Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Echa meczu w mediach z Wisłą Płock

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice pokonał przed własną publicznością Wisłę Płock 1-0 (1-0). Dzięki temu zwycięstwu pierwszą rundę rozgrywek GieKSa zakończyła na 2 pozycji premiowanej awansem do Ekstraklasy, tracąc zaledwie 1 punkt do lidera Górnika Łęczna.
Jak to zwycięstwo katowiczan opisały media?
Przeczytajcie.

gkskatowice.eu: Twierdza Bukowa niezdobyta!

To, co nie udało się kolegom, wyszło Grzegorzowi Fonfarze tuż przed przerwą . Wykorzystał dośrodkowanie z lewej strony Tomasza Wróbla i z najbliższej odległości zdobył gola do szatni głową. – Drużyna GKS-u nie przez przypadek pod wodzą trenera Kazimierza Moskala wygrała u siebie większość spotkań ligowych. Straciliśmy gola w kuriozalnej sytuacji. Gdy opanowaliśmy trudny moment na boisku, nagle po nieporozumieniu dostaliśmy bramkę. Z naszej strony było za mało uskrzydleń gry oraz wygranych pojedynków 1/1, żeby zagrozić gospodarzom – irytował się trener Wisły Płock, Marcin Kaczmarek.
(…)
Dzięki zwycięstwu GKS Katowice wskoczył na drugie miejsce w tabeli i tym samym został wicemistrzem jesieni I ligi. Na pierwszym miejscu pozostał Górnik Łęczna, którzy dzisiaj ograł Stomil u siebie 3:0. Gdyby dzisiaj zakończyły się rozgrywki, awans uzyskaliby gracze Górnika i GieKSy.

1-liga.przegladsportowy.pl: I liga: Gieksa wygrała na oczach… Urbana

Katowiczanie u siebie czują się wyśmienicie. W tym sezonie już osiem spotkań wygrali i jedno zremisowali! W sobotę poradzili sobie z nieźle ostatnio dysponowaną Wisłą, chociaż obrońcy „Gieksy” momentami zasypiali. Mateusz Kamiński w 37. minucie mocno przepraszał swoich kolegów. Kilka sekund wcześniej będąc w polu karnym podał piłkę do jednego z graczy gości. Płocczanie nie wykorzystali tej gafy, a chwilę później stracili gola. Ślązacy atakowali bramkę wiślaków i w końcu piłka po strzale głową Grzegorza Fonfary wpadła do siatki. Katowiczanie dzięki tej wygranej awansowali na drugie miejsce w tabeli I ligi, bo Bełchatów przegrał w Nowym Sączu (0:2).

skask.sport.pl: Skromna wygrana GieKSy. Katowiczanie wicemistrzami jesieni!

Zaliczka na drugą połowę była niewielka, ale wyjątkowo cenna, bo to katowiczanie mogli już nastawić się na ulubione przez polskich piłkarzy kontry. Wisła udowodniła jednak, że jest solidnym zespołem, i to ona przejęła kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Momentami GKS bronił się dość rozpaczliwie, ale – co najważniejsze – do końca bardzo skutecznie.
Dopiero w samej końcówce spotkania GKS wyprowadził kilka bardzo groźnych szybkich ataków, ale żaden z nich nie przyniósł drugiego gola.

sport.slask.pl: Utalentowany bramkarz GKS-u Katowice pod obserwacją trenera Legii Warszawa

Urban pojawił się na stadionie w Katowicach przy okazji sobotniego meczu GKS-u z Wisłą Płock. Spotkanie obejrzał w towarzystwie swojego dobrego kolegi Jana Furtoka. Skąd wiadomo, że przyglądał się grze Budziłka? Legia interesowała się bramkarzem GieKSy już latem. Gdy kontuzji doznał jej podstawowy golkiper Dusan Kuciak, zaczęła nawet sondować możliwość transferu. Ostatecznie do transakcji nie doszło, ale mistrz Polski wciąż ma oko na Budziłka, który w barwach GieKSy spisuje się znakomicie.
W spotkaniu z Wisłą nie miał jednak okazji specjalnie się wykazać i tym samym zademonstrować swoich umiejętności Urbanowi. –
Trener Legii był na trybunach? Dla mnie istotne było to, że w tym meczu nie straciliśmy gola i wygraliśmy. Do końca sezonu mam kontrakt z GKS-em i pewnie go wypełnię – deklarował Budziłek.
Dodajmy, że GKS prowadzi rozmowy z zawodnikiem o ewentualnym przedłużeniu przez niego kontraktu. Gdyby tak się stało, to możliwe, że w nowej umowie Budziłka znalazłaby się kwota odstępnego, która nie odstraszałaby klubu zainteresowanego jego transferem. Sam bramkarz mógłby też oczywiście liczyć na podwyżkę.

slask.sport.pl: Grzegorz Fonfara zdradził, co rozjuszyło GKS Katowice

O wyniku spotkania zadecydował tylko jeden gol. Pod koniec pierwszej połowy strzelił go właśnie Fonfara. – Ciężko pracowaliśmy na tą wygraną, bo Wisła wysoko postawiła poprzeczkę. Ich dobre miejsce w tabeli nie jest przypadkowe. Rywale grali jednak głównie długą piłką na rosłego napastnika. My wyprowadzaliśmy groźne kontry, z których powinniśmy strzelić przynajmniej jeszcze jednego gola. Nie był to idealny mecz z naszej strony, ale zwycięstwo cieszy niezmiernie – mówił pomocnik GKS-u.
Wygraną nad Wisłą katowiczanie zrehabilitowali się za porażkę w ostatniej kolejce z GKS-em Tychy. – Tamten mecz mocno nas rozjuszył. Byliśmy zdenerwowani, bo przegraliśmy na własne życzenie. Mecz z Tychami w Jaworznie to była męczarnia. Spotkanie z Wisłą było już zupełnie inne – cieszył się Fonfara.

slask.sport.pl: Trener GieKSy ostro ocenił swój zespół: „Mieliśmy dużo słabych punktów”

– Zdobyliśmy cenne trzy punkty. To był ciężki pojedynek. Mieliśmy dużo słabych punktów w zespole. Brak skuteczności sprawił, że końcówka była bardzo nerwowa – podkreślał Moskal.

– GKS nie przez przypadek wygrywa większość spotkań u siebie. Mieliśmy zbyt mało argumentów w ofensywie, by pokusić się o lepszy rezultat. Szkoda, że straciliśmy gola w kuriozalnych okolicznościach, gdy wydawało się, że opanowaliśmy sytuację na boisku – martwił się Marcin Kaczmarek, trener Wisły.

sportowefakty.pl: Twierdza przy Bukowej jesienią niezdobyta – relacja z meczu GKS Katowice – Wisła Płock

Pojedynek przy Bukowej był starciem dwóch czołowych drużyn I ligi. GKS Katowice przed pierwszym gwizdkiem sędziego miał dwa punkty przewagi nad Wisłą Płock, która w lidze była niepokonana od czterech spotkań. Przy Bukowej podopieczni Marcina Kaczmarka musieli jednak przełknąć gorycz porażki.
Stało się tak za sprawą Grzegorza Fonfary, który w końcówce pierwszej połowy wykorzystał dogranie Tomasza Wróbla i strzałem głową pod poprzeczkę skierował piłkę do bramki strzeżonej przez młodzieżowca Daniela Szczepankiewicza, który zgodnie z naszymi wcześniejszymi zapowiedziami odesłał na ławkę rezerwowych bardziej doświadczonego Seweryna Kiełpina.
Młody golkiper Nafciarzy musiał w tym meczu kilkukrotnie wykazać się bramkarskim kunsztem m.in. broniąc groźne uderzenia Przemysława Pitrego i wcześniej wspomnianego Wróbla. Po końcowym gwizdku sędziego nie miał jednak powodów do zadowolenia, czego wyraz dał schodząc do szatni, w ostrych słowach dyskutując z jednym z obrońców.

sportowefakty.pl: Trener Legii Warszawa zagościł przy Bukowej. Czego tam szukał?

Po przywitaniu z byłymi piłkarzami katowickiego klubu Urban usiadł i z karteczką w ręku notował każdą udaną interwencję bramkarza gospodarzy. Ten nie miał co prawda tego wieczoru zbyt wiele pracy, ale regularnie był zatrudniany przez piłkarzy Wisły Płock przy groźnie wyglądających centrach we własne pole karne. Budziłek był jednak tego dnia bezbłędny i ani razu nie wypuścił piłki z rąk.
Po końcowym gwizdku sędziego bramkarz GieKSy nie chciał na temat swoich szans na transfer na Łazienkowską się wypowiadać. – O swojej przyszłości nie myślę. Gram dla GKS-u i skupiam się na każdym kolejnym meczu. To miłe, że inne kluby się mną interesują, ale się nie podpalam, bo mam w Katowicach jeszcze robotę do zrobienia – podkreśla gracz drużyny z Bukowej.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga