Felietony Piłka nożna
Czas wyeliminować truciznę z tego klubu
Wszystko, co miało zostać już napisane – zostało. Na naszej stronie i przez kibiców. Czy to w komentarzach na GieKSa.pl czy mediach społecznościowych oficjalnych i nieoficjalnych, czy na forum.
Praktycznie nie przypominam sobie w tej chwili choćby JEDNEGO komentarza, który w jakikolwiek broniłby pion sportowy GKS Katowice. Niektórzy jeszcze analizują, że bez tego trenera może ktoś by lepiej grał, albo bez jakiegoś piłkarza może trener by dał radę. Wszystkie komentarze natomiast – a są ich setki – zgodnie twierdzą, że w Katowicach mamy po prostu piłkarskie dno i metr mułu, a ten kształt ludzki nie ma prawa bytu.
W sobotę czeka nas mecz z Olimpią Grudziądz. Naprawdę nic już nie jest w stanie zmienić postrzegania drużyny, która zawiodła tyle razy. Jeszcze cień wymuszonej nadziei mieliśmy po trzech wygranych z rzędu, ale teraz to trzeba uznać raczej za dzieło przypadku i statystyki – że czasem coś po prostu się wygra. Dokładając do tego, że bramki w Bytowie i Bielsku zostały zdobyte w samej końcówce, wychodzi na to, że pewnie wygrany był ostatnio tylko mecz ze słabym Stomilem.
Ale to i tak nieważne, bo w momencie prawdziwej próby, najważniejszej dla kibiców, piłkarze oddali tę grę bez walki. Ktoś powie, że z Ruchem było widoczne zaangażowanie. Tylko, że znów kłaniają się nasze bardzo niskie i minimalistyczne standardy zbudowane przez lata gnicia na zapleczu ekstraklasy. Więc jeśli mamy duże posiadanie piłki, kilka razy zbliżymy się pod szesnastkę, ktoś tam zrobi dwa sprinty i obejrzymy jeden ciekawszy pojedynek fizyczny – to już mówimy, że „tym razem było widoczne zaangażowanie”. Głupie to strasznie, ale niestety i my jako GieKSa.pl przyjmujemy taką beznadziejną narrację – starając się robić dobrą minę do złej gry. Prawda jest taka, że z Ruchem było tylko trochę tego zaangażowania, ale nie ściemniajmy, że miało miejsce jakieś gryzienie trawy czy walka do upadłego i za wszelką cenę o korzystny wynik. Ten mecz co najwyżej był przetruchtany (w przeciwieństwie do przechodzonych czy odbytych na stojąco), ale na pewno nie był wybiegany i wywalczony. Tak naprawdę to pod względem ambicjonalnym był mecz na minimalnym poziomie do przyjęcia w średnio ważnym starciu ligowym ze średniej klasy rywalem. A nie w najważniejszym pojedynku od 14 lat dla rzeszy kibiców GieKSy.
Potem było spotkanie z Tychami – w tym temacie już skandaliczne, zagrane bez jakiejkolwiek ambicji, co – mówiąc o pierwszej połowie i braku chęci – przyznał sam trener Piotr Mandrysz.
Dwa spotkania, bardzo ważne i prestiżowe, ale naprawdę z bardzo przeciętnymi zespołami. Ruch wygrał na Bukowej ambicją, a Tychy…nie wiadomo czym, bo zagrali beznamiętnie i mocno średnio. To wystarczyło na olewających swoje obowiązki katowiczan.
Formuła z trenerem Mandryszem nie sprawdziła się. To na nim opieraliśmy przed sezonem nadzieję, że chwyci piłkarskie towarzystwo wzajemnej adoracji za twarz i zrobi w szatni porządek po Brzęczku. Tak się nie stało, trener od samego początku nie pokazuje nam tych cech, z których znaliśmy go wcześniej. Po meczach z reguły mówi, że mieliśmy sporo sytuacji bramkowych, choć podciąga pod to sytuacje, których nie można nazwać nawet trzydziestoprocentowymi. Mówi o bardzo dobrym meczu z Ruchem, co chyba wynika tylko z faktu przewagi w posiadaniu piłki. Dopiero przymuszony na konferencji w Tychach powiedział, że niektórzy zawodnicy nie wytrzymują obciążenia psychicznego.
Z rzeczy, które są na ten fatalny sportowy moment w historii klubu możliwe i realne, brakuje nam jasnego sygnału po pierwsze od trenera, po drugie od prezesa (o nim nieco dalej), że jednak jesteśmy w tragicznej sytuacji sportowej. Że zawodnicy nie realizują założeń taktycznych, grają bez zaangażowania i ambicji oraz w niektórych przypadkach są po prostu na tyle słabi, że środek tabeli będzie ogromnym sukcesem.
