Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Echa meczu w mediach z Wisłą Płock

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice pokonał przed własną publicznością Wisłę Płock 1-0 (1-0). Dzięki temu zwycięstwu pierwszą rundę rozgrywek GieKSa zakończyła na 2 pozycji premiowanej awansem do Ekstraklasy, tracąc zaledwie 1 punkt do lidera Górnika Łęczna.
Jak to zwycięstwo katowiczan opisały media?
Przeczytajcie.

gkskatowice.eu: Twierdza Bukowa niezdobyta!

To, co nie udało się kolegom, wyszło Grzegorzowi Fonfarze tuż przed przerwą . Wykorzystał dośrodkowanie z lewej strony Tomasza Wróbla i z najbliższej odległości zdobył gola do szatni głową. – Drużyna GKS-u nie przez przypadek pod wodzą trenera Kazimierza Moskala wygrała u siebie większość spotkań ligowych. Straciliśmy gola w kuriozalnej sytuacji. Gdy opanowaliśmy trudny moment na boisku, nagle po nieporozumieniu dostaliśmy bramkę. Z naszej strony było za mało uskrzydleń gry oraz wygranych pojedynków 1/1, żeby zagrozić gospodarzom – irytował się trener Wisły Płock, Marcin Kaczmarek.
(…)
Dzięki zwycięstwu GKS Katowice wskoczył na drugie miejsce w tabeli i tym samym został wicemistrzem jesieni I ligi. Na pierwszym miejscu pozostał Górnik Łęczna, którzy dzisiaj ograł Stomil u siebie 3:0. Gdyby dzisiaj zakończyły się rozgrywki, awans uzyskaliby gracze Górnika i GieKSy.

1-liga.przegladsportowy.pl: I liga: Gieksa wygrała na oczach… Urbana

Katowiczanie u siebie czują się wyśmienicie. W tym sezonie już osiem spotkań wygrali i jedno zremisowali! W sobotę poradzili sobie z nieźle ostatnio dysponowaną Wisłą, chociaż obrońcy „Gieksy” momentami zasypiali. Mateusz Kamiński w 37. minucie mocno przepraszał swoich kolegów. Kilka sekund wcześniej będąc w polu karnym podał piłkę do jednego z graczy gości. Płocczanie nie wykorzystali tej gafy, a chwilę później stracili gola. Ślązacy atakowali bramkę wiślaków i w końcu piłka po strzale głową Grzegorza Fonfary wpadła do siatki. Katowiczanie dzięki tej wygranej awansowali na drugie miejsce w tabeli I ligi, bo Bełchatów przegrał w Nowym Sączu (0:2).

skask.sport.pl: Skromna wygrana GieKSy. Katowiczanie wicemistrzami jesieni!

Zaliczka na drugą połowę była niewielka, ale wyjątkowo cenna, bo to katowiczanie mogli już nastawić się na ulubione przez polskich piłkarzy kontry. Wisła udowodniła jednak, że jest solidnym zespołem, i to ona przejęła kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Momentami GKS bronił się dość rozpaczliwie, ale – co najważniejsze – do końca bardzo skutecznie.
Dopiero w samej końcówce spotkania GKS wyprowadził kilka bardzo groźnych szybkich ataków, ale żaden z nich nie przyniósł drugiego gola.

sport.slask.pl: Utalentowany bramkarz GKS-u Katowice pod obserwacją trenera Legii Warszawa

Urban pojawił się na stadionie w Katowicach przy okazji sobotniego meczu GKS-u z Wisłą Płock. Spotkanie obejrzał w towarzystwie swojego dobrego kolegi Jana Furtoka. Skąd wiadomo, że przyglądał się grze Budziłka? Legia interesowała się bramkarzem GieKSy już latem. Gdy kontuzji doznał jej podstawowy golkiper Dusan Kuciak, zaczęła nawet sondować możliwość transferu. Ostatecznie do transakcji nie doszło, ale mistrz Polski wciąż ma oko na Budziłka, który w barwach GieKSy spisuje się znakomicie.
W spotkaniu z Wisłą nie miał jednak okazji specjalnie się wykazać i tym samym zademonstrować swoich umiejętności Urbanowi. –
Trener Legii był na trybunach? Dla mnie istotne było to, że w tym meczu nie straciliśmy gola i wygraliśmy. Do końca sezonu mam kontrakt z GKS-em i pewnie go wypełnię – deklarował Budziłek.
Dodajmy, że GKS prowadzi rozmowy z zawodnikiem o ewentualnym przedłużeniu przez niego kontraktu. Gdyby tak się stało, to możliwe, że w nowej umowie Budziłka znalazłaby się kwota odstępnego, która nie odstraszałaby klubu zainteresowanego jego transferem. Sam bramkarz mógłby też oczywiście liczyć na podwyżkę.

slask.sport.pl: Grzegorz Fonfara zdradził, co rozjuszyło GKS Katowice

O wyniku spotkania zadecydował tylko jeden gol. Pod koniec pierwszej połowy strzelił go właśnie Fonfara. – Ciężko pracowaliśmy na tą wygraną, bo Wisła wysoko postawiła poprzeczkę. Ich dobre miejsce w tabeli nie jest przypadkowe. Rywale grali jednak głównie długą piłką na rosłego napastnika. My wyprowadzaliśmy groźne kontry, z których powinniśmy strzelić przynajmniej jeszcze jednego gola. Nie był to idealny mecz z naszej strony, ale zwycięstwo cieszy niezmiernie – mówił pomocnik GKS-u.
Wygraną nad Wisłą katowiczanie zrehabilitowali się za porażkę w ostatniej kolejce z GKS-em Tychy. – Tamten mecz mocno nas rozjuszył. Byliśmy zdenerwowani, bo przegraliśmy na własne życzenie. Mecz z Tychami w Jaworznie to była męczarnia. Spotkanie z Wisłą było już zupełnie inne – cieszył się Fonfara.

slask.sport.pl: Trener GieKSy ostro ocenił swój zespół: „Mieliśmy dużo słabych punktów”

– Zdobyliśmy cenne trzy punkty. To był ciężki pojedynek. Mieliśmy dużo słabych punktów w zespole. Brak skuteczności sprawił, że końcówka była bardzo nerwowa – podkreślał Moskal.

– GKS nie przez przypadek wygrywa większość spotkań u siebie. Mieliśmy zbyt mało argumentów w ofensywie, by pokusić się o lepszy rezultat. Szkoda, że straciliśmy gola w kuriozalnych okolicznościach, gdy wydawało się, że opanowaliśmy sytuację na boisku – martwił się Marcin Kaczmarek, trener Wisły.

sportowefakty.pl: Twierdza przy Bukowej jesienią niezdobyta – relacja z meczu GKS Katowice – Wisła Płock

Pojedynek przy Bukowej był starciem dwóch czołowych drużyn I ligi. GKS Katowice przed pierwszym gwizdkiem sędziego miał dwa punkty przewagi nad Wisłą Płock, która w lidze była niepokonana od czterech spotkań. Przy Bukowej podopieczni Marcina Kaczmarka musieli jednak przełknąć gorycz porażki.
Stało się tak za sprawą Grzegorza Fonfary, który w końcówce pierwszej połowy wykorzystał dogranie Tomasza Wróbla i strzałem głową pod poprzeczkę skierował piłkę do bramki strzeżonej przez młodzieżowca Daniela Szczepankiewicza, który zgodnie z naszymi wcześniejszymi zapowiedziami odesłał na ławkę rezerwowych bardziej doświadczonego Seweryna Kiełpina.
Młody golkiper Nafciarzy musiał w tym meczu kilkukrotnie wykazać się bramkarskim kunsztem m.in. broniąc groźne uderzenia Przemysława Pitrego i wcześniej wspomnianego Wróbla. Po końcowym gwizdku sędziego nie miał jednak powodów do zadowolenia, czego wyraz dał schodząc do szatni, w ostrych słowach dyskutując z jednym z obrońców.

sportowefakty.pl: Trener Legii Warszawa zagościł przy Bukowej. Czego tam szukał?

Po przywitaniu z byłymi piłkarzami katowickiego klubu Urban usiadł i z karteczką w ręku notował każdą udaną interwencję bramkarza gospodarzy. Ten nie miał co prawda tego wieczoru zbyt wiele pracy, ale regularnie był zatrudniany przez piłkarzy Wisły Płock przy groźnie wyglądających centrach we własne pole karne. Budziłek był jednak tego dnia bezbłędny i ani razu nie wypuścił piłki z rąk.
Po końcowym gwizdku sędziego bramkarz GieKSy nie chciał na temat swoich szans na transfer na Łazienkowską się wypowiadać. – O swojej przyszłości nie myślę. Gram dla GKS-u i skupiam się na każdym kolejnym meczu. To miłe, że inne kluby się mną interesują, ale się nie podpalam, bo mam w Katowicach jeszcze robotę do zrobienia – podkreśla gracz drużyny z Bukowej.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga