Kibice
Dynamo Drezno: Jak to się zaczęło i zakończyło
W zinie wyjazdowym ukazała się historia kontaktów kibiców GieKSy z fanami niemieckiego Dynama Drezno. Dziś publikujemy cały tekst na łamach GieKSa.pl. Autorem jest Eric Cantona.
Kibice GieKSy, jeśli weźmiemy pod uwagę międzynarodowe znajomości, są w pewnych kryteriach ewenementem, którego polska scena kibicowska nie widziała. Od 1996 roku mieliśmy zgodę z Banikiem Ostrava, a dzięki tej przyjaźni nawiązaliśmy kontakty i utworzyliśmy układ chuligański ze słowackim Spartakiem Trnava. Mimo to w Polsce wciąż obowiązywała zasada: „Sami przeciw wszystkim”, która była naszym znakiem firmowym. Mało jest w kraju ekip, które przez ponad 20 lat z nikim z polskiego podwórka nie miały sztamy i potrafiły przez ten czas funkcjonować na dobrym poziomie.
Kilkanaście lat temu powstała nowa międzynarodowo relacja – tym razem polsko-niemiecka. Wiele osób (szczególnie z niemieckiej strony) myślało, że urodzi się z tego coś więcej. Od czego się zaczęło i jak to się zakończyło?
Preludium całej historii zaczyna się w 1997 roku. Miros, przedstawiciel Paderewy i fanatyk GieKSy, w wieku 13 lat przeprowadza się wraz z rodzicami do wschodnich Niemiec. Zamieszkał nieopodal Drezna – w Radebeul. Wyjeżdżając z Polski, nie zapomniał o swoim przywiązaniu do GieKSy, biorąc ze sobą płótno „Forever GKS”, które będzie wisiało w kolejnych latach na Rudolf-Harbig-Stadion.
Miros kochający piłkę nożną, zaczął uczęszczać na stadion miejscowego Dynama, a atmosfera na trybunach zaczęła go mocno fascynować. Udzielał się w młynie, dojrzewał wśród fanatyków Dynama i zaczął poznawać wszystkie ważniejsze osoby. Po czasie rozpoczął treningi, wyjazdy, wspólne imprezy, stadionowe awantury i ustawki – stał się jednym z nich, nie będąc już anonimową personą wśród chłopaków z Drezna.
Wspomnianą flagę „Forever GKS” zabrał po raz pierwszy na wyjazd do Plauen w 1999 roku. W Niemczech panował zupełnie inny klimat niż w Polsce, jeśli chodzi o wywieszanie swojego płótna na trybunach. Mając akceptację wśród swoich kolegów, nikt specjalnie nie zwracał uwagi na fanę sławiącą GKS, tym bardziej że barwy miała mocno zbliżone do Dynama.
Dynamo w tamtym okresie było „podjarane” polską sceną kibicowską, która wtedy miała swoje złote lata. Mieliśmy awantury, a flagi na naszych stadionach typu: Banditen, Fighters czy South Boys bardzo im się podobały. Międzynarodowy skrót „ACAB” jest znany w całej Europie, ale Dynamo czy FC Nurnberg woleli powiesić u siebie flagę „CHWDP” – wszystko po prostu z fascynacji polską sceną.
Zawioł, przyjaciel Mirosa, zaczął pisać z nim zin „Bad Boys”, który ujrzał przynajmniej 5 numerów, z redakcją korespondencyjną w Niemczech. Wspominam o tym tytule zina, ponieważ w późniejszych latach za prośbą Mirosa, ultrasi Dynama namalowali ręcznie znaną flagę „Bad Boys – Dumni po zwycięstwie – Wierni po porażce – Drezno”, która na żywo robiła ogromne wrażenie. Tych flag ręcznie robionych ultrasi z Drezna namalowali wiele i trzeba przyznać, że mieli spore umiejętności, bo wiele z nich do dziś powiewa na meczach Dynama.
Z inicjatywy Mirosa, w 2000 roku doszło do pierwszego nawiązania relacji GKS – SGD. Zaprosił on kilku fanów Dynama do Katowic, gdzie na Paderwie w swoim starym mieszkaniu, zaczęli wspólnie (wraz z fanami GKS) oglądać na VHS-e awantury oraz ustawki z udziałem chuliganów Dynama. Po czasie relacje zaczęły się polepszać, ale głównie na linii ultrasów obu grup. Wówczas oprawami na trybunach GieKSy zajmowała się ekipa Net F@ns GieKSa, która była naszą pierwszą oficjalną grupą ultras na Bukowej. Tematu z oficjalnym układem nigdy nie było, bo zgodę na to musiałaby wydać chuliganka GKS-u.
W Dreźnie było inaczej. Tam podział na grupy chuligańskie i ultras był tak wielki, że każda z frakcji mogła zawierać swoje zgody i one nie dotyczyły reszty młyna. Po prostu taki mieli klimat. Jednak nasza znajomość trwała, mimo iż nie była jakoś specjalnie pielęgnowana. Problem tkwił raczej w polskiej mentalności, gdzie nie zapomniano jeszcze krzywd wyrządzonych podczas wojen przez Niemców i Rosjan. W wielu głowach było nie do pomyślenia, żeby polski kibic nawiązywał pozytywne relacje z ekipą z tych państw. W ten sposób na Bukowej nie brakowało sceptyków Dynamo. Poza tym kolejnym bardzo ważnym czynnikiem, który nie pozwolił rozwinąć się przyjaźni z Saksończykami, był język. W tamtym czasie niewielu znało angielski, a niemieckiego prawie nikt. Zresztą u nich było podobnie (z angielskim) i to była fundamentalna przeszkoda w kontaktach obu grup.
Z czasem, po pozytywnym nastawieniu wobec siebie ultrasów, chuligani obu grup postanowili poznać się oficjalnie i tak oto jesienią 2002 roku do Drezna pojechała 17-osobowa delegacja bandy. W jej skład weszło także 2 fanów Banika, który od samego początku był sceptycznie nastawiony do Dynama. Wynikało to z tego, że kilka lat wcześniej Fan Club Cheb został obity przez Dynamo przy granicy. GieKSiarze chcieli swoim czeskim braciom pokazać, że Dynamo jest w porządku i że nie ma już żadnego ciśnienia na siebie.
Na miejscu okazało się, że spotkanie przez ulewę zostało odwołane, więc Dynamo nie pozwoliło, aby droga naszej delegacji poszła na marne i zaprosiło wszystkich do knajpy nieopodal stadionu. Znajdowała się tam już 200-osobowa ekipa fanów z Drezna. Od momentu wejścia GieKSiarzy do pubu dbali oni o to, aby nikomu z Katowic nie zabrakło najlepszego napoju kibica. Doszło nawet do sytuacji, że Dynamo chciała zorganizować walkę z jedną niemiecką chuligańską ekipą, żeby także udział w niej wzięła GieKSa. Katowiczanie jednak stanowczo odmówili ze względu na brak oficjalnego układu, nie wspominając już o zgodzie. Dynamo nie dawało za wygraną i chciało bardzo zgodę przybić tego wieczoru, polewając złocisty trunek. Jednak chuligani GieKSy po 2 godzinach goszczenia, stwierdzili, że wracają do Katowic.
Po odłożeniu decyzji Dynamo zostało oficjalnie zaproszone 18 maja 2003 roku na mecz z Wisłą Kraków, który GieKSa wygrała 1:0. Każdy GieKSiarz obecny na spotkaniu, zapewne pamięta, jaka wtedy panowała atmosfera. Niemcy przywieźli flagę „Hooligans Elbflorenz”, która wisiała na Blaszoku. Co ciekawe, flaga do dnia dzisiejszego ma zakaz bycia wieszaną na stadionie Dynama, a wiążę się to z kryminalną przeszłość grupy. Niemcy byli tak „podjarani” dopingiem i całą otoczką na Bukowej, że zaczęli nas sami od siebie traktować jako zgodę, nawet fanów Banika…
Chwilę później 08 czerwca 2003 roku doszło do kuriozalnej sytuacji na meczu Dynamo – Preußen Münster. W trakcie meczu został wywieszony transparent: „European Football Army”, któremu towarzyszyły herby Banika, Dynama i GieKSy…
Płótno nie zdobyło uznania w Ostrawie, a mówiąc krótko – strasznie wkurwiło Banik. Jeszcze bardziej zniechęciło ich do Niemców. Jak mało poważnie zachowali się tego dnia ultrasi Dynama, świadczy fakt, że pojechali sobie wtedy bez uzgodnienia do Liberca na wyjazd… Banika. Chuligani z Bazalu na ich widok raczej się nie ucieszyli i Dynamo nie zostało przywitane tak, jakby sobie tego życzyło.
Od tego momentu Banik nie chciał mieć nic wspólnego z Dynamem i gdy obydwie ekipy przyjeżdżały do Katowic, kibice GieKSy musieli ich gościć w osobnych lokalach, żeby nie trafili na siebie.
27 września 2003 roku kibice GieKSy wyruszyli do Drezna, gdzie pierwszy raz oficjalnie powiesili swoje płótna na meczu Dynamo – FC Chemnitzer. Były to flagi „GKS Katowice” oraz „VIP”.
Kolejnym meczem, na którym GieKSiarze zameldowali się w Dreźnie, był sparing z FC Nurnberg jesienią 2004 roku. Persona Non Grata pojawiła się z płótnem „Łowcy śmierdzieli”.
Następna wizyta GieKSiarzy z płótnem odbyła się jesienią 2006 roku na kibicowski hit z FC Magdeburgiem, które jest od kilkunastu lat w przyjacielskich stosunkach z Hutnikiem Kraków. GieKSa tym razem zabrała ze sobą flagę „Pierońskie Hanysy”, a delegacja liczyła 10 osób.
W tamtych latach fani GKS-u wielokrotnie pojawiali się w Niemczech, odwiedzając się z kibicami Dynama, jednak nie za każdym razem byli tam z flagami. Z kolei flaga „most”, czyli „Bad Boys”, po kilku wzajemnych wizytach Dynama z Mirosem na czele, została na stałe w Katowicach jako znak dobrych relacji.
Dynamo oprócz wspomnianego meczu z Wisłą wspierało GKS w Poznaniu na Pucharze Polski wiosną 2004 roku, na który pojechało 68 kibiców GieKSy (w tym 4 fanów SGD).
Kolejna ich oficjalna wizyta z płótnem „Brutal Fans Dynamo Dresden” miała miejsce na hitowym spotkaniu na poziomie czwartej ligi z GKS-em Tychy. Spotkanie odbyło się 1 października 2005 roku przy komplecie publiczności, niezliczonej liczby pirotechniki, kapitalnych opraw, 1500 fanów gości i awanturze z policją na murawie. Lepszej reklamy polskich trybun 6 fanów Dynama nie mogło sobie wymarzyć.
Następną datą, kiedy niemiecka delegacja zawitała do Katowic, był 18 czerwca 2006 roku, czyli baraż z BKS-em Stal Bielsko-Biała. Fani z Dynama wspólnie z 12000 kibiców GieKSy świętowali awans. Zabrali ze sobą znaną już nam flagę „Hooligans Elbflorenz”. Na płocie wisiała również podarowana wcześniej flaga „Bad Boys” oraz płótno chłopaków z Brigade Germany.
Jesienią 2006 roku, grając w starej trzeciej lidze, GieKSa miała do zaliczenia wyjazd do Słubic, nieopodal niemieckiej granicy. Wybrało się tam 110 GieKSiarzy. Dynamo, które chwilę wcześniej wsparł GKS na prestiżowym spotkaniu z Magdeburgiem, postanowiło się zrewanżować i przyjechało w 20 osób z flagą „1953”. Już wcześniej ze strony przyjaciół z Ostrawy, zaczynały do fanów GieKSy dochodzić niepokojące głosy, że Dynamo niejednokrotnie zabawiało się w czeskiej Pradze, nawiązując tam relacje z chuliganami Sparty – największej kosy Banika. Kibice z Drezna stanowczo się od tego odcięli, jednak widząc apogeum ciśnienia Chacharów w kierunku Niemców, GieKSa musiała zdecydować. Nie mogło być inaczej, ufając Banikowi i z szacunku dla swoich braci, z którymi w tamtym roku świętowano 10-lecie zgody, GieKSa postanowiła zakończyć relacje na linii Dynamo Drezno – GKS Katowice.
Miesiąc później, dokładnie 14 października 2006 roku, GieKSa grała ważny pojedynek z GKS-em Jastrzębie. Fani Dynama mocno się zmobilizowali i przyjechali w 60 osób pokazać, że zależy im bardzo na naszej relacji. Przywieźli ze sobą ogromne płótno „Sportgemeinschaft Dynamo Dresden”, które zajęło prawie pół ogrodzenia Blaszoka. Na meczu przez konflikt zarządów obu klubów odnośnie puli biletów oficjalnie nie pojawili się goście. Jednak chuligani z Jastrzębia zadbali o atrakcje na meczu. Najpierw ujawniając się na sektorze numer 6, gdzie zostali szybko obici przez GieKSę. Potem w trakcie meczu próbowali od strony parku wjechać pod kasy, ale ich akcję udaremniła policja. GieKSa oczywiście wyszła przywitać Jastrzębian, ale ostatecznie to mundurowi stali się celem. Wywiązała się duża awantura, a radiowozy zostały wywrócone do góry kołami. W tej awanturze udział brało także Dynamo, a jeden z niemieckich fanów doświadczył na własnym ciele, czym „częstuje” polska policja, dostając z gumowejkuli.
.
Wizyty Dynama w Katowicach do dziś są dobrze wspominane wśród GieKSiarzy, którzy pamiętają Niemców rozdających kalendarze, vlepki itd. z emblematami SGD przy Bukowej. Chętnie dzielili się tym co mieli i dochodziło do wymiany barw. Przywozili ze sobą również albumy ze zdjęciami, co mocno się podobało, bo takiej kolekcji można było tylko pozazdrościć. W drugą stronę też nie ma jakiejś urazy i GieKSiarze mile widziani są w Dreźnie, mimo braku oficjalnych kontaktów.
Ostatnim akcentem, było wsparcie GieKSiarzy z Brigade Germany z flagą „Brigada Silesia”, na wyjeździe Dynama w Dusseldorfie wiosną 2007 roku. Podczas wejścia naszych 7 fanów na sektor gości, cały stadion gospodarzy usłyszał „GKS! GKS! GKS!”, które z radości wykrzyczało Dynamo.
To był definitywny koniec relacji polsko-niemieckiej. Warto jednak wspomnieć, że ultrasi Dynama wciąż mają pozytywne relacje z polskimi kibicami. Aktualnie dobrze żyją z fanami Miedzi Legnica, z którymi utrzymują prywatne relacje.
W tej chwili Dynamo Drezno jest uważane przez wielu za najlepszą bandę w Niemczech i niech nikt nie bierze tego przez pryzmat starych czasów. Niemiecki ruch kibicowski mocno się odrodził i choć do Polaków wciąż im wiele brakuje, to na pewno nie jedni by się na nich przejechali. Fani Dynamo mają aktualnie zgody z FSV Zwickau i FK Sarajevo. Obie zgody zawarte są rzez ultrasów.
Na zakończenie chciałbym pozdrowić i podziękować Mirosowi za przedstawienie całej historii, którą niewątpliwie chciało poznać wielu kibiców GieKSy i nie tylko. Pozdrawiam Dynamo Drezno, które podobnie jak GKS Katowice, pomimo dobrej renomy kibiców w swoim kraju, musi tułać się po niższych ligach. Jednak w tym roku los się do nas uśmiechnął i mogliśmy świętować awans swoich drużyn.
Eric Cantona
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.


















Roh
29 czerwca 2021 at 17:17
Ciekawy artykół.
Fabian Dynamo Dresden
3 lipca 2021 at 23:15
Viele schöne Erinnerungen beim Lesen dieses Textes an die Besuche in der Bukowa Straße. Eine wilde, schöne und verrückte Zeit mit vielen unvergesslichen Erlebnissen
Bob
24 czerwca 2022 at 22:10
Servus nach Dresden.
Glaubst es wäre kein Problem mit GKS Utensilien mal ein Spiel von Dynamo, egal ob heim oder auswärts zu besuchen? Gruß
1964 GKS
1 lipca 2021 at 06:59
Jak to mawiają nasi bracia z Ostravy : To se ne vrati