To co naprawdę dziwi, to brak widocznej frustracji u trenera Mandrysza. Spodziewalibyśmy się, że po jednym, drugim, trzecim, czwartym, piątym beznadziejnym meczu będzie kipiał ze złości. Niestety szkoleniowiec przyjmuję pozycję depresyjną i szuka usprawiedliwień, czym stawia się w jednym rzędzie z piłkarzami. To jest jedna z przyczyn tego, że również i on ma u kibiców złą prasę. Założę się, że gdyby raz czy drugi szczerze powiedział na konferencji, że ma żal do zawodników o postawę na boisku i nie ma jego zgody na to – wielu kibiców miałby po swojej stronie.
Potrzebny jest gruntowny wstrząs, całościowy jeśli chodzi o piłkę nożną w GKS Katowice. Po pierwsze – głośne wypowiedzenie tego, że jednak mamy problem. Tak jak u osób uzależnionych, jeśli nie powiedzą przed samymi sobą, że mają ten problem, jeśli nie zaakceptują, że tak jest – nie mają szans na zmianę. A że klub to nie jest „gra w bierki ani domek z zabawkami, to jest bardzo ważna sprawa i życie prywatne wielu ludzi” (cytat z Rafała Góraka) – nam jako kibicom jasne postawienie sprawy po prostu się należy. Bo może i ktoś w klubie wie, że jednak dzieje się źle, ale udają na zewnątrz jest dobrze. A to nie tędy droga, bo klub to przede wszystkim kibice i udając, że jest jednak dobrze – jesteśmy po prostu oszukiwani.
Po drugie – gruntowne zmiany kadrowe. Latem przyszło kilku nowych zawodników i łudziliśmy się, że z nowym trenerem coś z tego będzie – „łudziliśmy się” to dobre określenie, bo sam osobiście pisałem już po poprzednim sezonie, że jeśli kilku zawodników zostanie, to nic dobrego nas nie czeka. To się niestety sprawdziło.
Zostali więc tacy gracze jak Nowak, Kamiński, Frańczak, Zejdler, Kalinkowski, Foszmańczyk, Goncerz, którzy w mniejszym klub większym stopniu grają w pierwszym składzie do dziś. Ci zawodnicy już wiosną udowodnili, że nie można na nich w dłuższej perspektywie czasowej liczyć. Nie wykorzystali swojej życiowej szansy i tak naprawdę powinni odejść z klubu w komplecie już latem. Niestety trener w wywiadzie przedsezonowym mówił nam, że Foszmańczyk był najlepszy w poprzednich rozgrywkach, prezes Cygan mówił o bardzo dobrym Kamińskim. Tak naprawdę już po tamtych słowach mogliśmy skreślić ten sezon i zgasić światło.
Są ludzie, którzy z wymienionych wyżej zawodników jeszcze bronią Zejdlera – chłopak jakieś tam umiejętności ma i być może w innym otoczeniu mógłby coś wnieść. Jednak patrząc na jego indywidualną postawę z wiosny, mam co do tego wątpliwości. On też w dużej mierze był odpowiedzialny za fatalne wyniki. Nie potrafił zmienić absolutnie nic w obrazie przegrywanego minuta po minucie awansu. Sam nie wiem…
Nie ma najmniejszych szans na osiągnięcie sukcesu, póki w GieKSie będzie ta grupa zawodników – pozbycie się ich to warunek konieczny, ale niewystarczający. Problem jest taki, że i nowi, którzy przyszli w większości nie rokują dobrze. Częściowo są oni z zaciągu Mandrysza. Przemeblowany został cały blok obronny i jest on dziurawy jak szwajcarski ser. Midzierski coraz bardziej się gubi i w każdej kolejce popełnia kiksy, Klemenz prokuruje rzuty karne i Mączyński, który wyraźnie ma problemy z GPS-em na boisku. Kędziora i Plizga to emeryci z przebłyskami, ale przebłyski dobrej pamięci mają nawet osoby z chorobą Alzheimera. O Mokwie już nikt nie pamięta, drewnianego Yunisa trener nie wpuszcza już nawet na ogony. Pleva to w ogóle na ten moment nadaje się bardziej na siedzenie na fotel i szydełkowanie.
Tak naprawdę z obecnych istotnych zawodników w GKS mogliby zostać: Abramowicz, Błąd, Cerimagić, Skrzecz i Sulek. Szansy nie dostali Kuliński i Słomka, co też zakrawa na skandal, bo wydaje się, że grając jedenastoma Kulińskimi w formie z meczu z Puszczą, w którym wystąpił, mielibyśmy spore szanse na lepsze wyniki niż teraz. Ale trener woli wystawiać tych, którzy notorycznie psują grę, nie angażują się i jeszcze robi jakieś eksperymenty z Goncerzem, z których później się wycofuje (zmiana w przerwie z Ruchem i poza kadrą w Tychach).
