Nie da się wymyśleć bardziej dramatycznego scenariusza i spektakularnego zakończenia, jak wczoraj. Patrząc na to, że GKS w ostatnich latach dość rzadko zdobywał bramki w doliczonym czasie gry, to czynił to akurat wtedy… kiedy trzeba. Pamiętny gol z Ruchem Chorzów, ten ostatni sezon i trafienia przy Konwiktorskiej i Edukacji, w obecnych rozgrywkach niesamowita końcówka z Cracovią, a teraz – idealnie na otwarcie nowego obiektu – w sto pierwszej minucie, co chyba w historii GieKSy nie ma precedensu.
Jesteśmy w innej rzeczywistości. Jeszcze 6-7 lat temu, gdy GKS Katowice spadał z pierwszej ligi, zespół przez rok nie potrafił wygrać u siebie. To była niesamowita statystyka. Na wyjazdach nawet trochę wygranych było, ale Bukowa była przeklęta. GieKSa przegrywała, częściej remisowała, ale trzech punktów nie była w stanie zainkasować. A teraz? Teraz sobie na lajcie wygrywa w takich kluczowych meczach, jak pożegnanie starego stadionu i powitanie nowego. Gdy wyzwania są nieporównywalnie trudniejsze, bo ekstraklasowe. Siedmiomilowe kroki.
Przy takiej publice GieKSa grała jako gospodarz może po raz pierwszy w historii. Były oczywiście mecze w pucharach na Śląskim. Ale tutaj mieliśmy w końcu ten swój stadion, z piętnastotysięczną frekwencją, stadion wypełniony do ostatniego miejsca, żywiołowo dopingujący przez cały mecz. Była pompa, byli oficjele, prezes PZPN, czy „serdecznie” przywitany minister Sławomir Nitras. Wszystko było gotowe, aby w tych nowych warunkach, piłkarze wyszli na boisko – nieznane nadal przecież sobie, bo tylko poobcowane dwoma treningami – i walczyć o pełną pulę z Górnikiem Zabrze.
Ta wygrana spięła klamrą lata chude. Jedną piątą wieku lat chudych, bo to właśnie 20 lat temu w ostatnim meczu w ekstraklasie katowiczanie zwyciężyli z Górnikiem po golu Krzysztofa Markowskiego w 97. minucie. Co się wydarzyło pomiędzy tymi dwoma meczami z Górnikiem… Więcej złego niż dobrego, ale to złe – wygląda na to – już za nami. Po latach rwania włosów z głowy, w końcu możemy się cieszyć, autentycznie cieszyć GieKSą na salonach i to jeszcze z sukcesami. Jeszcze rok temu ten scenariusz uznalibyśmy za zbyt piękny, by mógł się ziścić.
I z tym Górnkiem przecież nam się wiodło fatalnie. Przy Roosevelta trzy porażki, u siebie dwa ligowe remisy i trzy przegrane w Pucharze Polski. Karał nas Lukas Podolski, który zarówno w Katowicach, jak i Zabrzu notował dublety. Już pierwszy mecz przy Nowej Bukowej to fakt następujący, który wychwycił nasz niezawodny redakcyjny statystyk Kosa – przegrał tu były Mistrz Świata, nawiązując do oprawy z meczu z Zagłębiem i historii Zidane’a i kumpli. To niesamowity i symboliczny skalp na sam początek życia tego nowego obiektu.
Opinie mogą być różne. Czy GKS Katowice zasłużył na zwycięstwo w tym spotkaniu? Czysto piłkarsko, można mieć co do tego wątpliwości. Górnik – zwłaszcza w drugiej połowie – miał bowiem kilka kapitalnych okazji do zdobycia gola. Samo xG po meczu wynoszące 2,69 z kosmosu się nie wzięło. Szanse Sowa czy Zahovića były wybitne. To co wyczyniał jednak w bramce Dawid Kudła, to najwyższa klasa. Golkiper nie pierwszy raz w tym sezonie uratował nam skórę. W tym meczu przyciągał piłki jak magnes, a i miał furę szczęścia, gdy futbolówka odbita od Lukasa Klemenza leciała w stronę bramki, ale miała tak przedziwną rotację, że się odkręciła.
Jak powiedział jednak nasz trener, wygrał zespół skuteczniejszy i jest to o tyle dyplomatyczna wypowiedź (bo oczywiście zawiera w sobie te wszystkie okazje Górnika), co po prostu taka, co do której nie da się polemizować. Tak, GieKSa strzeliła o jedną bramkę więcej. W tym sezonie było kilka odwrotnych meczów, nie szukając daleko – np. spotkanie w Lublinie z Motorem. GKS tego meczu nie powinien przegrać. Zresztą ostatniego z Widzewem – też nie. Tutaj znowu można przytoczyć słowa Jana Urbana o tym, że na koniec i tak każdy ma to, na co zasługuje.
Chcę jednak zwrócić uwagę, że to zwycięstwo nie było do końca szczęśliwe. Oczywiście Górnik był lepszym zespołem w drugiej połowie i bardziej dążył do zwycięstwa właśnie z tymi swoimi okazjami. Choć z niedosytem, remis mogliśmy brać w ciemno. Ale tu znowu przypominają się słowa Rafała Góraka o meczu z Cracovią, kiedy się tak smutno zrobiło po bramce Kallmana, ale zespół nic sobie z tego nie zrobił i ruszył szturmem po czwartą bramkę. Tutaj mimo naporu Górnika – w doliczonym czasie gry GKS też postanowił zaatakować i przecież byliśmy kilkukrotnie pod polem karnym Górnika. Swoje okazje mieli Bartosz Nowak i Oskar Repka – naprawdę tam niewiele brakowało. W tak trudnym meczu GKS nie zamknął się w końcówce na swojej połowie. A potem mieliśmy już tylko Filipa Szymczaka, który odblokował się w najlepszym możliwym momencie. Strzał oddał idealny, idealna była też euforia ławki i trybun. GieKSa przełamała serię z Górnikiem. Dodałbym jeszcze cichego bohatera tej akcji, bo to Mateusz Kowalczyk, który przez całe spotkanie szukał takich otwierających podań – zagrał fenomenalną piłkę przed pole karne do Filipa i ten po prostu podwórkowo okiwał i strzelił. Wyszło świetnie.
Klasę pokazali kibice Górnika, którzy przegrywając mecz w dramatycznych okolicznościach, zaraz zaczęli skandować „GKS Katowice” i gratulować. Dobra sztama nie jest zła, a taka zgoda pomiędzy dwoma wielkimi klubami z tego samego regionu to ewenement. Trzeba się szanować.
Wszystkie te pozasportowe „ekscesy” mamy za sobą. Teraz mamy już ten swój nowy dom i trzeba się skupić na piłce i normalnych meczach. Z kolejki na kolejkę, z coraz to następnymi rywalami. Magiczna granica 38 punktów coraz bliżej. Odległość jednego meczu. Trzeba po prostu coś wygrać. A potem czekać na te wielkie mecze, które przed nami na Nowej Bukowej – być może opromieniona wyeliminowaniem Chelsea Legia pojawi się na Bukowej z głową w chmurach. A Lech z wielką presją dotyczącą Mistrzostwa Polski w przedostatniej kolejce będzie miał spętane nogi. Wtedy ruszy na nich GieKSiarska nawałnica 
Suporterwnc
3 stycznia 2020 at 08:10
Strzelił dwie i to w dwóch pierwszych meczach- o ile mnie pamięć nie myli. A potem wszystkie mecze na sucho. Niestety, ale był tylko konkurentem- i to niezbyt wymagającym. Bardzo dobra i przytomna decyzja. Ambicja już w Gieksie nie wystarczy. Muszą być wyniki i postęp, a liczby nie kłamią. Będziemy szukać napastnika. A właściwie- jak widzę co robi Góralczyk- to już go mamy na celowniku. Ciekawe, kogo wygrzebie. Wierzę, że znów się trafi wartościowy, młody grajek „znikąd”.
Irishman
3 stycznia 2020 at 10:20
Moim zdaniem chłopaka „popsuł” Paszulewicz nie dając mu szans, stawiając na ściągniętego Śpiączkę, pomimo, że ten był totalnie bez formy. Ni odbudował go też Dudek. Teraz Daniel po prostu nie pasuje do naszego stylu gry i dlatego to bardzo dobra decyzja.
A ja myślę, że on gdzie indziej wypłynie i zacznie strzelać, czego mu życzę – byle nie strzelał nam.
kosa
3 stycznia 2020 at 10:34
@Irishman porównaj sobie, kiedy przyszedł Śpiącza i ile do tego czasu (a i po przyjściu Śpiony) grał Rumin, bo to że nie dostawał szans to jeden z Twoich stałych tekstów, które akurat nie mają pokrycia w faktach. Już na forum zwracałem Ci na to uwagę. Mało tego – Rumin też dostawał szanse od trenera Góraka, był pierwszym wyborem.
Jakby Rumin dorównywałby Śpionie, to ten nie musiałby do nas trafić, a i pewnie spokojnie byśmy się utrzymali.
Niech mu się wiedzie, ale tyle szans ile dostał Rumin, to nie dostał żaden napastnik w GieKSie.
Arcadiomorales
3 stycznia 2020 at 14:32
Zrobi miejsce dla Dadoka ze Stalowej Woli.
KaTe
3 stycznia 2020 at 15:17
Dadok nie jest napastnikiem. Prędzej uwierzę, że będzie to Daniel Szczepan ze Śląska Wrocław (no i liczba Danielów będzie się zgadzać)
pablo eskobar
3 stycznia 2020 at 22:32
Sciagnac dobrego napastnika hmm kazdy klob tego produktu szuka tu trzeba byc szybszym niz inni i sciagac mlodych zdolnych co moga sie wybic stary szrot nie dla GIEKSY
Irishman
4 stycznia 2020 at 13:04
@Kosa, nie rozumiem jak możesz ciągle bronić decyzji o sprowadzeniu do nas Śpiączki??? Chłop był TOTALNIE bez formy, a Nieciecza za nami w tabeli. Potem oni odżyli, a my zostaliśmy na swoim, żałosnym poziomie w czym była duża zasługa była naszego nowego super-snajpera. No ale o ile pamiętam, to Ty broniłeś także decyzji prezesa Janickiego sprzed roku o pozostawieniu na swoim stanowisku dyrektora Bartnika, więc….. już się aż tak bardzo się nie dziwię. Pamiętam też jak to wyglądało. Fakt Rumin zaciął się jeśli chodzi o bramki po niezłym początku ale jednak dochodził do tych sytuacji i moim zdaniem to była tylko kwestia czasu, aż się znowu odblokuje. Tymczasem po prostu oczy krwawiły jak oglądało się grę Śpiączka, który mimo wszystko dostawał ciagle szansę. Nawet mówiło się wtedy na forum, że może być jakiś zapis w umowie z Niecieczą, że on musi grać. Wisienka na torcie było jak w ostatnim meczu z Bytovią, chyba w 92 minucie mógł nam zapewnić utrzymanie… no ale tego nie zrobił. Zresztą, że tak zapytam, gdzie dzisiaj gra ten świetny napastnik???
A Rumin? Moim zdaniem niedługo potwierdzi swoja wartość w innym klubie. Aczkolwiek bynajmniej nie twierdzę, że pozbycie się go, to jest błąd, bo to jest dobre tak dla nas jak przede wszystkim dla niego.
kosa
4 stycznia 2020 at 13:46
@Irishman ale ja nie bronię Śpiączki, tylko piszę o faktach. Był sam Rumin i dostawał wiele szans (tyle ile żaden napastnik w ostatnich kilkunastu latach – dobrze, bo na tym to polega) i nie dawał rady. Przyszedł Śpiączka i dalej stawiano na Rumina, ale dalej nie dawał rady. Wtedy zaczęto stawiać na Śpiączkę, który strzelał bramki. Był wtedy w lepszej formie i był lepszym piłkarzem od Rumina. Co nie znaczy, że był super, ale i tak jego forma (jak określiłeś: „oczy krwawiły”) była kilka razy lepsza niż to, co prezentował Rumin. „Mówiło się” – „mówiło się też, że Rumin nie dostawał szans”, co już wielokrotnie wykazywałem, że było wręcz przeciwnie.
Może rozwiązanie jest prostsze i po prostu Rumin nie wykorzystał swojej ogromnej szansy i kredytu zaufania, jakim obdarzono go w klubie (przy kilku trenerach i prezesach)?
Niepotrzebnie polaryzujesz dyskusję, że albo ktoś jest fanem Rumina, albo Śpiączki. To nie ma nic do rzeczy – każdy może sobie sprawdzić, ile grał i kiedy Rumin i co z tego wynikało. I ja się tylko do tego odnosiłem, bo śmieszy mnie, że przy tylu set minutach i szansach, ktoś może wierzyć, że ktoś inny jest winny, a nie sam zawodnik. A Ty szukasz winny słabej gry Rumina w Paszulewiczu i Śpiączce.
kosa
4 stycznia 2020 at 14:29
@Irishman zresztą sam zobacz:
Dyrektor Bartnik i trener Paszulewicz sprowadzają do klubu Daniela Rumina
1. mecz sezonu – Podbeskidzie – wchodzi za Volasa w 61. minucie
2. mecz sezonu – ŁKS – gra od 1. do 68. minuty i strzela bramkę
3. mecz sezonu – gra 90 minut z Tychami i strzela bramkę
4. mecz sezonu – gra 90 minut w Nowym Sączu (to wtedy zaczęła się klątwą i spieprzona setka na pustą bramkę)
5. mecz sezonu – gra od 1. do 59. minuty z Wigrami. Schodzi przy naszym prowadzeniu 1:0. Zmienia go debiutujący Woźniak.
6. mecz sezonu – gra od 1. do 81. minuty z Rakowem.
7. mecz sezonu – wchodzi z ławki i gra od 46. do 90. minuty z Jastrzębiem.
8. mecz sezonu – gra 90 minut z Chojniczanką.
9. mecz sezonu – nie gra z Chrobrym.
10. mecz sezonu – wchodzi na ostatnie 3 minuty, kiedy zmienia Woźniaka, który strzelił bramkę z Odrą Opole.
Trener Paszulewicz zwolniony z GieKSy. Na 900 minut Rumin zagrał 556 minut w 9 na 10 spotkaniach w tym 6 razy od pierwszej minuty.
Mecza
4 stycznia 2020 at 16:21
Ups, dawno nie było takiej dyskusji tutaj…Zobaczymy jak się będzie Kurbiel prezentował. Zawsze to nowa nadzieja bo faktycznie Rumin gasł pomału i to przy kolejnym i tym razem dobrym trenerze. Napastnik musi mieć cyfry. Życzę mu jak najlepiej. Pozdrowienia dla wszystkich.
Irishman
4 stycznia 2020 at 21:23
@Kosa, pamięć ludzka jest zawodna więc sobie też spojrzałem w statystyki. Ładnie podsumowałeś Rumina i muszę przyznać, że może trochę na wyrost napisałem, że Paszul go popsuł, bo jednak dostawał te szanse. Ale jak ocenić Twoje stwierdzenie:
„Wtedy zaczęto stawiać na Śpiączkę, który strzelał bramki. Był wtedy w lepszej formie i był lepszym piłkarzem od Rumina”…skoro Śpiączka strzelił na jesień też DWIE bramki??? Nawiasem mówiąc na wiosnę też CAŁE DWIE! I pamiętam też, że jak Rumin grał, to jednak ciągle tą bramką dla nas „śmierdziało”. Tymczasem Śpiączkę osobiście pamiętam głównie z faulów na obrońcach.
Ale dobra tam! Prawdopodobnie nie będzie u nas Rumina i dobrze (dla nas i dla niego), nie będzie też DZIĘKI BOGU Śpiączki. Tak więc zostawmy już tą wstydliwą przeszłość i skupmy się na tym co mamy, czyli Rogalskiego, Kompanickiego i…..