Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Echa meczu z Zawiszą w mediach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice przegrał przed własną publicznością w 1/8 Pucharu Polski z Zawiszą Bydgoszcz 0-1 (0-0).
Nie będzie nam więc dane spotkać się z warszawską Legią lub zabrzańskim Górnikikem. GieKSa teraz musi skupić się na lidze, bo już w niedzielę czeka nas w Katowicach spotkanie z Olimpią Grudziądz.
A jak o tym meczu pisały media?
Przeczytajcie.

gkskatowice.eu: GieKSa za burtą

Na dwadzieścia minut przed końcem padło rozstrzygające trafienie. Z rzutu wolnego podyktowanego w granicach 20. metra uderzył płasko Piotr Petasz. Śliska piłka zaskoczyła Łukasza Budziłka, któremu zsunęła się po ręce i wpadła do bramki. Mimo, iż Łukasz przyznał, że to był jego błąd i tak nie powinien przypisywać sobie porażki, bo wcześniej uratował kilkukrotnie GieKSę przed stratą bramki po doskonałych próbach Sebastiana Dudki i Carlosa. Wynik nie uległ już zmianie do końca. – Szkoda, że nie udało się awansować dalej, bo czekałby nas ciekawy dwumecz w ćwierćfinale z renomowanym rywalem. Niestety, walczyliśmy z Zawiszą jak równy z równym i w pechowych okolicznościach straciliśmy bramkę. Mogliśmy się pokusić o zmianę wyniku, ale zabrakło szczęścia – żałował po meczu obrońca GKS-u Adrian Jurkowski.

slask.sport.pl: GieKSa żegna się z Pucharem Polski po fatalnym błędzie bramkarza

Teoretycznie stawką meczu był tylko awans do ćwierćfinału pucharowych rozgrywek. Na Bukowej przykładano jednak o wiele większą wagę do pojedynku z Zawiszą. Mecz z rywalem z ekstraklasy miał dać odpowiedź na pytanie, czy GieKSę stać na nawiązanie równorzędnej walki z rywalem z elity i tym samym czy może zacząć realnie marzyć o tym, by już za kilka miesięcy do niej awansować.
Jeśli to spotkanie rzeczywiście miało być wielkim testem, to wypadł on w pierwszej połowie całkiem okazale. To GKS nadawał ton wydarzeniom na boisku i systematycznie ostrzeliwał bramkę rywali. Katowiczanie znów grzeszyli jednak nieskutecznością.
Gra gospodarzy była jednak na tyle dobra, że hasło „Puchar Polski znowu będzie nasz” wywieszone na transparencie na blaszoku nie brzmiało zupełnie absurdalnie.
(…)
Zawisza prezentował się jednak przeciętnie i wydawało się, że najgorsze, co może grozić GieKSie, to dogrywka i rzuty karne.
Tyle że do nich nie doszło, bo błąd popełnił piłkarz GKS-u, który dotąd na Bukowej nie mylił się niemal nigdy. Chodzi o Łukasza Budziłka, który przepuścił strzał z rzutu wolnego Piotra Petasza. Obrońca Zawiszy uderzył piłkę bardzo mocno, ale ta leciała w sam środek bramki i golkiper GKS-u miał obowiązek, aby ją złapać lub wybić.
Ta sytuacja zadecydowała o końcowym wyniku, bo Zawisza do końca rozsądnie bronił prowadzenia.

slask.sport.pl: Bramkarz GKS-u Katowice bije się w pierś. „Powinienem to obronić”

O wygranej gości zadecydowała bramka Piotra Petasza. Obrońca Zawiszy zdobył ją strzałem z rzutu wolnego. – Popełniłem w tej sytuacji błąd. Nie będę się usprawiedliwiał. Biję się w pierś, powinienem to obronić. Moim zdaniem Zawisza nie zasługiwał na awans. To my stworzyliśmy więcej sytuacji i którąś z nich powinniśmy wykorzystać. Nie udało się jednak, i to się zemściło, bo sami straciliśmy gola – oceniał Łukasz Budziłek, bramkarz GKS-u.

slask.sport.pl: Ryszard Tarasiewicz pochwalił GKS Katowice. „Dorównywał nam kroku”

GKS przegrał na Bukowej różnicą jednego gola. – Byliśmy zespołem równorzędnym dla Zawiszy. Piłka polega jednak na zdobywaniu bramek. Stworzyliśmy kilka sytuacji, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Szkoda, bo bardzo chcieliśmy awansować – stwierdził Kazimierz Moskal, trener GKS-u.
– Potwierdziło się to, co mówiłem zawodnikom przed meczem – że GKS będzie dorównywał nam kroku. GKS grał agresywnie, zdecydowanie i stworzył sobie kilka sytuacji. Najważniejsze, że awansowaliśmy do następnej rundy – powiedział Ryszard Tarasiewicz, trener Zawiszy.

dziennikzachodni.pl: GKS Katowice Zawisza Bydgoszcz 0:1. GieKSa odpadła z Pucharu Polski

Zespół gospodarzy też najwyraźniej chciał tego samego, bo w pierwszej połowie osiągnął przewagę i był bliższy zdobycia gola.Zawodziła jednak skuteczność. Nie zawiedli za to kibice, którzy zaprezentowali efektowną oprawę, na której piłkarz w koszulce GKS-u wznosił główne trofeum tych rozgrywek – Puchar znowu będzie nasz – śpiewali w tym czasie fani, przypominając, że katowiczanie triumfowali w PP w sezonach 1985/86, 1990/91 i 1992/93.
Prawdziwe życie rządzi się jednak swoimi prawami i w miarę upływu czasu bydgoszczanie zdawali się jednak opanowywać sytuację.
Trener Moskal zareagował zmianami, przy czym ta dotycząca Michała Zielińskiego została przyjęta przez kibiców z nieukrywaną euforią. Wkrótce potem trybuny jednak zamilkły, bo Zawisza zdobył prowadzenie. Przy golu Piotra Petasza zawinił bramkarz Łukasz Budziłek. Jeden z najlepszych w tym sezonie zawodników GieKSy tym razem pod łokciem przepuścił piłkę kopniętą z 25 metrów przez Piotra Petasza.

pomorska.pl: Zawisza Bydgoszcz wygrał w Katowicach i jest w ćwierćfinale Pucharu Polski!

Zawisza nie zawiódł w Katowicach swoich kibiców i nadal jest w grze o Puchar Polski. Do przerwy spotkanie było wyrównane ze wskazaniem na niebiesko-czarnych. Po zmianie stron przyjezdni mieli już znacznie więcej z gry. Bydgoszczanie grali dojrzalej, częściej byli przy piłce i zasłużenie zwyciężyli ambitną „Gieksę”.
(…)
Złota bramka padła w 69 minucie spotkania. Piotr Petasz zdecydował się na strzał z rzutu wolnego z ponad 25 metrów. Łukasz Budziłek nie za bardzo wiedział jak złapać piłkę i ta wpadła mu pod rękami do siatki. Po stracie gola miejscowi rzucili się do ataków na bramkę Wojciecha Kaczmarka, ale nasz bramkarz i obrońcy nie popełnili tym razem błędów i dowieźli skromne zwycięstwo do końca meczu.

sportowefakty.pl: PP: Bez niespodzianki przy Bukowej – relacja z meczu GKS Katowice – Zawisza Bydgoszcz

GKS Katowice nie zdołał po raz kolejny sprawić niespodzianki w Pucharze Polski i uległ przy Bukowej Zawiszy Bydgoszcz. O wyniku zadecydowało trafienie Piotra Petasza z rzutu wolnego.
Pojedynek 1/8 finału Pucharu Polski przy Bukowej miał być piłkarskim świętem. Był, ale jedynie zważywszy na atmosferę na trybunach. Po raz kolejny kibice GKS Katowice szczelnie wypełnili „blaszok”, pojawiła się też kilkudziesięcioosobowa grupa sympatyków Zawiszy Bydgoszcz. Oprawa była na iście ekstraklasowym poziomie, ale sam mecz rozczarował.
(…)
Młody bramkarz katowiczan po meczu i tak jednak pluł sobie w brodę, bo jego konto obciążała jedyna w tym meczu bramka. W 69. minucie gry z rzutu wolnego z ok. 25 metrów płasko uderzył Petasz, piłka przeszła obok muru i po rękach spóźnionego z interwencją Budziłka wtoczyła się do siatki.
Urażona straconą bramką GieKSa rzuciła się co prawda do odrabiania strat, ale mądrze broniący się Zawisza skutecznie utrudniał gospodarzom zadanie. W końcówce bydgoszczanie mogli dołożyć kolejną bramkę, wyprowadzając dwie nieźle wyglądające kontry, ale tym razem obrona katowiczan stanęła na wysokości zadania.

sport.interia.pl: 1/8 finału Pucharu Polski: GKS Katowice – Zawisza Bydgoszcz 0-1

W środowym spotkaniu jako pierwsi bramce rywala zagrozili gospodarze. W szóstej minucie Przemysław Pitry nie zdołał jednak pokonać Wojciecha Kaczmarka.
W kolejnych minutach do głosu doszli przedstawiciele Ekstraklasy, ale długo nie stwarzali groźnych sytuacji przed bramką Łukasza Budziłka. Tuż przed przerwą bliski wyrównania był Piotr Kuklis, lecz z kilku metrów uderzył zbyt słabo, by pokonać bramkarza „Gieksy”.
W 54. minucie ładną akcję lewą stroną przeprowadził Sebastian Ziajka, po czym dośrodkował na głowę Bernarda Vasconselosa. Strzał tego ostatniego obronił Budziłek.
Kwadrans później Zawisza objął prowadzenie. Piotr Petasz huknął lewą nogą z rzutu wolnego z 30 metrów. Piłka odbiła się jeszcze od śliskiej murawy tuż przed bramkarzem gospodarzy, co spowodowało, że nie zdołał jej odbić.
W 77. minucie Petasz był bliski skopiowania swego wyczynu. Znów uderzył mocno z wolnego, a piłka nieznacznie minęła bramkę Budziłka.
W końcówce katowiczanie przycisnęli, ale nie zdołali zdobyć wyrównującej bramki. Zawisza awansował do dalszych gier. Kolejne mecze 1/8 finału odbędą się w przyszłym tygodniu.

wkszawisza.pl: GKS – Zawisza 0:1. Jesteśmy w ćwierćfinaleale!

Tak, jak mogliśmy się spodziewać Ryszard Tarasiewicz chciał jak najmniej eksploatować podstawowy skład i dał temu wyraz w wyjściowej jedenastce – zabrakło w niej Michała Masłowskiego, który jest jednym z najistotniejszych zawodników naszego zespołu. Na nim opiera się konstruowanie niemal wszystkich poczynań ofensywnych i gdyby zabrakło go w meczu z Wisłą, nasz zespół miałby problem, dlatego decyzja trenera była jak najbardziej uzasadniona. Miejsce Michała zajął Piotr Kuklis. Szansę na lewym skrzydle dostał też Piotr Petasz, który ostatnio zaczynał mecze na ławce. Partnerem Herolda Goulona w środku pola był tym razem Hermes. Zawisza zaczął mecz bardzo spokojnie – widać było, że Tarasiewicz nakazał naszym zawodnikom odczekać rywala i liczyć na kontrę, jeśli tylko nadarzy się na nią okazja. GKS natomiast – z racji bardzo uważnej gry naszej drużyny w defensywie – miał trudności z wejściem w nasze pole karne i stwarzaniem sobie klarownych sytacji.
(…)
Po dość sennym fragmencie gry w końcu w 69. min. miejsce ma kluczowa akcja meczu. Do rzutu wolnego odgwizdanego na trzydziestym metrze podszedł Petasz i nadał piłce niesamowitą rotację – Budziłek nie poradził sobie z piłką, która jeszcze skozłowała tuż przed linią i po jego rękach wpadła do siatki.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Rakowem już za nami. Katowiczanom udało się zrewanżować za jesienną (letnią) niezasłużoną porażkę i wygrać przy Limanowskiego. Tym post scriptum zamykamy temat spotkania z Medalikami. W niedzielę czeka nas kolejny ważny pojedynek, czyli derbowe starcie z Piastem Gliwice.

1. Runda wiosenna wyjazdowo będzie dość trudna, bo czeka nas sporo wyjazdowych delegacji. W obliczu choćby następnych – do Lublina i Białegostoku w ciągu tygodnia – wycieczka do Częstochowy jawiła się jako błyskawiczna. I taka w istocie też była, zarówno tam i z powrotem przemieściliśmy się w ekspresowym tempie.

2. To pozwoliło nam też na dość późny wyjazd, bo z Katowic ruszyliśmy o 14:30. Dosłownie po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Pogoda była piękna, słoneczna, choć jak wiemy – jeśli zimą jest słońce, to bywa mroźno. I tak też było podczas samego spotkania.

3. Stadion znajduje się w takiej nieekskluzywnej okolicy, raczej przypominał nam te obiekty i okolice, które świetnie znamy z pierwszo- i drugoligowych potyczek. Gdzieś między domkami, niedaleko jakiegoś niewielkiego osiedla wyłania się stadion Mistrza Polski sprzed dwóch lat. Zanim do niego dojechaliśmy, musieliśmy przepuścić tramwaj, który niczym pociąg przecinał drogę.

4. Niektórzy kpią sobie ze stadionu Rakowa, że jest praktycznie położony na pętli tramwajowej. Kpić nie ma co, bo taki Stadion Śląski również jest obok pętli. Natomiast fakt jest faktem i zabawnie wyglądał tramwaj, który przejeżdżał praktycznie tuż za trybuną, niczym ten pociąg – chyba w Czechach – który przejeżdża przez stadion.

5. My zaparkowaliśmy w jakiejś uliczce tuż obok obiektu i udaliśmy się po odbiór akredytacji. Wszystko przebiegło bez problemu. Klub przyznał nam cztery akredytacje, czyli tyle, ile potrzebowaliśmy – byliśmy w składzie Patryk i ja na prasówce, Magda i Werka na foto. Dziękujemy!

6. Mając niemal dwie godziny do meczu, udaliśmy się pod namiot do strefy cateringowej VIP. No cóż, uznaliśmy, że jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone. Nie nadużyliśmy tej strefy VIP aż za bardzo, uznajmy, że poczęstowanie się żurkiem (pychotka) i herbatą/kawą na dwie godziny przed meczem jest uzasadnione ze względu na temperaturę i konieczność zarówno ogrzania się, jak i uzupełnienia energii, by móc pracować przy meczu 😉

7. Mimo, że stadion nie posiada wybitnej infrastruktury, to te takie okrągłe niby-namioty, co czasem w nich są normalne knajpy, tutaj dawały radę. W środku jest ciepło (są ogrzewacze), a samo jedzenie, w bemarach, też prezentowało się bardzo dobrze – zarówno na ciepło, jakieś kiełbaski, karczki, wspomniany żurek, można sobie było też złożyć hamburgera, jak i zimna płyta. Bardzo w porządku.

8. Po posileniu udaliśmy się już na sektor prasowy. Bardzo dobre oznaczenia powodowały, że nie było możliwości się zgubić. Szybko byliśmy na miejscu. Nadal mieliśmy ponad godzinę do meczu, byliśmy tak wcześnie, że jeszcze przez rozgrzewką widzieliśmy trenerów prowadzonych przez Cezarego Olbrychta do wywiadu w Canal Plus.

9. Rany, rozstrzał moich obecności na stadionie Rakowa jest znaczny. Byłem tu po raz trzeci – w 2007 w trzeciej (0:0) oraz w 2018 w pierwszej lidze (0:2). Po tym pierwszym spotkaniu przeprowadziłem wywiad z Jakubem Błaszczykowskim, który rozgrywał ostatni sezon w Wiśle Kraków przed swoimi europejskimi wojażami z ośmioletnią przygodą w Borussii Dortmund.

10. W 2017 roku, gdy trenerem Rakowa był Marek Papszun, a GieKSa wygrała w Częstochowie 3:1, nie byłem na meczu, gdyż bawiłem… w Zakopanem na wakacjach.

11. Ogólnie o ile bardzo dobrze pamiętałem tę przestrzeń w pobliżu budynku klubowego, to samych trybun już nie bardzo. Jednak co regularna obecność, to regularna obecność. Musiałem sobie odświeżyć pamięć.

12. Wyszło… tak średnio. Trochę się nie dziwię, że Raków nie mógł grać u siebie w pucharach, więc musiał korzystać ze stadionów w Bielsku i Sosnowcu. Choć w zeszłym sezonie rundy eliminacyjne odbywały się przy Limanowskiego, ale już Kopenhaga, Atalanta czy Sporting musiały zostać przyjęte na innym stadionie.

13. Obiekt, choć estetycznie prezentuje się ładnie, cały czas jest niewielkim stadionem w ultrastarym stylu. Niskie trybuny, zwłaszcza ta gówna, na której siedzieliśmy. Podłoga metalowa, jak na prowizorycznych przenośnych trybunach, z tymi dziurkami. Swoją drogą od tego metalu szło takie zimno, że najbardziej odczuwały to stopy. Na vipach przynajmniej mieli kocyki, a i Kacper Janoszka, dziennikarz jeżdżący za GieKSą wycwanił się i też miał swój kocyk.

14. Przewodniczący Rady Nadzorczej Rakowa, niegdyś m.in. prezes GKS Katowice Wojciech Cygan w wywiadzie w Canal Plus przed meczem mówił, że czeka na ruch prezydenta Częstochowy w sprawie stadionu. Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że lepszy obiekt jest w tym mieście potrzebny, bo obecny w żadnym stopniu nie koreluje z jakością drużyny, która przecież wpisała się spektakularnie do absolutnej czołówki ligi.

15. Sektor prasowy jest ciasny. O ile latem pewnie jeszcze jakoś ujdzie, to zimą zmieścić się na swoim stanowisku w grubej zimowej kurtce, przy tych rozkładanych, studenckich stolikach, jest dość ciężko. Dodatkowo te stoliki, malutkie, że ciężko się rozłożyć i trzeba się gimnastykować. Gdy już osiągnie się pożądaną pozycję, lepiej – dla swojego dobra – pozostać w bezruchu, by przypadkiem nie strącić laptopa na ziemię. Na plus, miękka wkładka na krzesełkach, co powodowało, że choć gdy się usiadło, to w dupsko było zimno, ale gdyby nie to – byłoby jeszcze zimniej.

16. Mając tyle czasu do meczu, puściłem jeszcze Radomiak – Śląsk, który oglądałem w dużej części w drodze do Częstochowy. Radomianie strzelili gola w czasie doliczonym, czym załamali Śląsk, który już półtorej nogi ma w pierwszej lidze. Niesamowity upadek sportowy. A przecież w ostatniej kolejce sezonu zespół nadal walczył o mistrzostwo i w meczu na wodzie wygrał właśnie na tym obiekcie.

17. Przed meczem został uhonorowany Bartosz Nowak, za swój wkład w sukcesy Rakowa. Bardzo miły gest ze strony klubu. Zawodnik chciał się przypomnieć częstochowskiej publiczności, dlatego strzelił gola z rzutu wolnego przepięknym strzałem z połowy boiska. Niestety sędzia tej bramki nie zaliczył. Szkoda, mógł być gol sezonu. Tak samo szkoda, że Sebastian Milewski nie wykorzystał sytuacji sam na sam, bo asysta Bartka byłaby tej samej wysokiej klasy, co w meczu ze Stalą Mielec.

18. Swój honor dostał też Fran Tudor, którego Marek Papszun nazwał „legendą klubu”, a który rozegrał w Rakowie 200 meczów. To prawda, być może Fran to najważniejsza postać piłkarska na przestrzeni tych ostatnich, naznaczonych sukcesami, lat.

19. Różne kluby na początek meczu mają swój odgłos, który leci z głośników z pierwszym gwizdkiem. Pogoń Szczecin ma swój tyfon, Raków dźwięk chyba stukających się medalików. Przynajmniej tak to brzmi.

20. Co to był za mecz! Emocje były naprawdę wielkie. Najpierw Sebastian Bergier strzelił jedną z najbardziej nietypowych bramek, jakie widziałem. Żeby sobie podprowadzić piłkę jeszcze z linii końcowej, wypuścić ją de facto za daleko, bo przecież obrońca Rakowa powinien tysiąc razy do niej dobiec, i posłać takiego szczura w mysią dziurę. Sebastian zrobił to jak rasowy golfista.

21. W przerwie było już tak zimno, że musiałem odstawiać tańce połamańce. Nie dało się inaczej wystać, bo piłkarze nie rozgrzewali między połowami.

22. Jaga miała swojego Halitiego, my w tym meczu mieliśmy Dawida Kudłę, który popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki. To pierwszy tak poważny błąd naszego golkipera, więc nie ma co tutaj robić jakiejś afery. Faktem jest, że taka gra niesie za sobą ryzyko, bo musi być zbliżona do perfekcji. Ivi Lopez wykorzystał sytuację.

23. Ten Ivi to jednak antypatyczny typ. Skakał do Arkadiusza Jędrycha po niestrzelonym karnym, niczym ten Czech do Ruuda van Nistelrooya kiedyś. Szkoda, że Arek po meczu nie podszedł do Iviego w geście triumfu, tak jak słynny Holender, który w tamtym meczu ostatecznie strzelił gola. No ale samym zwycięstwem GKS utarł przeciwnikowi nosa. Sytuację uchwycił Tomek Błaszczyk z oficjalnej strony.

 

24. Arkadiusz Jędrych co jakiś czas nie wykorzystuje rzutu karnego, choć dawno mu się to nie zdarzyło. Ten element mimo wszystko jest do poprawy, bo choć wiele bramek z jedenastek też strzelił, to proporcje mogłyby być bardziej na plus. Ale piłkarz i tak strzela mnóstwo goli, więc może się zdarzyć pudło z jedenastki. Trzeba też przyznać, że strzał nie był najgorszy, ale Trelowski świetnie obronił.