Tak więc oprócz wymienionych wyżej zawodników plus tych, o których zbyt wiele powiedzieć nie możemy (bo nie grali), cała reszta powinna zanotować klasyczny WYPAD z tego klubu. Oczywiście jedni mniej, drudzy bardziej – jedni ze względu na to, że są po prostu słabi, inni ze względów wybitnie charakterologicznych. Na przykład taki Klemenz – chyba chce – ale jednak gra w tej dziurawej obronie i w decydujących momentach kompletnie zawodzi. Chociaż OK, Klemenzowi dajmy jeszcze szansę. Natomiast pozostawienie kilku z tych wszystkich hańbiących nas piłkarzy na nadchodzącą wiosnę – spowoduje, że nigdy nie wskoczymy na wyższy poziom. Nowi ludzie wchodzą do szatni GKS i nasiąkają tą trucizną starych. Nawet ci nowi, po których wiele oczekujemy – po kilku meczach prezentują dokładnie mentalnie to samo, co Kamyk, Fosa i spółka. I jesień jest tak naprawdę gorsza niż była wiosna.
Trzeba o tym mówić głośno, bo co z tego, że wywalimy Kilińskiego, Garbacika, właśnie Słomkę, niegrającego Mokwę, zatrudnimy w zamian kilku innych, jeśli wiosną znów w składzie będą Nowak, Frańczak, Mączyński, Kalinkowski, Pleva, Foszmańczyk, Mandrysz czy Kędziora?
Do końca rundy zostały 4 mecze i nie wiadomo, ile GKS zdobędzie punktów. W zależności od tego, czy zawodnikom będzie się chciało grać, mają szansę na kilka dobrych rezultatów lub kolejne klęski. I lepiej, żeby te dobre rezultaty osiągnęli, bo kibice są już u kresu wytrzymałości i po nieudanym meczu z Olimpią znów zawodnicy mogą się nasłuchać tego, czego powinni byli się nasłuchać już po meczu z Ruchem. Na wyjazdach kibiców zabraknie, a w sumie „w to graj” piłkarzom, bo będą grać bez zbędnej dla nich presji.
W wyniku „działań” piłkarzy zmieniali się trenerzy, za wygraną dał prezes, prezydent Krupa skreślił sezon, przegoniony został sponsor strategiczny – firma AASA, przeganiani z trybun są kibice. Zupełnie nie widać przy tym zdecydowanej reakcji kogokolwiek – po prostu krok po kroku ludzie się wycofują z tego bagna. Miasta nie reaguje, prezes Cygan nie reagował, trenerzy nie reagują. I tak naprawdę na ten moment nie można dopuścić do sytuacji, że ograniczymy się znów tylko do zmiany trenera, bo wtedy znów wygrają piłkarze. Mandrysz powinien odejść, ale priorytetem powinno być pozbycie się większości zatruwających klubowi życie piłkarzy.
Prezes Janicki na razie milczy, jest w trudnej sytuacji, bo w pewnym zawieszeniu i nie wiadomo, co zdarzy się zimą z jego osobą – jaka będzie jego i Miasta decyzja. Więc tutaj jeszcze można lekko zrozumieć jego brak reakcji, ale powoduje to wrażenie bezkrólewia w GieKSie i piłkarze działają na zasadzie kompletnego rozpasania. No ale skoro nie prezes, to trener MUSI dać sygnał, że coś jest nie tak. A tego nie robi.
Na razie wspomniany mecz z Olimpią w sobotę. Nikt nie ma w Katowicach już cienia sympatii do tej drużyny. Ludzie są załamani podejściem piłkarzy do gry w GKS, a oni nie potrafią i nie chcą tego nawet w jednym procencie zmienić. Więc te ostatnie mecze my jako kibice musimy po prostu odhaczyć.
Oczekujemy w końcu głośno wypowiedzianych słów z klubu, że w zimie nastąpią wielkie zmiany. A w przerwie między rundami muszą one nastąpić. W przeciwnym razie będziemy dążyli prostą drogą do upadku.
Szatnię trzeba oczyścić z piłkarskiej trucizny, zrobić kompletny detox, nawet kosztem cierpienia, nawet – w skrajnym przypadku (choć nie wierzę w to) – kosztem spadku do drugiej ligi. Bo z trucizną może spadek sportowy nie nastąpi, ale klub będzie powoli, niezauważalnie, pikował w dół i ani się nie obejrzymy, jak zostaną tylko zgliszcza i nie będzie już odwrotu.
Choć i tak uważam, że jeśli oparlibyśmy drużynę na dwudziestolatkach z niższych lig plus wspomnianych kilku akceptowanych zawodników, wyszlibyśmy na tym zdecydowanie na plus – nie tylko nie spadlibyśmy, ale cieszylibyśmy się z walki o każdy centymetr boiska mając znów nadzieję na zbudowanie wielkiej GieKSy.
PS. W trzy godziny po publikacji powyższego felietonu, pojawiła się informacja, że Marcin Janicki został prezesem GKS Katowice. Nowemu prezesowi życzymy owocnej pracy na rzecz uzdrowienia piłki nożnej w naszym ukochanym klubie!
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




rob
2 listopada 2017 at 13:29
Największą trucizną dla tego klubu jest nieudacznik Marcin Krupa.
kibol
2 listopada 2017 at 15:47
Jak to mówią mniejszy wstyd teraz (spaść)upasc na dno i odrodzić sie z podwójną mocą niż być bitym przez SOSNOWIEC,CHORZÓW i TYCHY na SLĄSKU przez 15 lat
Siwh
2 listopada 2017 at 16:03
Redaktorze pikować można tylko w dół:)
Prezes1964
2 listopada 2017 at 16:06
Trzymanie dwóch potencjalnych graczy pierwszego składu spoza uni europejskiej , którzy moga grać tylko bez siebie to również sytuacja patologiczna
PanGoroli
2 listopada 2017 at 20:30
Nie Siwy, domyślne znaczenie 'pikować’, to od angielskiego pik = szczyt, czyli szczytowac. A potocznie określa się każdy ruch, który ma profil stożkowy. Np moc muzyczna mierzona w piku.
PanGoroli
3 listopada 2017 at 00:02
Miało być 'peak’, czyt pik
Irishman
3 listopada 2017 at 08:24
Zgadzam się prawie w 100% ale ostrożnie z tym spadkiem do II ligi. Powrót może okazać się wcale nie tak prosty, a i ludzie nam niechętni, którzy chcieliby zmarginalizować piłkę nożną w Katowicach dostaliby do reki potężne atuty.
Inna sprawa, że nie wierzę, aby po pozbyciu się kilku głazów ciągnących nas na dno i oparciu drużyny o najlepszych piłkarzy oraz młodzież nie wywalczylibyśmy co najmniej miejsca w środku stawki ligowej.
Mecza
3 listopada 2017 at 11:00
Mandrysz dobry trener ale słaby psycholog. Odnoszę wrażenie że po przygodzie w Sosnowcu coś zmienił w swoim podejściu do prowadzenia kadry i to wychodzi. Wcześniej bezkompromisowy a teraz głaskanie aby się nie narazić, efekty marne.
Irishman
3 listopada 2017 at 11:57
Tak, dla mnie trener Mandrysz to chyba największe rozczarowane… Zupełnie czegoś innego się spodziewałem po nim.
Obik1980
3 listopada 2017 at 15:54
Wedlug mnie za wcześnie zrezygnowalo sie np z Mokwy.Za bardzo duzo rotacji w skladzie. Powinna byc przynajmniej 1 jedynastka stala na kilka meczy. Zle dobieranie ustawien zawodnikow do meczy,szczególnie u siebie gdzie powinno sie atakowac i nie dawac ani chwili odpoczac. Brakuje takich zawodnikow pokroju Ledwon, Borawski Szczygiel Kucz Widuch
Obik1980
3 listopada 2017 at 16:00
W naszym ukochanym klubie nie moze byc ustawiana taktyka ultra defensywna a powinna byc ofensywna nie wiem czy dobrze pamietam ale kiedys stosowana byla taktyka 3-4-3,shellu pamietasz moze?
Berol
3 listopada 2017 at 17:52
podpisuje sie pod tym felietonem w 100 proc wszyscy mamy już dosc robienia nas w wała przez tą bande
Berol
3 listopada 2017 at 18:09
Na wiosne tą żenade tłumaczyłem sobie ze moze serio jest jakis przykaz z góry ze jednak mamy nie awansowac bo trudno było to sobie inaczej racjonalnie wytłumaczyc. To jednak co graja na jesien tego nie da sie juz zrozumiec inaczej jak perfidne walenie w kulki czy wrecz sabotaż tu musi byc trzesienie kadrowe i walniecie reka w stół .Zgadzam sie z Irishem ze ostroznie z myslami o 2 lidze bardzo ciezko bedzie sie z niej wygrzebac w razie odpukac spuszczenia nas przez tych… poziom wcale nie jest tam duzo nizszy Ogólnie cała ta nasza 1 liga jest daremna wygrywa ten któremu w danej chwili chce sie walczyc problem ze naszym chce sie juz coraz rzadziej a w meczach o cos lub prestizowych juz wcale niestety