Stomilem był zamieszany w akcje, po której padły bramki, a przy pierwszym golu zaliczył asystę. Także i z Wisłą Płock zawodnik był efektywny, bo strzelił gola. Trzeba powiedzieć, że więcej zadań ofensywnych dla zawodnika ogranego w ekstraklasie okazało się bardzo dobrym pomysłem trenera i były z tego wymierne efekty.

Na chwilę obecną ciężko powiedzieć, kto będzie grał na dziesiątce. Teoretycznie – gdy GKS pozyska klasowego napastnika – wróci tutaj Pitry. Trzeba powiedzieć, że zarówno on, jak i Wróbel potrafią zagrywać kapitalne prostopadłe piłki, a i Fonfara nie ustępuje w rozegraniu akcji. Tak naprawdę wychodzi bogactwo wyboru – Wróbel jednak może grać na skrzydle, a Fonfara na pozycji defensywnego pomocnika – na boisku więc spokojnie jest miejsce dla wszystkich trzech.

Skrzydłowi pomocnicy
Tutaj to był już prawdziwy galimatias. Grało tutaj wielu zawodników i tak naprawdę to żaden – poza Tomaszem Wróblem – nie wywalczył sobie podstawowego miejsca w składzie, mimo że grali więcej lub mniej. Drugim głównym zawodnikiem skrzydeł był Krzysztof Wołkowicz, ale on już miał większe perypetie z grą w podstawowym składzie.

To właśnie Tomasz Wróbel na chwilę obecną jest podstawowym prawym pomocnikiem. Początek w GKS jednak nie był łatwy, bo zawodnik zawodził. Owszem zaliczył asystę już w debiucie z Wigrami, miał też udział w akcjach bramkowych z Sandecją, ale brakowało jakiegoś błysku. Z czasem zawodnik grał na tyle przeciętnie, że wręcz stracił miejsce w składzie. Wrócił na Łęczną i spisał się słabo, ale trylogia meczów przy Bukowej należała do niego. Najpierw – jeszcze jako rezerwowy – wniósł sporo ożywienia w meczu z ROW, z Arką zaliczył niekonwencjonalną asystę przy bramce Pitrego, a z Dolcanem dał koncert, ale to już jako ofensywny pomocnik, o czym pisaliśmy wcześniej. Faktem jest jednak, że z Arką mimo gry na skrzydle asystę zaliczył ze środka pola, a dla odmiany z Dolcanem – ze skrzydła, mimo że grał w środku. Tak samo zaliczył asystę przy bramce Janusza Gancarczyka w meczu z Puszczą, kiedy to po akcji wszerz boiska – tym razem z lewej strony – wypuścił partnera na drugim skrzydle na dobrą pozycję. Potem przez chwilę grał słabiej, ale zaliczył bardzo dobry mecz z Olimpią – tym razem w napadzie, o czym pisaliśmy wcześniej (poprzez zmienność pozycji naszych zawodników, nie sposób się nie powtarzać w tym artykule). Niestety potem zawodnik odniósł kontuzję i pauzował przez dwa mecze. Wrócił dopiero jako zmiennik w meczu z Tychami, ale wiele do gry nie wniósł. Za to z Wisłą zaliczył piękną asystę przy golu Fonfary. Rozegrał także dobry mecz z Flotą.

Drugim zawodnikiem, który grał najczęściej na skrzydle był Krzysztof Wołkowicz. Dla tego zawodnika zarezerwowana była lewa strona. Piłkarz jest młody i w trakcie rundy prezentuje znaczne wahania formy. Na początku w zasadzie był rezerwowym, który wchodził na końcówki, szansę od początku dostał z Podbeskidziem i zagrał dobrze. Jak i inni zawodnicy zaliczył bardzo dobre występy w trójmeczu na Bukowej. Z ROW-em jako zmiennik, a potem z Arką spisywał się dobrze, a już bardzo dobrze było w meczu z Dolcanem, w którym strzelił bramkę i zaliczył asystę przy golu Wróbla. To był okres w którym zawodnik nieoczekiwanie dochodził do sytuacji bramkowych i tak było też w meczu z Kolejarzem, ale tam niestety nie wykorzystał szansy. Wydawało się, że w swojej przygodzie z piłką Wołkowicz wchodzi na szczebel wyżej. Kapitalne zawody zaliczył z Olimpią Grudziądz, strzelił bramkę, ale też… nie wykorzystał dobrych sytuacji. Potem było już jednak coraz słabiej, zawodnik miał jeden błysk, czyli dobry strzał z dystansu w meczu z Wisłą Płock, kiedy w efekcie padła bramka, jednak jego forma była niska. I wspomnijmy też o dwóch meczach, w których został wystawiony na prawej pomocy – ten pomysł wśród wielu dobrych trenera Moskala okazał się niefortunny, bo piłkarz był cieniem samego siebie i notorycznie szukał lewej nogi. W Niecieczy udało mu się w ten sposób oddać dwa mocne – ale w środek bramki – strzały z dystansu, ale z gry wynikało bardzo niewiele. Wołkowicz musi grać na lewej stronie, a na prawą – owszem, chwilowo może zbiegać na kilkuminutową zamianę z prawym pomocnikiem.