25. Wierzyliśmy, że mimo tej jedenastki, GieKSa będzie dalej parła do przodu, bo przecież grała świetny mecz. I to, że po naporze Rakowa i tym karnym, katowiczanie się nie podłamali, świadczy tylko o jakości tej drużyny. Radość, którą sprawił nam Mateusz Kowalczyk strzelając tego gola była ogromna.

26. Na ostatni kwadrans wszedł na boisko Leonardo Rocha, który po raz trzeci zagrał z GKS w tym sezonie. Jakże dał nam się we znaki na inaugurację na Bukowej, kiedy ustrzelił dublet, gdy pogubiona GieKSa jeszcze nie wiedziała, jak się w tej lidze gra. Ten stan trwał tylko jedną połowę. A Rocha pokarał nas jeszcze w Radomiu. Swoistego hat-tricka nie ustrzelił.

27. Na szczęście na boisku nie pojawił się Michael Ameyaw. Ten też nam strzelił pięknego gola, jeszcze w barwach Piasta. Na szczęście też Piast już go nie ma.

28. Co do Rochy, to miło się zrobiło, jak za mną jacyś lokalni dziennikarze mówili, że „na GieKSa.pl pisali, że Rocha może jako pierwszy w historii strzelić w trzech meczach z jednym rywalem”. Co prawda aż tak nie pisałem, bo nie wiem czy pierwszy, do tego były sezony, w którym kluby grały ze sobą nawet trzy czy cztery razy, ale w systemie dwurundowym – kto wie. Ale i tak było to miłe 🙂

29. Na konferencji padło sporo pytań do Rafała Góraka, podobnie jak tydzień temu to Janusza Niedźwiedzia na Bukowej. Może to trenerom gości zadaje się teraz więcej pytań? Marek Papszun natomiast nieco zasępiony narzekał na rotacje w linii obrony, uniemożliwiające stabilizację tej formacji.

30. Mixed Zona tym razem, w związku z samą infrastrukturą stadiony, była szeroka i umowna. Dostęp do piłkarzy był łatwiejszy niż na dużych obiektach typu Lech i Legia, gdzie jest to bardzo mocno wydzielone. Trochę stary vibe stadionów, po których jeździliśmy w dawnych latach.

31. Po konferencji zebraliśmy się bardzo szybko i znów momentalnie byliśmy w Katowicach. W radosnych nastrojach, bo GieKSa odniosła naprawdę spektakularne zwycięstwo.

32. Katowiczanie tym samym wyprzedzili Motor Lublin i na ten moment jesteśmy najlepszym beniaminkiem. Kiedyś były takie turnieje beniaminków w Mławie i tam awansujące ekipy mogły udowodnić swoją wyższość. Tym razem pojedynek jest korespondencyjny, oczywiście oprócz bezpośredniego starcia, a to czeka nas już za dwie kolejki. Jesteśmy na ósmym miejscu i do czwartej Legii tracimy zaledwie cztery punkty.

33. Czekamy na mecz z Piastem!

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna

Piast Gliwice kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Piast Gliwice to stara ekipa z Górnego Śląska. Ich problem wizerunkowy polegał na byciu w cieniu innych śląskich ekip ze względu na brak klubu w poważnej piłce. W latach 90., jak i na początku 2000 roku kształtowały się w Polsce układy sił (szczególnie w derbowych miastach), a Piast miał wyjątkowo trudno – ze względu na wycofanie się z ligi w 1993 roku.

W 1997 roku zespół został reaktywowany na poziomie okręgówki, a na wyjazdy do takich miejsc, jak Poniszowice, Bargłówka, Kleszczów, Wielowieś, Toszek, Pyskowice, Bycina, Ciochowice, Miasteczko Śląskie, Żernica, Ornontowice, Strzybnica czy Nakło Śląskie, zapuszczała się najwierniejsza ekipa Piastoholików. Chuligani Górnika Zabrze wykorzystali zapaść piłkarską w Gliwicach i Torcida mocniej rozwinęła tam swoje wpływy. 

Klub od połowy lat 70. regularnie grał na poziomie zaplecza, robiąc kilka podejść do elity. Doszli w międzyczasie także do Finału Pucharu Polski, ale nie udało im się zdobyć upragnionego trofeum. Nie przeszkodziło to w zbudowaniu ekipy, która dorobiła się pierwszych zgód – z takimi firmami jak Lechia Gdańsk czy Ruch Chorzów. To już mówi wiele, jaki rozwój zanotowali kibice, którzy potrafili w 1983 roku pojechać w 1000 głów do Piotrkowa Trybunalskiego i tam właśnie związać się z Lechią zgodą. Rok później, dzięki zgodzie Ruchu z Widzewem, sztama RTS – Piast stała się faktem podczas derbów ŁKS – Widzew (jesień 1984).

W 1985 roku na stadionie Wojska Polskiego rozegraliśmy swój pierwszy finał Pucharu Polski z łódzkim Widzewem, który wówczas tworzył potężną koalicję zgód. Mieli sztamę z Jagiellonią Białystok, Ruchem, Wisłą Kraków (każda z wymienionych ekip miała też zgodę między sobą) i tego dnia Piast także wsparł RTS-  zasiadając wśród 2000 kibiców z czerwono-biało-czerwonej strony Łodzi.

W latach 90., oprócz wspomnianej zapaści piłkarskiej, kiedy Piast nie miał po prostu gdzie się pokazać, związali się chwilowo w układem chuligańskim z BKS Stal Bielsko-Biała. Jednak wspólny wyjazd do Łazisk jesienią 1998 roku wiele zmienił. Piast, przy bierności bielszczan, został obity przez Zagłębie Sosnowiec, które jechało na swój ligowy mecz. Natomiast BKS postanowił w trakcie meczu pojechać do Zagłębia, co już było jasnym sygnałem, że relacja dobiega końca. Korzystając z wizyty w Łaziskach oraz widząc tam zbierających się chuliganów Ruchu (głównie z Mikołowa), Piast postanowił zgadać się na jednodniowy pakt i przeprowadził wspólny atak na pociąg z kibicami Zagłębia, które wracało przez dworzec w Mikołowie.

We wrześniu 1999 roku doszło do przybicia układu chuligańskiego, a zaraz później przekucia relacji w zgodę, z Polonią Bytom. Przez starą i mocną sztamę Polonii z Odrą Opole, naturalnym krokiem była zgoda Piasta z OKS-em, co utworzyło niebiesko-czerwoną koalicję. Trwało to wszystko do jesieni 2005 roku – wtedy zaczęły dochodzić głosy, że zgoda Piasta z Polonią się rozsypała. „Mecz zgody” w Gliwicach miał wiele rozstrzygnąć. Na derbowy pojedynek przyjechało 200 fanów Polonii, którzy – zajmując łuk przypominający sektor gości (stali za żywopłotem) – dali do zrozumienia gospodarzom, że dziś wspólnie nie będą świętować zgody. Natomiast Odra Opole, która przyjechała na wspólne święto, zdezorientowana niezręczną sytuacją, zajęła neutralny sektor, żeby pokazać, że nie stoi po żadnej stronie. Po niedługim okresie także zgoda Odry z Piastem poszła w zapomnienia. Piast został sam, a Odra z Polonią mają się, od 1987 roku, dalej ku sobie.

Obecnie Piast ma dwie zgody i podobnie jak my – jedną zagraniczną i jedną regionalną. Z białoruskim BATE Borysów trzymają się od 2011 roku. Z kolei sztama z GKS Jastrzębie została przybita oficjalnie w 2021 roku, ale wcześniej związali się układem chuligańskim. Z dobrych relacji, ale nie mających konkretnej nazwy (coraz częstsze zjawisko na polskim podwórku), należy wspomnieć o RKS Radomsko, z którym działają na niwie chuligańskiej. Przez sztamę z GKS Jastrzębie mają również dobre kontakty ze Stalą Stalowa Wola. Kilka lat temu mieli kontakty z chuliganami Sigmy Ołomuniec, u boku której stoczyli wygraną awanturę banda na bandę z koalicją Górnik Konin & Odra Wodzisław.

Nasza kibicowska rywalizacja jest bardzo krótka. Owszem, piłkarze rywalizowali ze sobą od utworzenia GieKSy – zaczynając w sezonie 1963/1964 aż do 1982 roku, kiedy GieKSa świętowała awans do elity, a Piast dalej grał na zapleczu.

Nasze pierwsze kibicowskie zderzenie ze sobą miało miejsce jesienią 2007 roku. Przyjechaliśmy jako beniaminek w 373 osoby. Mimo otrzymania 200 biletów wszyscy zostaliśmy wpuszczeni, a dokładniej… upchani do czegoś, co przypominało klatkę dla zwierząt (na dodatek zamkniętą łańcuchem). W tej liczbie było 10 kibiców Banika Ostrava, a podczas jazdy przez Zabrze do Gliwic, dosiadło się do nas kilkudziesięciu Żaboli, z którym od tego roku zaczął łączyć nas układ chuligański. Gospodarze postanowili wspomnieć o nim w swojej „estetycznej” oprawie.

Wiosną 2008 roku zagraliśmy derby na Bukowej. Były to dla nas „nowe derby”, bo Piast pierwszy raz w historii (i jak się później okazało – ostatni) mógł się pojawić na Bukowej, ale ich liczba – mimo bliskiej odległości – budziła podziw. Przyjeżdżając w liczbie 1100 głów, zaskoczyli w tym dniu chyba samych siebie. Warto odnotować, że tą liczbą Piastoholicy wpisali się do topu kibiców gości, którzy pojawili się na GieKSie kiedykolwiek. Wykręcić ponad 1000 osób na Bukowej potrafiło mało ekip. Niewielka liczba kilometrów nie ma tutaj znaczenia. Piast na koniec sezonu awansował do Ekstraklasy.

Ponownie spotkaliśmy się w 2010 roku, ale na jej zapleczu. Tym razem pojechaliśmy do Gliwic jesienią, już oficjalnie jako zgoda Górnika (od 2009 roku), więc ciśnienie między nami urosło. W klatce zameldowało się 330 głów, w tym 7 JKS Jarosław, z którym rok wcześniej odnowiliśmy relację oraz 5 fanów Banika. W trakcie meczu Piast wysypał się w naszym kierunku, ale była to bardziej pokazówka, którą szybko wyjaśniła ochrona, gazując oba sektory.

W marcu 2011 roku doszło do rewanżu, ale nie miał już takiego prestiżu, przez wyłączoną Trybunę Północną, która przez zły stan techniczny przestała pełnić rolę jednego z najlepszych sektorów gości w Polsce. Na meczu debiutowało kilka odnowionych naszych flag: Gladiators, VIP czy Pierońskie Hanysy oraz płótno naszej legendy z Giszowca – ŚP. Pisaka.

W tym samym roku jesienią zagraliśmy ponownie na Bukowej. W październiku przy garstce najwierniejszych kibiców oraz wciąż nieczynnego sektora gości, piłkarze wygrali derby 3:2.

W maju 2012 roku pojechaliśmy do Gliwic w 700 osób (w tym 50 Banik i 47 Górnik), jednak przez beznadziejną i złośliwą ochronę, weszło tylko 450 GieKSiarzy. Po awanturze reszta nie obejrzała już spotkania. Gospodarze ponownie oprawę skierowali w naszym kierunku. Piast po sezonie świętował powrót do Ekstraklasy, a my czekaliśmy 12 lat, żeby się ponownie spotkać. Nareszcie w Ekstraklasie!

W sierpniu 2024 roku zarząd gospodarzy poszedł po rozum do głowy i nie kombinował z pulą biletów. W poniedziałkowy wieczór mogliśmy wspierać piłkarzy przy pełnym sektorze gości, który liczył 986 głów – w tym 16 Banik, 55 Górnik i 1 ROW Rybnik. Gospodarze mocno się zmobilizowali, wystawiając nabity młyn liczący 1700 gardeł, a duże wsparcie otrzymali od swojej zgody z Jastrzębia.

W niedzielę po 17 latach Piast zawita na Bukową. Naprawdę kawał czasu… Do zobaczenia na Blaszoku!

Część materiałów została zaczerpnięta ze strony www.GzG64.pl. – najlepszej kroniki kibiców GieKSy.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Pożegnanie Bukowej w niedzielę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Departament Logistyki Rozgrywek opublikował terminarz 24. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy.

GieKSa domowy mecz z Zagłębiem Lubin rozegra w niedzielę o godzinie 12:15. Nasz poprzedni mecz z Zagłębiem Lubin zakończył się wyjazdową porażką 0:1 po golu Huberta Adamczyka w 87. minucie. Wedle wszystkich znaków na ziemi i niebie, będzie to nasz ostatni mecz przy Bukowej.

24. kolejka:

7 marca (piątek)

Korona Kielce – Puszcza Niepołomice, godz. 18:00
Śląsk Wrocław – Pogoń Szczecin, godz. 20:30

8 marca (sobota)

Cracovia – Radomiak Radom, godz. 14:45
Piast Gliwice – Raków Częstochowa, godz. 17:30
Lech Poznań – Stal Mielec, godz. 20:15

9 marca (niedziela)

GKS Katowice – Zagłębie Lubin, godz. 12:15
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze, godz. 14:45
Widzew Łódź – Jagiellonia Białystok, godz. 17:30

10 marca (poniedziałek)

Motor Lublin – Legia Warszawa, godz. 19:00

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga