Felietony
Dudek – trener, który ma pomysł?
Waga zwycięstwa w Bielsku-Białej jest olbrzymia. Tak naprawdę nie mówiło się o tym meczu tak wiele, jak można by było, nie podkreślało się wartości punktów do zdobycia, tak jak te punkty były cenne. Przegrywając, a nawet remisując z Podbeskidziem – mogliśmy pogrążyć się w otchłani strefy spadkowej tak głęboko, że wygrzebanie się z niej mogłoby być już niemożliwe.
Mało co przemawiało za GieKSą. Słaba forma, fatalne występy w defensywie i praktycznie brak gry w ofensywie. Zespół tracąc gola (a przeważnie tracił dwa) nie miał możliwości, motywacji i pomysłu, jak tu się dobrać do skóry przeciwnikowi. Zestawiając ze sobą trzy pierwsze mecze Dariusza Dudka można z przekonaniem stwierdzić, że był to jeden z najgorszych trójmeczów w historii GieKSy. Nawet w tę historię się zbyt głęboko nie zagłębiając.
Z drugiej strony stawaliśmy naprzeciw Podbeskidzia, które w ostatnim czasie spisuje się dobrze, strzela sporo bramek i po prostu wygrywa. Dodatkowo rachunek prawdopodobieństwa nie wróżył sukcesu – w końcu wygranie dwóch meczów z rzędu na stadionie konkretnego rywala było niespodziewane, a skoro już się zdarzyło – to trzecie zwycięstwo – zwłaszcza przy obecnej dysproporcji formy obu ekip – wydawało się wyczynem z kategorii science-fiction.
I przez większość pierwszej połowy wydawało się, że marzenia o zwycięstwie w Bielsku trzeba będzie odłożyć na przyszłe lata. GieKSa w ofensywie nie istniała, to rywal miał przewagę optyczną i choć bardzo groźnych sytuacji sobie zbyt wielu nie stwarzał – to Krzysztof Baran musiał być czujny. Zwłaszcza jego interwencja przy rzucie wolnym, które z dośrodkowania zamieniło się w strzał – zdecydowanie uchroniła nasz zespół od utraty gola.
Gdy wydawało się, że jakikolwiek gol, który może w tym meczu paść, to gol dla gospodarzy, a naszym szczytem może być bezbramkowy remis, w zupełnie „beznadziejny” sposób uderzył na bramkę Bartosz Śpiączka. Celowo słowo „beznadziejny” ujmuję w cudzysłów, bo nie chodzi o to, że ten strzał był bardzo zły, ale powiedzmy sobie szczerze – nadziei na gola to on nie dawał. A jednak, w momencie, gdy nic już sensownego napastnik z piłką nie mógł zrobić, to przynajmniej oddał celny strzał. Dzięki temu bramkarz miał szansę popełnić fatalny błąd i z tego zrodziła się bramka. Jako że było to niedługo przed końcem pierwszej połowy, udało się bez większego problemu dotrzymać wynik do przerwy.
W drugiej połowie obraz gry nieco się zmienił, ale bardziej w kontekście podejścia do tego spotkania i oczekiwanego wyniku. Podbeskidzie dalej próbowało, ale zgasł w nich jakiś płomień, który sprawiał, że mogliśmy odczuwać wielki niepokój. Oczywiście nadal istniało spore zagrożenie, że gospodarze się obudzą, strzelą jedną czy dwie bramki – i będzie trzeba znów patrzeć na radość nielicznie przybyłych kibiców gospodarzy. A jednak im ten mecz trwał dłużej, tym można było nabierać coraz większego spokoju. Bramka Adriana Błąda, po kapitalnym zachowaniu Bartosza Śpiączki – tylko ten spokój ugruntowała. Chyba i piłkarze GieKSy po raz pierwszy od dawna nabrali pewności siebie i tak naprawdę grając już spokojnie, sami mogli strzelić trzecią bramkę.
Można sobie zadać pytanie, co zadecydowało o sukcesie w Bielsku? Nie będę tutaj rozważał wielu aspektów i czynników mający nań wpływ. Skupię się na jednym, który wydaje mi się kluczowy. A jest nim taktyka. Taktyka i pomysł trenera Dariusza Dudka.
Nie byłem zwolennikiem przyjścia tego szkoleniowca i nadal nie jestem piewcą jego trenerskiego talentu. Ale jednak zaskoczył mnie w ostatnim czasie i to zaskoczył bardzo. I zrobił (robi) to, czego nie robili poprzedni trenerzy, pogrążając drużynę w marazmie.
Reaguje. Po prostu reaguje.
Przychodząc do GieKSy, Dariusz Dudek zastał zgliszcza. Potrzebował trzech meczów, aby przekonać się, jak bardzo rozsypana jest ta drużyna. Czy fizycznie – nie wiemy. Ale na pewno mentalnie i typowo piłkarsko. Poprzedni szkoleniowiec coraz to bardziej pogrążał drużynę w taktycznym chaosie, tak że prawdopodobnie zawodnicy kompletnie pogubili się w tym, jaka jest ich rola w drużynie.
Krytykowałem Dudka za pierwsze spotkania (za sam mecz ze Stalą nie, ale za kolejne już tak), gdy oprócz tego, że GKS wyglądał fatalnie, to trener jeszcze snuł „opowieści dziwnej treści” na konferencjach. Jak widać, potrzebował aż trzech spotkań, by naprawdę zderzyć się z dnem i dać sobie możliwość odbicia się.
Szkoleniowiec zorientował się w tym, co widzieli wszyscy, czyli bardzo złej grze obronnej, która skutkowała olbrzymimi stratami. Ale jedno to się zorientować, a drugie – zadziałać. Nie mając ofensywnych wirtuozów, zdecydował się poszukać możliwości uszczelnienia defensywy. Zdecydował się w pierwszej kolejności podjąć próbę zacementowania tych wielu dziur, które z kruchego muru powstawały w zastraszającej szybkości. Dodatkowo nie było „gadanie”, tak jak w przypadku Jakuba Dziółki, który na konferencjach pięknie mówił o trenowaniu defensywy, kosztem ofensywy, a w meczach nie widzieliśmy kompletnie żadnej zmiany, tylko powielanie znanych już wszystkim błędów. Dudek stworzył sobie w głowie plan i od razu wcielił go w życie. Najpierw z Jagiellonią, a potem w meczach ligowych.
Ustawienie zespołu z pięcioma obrońcami może mieć różne oblicza. Czasami to ustawienie zwiększa możliwości ofensywne, jeśli boczni są szybcy i usposobieni ofensywnie. Dudek jednak nie poszedł w tę stronę, tylko skoro postanowił grać jednym zawodnikiem więcej w formacji obronnej, to w celu wzmocnienia obrony właśnie. Jeszcze nie wiedzieliśmy tego przed meczem, kiedy to ujrzeliśmy na prawej stronie Kacpra Tabisia. Ale ku zaskoczeniu wszystkich, zawodnik ten naprawdę angażował się w grę w destrukcji i zaliczył kilka udanych interwencji, na czele z bardzo dobrym wślizgiem przy groźnej sytuacji gospodarzy na początku meczu. Z drugiej strony mieliśmy Tymoteusza Puchacza, który bardziej się angażował do przodu, ale też działał w obronie, jak należy. Gdy dodamy do tego, że trójka środkowych obrońców w końcu w komplecie zagrała dobre zawody – mieliśmy klucz do uchylenia furtki z napisem „zwycięstwo”. Kluczem tym było zastawienie wzmocnionych zasieków przed własną bramką.
Dudek swoim wyborem sposobu gry nie wygrał spotkania w Bielsku. Ale otworzył zespołowi i zawodnikom ofensywnym tę możliwość. Oczywiście mogło się skończyć tym, że nie strzelilibyśmy żadnej bramki, bo ta ofensywa ma olbrzymie braki. A jednak trochę szczęścia przy golu Śpiączki i błysk oraz kreatywność w jednym momencie meczu – czyli przy drugim golu – spowodowała, że na plusie pojawiły się dwa trafienia.
Szkoleniowiec dużo zyskał w moich oczach także wypowiedziami na konferencji prasowej. Tym razem już nie zgrywał kowboja, z wiecznym szelmowskim uśmiechem na twarzy. Wypowiadał się merytorycznie i rozważnie. Dodatkowo stwierdzenie, że to nie jest jego ulubiona taktyka, określenie jej mianem „siermiężnej” oraz danie do zrozumienia, że dostosował ją z całą mocą do materiału ludzkiego, jaki posiada – jest kolejnym argumentem, że trener chce coś zmienić, chce poprawić i nie chce powtarzać tego wielomiesięcznego piłkarskiego błędu, który mecz po meczu musieliśmy obserwować na Bukowej i w meczach wyjazdowych.
Co będzie dalej – tego nie wiemy. Taktyka to oczywiście jedno, a jej realizacja i forma zawodników to osobna sprawa. Jedno jest pewne – Dudek próbuje wyprowadzić GieKSę z chaosu, jako pierwszy trener od dłuższego czasu. Czy droga, którą obrał, jest właściwa? Na to pytanie nie da się w tej chwili odpowiedzieć. Równie dobrze może się na tym coś zbudować, jak i szkoleniowiec – w przypadku na przykład zafiksowania się na swoim projekcie – może doprowadzić zespół w ślepą uliczkę. Możliwości jest wiele. Na ten moment widać, że położył swoją rękę na tym zespole i po prostu podjął próbę.
Nie, to nie jest pean o trenerze Dariuszu Dudku. Nadal nie jestem zwolennikiem tego szkoleniowca i zdecydowanie za wcześnie, żebym zmienił swoje zdanie. Przed szkoleniowcem jeszcze długa droga, aby przekonać mnie (i wielu innych kibiców), że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
Nie mogę jednak nie docenić pomysłu na ten konkretny mecz. Pomysłu, który dał sukces zespołowi, nam relacjonującym to spotkanie chwilę radości, a Żółtej Armii na sektorze gości możliwość przeżycia chwili euforii. I to w ten szczególny moment, w przededniu tak ważnego dla wszystkich święta.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Kolo
11 listopada 2018 at 22:03
Rozważny i pisany bez emocji tekst. Cenię w Tobie, Shellu, zimną głowę i celne uwagi. Twoi Koledzy z redakcji trochę mają na ten temat inne chyba zdanie???? ale ich żarty na Twój temat nie są ani trochę złośliwe. Mam nadzieję, że nie masz im ich za złe. Co do Dudka, to w pełni się z Tobą zgadzam. Po owocach go rozliczymy (Czy jakoś tak????
Mecza
12 listopada 2018 at 09:09
Ten mecz był dla mnie najbardziej nerwowym w ostatnich latach. Nic nie zmienił w naszej sytuacji ale to był mecz o życie. W 85 minucie nadal się bałem, że się coś złego może wydarzyć. Zastanawiam się czy nie przestać oglądać w trosce zdrowie, lepiej byłoby po prostu sprawdzić wynik na końcu.
kolo
12 listopada 2018 at 09:43
Mecza, miałem to samo do samego końca. Bielsko cisnęło jak Jaga w Pucharze. Ale tym razem się udało, bo…Lisowskiego zabrakło!
kolo
12 listopada 2018 at 09:59
Był za to Gonzo i jak zwykle nie zawiódł!! He He!
Irishman
12 listopada 2018 at 10:30
Mylisz się @Mecza i to bardzo, bo ten mecz zmienił bardzo dużo!
Przede wszystkim spójrz w tabelę. Mogliśmy mieć przecież 5 pkt-ów straty do Stomilu, 6 do Wigier, 7 do Warty (dalej nie patrze bo to nie ma sensu), a w perspektywie kolejne bardzo trudne mecze. Przystępowalibyśmy do nich z coraz większa beznadzieją, prawie jak skazaniec idący na szafot.
Tymczasem mamy kontakt, z bezpiecznym miejscem w tabeli i świadomość, że ta praca, która jest wykonywana przynosi nareszcie efekty. Oczywiście! Nie można, absolutnie zachłysnąć się tym zwycięstwem, bo kolejni rywale są bardzo trudni, a ich trenerzy to fachowcy, którzy zapewne bardzo skrupulatnie przeanalizują zmianę naszej taktyki. Ale te sobotnie zdobycze – punktowe, a przede wszystkim mentalne są BEZCENNE! Jeśli się utrzymamy (bo to nadal nie jest pewne) to w dużej mierze dzięki temu meczowi.
Mecza
12 listopada 2018 at 11:51
Dla mnie nic się nie zmieniło, bo nadal miejsce spadkowe. Najważniejsze że nadal żyjemy. Szkoda, że nie możemy zagrać z ŁKS za tydzień. Na dzisiaj się wydaje że walczymy z Garbarnią, Stomilem, Wartą i Wigrami. Może jeszcze inaczej, to jest walka z samym sobą aby się podnieść.
PanGoroli
12 listopada 2018 at 16:16
@Mecza, ta przerwa dla nas, jak manna z niebios. My na ŁKS nie jesteśmy w tej chwili gotowi. A w 2 tygodnie mozna sporo popracować, i kto wie, jak pójdą te 3 ostatnie mecze. Tu każdy punkt teraz bezcenny. W zadnym z ostatnich meczy GieKSa nie jest faworytem.
jordan
13 listopada 2018 at 13:44
Hej ziomale co tam słychać z nowym stadionem