Zawodnikiem, z którym wiązaliśmy przed sezonem nadzieje, a który ciągle nie pokazał się z najlepszej strony był Janusz Gancarczyk. Zawodnik ten ciągle balansuje między podstawowym składem, a ławką rezerwowych. Piłkarz jest na tyle specyficzny, że raz na jakiś czas pokazuje swój spory potencjał, ale brakuje udokumentowania tego w kolejnych meczach. Nawet na przestrzeni jednego meczu potrafi rozbudzić apetyty, by potem grać słabo lub odwrotnie. Z Sandecją wywalczył rzut karny i strzelił gola z jedenastki. Analogiczna sytuacja miała miejsce z Podbeskidziem, kiedy jednak karnego nie strzelił. Wcześniej z Okocimski trafił w słupek, a skuteczną dobitkę zaliczył Michał Zieliński. Zawodnik z Podbeskidziem spisał się dobrze, ale całe wrażenie zatarł już w pierwszej połowie meczu w Bełchatowie, kiedy za faul bez piłki dostał czerwoną kartkę. Zespół w osłabieniu przegrał 0:5. Z tego też powodu zawodnik pauzował przez dwa mecze, a wrócił na ROW Rybnik i był efektywny – zaliczył asystę, a po faulu na nim Pitry strzelił gola z rzutu wolnego. Potem w meczu z Arka wypadł słabo, dlatego w spotkaniu z Dolcanem usiadł na ławce. Wszedł w końcówce meczu i miał udział przy dwóch golach. Jako zmiennik wszedł także z Puszczą i zdobył wyrównującego gola. Potem zawodnik raz grał, raz nie (wchodził z ławki) – z reguły spisywał się nieźle, ale bez błysku. Zaliczył asystę przy zwycięskim golu Goncerza ze Stomilem. Cały czas czekamy na błysk geniuszu tego zawodnika, jest szybki, potrafi wygrywać pojedynki 1 na 1, ale już od roku ma tylko przebłyski, a nie ma stałej tendencji. Piłkarz ten ma predyspozycje, żeby rywali na skrzydle zjadać na śniadanie. Ciągle jednak czegoś brakuje, choć chyba jednak są to kwestie bardziej mentalne niż piłkarskie.

Pozostali zawodnicy grali raczej incydentalnie na skrzydłach. Z Kolejarzem zainaugurował sezon Grzegorz Goncerz, który wszedł na kwadrans przed końcem i rozruszał niesamowicie grę GKS. W następnym meczu dostał szansę w ataku. Na prawej pomocy zagrał znów w Chojnicach, ale słabo. To były jednak incydenty, bo wkrótce Grzegorz był wystawiany w ataku z dobrym skutkiem, choć ten skutek był tylko, gdy grał jako zmiennik. Tak naprawdę na skrzydle w tej rundzie nie zaistniał.

W początkowej fazie sezonu były też takie mecze, w których na skrzydle grał Rafał Figiel. Tak było w meczu z Łęczną, ale zanim zdołał coś pokazać, musiał zejść z boiska w wyniku czerwonej kartki Budziłka i konieczności zmiany.

Epizod na prawej pomocy zaliczył Alan Czerwiński w meczu z Miedzią, ale to był słaby mecz całego zespołu i Alana również. Bardzo się starał, ale nie był w tym meczu efektywny.

Na lewą pomoc w trakcie meczu z Olimpią z ławki wszedł Rafał Pietrzak i spisał się świetnie. Zawodnik ma dryg do gry ofensywnej i asysta przy bramce Tomasza Wróbla była klasowa. Potem zagrał na tej pozycji w Niecieczy i również spisał się nieźle, po jego wyrzucie z autu Kamil Cholerzyński przeprowadził akcję bramkową. Potem jednak wrócił na obronę i to jest jego wyjściowa pozycja, z której również może udzielać się często z przodu, jak ze Stomilem, kiedy dośrodkował w pole karne i po zgraniu Gancarczyka do Goncerza padła zwycięska bramka.

Bartłomiej Chwalibogowski również zaliczył kilka momentów w pomocy. Najpierw w spotkaniu z Podbeskidziem, gdzie miał całą dogrywkę z hakiem i zagrał nieźle. Dość spektakularne było jego pojawienie się w pomocy w meczu z Łęczną, kiedy to momentami nawet był na pozycji… środkowego napastnika. Nie można mu było odmówić chęci. Natomiast po wejściu na boisko w meczu z Arką zagrał znakomite zawody okraszone bramką. Zupełną klapą okazał się natomiast występ w Jaworznie przeciwko Tychom i po tym spotkaniu piłkarz już w tej rundzie nie zagrał.

Dodajmy, że na początku sezonu w trzech meczach ligowych wystąpił w GKS również Arkadiusz Kowalczyk, ale jako napastnik. Natomiast nieoczekiwanie w spotkaniu z Wisłą Płock dostał szansę przez ponad pół godziny na… lewej pomocy. Po Wołkowiczu to drugi nietrafiony pomysł trenera, bo na lewej flance ten prawonożny zawodnik kompletnie sobie nie prowadził i zepsuł niemal wszystkie akcje.

Nadal nie ma pewnych i stałych skrzydłowych w GKS. Na tę chwilę wydaje się, że Wróbel na prawej, a Wołkowicz/Gancarczyk na lewej stronie będą walczyć. Czekamy na ugruntowanie pozycji tych zawodników.

Podsumowanie
Formacja pomocy nie jest na tyle odrębna i autonomiczna, co np. formacja obrony. Wiele w niej zależy nie tylko od dyspozycji zawodników, ale też od potrzeb w ataku, a i wewnątrz niej zachodzi czasem konieczność przesunięcia zawodnika z tyłu do przodu, z przodu do tyłu lub na linii skrzydło-środek. W zasadzie ciężko jest wytypować w stu procentach podstawowy skład linii pomocy. Wydaje się jednak, że wyjściowo defensywnymi pomocnikami są Duda lub Cholerzyński z Fonfarą, na skrzydłach Wróbel (prawe) i Wołkowicz lub Gancarczyk (lewe) i na pozycji ofensywnego Pitry. Wiemy jednak, że na pozycji Pitrego grali i Wróbel i Fonfara, co skutkowało odpowiednimi roszadami na ich wyjściowych pozycjach. Pamiętajmy też, że zazwyczaj jeden z defensywnych pomocników bardziej ubezpiecza obrońców (stoperów), a drugi także bierze udział w konstruowaniu akcji.

GKS ma bogactwo wyboru jeśli chodzi o środek pomocy. Jeśli jeden zawodnik wypada, to często z jeszcze większym powodzeniem zastępuje go drugi. Szwankują natomiast skrzydła, mimo że grają poprawnie, to od wielu miesięcy nie są wykorzystywane tak, jakby mogły, a zawodnicy nie potrafią na nich błyszczeć. Można wręcz powiedzieć, że większą robotę na skrzydłach robią boczni obrońcy. Natomiast Tomasz Wróbel większość swoich kapitalnych zagrań w GKS zaliczył nie ze skrzydła, a ze środka. Podobnie Wołkowicz, bramki czy asysty notuje głównie ze środkowej strefy. To dobrze oczywiście świadczy o zawodnikach, że schodzą do środka, natomiast brakuje jednak typowej efektywności z bocznych sektorów boiska i to jest ta rezerwa, nad którą spokojnie można popracować. Bo jeśli potencjalnie skrzydła są dobre, ale jeszcze niewykorzystywane, a GKS ma tak dobre wyniki, to można pomyśleć, co będzie się działo, gdy rzeczywiście po dośrodkowaniach GKS będzie strzelał bramki.

Linia pomocy GKS Katowice jest bardzo mocna, to nie ulega wątpliwości. W rundzie jesiennej to pomocnicy strzelili najwięcej bramek i zanotowali najwięcej asyst. Nie bierze się to z niczego, indywidualne umiejętności, doświadczenie, a także coraz lepsza gra zespołowa przynosi coraz lepszy skutek. I gdyby tylko w naszym zespole był jeszcze jakiś klasowy napastnik…


1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Jjj

    15 grudnia 2013 at 20:51

    Po co nam wrzutki jak nie mamy napastnika który by to wykorzystywał ? Nasza gra sie zmieniła i dlatego przynosi efekt ! Co z tego ze rok czy dwa lata temu wrzucalismy jak sie broniliśmy przed spadkiem ?? Gramy tak jak teraz środkiem i wygrywajmy ! Pitry za mało bramek strzela !

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga